Dar świętojańskiej nocy - Niczyja
Proza » Obyczajowe » Dar świętojańskiej nocy
A A A
Od autora: W życiu tak wiele zależy od przypadku...
Klasyfikacja wiekowa: +18

„Dar świętojańskiej nocy”

 

Damski bokser poszedł sobie w diabły!” - pomyślała z ulgą Klotylda. Nie było go w domu. Miał wrócić dopiero nazajutrz, jak wydobrzeje po wspólnym oglądaniu meczu z kumplami od piwska. Trwały Mistrzostwa Europy w piłce nożnej i większość mężczyzn zgromadzona była przed telewizorami.

Był to najdłuższy dzień roku, właściwie wieczór, który małymi kroczkami przeistaczał się w noc. Niebo różowiało po zachodniej stronie. Klotylda, dla której noc świętojańska była odległym wspomnieniem młodości, napotkała w głowie pewną myśl. Nie mogła jej odgonić nudnymi kuchennymi czynnościami, ani próbą czytania książki, czy biernym patrzeniem w telewizor, celowo  pozbawiony dźwięku. Myśl ta wracała jak bumerang i krzyczała szeptem: „Idź tam! Jeszcze jest czas, jeszcze nie jest za późno, aby je zobaczyć!”.

Ubrała się jak bezguście, wręcz brzydko, żeby nie kusić losu, ani spragnionych kobiecych wdzięków napalonych zboczeńców czających się w ciemnych zaułkach lub pośród drzew. Spojrzała w lustro. Wyglądała bezpiecznie nieatrakcyjnie. Dwie pary spodni, przez co jej tyłek znacznie się powiększył. Gruby, zimowy polar ze stójką. Kapelusz w deseń moro, w jakim zbierała w lesie grzyby, chroniąc twarz przed promieniami słońca. I stare, wysłużone adidasy, w których w razie potrzeby będzie mogła szybko uciekać. Była zadowolona z uzyskanego efektu. W tym wydaniu, tak dalekim od jej codziennej,  skromnej, acz eleganckiej kobiecości, nawet wyposzczony samiec pomyliłby ją z facetem. I o to jej chodziło!

Wyszła z domu, cicho zamykając drzwi na klucz, aby uczynni sąsiedzi nie donieśli mężowi o jej późnym wychodnym. W bloku zawsze znajdzie się jakaś złośliwa staruszka lub żmijowata stara panna... Miała szczęście. Gdy szła na przystanek, autobus jadący w stronę lasu akurat podjechał. Usiadła, bacznie się rozglądając. Pojazd był prawie pusty. Młodzi ludzie surfowali w Internecie na swoich smartfonach. Nieliczni pozostali pogrążeni w półśnie budzili się tylko, gdy autobus zatrzymywał się na przystankach. Nie ich, mogli więc bezpiecznie drzemać dalej.

Na pętli z autobusu wysiadło kilkoro pasażerów. Poszli zrobić zakupy w nocnym hipermarkecie, w stronę lasu ruszyła tylko Klotylda i młody facet, idący w pełnej odległości za nią. Zlękła się! Przyśpieszyła kroku, chcąc go zgubić. Gdy znikły ostatnie zabudowania miasta zauważyła, że go nie ma.

 

*****

Było mokro, po deszczu. Szła wśród porośniętych wysokim zbożem pól. W oddali czaił się ciemny las. Z każdym krokiem zbliżała się do niego. Minęła ostatnią miedzę i wkroczyła w całkowitą ciemność. Wszechobecną  ciszę urozmaicały tylko krople deszczu skapujące z drzew i dalekie pohukiwania nocnych ptaków. Na ścieżce były małe i wielkie kałuże, które omijała balansując po omacku na granicy wody i gruntu. Nie było żadnych świetlików, dla których tutaj przybyła. Ciemna, świętojańska noc napawała paraliżującym strachem. Bała się, że nagle jakiś dziki zwierz wybudzony jej krokami wyskoczy z gęstych chaszczy i zaatakuje. Dawno już odrzuciła myśl o niebezpiecznym zboczeńcu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie snułby się po lesie przy tak niesprzyjającej aurze. Była sama! Rozglądając się wokół, rozmyślała, gdzie podziały się świetliki. Czy było już za na nie późno, wszak dochodziła jedenasta? Czy może te wyjątkowe owady nie fruwały tuż po deszczu?

Klotylda dotarła do najciemniejszej części lasu. Korony drzew tworzyły tam gęste sklepienie, przez które nie docierała nawet łuna księżycowego blasku. Przechodziła ponad powalonymi przez burzę pniami drzew. W pewnym momencie zauważyła na ziemi coś świecącego. W pierwszym odruchu pomyślała, że to parzące się świetliki. Przykucnęła, aby im się przyjrzeć. Było to jednak coś innego. Coś większego! Przypominało dwoje świecących oczu jakiegoś potwora z dziecięcych bajek. Strach i ciekawość toczyły ze sobą walkę. W końcu odważyła się dotknąć oka. Drżącymi palcami wybadała chropowatą powierzchnię. Była ciepła. Dotknęła raz jeszcze, dłużej. Następnie odłamała jedną cząstkę, potem drugą i trzecią. Podniosła się wreszcie z klęczek. Na rozpostartej dłoni leżały trzy maleńkie światełka. Były uroczo śliczne. Magicznie radosne. Może były zdrewniałym kwiatem paproci, który zakwita w tę jedną noc w roku? Może, jak mówi legenda, przyniosą jej dostatek i szczęście?

Schowała je do przepastnej kieszeni w spodniach i spokojnym krokiem ruszyła dalej. Nagle w powietrzu pojawił się pierwszy świetlik. Latał wokół niej przez jakiś czas, potem zniknął. Klotylda nie bała się już ciemności nocy. Wyjęła z kieszeni tajemnicze okruszki czegoś. Nadal świeciły. Uspokajały ją. Radowały oczy. Znów pojawił się samotny świetlik. Może ten sam, może drugi? Może tworzyły parę, która nie odnalazła się jeszcze w przepastnym lesie i błądziła w poszukiwaniu drugiej połówki? Tak idąc, Klotylda rozmyślała o swoim życiu…

 

*****

Było już dobrze po północy, gdy wyszła z lasu. Zmęczona długim wędrowaniem poczłapała  na pętlę i wsiadła w nocny autobus, który zawiózł ją bezpiecznie pod sam dom. Rozebrała się, zostawiając ubrania obok łóżka i już miała rzucić się na nie, gdy przypomniała sobie o znalezisku. Nie zapalając światła, wymacała trzy kształty w kieszeni spodni. Nadal świeciły, tak przepięknie jak w lesie. Cud świętojańskiej nocy trwał. Zapaliła lampkę w sypialni, wyciągnęła z regału małą, dziewiczo nieużywaną filiżankę do kawy i wrzuciła tam magiczny dar. Potem już pozwoliła sobie na sen, który przyszedł, jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Noc była gorąca. Spała bez przykrycia. Rano, w samej tylko bieliźnie stała pochylona nad wanną, myjąc głowę. Długie, kasztanowe włosy były jej konikiem, poświęcała dużo czasu na ich pielęgnację, a szczególnie na dokładne spłukiwanie resztek szamponu i odżywek. Z uszami zasłoniętymi prysznicową barierą wodną, Klotylda nie słyszała, że mąż wrócił do domu i krzyczał, szukając jej. Nagle poczuła jego dłonie ugniatające piersi, a po chwili zaczął macać jej tyłek i klepać półdupki, jak klepie się konia po zadzie. Znów wrócił wstawiony i nachalnie ją obmacywał. „Obleśny typ!” – zdążyła tylko pomyśleć, zanim zdarł z niej majtki i bez żadnych ceregieli wszedł w nią od tyłu. Po kilku szybkich i mocnych pchnięciach, które zawsze przypominały jej spółkujące króliki, spuścił się i zostawił ją. Po prostu wyszedł z łazienki zatrzaskując drzwi. Traktował ją jak dziurę do ulżenia sobie, jak swoją własność, z którą może zrobić co chce i kiedy chce. Weszła pod prysznic i zmyła z siebie jego obmierzły dotyk, ślady zapijaczonych palców na piersiach i pośladkach, resztki spermy spływające po udach. Nakierowała mocny strumień wody do pochwy, aby wymyć całą ohydę mężowskich płynów.

Nienawidziła go! O, jakże go nienawidziła! Już przed ślubem zachowywał się dziwnie. Był straszliwie zazdrosny, zaborczy. Wystarczyło, że jakiś facet na nią spojrzał z zainteresowaniem lub ona zwyczajnie na kogoś, a już trzymał jej dłoń w obezwładniającym uścisku. Z jednej strony imponowało jej to. Doszukiwała się w jego zachowaniu objawów silnego uczucia, którym ją miał darzyć. W końcu ożenił się z nią, nikt go do tego nie zmuszał. Musiał ją przecież na swój sposób kochać. I co najważniejsze nie odszedł jak inni, jego liczni poprzednicy, którzy gdy tylko znudzili się zgrabnym ciałem, jak typowi łowcy, oddawali się dalszym poszukiwaniom. Długo była sama, stuknęła jej krytyczna trzydziestka.

Pamiętała tamten okropny dzień, gdy samotnie snuła się po lesie i płakała. Nie cieszyło jej nawet słońce i bujna zieleń roślin. Uciekła od świata, ale on odnalazł ją i tam. Dzwonili najbliżsi, rodzice, ciocie, babcie, chcąc złożyć życzenia z okazji okrągłych urodzin. Najgorsze było pytanie: „Kiedy wreszcie wyjdziesz za mąż? Masz jakiegoś absztyfikanta?”. W ich słowach wyczytywała wścibstwo i współczucie. Widzieli już w niej starą pannę skazaną na smutną samotność. Bez rodziny, bez dzieci, bez celu w życiu. Dzień trzydziestych urodzin wspominała jako przełom. Postanowiła, że za wszelką cenę musi im udowodnić, że jest coś warta. Musi wyjść za mąż! Nie chce wciąż sama wracać do małego miasteczka, skąd pochodziła i gdzie uchodziła za dziwadło, którego nikt nie chce. Wszystkie rówieśniczki z podstawówki już od dawna były dzieciatymi  mężatkami. Nie skończyły co prawda studiów jak ona, ale w małej społeczności nie miało to znaczenia. Tam liczyło się  powielanie przyzwyczajeń z pokolenia na pokolenie, coniedzielna msza jako rytuał, nie jako wyższa potrzeba dla ducha, a wszystko co odmienne traktowane było jako zło. Trzeba się dopasować albo być skazanym na zostanie odmieńcem. Tak czuła się wracając do domu lub na spotkaniach rodzinnych, czy procesjach kościelnych. Nawet, gdy szła chodnikiem, czuła się jak na wojnie, będąc pod obstrzałem nieprzyjaznych spojrzeń mijanych sąsiadów. Wydawało jej się, że widzi poruszane firanki w oknach. Straszne było uczucie odrzucenia i wyobcowania… Nie była przecież ani brzydka, ani głupia, a jednak nie potrafiła ułożyć sobie z kimś życia.

Poznała go zupełnie przypadkiem, na imprezie karnawałowej. Pracownicy kilku firm spotkali się na tej samej dyskotece, w tym samym hotelu, tej samej nocy. Klotylda była wyluzowana, bawiła się świetnie. Kilka dni wcześniej dostała w pracy nagrodę za dobrze wykonane zadanie, a to zapowiadało awans w przyszłości. Poczuła się doceniona i wreszcie coś warta. Kamil, bo tak miał na imię jej adorator, intensywnie ją podrywał. Uległa jego wdziękowi, pewności siebie, nieustępliwości. Kręciło ją to! Znajomość rozwijała się w tempie błyskawicznym. Pochodził ze stolicy, miał własne mieszkanie i samochód. Był ustawiony finansowo, idealnie nadawał się na życiowego partnera.

Wszystko potoczyło się szybko jak w bajce. Choć zdarzały jej się chwile zwątpienia i podejrzeń, czy to aby na pewno ten jedyny, z którym chce spędzić resztę życia, ale szybko odganiała takie myśli. Zegar biologiczny tykał. Nie miała czasu na wahanie, na wybrzydzanie. To musiał być ten mężczyzna!

Ślub kościelny. Huczne wesele. Pełna romantyzmu i erotycznych uniesień podróż poślubna. Po powrocie zamieszkali w jego domu. I wtedy różowe okulary spadły z oczu… Poznała prawdziwe oblicze Kamila. Okazał się być niestroniącym od alkoholu damskim bokserem!

Pierwszy raz pamięta się najlepiej! Było to podczas meczu piłki nożnej, na który licznie przybyli do ich mieszkania koledzy od wódeczki. Nie podobało jej się ich głośne zachowanie i wulgarne komentarze. Na dodatek mąż traktował ją jak służącą, każąc przynosić zakąski. Nie prosił, tylko niegrzecznie rozkazywał, jak podwładnej. Gdy za którymś razem odmówiła, poszedł za nią do kuchni. Tam, mocny prawy sierpowy zwalił ją na podłogę. Zaskoczona, wpierw nie płakała, potem jednak łzy same zaczęły płynąć po policzkach. Długo dochodziła do siebie.

Bicie przerodziło się w  stały element gry małżeńskiej. Gdy okazywała nieposłuszeństwo - bił. Zanim jeszcze stało się to regułą przepraszał i kupował kwiaty. Potem przestał. Pozostało tylko bicie, a każdy powód był dobry. Panicznie bała się jego powrotów do domu po alkoholu. Z czasem i alkohol przestał być potrzebny, wystarczała zazdrość.

 

*****

Gdy wyszła spod prysznica męża nie było. Była sobota, trzepał dywan. Uwielbiał tę czynność, była dobra na kaca. Klotylda, szczęśliwa z chwili spokoju i samotności wzięła się za gotowanie obiadu. Obierała właśnie kartofle do zupy, gdy nagle drzwi się otworzyły. Wszedł Kamil, rzucił zrolowany dywan na podłogę i przyskoczył do niej z pięściami:

- Gdzie ty się kurwo szlajasz po nocach?! – spytał z wściekłością.

Klotylda tylko nakryła głowę rękami, nic nie mówiąc. Na nic by się to nie zdało.

- Pani Zbysia widziała cię przez wizjer jak wychodziłaś nocą z domu – kontynuował zajadle. – Nie jest głupia, rozpoznała cię w tym dziwnym męskim przebraniu. Jej nie oszukasz, ty dziwko! Mnie też nie!

Klotylda milczała. Bała się silnych razów w twarz, starała się ją chronić.

- Gdzie byłaś zdziro?! Odpowiadaj! – krzyczał w przerwach od bicia – U kochanka? Tego twojego fagasa z pracy? Przyznaj się, ty wywłoko…

I co miała mu powiedzieć? Że była w lesie, żeby oglądać świetliki? Przecież i tak by nie uwierzył! Nikt w takiej sytuacji by nie uwierzył i przyznał rację niby zdradzanemu mężowi. Sprawa była z góry przegrana, milczała więc.

Rozwścieczony Kamil uderzył ją w twarz. Strumień krwi pociekł z nosa i nie tamowany spłynął po brodzie, aż na bluzkę. Nie wiadomo, czy ze strachu na widok krwi, czy przejęty tym co zrobił, damski bokser odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, wyjątkowo nie trzaskając drzwiami.

Klotylda zmoczyła watę, zrobiła zimny okład na czole i usiadła na taborecie odchyliwszy głowę do tyłu. Nie płakała. Po tylu razach już się nie płacze…

Wyłączyła gaz pod gotującą się zupą i wróciła do sypialni. Tam zaciągnęła rolety i zrobiło się prawie zupełnie ciemno. Wyjęła z szafy filiżankę z darem świętojańskiej nocy. Patrząc na magiczne okruszki rozsypane na dłoni, które nadal świeciły, uspokajała się. Powracało uczucie ciepła i nadziei na lepsze jutro, które poczuła w lesie. Oczy zamknęły się same i zapadła w długi, kojący sen. Okruszki wypadły jej z dłoni i zawieruszyły w pościeli. Po przebudzeniu zaczęła ich szukać, na szczęście nie było to trudne. Małe zguby czym prędzej odłożyła na ich miejsce i wstała, by zrobić sobie kawę.

Klotylda nikomu nie zwierzała się z tego, jak wyglądało jej małżeństwo. Ani matce, z którą miała chłodne relacje. Ani przyjaciółkom. Nikomu! Wstydziła się. To był temat tabu. Zresztą nikt pewnie by nie uwierzył, że taki swojski chłop, którego wszyscy tutaj lubili, znali go przecież od dziecka, okładał żonę pięściami jak worek treningowy. Umiał bajerować obcych, obłudnie grać sympatycznego faceta z klasą. Każdy by przyznał, że wina leży po jej stronie. Musiała sobie zasłużyć na takie traktowanie, na pewno coś było z nią nie tak.

Niejednokrotnie zastanawiała się co robić? Jak długo jeszcze można w czymś takim trwać? Była jednak w patowej sytuacji. To było jego mieszkanie. On tutaj rządził! Nie miała dokąd odejść. A do rodzinnego miasteczka nie chciała wracać. Nie mogła. Pewnie rodzice spaliliby się ze wstydu, gdyby marnotrawna córka wróciła do domu jako rozwódka lub kobieta w separacji, bo nie sprawdziła się jako żona. Jak na nią patrzyliby sąsiedzi, jaką hańbą okryłaby rodziców, gdyby ją nawet przygarnęli pod swój dach? Nie, nie mogła do nich wrócić! Kredytu na własne mieszkanie też nie dałby jej żaden bank. Jej zarobki nie były wystarczające. Naprawdę nie miała dokąd pójść…

Dobrze, że nie mamy dzieci!” – pomyślała z ulgą. Wstawiła pusty kubek do zlewu i zajęła się domowymi obowiązkami. Mąż znów nie wrócił na noc. Był kolejny mecz, ważny dla Polski. Ćwierćfinał z Portugalią. Sama, choć nie interesował jej ten typowo męski sport, z wyjątkowym zainteresowaniem śledziła relację. Nawet włączyła dźwięk w telewizorze. Emocje udzieliły się także jej. Polacy grali na wysokim poziomie, dorównywali klasą Portugalczykom. Ronaldo z Lewandowskim walczyli jak równy z równym. Dopiero karne były horrorem. Przypadkiem, od którego zazwyczaj zależy wszystko. W życiu nic nie jest przesądzone, z góry ustalone, niczego nie można być pewnym. Polacy przegrali.

Rozwścieczony i pijany w sztok Kamil wrócił o drugiej w nocy. Zapalił światło, tam gdzie spała. Już miał się swoim pijackim zwyczajem zamachnąć na nią, ale tym razem było inaczej. Kopnęła go z całej siły w jaja! Zawył z bólu.

- Ty bydlaku! – pierwszy raz odważyła się mu postawić. – Jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, zgłoszę to na policję!

Kamil tylko zaśmiał się szyderczo.

- I co ci to da? Nikt ci nie uwierzy. A poza tym mam kolegów w policji. Haha…

I chciał ją dalej okładać pięściami, nawet zaczął, ale jakoś nagle ochota mu przeszła. Może zmienił zdanie. Oczywiście wychodząc z pokoju nie zgasił światła. Musiała sama się pofatygować. Noc była bezsenna. Tyle pomysłów przelatywało przez jej umęczoną głowę. Postanowiła zacząć wreszcie żyć, a nie wegetować jak bezbronna ofiara.

 

*****

Rano wiedziała już co robić!

Miała cioteczną siostrę w Kanadzie, starszą o wiele lat. Tamta od dawna zapraszała ją do siebie na wakacje albo na dłużej. Na ile tylko zechce. Była sama i brakowało jej bliskiej rodziny w tym dalekim i mroźnym kraju. Dawno temu uciekła, a potem nie mogła wrócić…

Podczas długiej rozmowy telefonicznej wszystko ustaliły. Siostra nie kryła radości. W pracy Klotylda zgłosiła podanie o urlop bezpłatny. Na pół roku. Gdy tylko przyszło zaproszenie, złożyła w ambasadzie wniosek o wizę. Dostała ją bez problemów. Kupiła bilet na samolot.

Codziennie dzwoniła do siostry, zdając relację ze swoich poczynań i przygotowań do wyjazdu. Obie nie mogły doczekać się spotkania po latach.

Dzielnie znosiła humory męża, nie była już bierna. Nie godziła się na przemoc. Nie powiedziała mu nic o swoich planach, bojąc się, że będzie chciał jej przeszkodzić. Że zatrzyma ją siłą przy sobie i zachowa jak pies ogrodnika.

Spakowana wcześniej, którejś nocy po prostu znikła z jego życia. Tak nagle jak się pojawiła. Nawet nie zostawiła listu na pożegnanie. Znów była wolna! Po kilku godzinach oczekiwania na lotnisku nadszedł czas odlotu. Siedząc na swoim fotelu w samolocie otworzyła torebkę. Wyciągnęła z niej małe, metalowe pudełeczko z wieczkiem. W środku był magiczny dar świętojańskiej nocy, który odmienił jej życie. To nic, że przestał już świecić i stał się zwyczajnym, białym okruszkiem drewna w ilości trzech sztuk. Dla niej zawsze będzie cudownym wspomnieniem tamtej czarownej nocy. Nadzieją na szczęście…

 

 

 

 (lipiec 2016)

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 13.07.2016 12:56 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 19
Komentarze
Gorgiasz dnia 13.07.2016 19:27
Ech... Przejmująco smutne, bardzo prawdziwe i przekonująco opowiedziane, bez patosu, emocji, egzaltacji – co potęguje wrażenie, ale za to z umiejętnym i subtelnym wpleceniem baśniowego elementu, który choć wytłumaczalny psychologicznie, nadaje historii odpowiedni klimat.
Dobry tekst.

Cytat:
Minęła ostatnią miedzę i wkroczyła w całkowitą ciemność.

Cytat:
Na ścieżce były małe i wielkie kałuże, które omijała balansując po omacku na granicy wody i gruntu.

Skoro było tak ciemno, to trudno było dostrzec kałuże. I te małe i te duże. ;)

Cytat:
Ciemna, świętojańska noc napawała ją paraliżującym strachem.

Usunąłbym „ją”, zwłaszcza, że w następnym zdaniu będzie „jej” (które zresztą również można potraktować podobnie).

Cytat:
Potem już pozwoliła sobie na sen, który przyszedł jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Potem już pozwoliła sobie na sen, który przyszedł, jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Cytat:
spuścił się i zostawił ją. Po prostu wyszedł z łazienki zatrzaskując drzwi. Traktował ją jak dziurę do ulżenia sobie, jak swoją własność,

Powtórzone „ją”.

Cytat:
a już trzymał jej dłoń w obezwładniającym uścisku. Z jednej strony imponowało jej to.

Powtórzone „jej”.

Cytat:
I co najważniejsze nie odszedł jak inni, jego liczni poprzednicy, którzy gdy tylko znudzili się jej zgranym ciałem, jak typowi łowcy, oddawali się dalszym poszukiwaniom. Długo była sama, stuknęła jej krytyczna trzydziestka.

Powtórzone „jej”.

Cytat:
Wszystkie jej rówieśniczki z podstawówki już od dawna były dzieciatymi  mężatkami.

„jej” - zbyteczne.

Cytat:
a wszystko co odmienne traktowane było jako zło. Trzeba było się dopasować albo być skazanym na zostanie odmieńcem.

Powtórzone „było”.

Cytat:
Nawet, gdy szła chodnikiem czuła się jak na wojnie, będąc pod obstrzałem nieprzyjaznych spojrzeń mijanych sąsiadów.

Nawet, gdy szła chodnikiem, czuła się jak na wojnie, będąc pod obstrzałem nieprzyjaznych spojrzeń mijanych sąsiadów.

Cytat:
Poznała go zupełnie przypadkiem, na imprezie firmowej. Pracownicy kilku firm spotkali się na tej samej dyskotece,

„firmowej – firm”: powtórzenie

Cytat:
I wtedy różowe okulary spadły jej z oczu…

„jej” - niepotrzebne.

Cytat:
Gdy wyszła spod prysznica męża nie było. Była sobota, trzepał dywan.

„było – była”: powtórzenie

Cytat:
Nie wiadomo, czy ze strachu na widok krwi, czy przejęty tym co zrobił damski bokser odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, wyjątkowo nie trzaskając drzwiami.

Nie wiadomo, czy ze strachu na widok krwi, czy przejęty tym co zrobił, damski bokser odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, wyjątkowo nie trzaskając drzwiami.

Cytat:
Klotylda nikomu nie zwierzała się z tego co działo się w jej małżeństwie.

Klotylda nikomu nie zwierzała się z tego, co działo się w jej małżeństwie.
No i te dwa „się”. Może: Klotylda nikomu nie zwierzała się z tego, jak wyglądało jej małżeństwo.

Cytat:
- Ty bydlaku! – pierwszy raz odważyła się mu postawić.

- Ty bydlaku! – Pierwszy raz odważyła się mu postawić.
Niczyja dnia 13.07.2016 22:42
Gorgiaszu,
Twój komentarz sprawił mi przyjemność:)
Tak czasem mam, że o tym co trudne/poważne/smutne piszę na "zimno", jak Ty to ująłeś bez emocji. Jeśli zaś piszę coś lżejszego, tam dodaję emocje. Robię to na wyczucie...
Tutaj połączyłam brutalność świata, z baśniowym czarem. Tak chciałam.

Cieszy mnie, że tekst uznałeś za dobry i, że się podobał.
Dziękuję za wyłapanie błędów interpunkcyjnych i zbędnych powtórzeń. Zajmę się nimi później.

Dobranoc,
Niczyja
skroplami dnia 13.07.2016 22:51 Ocena: Świetne!
Tak, codzienność z bólem jak chwastem i kwiat nie kwiat drewniano lśniący, do działania popychający. Hm, swoją drogą przyjrzyj się kiedyś świetlikom za dnia :), zobaczysz jak kształt dzienny od nocnej świetlistej magii odbiega :). Powiedzieć? Są straszne :(.
Bardzo przyjemne w "tonacji", chociaż nie w treści, opowiadanie. I dobrze się kończy, a przynajmniej daje nadzieję na dobry koniec :).
Swoją drogą, dziwne zachowanie faceta podczas seksu :(. Taki seks to nie seks, to celowe obrażanie żony :(. Nawet gorsze od bicia. Nie wiem czy specjalnie przedstawiłaś, jeśli, to za mało odbioru z Twojej strony takiego traktowania. Z "trzeciej" strony, ok :). Po prostu można już tego nawet nie zauważać, jak bicia, gdy wprawia we "wstręt" a nie w rozkosz.
Ogólnie dziwne koleje losu bohaterki, ale ok, te "koleje" nie mają torów :).
I kobiety różne. Mi znane, wiele, to drapieżnice, bez serca :), wielolicowe a nie tylko dwu, fałszywe. Na szczęście znam też proste i miłości pełne, genialne z sercem ciepła pełnym, matki które jak dzieci, uśmiechnięte i chociaż pracy tyle zabawę wciąż lubiące. Inne kobiece stany oczywiście istnieją też :). W tym opowiadaniu jeden z nich, bardzo dobrze ujęty słowami.
Niczyja dnia 14.07.2016 10:22
skroplami,
Całkiem udanie streściłeś w jednym zdaniu moje opowiadanie:
Cytat:
Tak, codzienność z bólem jak chwastem i kwiat nie kwiat drewniano lśniący, do działania popychający.

A jeśli ja nie chcę pozbawiać się złudzeń, że coś jest magiczne i piękne? Nie, nie będę oglądać świetlików za dnia. Dla mnie zawsze pozostaną nocnymi światełkami:) Bo tak chcę;)
Faceci są różni, kobiety też. Bohater podczas seksu tak się zachowuje, bohaterka na to przyzwala. Jest bierna, ale ona to nie ja. Ja nigdy bym na coś takiego nie pozwoliła, na takie upodlenie. Seks jest bardzo ważną sferą życia i ma dawać rozkosz, a nie przynosić wstręt. Mam nadzieję, że zaspokoiłam Twą troskę o autorkę;)

A teraz wróćmy do tekstu. Koleje życia bywają różne. Jedni mają je usłane różami, a drudzy całe życie muszą walczyć, żeby żyć. Jakoś, nie super, po prostu jakoś...
Wiesz, z obserwacji wiem, że te wielolicowe, te drapieżnice mają łatwiej. Wykorzystują innych do realizacji swych celów, potem porzucają jak zużyty papier toaletowy, a same płyną po powierzchni, racząc się promieniami słońca. Tak jest! I będzie. Ja jestem prosta, nie fałszywa, i tak piszę. Prosto z serca, to co myślę i czuję. Po co kłamać? Po co?:)
Ja też znam jedną kobietę, która jest chodzącą Miłością dla wszytskich. Dawno jej nie widziałam, kilka lat. Może to czas by ją odwiedzić? Może się ucieszy na mój widok?

Dziękuję Ci za cenny komentarz i ocenę. Za naszą rozmowę, autor-czytelnik:)
I cieszy mnie, że tekst Ci się podobał:)

Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
Josef Hosek dnia 14.07.2016 13:38 Ocena: Świetne!
Ci, którzy pomimo całej "chały" życia, niepowodzeń, potrafią odnaleźć blask, promień w ciemnym lesie bólu i cierpienia, tak jak w przypadku Twojej bohaterki i jej nocnej wyprawy, zasługują na słowa najwyższego uznania i to właśnie w ich sercach rodzi się sztuka.

Ujęłaś i wzruszyłaś mnie swoim opowiadaniem. Masz wielki dar, wielki talent. Wszystko, co opisujesz, widzę jak na dłoni, jak w bardzo realnym śnie. Nic tylko wydawać książki, moja droga. Jedyna rzecz, którą zrobiłbym po swojemu, to uśmiercenie męża albo przynajmniej elektrowstrząsy... i jeszcze jedna sprawa: Piłka nożna nie jest typowo męskim sportem. Grają w nią również kobiety i czasem nawet lepiej im to wychodzi.

Pozdrawiam!
Niczyja dnia 14.07.2016 14:15
Zamurowało mnie. Zatkało mi usta z wrażenia. Z oczu popłynęły łzy i nie mogłam ich zatrzymać...
Josef Hosek, Twój komentarz rozłozył mnie na łopatki. Naprawdę? Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co piszesz. To najpiękniejszy komentarz jaki do tej pory czytałam, a dostałam ich sporo.

Nie wiem, co mogę więcej napisać. Już chyba nic.
Dziękuję za Twoje słowa. Wzruszyły mnie bardzo...

Pozdrawiam:)
Krystyna Habrat dnia 16.07.2016 13:23 Ocena: Dobre
Sprawnie napisane. Choć temat ograny, znalezionymi w lesie światełkami, potrafiłaś opowiadaniu nadać inny wymiar. Ale myślę, ze jesteś dopiero na początku drogi twórczej. Jeszcze nie zdecydowałaś, czy pójdziesz w kierunku humoreski, reportażu czy opowieści lirycznej lub psychologicznej. Ta świadomość wykluwa się powoli. Z różnorodności tematyki, stylu, gatunków. Dojdziesz do swego wyrazu. W sentyment nie pójdziesz, bo masz ostre pióro, ale też nie poprzestaniesz na zwyczajnym opisywaniu pospolitego świata, gdyż to ci nie wystarczy. Musisz zdobyć się na coś więcej, na dużo więcej, bo wyczuwam tu możliwości.
Na razie proponowałabym, abyś rozważyła, czy warto brnąć w ograną tematykę i używać do tego niewyszukanych środków wyrazu, jakie stosują popularne gazety, kabarety, bo pisarz musi być ponad to. Znajdować tematy, jakich nikt dotąd nie uchwycił, a przynajmniej z tego punktu widzenia. Stosować swoje własne środki wyrazu, unikając wytartych zwrotów, wytrychów, pospolitości. I nadawać tekstowi inny wymiar, jakiś filozoficzny, mistyczny.
Może jestem nazbyt surowa, ale wiem, że się dopiero rozpędzasz i pobiegniesz daleko, a więc nie warto już na początku osiadać na laurach. Wyczuwasz w tym pochwałę i zachętę? Tak. Gorąco zachęcam. Nie zmarnuj swego entuzjazmu.
Czechowowi, gdy okazał się mistrzem krótkich form, czyli humoresek, też zalecano rozwinięcie skrzydeł. I jego talent rozbłysł jeszcze bardziej.
Liczę na ciebie.
K.
Niczyja dnia 16.07.2016 20:46
Krystyno,
Bardzo Ci dziękuję za tak długi, sensowny i przemyślany komentarz.
Tak, potwierdzam, że piszę od niedawna i nie przesądziłam o tematyce, ani formie moich tekstów. Wszystko gra, jest świeże, i żyje razem ze mną. Może nigdy się nie zdecyduję na jeden rodzaj pisania i zawsze będę pisać w róznej formie. Nie wiem.
Ostre pióro jest w tym tekście. W innych jest lżejsze. Nie ma reguły.

Ładnie to ujęłaś, tak zachęcająco:)
Cytat:
Musisz zdobyć się na coś więcej, na dużo więcej, bo wyczuwam tu możliwości.

Wiesz, ja nie kieruję się opinią publiczą, tylko swoim wyczuciem. Nie czytam gazet, nie oglądam TV, ani tym bardziej kabaretów. Obserwacja życia i ludzkich zachowań jest najlepszym nauczycielem, i z tej szkoły korzystam.

Staram się być oryginalna w tym co piszę, ale nie zawsze jest to możliwe, przecież pisze tysiące ludzi, pisało jeszcze więcej. Tematyka niestety nie będzie już odkrywcza, ale sposób przedstawienia może. I do tego dążę.

Cytat:
I nadawać tekstowi inny wymiar, jakiś filozoficzny, mistyczny.

Brzmi pięknie, ale nie wiem czy temu podołam. To już wyższa szkoła jazdy, której nie każdy podoła, aczkowiek czytając klasyków wiem co masz na myśli. To lubię.

Chciałabym pobiec daleko... Nie wiem jak będzie. Czas pokaże. Nie można go popędzać, niech biegnie swoim własnym rytmem.
Tak, wyczuwam w Twoim komentarzu zachętę i pochwałę:)

Pieknie to napisałaś. Chciałabym Ciebie nie rozczarować, ale nic obiecać nie mogę.

Niczyja
scribus01 dnia 17.07.2016 21:41
Bardzo smutne. Z każdym zdaniem robi się coraz bardziej przejmująco. Historia socjologicznie i psychologicznie wiarygodna. Jest to niestety powtarzalny schemat dla wielu kobiet. Jaki? Bohaterka, a w szczególności jej zgrabne 'opakowanie', przyciąga poszukiwaczy przygód. Zjawiają się na krótko a potem skaczą na kolejny kwiatek. Ona zdesperowana upływającym czasem i przestraszona widmem samotności, wychodzi za mężczyznę ze skłonnościami Otella. Jakby tego było mało, problemy chadzają wilczymi stadami. Pojawia się więc i problem alkoholowy a co za tym idzie związana z tym przemoc, także w aspekcie relacji intymnych: doszło do tego że musi go 'obsługiwać' w pozycji od tyłu. Z tego wszystkiego wyłania się spójny pomysł na postać Kaludii i konkretne 'mięsne', miejscami wulgarne, opisanie jej życia. To są solidne filary tego opowiadania. Według mnie bardzo na plus. Jest też napięcie - zatem zdobywasz uwagę czytelnika, natomiast, wywołaniem współczucia angażujesz go do dalszej lektury. Widać, że nie masz problemów z 'rozpisaniem się'. To może zaowocować w kolejnych utworach: co głowa wymyśli pióro sprawnie napisze. Pytanie tylko w jakim kierunku chcesz zmierzać? Uważne spojrzenie, co wokół, masz. Czy zamierzasz pozostać przy 'reportażowej' formie czy dodać jakiegoś pazura (celnych porównań, skojarzeń, odniesień)? Możesz też skoncentrować się na wymyśleniu jakiejś porywającej intrygi i doskonalić warsztat 'realistyczny'. W tej historii spodobało mi się wyjaśnenie, dlaczego taki 'zwykły cud' należy się właśnie Klotyldzie. Miejmy nadzieję, że w Kanadzie znajdzie szczęście i spełnienie.

pozdrawiam znad kawy :)
Niczyja dnia 17.07.2016 22:26
Witaj scribus01,
Dziękuję za analityczny i cenny komentarz. Takie lubię.
Skłonności Otella - aż musiałam poczytać jakie są, bo nie znam tej sztuki Szekspira. Jakis czas temu widziałam w kinie Makbeta. Z jednej strony był straszny, z drugiej podobał mi się. Te wizje, urojenia, atmosferyczne tło, mgła, resztki śniegu, wrzosowiska i fabuła. Były też sceny drastyczne, których nie lubię. Ale całość filmu, z dobrą obsadą, na plus.

