Zachodziłam podczas czytania w głowę, że gdzieś mi krócej, a w zapisie jakby nie widać.
Osobiście pasuje mi tutaj taki zapis:
drewno w przeplocie rozgałęzień
załomek okna ściana cegieł
fragmenty życia jakby pewien
okruch zapomnień został jeszcze
w kącie odartym
niepamięcią
kawałek bieli spływa mętną
płaszczyzną cienia z boku ramy
obraz się chwieje czas jak kamień
uderza światłem we framugę
dach spływa skosem
reszta złudzeń
otwiera klamką drzwi na przestrzał
nieistniejących dni i nocy
zdartą podłogą wątłym stropem
łamiąc ostatnie nogi w krzesłach
Można też bez wyśrodkowania, i jednym ciągiem
Spojrzałam, że układa się nawet po wycięciu tych krótszych (rozdzielających) wersów
*
Cytat:
drewno w przeplocie rozgałęzień
załomek okna ściana cegieł
fragmenty życia jakby pewien
okruch zapomnień
został jeszcze
w kącie odartym niepamięcią
Tutaj zastanawia mnie nieco ten "okruch zapomnień", w połączeniu niżej z "kątem odartym niepamięcią". Bo jakby nie było, to jednak okruch tego, co jeszcze pozostało w pamięci, okruch pamięci zatem, bo coraz mniej tych szczegółów, które z czasem potrafimy wyłowić zza mgły. Okruch zapomnień jakoś kieruje mnie w innym kierunku - jakby pamiętać wszystko inne wokół, a tylko jakiegoś okruszka z tych zapomnień nie. Nie wiem, jakoś tak mi się tutaj inaczej widzi. A gdyby zapisać tak:
drewno w przeplocie rozgałęzień
załomek okna ściana cegieł
fragmenty życia jakby pewien
widzialny okruch
został jeszcze
w kącie odartym niepamięcią
Ten widzialny okruch osobiście mi bardzo tutaj pasuje
Zobaczyłam w tej prześwietlonej migawce dom, opleciony gałęziami drzew, kogoś kto z utęsknieniem tak bardzo chciałby przypomnieć każdy kąt spośród załomków i zakamarków uwitych w pamięci, gdy tymczasem udaje się wyłowić maleńki procent, zaledwie namiastkę, z której ciężko cokolwiek poskładać, obraz zlewa się w plamę jakby ktoś intensywnie świecił po oczach, że trudno coś więcej dostrzec, prześwietlenie, błysk i silny ból pozostający w skroniach, oślepiająca migawka, taka do zachwiań, nie pozostawiająca cienia złudzeń, że coś z tych dawnych ujęć jest do odratowania pamięcią jeszcze. Te otwarte na przestrzał drzwi jawią mi się tutaj taką bramą czasu, przejściem, które powoli zabiera każdy szczegół, dźwięk, kroki, gdy za chwilę nie pozostanie nic, tylko wszechogarniające 'mleko', które zaprzeczy istnieniu czegokolwiek.
Milu, oddałaś słowami tak przenikliwie i w obrazowy sposób, że odczułam podcięte skrzydła. Czas, który rzuca kłodę, podcinając nogi. Jak podnosić się z takich myśli, kiedy on nieubłaganie mknie przed siebie?
Pozdrawiam śródnocnie spowita ciszą