Dwa słońca
– A tu kto? – Janusz trzymał zdjęcie na wysokości oczu i bacznie się przyglądał.
– Krzysiek, jeszcze z wąsami. Ech, ta niegdysiejsza moda.
–Ty w tej sukience w grochy, tak? O, a tu Mirek! Zawsze ma taką minę, jakby kogoś zabił.
Teresa zaśmiała się serdecznie. – Ja też mu tak mówię.
Wzięła fotografię w swoje ręce i tłumaczyła po kolei.
– To mama, zmarła dziewięć lat temu. Obok stoi wujek Roman z Kasią.
– Jacy wystrojeni – zauważył Janusz. – A ta mała miss w stroju kąpielowym i kokardą na głowie?
– To przecież Kamil – rozpromieniła się Teresa. – Nic, tylko założy dwuczęściowy kostium Katarzyny. Do czterech lat wiązałam mu wstążkę, bo był taki cudny niczym dziewczątko. Wszyscy myśleli, że mam córeczkę. – zachichotała wesoło a tubalny śmiech Janusza wtórował jej do ucha.
W ósmej klasie świat Kamila zaczynał się i kończył na bliźniaczkach z trzeciej ławki od okna. Obie miały błękitne oczy, blond grzywki z kucykami po bokach i granatowe golfy z elastiku. Helena, nieco wyższa i szczuplejsza, mogła się już pochwalić zaczątkiem kobiecej figury. Dwa małe, stręczące pagóreczki rozpalały fantazje chłopaka. W myślach już je dotykał, głaskał jedwab dziewczęcego stanika, gładził palcami twardniejące sutki, masował dłońmi przyjemny chłód materiału. Potem ręce przechodziły na tylne zapięcie i bawiły się plastikową klamerką. Wyobraźnia kazała mu wysunąć język, lizać rozgrzane ciało, wreszcie ukryć obie piersi w dłoniach i szeptać im słodkie słówka. Moje kuleczki, moje słonka. Wy moje dwa skarby – słowa te wypowiadał w myślach z całą powagą swoich czternastu lat.
Młodsza Anna też nosiła już biustonosz, ale nie mogła rywalizować ze starszą o 4 minuty siostrą. Mimo to Kamil wizualizował sobie jej piersi z nie mniejszym zaangażowaniem. Małe, jędrne, z lekko zarysowanymi sutkami, zmieniały się w jego głowie w dwa motyle, które pragnął złapać do siatki swych dłoni i bawić się nimi ile dusza zapragnie. Gładził ich delikatne skrzydełka, dotykał opuszkami palców, zwilżał wargami, brał do ust i ssał niczym cukierka. Po chwili palce ślizgały się po koronkowych miseczkach stanika, błądząc wśród cienkich ramiączek i zaglądając do środka. Rumieńce występowały mu na policzki i nie mógł oddychać. Jego głupia i nieobecna mina często niepokoiła nauczycieli, toteż zbierał uwagi do dzienniczka a potem w skórę od ojca. I tak mijały szkolne lata.
Wielokrotnie po powrocie z lekcji zamykał się w swoim pokoju i poddawał nawracającym fantazjom. Nagle chwytał ołówek rysując na kartce dwa kółka ozdobione ciemnymi kropeczkami w środku. Jeden obrazek był podpisany Helenka, drugi – Ania. Wtedy w ruch szły kolorowe kredki. Cieniował, kolorował, dorysowywał kokardki i ozdobne ząbki. Ramiączka malował brązem i rozmazywał kciukiem aż do uzyskania beżowej powłoki. Wkrótce oba biustonosze były gotowe. Wtedy przytulał kartki do siebie niczym żywe stworzenia, śmiał się do nich, szeptał i całował chłodny papier z taką zachłannością, że na koniec oba przemoczone rysunki nie nadawały się już do niczego. Starannie składał wilgotne kartki do szuflady i przykrywał ubraniami, by któregoś dnia ponownie je rozwinąć i odpłynąć z marzeniami.
– A szkołę już wybrałeś? – zapytała go któregoś dnia ciotka Kasia, najmłodsza siostra mamy. Kamil był jej oczkiem w głowie. Tereska, Krzysiek i Mariusz wiadomo, rodzina, ale chłopak był najważniejszy. Nieraz brała go za podbródek, patrząc bardzo poważnie w oczy i mówiła na głos, niby to do siebie, ale tak, aby wszyscy słyszeli:
– Oj Kamilku, jaki ty jesteś śliczny, moje dziecko. Masz urodę dziewczynki. Tymi rzęsami zawojujesz niejedno serce.
Zrywał się wtedy, udając złość, odpychał rękę Katarzyny i wyrzucał z siebie
– Przestań, ciociu, ja facet jestem. Nie żadna dziewczyna.
Ciotka odpowiadała szelmowskim uśmiechem i cofała rękę. – Przecież wiem, wiem… Tylko pan Bóg dał ci dużo urody. – Więc jak ze szkołą?
– Idę do odzieżówki. – poinformował któregoś dnia zaskoczoną rodzinę. Będę się uczył kroju i szycia. Może nawet projektowania, zobaczymy.
Z początku nikt nie brał na poważnie jego słów, ale gdy w połowie lipca przyniósł zaświadczenie, że został przyjęty do technikum odzieżowego, wszyscy zrozumieli, że to nie były żarty.
W trzydziestoosobowej klasie znalazło się ich zaledwie trzech, resztę stanowiły dziewczęta. Wiedział, że podoba się koleżankom i mógł mieć praktycznie każdą, którą chciał.
Największe piersi należały do Moniki. Kilka razy pozwoliła mu się rozebrać do bielizny i wtedy dane mu było podziwiać bez przeszkód jej wspaniałe ciało. Zachwycił się cudownymi piersiami ukrytymi pod seksownym biustonoszem z atłasu. Był cały różowy, z maleńką czarna kokardką miedzy miseczkami, zapinany na trzy haftki, obszyty stębnówką w ząbki i delikatną koronką, pokrywającą górę piersi.
Patrzył oniemiały na te cuda, bojąc się, że wyśniona chwila uleci i nie zdąży przytulić ust do swoich skarbów. A potem łapał w ręce te dwa dojrzałe słońca i głaskał je, masował oraz całował tak zachłannie, że dziewczyna brała go za szaleńca i odpychała od siebie.
– Przestań, Kamil, chodźmy już do domu. Matka mnie okrzyczy.
Wtedy śmiał się jak prawdziwy wariat, rzucał z zębami na różowy materiał, aż wyczuwał pod nimi lodowaty chłód atłasu, szarpał czarną kokardkę a przy tym sapał i stękał niczym niedźwiedź. Musiała w końcu dać za wygraną i obejmując jego dygoczące z podniecenia ciało, ulegle poddawała się pieszczotom.
Kilka innych dziewcząt tez miało ładne biusty, szczególnie Krystyna, klasowa prymuska. Parę razy umówili się po szkole w parku obok i przeleżeli na kocu do zmroku, całując się i przekomarzając. Rozbierał ją powoli, jakby bał się uszkodzić to, co za chwilę zobaczy. A potem podziwiał jej świeże, pachnące młodością ciało, brał w dłonie jędrne piersi, ukryte pod stanikiem, całował je przez bawełnianą powłokę, by wreszcie obudzić dwa twarde guziczki, które zaczynały stać niczym żołnierze na warcie. Pomagała mu je później wydobyć z pancerza bielizny, a gdy były już przed nim, nagie i bezbronne, podawała mu je do ust niczym dojrzałe maliny. Ach, jak wtedy kochał te dziewczyny, ich bezgrzeszne piersi i cudowne obojczyki, przywodzące na myśl kruche widełki wystrugane z wierzbowej gałązki.
Pierwszy dzień praktyk miał się rozpocząć dla Kamila w miejscowych Zakładach Odzieżowych im. Feliksa Dzierżyńskiego. Kierownik, wysoki mężczyzna w okularach i niebieskim fartuchu, zaprowadził przybyłą grupę młodzieży, trzy dziewczyny i jednego chłopaka, na halę produkcyjną. Panował tu nieopisany hałas. Kobiety siedziały posłusznie w długich rzędach, każda przy swojej maszynie, która co chwilę wypluwała z siebie gotowe fragmenty czegoś nieokreślonego. Czasami któraś z robotnic, nie przestając szyć, wołała na cały głos do innej, po czym tamta odpowiadała jej donośnym śmiechem. Inne, nie znając przyczyny, wtórowały im chichotem, potęgując i tak ogromny już hałas.
– Tutaj szyjemy spódnice i żakiety – oznajmił kierownik. – A w tamtej części – wskazał ręką – damską bieliznę, gorsety i biustonosze. Pierwszy dzień będziecie tylko się przyglądać, a od jutra już szycie po trzy godziny dziennie. Brygadzistki wszystko pokażą i wytłumaczą – dodał, widząc wystraszone twarze dziewcząt.
Trzy koleżanki odeszły na bok, tylko Kamil stał niezdecydowany.
– A ty młody człowieku gdzie chcesz praktykować? – zapytał groźnie kierownik. Miał tłuste, zaczesane do góry włosy i zmęczony wzrok za rogowymi oprawkami.
– Ja idę na drugą halę – odparł chłopak po chwili wahania.
Stary uśmiechnął się do siebie, zapisał coś w notesie i wolnym krokiem ruszył w kierunku biura.
– Jutro o ósmej, tylko mi się nie spóźnić! A teraz patrzcie i uczcie się, póki pora.
Brygadzistka wskazała mu miejsce tuż przy oknie. Usiadł do maszyny i z czułością dotknął zimnego metalu. Na przystawce obok leżały gotowe wykroje, czekające na zszycie. Wziął do ręki pierwszy kawałek białej satyny, a jego piękna, dziewczęca twarz zaróżowiła się z podniecenia. Począł pieścić w dłoni śliski materiał, rozkoszując się jego cudownym chłodem i miękką fakturą. Pierwsza sztuka weszła delikatnie pod stopkę i maszyna ruszyła z cichym szelestem, mknąc po dziewiczej powłoce. Poczuł dziwne wzruszenie a może i odrobinę rozkoszy, obserwując, jak materiał znika pod stopką, opuszczając ją za chwilę z drugiej strony. Teraz podłożył koronkową stębnówkę i pewną ręką poprowadził ją po obwodzie wykroju. Serce jeszcze jakiś czas szalało w jego piersi, by za chwilę przyhamować i pozwolić dłoniom, by odnalazły pewność i zdecydowanie. Okiełznawszy drżenie rąk w skupieniu pokierował materiał wzdłuż linii. Oddychał swobodnie, lekko. Poczuł intensywny przypływ szczęścia i nagle z jego piersi wydobył się dziki okrzyk radości, silny, donośny, wibrujący, zagłuszając w umyśle fabryczny jazgot.
Za oknem hali powoli unosiło się rozgrzane czerwcowe słońce, zaglądając do szyb niczym wścibska pomarańcza. Jego promienie osiadały delikatną, żółtawą smugą na twarzach, plecach i piersiach pracujących kobiet.
Spojrzał w górę. Dwie okrągłe lampy, umieszczone wysoko na suficie, zaświeciły mu prosto w oczy, budząc w pamięci Kamila miłe wspomnienia. Chłopak uśmiechnął się do siebie i mocnej nacisnął pedał maszyny.
Portal Literacki 27.05.2016
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt