....gdybyś tu był pies - rafalhille
Proza » Obyczajowe » ....gdybyś tu był pies
A A A

 

            Otwarłem okno na oścież. Hałas ulicy natychmiast wpadł do pokoju i uderzył mnie boleśnie po uszach. Moja wrażliwość na niepożądane dźwięki wzrasta wraz z wiekiem. Nie uodporniłem się na mieszkanie w pokoju którego okna wychodzą na ruchliwą ulicę. Na początku myślałem że to się uda, ale nic podobnego. To jest zwyczajnie niemożliwe. Szare komórki każdego dnia atakowane zderzającymi się ze sobą cząsteczkami powietrza przenoszącymi drgania silników wprost do moich biednych uszu miast obojętnieć stają się coraz bardziej wrażliwe. Moje mieszkanie przy Boulevard Hausmann ma trzy pokoje. Dwa z nich niestety wychodzą na ruchliwą w południe ulicę. Jedno wychodzi na podwórko i sąsiaduje blisko z chińska restauracją. Restauracja jest chińska z nazwy i jej właścicielem jest też chińczyk. Żarcie  które sprzedają też jest ponoć chińskie ale ja w to nie wierzę.

W menu mają to samo co można dostać w wielkich pakach w byle jakim markecie. Znam jej właściciela. To pan Li. Pan Li kocha mojego psa i mój pies kocha pana Li również. Ta miłość mojego czworonoga do skośnoookiego niewysokiego człowieka w granatowym garniturze nie jest zupełnie bezinteresowna. Mój pies imieniem Pies dostaje od Li paczki z żarciem którego nie udało się wcisnąć żadnym innym klientom.

Bydle zapomina wtedy o bożym świecie. Nie istnieje dla niego wtedy nic oprócz papierowej torby z chińskim znaczkiem, oraz oczywiście jej krwawej  posiekanej zawartości.  Pies reaguje na imię Li. Wystarczy że powiem w dowolnym momencie „idzie Li”, a nos z  przytwierdzonym łbem i resztą czworonoga niczym na sprężynach wyskakuje i natychmiast biegnie sprawdzić okolice korytarza.  Oceniam go zawsze wtedy jako naiwnego frajera.

Brak papierowej torebki w drobnych żółtych rączkach wyłażących spod rękawów wymiętego garnituru Chińczyka  powoduje u niego stan głębokiego niesmaku co do mojej osoby, a więc warczenie i wściekłe spojrzenia rzucane w moim kierunku. Ciche warknięcie na końcu gdy kładzie się obrażony kilka metrów ode mnie na kanapie z IKEI kończy sprawę.

Co dzień gdy przychodzę do domu znajduję te resztki szwedzkiej myśli wypoczynkowej  w stanie większego rozkładu. Te wióry leżące na dywanie i strzępy materiału walające się po pokoju pokazują prawdziwe oblicze wielkiego  żółtego  psiska z czarnymi nogami.  Te czarne nogi Psa to jakiś złośliwy prezent od losu. Wyglądają jak wielki skarpety. Mam wrażenie że jest wrażliwy na ich punkcie. Jakiekolwiek uwagi pod ich adresem powodują u niego przeciągłe pełne nienawiści spojrzenie rzucane w moim kierunku. 

On jest jak doktor Jakyll i Mister Hyde. Prawdziwa twarz, a właściwie morda mojego leniwego  Labradora który chyba otrzymał geny od Foxterierów to kawał drania i bydlaka.  Kanapa wyglądająca teraz jak wyjątkowo sponiewierany ogryzek  jest tego najlepszym dowodem. Gdy go dostałem na urodziny od Cosmosa mojego brata,  była dołączona doń karteczka z czymś co można by uznać za instrukcją obsługi psa. „Pod żadnym pozorem nie należy dopuścić do tego żeby Twój pies nauczył się skakać na ludzi” – stało tam napisane w jednym z pierwszych akapitów. Dopuściłem do tego. Pies zdawałoby się czytał tę instrukcję. Jego pierwsze próby przewrócenia mnie były nawet dość zabawne, gdy niewiele większy od mojego bambosza rzucał się z cichym popiskiwaniem na moją nogę. Z czasem ten trening stał się jego prawdziwą obsesją. Wielokrotnie w ciągu dnia powtarzane eksperymenty ze zmianą konta wybycia z tylnych nóg, skrętami a to w lewo, a to prawo gdy już szybował w powietrzu w kierunku mojej klatki piersiowej przyniosły w końcu jakiś efekt. Gdy wchodziłem do domu odruchowo robiłem unik zupełnie na odwrót do bramkarza rzucającego się za piłką. Pies lądował pazurami na drzwiach które zaczynały wyglądać jak drzwi awaryjne w klatce dla niedźwiedzi. Tym razem jednak on wyczuł mój zamiar. Wyczuł w końcu podwójny blef jaki zapodałem. Wariant podstawowy zakładał że robię skręt w prawo gdy on rzuca się w lewo. Nauczył się szybko rozpoznawać moje zamiary. Wariant drugi zakładał udawanie skrętu w prawo, po czym robiłem skręt w lewo.  Pies lądował nosem na drzwiach. Tym razem rozpracował mnie. Udawałem skręt w prawo, zrobiłem w lewo i sześćdziesiąt kilogramów rozbawionego kudłatego mięsa w skarpetach do kolan wylądowało na moich barkach. Uderzenie głową w drzwi pozbawiło mnie przytomności. Śliski język wędrujący między moim czołem i podbródkiem z chwilowymi wizytami w moim nosie postawił mnie szybko na nogi, a właściwie na czworaki. Bydlak zakwalifikował swój skok jako znakomity, merdał ogonem i poszczekiwał zadowolony obskakując mnie w kółko. Patrzył na mnie tak jakby mówił „ a co myślałeś że mi się nie uda ?”  Udało mu się. To że się podniosłem na kolana i nie zmarłem przy tym uderzeniu, a więc będzie znowu żarcie, spowodowało że położył mi przednie łapy na barkach i odśpiewał radosną serenadę do sufitu.  Oznacza to też że Chińczyk właściciel restauracji odwiedzi mnie jeszcze kiedyś z szarą torebką wyładowaną mięchem którego nie udało się wcisnąć klientom, a ja wyciągnę miskę z kredensu i mu te zapakowane przez kelnerki mięso tam wrzucę.  Pies miał rację bo Chińczyk zresztą zjawił się klika godzin później i Pies ucieszył się z tej wizyty jak zwykle.

- Paszoł ty – zgarnąłem go czworonoga jednym ruchem z okna bo lubił przez nie patrzeć  czego nie lubiłem z kolei ja. Myśl o tym że jego łeb i korpus mogły by jednak przeważyć, a on mógłby spaść w dół  gdy wychylony do połowy oglądał z góry ruch uliczny powodowała zawsze wywracanie się mojego żołądka na drugą stronę

 On jednak nie  przejmował się  tym zbytnio. Wychylił swój wielki  łeb i wywalił swoje powitalne szczekanie które doszło aż do ulicy bo kilka głów mimo hałasu spojrzało w górę.

W mieszkaniach położnych blisko ulicy największy problem zaczyna się latem. Nie wiadomo wtedy czy zgodzić się na przemoc hałasu ulicy nie ryzykując uduszenia się czy też pozwolić na silne niedotlenienie ale mieć chociaż chwilę spokoju od słuchania silników i opon samochodowych.  Dzisiaj decyduję się na to pierwsze. Na szczęście mam jeszcze jeden pokój od podwórza. Tam jest moja sypialnia. Jedyne co mi dokucza to smród dolatujący z restauracji chińczyka na który zacząłem się ostatnio uodparniać. Nie wiem co oni tam gotują oprócz tego co się wysypuje z wielkich toreb z chińszczyzną przywożonych małym Renault z supermarketu. Kiedyś byłem pewny że słyszałem zawodzenie jakichś zwierząt dobywające się z zakratowanego okienka małej przybudówki należącej do restauracji. Zainteresowało to nawet Psa śpiącego w korytarzu. Otworzył sobie drzwi do mojego pokoju,  wskoczył na mnie, oparł przednie łapy o parapet i nadstawił swoje ucho w kierunku podwórza.  W kompletnej ciszy podwórka, słychać było jakieś skomlenie powiązane z jękami i tępe uderzenia.  Patrzyliśmy obydwoje przez kilka długich chwil w ciemny kwadrat okna na którego tle majaczył ciemny kontur drzewa stojącego obok śmietnika.  Mój czworonóg zamarł przez chwilę, a gdy  obrócił łeb w moją stronę miałem wrażenie tak jakby w jego wielkich oczach płonęły dalekie oddalone ognie. Odwrócił się zaraz i  mruknął coś cicho po swojemu, po czym otwarł sobie pyskiem przymknięte drzwi i zniknął na korytarzu, tam gdzie było jego rzadko używane posłanie i miska.

Nazajutrz spytany o dziwne dźwięki  Chińczyk w stanowczy sposób  pokręcił głową.

- Nie Stef, my mamy tylko mrożonki, albo dostajemy już zamordowane.

Właściwie nie spytałem go wtedy czy zabijali zwierzęta. Tylko zapytałem o te dziwne dźwięki.

- Zamordowane ??

- Rozstrzelane  - poprawił Chińczyk.

- Co ?

- Jak to się mówi, podrapał się po czole, no  zabite.

- Boże – zasłoniłem twarz rękoma.

- Ubite – wykrztusił w końcu.

- Rozumiem, dostajecie ubity towar  z  rzeźni.

Na jego twarzy przykrytej uśmiechem nie pojawił się ani jeden grymas. Jego milczenie było jednak dłuższe niż było to potrzebne w tej sytuacji.

- Tak, tak – powtórzył dwa razy.

- Ale psów tam nie ma, kotów i myszy, małp również. Dobre jedzenie sama wieprzowina i wołowina. Wzbogacamy te mieszanki które kupujemy z marketu.

- W porządku, będę dalej u was jadać. – mówię  nieszczerze.

Skłonił się i złożył przy tym ręce. Zawsze myślałem że to filmowa ściema że chińczycy składają rączki jak do pacierza jak chcą za coś podziękować, ale okazało się że wcale nie

Z żółtym człowiekiem z krótkim rączkami łącza mnie wspólne wieczory wypełnione   grą w warcaby.  Te nasze sesje gry są tak nudne jak kolejne odcinki serialu brazylijskiego, albo wybory w Gruzji,  ale są takie dni gdy nie mam ochoty na robienie niczego innego. Siły są pozornie wyrównane. Raz ja wygrywam, innym razem on gdy mu na to pozwolę,

Pan Li twierdzi że warcaby wynaleźli chińczycy. Nie wiem, być może. Myślałem że Hindusi ale się  nie kłócę. Nie interesuje mnie to zupełnie Mogą to być nawet Rosjanie, albo Polscy emigranci skazani na karę aresztu za wyławianie karpi z Tamizy. Tak naprawdę mój stosunek do tej gry jest ambiwalentny. Z jednej strony lubię grać i jednocześnie gra mnie nie nudzi. A  drugiej zadaję sobie pytanie po co? Po co grać w warcaby? Ten czas można zamienić na seks, o ile jest go z kim uprawiać. Warcaby w gruncie rzeczy są tak bezmyślne, że po kilkudziesięciu rozegranych partiach muszę sobie przypomnieć jak się nazywam.

Z panem Li nie ma wielu tematów do rozmów.  To jego wielka i pozytywna cecha jego osobowości  której bym życzył każdemu z moich znajomych. Li znam  od mojej wizyty w chińskiej restauracji.  Li  nie gada za dużo i  za to go cenię. Ma problemy z formułowaniem myśli po francusku, to pewnie oprócz wrodzonej powściągliwości żółtych podobnych do chudych małp ludzi powoduje, że  nie muszę ciągle  wymyślać nowych tematów do rozmów. To co mówię, zawsze prawie mu się podoba.  Lubi słuchać o moich przygodach, tych prawdziwych i tych wymyślonych. Nie wiem ile z tego rozumie. Najczęściej jednak po prostu siedzimy i palimy jednego papierosa po drugim i przestawiamy pionki na niewielkiej plastykowej szachownicy.

A więc Mały Żółty Człowiek to ulubieniec Psa. To jest czysta interesowna miłość konsumowana kilka razy w tygodniu. 

W końcu udaje mi się bydlaka zwalić z okna. Waży już chyba teraz ze siedemdziesiąt kilogramów. Ma trochę nadwagi i wiem że muszę coś z tym zrobić.  Za każdym razem gdy o tym myślę, on jakby rozpoznawał moje myśli bo zaraz zaczyna na mnie gniewnie patrzeć i lekko unosi uszy. Gówno go obchodzi że cholesterol zatka mu kiedyś tętnice i wykituje na zawał, a ja zostanę sam na tym świecie.  Ale teraz  z zadartym łbem idzie na swoje posłanie na korytarz pomrukując przy tym po swojemu.

Smród z restauracji i hałas od ulicy to nie jedyne co na mnie prześladuje. Kilku meneli mówiący w języku którego nie jestem w stanie zakwalifikować co noc organizują wieczorki zapoznawcze w okolicy śmietnika. Zapoznawcze dlatego że za każdym razem jest ich więcej. Spraszają zaprzyjaźnione teamy alkoholików z pobliskich podwórek i razem biesiadują do samego rana, rzucając każdą puszkę po wypitym piwie na kostkę brukową. Uderzenia pustej zgnieconej puszki w studni podwórka  powoduje hałas jakby to stalowy metoryt witał się z ziemią i postanowił o tym fakcie zameldować całemu światu.

 Pies kiedyś uratował mi życie. Gdy wracałem pijany ciemną uliczką biegnącą między przyklejinymi do siebie domami, znam takie jedno przejście z którego korzystają tylko złodziejaszkowi i handlarze narkotyków ukrywający się przed policją, nagle pojawił się przede mną kształ wyższy niemalże o głowę z czymś wąskim i stalowym jak się domyśliłem z odgłosu jaki przedmiot  wydał gdy  uderzył nim o ścianę. Chciałem się odwrócić i pójść tam skąd przyszedłem ale drugi łeb nieco niższy i czarny na twarzy zatarasował mi drogę. Poczułem że moja kolana są z waty, a może lepiej  jak z plasteliny położonej na stalowej płycie pieca. Wiedziałem że stalowy pręt spadnie na moją głowę i zmroziło mnie to. Potrafię kopnąć w twarz z półobrotu, ale w tym wąskim przejściu miałem na to żadnych szans. Te wąskie przejście jest idealne do napadu, teraz sobie to dopiero uświadomiłem. Nie wiadomo jak się bronić. Mam ciężkie uderzenie boksera amatora,  ale teraz bedęc po kilkunastu szklankach wina, miedzy dwoma ścianami naprzeciwko gladiatora z prętem miałem takie szanse jak ślimak w swojej rachitycznej skorupie naprzeciwko kół pędzącego samochodu. Nie miałem nawet przy sobie pieniędzy  żeby próbować się wykpić jakąś kwotą gotówki. Nie miałem nic, ale w tej dzielnicy niekoniecznie musiało chodzić o pieniądze. W złodziejskim i bandyckim fachu, w którym specjalizowali się ci młodzi ludzie nie zawsze musiało chodzić o pieniądze. Trzeba było trenować uderzenia ciężkim bachhenadmi i forehenadami  żeby nie wyjść z wprawy. Moja głowa miała piłką tenisową która ci bandyci za chwilę odbiją najlepszym wytrenowanym uderzeniem żeby potem opowiadać do jakiej już wprawy doszli w powalaniu na chodnik ludzi w ciemnych uliczkach. I wtedy gdy już myślałem że to koniec, że mogę powiedzieć w ciemność  do widzenia światu stało się to czego się najmniej wtedy spodziewałem. Ogromnych rozmiarów czarny, który stał przede mną nagle padł na kolana i z dźwiękiem upadajacego łomu zza jego głowy wyskoczyło cos ogromnych rozmiarów co nie rzuciło się na mnie ale na drugiego dryblasa który stał za moimi plecami. Był to właściwie skok – powalenie tego z łomem i drugi skok na głowę i piersi tego drugiego.  W ciągu jednej sekundy obaj leżeli na ziemi i rozległ się wtedy wściekły, pełen nieskrywanej nienawiści  warkot  i szczeknięcie mojego Psa! Tak, wyszedł do toalety w nocy ponieważ nie mógł się doczekać mnie. Nie wiem jak mnie tu znalazł, ale teraz podniósł nogę i wypróżniał całą zawartość pęcherza na głowę murzyna który coś mamrotał próbując się obronić.  Pies skoczył na mnie i polizał mnie swoim szorstkim jęzorem po nosie jakby mówił, a teraz chodź spadamy stąd zanim przyjadę gliny a Ty im nie wytłumaczysz dlaczego napadłeś na dwóch oprychów z łomami.

cdn

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
rafalhille · dnia 12.07.2016 10:42 · Czytań: 459 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Gorgiasz dnia 30.07.2016 21:53
Może nie jest literatura najwyższych lotów, ale czytało się bardzo sympatycznie; sporo trafnych i żartobliwych porównań czy zwrotów, lekki język zaprawiony wysokogatunkowym humorem. Trochę drobnych potknięć, szczególnie bardzo liczne i rażące braki przecinków, niekiedy powtórzenie i trochę chaosu w kompozycji. Ogólnie "na plus".

Cytat:
Restauracja jest chińska z nazwy i jej właścicielem jest też chińczyk.

Chińczyk - dużą literą.

Cytat:
- Paszoł ty – zgarnąłem go czworonoga jednym ruchem z okna bo lubił przez nie patrzeć czego nie lubiłem z kolei ja.

Albo "go", albo "czworonoga". Zapewne zdublowało się podczas korekt. No i przy okazji przecinki przed "bo" i "czego".

Cytat:
Jakiekolwiek uwagi pod ich adresem powodują u niego przeciągłe pełne nienawiści spojrzenie rzucane w moim kierunku.

W to nie uwierzę; pies nie człowiek, nie potrafi okazywać nienawiści wobec najbliższej mu istoty.

Cytat:
Odwrócił się zaraz i mruknął coś cicho po swojemu, po czym otwarł sobie pyskiem przymknięte drzwi i zniknął na korytarzu, tam gdzie było jego rzadko używane posłanie i miska.

"otworzył"

Cytat:
- Boże – zasłoniłem twarz rękoma.

- Boże. – Zasłoniłem twarz rękoma.

Cytat:
- W porządku, będę dalej u was jadać. – mówię nieszczerze.

- W porządku, będę dalej u was jadać – mówię nieszczerze.

Cytat:
Potrafię kopnąć w twarz z półobrotu, ale w tym wąskim przejściu miałem na to żadnych szans.

Zapewne powinno być "nie miałem".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty