Dlaczego zabiłem Little Joy - vimba
Proza » Obyczajowe » Dlaczego zabiłem Little Joy
A A A
Od autora: Vimba pierwsza prozaiczna :)

 

   Od rana jestem na ustach nieomal każdej gospodyni domowej pierwszego, drugiego oraz znacznej części trzeciego świata. Mówią o mnie w każdym wydaniu wiadomości. Piszą w każdej gazecie i na każdym portalu internetowym naszego pokurczonego globu. Dlaczego? Sam próbuję złożyć tę historię, jak najsprawniej ją opowiedzieć. Dlaczego? Będą mnie o to pytać za chwilę: policja, adwokaci, dziennikarze. Już teraz przebierają nogami zniecierpliwieni, bo każdy szczegół, który uda im się ze mnie wydrzeć, będzie miał dosłownie wagę złota. Roztrząsane w nieskończoność fragmenty, rozwleczone po świecie, przetwarzane, przemieszane ze zmyśleniem, z czasem zbledną. Umkną. Zatrą się w pamięci. Uproszczone, zredukowane, będą jednak powtarzane w nieskończoność. Przemienią się w legendę o mnie – mordercy Little Joy.
Jak? To pytanie padnie w pierwszej kolejności. Chociaż to akurat wiedzą. Zabrali jej ciało. Ślady uczyniły bezpośrednią przyczynę jej śmierci aż nazbyt oczywistą. Sinawe zabarwienie twarzy, krwiste wybroczyny pod spojówkami, plamy opadowe szpecące jej alabastrową skórę, czerwono-fioletowe ślady po moich palcach na jej długiej, smukłej szyi. Patolog potwierdzi wewnętrzne zmiany charakterystyczne dla zgonu przez zadławienie: plamki Tardieu, zwyrodnienie wodniczkowe, wzrost stężenia fosforanów. Ciało poda przyczyny zgonu, w małych porcjach, rozłożone na srebrzystych tacach z chirurgicznej stali z właściwą sobie dokładnością i precyzją. Nieme, zimne, sztywne, a nadal potrafi tak wiele wyrazić, oddać każdą, nawet najbardziej przerażającą prawdę.
   Była z tego znana, z gry całą sobą. Nieodrodna córa Hollywood. Wychowana na potrzeby fabryki snów. Wywodząca z niej swój rodowód, rozpoznawalność i niegasnącą nawet teraz chwałę. Istna gwiazda, wspaniałość istnienia, powszechny obiekt westchnień. Wcielenie męskich marzeń o idealnej kobiecie. Przedmiot niewieściej zazdrości, zwłaszcza o nieustający zachwyt dla jej urody, talentu, osobowości. Płynące zewsząd wyrazy fascynacji, przemieszanej z lękiem, dla postaci nowoczesnej księżniczki. Podziw dla jej szlachetności i niewymuszonego wdzięku. Niewątpliwie należała do współczesnego Olimpu, choć jednocześnie różniła się tak bardzo od jego mieszkańców. W młodości dzika, nieokiełznana, boleśnie prawdziwa w  swoich potyczkach z losem, próbach obłaskawienia własnych demonów. Skonstruowana jak najlepszy scenariusz. Składała się ze zwrotów akcji, półcieni i niedopowiedzeń. Sposób w jaki opowiadała w wywiadach o mrocznych zakamarkach własnej duszy, kontrastujący z jej ufnym, jasnym spojrzeniem sprawiał, że wybaczano jej zamiłowanie do krwi i samookaleczeń, dziwne tatuaże i niezliczone, burzliwe związki ze znacznie starszymi od niej mężczyznami.
Komentatorzy podkreślali, jak wielki wpływ na jej osobowość miał jej ojciec – wielki gwiazdor złotej ery kina, aktor i reżyser, który rozstając się z żoną porzucił także córkę. Żył gdzieś obok, czasem wydawał się nieomal bliski – odziedziczyła po nim rysy twarzy i ekscentryczne upodobania. Świecił jednak zbyt mocnym blaskiem. Był utkany z gwiezdnego pyłu, przedwiecznego chaosu i odwiecznych marzeń. Nie sposób było go poznać czy dotknąć. Matka natomiast zrezygnowała z dobrze zapowiadającej się kariery, by należycie zaopiekować się córką, zatruwając jednocześnie jej życie goryczą. Przeniosła na nią swoje niespełnione, a przerośnięte ambicje. Little Joy była przedziwną mieszanką ich dwojga, będąc jednocześnie całkowicie sobą. Jednoznacznie i nieodwołalnie tragiczna postać. Niedostosowana, doskonale znająca ból, zawsze wstawiała się za pokrzywdzonymi. Przede wszystkim za to kochały ją tłumy. Teraz dałem im powód do kilkudniowej rozpaczy, a przynajmniej do złożenia hołdu – w mniejszym bądź większym zakresie, raczej w internecie niż w rzeczywistości, choć tam gdzie to się stało, z pewnością przybywają już pielgrzymki.
   Właśnie – wszyscy znają już miejsce zbrodni i opisują je z upodobaniem.  Skromny, nie rzucający się w oczy budynek na odludziu, zapewniający jej wysoce cenioną, choć rzadko zażywaną prywatność, będący jednocześnie formą zabawy w dom, kogoś, komu obce były troski zwykłych śmiertelników. Uciekała w te strony od blichtru, splendoru i nieodstępujących jej ciekawskich. Luksus zwyczajnego życia, ukryty w lesie. Nie towarzyszyła jej tam służba ani ochrona. Ciekawe ilu przyjaciół opowiada teraz o cudownie odświeżających wizytach, w tym niezwykłym miejscu, gdzie zaszywała się żeby zająć się pisaniem, pielęgnowaniem ogrodu, gotowaniem dla najbardziej zaufanych, których czasem gościła. O tym, że w trakcie swojego tragicznie krótkiego życia, doświadczała najpełniej świata właśnie tam.
Wiedziałem, że tym razem będzie sama. Czy planowałem morderstwo już wtedy? Nie wiem. Kołatało mi się po głowie, że nikt mi nie przeszkodzi. Chciałem ją zaskoczyć. Może nawet przestraszyć. Zostawiłem samochód dwie mile dalej i poszedłem pod dom pieszo. Była w ogrodzie. Na początku chciałem tylko prosić o wyznanie, później chciałem przymusić ją do mówienia. Karmiła mnie jednak samymi kłamstwami, aż chwyciłem ją za gardło, próbując wycisnąć z niej pożądane słowa. Wyrwała się, uciekła do salonu, starając się zamknąć przede mną drzwi. Bezskutecznie. Przewróciła się i krzyczała. Zatkałem jej usta, żeby ją uciszyć. Dałem jej jeszcze jedną szansę: wyszeptałem moje pytanie. Nie skorzystała. Tym razem drugą dłoń położyłem na jej łabędziej szyi i ściskałem, aż przestała się szamotać. Nie wzywała pomocy, bo walczyła o oddech. Czerwona mgła przysłoniła mi oczy, chyba jeszcze jakiś czas dusiłem ją, teraz już oburącz, do skutku. Później wyłem z rozpaczy, bo unicestwiłem jedyne na czym mi zależało, Little Joy. Dlaczego - pytanie najtrudniejsze ze wszystkich, wraca wciąż jak bumerang.
   Tuliłem ją do rana. O czym wtedy myślałem? O tym, że niepotrzebnie zabrałem ze sobą w podróż butelkę whiskey, która zawsze budziła we mnie moje własne demony. O chłopcu, którym niegdyś byłem. O tym, że miłość, ta najprawdziwsza, bywa szalona i okrutna. O mojej pierwszej żonie, którą porzuciłem, nie godząc się na jej wizję wspólnego życia, uwzględniającą gromadkę dzieci, psa i weekendowe grillowanie w ogródku. O świcie zadzwoniłem na policję. Podałem adres i powiedziałem, że zabiłem swoją żonę. Czekałem, klecąc naprędce nieskładne wyjaśnienia, brnąc coraz głębiej w bezsens. Prawda ciągle mi umykała. Nie wiem czemu zacząłem nucić Song of Joy Nicka Cave’a: Then one morning I awoke to find her weeping. And for many days to follow. She grew so sad and lonely. Became joy in name only. Umknął mi moment kiedy moja odrobina stała się radością tylko z nazwy.
   Nie chciałem widzieć, pochłonięty własną sławą, żyjąc kolejnymi filmami, podróżując z planu na plan. Nie zauważyłem, że Little Joy osuwa się coraz bardziej w ciemność. Gaśnie, zwłaszcza w mojej obecności. Myślałem, że powinniśmy mieć dziecko, spadkobiercę naszej pozycji, nową wspaniałość, w sam raz na okładki. Zadośćuczynienie za błędy. Pociechę, o wydumanym imieniu, łączącą nas i zasklepiającą nasze blizny, maskującą nasze niedoskonałości. Obudziła się we mnie chęć przekazania genów i nazwiska, choć nie sądziłem, że ten moment nadejdzie. Miałem przy sobie kobietę idealną. Mówiła, że zrobi dla mnie wszystko. Nie spostrzegłem kiedy wycofała się z naszej umowy. Nie wiedziałem, że postanowiła przerwać ciążę, nie wiedziałem nawet, że spodziewała się przez moment naszego dziecka, aż do tego poranka, kilkanaście godzin przed jej śmiercią, kiedy zobaczyłem list od niej, na stole w kuchni naszego apartamentu w Los Angeles i dołączone do niego papiery rozwodowe. Nie rozumiałem, że napisałem dla niej rolę, której nie chciała i nie potrafiła przyjąć. Adwokat już tu jest. Nadal nie wiem, co powiem. Teraz jednak nurtuje mnie fakt, że swój raj zaprojektowałem i odebrałem sobie sam, obwiniając ją o wszystko. Przeceniając jej udział w moim własnym dramacie. O nas Nick też pewnie kiedyś napisze balladę.
           

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
vimba · dnia 14.06.2016 21:14 · Czytań: 597 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
JoannaP dnia 15.06.2016 21:11
Cytat:
Pły­ną­ce ze­wsząd wy­ra­zy fa­scy­na­cji, prze­mie­sza­nej z lę­kiem, dla po­sta­ci współ­cze­snej księż­nicz­ki. Po­dziw dla jej szla­chet­no­ści i nie­wy­mu­szo­ne­go wdzię­ku. Nie­wąt­pli­wie na­le­ża­ła do współ­cze­sne­go Olim­pu,
- tutaj masz powtórzenie, współczesnej, współczesnego

Cytat:
Wła­śnie – wszy­scy znają już miej­sce zbrod­ni i opi­su­ją z upodo­ba­niem ten detal.
- ten ,,detal" mi tu nie pasuje, może ,,opisują je z upodobaniem"?

Cytat:
w kuch­ni na­sze­go apar­ta­men­cie
- ,,w kuchni naszego apartamentu

Tekst jest dobrze napisany, fajnie się czyta. Tylko dla mnie trochę za spokojny, momentami przypomina artykuł z gazety, taka sucha relacja, a bohater zabił Little Joy parę godzin wcześniej, a opisuje to tak, jakby minęło już wiele lat.
Pozdrawiam :)
vimba dnia 16.06.2016 08:28
Dziękuję Joanno, skorzystałam z twoich uwag, bardzo ci dziękuję za uważne poczytanie i komentarz. Ten spokój jest zamierzony, chodziło mi o wchodzenie w rolę, o zmienianie dramatu w opowieść, o to, że przestaje być ważne co się wydarzyło, a co o tym można powiedzieć, o teatralizację i sztuczność świata, ale może nie dość mocno to zaakcentowałam. Pozdrawiam
V.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:76
Najnowszy:wrodinam