Żaba? Prawdziwa żaba? - rafalhille
Proza » Obyczajowe » Żaba? Prawdziwa żaba?
A A A
Od autora: Jest to wielopłaszczyznowa, powieść obyczajowo-kryminalna osadzona w realiach francuskich. Akcja książki rozpoczyna się w redakcji koncernu wydawniczego w małym miasteczku położonym niedaleko granicy z Niemcami i Belgią. Powieść jest w jednym ze swoich planów satyrą na środki masowego przekazu i pracę w wielkich korporacjach. Myślę, że interesujący może być także aspekt emigracyjny powieści. Ukazuje ona w humorystyczny sposób los gastarbeitera z Polski Stefa. Główny bohater dzieli swój los razem z parą przyjaciół Finką i Francuzem tak jak on pracownikami paranoicznej firmy medialnej. Potrzeba klarownej informacji i tworzenie nieprawdziwych faktów są specjalnością tej firmy, dlatego Stef zostaje w niej zatrudniony jako statysta, grający różne role w tworzonych przez koncern medialny pokrętnych materiałach filmowych. Przygody bohatera, przypadkowo włączonego w kryminalną sprawę, na drodze do znalezienia przestępcy, mają nieoczekiwane rozwiązanie

Redakcja międzynarodowego koncernu wydawniczego Acrueil, w którym pracuję zatrudniała mnie na początku do noszenia paczek ze starymi gazetami, potem awansowałem na copywritera. Pisałem krótkie teksty reklamowe o wyższości mycia zębów, nad ich nie myciem. Po tygodniu pracy, odechciało mi się dbać o higienę jamy ustnej. Moje teksty reklamowe nie były zbyt przekonujące. Na moją prośbę przenieśli mnie do działu sprzedaży ogłoszeń firmowych.

Żadne z tych zajęć nie podobało mi się, ani nie nakręcało. Dopiero to, co robię teraz poruszyło mnie z leniwych posad i wrzuciło w nieznany dotąd stan..

Statysta, to mój obecny zawód. Nowe zajęcie w naszym koncernie pozwoliło mi nie siedzieć przy biurku i nie masakrować kręgosłupa, oraz zapobiegło hemoroidom.

Przyniosło jednakże niebezpieczeństwa – te zarówno czysto fizyczne, jak i tę narastającą i kumulującą się we mnie frustrację. Bo dlaczego mnie nie ma? Dlaczego nikt z was mnie nie zna, mimo tego, że pojawiam się ciągle na waszych ekranach? Chcę być, chociaż trochę sławny. Może przez chwilę. Przeżyć kawałek życia w światłach jupiterów, a nie jako anonimowy statysta. Jako statysta nie żyję chyba w ogóle. Jestem publicznie martwy, posiadając umiejętność mówienia, jedzenia i robienia tysiąca innych rzeczy przed kamerami TV.

            Prezes naszego koncernu wydawniczego jest nazywany Lucyferem. Nie wiem, kto wymyślił ten przydomek, może byłem to właśnie ja. Podoba mi się ono. Prezes – Lucyfer. Pasuje do tej ksywy. Wygląda jak diabeł, zawsze w czarnym garniturze oraz czarnej koszuli i ma równie piekielny charakter.

Kiedyś siedziałem u niego na spotkaniu. Jednym z tysiąca. Było to kilka lat temu. Przy stole siedziała zapłakana dziewczyna. To była Zuzu, wtedy mało mi znana fotoreporterka jednego z naszych magazynów, a teraz moja przyjaciółka i redaktor w naszym małym teamie. Dziewczyna miała zrobić materiał zdjęciowy o bezdomnych na dworcu kolejowym w Paryżu. Miało się ono znaleźć w jednym naszych kolorowych magazynów. Nachodziła się za bezdomnymi, niesfornymi brudasami przez kilka dni, ale byli wyjątkowo mało fotogeniczni i oporni na próby nakłonienia do pozowania. Włóczykije, łazęgi czy drapichrusty, bo mają mnóstwo określeń mogę być śmierdzący, albo grać w powieściach Cortazara podrzędne role nad Loarą, ale nie nadają się do kolorowej gazety na błyszczącym papierze.

Lucyfer wyobrażał sobie, że być może taki bezdomny, na którym leżą kolorowe liście może ładnie wyglądać. Bezdomny uśmiechnięty również. Bezdomny zwinięty w embrionalną pozycję przy wejściu do metra, dlaczego nie. Tylko bezdomni nie chcieli. Nie przekonywała ich gaża, butelka alkoholu, ani nawet obietnica nowej szczoteczki do zębów. Czasami nasze propozycje odbierali za jawną prowokację.

Lucyfer nie dawał za wygraną i krzyczał, a zasmucona dziewczyna pociągała swoim czerwonym noskiem i coś tłumaczyła, co on zbywał złośliwymi komentarzami. Zdaje się, że to były jakieś dni pomocy bliźniemu w potrzebie, czy jak to się tam nazywało. Coś musiało być w naszej gazecie Acrueil Nouvelle w sekcji poświęconej tematyce społecznej. Ponieważ nasza gazeta sprzedaje tylko ładny świat, oni musieli metaforycznie i graficznie pasować do layoutu i poziomu naszych czytelników, takich, którzy byli w stanie sprostać oglądaniu tych brudasów, bez zbytnich skojarzeń zapachowych.

- Gdzie tu znaleźć takich, co się zgodzą zrobić to wszystko, co byś chciał? - Pytała. - No prawie nie ma takich. Poza tym ten powalający fetor i ich upór. Ja nie potrafię tego zrobić. Oni uciekają przede mną, gdy tylko mnie widzą.

Siedziała osowiała i bez przerwy nerwowo pociągała nosem, przy okazji poprawiając swoje zachwycające kręcone włosy, które przyklejały się do jej wilgotnych policzków.

Panowała wtedy konfrontacyjnie agresywna atmosfera. Prezes Lucyfer mówił, że trzeba być do niczego, aby nie wykonać tak prostego zadania, a ona to przyjmowała kolejnymi westchnieniami i jakimiś szlochami, chwilami wyglądającymi na sztuczne.

 I wtedy trzymając w ręce hasło do nowej reklamy czekoladowych batonów, który promowaliśmy, doznałem olśnienia.

- Nie ma problemu, abym ja się przebrał za bezdomnego. – Wypaliłem w końcu. Mogę być tym bezdomnym. Przecież i tak mnie nikt nie zna, nikt nie wie, kim jestem. Po prostu się przebiorę i zrobią mi zdjęcia.

Lucyfer pojął to w lot i uspokoił natychmiast. Rzucając kilka zdań w stylu „dlaczego sama na to nie wpadłaś” zgodził się na wszystko natychmiast i zniknął. Był to dla mnie początek innego nowego życia, nowego wcielenia w Acrueil. Rzuciłem w diabły pisanie reklamówek, w które nikt i tak nie wierzył.

Chodziliśmy wtedy z Zuzu uzbrojoną w aparat fotograficzny po ulicach Paryża, a ona robiła mi zdjęcia, które okazały się perfekcyjne w swym ujmującym pięknie i prostocie. To był nasz początek znajomości. Byłem na okładce kolorowej gazety i w środku również. Obok swojego wózka ze szmatami, zepsutą walizką i stosem gazet emanowałem tajemniczym pięknem włóczęgi na tle szarej Sekwany i równie dobrze prezentowałem się ubrany w obdarte spodnie na ławce w parku, gdy czytam starego i udartego w jednym narożniku „La Monda”.

Od tego momentu zostałem statystą, wykorzystywanym do najróżniejszych ról. Grałem księdza w reportażu o księżach, którzy zamierzali zdradzić stan kapłański. Bardzo trudne było znalezienie kogokolwiek z tego powodu, że większość francuskich księży porzuciła dawno swoje zajęcie, a moja redakcja, jak to się mówi, trochę przespała temat. Temat taki jak o Komecie Halleya. Gdzie zrobić o niej materiał filmowy, jak nie ma jej nigdzie w pobliżu?

Wyszło bardzo dobrze. Oglądanie siebie w koloratce na tle zachodzącego słońca, powodowało we mnie stan niemalże cukierkowatego roztopienia, roztkliwienia i duchowego uniesienia, oraz dumy, że w końcu jestem aż tak przystojny. Oprócz moich zdjęć w tekście było sporo o przygodzie seksualnej z jedną modelką magazynu dla młodzieży. To miał być powód mojego zrzucenia sutanny. Do diabła chciałbym być takim księdzem katolickim narażonym na ciągłe pokusy obcowania seksualnego ze strony ślicznych, nie pruderyjnych i posłusznych mojej woli owieczek.

Okazało się, zupełnie dla mnie niespodziewanie, że mogę być każdym, kim każe mi się być. Mogę być człowiekiem, który interesuje się nową gazetą przed budką z gazetami, powodzianinem, któremu zmiotło dom (powiedziałem tylko kilka zdań o tym, że cieszę się z dużego ubezpieczenia), rozbawionym znaleziskiem podróżnym, który zamiast swoich bagaży odebrał bagaż iluzjonisty pełen pluszowych króliczków, oszalałym z nienawiści do kobiet więźniem w Prison de La Tuilière. Ponoć zamordowałem kilka z nich, a potem napaliłem w kominku, czytając przy tym notowania giełdowe w popołudniowych gazetach.

Bycie otyłym studentem z nową lepszą wersją dietetycznego hot-doga, po którym się naprawdę rozchorowałem na kilka dni, bo parówka była wyjątkowo niestrawna, nie sprawiło mi również żadnego problemu. Nie było dla mnie żadnym wyzwaniem wcielenie się w rolę obrońcy praw ojcowskich do swoich dzieci, gdy okazało się, że nie ma nikogo takiego w całym Luksemburgu, a trzeba czymś wypełnić treść jednego z bloków tematycznych poświęconych tematyce społecznej.  W każdej z tych ról sprawdzałem się lepiej, niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać. Niestety odkrycie talentu, o którym nie miałem do tej pory pojęcia, trochę mi pokręciło w głowie.

Redakcja, dla której pracuję, to część koncernu wydawniczego. Mieści się w kilkunastu kopułach, wyglądających jak baniaste narośla na Ziemi. Dookoła nich rośnie przerzedzony las. Najbliższa miejscowość, w której mieszka większość z nas, nazywa się Acrueil, identycznie z nazwą naszej firmy skupiającej kilka stacji telewizyjnych oraz radiowych, a także magazynów kolorowych i gazet codziennych. Jeśli spojrzelibyśmy z góry na mapę, to miejsce to znajduje się pomiędzy splecionymi nitkami wijącymi się gdzieś między Luksemburgiem, Francją i Niemcami. Podobno nigdy na tych terenach nie było Anglików.

Nasze wydawnictwa  wychodzą w największych ilościach we Francji, ale niektóre są też dystrybuowane po włosku i niemiecku. Ogromne anteny satelitarne na dachach Acrueil cały czas nadają nasze programy.

Mój boks znajduje się w dużej hali wydawnictwa gdzie pracuje kilkadziesiąt osób. Pracujący tu ludzie podchodzą, co chwilę do okien i podnoszą melancholijnie kubek z kawą do ust, patrząc na nieciekawy widok za oknem. Jestem dobrze znany w tej małej złośliwej społeczności, w przeciwieństwie do publiczności medialnej, która w naszych programach widzi mnie tylko w kilkusekundowych migawkach. Wszak czy pamiętamy kogoś widzianego przez kilka mgnień oka w telewizji na drugim planie ? W ogóle kto zwraca uwagę na drugi plan?

Moich dwoje przyjaciół to wspomniana Zuzu i Kamerzysta.

 Zuzu, albo Zu to zimne kraje północy gdyż pochodzi z Finlandii, a Kamerzysta to Francuz, a więc jak dla mnie to lenistwo, beret, drewniane okiennice i leniwe jelita.

Posługuję się stereotypem Francuza, bo mi przypadł do gustu, co na to poradzić. W ogóle nasz mózg jest tak skonstruowany, żeby go nie przegrzać ciągłym zastanawianiem się na każdym kroku: co robić i co myśleć. Jeszcze jeden schemat nikomu nie zaszkodzi, zwłaszcza, że Kamerzysta robi wszystko, żeby nie wyjść poza niego.

Zuzanna, czyli Zuzu, w skrócie Zu, jest zupełnie nietypowa jak na kraj, z którego pochodzi. Tak, jest ładna i podoba mi się. Nie tylko zresztą mi. Generalnie trudno się domyśleć jej  filation. Gdyby mi nie powiedziała, skąd przyjechała do Francji, nigdy bym na to nie wpadł. Jak można być Finem i być do tego przyciemnionym, jak po wyjściu z solarium na cztery lampy UV każda po 1000 wat?

Kiedyś zapytałem ją o dziwny kolor jej cery i podejrzane loki. Miała wtedy w uszach kolczyki w kształcie śnieżek. „Jestem Finką po matce i Włoszką po ojcu” - powiedziała. „Ojciec był flegmatykiem, a matka choleryczką. Mój ojciec był chyba najbardziej flegmatycznym Włochem, jaki się kiedykolwiek urodził na Półwyspie Apenińskim. Matka z kolei była chyba najbardziej krzepką Finką, jaka się urodziła na północy Europy.” I jeszcze usłyszałem że „Ja nie wiem, kim mam się czuć. Mieszkałam to tu, to tam. Na północy jest dla mnie za zimno, na południu za ciepło”.

Umysłowość Zuzu to dobrze utrzymane jasne pokoiki z mnóstwem zawsze schludnie utrzymanych zakamarków. W środku stoi wielka biblioteka wypchana nowoczesnymi, dobrze wydanymi książkami w twardych oprawkach. Jest jasno, ciepło przyjemnie, można jeść z podłogi. Byle się nie kręcić tutaj za dużo, bo można się narazić na gniew lokatorki.

Kamerzysta ze swoim sweterkiem w serek i tłustymi włosami to tutaj mój największy przyjaciel. Ciągle mieszka w domu rodzinnym pomimo tego, że ma już prawie 40 lat. Zbiera stare pocztówki, rzadko gra w Bulle, bo mówi, że mu nie idzie i stara się zainteresować sobą jakąkolwiek kobietę, która nie jest jego matką. Ta z kolei opiekuje się nim jak półtorarocznym dzieckiem. Gotuje mu herbatki na zaparcie i masuje brzuch, gdy ten ma problemu ze swoim francuskimi niemrawymi jelitami.

Kamerzysta często opowiada, że jego problemem były kiedyś opiaty, ale wyleczył się z „pudrowania noska” ziołami. Ziołami?! Naprawdę można zrobić coś takiego pijąc zioła? Twierdzi, że jego mama wymyśliła jakaś mieszankę, po której uwolnił się od tego problemu. Podobno polecił ją jej pewien buddysta, który był długo przewodnikiem turystycznym po jakimś klasztorze w Tybecie. W klasztorze, co i rusz zjawiali się różni nawiedzeni z Europy, którzy częstowali mnicha tym, co tam mieli najlepszego. W ciągu kilku lat bycia opiekunem wycieczek spróbował prawie wszystkiego, kokainy, heroiny, peyotlu, marihuany, extasy i co tam jeszcze zaplątało się w turystycznych bagażach, szukających oświecenia obcokrajowców. Biedak uzależnił się, a potem wynalazł te zioła podczas którejś iluminacji. Nie wierzę Kamerzyście w tą historię, ale niech mu tak będzie.

To, co nas łączy, mnie, Kamerzystę oraz Zu to wspólna praca. Kamerzysta trzyma zawsze Kamerę, a Zuzu dziennikarka mówi do niej. Ja robię z siebie tradycyjnie to, co mi każą, a więc małpkę na drucie, debila i ofiarę pokrętnych ścieżek złego losu. Nie stornię przy tym od własnej inwencji, które nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem.

Mamy dzisiaj gdzieś jechać. Zrobić materiał z konferencji. Tym razem mają to być modelki. Co? Modelki? Co to ma być do diabła? Nie wyobrażam sobie, o czym mogą konferować panie zajmujące się tą profesją. Zuzu i Kamerzysta stoją teraz obok mojego boksu. Patrzę na nich zdziwiony, trzymając w ręku folder reklamowy. Zuzu ma parę zgrabnych nóżek w cielistych pończochach wychodzących spod krótkiego kożuszka i do tego pachnie zmysłowo. Zastanawiam się, czy jeżeli pojedziemy, to dostaniemy pokój we trójkę i będę mógł ją podglądać, jak bierze prysznic. Jestem trochę taka świnia. Podglądanie niewinnych ofiar pod prysznicem sprawia mi dziką i podniecającą uciechę. Ale w przypadku Zuzu staram się, by nie było niczego więcej. Dziewczyna chyba odbiera telepatycznie moje myśli, bo nagle przerywa rozmowę z Kamerzystą i patrzy przez chwilę marszcząc oczy. Wyciąga rękę z jakąś teczką w moją stronę, jakby chciała przerwać te rozmyślania. Pokazuje mi palcem logo  materiałów konferencyjnych. Zuzu dobiega wieku, w którym łapie się byle co, byle było, niecnie wykorzystuje seksualnie swoje ofiary, przedtem upijając i, w miarę potrzeby, manipulując delikwenta pornografią. Potem może być tylko ołtarz.

Kamerzysta ubrał się jak zwykle w pikowaną kurtkę, w której jest mu za gorąco.

- No tak, konferencja modelek – patrzę na srebrzyste logo. Nie wiem. Nie wiem też, o czym mogą one konferować? Możesz to sobie wyobrazić?

- Nie wiem, czy mogę czy nie. – Zu opiera się o cienką ściankę mojego boksu. Jest zawsze rano trochę agresywna W tej chwili mógłbym jej pomalować paznokcie korektorem biurowym - gdy tak pochyla się nad moim pudełkiem i palcami przytrzymuje ścianki żeby nie wpaść do środka.

- Tego się właśnie mamy dowiedzieć. Ty się też tam przydasz. Zdaje się, że one mają swoje problemy, o których muszą pilnie pogadać. Modelki żyją krótko.

- Nieprawda – muszę zaoponować. - Żyją tyle samo, co inni. Czemu by miały żyć krótko. To są kobiety, a kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, taka jest zasada. Wiesz, dlaczego? Po prostu kobiety wykańczają mężczyzn na tyle różnorakich sposobów, na ile mężczyźni nie wykańczają kobiet. My samce nie dokładamy się prawie w ogóle do przedwczesnego zgonu kobiet. Popatrz na statystyki, one mówią do licha za siebie. Poza tym, co sobie może zrobić modelka? Połamać paznokcie? Spryskać lakierem do włosów i niechcący podpalić, dlatego że w tym czasie paliła papierosa? Prędzej już umrze z głodu, bo zapomniała zjeść śniadania, albo porwie ją byle wiaterek i rozwali o ścianę. Te kobiety prawie nic nie ważą.

- Słyszałeś kiedyś o złym traktowaniu kobiet, Stef? Pobitych kobietach, zmuszanych do prostytucji? Kobietach niemających dostępu do wody?

- Ale to chyba nie te! – Pokazuję na folder, który leży przede mną. – Zresztą Zuzu, skąd wiesz, że takie są?? Bo przeczytałaś w magazynie dla kobiet? W życiu nie widziałaś kobiety zmuszonej do prostytucji, to jest wymysł feministek. Kobiety zostają prostytutkami z powodu hobbystycznego. A ostatnią kobietą, która nie miała pod ręką kubełka z wodą, a więc miała problem z dostępem do wody i przez to się spaliła była Joanna d’Arc! Ale tak w ogóle, powiedz mi, jak sobie wyobrażasz mnie na konferencji modelek? Mam się ubrać w krótką

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
rafalhille · dnia 25.06.2016 10:30 · Czytań: 491 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Sokolica dnia 23.08.2016 20:28
Takie pytanie: dlaczego ten ( bardzo dobry, skądinąd ) tekst urywa się w połowie zdania??? Fajne spojrzenie na świat z perspektywy bohatera, czyta się miło,lekko... Zupełnie zbędny wstęp na początku z wyjaśnieniem kim jest bohater i o czym jest tekst; czytelnik domyśli się tego sam.Nie mam pojęcia co tytuł ma wspòlnego z treścią... No i jak już mówiłam tekst ni z tego, ni z owego kończy się w połowie zdania! Nie ukrywajmy, to jednak jest błąd i to dość poważny... Popraw to proszę, bo chętnie doczytam do końca...
Barbara Kirszniok dnia 25.08.2016 12:33
Plusy:

Za „nie masakrować kręgosłupa”.

Ksywa prezesa.

Pomysł głównego bohatera, że przebierze się za bezdomnego.

Za „(...) a kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, taka jest zasada. Wiesz, dlaczego? Po prostu kobiety wykańczają mężczyzn na tyle różnorakich sposobów, na ile mężczyźni nie wykańczają kobiet.”

Za „(...) co sobie może zrobić modelka? Połamać paznokcie? Spryskać lakierem do włosów i niechcący podpalić, dlatego że w tym czasie paliła papierosa? Prędzej już umrze z głodu, bo zapomniała zjeść śniadania, albo porwie ją byle wiaterek i rozwali o ścianę. Te kobiety prawie nic nie ważą.”

Interesujący tekst i główny bohater.

Minusy:

„Kiedyś siedziałem u niego na spotkaniu. Jednym z tysiąca.” - Aż tyle było tych spotkań?

Powinny być długie myślniki a nie krótkie.

Główny bohater jako bezdomny na okładce gazety – jak na to zareagowała jego rodzina? Znajomi?

Nikt nie poznał, że te kilka osób w reportażach to on?

Charakteryzacja, przebieranka – jak przebiegała?

40 lat – powinno być słownie.

„Twierdzi, że jego mama wymyśliła jakaś mieszankę, po której uwolnił się od tego problemu. Podobno polecił ją jej pewien buddysta, który był długo przewodnikiem turystycznym po jakimś klasztorze w Tybecie.” - To w końcu wymyśliła tą mieszankę, czy polecił jej to buddysta?

„Ja robię z siebie tradycyjnie to, co mi każą, a więc małpkę na drucie, debila i ofiarę pokrętnych ścieżek złego losu.” - Czemu tytuł to „Żaba? Prawdziwa żaba?”? Bardziej by tu pasowała „Małpka” lub „Statysta”.

„Mam się ubrać w krótką” - I już? Koniec? A gdzie reszta?

Piszesz, że to powieść, więc mam nadzieję, że prawda o jego przebierankach wyjdzie na jaw. Ciekaw jestem, co wtedy zrobi i co zrobi Lucyfer.

W pewnym momencie za bardzo skupiasz się na przyjaciołach głównego bohatera (streszczenie ich historii), co zaczęło mnie nudzić. Od „Moich dwoje przyjaciół to wspomniana Zuza i Kamerzysta” do „Nie wierzę Kamerzyście w tą historię, ale niech mu tak będzie” informacje zbędne. Gdybyś je usunął, wyszłoby to tylko z korzyścią dla tekstu, bo nawet ta sprawa z mnichem (jego uzależnieniem) nijak ma się do treści.

Jak ma na imię główny bohater?

„Kamerzysta trzyma zawsze Kamerę, a Zuzu dziennikarka mówi do niej.” - Brzmi, jakbyś tłumaczył to dziecku, albo traktował czytelnika jak idiotę.
rafalhille dnia 18.11.2016 14:32
dalsza część ksiazki jest pzeze mnie publikowana tutaj http://parisstory.blox.pl/html
pozdrawiam
Rafał Hille
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty