Nigdy nie miał przyjaciół; w szkole podstawowej próbował pokonać własny wstyd i odezwać się do kolegów, ale wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła przełamać bariery pomiędzy zwykłym koleżeństwem a przyjaźnią. W szkole średniej było jeszcze gorzej: nikt nie zwracał na niego uwagi, bo nie należał do „paczki”. Kilkakrotnie próbował zabłysnąć i wkraść się w łaski elitarnej grupy, ale poza ironicznymi uśmiechami kwitującymi jego wysiłki nie zyskał niczego – nadal funkcjonował na marginesie reszty klasy. Jakoś dotrwał do matury. Wyglądało na to, że studia coś zmienią, bo wiele koleżanek i kolegów zabiegało o jego „względy”, lecz wszystkich tak naprawdę obchodziły tylko prace, które pisał perfekcyjnie i z chęcią rozdawał za przysłowiowe: bóg zapłać. Trudno jednak nazwać przyjaźnią coś, co oparte zostało na korzyści i to w dodatku jednostronnej. Tylko jeden raz, podczas studiów, poczuł, że komuś na nim zależy; dziewczyna pochodziła ze wsi i sprawiała wrażenie całkowicie zagubionej. Natknął się na nią w bibliotece, wydukał swoje imię, ona podała mu własne i jakoś się to potoczyło. Spotykali się poza uczelnią; czasami szli do parku, ale najczęściej chodzili po mieście bez żadnego celu. Prawie nie rozmawiali, można by rzec: rozumieli się bez słów, ale i bez dotyku, bo nie miał śmiałości, by chociaż ją przytulić. Wszystko zmieniło się po wakacjach, na początku czwartego roku. Bardzo tęsknił przez całe lato, więc kiedy zobaczył ją na uczelni, nie wytrzymał i podbiegł w jej stronę. Dopiero, gdy był metr od ukochanej, zauważył zmiany: miała ostry makijaż (wcześniej wcale się nie malowała), mocno wydekoltowaną bluzkę, pod którą na pewno nie było stanika, o czym świadczyły stojące sutki unoszące materiał, spódniczka sięgająca z ledwością do połowy uda. Spojrzała na niego jak na powietrze. Jednak najbardziej zabolały wypowiedziane słowa: spadaj frajerze. To zdarzenie całkowicie go odmieniło i chociaż bardzo pragnął mieć przyjaciela, nigdy już nie zdobył się na taką bliskość, jak z tą dziewczyną.
Minęło dwadzieścia lat. Niewiele zmieniło się w jego życiu. Nadal był sam i ciągle nie miał przyjaciół. Koledzy z pracy uważali go dziwaka, a koleżanki za geja, bo nawet, gdy próbowały do niego zagadać, spuszczał głowę, odpowiadał półsłówkami a jeszcze częściej wcale. Wszystko zmieniło się, gdy nagle na ulicy zatrzymał się przy nim samochód, wyskoczył z niego mężczyzna i wykrzykując imię, rzucił mu się w ramiona. Jeszcze nigdy nie był tak zmieszany; nie potrafił przyjmować czułości, bo ich wcześniej nie zaznał, a już na pewno nie radził sobie z takim zachowaniem będąc w miejscu publicznym.
- No co ty, nie poznajesz mnie? – radośnie powiedział mężczyzna.
Przyglądał mu się, ale nie potrafił odnaleźć żadnego śladu tego człowieka na półce pamięci, jednak wpojona grzeczność a także ciekawość przeważyły.
- Cześć… - wystękał z wysiłkiem.
- Andrzej – zawołał uśmiechnięty mężczyzna. – Mam na imię Andrzej i chodziłem z tobą do ogólniaka. Później widywałem cię na swojej uczelni, ale wiesz… - zawiesił głos – …byłem wtedy bardzo nieśmiały… - dokończył uradowany.
Ja jestem do dzisiaj, pomyślał smutno, ale przez jego twarz przemknął uśmiech i zatrzymał się tam na dłużej.
Samochód pozostawili pod blokiem na parkingu a później było tak, jak to zwykle bywa w takich razach: knajpa, jedna wódka, druga, jakaś kolacja i dopiero przed północą wylądowali w mieszkaniu. Okazało się, że Andrzej był w mieście tylko przejazdem i nazajutrz musiał wracać do swojej miejscowości. Jeszcze zanim alkohol zmorzył ich całkowicie, umówili się, że Andrzej zostawi klucze u sąsiadki, gdy on tymczasem rano uda się do pracy. Z całej tej szalonej nocy pamiętał najbardziej, jak Andrzej zwracał się do niego: przyjacielu. Bardzo go to wzruszyło; nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się tak wspaniale. Był nawet taki moment, gdy na któreś z rzędu pytanie pijanego Andrzeja: jesteśmy przyjaciółmi, odpowiedział: najlepszymi i zrobię dla ciebie wszystko, dodał z mocą w głosie. Ta deklaracja nie wynikała z zamroczenia alkoholowego (zawsze miał mocną głowę), ale była spowodowana szczęściem, jakie go spotkało. Tej nocy zasypiał z uśmiechem na twarzy.
Obudził się zmęczony, ale rozpierała go niewidzialna energia. Przed wyjściem przypomniał Andrzejowi, gdzie ma oddać klucze i żeby koniecznie zostawił kartkę z adresem. Ten był jeszcze zamroczony, ale mruknął przez sen: oczywiście przyjacielu, i po chwili chrapał w najlepsze.
Dotarł do pracy trochę spóźniony, ale od pierwszego momentu wszyscy zauważyli zmianę, która w nim nastąpiła, jakby od środka rozświetlał go wielki reflektor.
Około godziny trzynastej zadzwonił do Andrzeja; właśnie wtedy powinien być od godziny w drodze, więc chciał wiedzieć, jak przebiega podróż.
- Bar sushi, czym mogę służyć? – odezwał się kobiecy głos po drugiej stronie.
Wyłączył komórkę skonsternowany, ale po chwili ponownie nacisnął klawisz wybierania; nic się jednak nie zmieniło: głos, który mu odpowiedział, należał do tej samej kobiety z baru. Na pewno Andrzej po pijanemu wpisał zły numer, pomyślał i od tej chwili czekał już tylko na koniec pracy, by wrócić do domu, gdzie na pewno znajdzie kartkę od przyjaciela z zapisanym adresem…
Godziny ciągnęły się niemiłosiernie, ale czas ma to do siebie, że zawsze dociera do miejsca przeznaczenia. O godzinie 16.30 wyszedł z pracy, a o 16.55 stał przed swoją kamienicą. Trochę zdziwił go widok karetki oraz kilku samochodów policyjnych. Znowu awantura u sąsiadów, pomyślał, lecz zanim wszedł na pierwsze piętro klatki, spadły na niego niewidzialne ciosy i zanim się zorientował, stał na progu własnego mieszkania z kajdankami na dłoniach.
Nie zdążył zapytać, co się dzieje, gdy dostał dwa razy w twarz i usłyszał wściekłe:
- Dlaczego ją zabiłeś, gnoju?
Nie wiedział, o co chodzi, aż do momentu, gdy nie wepchnęli go do sypialni; na łóżku leżała kobieta. Jej ciało było zakrwawione, a z piersi wystawał trzonek noża. Niewiele brakowało, by jego żołądek eksplodował. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na policjanta i już chciał opowiedzieć, co wydarzyło się wczoraj, gdy na lustrze dostrzegł wielki napis wykonany czerwonym markerem: najlepszy przyjaciel. Wtedy przypomniał sobie, jak powstał:
- Kocham cię, przyjacielu – wystękał pijany Andrzej. – Jesteś najlepszym…
Już nie dokończył, bo przewrócił się na łóżko. Po chwili jednak zerwał się z niego, sięgnął do kieszeni i wyjętym markerem napisał te słowa na lustrze.
- Pamiętaj – wybełkotał Andrzej. – Dla najlepszych przyjaciół robi się wszystko…
I ponownie padł na łóżko, by po chwili głośno chrapać…
- Chciałeś coś powiedzieć, gnoju? – zapytał z wściekłością w głosie gliniarz.
Ale ten już więcej się nie odezwał; obiecał coś Andrzejowi, a w końcu to nie był byle kto, tylko najlepszy przyjaciel…
…..
„Uwiedzenie” tego matoła nie stanowiło żadnego problemu. Kiedy tylko dostrzegł go na ulicy, wiedział, że to właśnie on będzie idealnym kandydatem do dokończenia planu, a musiał się spieszyć, bo w bagażniku leżały jeszcze „ciepłe” zwłoki.
- Kochanie – odezwała się młoda dziewczyna, wychylając głowę spod kołdry. – A jeśli wróci twoja żona?
Mężczyzna przeciągnął się i z uśmiechem odpowiedział:
- Nie wróci, skarbie, już mój najlepszy przyjaciel o to zadba…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt