La Isla Bonita - Margara
Proza » Obyczajowe » La Isla Bonita
A A A

Nie tak miało być. Piła kolejnego drinka z oferty all inclusive w jednym z popularnych wakacyjnych kurortów. Obskurny bar hotelu, mającego lata świetności dawno za sobą, dawał kawałek cienia, a wraz z rosnącą ilością spożytego alkoholu spadały wymagania gości. Śmiała się sama do siebie, sama z siebie, wspominała ścieżkę, która przywiodła ją w to miejsce. Żona męża, który właśnie stał w długiej kolejce, bo choć darmowe nie tuczy, bar cieszył się niesłabnącą popularnością od samego rana do późnego wieczora, kiedy to ostatni amatorzy oszukanych drinków z trudem już się do niego doczołgiwali. Nic to, obsługa widywała gorsze rzeczy, ze stoickim spokojem, choć bez krzty szacunku, wydawała drinki, nie obdarzając pulchnych, wytatuowanych plebejuszy nawet spojrzeniem. Jednym z tych, co nie znają umiarkowania w jedzeniu i piciu, zwłaszcza w wakacje, był jej poślubiony, tak zwany towarzysz życia. Choć go w tym momencie nie słyszała, wyobrażała sobie, że jak zwykle, dla zabicia czasu zagaduje kolejkowiczów, coś w stylu: „ale dziś zimno, nie?”, jakby dopiero odkrył komiczne znaczenie kontrastu, istny trzylatek, doprawdy.
Gardziła nim, gardziła sobą, zachodziła w głowę już od ponad roku, jak to się mogło stać. Ciągle nie mogła pozbyć się zdziwienia, dzień w dzień towarzyszyło jej zdumienie, jak zaskakująco potoczyło się życie. A miało być tak pięknie. Zeszłe wakacje, ona szczęśliwa singielka, której zegar biologiczny tykał, prawie rozgrzany do czerwoności, że oto już, teraz, natychmiast, bo jak nie, to nie urodzi przed trzydziestką, a przecież taki był plan w jej projekcie na życie. Szanowana pani doktor, która po farmacji nie zhańbiła się ani jednym dniem za ladą sklepu zwanego apteką, lecz uczestniczyła w coraz ciekawszych projektach badawczych. Wykształcona, oczytana, Almodovar, Woody Allen i Palahniuk, konferencje, wykłady, niemy podziw studentów i profesorów, taka młoda, inteligentna, do tego zgrabna filigranowa blondynka. Brakowało jej jednak czasu na tak zwane życie prywatne, work-life balance ewidentnie przechylił się w lewą stronę. Gdy się zorientowała, potraktowała sprawę zadaniowo: wyciągnęła na wakacje do Lanzarote koleżankę ze studenckiej ławki, która była doświadczona, oblatana i po ekspercku wybrała odpowiedni hotel. Sama dziko się cieszyła na tydzień bez pary obsmarkańców i męża, który ciągle nie miał pojęcia, gdzie znaleźć odkurzacz i z której strony jest prztyczek włączający zmywarkę.
Dla pani doktor, która owszem, latała tu i tam, lecz tylko na konferencje, odczyty, z lotniska do hotelu i z powrotem, była to prawdziwa nowość. Ekscytację wywoływała sama nazwa, Lanzarote, tak lekka, taneczna, kojarzyła jej się z przebojem z dzieciństwa: La Isla Bonita Madonny. Sama miała nadzieję na przeżycie ekstazy, szał ciał, idealnie, jeśli zakończony miłością na całe życie. Nie czytała babskich poradników, nie siedziała na Pudelku, nie miała zatem pojęcia, że taki scenariusz to jak wygrana superkumulacji w toto lotka, tak rzadki, że zupełnie nierealny. Cóż, jedni siedzą w książkach, drudzy w życiu, ona akurat mimo IQ sięgającego nieba, z trzeźwym osądem rzeczywistości miewała spore problemy.
Przygotowała się do wyjazdu zgodnie z radami przyjaciółki, wypełniając każde jej zalecenie więcej niż perfekcyjnie. Paznokcie, depilacja okolic bikini, kilka solidnych sesji na solarium, rozjaśnione włosy, tak żeby wyglądały jak muśnięte słońcem, wodoodporny make-up no-make-up. Wcześniej fitness pod okiem trenerki, dieta pod okiem dietetyka, wybielanie zębów i delikatny botoks tu i tam. Wyglądała ślicznie, lepiej niż kiedykolwiek. Oglądała się w każdym lustrze, jakie się napatoczyło, podciągała, gdy nikt nie widział, bluzkę,  by podziwiać mięśnie brzucha, które po raz pierwszy się wyłoniły spod pierzyny tłuszczu.
Gdy taka podszykowana pojawiła się na hotelowym basenie, nie trzeba było dużo czasu, by wzbudziła podziw i zainteresowanie płci przeciwnej. Akurat trwał w najlepsze kawalerski, bogaci synusiowie elity jednego z mazowieckich miasteczek kolejny dzień opijali rychłe wstąpienie jednego z nich do grona żonkosiów. Przysiadł się do niej jeden z nich, na oko najmniej pijany, zaczął zwyczajowo, „czy bolało, jak spadałaś z nieba”. Ona, nienawykła do tego rodzaju podrywu, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nie bywała na dyskotekach, nikt do niej nigdy tak nie mówił, była przekonana, że nowy znajomy specjalnie dla niej wymyślił taki słodki tekst. Potem dała się rwać jak nastolatka, a chłopak, coraz bardziej pewny siebie, coraz śmielej szarżował. Jego kibice z podziwem i zazdrością dokuczali mu do późnej nocy, gdy nareszcie grzecznie odstawił kandydatkę do spędzenia razem nocy, może dwóch, do jej pokoju.
Potem były uściski, spacery nocą po plaży, romantyczne gesty, słowa, dla niej zupełna nowość, dla niego rutyna. Raz nawet ziewnął, dłużyły mu się zalecanki. A jej coraz mniej przeszkadzał ohydny tatuaż tygrysa na klatce piersiowej adoratora, braki w uzębieniu, na szczęście tylnym, jego prostackie „no co ty gadasz”, „nie?” po prawie każdej wypowiedzi, tępe spojrzenie, gdy próbowała nawiązać do przeczytanych książek, obejrzanych filmów. Coraz bardziej jej się podobał odcień, jaki jego skóra przybierała pod wpływem słońca, drogie przedmioty, jakimi się otaczał, majtki Calvina Kleina opinające jego szczupłą pupę. Po kilku dniach nie mogła już się oprzeć jego urokowi, nocami wyobrażała sobie, jak te majtki zdejmuje, jak on zdziera z niej bieliznę Victoria’s Secret, kupioną specjalnie na tę okazję.
Stało się to pod koniec pobytu chłopców bananowców, ostatniej nocy przed wylotem. Ich ciała nareszcie się spotkały. Chłopak miał dość docinek kolegów, i choć doszedł do wniosku, że jednak ta laska mu się nie podoba, a przede wszystkim jest jakaś dziwna, mało przymilna, ciągle by gadała o poważnych sprawach, podczas gdy słońce, alkohol nastrajają do czystej i nieskrępowanej niczym zabawy. Przeleciał ją bardziej dlatego, że sama chciała i żeby zamknąć gęby chłopakom.
Po wszystkim wymienili się telefonami, zaprosili do grona znajomych na fejsbuniu. Miał to być koniec historii – banalnej, prostej, jakich wiele.
Niestety, wróciła zakochana na zabój, potem się okazało, że z pasażerem na gapę. Dwie kreski na teście zszokowały ją, ale i bardzo ucieszyły. Przyjechała do niego, bo nie odpowiadał na zaczepki na fejsbuku, znalazła adres firmy jego ojca w O. Ucieszył się nawet na jej widok, przypomniała mu miłe chwile na wakacjach. Gdy dowiedział się, że będzie tatusiem, pomyślał, że widać tak miało być. Bez entuzjazmu kupił pierścionek, nauczony przez matkę, że facet musi ponosić konsekwencje swoich czynów. A zresztą, czas się było żenić, z jego rocznika w technikum tylko on ciągle bez obrączki, łyso tak i samotnie, nie było z kim pić i okupować stołków przy barze w lokalnym klubie. Niech i tak będzie, lepsza taka dziwna niż żadna. Przespali się u niego w domu, by przypieczętować zaręczyny, matka i ojciec cieszyli się, że syn się żeni z  uczoną i ładną dziewczyną.
Szybki ślub, wesele, potem dłużąca się ciąża, w której cały czar zniknął, z pięknej blondynki zmieniła się w pulchną blondynę. Z trudem znosiła ciążę, szybko musiała zrezygnować z pracy. Przeprowadziła się do O., bo on nie mógł zostawić firmy, a skoro i tak nie pracowała, jaki był sens siedzieć w maleńkim mieszkanku na Pradze. Lekarz kazał się oszczędzać, dawała się obsługiwać teściowej jak królowa angielska.
Narodziny maleńkiego Tobiaszka, wypisz wymaluj jak ojciec, spowodowały pierwszą refleksję, co ja do cholery zrobiłam. Całe uczucie do ojca wyparowały pod wpływem codzienności, słuchania jego rozmów z rodzicami, jego rechotu, słabych żartów, pustych półek na książki. Jego fury, skóry i komóry, lekceważącej postawy wobec tych, co mniej zarabiają, wyśmiewania wykształciuchów. Zapach jego potu przyprawiał ją o mdłości, po kilku nieudanych razach wymogła na nim, by spali osobno. Gdy zobaczyła syna z różową skórą zdjętą z ojca, wiedziała już na pewno, że coś zrobiła źle, że plan nie do końca wypalił.
A przecież z aptekarską precyzją odmierzyła składniki, wsypała proszki, polała płynem, zamieszała – a tu zamiast leku wyszła trucizna, myślała gorzko, wlewając do gardła pina coladę. Zostawiła syna z teściową, nie mogła patrzeć na nieszczęsny wynik alchemicznego równania, do którego wkradł się błąd. Pod pretekstem odnawiania nadwerężonych przez ciążę i poród więzi małżeńskich znów znalazła się na Lanzarote. „La Isla Bonita”, nuciła, patrząc pobłażliwie na małżonka, donoszącego drinki z błogim uśmiechem zadowolonego z siebie chłopca.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Margara · dnia 05.07.2016 12:36 · Czytań: 551 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
purpur dnia 06.07.2016 14:15
Chyba mam jakiś taki wredny humorek dzisiaj... Może powinienem pójść sobie gdzieś, gdzieś dalej i nie czytać, bo marudzę :)

No coż, Twój tekst jednak przeczytałem. I na pewno odrobinę poprawił mi humorek ( za co duża część osób z otoczenia jest Tobie wdzięczna ;)), no ale również odrobinę, nie przypadł do gustu ( ponownie tamta cześć, już jest mniej wdzięczna... :p).

Lubię przecinki, fakt, że kompletnie losowo je wstawiam w swoje teksty nie zmniejsza mojego, do nich, uczucia :) No ale u Ciebie, toż to prawdziwa przecinkowa orgia :) Jasne, fajne jest kilka takich zdań, ale tutaj uważam, iż było ich za dużo... Stały się męczące.

Cytat:
Żona męża, który wła­śnie stał w dłu­giej ko­lej­ce, bo choć dar­mo­we nie tuczy, bar cie­szył się nie­słab­ną­cą po­pu­lar­no­ścią od sa­me­go rana do póź­ne­go wie­czo­ra, kiedy to ostat­ni ama­to­rzy oszu­ka­nych drin­ków z tru­dem już się do niego do­czoł­gi­wa­li. Nic to, ob­słu­ga wi­dy­wa­ła gor­sze rze­czy, ze sto­ic­kim spo­ko­jem, choć bez krzty sza­cun­ku, wy­da­wa­ła drin­ki, nie ob­da­rza­jąc pulch­nych, wy­ta­tu­owa­nych ple­be­ju­szy nawet spoj­rze­niem.


Do tego utrudniają zrozumienie. Musiałem czytać zdanie dwa razy.

No ale tekst, mimo powyższego, dość lekko płynął, nawet tak jakoś wakacyjnie, a może letnio :p, no czytało się zacnie. Szkoda tylko, że jak dla mnie, był... no kurcze o niczym. Przedstawiłaś historię pewnej, może nierozważnej panienki. Nie jestem pracownikiem urzędu statystycznego, ale wydaje się że to dość standardowa sprawa. X osób jest niezadowolonych ze swoich wyborów, a czy tu było coś więcej?
Ja nie dostrzegłem, ale ponieważ mam opaskę piracką na prawym oku, to może być moja wina :)
Powiedz mi, dlaczego tekst powstał. Co chciałaś przekazać? - pytam z ciekawości, zero złośliwości.

To chyba jedyny poważny zarzut z mojej strony. Bo tak naprawdę, nie czytało się źle, baa, momnetami nawet się uśmiechałem. Tyle że... "pińćset" takich czytałem... a wolałbym przeczytać ten JEDEN!

Mam nadzieję, iż zmotywowałem, a nie zamarudziłem na śmierć. Służę zestawem trzech rzutek i tarczy, w przypadku gdyby pojawiła się potrzeba odreagowania! No dobra, dwóch rzutek, bo trzecia... powiedzmy tylko, że sąsiad nie chce oddać! Bydle, nie? :p

Pozdrawiam,
Pur
JOLA S. dnia 06.07.2016 14:32
Dziś, mam też taki wredny humorek. Nie wiem, czy to przez ten deszcz, ale mam podobne odczucia, co mój sympatyczny przedmówca. Szkoda, tak bywa. :) :)
Pozdrawiam serdecznie
Jolka
Margara dnia 06.07.2016 19:51
Bardzo dziękuję za komentarze :). Cóż, oczywiście, że zainspirowało mnie życie - to, że takich wydarzeń jest multum, wcale nie znaczy, że nie warto o tym pisać. Moim zamiarem było opisanie wakacyjnej historii - nie tylko tej panienki, również tego pana, która w finale niesie poważne konsekwencje dla wielu osób. Wybory życiowe, które podejmujemy, często są przypadkowe. Czas, miejsce, okoliczności życiowe powodują, że nie zastanawiamy się nad nimi, w efekcie lądując w innej rzeczywistości, niż byśmy sobie życzyli. To była inspiracja do napisania tekstu. Z założenia miał mieć lekką formę, lecz nie do końca trywialną treść. Szkoda, że nie do końca udało mi się to przekazać :). Cieszę się niemniej, że miło się czytało. Przecinki, o tak, ciągle nie udaje mi się ich zredukować, postanawiam poprawę :).
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty