Matko wszystkich świętych. Nawet tych, którzy idąc pod wiatr przestali wierzyć w krzyż nie zawsze pański i zmartwychwstanie człowieka. Nękani przeciwnością północnej ściany płaczu. Mieląc dzień po dniu startą w pył rzeczywistość, przeszli przez sądy ostateczne - nie jeden - lecz tysiąckrotnie więcej niż nie jeden ksiądz. Bez chrztu. Bez namaszczenia. Bez spowiedzi, która wycina w pień pierwociny skalanych poczęć i kiepsko wybrane narodziny.
Matko wszystkich umarłych. Odartych ze złudzeń i zaszlachtowanych bez przyczyny. Z dobrą wolą do życia i chęcią przemarszu pośród wojsk niecnoty. Czasem bez głów na karku lub bez dłoni na styku z przegubem rąk. Tam gdzie przegniła niemoc dotyka wniebowziętych czarów i łącząc się z agonią wielkich czynów czmycha dalej i wciąż jakby pod prąd. Do mysiej nory na końcu ogródka lub do sczerniałych od zgnilizny śmietników. Osiada na dnie próżnych dokonań. Tam gdzie nie ma okien ani słońca. Gdzie nie ma błękitu, który zdradziecko opromienia twoje zwyrodniałe sny.
Matko wszystkich wątpiących. W człowieka bez winy i w winę bez pierwowzoru przyczyny. W monodramy chwały. W chleb nie wyrwany głodnemu. W życie zgodnie z prawem. Życie stanęło mi okoniem w gardłowych scenach o codzienną porcję prywatnej godności. Bo tylko ci, którzy przechodząc przez życie chwaląc się swoim spowszedniałym szczęściem, zasłużyli na jakieś cudowne „potem”. Tych, których ukąsił wąż zdradliwej mądrości i poznawania prawdy, zostali sami. Na paskach swoich domniemań o wyborze wolności poza doczesnym dogorywaniem.
Matko strudzonych życiem niewiernych. Matko niekochających żon i żarliwie płonących bezwstydnych kochanków. Matko wszystkich tych, którzy nie zdążyli na ostatnią adorację twojej świętej niewiedzy. Tych, którzy w drodze przez piekło nie zdążyli zabrać paszportów ani wiz. Wlokąc za sobą resztki swych niedomytych ciał i przepoconych od kłamstw kaszmirowych czaszek nie mieli pojęcia, że oto przyspieszonym transportem zostali wmiecieni w ramiona trupio-bladych spojrzeń naznaczonych pustym znamieniem nieistnienia. Pomyśl, że niebo wciąż tak daleko dla biednych, którzy rozdają uśmiechy samemu diabłu, a piekło tak bardzo otwarte dla podupadłych nie-świętych.
Matko wszystkich nieswoich. Bezimiennych i niezrzeszonych. Nie wyświęconych choć nie zawsze przeklętych. Zapomnianych przez wszystkich świętych i nie zapamiętanych nawet przez kulawego psa. Tych, którzy nie mieli sił by trwać w iluzorycznej postawie radości zbudowanej na glinianej podstawce cienia. Ci, którzy zwątpili w dobro wyłożone inkrustowanym złotem i słowem od niechcenia. Którzy nie mieli chęci by uwierzyć w wieczność ogrodzoną zakolem pewności i którzy plotąc trzy po trzy nigdy nie zostali wysłuchani.
Proszę Cię... Matko. Nie pozwól by w gonitwie za efemerycznym szczęściem, którego nie można zaliczyć i która trzeba przeżyć tylko „teraz i tu” umarła moja nadzieja, a wraz z nią tęsknota za tym, że kiedyś będzie dobrze.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt