Plac zabaw dla przedszkolaków przedstawiał miejscami gruzowisko. Usunięto metalowe drabinki, po których zostały w trawie lekkie wybrzuszenia gruntu. Ponadto ślady po ściętych topolach sprawiały niewesołe wrażenia. Dzieciaki mało to obchodziło. Korzystały ze zjeżdżalni i starych huśtawek, bawiąc się w najlepsze. Opiekunki rozleniwione wiosennym ciepłem stały, marząc o zbliżających się wakacjach.
Alicja spojrzała w kierunku Nataszy, w której dłoniach jaśniała w słonecznym blasku kartka papieru. Głos Nataszy był poważny i wyczuć w nim można było lekkie podenerwowanie.
- Alu,mam do ciebie prośbę - tak zaczynała większość swoich żądań przedszkolna nazistka - pani dyrektor poleciła mi, żebyście się wpisały na listę zajęć adaptacyjnych. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu – pomyślała Alicja.
Spojrzała na proponowane daty. W myślach przemknęło jej, że nie pamięta czy akurat w tych dniach nie ma umówionej wizyty do lekarza
- Mogę później – zapytała z cieniem nadziei.
Przedszkolna nazistka była jednak nieubłagana.
- Macie się wpisać już – syknęła – nie ma czasu. Muszę zaraz oddać pani dyrektor.
- Tylko dwie minuty – próbowała pertraktować Alicja - zastanawiam się powoli.
- Daj jej trochę czasu – wtrąciła się stojąca nieopodal Lilka – musisz jej dać.
- Nazistka nie ustępowała – Alu, poniedziałek, wtorek, środa, czwartek czy piątek? Kiedy chcesz poprowadzić zajęcia?
Alicja z wyraźną niechęcią spojrzała na zadrukowaną stronę.
- Czy może być piątek?
- Oczywiście – nazistka złagodniała, a na jej ustach pojawił się wymuszony uśmieszek – kiedy sobie życzysz.
Trawa, nie skażona kosiarką, pachniała mocno, ziemia pachniała wilgocią, a drzewa pachniały kwiatami, jak to w maju. Pachniało wszystko, nawet ptasie odchody.
Alicję już bolały chore stopy, ale siadanie na ławce wywoływało zazwyczaj gromowładne spojrzenia i pretensjonalne uwagi dyrektorki, która zjawiała się wtedy jak spod ziemi, ma się rozumieć, zawiadomiona przez etatową „skarżycielkę” i „obsrywatorkę” w jednym, Mariolę o kocim spojrzeniu.
Alicja uśmiechnęła się trochę do siebie, trochę do bawiących się dzieci.
- Ładne mam towarzystwo, strachliwe kobiety smażące się we własnym piekiełku - zamyśliła się - dobrze, że to już niedługo.
Po obiedzie dzieci ułożyły się na kawałku wykładziny, szumnie nazwanej dywanem. Dywan był za mały, dzieci za dużo, więc niektóre mogły tylko usiąść. Kamera łypała z kąta sufitu mało widocznym czerwonym okiem. Z pomieszczenia obok dochodził głośny szum zmywarki do naczyń, a szczękanie mytych kubków dopełniał gwar dziecięcych głosików. Nie mogło być cicho. Zza ściany dobiegał głos nauczycielki nakazującej ciszę poobiednią.
Pan Marek, konserwator, postanowił naprawić zamek od jednych z czworga drzwi sali i w tym celu przyniósł potrzebne narzędzia wraz z wiertarką.
Alicja wyciągnęła jedną z ulubionych książeczek i przekrzykując zmywarkę oraz wiertarkę , rozpoczęła czytanie wiersza, który dzieci znały już na pamięć, ale zawsze chętnie słuchały: „Na tapczanie siedzi leń...” Dzieci zazwyczaj dopowiadały chórem: „Nic nie robi cały dzień”.
Minęło pracowite popołudnie w przedszkolu. Alicja cieszyła się, że zostało ich już tak niewiele. Wspominając wrzesień i początki własnej adaptacji w placówce po rocznym urlopie zdrowotnym, żyła jak we śnie myślą, że wkrótce wszystko się skończy.
Wrzesień zapowiadał się ładnie. Przedłużenie upalnego lata, drzewa nie żółkły, a letnie kwiaty nie zostały jeszcze zmrożone pierwszymi przymrozkami.
W placówce mnóstwo roboty i rozgardiasz. Alicja dowiedziała się dopiero we wrześniu, w której grupie będzie pracować, bo szefowa placówki zdradzała projekt tylko zaufanym osobom, a Alicja do nich nie należała.Urlop zdrowotny był wybawieniem, ale trzeba było powrócić z braku innej alternatywy. Alicja nie miała siły na poszukiwania nowej pracy. Jej tajemnicza choroba nie ustępowała i dawała znać w najdziwniejszy sposób. Po kilku godzinach pracy z dziećmi wracała znużona i śpiąca, biorąc szybki prysznic i wkładając piżamę padała szybko na łóżko, aby nie zasnąć w połowie drogi z kuchni do łazienki. Przesypiała początkowo dzień i noc, zanim jej organizm powodowany przepisanymi medykamentami przestał się buntować.
Po raz pierwszy została niemile zaskoczona,kiedy Natasza pracująca w sali, do której dzieci miały uczęszczać do łazienki, zakomunikowała pewnym tonem, że właśnie rozpoczyna projekt, w którym dzieci będą myć zęby po posiłkach. Zapytanie o miejsce przechowywania przyborów do mycia zębów, zbyła obojętnością.
Aha, pamiętała, żeby na Dzień Edukacji poprosić o zwolnienie lekarskie. Nie chciała się czuć dodatkowe podle, podczas pomijania jej zasług przez dyrekcję placówki. Musiała o tym pomyśleć już we wrześniu. Więc przesypiała cale popołudnia, a piętrzącą się pracę i obowiązki zostawiała na weekend. Była sama, bo dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda. Męża w domu nie było od dawna.Praca stała się życiem i całym światem.
Tęskniła za córką i synem, ale rozumiała ich potrzeby i pomagała im jak tylko mogła. Najlepsza koleżanka, Ewelina, mieszkała 100 km dalej i mogła mieć z nią kontakt wyłącznie telefoniczny.
Natasza wpadła do sali z impetem z trudem panując nad złością.
- Alu, czy twoje dzieci muszą teraz chodzić do łazienki? Po drodze zatrzymują się, a w łazience Alek pozrzucał wszystkie ręczniki z wieszaków
Alicja rozłożyła ręce w geście bezradności.
– Gdzieś muszą chodzić, Nataszo – odpowiedziała ze smutkiem – nie dam im przecież pampersów ani nie rozłożę tu nocników.
- A nie mogą chodzić po zajęciach – nazistka jak zwykle nie ustępowała – moja grupa się rozprasza.
Alicja zaśmiała się w duchu, bo maluchy w jej grupie co chwila się rozpraszały przez gromadnie przechodzący personel, ale przybrała poważną minę
- Dziewczynki są poprzeziębiane i nie mogę im odmówić pójścia do toalety, a muszą iść same, bo moja pomoc ma dyżur w szatni – odrzekła jednym tchem, po czym wzruszyła ramionami. Natasza oddaliła się długimi krokami w kierunku gabinetu dyrekcji. Widać było, jak jej twarz poczerwieniała pod grubą warstwą makijażu, a kucyk ufarbowanych na rudo włosów, uwiązany na czubku głowy zaczął mocno podrygiwać.
W listopadzie Alicja miała poprowadzić imprezę.Dzień misia przygotowywała co roku od tej porze sama z ogromną pasją. Wszystkie dzieci miały poprzynosić ulubione pluszaki, a ogromne sylwety misiów z z szarego papieru czekały na szafce na swoje jedyne święto. Niestety w tym roku scenariusz zajęć nie spodobał się pani dyrektor, co nie omieszkała się wyrazić na dzień przed planowaną uroczystością, kiedy Alicja poprosiła o cukierki dla dzieciaków.
- Za trudne – orzekła Alicji – jak to zamierzasz przeprowadzić. Czy myślisz, że maluchy odpowiedzą na twoje zagadki? Zastanów się.
- Pani dyrektor (Alicja uparcie trzymała się tego zwrotu,mimo, że dawniej były koleżankami) - podzieliłam przecież zagadki na trudne i łatwe. Wydawało mi się fajne dać satysfakcję dzieciom starszym świadomości własnej wiedzy o misiach. Scenariusz musiała zmienić. Siedziała do pierwszej w nocy, nim wreszcie udało jej się go wydrukować za pomocą starej i humorzastej drukarki.
Zamiast zagadek wtrącone zostały dodatkowe zabawy ruchowe . Przynajmniej nie można jej zarzucić, że maluchy nie będą umiały podskoczyć i obrócić się dookoła.
Rano podała dyrektorce, która nawet na niego nie spojrzała przed schowaniem do szafy z dokumentami.
Niewyspanie dało się odczuć w trakcie prowadzenia imprezy. Oczy same się kleiły, a mimo to dzielnie poprowadziła wszystkie quizy i zabawy. Zachwyt w oczach dzieci wynagrodził poprzednie przykrości.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt