Czy motyle śpiewają, a kwiaty tańczą?
Łezka obudziła się wczesnym rankiem. Była bardzo ciekawa, czy kronikarz już na nią czeka, tak jak wczoraj obiecał. Najwyraźniej nie w smak mu była ta wyprawa, ale tak lubił dziewczynkę, że nie mógł jej odmówić. Był. Czekał w kuchni. Skrobał coś w tej swojej Wielkiej Kronice. Łezka zawiesiła kociołek nad żarzącym się paleniskiem. Wlała mleko. Wsypała płatki. Zamieszała drewnianą chochlą.
– Potrzebuję do mojego zielnika mak górski. Czy wiesz gdzie go można znaleźć? – zapytała, mrużąc oczy od dymu, który wypełzał spod kociołka, wyraźnie niezadowolony, że ktoś mu zagrodził drogę w swobodnym wznoszeniu.
– Znajdziemy go na łące przy Bacówce. – Uśmiechnął się, dodając: – o ile kozy go nie zjadły.
– No nie! Dla kóz jest za cierpki. – Roześmiała się, pstrykając w nochala wszędobylski dym.
Poszli wzdłuż Zimnego Potoku. To znaczy Łezka szła, a Le Kleks leciał. Na wysokości głowy dziewczynki, żeby hałas wartkiego strumienia nie przeszkadzał w pogawędce.
– Roślinki w twoim zielniku są bardzo podobne do moich liter w kronice – zagaił Le Kleks – opowiadają historie.
– O tak. Pamiętasz kąkol z Doliny Motyli? Ususzył się pięknie. Nie stracił nic ze swoich barw. Ile razy otworzę kartę kroniki i dotknę jego delikatnych płatków, to zaraz coś mnie przenosi do doliny. Słyszę śpiew motyli. Czuję na twarzy powiew wiatru od furkoczących skrzydeł.
– Nie sądziłem, że motyle śpiewają – zwatpił kronikarz.
– Wtedy śpiewały. Jak ptaki tuż przed nadejściem świtu. Jedne głośno, inne ciszej. Jedne dłużej, inne krócej. Śpiewały w różnych kolorach, różnych przestrzeniach. Z tyłu, nad głową, daleko z przodu a po chwili bliżej. Najbardziej podobał mi się niewielki motylek, którego fioletowe trele przypominały niezmordowanego skowronka. Pamiętam, ktoś mi mówił, że te motylki nazywano modraszkami. – Łezka zakręciła się, przygryzając w zamyśleniu wargę. – Gdy wyciągnęłam rękę w jego kierunku, najpierw się spłoszył, a potem podleciał i usiadł mi na ramieniu. Mój przyjaciel Modraszek.
– Motyle nie mogą być przyjaciółmi – nieco autorytatywnie rzekł Le Kleks. – One nie gadają! A co to za przyjaciel, któremu nie można się zwierzyć?
– Mogą! I to nie tylko Modraszek. A pan Papilio? Ten z dużymi skrzydłami?
– Nie znam!
– A Zwisak? … albo Straszydełek?
– Nie znam!
– A w ogóle to wszystkie motyle są moimi przyjaciółmi! I basta! – Łezka zakończyła zdecydowanie.
– Akurat – burknął uparty Le Kleks.
Przez dłuższą chwilę wędrowali w milczeniu, trochę jedno na drugiego zezłoszczone.
– Zapiszę w kronice historię, którą przypomina ci kąkol – nie wytrzymał kronikarz – może ktoś kiedyś przeczyta.
– Dziękuję.
– Śpiewające motyle. Myślałby kto…
Nie dokończył, bo dziewczynka złapała go za ogonek i zakręciła nim żwawego młynka tak, że niewiele brakowało a Wielka Księga wypadłaby mu z rąk. Gdy w końcu dotarli do Bacówki, widok, który ujrzeli, oszołomił ich. Cała łąka pokryta była dywanem czerwoniutkich maków. Jak okiem sięgnąć czerwień przykrywała wszystko. Łezka wbiegła na łąkę i zaczęła zrywać maki.
– Urwę trochę więcej! Będzie piękny bukiet do wazonu! – wykrzykiwała. – A ty możesz mi wybrać najpiękniejszy maczek do ususzenia.
Le Kleks nie dał się dwa razy prosić. Poleciał od razu na sam środek łąki, zakładając, nie wiedzieć dlaczego, że tam znajdzie najdorodniejszy kwiat. Wpadł między roślinki jak bąk, wściekle bzycząc i co chwila wykrzykując:
– Mam! To ten! To ten! O! To tamten!
Latał tak od jednego, do drugiego kwiatka nie mogąc się zdecydować, który zerwać. Wreszcie zobaczył. Piękny, czerwony mak na cieniutkiej zielonej nóżce, co było trochę dziwne, bo powinna być grubsza i nakrapiana czarnymi cętkami. Już miał go zerwać, gdy nagle mak z cichym piskiem wzleciał w powietrze.
O! Pewno śpiewające maki – pomyślał – a to się Łezka ucieszy.
Łezka usłyszawszy hałas odwróciła się gwałtownie. Setki zwiewnych istotek unosiło się w powietrzu nad makową łąką, wdzięcznie machając purpurowymi skrzydełkami.
Kim jesteście? – pomyślała.
– Makowianki. Makowianki – zaszumiało jej w głowie.
– Czytacie w myślach?
– Czytamy … tamy … amy… – odpowiedziało mnóstwo głosów.
– Zerwij kwiat, po który przyszłaś. Zerwij kwiat.
Łezka pochyliła się ku maczkom i szybko zerwała jeden. Trzymała go niepewnie w ręce, gdy nadleciał Le Kleks z makiem w dłoni.
– Nam potrzebny był tylko jeden do zielnika. Niepotrzebnie zerwałam drugi – westchnęła ze smutkiem.
– Makowianki pozwoliły. Makowianki namówiły. Patrz tam gdzie był mak. – Tym razem i kronikarz usłyszał w głowie głosy istotek.
Obydwoje z ciekawością spojrzeli w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą rósł kwiat. Coś jakby zamigotało. Powietrze zafalowało i zaczął się ukazywać piękny, intensywnie czerwony kielich kwiatu, a chwilę potem soczyście zielona, smukła nóżka. Zupełnie jakby zerwany mak się odrodził i to jeszcze piękniejszy. Westchnął sobie. Rozpostarł makowe skrzydełka i cichutko furkocząc, odleciał w kierunku podobnych do niego istotek. Zdumiona Łezka szepnęła cicho do Le Kleksa:
– Duszkami. Kwiaty mają dusze – odparł trochę wstrząśnięty swoim odkryciem kronikarz.
Minęło parę dni. Le Kleks zsunął okulary na czubek nosa i na głos odczytywał zapiski z ostatniej wyprawy. Nad księgą wirowały tanecznie nieco wyblakłe Makowianki. Łezka, uważnie słuchając kronikarza, przeglądała swój zielnik. Ususzony mak prezentował się wspaniale na białej karcie. Dziewczynka delikatnie go musnęła i … znowu stała na skraju łąki, a duszki pląsające nad makami witały ją radośnie.
To nie koniec jeszcze bajki. Jeszcze się spotkamy i dowiemy się, czy Le Kleks umie rzucać zaklęcia.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt