„Najpiękniejsze są polne kwiaty”
Flora przystanęła, rozejrzała się dookoła i niepewnym krokiem ruszyła dalej przed siebie. Czuła się zagubiona. Dopiero wczoraj, późnym wieczorem przyleciała do Bari i ledwo trafiła na kwaterę. Udało jej się to dzięki włoskim policjantom, którzy uczynnie zaprowadzili ją pod wskazany adres. Rankiem, zwyczajem miejscowych usiadła w niewielkiej kawiarence i wypiła cappuccino, zagryzając je rogalikiem. Spieszyła się! Pociąg do Matery odjeżdżał o 10:07. Miała pół godziny na znalezienie peronu i kupienie biletu. W Bari, uroczym, nadmorskim mieście, są cztery dworce kolejowe. Pociągi z każdego z nich odjeżdżają w innym kierunku. Nietrudno się pogubić. W porę jednak kupiła właściwy bilet i po stromych schodach weszła na stację. Perony znajdowały się powyżej poziomu miasta, jak na dworcu Rossio w Lizbonie.
Upał dawał się we znaki, nawet o tak wcześniej godzinie. Zajęła miejsce przy oknie, od nienasłonecznionej strony. Sukienka lepiła się do ciała, pot spływał po szyi i między piersiami. Niecierpliwie wycierała chusteczką wilgotne miejsca. Wreszcie pociąg ruszył, a przez otwarte okno poczuła napływ chłodniejszego powietrza. Wypiła kilka łyków wody z butelki i patrzyła na znikające przedmieścia. Krajobraz stał się monotonny. Pojawiły się gaje oliwne upstrzone czerwonymi makami. Widok kołysał ją do snu, musiała jednak być czujna, bo w przewodnikach ostrzegano, że stacja kolejowa w Materze nie jest oznakowana. Co więcej, pociąg nie zatrzymywał się na wszystkich przystankach, zupełnie jak autobus miejski, i łatwo mogła przegapić cel podróży. W czasie długiego postoju, na jednej ze stacji zaczęto odczepiać niektóre wagony, które jak się okazało miały jechać do innej miejscowości. Flora zaniepokoiła się. Wstała i zaczęła wypytywać pasażerów, czy jej wagon jedzie do Matery. Na szczęście płynnie mówiła po włosku. Skończyła italianistykę, po której łatwo znalazła pracę w biurze tłumaczeń specjalistycznych, w Warszawie.
Zdania były podzielone. W przedziale zrobił się zamęt, niektórzy opuszczali wagon, po chwili wracali. A ona stała bezradnie na środku, nie wiedząc co robić.
- Proszę się nie martwić! Ten wagon jedzie do Matery – uspokoił ją wysoki, śniadolicy mężczyzna. – Też tam jadę!
- Uff, jak dobrze – odetchnęła z ulgą. – Czy mogę usiąść obok pana?
Nie zauważyła go wcześniej. Musiał siedzieć ukryty za kabiną maszynisty. Podążyła za nim i zajęła wolne miejsce.
- Jak dobrze mówi pan po włosku! – zagaiła rozmowę.
- Studiowałem ten język w Barcelonie. A pani?
- Skończyłam italianistykę w Warszawie – po chwili dodała śmielej. - Mam na imię Flora!
- Antonio! – przedstawił się jej towarzysz.
Zapadło milczenie, wymuszone głośnym stukotem kół. Flora, patrząc w okno ukradkiem obserwowała sąsiada. Do złudzenia przypominał swojego imiennika, znanego na całym świecie z filmu „Desperado”. Kruczoczarne, gładko zaczesane i związane w kitkę włosy lśniły w słońcu. Brązowe oczy spoglądały na nią czasem, ale udawała, że tego nie zauważa. Pełne usta wyróżniały się na tle pozbawionej zarostu twarzy. Antonio również nie był obojętny na wdzięki nowopoznanej kobiety. Ubrana była w krótką, żółtą sukienkę z dekoltem, w którego zaułkach ginął maleńki wisiorek w kształcie czterolistnej koniczyny. Zauważył aksamitnie gładką skórę nóg, rzemykowe sandałki, i brak obrączki. Siedząc, wysunął się nieco do przodu, poprawił spodnie i spod przymrużonych powiek studiował jej kolana. Flora czuła na sobie ten baczny wzrok, ale uparcie patrzyła na monotonne w swej zieloności gaje oliwne przeplatane dzikimi łąkami porośniętymi białą trawą, której nigdzie wcześniej nie miała okazji podziwiać.
*****
Pociąg wjechał do tunelu i zatrzymał się na jakiejś brzydkiej, nieoznakowanej stacji. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się konduktor i głośno oznajmił – Matera Centralna. Flora podniosła się nerwowo, w pośpiechu sięgając po torebkę. Antonio wstał powoli, z ociąganiem, jakby ktoś przerwał mu przyjemną drzemkę.
Naturalnie, jakby to było coś oczywistego wyruszyli razem poznawać tajemnice prastarego miasta, liczącego ponad dwa tysiące lat. Minęli nowoczesne zabudowania, aby czym prędzej zanurzyć się w wykutym w skale Sassi. Nagle czas cofnął się i zatrzymał, tylko dla nich, choć nie byli tam sami. Ich oczom ukazał się inny świat. Świat kamiennych domków, wysokich stromych ścian, rozpadających się schodów, niezamieszkanych ruin. Słońce przypiekało niemiłosiernie. Po wyłożonej białymi kamieniami nawierzchni snuły się bezpańskie koty, szukając kawałka cienia, jak oni. Znaleźli ukrytą w grocie kawiarenkę i przycupnęli zmęczeni przy stoliku na zewnątrz.
- Pięknie tu… - wyznała ze szczerym zachwytem Flora.
- Tak! Byłem tu już kiedyś – odpowiedział w zadumie Antonio. – Musiałem wrócić…
Zamówili dwie kawy i calzone z suszonymi pomidorami. Flora wyjadała łyżeczką piankę z cappuccino. Antonio wypił duszkiem expresso i popił je wodą, a potem wpatrywał się w dziewczynę bez słowa, i uśmiechał. W jego ciemnych oczach jaśniały wesoło dwa ogniki. Ona gryzła powoli calzone, patrząc na niego wymownie. On, ostentacyjnie leniwie zaczął robić to samo. Może już wtedy mieli na siebie ochotę?
Nieśpiesznie wstali z krzeseł i ruszyli odkrywać tajemnicze Sassi. Robił jej mnóstwo zdjęć, do których pozując uśmiechała się promiennie. Jasne włosy rozwiewał wiatr, niebieskie oczy ozdobione mimicznymi zmarszczkami błyszczały radośnie. Mogła być po trzydziestce, a nawet dobiegać czterdziestki. Była uroczo zwiewna w swej kusej sukience, którą podwiewał wiatr. Śliczna szczęściem chwili. Czasem prosili przypadkowego turystę o zrobienie im wspólnego zdjęcia. Wyglądali słodko! Dwa kontrasty, jasność i ciemność, połączone uśmiechem.
W Materze są dwa wzgórza, rozdzielone głębokim kanionem rwącej niegdyś rzeki. Teraz pozostał z niej tylko maleńki strumyczek, nad którym jest most zwodzony. Z wysoka, stojąc przy murze obserwowali oba wzniesienia.
- Ja chcę tam wejść! – krzyknęła Flora, wskazując na puste wzgórze. - Czytałam, że stamtąd jest niesamowity widok na całe stare miasto!
- Pójdziemy tam – spokojnie odparł Hiszpan. – Sam miałem taki zamiar.
- Tylko jak tam trafić? – niepokoiła się. – Tam na dole są ludzie. I widać kogoś idącego ścieżką po drugiej stronie…
- Pójdziemy tam! - powtórzył raz jeszcze, dobitniej.
Zajrzeli do jednego, z wielu udostępnionych dla turystów domostw-jaskiń. Widzieli w jakich warunkach bytowali dawno temu mieszkańcy, zwierzęta obok ludzi. Panował tam przyjemny chłód, miła odmiana od żaru na zewnątrz. Szukali schronienia w starych kościołach. Jeden z nich, razem z rozległym placem przypominał budowle iście z Meksyku. Spodobał się jej.
Obserwując uważnie kanion znaleźli wreszcie drogowskaz. Ostrożnie schodzili stromą ścieżką w dół. Po obu jej stronach rozpościerały się łąki pełne polnych kwiatów. Nad nimi fruwały motyle, pszczoły i ważki. Im niżej, tym donośniej szumiał strumień. Dotarli do zwodzonego mostu zawieszonego na metalowych linach. Trząsł się przy każdym ich kroku, gdy powoli zmierzali naprzód. Na środku przeprawy przystanęli na chwilę.
- Boisz się? – spytał Antonio.
- Nie! Przy tobie niczego się nie boję… - odrzekła Flora, uśmiechając się zalotnie.
Szła przed nim, a on patrzył na jej gibką talię, smagłe ramiona, łydki zwinnie przeskakujące przez drewniane klepki. Chciał chwycić ją za rękę, ale mu rozkosznie umykała. Zabawa trwała w najlepsze. Po drugiej stronie rzeki ścieżka zaczęła stromo piąć się w górę. Spod jej stóp czmychały małe, wystraszone krokami zielone jaszczurki. Byli sami. W polu widzenia nie było żadnego innego turysty. Widocznie trud wyprawy po najcudniejszy z widoków zniechęcał leniwych lub schorowanych gości Sassi. Zewsząd otaczały ich przepiękne łąki ukraszone niezliczoną ilością polnych kwiatów. Morze kolorów i mamiących zapachów powodowało niemal zawroty głowy. Zmęczeni usiedli wśród traw. Antonio zerwał jedno źdźbło i łaskotał nim łydki kusicielki.
- Kolana to są takie dziwne… - odezwała się zamyślona Flora – bo wystają…
- Ale jakie piękne… Mmmm – westchnął z rozmarzeniem Hiszpan.
Po chwili jego dłoń zatrzymała się na jednym z jej kolan, potem zbadała drugie i chciała już schodzić niżej, jednak dostęp był zakazany. Kobieta w geście sprzeciwu ciasno zwarła uda. Jakże lubił takie niedostępne panie. Rozpalały go. Nie przeszkadzało mu, że była nieco starsza. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Otoczył ją ramieniem i zaczął całować. Odwzajemniła pocałunek z naddatkiem. Pragnęła tego, równie mocno jak on. W powietrzu unosił się bujny zapach roślin, bzykały nieznośne owady, a oni niepomni na otaczające piękno widzieli tylko siebie. Czuli tylko siebie. Ręce niecierpliwie błądziły po nagiej i wilgotnej od potu skórze… Musieli dłużej zabawić na kobiercu z traw, bo znienacka odezwał się daleki grzmot. Nadchodziła burza. Białe trawy falowały od podmuchów silnego wiatru, jak morze. Białe morze. Flora zerwała na pamiątkę kilka źdźbeł tej przepięknej, unikalnej rośliny. Była tak miękka w dotyku. Opuszkami palców gładziła jej końce. Przypominały odnóża owadów porośnięte małymi, włochatymi piórkami. Antonio zniknął, a za niedługo pojawił się z bukietem polnych kwiatów.
- Proszę, to dla ciebie – wręczył jej uroczyście. – Dla najpiękniejszego z polnych kwiatów.
- Hmm… Dziękuję – szepnęła urzeczona.
Wspięła się na palce, był znacznie wyższy od niej, i pocałowała w podzięce. Przyspieszyli kroku! Dotarcie na szczyt wzgórza zajęło im kilka minut. Stamtąd podziwiali rozległą panoramę całej Matery. Dla takiego widoku warto było długo wędrować. Zrobili pamiątkowe zdjęcia. Niebo nad nimi stało się prawie czarne! Deszcz wisiał w powietrzu. Prawie zbiegali w dół, potykając się o wystające kamienie. Pierwsze krople dopadły ich na moście. Wspinali się, błądząc po omacku w ruchomej ścianie deszczu. Letnia burza przemoczyła ich do suchej nitki. Włosy przywarły do głów, ubrania przykleiły się do skóry. Jej sterczące skutki wabiły go. Nęciły niemożebnie. Dotarłszy na górę, na kamienne schodki prowadzące do katedry, znów zaczęli się całować. Dziko, bez opamiętania. W strugach rzednącego deszczu trafili do baru nieopodal. Było tam tłoczno od innych przemoczonych turystów. Mieli farta! Znalazł się dla nich wolny stolik. Zamówili piwo Peroni i pyszne włoskie lody. Przez szeroko otwarte odrzwia spoglądali na ulewę. Ubrania schły, lody znikały z pucharków, tylko emocje czaiły się i nie chciały odejść.
*****
W pociągu powrotnym do Bari Flora oparła głowę o bark Antonia i zmęczona wrażeniami dnia natychmiast zasnęła. Otoczył ją ramieniem i głaskał opuszkami palców. Patrzył na polne kwiaty spoczywające na sukience. Nie spał, nie był w stanie zmrużyć oczu, choć nie istniało już żadne niebezpieczeństwo, że przejadą stację. Pociąg kończył bieg w Bari.
Prawie dwugodzinna podróż minęła w oka mgnieniu. Na dworze było już ciemno. Florę przebudził delikatny szept wprost do ucha:
- Obudź się polny kwiatku… - poznała głos Antonia. – Za chwilę wysiadamy.
- Och! Jak słodko mi się spało na twoim ramieniu – dodała, przeciągając się.
- Jestem głodny… - wyrzucił z siebie, patrząc na nią.
- Ja też umieram z głodu! Może pójdziemy na pizzę? – zaproponowała, mrugając okiem.
- Dobrze! – zgodził się, przełykając ślinę. - A potem?
- Potem? Zobaczymy… - odparła frywolnie – Chodźmy!
I poszli, radośnie trzymając się za ręce. Główną aleją obsadzoną wysokimi palmami dotarli do średniowiecznych zabudowań starówki. Na białych kamieniach, którymi wyłożona była posadzka lśniły olbrzymie kałuże. Tutaj również musiał intensywnie padać deszcz. W świetle ulicznych latarni błyszczały białe ściany budynków i rozlicznych kościołów. Niedaleko portu, na głównym placu, gdzie tętniło nocne serce miasta znaleźli zatłoczoną pizzerię. Sprzedawano tam tylko jej dwa rodzaje, ale prawdziwa pizza nie wymaga wielu dodatków. Ciasto jest arcydziełem samo w sobie. Rarytasem dla podniebienia. Powoli sączyli białe wino i dzielili się kawałkami pizzy.
Dochodziła północ, gdy wąskimi uliczkami, przystając na pocałunki w zaułkach, zawędrowali do niego. Wynajmował kawalerkę przy Zamku Svevo. Krętymi schodami wspięli się na drugie piętro. W półmroku śmiali się, kiedy nie mógł trafić kluczem do drzwi. Narobili przy tym sporo hałasu, gdzieś w oddali słychać było szczekanie wybudzonego psa. Wreszcie udało się! Wpuścił ją przodem, jednocześnie zapalając lampkę w sypialni.
Antonio nagle spoważniał.
- Usiądź tutaj, na brzegu łóżka – poprosił, nakierowując ją delikatnie. – Zaplotę ci włosy w warkocze…
- Teraz? - spytała zdziwiona Flora.
- To stary, kataloński zwyczaj – wytłumaczył spokojnie. – Element ceremoniału nocy poślubnej.
- Rodzaj gry wstępnej? – drążyła dalej temat.
- Nauczył mnie tego mój dziadek…
*****
Zaczął od czesania końcówek jej włosów, robił to delikatnie, żeby nie bolało. Długie włosy wymagają czułości w obchodzeniu się z nimi. Gdy rozczesał już wszystkie, rozdzielił je na dwie części, z przedziałkiem pośrodku. Nieśpiesznie odgarnął włosy z czoła, uszu oraz szyi, i zaplótł prawy warkocz. Związał go czerwoną tasiemką. Potem przesiadł się z drugiej strony i w ten sam sposób, delikatnie zaplótł lewy warkocz.
Flora siedziała w milczeniu i z zamkniętymi oczami oddawała się nieznanej dotąd rozkoszy. Gdy skończył, rzekła przytłumionym głosem:
- Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak wilgotna, tak ociekająco wilgotna…
- Mmmm… – zamruczał z lubością, a błyszczące ogniki zapaliły się w jego ciemnych oczach.
Zgasił nocną lampkę, w pokoju snuła się jasność pełni księżyca. Kochali się do rana, zmieniając rytm, a ich cienie w różnych pozycjach poruszały się na ścianie. Sprawdziło się powiedzonko dziadka, który podczas lekcji erotyki zwykł mawiać: „Kiedy jest pełnia, każde życzenie się spełnia…”. Leżeli teraz zmęczeni, senni i w pełni zaspokojeni. Antonio czule tulił swój polny kwiat.
- Muszę coś ci powiedzieć – wyznał w końcu, z żalem. – Musimy iść!
- Dokąd iść? – spytała zaskoczona Flora.
- Za cztery godziny odlatuje mój samolot do Barcelony. Nie potrafiłem powiedzieć ci tego wcześniej, nie mogłem…
Flora milczała. Nagle senność ją opuściła.
- Co ja mam sobie myśleć? – spytała boleśnie. – No co?!
- Spędziłem z tobą najpiękniejszy dzień w moim życiu i cudowną noc… - wyznał z nieukrywaną szczerością - Dziękuję…
Pocałował ją i mocno przytulił. Flora ubierała się w milczeniu. Wkrótce opuścili mieszkanie, klucze zostawili w drzwiach i szli pustymi uliczkami, trzymając się za ręce. Antonio spojrzał na zegarek.
- Możemy wypić jeszcze kawę – zaproponował. – Przy bazylice jest urocza kawiarenka.
- Chodźmy – zgodziła się smętnie.
Usiedli przy stoliku na zewnątrz, po chwili kelner przyniósł dwie filiżanki cappuccino. Antonio szybko opróżnił swoją, a potem głaskał Florę po dłoni, po policzku, po warkoczach. Ona milczała, jej kawa stygła. Nawet ulubiona pianka była nieruszona. Wzruszony rozstaniem ukradkiem całował jej szyję.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? – zadała w końcu dręczące ją pytanie.
Odpowiedzią był długi i namiętny pocałunek Antonia. Nie mógł się oderwać od jej ust.
- Muszę już iść – podniósł się, zabierając swoje rzeczy. – Napiszę…
Pomachał jej ręką na pożegnanie. Przez chwilę siedziała w bezruchu, patrząc na oddalający się czarny punkcik. Niebawem znikł zupełnie. Zostawiła nietknięte, zimne cappuccino i udała się do swojego hostelu.
*****
Zaspany pracownik nocnej zmiany mrugnął porozumiewawczo okiem. Flora odmrugała. Dzień był piękny, słoneczny. Szybko podjęła decyzję o zmianie planów. „Przecież nic się nie stanie, jak pojadę do Alberobello jutro” – pomyślała. W pokoju przebrała się w świeże ubrania, zabrała duży ręcznik, kostium kąpielowy i kapelusz z rondem. Zdziwiony recepcjonista spojrzał na nią uważnie i ponownie mrugnął okiem. Uśmiechnęli się do siebie.
Na przystanku złapała autobus jadący na plażę. Po piętnastu minutach była już na miejscu. W przebieralni założyła kostium, rozłożyła ręcznik na piasku i położyła się. Morze cichutko szumiało. Jej ciało miało na sobie ślady Antonia, których na razie nie chciała się pozbywać. „Może później nabiorę ochoty na orzeźwiającą kąpiel?” – rozmyślała, leżąc pod lazurowym niebem, pozbawionym nawet najmniejszej chmurki.
Słońce przypiekało. Wiejący od morza lekki wietrzyk chłodził jej rozpalone ciało. „Co ma być, to będzie!” – przekonywała samą siebie – „W Alberobello też na pewno rosną polne kwiaty”.
(maj 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt