"Paź królowej"
Królowa Bonaparta lubiła chodzić do łaźni. Tam czuła się o wiele swobodniej niż w haremie, w którym była skazana na nudne towarzystwo dworskich dziewek, panien do towarzystwa i pseudo-dam wątpliwego pochodzenia. Zgromadzone w nim kobiety nieustannie mieliły językami, szukały tematu do plotek i knuły dworskie intrygi. Nie zwracała uwagi lub udawała, że nie zauważa ich fałszywych uśmiechów. Nie słuchała nieszczerych pochlebstw. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystkie one, bez wyjątku, wydłubałyby jej oczy łyżeczką do herbaty, pocięły twarz nożem, a resztki ciała wrzuciły w najczarniejszą przepaść, aby tylko pozbyć się przeszkody na drodze do zdobycia względów króla.
W łaźni było inaczej. Tam panowała nagość, przejrzystość, jawność myśli i potrzeb. Nie było sekretów, knowań i zawiści. Bonaparta lubiła patrzeć na chłopców i młodych mężczyzn. Jak nieśmiało, ze skrywaną pożądliwością obserwowali ciała kobiet. Nie mogli jednak schować pod szatą swoich myśli i uczuć, wszystko było więc widoczne jak na dłoni.
Chadzała tam często, jeśli tylko naszła ją taka potrzeba. Pływając w basenie, spozierała ukradkiem na twarze i skupione na niej spojrzenia. Bawiło ją wzbudzane powszechnie zainteresowanie. Potem, jak Wenus wynurzała się z kipieli, powoli wspinała po schodach i szła boso po chłodnych płytkach, ociekając jeszcze wodą. Chwytała wybrańca za rękę i oszołomionego prowadziła do prywatnej kabiny. Tam kładła się na podgrzewanym łóżku, i prosząc o dobry i skuteczny masaż całego ciała, zamykała oczy. Nie musiała nic z siebie zdejmować, bo od wejścia do łaźni, aż do opuszczenia jej murów nic na sobie nie miała. Jedynym okryciem były długie, czarne jak antracyt włosy.
Ostatnio decydowała się na nowoprzybyłego mężczyznę. Miał chłopięcą urodę – blondyn, z niebieskimi oczyma, o szczupłym i smukłym ciele. Nie to jednak przesądzało o wyborze. W odróżnieniu od pozostałych eunuchów (na szczęście pozbawionych tylko jąder, a nie przyrodzenia) powierzone mu zadanie wykonywał bardzo dokładnie. Koncentrował się na jej ciele, na doznaniach i przyjemności, zapominając o upływie czasu i o sobie. Wymasowany był każdy fragment ciała, nie pominięty najmniejszy palec u stopy, czy opuszki uszu. Łokcie, uda, piersi i szyja – wszystko było wypieszczone i wysmarowane wonnymi olejkami. Po takim masażu ciało Bonaparty rozkwitało jak kwiat i było gotowe na przyjęcie władcy – króla Leopolda.
Podczas jednego ze spotkań małżonków, Bonaparta smerając bujnie porośniętą siwymi włosami klatę mężczyzny zaczęła:
- Leopoldzie! Niedługo są moje urodziny. Wiesz co chciałabym dostać?
- Nie mam pojęcia, moja Bońciu. Nowego ogiera?
- Nie, inne jest moje marzenie.
- Jakie? Zdradź mi je prędko. Nowy pałac?
- Też nie. Dobrze, powiem ci, ale obiecaj, że się zgodzisz.
- Nie mogę się zgodzić, nie wiedząc na co się zgadzam. Jestem królem, a ty królową. Czy to jest przyzwoite życzenie?
- Mój królu! Jak możesz w to wątpić?
- No dobrze, moja droga. Co chciałabyś otrzymać w prezencie?
- Pazia!
- Pazia?!
- Tak, pazia. W łaźni pracuje Anglik, rewelacyjnie wykonuje masaż relaksacyjny i dzięki temu… później… no wiesz … – Kobieta zamruczała jak kocica – Chciałabym, aby on został moim osobistym masażystą. Aby zamieszkał we dworze i służył mi tak, jak tego zapragnę.
- Ależ Bonaparto! Co na to powiedzą dworzanie? Poddani? Inni władcy i władczynie?
- Obiecałeś… - Dobitnie przypomniała złożone przyrzeczenie.
- Tak, ale nie wiedziałem, że chcesz nadszarpnąć moją dobrą reputację.
- Wcale nie chcę! To praca jak każda inna. Mam dosyć tępych służących, tych nudnych i niedelikatnych kobiet. Chcę jego i tylko jego. Zobaczysz, nie będziesz żałował…
- Skoro tak mówisz… – Król pogłaskał żonę po ślicznych plecach - to zgadzam się!
- Dziękuję ci mężu.
- Proszę bardzo.
*****
Albin, bo tak miał na imię ów masażysta z łaźni, już nazajutrz został zakwaterowany blisko Bonaparty. Oficjalnie mianowano go paziem królowej. Zabawiał jej umysł i ciało. Był pokojówką. Ubierał rano. Rozbierał, gdy tego chciała. Czesał piękne, długie włosy. Rano przynosił śniadanie do łóżka. Milczał, słuchał i mówił tylko kiedy trzeba.
Królowa nie powiedziała jednak całej prawdy. Albin był jej kochankiem! Doprowadzał ją do szaleństwa swoją powolnością i dokładnością. Towarzyszył jej przy kąpieli, mył, spłukiwał włosy, wycierał ręcznikiem, a potem tak rozognioną masował. Paź przygotowywał ciało królowej na przyjęcie króla. Zaczynał od najmniejszego paluszka stopy. Ssał go, by potem z wolna pieścić ją coraz wyżej, zaliczając wszelkie zaułki, zakątki, wklęsłości i wypukłości. Każdy centymetr pieścił dotykiem, pocałunkiem i językiem, a ona zmysłowo poddawała się jego woli. Dla urozmaicenia odczuć pacjentki Albin używał różnych egzotycznych przedmiotów np. drewnianego kołowroteczka, którym jeździł po jej pośladkach i plecach lub pawich piór i baziowych witek, którymi omiatał aksamitną skórę.
Masaż trwał niebotycznie długo. Skryci pod wielką kołdrą, która w swych zwojach tłumiła głosy i jęki, mogli to robić godzinami. Czasem korzystali z tajnego przejścia łączącego ich pokoje. Ściany były tam wyciszone grubymi tapetami i arrasami, a podłoga wyściełana puszystym dywanem. Łóżko było zbędne.
Niekiedy król przechodząc obok komnaty Bonaparty słyszał ciche pojękiwania. Wówczas pukał do drzwi, naciskał klamkę i wchodził. Natenczas królowa zawinięta w kołdrzane zwoje wabiła go kocim wzrokiem i głosem:
- Ach, mój władco, to przez ciebie! Nie mogę o niczym innym myśleć niż o tobie.
- Królowo! Przybędę po wieczerzy. Czekaj mnie.
- Już czekam…
Po tych słowach król czuł, że pewna zwiędnięta część jego starczego ciała budzi się do życia. Przy takiej żonie, jak Bonaparta, nie musiał brać viagriny, którą jego rówieśnicy musieli od dawna regularnie stosować. Gdy w końcu się zjawiał, królowa była gotowa.
Jej gorące powitanie wystarczało:
- Królu mój. Bierz mnie! Teraz! Natychmiast!
Cały akt trwał podręcznikowe pięć minut. Król załatwiał wszystko od tyłu, nawet nie patrząc w oczy swej wybranki i wielce z siebie zadowolony opuszczał jej komnatę. Ona również, sądząc po gardłowych odgłosach, wydawała się zaspokojona. Na odchodne słyszał jeszcze:
- Leopoldzie! Było cudownie, jak zawsze…
- Wiem, słyszałem. Dobranoc, kochanie.
- Dobranoc, mój luby.
Król cicho zamykając za sobą drzwi myślał, że istotnie wspaniale jest mieć taką żonę. Tak mało wymagającą w łóżku i łatwą w dogodzeniu. Idąc korytarzem przemyśliwał o sobie z dumą – „wyborny kochanek”.
Sława króla niosła się echem w damskich kuluarach i zaściankach. Omamione pożądaniem niewiasty zastanawiały się jak on to robił, że królowa Bonaparta zawsze, za każdym razem była wniebowzięta. Jaki był jego na nią sposób? Jakim fetyszem pobudzała go?
Tymczasem paź z królową, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi, wracali do swoich gierek i czułości. Dochodzących z pokoju odgłosów nie tłumiła już nawet gruba kołdra, ani wyciszone ściany sekretnego łącznika. Pierwszy orgazm, z królem, był dopiero wstępem do całej ich serii, których dostarczał jej właściwy kochanek – Albin. Znał ciało swej pani, znał każdy czuły punkt, wiedział o niej wszystko. Wszystko też robił powoli i z namaszczeniem.
Po fakcie Bonaparta emanowała seksapilem. Jej oczy rzucały iskry, jędrne piersi omalże wylewały się z głębokiego dekoltu, a suknia w rytm płynnych ruchów rozlewała się na boki. Idąc w otoczeniu swych mdłych dwórek, z wytrzeszczem w oczach i o przygryzionych z nieukrywanej zazdrości wargach, wyróżniała się.
Swym powabem dręczyła młokosów, dojrzałych mężczyzn i starszyznę. Drobne stópki wystające spod sukni nękały ich wyobraźnię aż do granic wytrzymałości. Bili jej pokłony obciągając przykrótkie surduciki, czy poprawiając zwisającą z przodu szabelkę. Królowa na ten widok tylko frywolnie się uśmiechała.
*****
Król Leopold lubił spędzać czas ze swoją panią. Nie była kapryśna, nie miała humorów, ani głupich zachcianek. Męska część jej osobowości ujawniała się w trakcie polowań. Lubiła tę mało kobiecą rozrywkę i zawsze towarzyszyła w niej mężowi. Jeździła w siodle po męsku dosiadając konia. Strzelała nie gorzej niż król i jego towarzysze. Miała dobry wzrok do wypatrywania w leśnych ostępach nawet drobnej i płochliwej zwierzyny. Celne oko, jeden strzał i ofiara leżała martwa. Król był dumny z takiej partnerki. Ufał jej i kochał tą cząstką serca, którą mógł jej ofiarować. Reszta należała do koni, chartów i wina.
Nie mieli dzieci i w razie jego śmierci całe królestwo, zgodnie z zapisem w testamencie, przechodziło na jej własność. Przyznał jej również prawo, aby jednogłośnie mogła dokonać wyboru następcy tronu. Można było przypuszczać kto nim zostanie.
W trakcie oficjalnych wieczerzy i uroczystości siadali król obok królowej. Po prawej Bonaparta zawsze miała swojego pazia. Cała trójca zwracała na siebie uwagę. Czarnowłosa, czarnooka, karminousta i o skórze koloru kości słoniowej królowa promieniała. Blondwłosy, niebieskooki paź milczał, a minę miał niewzruszoną. Siwowłosy, o twarzy pooranej głębokimi zmarszczkami i duszący się nieustającym kaszlem król kipiał z dumy. Ucztujący współbiesiadnicy i wszyscy zgromadzeni zastanawiali się i nie mogli rozgryźć zagadki, co czyni królewską parę (trójcę) tak szczęśliwą.
Ciało Bonaparty należało do dwóch mężczyzn, lecz serce tylko do jednego. Taki oto był sekret dworskiego trójkąta, choć mógłby on mieć jeszcze inne wariacje.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt