Dwa koty zamknięto w pięknym domu. Dom otoczono murem dla ich bezpieczeństwa. Właściciel podobno bardzo je kochał.
Fakt, dbał o nie z wyjątkową pieczołowitością; np. kilka razy dziennie dotykiem sprawdzał by żadna drzazga nie wpiła się w delikatne opuszki kocich pazurków.
Czesał i głaskał by ustalić czy żaden niekontrolowany fafroch nie zakłóca gładkości kociego futerka, żywił firmową karmą sprawdzając w niej zawartość mięsa.
Rozmawiał z nimi ich kocim językiem by upewnić się że niczego im nie brakuje. Kotom nie brakowało niczego, no może jednego, ale o tym wiedział tylko właściciel... .
Gdy zapraszał gości na poobiednia kawę lub brydża zabezpieczał dokładnie dom przed ewentualnym niekontrolowanym opuszczeniem go przez koty. Instruował swoich gości jeszcze na długo przed ich przybyciem o obecności kotów i o zakazie opuszczania przez nie domu. A po przybyciu, zaproszeni otrzymywali bardzo dokładną i szczegółową instrukcję poruszanie się z uwzględnieniem oczywiście kociej obecności. Właściciel nie zadał sobie nigdy trudu by ustalić czy gości nie drażni taka kocia ostrożność. Liczyły się tylko jego koty, a szczególnie ich bezpieczeństwo czyli bezwzględne i kategoryczne pozostawanie przez nie w miejscu, które on dla nich wybrał, umieścił i przeznaczył, jego zdaniem, na jedyny bezpieczny dom na ziemi.
Koty mały swe stałe miejsce na parapecie. Całymi godzinami wpatrywały się w ptaki siedzące na gałęzi drzewa znajdującego się tuż pod balkonem posesji. Jeden z nich kilka razy próbował przedrzeć się przez przeźroczystą taflę szyby.
Żyły w pełnej nieświadomości, dzień po dniu wiodąc, niby radosne życie, bo miały siebie, były najedzone, ba, nawet nażarte, jeden z nich zdradzał nawet cechy obżarstwa i stał się otyły. Właściciel zaczął więc walczyć z jego nadwagą.
Jednak życie wiodły nudne, pełne rutyny. Pozbawione niebezpieczeństwa, niepewności, rozczarowań, smutku, braku pożywienia, bólu, samotności, troski o jutro. W końcu braku nienawiści, złości, zła, możliwości dokonywania niewłaściwych wyborów Koty, nie mogły nawet doświadczać przyjemności płynącej z ich intymności i seksualności ponieważ właściciel troszcząc się o ich zdrowie, wykastrował je i wysterylizował.
Wydawało się że nic nie zmieni losu kotów.
Znajomi właściciela i nieliczni przyjaciele z zadziwieniem patrzyli na takie ograniczenie wolności, ba, nawet jej pozbawienie jakie dawała kotom podobno miłość ich pana.
Właściciel wiedział, że dopiero wtedy gdyby otworzy drzwi okaże się czy koty go kochają... .
Być może ta wiedza zbyt mocno go przytłaczała. Odebrałby sobie przecież możliwość kontroli a tego bardzo nie chciał. Nie miałby wtedy dla kogo żyć... .
Jednak myśl o wolności kotów czy może o ich niewoli nie dawała mu spokoju. Coraz częściej nawiedzały go koszmary w których koty zamieniały się w ludzi i z nienawiścią na twarzach pytały:
- Co nam zrobiłeś? Dlaczego umieściłeś nas w swym wyobrażeniu szczęścia nie dając nam możliwości wyboru?
Byłeś złym panem. Żałujemy, że otaczałyśmy cię naszą chwałą i uwielbieniem. W naszych oczach nie byłeś tego wart. Myślałeś wyłącznie o sobie. Swoim egoizmem i samouwielbieniem odebrałeś nam prawo do godnego życia. Nie chcemy cię znać, nie potrzebujemy miłości, która pozwala ci myśleć, że jesteś dobry i kochasz koty.
Czasem we śnie koty stawały się drapieżnymi panterami. Wbijały pazury w jego ciało i rozszarpywały na strzępy. Widział jak jego wnętrzności rozbryzgują się na cały piękny dom a koty jego własna krwią piszą na białej ścianie salonu „Nienawidzimy cię. Oto cię kara za twój grzech, nigdy nas nie kochałeś. Bawiłeś się tylko nami”.
Słyszał jak jeden kot mówił do drugiego,
-Idziemy bo się porzygam... . Stary był świnią i egoistą, tfu- i splunął za siebie... .
Budził się wtedy zlany potem. Szukał swych kotów, mówił, do nich, że to nie tak. Że je kocha, że świat zewnętrzny pełny jest zła, nienawiści, bólu rozpaczy. Że są źli ludzie, którzy nie kochają kotów. Że słabe koty bez pomocy nie przetrwają nawet dnia, że czeka je po tamtej stronie tylko rozczarowanie, cierpienie, rozpacz, strach. Że on nie będzie mógł tak skutecznie ich chronić jak w domu, że nie wiadomo też jak będzie z ich przywiązaniem do niego, może nie będą chciały jego opieki... .
Latami miotał się ze swymi myślami.
Zaczął nawet uchylać okno w salonie; ale na tyle by koty nie mogły nawet wyściubić nosa, ale by poczuły zapach obcego powierza, co niby miało stanowić jakąś zmianę w ich dotychczasowym życiu.
Sam nie umiał tego zrobić, może nie mógł. Może nie pozwalała mu na to jego duma, może strach a może wielka miłość którą darzył koty.
Wykorzystał do tego sąsiadkę, piękną kobietę o niekoniecznej dobrej reputacji.
Pewnego dnia zapukała do drzwi jego domu a nie doczekawszy się odpowiedzi weszła. Przed drzwiami zastała dwa zaciekawione pukaniem koty.
Pozwolił jej na to by zrobiła to w sposób, którego nigdy nie akceptował, czyli używając podstępu.
Sąsiadka, wchodząc zuchwale i szydząc z kotów, bo za nimi nie przepadała, powiedziała:
-Ale co, kotki nie wychodzą? Siedzą w swojej złotej klateczce, maleństwa? Jakie grube i nieszczęśliwe jesteście.
-O, nie pozwolił wam wyjść, gbur jeden, zabronił wam? Powiedział pewnie, że z miłości do was tak was chroni i hołubi.
-Wie, że prawdziwa wolność istnieje dopiero po tamtej stronie drzwi...
-idziecie?- powiedziała do kotów i poszła zostawiając otwarte drzwi domu.
Koty wyszły na ganek.
Tak, były ciekawe i to bardzo, wręcz zafascynowane możliwością doświadczenia czegoś nowego, ale nie chciały opuścić znanego im środowiska, w którym bądź co bądź spędziły całe swoje dotychczasowe życie.
Właściciel musiał więc zastosować bolesny dla siebie scenariusz. Musiał oszukać swe koty. Powiedzieć im, że one są sobie winne. Że same tak wybrały, że nie chciały jego miłości opieki, bezpieczeństwa i w końcu musiał wygnać je z domu by te mogły być wolne, by mogły dokonać własnego wyboru powrotu do niego lub nie.
Koty wyrzucone wybiegły przerażone i oszołomione do świata, którego nie znały, który nie był ich domem. Świata obcego, który nie był bezpieczny, świata w którym nie zapewniono im pożywienia.
Czy były rozczarowane, smutne, oszukane, głodne, złe, nienawidzące? Pewnie tak.
Czy były szczęśliwe?
Pewnie nie.
Miały jednak coś, co stanowiło warunek rozwoju. Wolność.
Hanna Czerwińska Alesund 12.04.2016
(u Zosi)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt