Krok w mrok - purpur
Proza » Obyczajowe » Krok w mrok
A A A
Od autora: Wszelkie podobieństwo do osób i miejsc jest kompletnie przypadkowe. No chyba nie do końca? Do końca, do końca. No ale chyba nie do wszystkich osób? Do wszystkich - czyli do żadnej. No ale może nie kompletnie, co? Całkowicie i absolutnie. No a Andżelika?
Hmm... No dobra, wszelkie prawdopodobieństwo do osób i miejsc jest kompletnie przypadkowa, poza Andżeliką.
Zadowolony?
Taaa:)

Zaznaczam, że powyższe jest ostatnim humorystycznym elementem w tym opowiadaniu :)

Zapraszam!

---
<.> W tym miejscu chciałbym podziękować naszej "żółtej pigułce szczęścia" - Joan Mart, za bardzo cenne nauki i poprawki powyższego tekstu! Teraz już tylko dwa, trzy lata treningu i dalej dam już sobie radę :) Dziękuję! <.>

 

   Lustro - spowiednik wszystkich niezdecydowanych, wszystkich pragnących. Dzisiaj i Marta stanęła przed jego obliczem i liczyła na jakąś rozsądną sugestię. Długi wełniany płaszcz już zadomowił się na ramieniu, buty dziarsko stukały w drewniany parkiet. Tylko ona czekała, rozważała. Dłonie powędrowały na twarz, rozciągnęły policzki, rozmasowały zmęczone oczy. Nie chciała wychodzić.

- Mamo, mamo! – Złote włoski wybiegły z kuchni, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów lalkę. Chwilę później były już przy nodze Marty i stanowczym szarpnięciem za połać płaszcza, przywołały jej spojrzenie.

- Tak, króliczku?

- Zobacz mamo, lala pije! – Mała buteleczka została wciśnięta pomiędzy plastikowe wargi.

- Pięknie  – uśmiechnęła się Marta.

- Widzisz, ja też jestem mamą, bo ją tulę, bo ją głaskam, bo daję jej jeść!

- No pewnie! Ty też masz swoje maleństwo, tak jak ja mam ciebie. – Dłoń powędrowała pomiędzy kosmyki na głowie, zakręciła się, musnęła i uciekła.

- Taaa!

- A teraz leć do pani Kasi, mamusia musi wyjść, kochanie. – Zanim minka zdążyła dogonić czerwieniejące oczy, dodała – zobaczysz, wrócę zanim zatęsknisz.

- Ale ja, już tęsknię…

 

   Cztery piętra niżej, przywitał Martę chłód wczesnej wiosny. Jej zmienny humor, dzisiaj zaprezentował przechodniom mżawkę oraz syczące podmuchy. Aby jednak nie wyjść na zupełną zołzę, dodała do zestawu dwa lub trzy świetliste promyki słońca - no cóż, lubiła być lubiana. Kołnierz został podniesiony, pasek oplatający biodra, zaciśnięty. Ruszyła. Upłynęło pięć lat odkąd przeprowadziła się do stolicy. A właściwie nigdy nie oglądała tego miasta. Czas podzieliła pomiędzy pracę a pewną dziecinkę, która zamieszkiwała jej serce. Do tego bała się i to był główny powód dla którego zamknęła się w swoim małym świecie: pieczątki i papierki, pieluszki i uśmieszki.

- Dzień dobry, jeden dzienny poproszę – wypowiedziała zaklęcie do otworu w szybkie kiosku. Zadziałało, po chwili ukazała się dłoń, dzierżąca mały papierowy kartonik.

Pojawiły się również oczy – na coś czekały. Marta zawisła na tym spojrzeniu, wydawało jej się, że trwa ono stanowczo za długo. Te oczy przyglądały się jej, badały. Czy one mogą coś wiedzieć? … ekchem… Odruchowo wsunęła rękę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Dotknęła małego pakuneczku, który się tam znajdował. Poczuła pewnego rodzaju ulgę, taką drobinkę ciepła, która powędrowała wzdłuż palców i rozlała się po całym ciele. Ale te oczy… one dalej wiercą!

- Czego pani chce? – Stanowczo. Mocno. Za mocno.

- Należy się siedem złotych.

- Aaa… przepraszam… oczywiście.

Boże! Zaczyna od tego wszystkiego wariować. Siedem złotych… A ona już wyobraża sobie nie wiadomo co. Dlatego właśnie ta wycieczka jest jej tak potrzebna, musi się tego pozbyć, musi zapomnieć. Musi! Inaczej oszaleje. To jest ostatni element, który łączy ją z tamtym dniem, no prawie…

 

   Schowała się w wiacie przystankowej. Tutaj wiatr dał odpocząć od swoich jęków. Mimo, iż przystanek znajdował  się na brzegu ruchliwej ulicy, odniosła wrażenie, iż zrobiło się ciszej.

Chwilowa ulga. 

…nieee … 

Chociaż nie, nie do końca… 

Bo teraz strach i zdenerwowanie otrzymawszy wolną drogę w myśli - skorzystały z niej. Tamte wydarzenia stanęły przed oczami, tamten strach i obecne udręczenie. Setki razy myślała o tym, co zrobiła. Analizowała, przepraszała, błagała, płakała. Właśnie do tego służył jej skrycie przechowywany przedmiot, który dzisiaj wylegiwał się w miękkiej ciemności kieszeni. To właśnie on był adresatem jej próśb, bo to on był personifikacją osoby, którą tak bardzo skrzywdziła. A teraz musi odejść. Teraz musi ją zostawić w spokoju, bo inaczej... Wdech, wydech.

Ukradkiem spojrzała na postać siedzącą obok. Jakiś facet, skrywający twarz w cieniu kapelusza. Swoją drogą, dość dziwna postać.

Czy on jej się przygląda?

…taaak …

Nie. Tylko spojrzał. A teraz wpatruje się w zegarek. Pewnie czeka na kogoś. Znowu spojrzał. Przypadek? A może wie. Może, już wszyscy wiedzą i tylko czekają na właściwy moment, aby ją zabrać. Dawno nie oglądała telewizji, a obiecywała sobie, że będzie śledzić wszystkie ogłoszenia, komunikaty. Może jej zdjęcie wyświetlały już tysiące migoczących pudeł. Może wszyscy tutaj, ją poznają. A nawet jeśli nie poznają, to może czują, że gdzieś już ją widzieli. Szukają w głowie tego momentu, gdy jej oczy, nos wystawione były na publiczny pręgierz. Poszukiwana. Boże! Znowu spojrzał! Iść! Nie stać! Gdy się nie przemieszczasz to już, w części, jesteś schwytana - jesteś ich. A nie może być. Nie może.

A-kuku! Tak, to ja! Zaufany kumpel twojego cienia, złowrogie skrzypnięcie za twoimi plecami. Jestem tym, co nie pozwala ci zamknąć oczu nocą. Jestem tym, co nie pozwala ci powędrować w nowy dzień. Pozwól, że potarmoszę chwilę nasze ja. Pójdę sobie, a jakże! Ale za chwilę, za momentów sześć!

 

   Marta przebiegła spory kawałek. Zatrzymał ją ból w płucach. Ostatnio tyle biegała, gdy była małą dziewczynką. A wysokie kozaki nie ułatwiały zadania. Zmęczenie dało jej jednak chwilę odpoczynku od zaborczych myśli. Wrócił spokój, wrócił rozsądek. Niemożliwe, aby wiedzieli. Niemożliwe. Ponownie sięgnęła do kieszeni. Jest. Dobrze. Spokojnym krokiem podeszła do kolejnego przystanku, tym razem jednak nie ukryje się w cichych ramionach wiaty. O nie! Postoi i poczeka tutaj.

 

   Jechała linią 515 w stronę Dworca Centralnego. Przedpołudniowa pora oznaczała wolne miejsca, puste przestrzenie. Nie skorzystała jednak z oferty brązowych foteli, bała się, że rozluźnienie i komfort przygonią ponownie jej maszkary. Wypychała więc te natrętne obrazy poza obszar widzenia, poza krąg swoich myśli. Powoli, lecz konsekwentnie powracało uczucie panowania nad sytuacją, powracały ciepłe myśli, spokojny oddech… Wtedy też autobus zatrzymał się. Wyjrzała przez okno, aby odnaleźć źródło tego przestoju. Sznur cicho powarkujących aut, blokował drogę – w tym miejscu, niezależnie od pory dnia, tworzą się zatory drogowe. A na ich końcu, tuż za światłami… migają policyjne koguty!

Szpony zatracenia ponownie wbiły się w miękkie części ciała. Odganiane, tylko głębiej znaczyły swoją drogę. To przecież nic. Przecież oni zawsze tam stoją. Centrum. Tutaj są zawsze. Ale… trącona struna, już rozpoczęła swoje vibrato. Tak długo dręczyła się tą myślą, że któregoś dnia, ktoś zapuka do jej drzwi. Że któregoś dnia, ktoś złapie ją za rękę na ulicy. I co miałaby odpowiedzieć, jak mogłaby się usprawiedliwić? Nie mogła… Doskonale wie zarówno o swojej winie, jak i o potrzebie jej odkupienia. Musi spłacić ten dług, w takiej lub innej formie. Tylko… on niestety był niespłacalny. Mogła tylko przepraszać, błagać o wybaczenie. Nie znając nawet osoby, której wyrządziła tę krzywdę. Wprawdzie wyobrażała ją sobie. W jej wizji to była zawsze młoda kobieta. Wysoka, szczupła, o włosach które ukochał sobie wiatr. Milcząca. Zawsze i bez wyjątku. Niezależnie jakie słowa kierowane były do niej, jej odpowiedzią zawsze były zaciśnięte usta, poważne oczy.

Wybacz! Błagam cię, wybacz mi. Co mogę zrobić, abyś zrozumiała mój czyn, abyś spróbowała postawić się w mojej sytuacji? Nie jestem złem. Nie jestem…

I znowu. Blond włosy tańczyły rozganiane niewidzialną dłonią, lecz usta… one milczały.

Wybacz!

Błagam!

- Masz mi wybaczyć! - ostatnie zdanie nie zakończyło swojego żywota w głowie. Nie, ono wyskoczyło przez zaciśnięte usta i z furią przebiegło przez zaskoczony autobus. – Rozumiesz!

Twarze. Wszystkie teraz skierowały się w jej stronę. Wykrzywione, przebrzydłe ludzkie twarze. Kiwały się, potakiwały, a ich oczy… krzyczały. Wszystkie słowa, które nigdy nie padły od niemej pani, teraz, tutaj, przybywały za pośrednictwem zimnych spojrzeń. Domagały się kary, domagały się krwi.

- Zostawcie mnie! – krzyczała Marta – zostawcie mnie w spokoju. Wy… wy… - Dłonie zacisnęły się w pięści. Zwierzęcy instynkt wziął górę nad ludzkim odruchem. Wierzgała, rzucała się w stronę zaskoczonych pasażerów. A dłonie szarpały pustkę.

Kierowca otworzył środkowe drzwi. Pomimo potoku przekleństw i zapierania się nogami, udało mu się wyrzucić ją na ulicę.

- Posłuchaj mnie, ćpunko, bo powiem to tylko raz! – Palec wskazujący zawisł na wysokości jej oczu. – Wypierdalaj!

Aj! To boli! Czemu pozwalasz tak nami szarpać! Zostaw go, zostaw ich. Chodź ze mną - daj mi swoją dłoń. Zaopiekuję się tobą - obiecuję. Będę kochać, będę pieścić, będę…

Kolejny raz, zaciskając zęby, wyrwała się z lepkich macek. Rozejrzała się… ulica… samochody… i ten człowiek, w kurtce motorniczego… porządny człowiek… o co mu chodzi… dlaczego?

Biec!

 

   Wystawowe okna wodziły za nią wzrokiem. Miejskie latarnie zginały swoje długie szyje, aby nadążyć za pędzącą postacią. Ciemność klatek schodowych. Świetlistość małych podwórek. Zaułki skrywające niechcianych gości i drewniane ławki otaczające puste piaskownice. A ona biegła, uciekała od wszystkiego, co mogłoby ją zatrzymać, zabrać… Aż padła.

 

   Otworzyła oczy. Szczyty budynków tworzyły odległy kwadrat swoimi brzegami. A wyżej, dużo wyżej, chmury, które nie zważając na nic, niosły swoje puchate pragnienia w nieznane krainy. Była kompletnie wyczerpana, zarówno fizycznie, jak i psychicznie i może właśnie to sprawiło, iż zrozumiała: być może nikt, nigdy, nie złapie jej i wymawiając oskarżycielskie słowa, nie zamknie w żelaznej klatce. Być może nikt, nigdy, nie zapuka do drzwi z rozkazem odebrania jej wszystkiego, co jest dla niej cenne. Tym niemniej, musi zapłacić za to co zrobiła. Te wizje, te szpony szaleństwa, które coraz mocniej wgryzały się w jej duszę, to właśnie była jej osobista kara. I prawdopodobnie, nigdy jej nie odpuści.

- Przepraszam… – spróbowała po raz ostatni.

Przepraszam? Phi! No naprawdę, myślałem, że stać cię na więcej. Banalne, proste – nieskuteczne. Potrzebujesz mnie, tak samo jak ja ciebie. Beze mnie jesteś połową. Jesteś kubkiem, zanim pojawi się w nim herbata. Jesteś nikim. Nikim, mówię…

 

   Godzinę później była już w pociągu. Usiadła w środkowym rzędzie, a nieobecne spojrzenie skierowała na przepływający krajobraz. Wzrok prześlizgiwał się po czubkach drzew, po polach, które niebawem wybuchną wszystkimi odcieniami życia. Swoisty rodzaj spokoju powrócił do udręczonego umysłu.

 

   Wysiadła na małej stacji niedaleko Siedlec. Kiedyś już tu była, ona i jej maleństwo. Wtedy jednak, było gorąco i niemożliwie wręcz zielono. Teraz to wszystko jeszcze czekało, jeszcze zastanawiało się jaką formę przybrać tego roku. Przeszła może dwa kilometry, a może trzy. Ciężko jej było to ocenić, wiedziała gdzie chce dojść, więc odległość była jedynie czasem, który należy na to poświęcić. Stanęła pod frywolnie rozłożystym dębem. Jego gruby pień wypiętrzały dziesiątki większych i mniejszych guzków. A korona tonęła gdzieś w oddali. Wyobrażała sobie, iż jest tak wysoki, iż może prowadzić pogawędki z niżej lecącymi chmurami. Tak przynajmniej określiła go, jej córeczka. Powiedziała, zupełnie niechcący, coś co spowodowało dzisiejszą wizytę:

- Mamo, czy to drzewo było tu zawsze?

- Może nie, maleńka. Ale na pewno jest tu od dawna.

- Aha. Dłużej niż ty?

- O tak! Na pewno dłużej.

- Aha. Czyli jest tu od zawsze i będzie zawsze, jak ty? Prawda?

Trzymając zawiniątko z wewnętrznej kieszeni, potarła szorstką korę.

- Mam tutaj coś. Coś bardzo ważnego i jednocześnie kompletnie nieistotnego. Coś co kocham nad życie i jednocześnie jest moim największym błędem. Proszę, przechowaj to dla mnie.  Może kiedyś po to wrócę i rozliczę mój czyn – mówiąc to odwinęła pakuneczek. W jej dłoni leżała teraz malusieńka plastikowa opaska, na której ktoś napisał dwa słowa. Patrzyła na nią przez chwilę, a następnie delikatnym ruchem wrzuciła ją do niewielkiej dziupli dębu.

---

   Piątek. Dzień, kiedy ludzie, już po części są myślami gdzieś indziej. Niektórzy rozmyślają, jaka to kiecka będzie najbardziej odpowiednia na wieczorne spotkanie, a inni planują jakiś specjalny niedzielny obiad. Nieważne. Ważne jest to, że podczas gdy ich myśli beztrosko podróżują po weekendowych atrakcjach, to nie mają czasu uważać na wszystko, co się dzieje dookoła nich. I właśnie na taką okoliczność liczyła Marta stojąc na szpitalnym korytarzu.

Patrzyła przez szklane drzwi na dwie pielęgniarki rozmawiające pod jedną z sal. Ta grubsza, o kasztanowych włosach to Mariolka, ta niższa, to Karolina. Będzie jeszcze trzecia, jej imienniczka, Marta, ale ona zawsze się spóźnia. Miała wielką nadzieję, iż dzisiaj będzie tak samo. O! Karolina się zbiera. Marta spojrzała na zegarek, trzynasta, tak - koniec zmiany.

- No teraz buzi, buzi i Karolinko, do domu! – wyszeptała w myślach.

Po chwili pielęgniarka minęła ją w drzwiach. Zupełnie jej nie zauważyła.

- No Mariolka, czy nie czas na śniadanie? – Znowu zagrało jej w myślach.

Grubsza z pielęgniarek przez chwilę przeglądała trzymane w ręku papiery. Następnie podniosła wzrok na ścienny zegar i przez chwilę mamrotała coś pod nosem.

- Nic się nie martw Mariolka, przecież ona zaraz przyjdzie, przecież codziennie się spóźnia te dziesięć minut, idź jeść, idź… - podpowiadała Marta.

Jak na zawołanie, Mariola odwróciła się i powolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi prowadzących do wind. Marta zaczajona pod wejściowymi drzwiami, czekała aż tamte zaterkotają głośno. To była codzienna rutyna, którą poznawała przez ostatnie dwa tygodnie. Raz w przebraniu sprzątaczki, innym razem jako matka z brzuszkiem. Wszystko spisywała, wszystko notowała. Wiedziała gdzie są kamery i które są włączone; gdzie, które drzwi prowadzą. Poznała rozkład dnia pielęgniarek, poznała ich zwyczaje. Wybrała piątek, godzinę  trzynastą, bo wtedy zazwyczaj nikogo tu nie było. Miała około ośmiu, może dziesięciu minut, aby wejść i wyjść.

Łup, łup, łup – zaterkotały puszczone przez Mariolę drzwi. Dźwięk ten oznaczał jedno - ruszaj!

Chwilę szamotała się z zamkiem, ale klucz pasował. Podbiegła do sali numer jeden. Z wielkiej torby wyciągnęła metalowy przedmiot, którym poczęstowała szybę w drzwiach. Drobinki szkła odegrały przytłumioną pieśń na gumowanej podłodze. Ostrożnie, aby nie poranić się od resztek szkła, które pozostały na swoim miejscu, otworzyła drzwi wewnętrzną klamką. Sala rozbrzmiała serenadą na wiele malusieńkich głosików. Marta podbiegła do jednego z łóżeczek. Popatrzyła na wykręconą od płaczu twarzyczkę. Delikatnym ruchem przejechała po policzku. Przekrzywiła głowę i wyszeptała…

- Cześć króliczku…

Wzięła ją na ręce i najostrożniej jak potrafiła ułożyła w wyściełanej kocem torbie. Zanim zapięła suwak, szybkim ruchem zdjęła mała plastikową opaskę z imieniem i nazwiskiem dziecka. Popatrzyła na nią. Był to jedyny dowód na to, że to maleństwo nie jest jej. Jedyny twardy dowód. Powinna go wyrzucić. Ale… był to również jedyny ślad po jej naturalnych rodzicach. Targało nią niemiłosiernie. W końcu wcisnęła tę nieszczęsną opaskę w kieszeń bluzy i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
purpur · dnia 16.02.2016 16:49 · Czytań: 1098 · Średnia ocena: 4,38 · Komentarzy: 30
Komentarze
Joan Mart dnia 16.02.2016 20:55 Ocena: Świetne!
no właśnie, co sprawia, że rodzi się w nas myśl, potem podejmujemy decyzję a następnie działania, który pogrążają nas w mroku - skąd się bierze ten pierwszy krok?
piszesz bardzo (chciałam tu użyć innego określenia, ale zauważyłam, że nie przepadasz za wulgaryzmami) sugestywnie - przy tym fragmencie
Cytat:
Wdech, wy­dech.

byłam juz tak bardoz zanurzona w tej historii (mimo, że czytam ją kolejny raz), że mimowolnie zrobiłam wdech i wydech, a le to pikuś do gwiazdek (drugiej części opowiadania) czułam się tak, jak ta kobieta - pogrąż
ona w mroku, strachu z tym głosem w głowie dręczącym bezlitośnie
opisy są niezwykle obrazowe - ja tam po prostu jestem - biegnę widzę, padam
a to to zdanie uwielbiam
Cytat:
Szczy­ty bu­dyn­ków two­rzy­ły od­le­gły kwa­drat swo­imi brze­ga­mi.


no i to przejście od rodzącego się szaleństwa to zwykłej codzienności szpitalnego korytarza - od chaosu do ciszy, by na koniec powalić totalnie - czyn tej kobiety - niewybaczalny, dla mnie kwalifikując się na karę śmierci (choć jestem przeciwnikiem tej kary ze względu na zbyt wiele pomyłek wymiaru sprawiedliwości)

uwielbiam Twoją prozę, bo choć w pierwszym momencie potępiam tę kobietę, to jednocześnie nie dajesz żadnych odpowiedzi, wskazówek, jakie były przyczyny jej decyzji, jak to się koczy i ta historia siedzi mi w głowie i sam już snuję wizje początku-początku i końca
czytając takie Utwory rozumiem, o co chodzi w pisaniu, które mnie tak fascynuje, ale jeszcze nie mam tak wszystkiego poukładanego
p.s. polecam się na przyszłość - czytanie Twoich opowiadań nie jest strata czasu - czytam kolejny raz a nie nudzę się
Jaga dnia 17.02.2016 09:13
Trudny temat. Ciężko opowiedzieć się za bohaterką, bo jej czyn jest jednoznacznie naganny. Mimo dręczących ją wyrzutów sumienia - nie mogę jej usprawiedliwić. Nie mam dla niej grama sympatii.
Twój tekst przeczytałam z dużym zainteresowaniem, lecz główne emocje, które mnie ogarnęły to złość na bohaterkę, spóźnioną pielęgniarkę i policję, która nie znalazła do tej pory winnej. Współczucie dla matki, choć nic o niej nie wiem. Może łatwiej byłoby „rozgrzeszyć” Martę, gdybyśmy znali sytuację dziecka np. fakt, iż była porzucona. Jednak nic na to nie wskazuje.
Nie ma tu więc miejsca na dylematy moralne. Szkoda.

Piszesz bardzo dobrze, wciągasz czytelnika w stworzony przez siebie świat. Gratuluję.

Proponuję Ci przemyślenie akapitu:

„Cztery piętra niżej, przywitał Martę chłód wczesnej wiosny. Jej zmienny humor [ Rozumiem, że humor wiosny], dzisiaj zaprezentował przechodniom mżawkę oraz syczące podmuchy. Aby jednak nie wyjść na zupełną zołzę, dodała do zestawu dwa lub trzy świetliste promyki słońca - no cóż, lubiła być lubiana.” Tu bardzo ciekawie piszesz o wiośnie, ona jest podmiotem.
Za chwilę wracasz do Marty, ale nie uprzedzasz czytelnika : „Ruszyła. Upłynęło pięć lat odkąd przeprowadziła się do stolicy.(...)”

Trochę mi to zgrzyta.

Pozdrawiam serdecznie,
Jaga
Niczyja dnia 17.02.2016 10:09
Mocne! Bardzo emocjonalne! Czytałam dziś w nocy...
Tekst trzymał mnie w napięciu i nie pozwalał oderwać wzroku choć na chwilę. Do końca nie wiedziałam jakie będzie rozwiązanie zagadki. Jaka tajemnicę skrywa ta kobieta.
Napisane rewelacyjnie, tak jak lubię:) Gratulacje!

Od razu samoistnie przypomniał mi się oglądany dawno temu film. Nie pamiętam tytułu, ale silnie mną wstrząsnął kiedyś. Może na nim się wzorowałeś, nie wiem. W każdym razie była tam kobieta związana z pewnym przystojnym mężczyzną. Nie mogli mieć dzieci i żeby go zatrzymać udawała, że jest w ciąży. Poduszki itd... Facet, jak zawsze ślepy, nic nie zauważył albo takim go pokazano w filmie.
Sfiksowana bohaterka ukradła dziecko ze szpitala i wróciła z nim do domu. Dziecko płakało ciągle, kobieta nie miała pokarmu, bo niby skąd, a było po prostu głodne. Facet się denerwował, kobieta również... Nie pamiętam już zakończenia, ale chyba źle skończyło się to dla złodziejki dziecka. Facet jak miał odejść i tak odszedł, ją chyba zapała w końcu policja, a dziecko wróciło szczęśliwie do swojej prawdziwej matki:)

Bardzo dobrze napisane. Temat tym razem wciągnął mnie na maxa!

Pozdrawiam Ciebie Purpurze,
Niczyja
purpur dnia 17.02.2016 10:50
O rany - jak miło, ile odwiedzin!!!

Szczerze to nie wiem, jak to zrobić, aby moja odpowiedź na Wasze komentarze, nie skończyła się cztero-stronicową odpowiedzią :p

Joan - jesteś absolutnie za dobra w ocenie mojego pisania... Twoje komentarze są tak przemiłe, że muszę je czytać w odstępach czasowych, a i tak, robię się przez nie nieznośny, bo nos szoruje po suficie :p Taka reakcja czytelnika powinna być za dziesięć lat! Zupełnie nie zasługuję na nią teraz - i mówie zupełnie poważnie, no dobra, prawie zupełnie poważnie :)

Joan Mart napisała:
Szczy­ty bu­dyn­ków two­rzy­ły od­le­gły kwa­drat swo­imi brze­ga­mi.

Z tylu zdań które zapisałem, akurat to trafiło do Ciebie. Sporo mi to mówi, bo wiesz, zastanawiałem się nad nim, bałem się, że ono powinno brzmieć inaczej, że nie pasuje, a tymczasem... No czegoś mnie nauczyłaś!

Jaga - fajnie, że przypadło do gustu... Od razu zaznaczę, że kompletnie nie interesuje mnie, czemu to zrobiła - to nie miało znaczenia. Ja nie chciałem dylematów moralnych - czy to dobrze czy to źle -wybrałem taki temat, aby wiadomo było, że źle... Czasami się zastawiamy, ważymy, trzymamy w rękach wydarzenia które się mogą pojawić, i myślimy, czy warto? Czasami dokonujemy złego wyboru - jesteśmy ludźmi - mylimy się wszyscy - pytanie czy zawsze czyn daje się odpokutować? Tutaj przedstawiłem taki czyn - coś przecudownego, coś co dla wielu jest sensem życia, jego samą esencją - posiadanie dziecka. Tylko czy udźwigniesz koszt tego występku?
Jaga napisała:
„Cztery piętra niżej, przywitał Martę...
- wiesz, tutaj było miejsce nad którym się zastanawiałem. Czy ten przeskok wyjdzie "naturalnie" czy czytelnik nie zgubi opowieści - to jest takie wyczucie, które wyrabiamy w sobie - pisząc. Zostawiłem, jak widzisz - a wyczucie mnie zawiodło :) Dzięki - poprawię!

Niczyja - no i znowu, robię się, hmm, purpurowy :) Cieszę się, że przypadał do gustu, szczególnie, iż wiem że poprzednie to była nie Twoja bajka... Napisałem, je po trochu właśnie dlatego :) Chciałem aby to było poważne, a nie - pomimo iż to uwielbiam, wesołe... :)
Szkoda, że nie pamiętasz tytułu, ciekaw jestem niezmiernie, jak w tym filmie się to skończyło...

Dziękuję bardzo za komentarze!
ajw dnia 17.02.2016 11:11 Ocena: Świetne!
Zaczęłam czytać jeszcze niezalogowana - od wczoraj szukałam czasu, by na spokojnie skonsumować treść- ale chciałam w tak zwanym międzyczasie zrobić sobie kawę. No i nie mogłam przestać, musiałam dotrzeć do końca i od razu podzielić się z Tobą odczuciami. Świetnie napisany tekst, oddający wszelkie wahania, nastroje, niuanse. Zupełnie jakbyś był tą kobietą lub siedział w jej głowie. Rewelacyjna znajomość psychiki i umiejętność podania treści w taki sposób, że czytelnik wchodzi w tę całą sytuację jak nóż w masło. Chylę czoła :)
purpur dnia 17.02.2016 11:41
Cytat:
No i nie mogłam przestać, musiałam dotrzeć do końca
- nawet nie wiesz, jak wielką przyjemność zrobiłaś mi tym zdaniem! Jakiś czas temu otrzymałem opinię, iż treść jest ok, że da się to przeczytać. Ale... tracę czytelnika, bo pozwalam sobie na za wiele w treści, rozcieńczam ją słowami, przez co czytelnik może uciec :p Zmieniłem więc sposób pisania. Wprawdzie chyba teraz za bardzo "pędzę", no ale z czasem może uda się znaleść złoty środek ...

No cóż, uratowałyście całą masę małych chomików, na których odreagowuję krytyczne komentarze :) Teraz mają festyn, o!, ... wytargały beczułkę... Kurcze, poprzebierane nawet, w takie pasiaste kostiumiki! Ciekawe skąd... Ej! To moja koszula!
Oddawaj to! :)

Dziękuję!
Lilah dnia 17.02.2016 15:08
Przeczytałam. Od początku do końca trzyma w napięciu.
Smutna historia, ale przecież z życia wzięta. Jest wiele takich Mart, które wiedzą, że postępują źle, a mimo to nie potrafią się powstrzymać.

Pozdrawiam serdecznie :)
koros1321 dnia 17.02.2016 23:08 Ocena: Bardzo dobre
@purpur

Zacznę od razu od moich wątpliwości, mam nadzieję, że się nie zniechęcisz, do pozytywów przejdę na koniec.

Cytat:
Wi­dzisz, ja też je­stem mamą, bo ją tulę, bo ją gła­skam, bo daję jej jeść!- No pew­nie!

Może przeoczyłem jakąś wizję stojącą za tym momentem, ale w świetle następnych wydarzeń, reakcja czy raczej brak jakiejś specjalnej reakcji ze strony kobiety conajmniej zaskakuje.

Zdania bardzo dobre, plączą się tu wyświechtanym pseudopatosem mizerii, może stał za tym jakiś wyższy cel, wyszedłem najpierw z tego założenia, ale nie mogłem się końcowo niczego takiego doszukać, oświetl mnie proszę, jeśli jest inaczej. Przykład
Cytat:
Boże! Za­czy­na od tego wszyst­kie­go wa­rio­wać. Sie­dem zło­tych… A ona już wy­obra­ża sobie nie wia­do­mo co. Dla­te­go wła­śnie ta wy­ciecz­ka jest jej tak po­trzeb­na, musi się tego po­zbyć, musi za­po­mnieć. Musi! Ina­czej osza­le­je. To jest ostat­ni ele­ment, który łączy ją z tam­tym dniem, no pra­wie…

Może inni to widzą inaczej, nie wiem, ale mi się takie zdania po prostu z niczym dobrym ani ciekawym nie kojarzą. Dodatkowo - od razi zdradzasz, że bohaterka ma na sumieniu coś ciężkiego, zamiast pozwolić naszej ciekawości rosnąć, od razu ją gasisz, bo zapowiadasz typową historyjke(która jednak okazuje się nią wcale nie być, ale niesmak pozostaje)
a zaraz potem widzę coś takiego
Cytat:
Ukrad­kiem spoj­rza­ła na po­stać sie­dzą­cą obok. Jakiś facet, skry­wa­ją­cy twarz w cie­niu ka­pe­lu­sza. Swoją drogą, dość dziw­na po­stać. Czy on jej się przy­glą­da?

To po prostu świetnie budzi ciekawość(gdyby nie wpadka kilka linijek temu), zdradza nam już teraz, że bohaterka ma coś na sumieniu, ale robi to bardzo finezyjnie - Czemu ukradkiem spogląda? Boi się go? Jeśli nie, to nie powinna spoglądać ukradkiem, na osoby, które nas podglądają patrzymy odważnie i z wyrzutami, ukradkiem spoglądamy, gdy mamy coś na sumieniu. Jednocześnie nie mówi to aż tak dużo, nie dowiemy się z takiego fragmentu, czy bohaterka kogoś zabiła, zdradziła męża, czy jest po prostu kleptomanką, to rodzi ciekawość.

Uważałbym to za lepsze, gdyby fragment z kasjerką był został złagodzony, akapit po drugim cytacie także, wtedy mamy głos, przeskok czasu i bieg - to jest super. Tutaj może zacząć się psychoza strachu, czyt. tu nie mam raczej większych zastrzeżeń.

To co tu wypisałem jest o tyle problematyczne, że psuje (moim zdaniem) napięcie, sprawia, że po super początku, nagle tracę chęć do dalszego czytania(którą jednak zaraz odzyskuję)

Gdyby nie to, to tekst jest super, przede wszystkim są świetne zmiany narracji i czasu, podoba mi się to. Fajna zabawa słownictwem, w opisie miejsca zamieszkania i `córki`. Gdyby to była dłuższa książka, to pewnie bym ją kupił.
Nie będę tu lać wody i mam nadzieję, że wystarczy to jako zastępstwo komplementów, jakie mógłbym tu wypisać.

Mam jeszcze trzy pytania do tekstu.
1 Czy pozorne ożywienie obiektów martwych na początku jest celowe?
2
Cytat:
Do tego bała się i to był głów­ny powód dla któ­re­go za­mknę­ła się w swoim małym świe­cie: pie­cząt­ki i pa­pier­ki, pie­lusz­ki i uśmiesz­ki.
- to jest dla mnie trochę niejasne. Dlaczego jest to jej mały świat? Czy jest to jeden świat, czy dwa światy, a jeśli jeden to czemu? W jaki sposób są połączone? Oczywiście, jeśli zacząłbyś to tam tłumaczyć, to znacznie wydłużyłoby to tekst i pewnie zniszczyło klimat, ale jakaś mała wskazówka w tym miejscu byłaby wskazana.
3Znaczenie miejsca z drzewem w kontekście związku z dziewczynką jest trochę niejasne.

Chyba starczy na razie, chciałem tylko dla pewności dopowiedzieć, że chociaż długościowo w moim komentarzu przeważają negatywy, czy raczej niepewności, to nie odzwierciedla to moich odczuć co do tekstu, te są jak najbardziej pozytywne, może jeszcze coś dopiszę jak będę miał czas.

Pozdrawiam
purpur dnia 18.02.2016 11:42
Nie mam w zwyczaju po przeczytaniu nieprzychylnej opinii wysyłać do delikwenta płatnego zabójcy...
( - Walduś odłóż gnata i siedź przez chwilę spokojnie, teraz rozmawiamy, pojedziesz do niego za chwilę! A skąd ja mam wiedzieć co ty masz robić? Może poukładaj naboje, albo, wyprasuj kominiarkę, czy co tam z nią robisz! ).
O nie, nie nie... To zupełnie nie mój styl... - tak więc nie musisz się obawiać... :p

A tak na poważnie - słuchaj, każda opinia o tekście coś mówi Autorowi, zawsze chętnie spojrzę na tekst przez pryzmat uwag, wbrew pozorom, dobra krytyka BARDZO uczy!

Mówiąc szczerze nie do końca rozumiem powyższe ( no cóż, może kawa jeszcze nie weszła - wybacz! ), więc chętnie się dopytam, ale proponuję PW - co by tutaj elaboratów nie pisać :)

Dzieki i zapraszam do nakrzyczenia na inne teksty :)
DragonLady dnia 03.03.2016 17:32 Ocena: Świetne!
Zaraz. Halo. Dlaczego tu nie ma jeszcze mojego komentarza? Spieszę to nadrobić. Panie Waldemarze, uprzejmie prosi się o spokój; kłaniam się nisko, z zagrożenia sprawę sobie zdaję, kopać Purpura nie będziemy.

Cytat:
- Ale ja, już tę­sk­nię…


Z punktu widzenia zasad interpunkcji ten przecinek to chyba błąd. Nie jestem jednak pewna, czy nie wynika to z Twojego pomysłu na rytmikę tekstu.

Cytat:
Tak prz­yn­ajmniej okre­śli­ła go, jej có­recz­ka.


Jak wyżej.

Cytat:
A-ku­ku! Tak, to ja! Za­ufa­ny kum­pel two­je­go cie­nia, zło­wro­gie skrzyp­nię­cie za two­imi ple­ca­mi. Je­stem tym, co nie po­zwa­la ci za­mknąć oczu nocą. Je­stem tym, co nie po­zwa­la ci po­wę­dro­wać w nowy dzień. Po­zwól, że po­tar­mo­szę chwi­lę nasze ja. Pójdę sobie, a jakże! Ale za chwi­lę, za mo­men­tów sześć!


Urocze! Cały ten mentalny chochlik siedzący pod kopułą naszej biednej bohaterki jest uroczy, ale w tym miejscu popisał się szczególnie. Zastanowiłabym się może nad wielką literą przy "ja", coby nikt nie miał wątpliwości, o jakiego rodzaju "ja" chodzi, ale o tym zdecydujesz wedle woli.

To chyba mój ulubiony z Twoich tekstów. Walczy zażarcie z "The bank job", ale zdaje mi się, że o kilka kopniaków wygrywa. Zbudowałeś świetny klimat. Uwielbiam motyw ludzkiej potrzeby pokuty. Moment, w którym biedna Marta wręcz chciałaby, żeby ją zdemaskowano... Ależ zapachniało Rodionem Raskolnikowem... Piękny rozwój postaci, zwłaszcza, że opowiadanie nie jest bardzo długie.

Ta opaska to naprawdę jest przegenialny rekwizyt.

Cóż. Nie bardzo mam się do czego przyczepić.

Pozdrawiam :)
purpur dnia 04.03.2016 10:36
Naprawdę? Nie powiem, bardzo mnie zaskoczyłaś!

To powstało trochę z takiej przekory, względem samego siebie :) Cały czas do głowy mi przychodzą jakieś "wesołkowate" historie. No więc, chciałem zobaczyć, czy ja jeszcze umiem napisać coś, co da poważną minkę, a nie tylko podrygi brzucha...

Fajnie - kurcze czasami wymagane jest przeczytać taki komentarz, daje on "pofworną" motywację!

A może powyższy jest po prostu lepiej napisany - tak "technicznie" i dlatego taka, a nie inna opinia, względem TBJ?

Dziękuję!

No to żeś mi zabiła ćwieka, no...
Michael K dnia 04.03.2016 21:42 Ocena: Dobre
Wciągająca. Dlaczego? Ponieważ czytelnik chce poznać koniec tej historii. Bardzo fajnie zachęcasz na samym początku by doczytać do końca. Opisy bardzo obrazowe i plastyczne. Miejscami wchodzi się niejako w miejsce głównego bohatera.

Pozdrawiam :)
purpur dnia 08.03.2016 13:31
Ślicznie dziękuję za komentarz, zawsze fajnie zobaczyć nowego czytelnika pod tekstem!

Wybacz, że tyle czasu zajęło mi odpowiedzenie na komentarz, pamiętałem, pamiętałem... no i sam widzisz :D
retro dnia 10.03.2016 10:26
Purpur Ty odpuść sobie tę dietę ;), a ja wrócę za jakiś czas z większa ilością slów. Zaczęłam czytać, ale już teraz nie doczytam, bo... (i tu sobie daruję wymienianie ile to zadań mam do wykonania).
Tymczasem

Cze ponownie:)
U Ciebie w utworach jest dynamizm, już charakterystyczny.
Bardzo dobrze piszesz, tylko zabrakło mi motywu. Co ją do tego skłoniło? Co było powodem do kradzieży niemowlęcia?
Sorki za krótki i mało refleksyjny koment, ale dziś chmury zakrywają słońce.
Pozdrawiam serdecznie.
purpur dnia 15.03.2016 10:45
Motyw... No na pewno jakiś był... Przecież to nie jest, butelka keczupu, która przypadkowo wpadła do torby :) Założyłem, że motyw był konkretny, ale... w przypadku tego wydarzenia, żaden, ale to żaden motyw nie będzie nawet śladowym usprawiedliwieniem dla jej czynu. No, przynajmniej ja na taki wpaść nie mogę :)

A jeśli, nie ma to żadnego znaczenia, to zostało pominięte...

Interesowały mnie, wyrzuty sumienia, ich atak, i ciągłe drapanie... Prawdę powiedziawszy, czuję niedosyt w kwestii kary, mam wrażenie że nie uwypukliłem tego wystarczająco, bo uważam że nie jest możliwe z nimi żyć. TO tylko kwestia czasu, aż się zabije, albo odda w ręce... sprawiedliwości?

Dzięki za komentarz, sorki za tak późną odpowiedź - wyznaczę sobię jaką karę za to :p
Aronia23 dnia 16.04.2016 22:01 Ocena: Dobre
Tekst frapujący, ale trzeba się bardzo skupić, aby rozumieć pewne fragmenty. Marta i wiosna, jakby były jednością. Może to ja tak odbieram, ale zgrzyta- wybacz. Cenimy, wszak, mówienie prawdy. Pozwól, że zacytuję
"...przywitał Martę chłód wczesnej wiosny. Jej zmienny humor, dzisiaj zaprezentował przechodniom mżawkę oraz syczące podmuchy. Aby jednak nie wyjść na zupełną zołzę, dodała do zestawu dwa lub trzy świetliste promyki słońca - no cóż, lubiła być lubiana. Kołnierz został podniesiony, pasek oplatający biodra, zaciśnięty. Ruszyła...". Wkradły się też nieliczne błędy: "za połać płaszcza". Powinno być "połeć" . "... bo ją głaskam...", powinno być "głaszczę".
Zrozum, nie żebym się czepiała, stwierdzam fakty. Też jeszcze, przy okazji dodam, że jeden tytuł Twojego opowiadania, jest mi znajomy. To tyle.
purpur dnia 18.04.2016 11:21
Ależ dziękuję za komentarz! Zawszę się cieszę, gdy widzę nową buźkę, czytającą moje gryzmolenie :p A jak jeszcze dostaję informację, jak się czytało, jaki był odbiór, no to już w ogóle super!

Ta... z tą wiosną, to chyba faktycznie coś trzeba zrobić... Pisząc, też mi trochę "zgrzytnęło", no ale zostawiłem...

A z "połacią" to dobra uwaga! Zawsze używałem słowa "połać" - ale pewnie błędnie. Dzieki!!!

A że "ją głaskam"... wiesz, to mówi mała dziewczynka... to jest dialog... Według mnie, a nie jestem mała dziewczynka :p ona powiedziałaby właśnie w ten sposób... Co nie oznacza, ze nie masz racji. Pewnie poprawnie jest "głaszczę", ale paroletnie dziecko, do tego zaaferowane odkryciem "bycia" mamą, może nie zawsze przestrzegać "gramatyki" :p Ot, taka moja wizja...

Dobry, merytoryczny komentarz, to nie jest czepianie się! Pomagasz, a nie "rzep-ikujesz" :)
Więc ja dziękuję, a nie gniewam się. Ok? No ja myślę :D
Pa!
Aronia23 dnia 18.04.2016 13:18 Ocena: Dobre
To ja dziękuję Szanowny purpurze, za to, że doceniłeś moją wypowiedź. Z tym "głaskam"- może racja, Twoje wytłumaczenie- racjonalne. Wiesz co jeszcze? Użyłeś zwrotu "... lubiła być lubiana...", ale to szczegół. Tylko brzmi jak "głupi głupek"- oczywiście nie o Tobie tu mowa z tym głupkiem. Cieszę się też, iż uważasz, że pomogłam. Jestem tu nowa i uczę się wchodzenia w to wszystko. Czasami mam obawy przed wypowiedzeniem swojego zdania albo tremę przy wstawianiu opowiadań. Może podchodzę za bardzo emocjonalnie. Myślę jednak, że nabiorę obycia. Chciałabym. Pozdrawiam- nie wiem, jak przesłać buźkę. Jakoś nie udaje mi się to. Aronia23
purpur dnia 18.04.2016 15:35
:) - o tak się wstawia buźkę :p

A "lubiła być lubiana", to, hmm, również zwrot, który mi osobiście bardzo się podobał, ale tak, może tak być że komuś będzie przeszkadzał...

No cóż, trema chyba jest potrzebna, mobilizuje! Myślę, ze duża część piszacych ją ma, bądź co bądź "nasza dziecinka" opuszcza ramiona "tatusia" i idzie sama... w świat :p A czy ja ją mam? To będzie *ciam* - *ciam* - moja słodka tajemnica :p

Życzę powodzenia zatem, fajnie że potrafisz napisać słowo po przeczytaniu tekstu, bo to bardzo miło przeczytać ( nawet jeśli nie jest to przychylna opinia ) rzeczowy komentarz.

Tylko czemu "Szanowny"! A skąd wiesz, że ja nie jestem rozczochrany? A ktoś rozczochrany, nie może być szanowny! :p

PA!
Aronia23 dnia 18.04.2016 20:20 Ocena: Dobre
Może- Rozczochrańce są najbardziej Szanowni, np. Chopin, Albert E. "Już mnie fryzjer z nożyczkami gania...". Klasyka. I tak nie umiem wstawiać buziek. Tępota jakaś jestem chyba, choć szanowna, bo z nerwów potargałam sobie włosy. O te buźki. Pa, szanowny potargany. Aronia23
JOLA S. dnia 27.06.2016 11:16 Ocena: Świetne!
Cześć purpurze!
Szkoda,że tak późno przeczytałam Twój tekst,ale lepiej późno ,niż wcale.Uśmiałam się. Świetny! Kocham Twoje poczucie humoru i dystans - to wielka sztuka. :yes:
Pozdrawiam cieplutko :) :) :)
Jolka
purpur dnia 27.06.2016 11:44
Oj, Jolu, toż to za dużo ciepełka i plusików jak na jeden tekst
:)

Po przeczytaniu powyższego zrobiłem się dumny, zadarto nosy, i nieznośny :)

Napradę musisz mi dawkować takie ekscesy :p

Tym niemniej bardzo miło mi się zrobiło, jak to przeczytałem, więc... nie przestawaj :D

A niby to z kobietami nigdy nie jest prosto... hmmm...

Czy przypadeczkiem, ten komentarz nie powinien być pod innym tekstem ?
Margharet dnia 03.08.2016 16:51 Ocena: Świetne!
purpurze przeczytałam jednym tchem. Po przeczytaniu komentarza Joli jeszcze raz zajrzałam do tekstu, by sprawdzić, czy aby na pewno w głowie mi się nie poprzestawiało. Odetchnęłam z ulgą, że nie. Może będę wredna, ale wcale nie współczuję bohaterce i niech sobie tak cierpi do końca świata. Niech ją prześladuje jej czyn, niech się boi i słyszy głosy. Niech ten utwór będzie przestrogą dla wszystkich złodziejek dzieci. Historia tak opisana jak byś to Ty skradał się po szpitalnych korytarzach, a potem targany wyrzutami sumienia nie mógł zaznać spokoju. Pozdrawiam Margharet.
purpur dnia 04.08.2016 11:05
No fakt, ja też jak spojrzałem na jej komentarz, to tez sprawdziłem, czy ja na pewno tekstów nie pomyliłem :)

No ale to taka pogodna Pani, że nawet moje największe starania, na to aby zmusic czytelnika do złości, na nic się w jej przypadku nie zdały :)

Dziekuję za przeczytanie i za słówko po... Historia wyszła ciężka... to fakt. No ale ręczę na owieczkę Dolli, że mi osobiście nawet przez mysl nie przeszło, aby zakradać się na oddział i...

Co innego, mój zły brat, on tam chadza regularnie i co i rusz zamienia opaski na małych łapkach :p
Krystyna Habrat dnia 29.12.2016 17:59
Po pierwszym czytaniu - oceniam wysoko, ale by to zrobić szczegółowo muszę tu powrócić.
purpur dnia 02.01.2017 13:53
Ależ zapraszam :)

Chociaż... mimo iż "niestety" to jeden z lepiej napisanych moich tekstów - jakoś technicznie wyszedł zgrabnie, to nie do końca za nim przepadam...

Właściwie to go wręcz nie lubię :)

Ma ręce i nogi, myślę że czyta się go dość płynnie, może i nawet w jakimś stopniu jest ciekawy...

no ale go nie lubię...

co poradzić...
Ten_Smiertelny dnia 30.01.2018 11:00
No niezupełnie mi się podobało… Ciekawiło mnie jedynie, czym jest ten przedmiot, który chowała w kieszeni Marta. Logiczne wyjaśnienie jest, lecz nie bardzo porywające.

Jaki był sens tego opowiadania? Co chciałeś nim przedstawić i powiedzieć czytelnikowi?

Chyba to, że wyrzuty sumienia i strach przed złapaniem przez policję, zniszczą przestępcę w końcu zupełnie. Oraz, że nie wszystko da się odpokutować.

Nie bardzo widać te przesłania w utworze, ale widać je w twoich komentarzach i chyba o to ci tutaj chodziło.

Powiem tak: nie wierzę w to, by bohaterka musiała czuć się źle. Owszem historia którą przedstawiłeś jest nawet możliwa. Możliwe jednak, że byłby ktoś, kto czyniłby to co i ona, i nie czułby kompletnie niczego. Historia zna zawodowych morderców, którzy nie czuli żadnych wyrzutów sumienia, ani żalu za swoje czyny. Nie sądzę zatem więc, by zawsze sumienie musiało dręczyć przestępcę. To mit. Codziennie ludzie grzeszą i ani im przez myśl nie przyjdzie żałować…

Co zaś tyczy się pokuty. Pismo mówi, że zapłatą za grzech jest śmierć. Nie wierzę w to, by choć najmniejszy z grzechów, dało się odpokutować. Można jedynie uzyskać przebaczenie. Nic więcej.

///
Końcówka służy wyjaśnieniu tajemnicy. Nie wiem już czy dobrze ją zrozumiałem. Nie jest powiedziane, że to retrospekcja, pomyślałem więc, wpierw, że bohaterka porwała drugie dziecko. Lepiej jednak by było to jedynie wyjaśnienie…


Nie wniknąłeś trochę w psychikę bohaterki; nie obchodziło cię nawet to, dlaczego ona to zrobiła. Motyw stanowi podstawę ludzkich działań. Jak miałeś napisać to realistycznie, kiedy nawet nie zadałeś sobie trudu, by odpowiedź sobie na pytanie: „Dlaczego?”?

Było wczuć się w jej sytuację i (choć na niby) spróbować ją jakoś usprawiedliwić. Zamiast tego podszedłeś do sprawy odrobinę stereotypowo. „Dialog wewnętrzny” wygląda trochę jak parodia i wcale nie jest przekonywający. Obszedłeś się szorstko ze swą bohaterką, przedstawiając nam banalne spojrzenie na sprawę, widoczne pod postacią jej obłędu.

Nie znoszę gdy z ludzi robi się szaleńców. Nie ma przecież nic łatwiejszego niż z człowieka zrobić wariata i wyśmiać go, zamiast próbować zrozumieć.

//

Cytat:
- Wi­dzisz, ja też je­stem mamą, bo ją tulę, bo ją gła­skam, bo daję jej jeść!

- No pew­nie! Ty też masz swoje ma­leń­stwo, tak jak ja mam cie­bie. – Dłoń po­wę­dro­wa­ła po­mię­dzy ko­smy­ki na gło­wie, za­krę­ci­ła się, mu­snę­ła i ucie­kła.


Podobał mi się ten fragment. Gdy zacząłem czytać, zwrócił on mą uwagę, tak że z niesmakiem pokręciłem głową. Zdziwiłem się, że kobieta nie zaprzecza, że nie mówi córce, że być mamą to coś o wiele więcej – niż tylko tulić, głaskać i dawać jeść. Wziąłem więc to za dziwactwo. Tymczasem to była zmyślnie ukryta podpowiedź, do rozwiązania zagadki!

W świetle całości, fragment ten nabiera sensu i jest zupełnie zrozumiały. To trochę jak w kryminale, gdzie czasem jakieś drobne zdarzenie, czy słowa, które uznamy za dziwne, okazują się z czasem sensowne, a nawet są wskazówką do rozwiązania tajemnicy. Świetnie to pomyślałeś!

Ten fragment, każe nam nawet zastanowić się, czy aż tak bardzo nie rozważyłeś motywu porwania. W końcu bohaterka mówi: „Ty też masz swoje maleństwo, tak jak ja mam ciebie”. Czy to porównanie z dzieckiem, bawiącym się lalką, nie pozwala nam właśnie zrozumieć Marty?

Cytat:

A-ku¬ku! Tak, to ja! Za¬ufa¬ny kum¬pel two¬je¬go cie¬nia, zło¬wro¬gie skrzyp¬nię¬cie za two¬imi ple¬ca¬mi. Je-stem tym, co nie po¬zwa¬la ci za¬mknąć oczu nocą. Je¬stem tym, co nie po¬zwa¬la ci po¬wę¬dro¬wać w nowy dzień. Po¬zwól, że po¬tar¬mo¬szę chwi¬lę nasze ja. Pójdę sobie, a jakże! Ale za chwi¬lę, za mo¬men¬tów sześć!

Aj! To boli! Czemu po¬zwa¬lasz tak nami szar¬pać! Zo¬staw go, zo¬staw ich. Chodź ze mną - daj mi swoją dłoń. Za¬opie¬ku¬ję się tobą - obie¬cu¬ję. Będę ko¬chać, będę pie¬ścić, będę…

Prze¬pra¬szam? Phi! No na¬praw¬dę, my¬śla¬łem, że stać cię na wię¬cej. Ba¬nal¬ne, pro¬ste – nie¬sku¬tecz¬ne. Po¬trze¬bu¬jesz mnie, tak samo jak ja cie¬bie. Beze mnie je¬steś po¬ło¬wą. Je¬steś kub¬kiem, zanim po¬ja¬wi się w nim her¬ba¬ta. Je¬steś nikim. Nikim, mówię…



Te właśnie fragmenty wyjątkowo mi się nie podobały. Uważam je za nierealistyczne, wydumane i niepotrzebne.

///////////////////
Jest jedna kwestia techniczna:

Cytat:
- Dzień dobry, jeden dzien¬ny po¬pro¬szę – wy¬po¬wie¬dzia¬ła za¬klę¬cie do otwo¬ru w szyb¬kie kio-sku. Za¬dzia¬ła¬ło, po chwi¬li uka¬za¬ła się dłoń, dzier¬żą¬ca mały pa¬pie¬ro¬wy kar¬to¬nik.

Po¬ja¬wi¬ły się rów¬nież oczy – na coś cze¬ka¬ły. Marta za¬wi¬sła na tym spoj¬rze¬niu, wy¬da¬wa¬ło jej się, że trwa ono sta¬now¬czo za długo. Te oczy przy¬glą¬da¬ły się jej, ba¬da¬ły. Czy one mogą coś wie¬dzieć? … ek¬chem… Od¬ru¬cho¬wo wsu¬nꬳa rękę do we¬wnętrz¬nej kie¬sze¬ni płasz¬cza. Do¬tknꬳa ma¬łe¬go pa¬ku¬necz-ku, który się tam znaj¬do¬wał. Po¬czu¬ła pew¬ne¬go ro¬dza¬ju ulgę, taką dro¬bin¬kę cie¬pła, która po¬wę¬dro¬wa-ła wzdłuż pal¬ców i roz¬la¬ła się po całym ciele. Ale te oczy… one dalej wier¬cą!

- Czego pani chce? – Sta¬now¬czo. Mocno. Za mocno.

- Na¬le¬ży się sie¬dem zło¬tych.

- Aaa… prze¬pra¬szam… oczy¬wi¬ście.


W tym miejscu zgubiłem się podczas czytania.

Cytat:

- Czego pani chce? – Sta¬now¬czo. Mocno. Za mocno.


Nie napisałeś nic o tym, jakiej płci jest pracownik kiosku. Wyobraziłem sobie więc, że jest to mężczyzna. Myślałem, że to męskie oczy się jej tak mocno przyglądają; w konsekwencji czego powyższe zdanie, wziąłem mylnie wpierw, jako wypowiedź kioskarza skierowaną do bohaterki.

Następne więc wprawiło mnie w osłupienie, bo myślałem, że to ona prosi kioskarza o siedem złotych. Zaraz oczywiście zrozumiałem swą pomyłkę. Myślę jednak, że dobrze byłoby jakoś zaznaczyć, że w okienku kiosku przygląda jej się kobieta, bo w obecnej sytuacji łatwo o chwilową dezorientację czytelnika.

Cytat:
Czte¬ry pię¬tra niżej, przy¬wi¬tał Martę chłód wcze¬snej wio¬sny. Jej zmien¬ny humor, dzi¬siaj za¬pre-zen¬to¬wał prze¬chod¬niom mżaw¬kę oraz sy¬czą¬ce po¬dmu¬chy. Aby jed¬nak nie wyjść na zu¬peł¬ną zołzę, do¬da¬ła do ze¬sta¬wu dwa lub trzy świe¬tli¬ste pro¬my¬ki słoń¬ca - no cóż, lu¬bi¬ła być lu¬bia¬na. Koł¬nierz zo-stał pod¬nie¬sio¬ny, pasek opla¬ta¬ją¬cy bio¬dra, za¬ci¬śnię¬ty. Ru¬szy¬ła. Upły¬nꬳo pięć lat odkąd prze¬pro¬wa-dzi¬ła się do sto¬li¬cy. A wła¬ści¬wie nigdy nie oglą¬da¬ła tego mia¬sta.


No nie poprawiłeś tego co wskazali ci poprzedni czytelnicy. Mi ten fragment nie przeszkadzał, lecz teraz (dzięki komentarzom) rozumiem, że (chyba) źle go zrozumiałem. Czytając najpierw myślałem, że to opis pogody, lecz zaraz błyskawicznie uznałem, że to po prostu opis Marty.

Cytat:
Jej zmien¬ny humor, dzi¬siaj za¬pre¬zen¬to¬wał prze¬chod¬niom mżaw¬kę oraz sy¬czą¬ce po¬dmu¬chy. Aby jed¬nak nie wyjść na zu¬peł¬ną zołzę, do¬da¬ła do ze¬sta¬wu dwa lub trzy świe¬tli¬ste pro¬my¬ki słoń¬ca - no cóż, lu¬bi¬ła być lu¬bia¬na.


Pomyślałem sobie, że to przenośnia i w poetycki sposób opisujesz uczucia bohaterki. Jest smutna – czyli zachmurzona, ale uśmiecha się z przymusem – promyki słońca. Podobałaby mi się tak przenośnia.

Jaga pisze jednak, że chodziło ci o humor wiosny. Więc jak?

purpur napisała:
A "lubiła być lubiana", to, hmm, również zwrot, który mi osobiście bardzo się podobał


Z tym się zgadzam. Mi również ten zwrot bardzo przypadł do gustu. Dziwi mnie, że inni mają inaczej.


///

To wszystko jednak błahostki. Wiesz dlaczego twoje opowiadanie mi się nie spodobało?

Nie ma w nim miłości. Żadnego współczucia i litości wobec grzesznika, który chce pokutować. Bohaterka mówi „Przepraszam!”. Nikt jednak – nawet sam autor (którego defakto jest dzieckiem) – nie chce jej wybaczyć.

I owszem nie wybaczycie i Bóg również wam nie wybaczy, gdy będzie sądził żywych i umarłych.

Jeśli ktoś szczerze żałuje i nas przeprasza, powinniśmy darować mu! Sami również przecież nie jesteśmy bez winy, przed Stwórcą.


Wiem, że gdybym był na miejscu poszkodowanych rodziców, chciałbym wybaczyć… I z Bożą pomocą, wybaczyłbym jej!


Przecież twoje opowiadanie mogło być takie wspaniałe! Dlaczego wyrzuty sumienia mają być karą i prowadzić ją do obłędu i samobójstwa (jak sugerujesz w komentarzach)? Niechby skierowały ją, do szukania przebaczenia u tej rodziny!

Chciałbym zobaczyć to jak ona przychodzi, do tych którym odebrała dziecko i… przyznaje się. To byłoby cudowne! Opowiadanie mogłoby zakończyć się w ten sposób, pytaniem: „Wybaczyłbyś, czy nie?”


Chciałbym jednak zobaczyć coś więcej. Niechby to była prawdziwie wierząca para chrześcijańska i niechby, w imię Jezusa Chrystusa, wybaczyła jej ten czyn. Niechby ukryli to przed policją i nawet włączyli ją do swojej rodziny; dając swą córkę pod jej opiekę. [Co wyszłoby na dobre dziecku.]

Gdybyś tak to rozegrał, byłbym wniebowzięty.

//
Cóż wszystko przed tobą… Może za osiem lat…

Pozdrawiam cię autorze (bez żadnej ironii)!
Ten Śmiertelny

PS
Osobiście nie wierzę, by wiele było takich Mart. Gdyby dziecko zniknęło najbardziej obawiałbym się, że zostało porwane dla organów, młodej krwi, albo w wyniku jakiegoś błędu/wypadku zginęło i ktoś próbował to zatuszować (pozbywając się ciała), lub może zostało złożone w ofierze „panu ciemności”. <lol> Tak wiem, melodramatyczny jestem…
purpur dnia 05.02.2018 13:26
Bardzo dziękuję za zaglądnięcie i jak zwykle, niezwykle wyczerpujący komentarz!

Od razu mówię, że z większością uwag się zgadzam. Wydaje mi się, że po prostu nieumiejętnie poprowadziłem tę historię - chyba mnie odrobinę przerosła i zabrałko nacisku na... no właśnie... Nacisku zabrakło na "coś" ważnego. Tego chyba zabrakło.

Cytat:
Tymczasem to była zmyślnie ukryta podpowiedź, do rozwiązania zagadki!

Dokłądnie tak. Pamietaj jednak, że dziecka nie trzeba w każdej wypowiedzi "nauczać". Czasami może być to tylko rozmowa. koleżanka-koleżanka.

Cytat:
Te właśnie fragmenty wyjątkowo mi się nie podobały.

Podejżewam nawet, że nie Tobie jednemu... Cóż, ja tak lubię, i staram się bardzo ograniczać, aby nie wpadać w zupełne błazeństwo. Coś w tym stylu pojawia się u mnie nader często...

Cytat:
Nie napisałeś nic o tym, jakiej płci jest pracownik kiosku

Mój błąd. W mojej głowie wszystko wydawało się oczywiste :p

Cytat:

Nie ma w nim miłości. Żadnego współczucia i litości wobec grzesznika,...
...Niechby skierowały ją, do szukania przebaczenia u tej rodziny!

Nie wszędzie musi być miłość. Nie zamierzam wstawiać tutaj litości dla grzeszników, chociaż ja bym bardziej skorzystał ze słowa ludzi.
Wiesz, chcą uszczęśliwić wszystkich, tak naprawdę nie uszczęśliwisz nikogo...
Ale rozumiem Twój pogląd na to opowiadanie i być może byłoby lepsze w Twojej formie.

Cytat:
Gdybyś tak to rozegrał, byłbym wniebowzięty.

Za życia, do nieba?
To chyba nie wypada :)

Bardzo dziękuję za uwagi i mądre spostrzeżenia!

Pozdrawiam,
Purpur
Ten_Smiertelny dnia 23.03.2018 11:37
purpur napisał:
i zabrałko nacisku na... no właśnie... Nacisku zabrakło na "coś" ważnego. Tego chyba zabrakło.


Trzeba jednak oddać ci sprawiedliwość, że przecież miałeś tutaj niezły pomysł, potrafiłeś też zaciekawić i utrzymać uwagę czytelnika – za to zdecydowane brawa. :)

Może tylko, mogłoby być trochę dłuższe. Marzyłoby mi się dobre zakończenie, ale i złego jakby nie ma.

purpur napisał:
Pamiętaj jednak, że dziecka nie trzeba w każdej wypowiedzi "nauczać". Czasami może być to tylko rozmowa. koleżanka-koleżanka.


Matka jest dla swej córki koleżanką? :)

Owszem, że nie powinno się, w każdym słowie jakoś dziecka pouczać – nerwicy by się nabawiło. Wypadałoby jednak sprostować (choćby machinalnie) gdy mówi jakąś straszną bzdurę. ;)
Dlatego też zrazu zdziwiło mnie zachowanie bohaterki w opowiadaniu.

purpur napisał:
Nie wszędzie musi być miłość.


Ach! świat w którym wszędzie panuje miłość! :)
Wiem miękka ze mnie klucha, ale marzyć rzecz ludzka ;)

purpur napisał:
Za życia, do nieba?
To chyba nie wypada :)


A Henoch? a Eliasz? a Apostoł Paweł? – choć on tylko na chwilkę…

Wszystko wypada. :) Nie wypada tylko mówić: „Do nieba nie chodze, bo jest mi nie po drodze”.

purpur napisał:
Bardzo dziękuję za uwagi i mądre spostrzeżenia!


Nie ma za co, odrobisz w polu ;)

//
Pozdrawiam,
Ten Śmiertelny
purpur dnia 23.03.2018 15:17
Cytat:
za to zdecydowane brawa.

Jasne, ja jednak swoje wiem, i nie darzę wielką estymą tego tekstu. Mam nadzieję, że kolejne jednak okazały się lepsze, a te co dopiero napiszę to będą... hoho! :) Tak, to był krok, dla mnie też!

Cytat:
Matka jest dla swej córki koleżanką?
- w większości swoich kontaktów powinna być. Taką opiekuńczą, rozsądną, ale tak, jak najbardziej ma być koleżanką. W drugiej kolejności ma być matką, w trzeciej sokołem pilnującym, w czwartym psem myśliwskim, niedźwiedziem obronnym, sową jasnowidzącą itp itd... Chyba rozumiesz mój punkt widzenia. To jest mały człowiek i jeśli zapomnimy, że to jest niezależny byt, to na święta otrzymamy jedynie kartkę - jasne, ciepłą i być może ręcznie napisaną, ale na pewno bez przytulenia i bycia obok. Matka to wielkie słowo i zawiera w sobie wiele, bardzo wiele elementów. Wychować to można psa. Zaś drugiemu człowiekowi powinno się pokazać jak można żyć i mocno liczyć na to, że zrozumie :) Nie są to puste słowa - sprawdzone, a właściwie ustawicznie sprawdzanie na żywym organizmie :D

Cytat:
straszną bzdurę.
- dzieci zazwyczaj mówią straszną bzdurę, a przynajmniej takie do metra :) Czasami wystarczy się uśmiechnąć i postarać się popatrzyć na świat przez pryzmat jej małych oczek.

Cytat:
odrobisz w polu
- dobra, tylko gdzie ja posiałem bronę...

Pozdrawiam,
Pur
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:87
Najnowszy:Mateusz199