Ale odeszłam od tematu. Jakos tak lubię dywagować na różne tematy i częśto zbaczam z kursu.
Mój "Dar..." - dobrze go podsumowałeś. Postać Klaudii? Klotyldy chyba.
Nie wszytskie moje opowiadania są takie brutalne, 'mięsne" - jak to określiłeś. To chciałam, żeby takie było.
Gdybym chciała wyciągnąć wnioski, to ważne są 3 rzeczy:
rzeczowość/realność opisów, napięcie i wywołanie uczuć (tutaj wspólczucia). Tak?
I jeszcze rozpisanie się, czyli długość tekstu.

Otóz, nie wiem jeszcze w jakim kierunku chcę zmierzać. Czy powinnam już wiedzieć? Piszę to, co głowa i serce chcą, żebym napisała. Nieco ponad rok.
Cieszę się, że opowiadanie, a szczególnie wyjaśnienie dla cudu spodobało Ci się.

Późna ta kawa;)

Pozdrawiam,
Niczyja
scribus01 dnia 17.07.2016 23:08
Nie znam dobrze Szekspira, przynajmniej tak jakbym chciał. Z Makbeta, oprócz tego co napisałaś, podoba mi się 'idący' las birnamski. Poza tym monolog Hamleta nieźle 'wymiata'.

Oczywiście że w pisaniu niewiele się 'powinno' chyba że robi się to zarobkowo.

...ja wiem czy kawa byla taka późna...? już nie mogę doczekać się tej porannej :)
purpur dnia 18.07.2016 15:17
No ciężko w jakiś lekki sposób rozpocząć komentarz, po tym co przeczytałem.

To żeś sobie wybrała temat, a niech Cię... wszystkie świetliki :p

Ciekawę jaka inspiracja, jaki elemnet pchnął Cię w tak ponure obserwacje ludzkich zachowań?
Nie będę pisał, że czytało się dobrze, bo tego właściwie oczekuję, otwierając Twoje opowiadanie. I tym razem, nie zawiodłaś w tej materii.

Potrafisz mnie za to wkurzyć, jeśli chodzi o historię, którą układasz. O dziwo, i nie parafrazuję tutaj mężulka, tym razem tak nie było. Przyjmuję, powyższą wersję, jest ok, a wręcz za końcówkę, posyłam maleńki plusik. Bo można tu było wpaść w melodramat, w wieczne umęczanie siebie, a przy tym i czytelnika. Chwała Tobie za to, że nie pobiegłaś w tą stronę.

Tak, opowiadanie jest ok - tylko, czy to Tobie wystarcza?
Nie chodzi mi o to, że temat dość wykesploatowany, bo przeceiż do diaska, prawie każdy jest. Miljony pisały przed nami, więc...
To o czym piszemy, to jak piszemy może spowodować drgnięcie serca, chwilę zadumy, nieustępliwą chęć kolejnych zdań, aby się nie kończyło...

Powyższemu ciężko coś zarzucić, bo są tu wszystkie wymagane elementy, podane dodatkowo na ładnie przyozdobionym talerzu. A całość nakreślona z Twoim wyczuciem.

Tylko dlaczego miałoby zostać ze mną na dłużej? Jak mam o nim nie zapomnieć?
Niczyja dnia 19.07.2016 19:21
Ano taki sobie wybrałam temat.

Nie wiem jak mam ocenić Twój komentarz. Szala przeważa w negatywną stronę, ale poddawszy go gruntownej analizie można dostrzec również i plusy:
1. Dobrze się czytało i nie zawiodłam czytelnika.
2. Nie wkurzyłam Ciebie tutaj, co często zdarzało się przy innych historiach.
3. Maleńki plusik za końcówkę.
4. Nie wpadłam w melodramat i nie umęczyłam czytelnika.
5. Ciężko mu coś zarzucić, bo ma wszytskie wymagane elementy, podane jest ładnie na talerzu.
6. Posiada moje wyczucie.

To chyba tyle, jeśli chodzi o plusy.
Ogólnie czytając ten komentarz miałam wrażenie, że jesteś naładowany jakąś nietajoną złością. Wyciekała ona w słowach: "żeś sobie wybrała", "potrafię Cię wkurzyć moimi historiami, i nawet o dziwo, nie jesteś tym razem wkurzony", "Poddanie w wątpliwość, czy mi wystarcza moje opowiadanie" - skoro takie teraz napisałam, widocznie taką miałam potrzebę. Idąc dalej: "do diaska",
A na koniec:
Cytat:
Tylko dlaczego miałoby zostać ze mną na dłużej? Jak mam o nim nie zapomnieć?

Czyżby purpur miał wczoraj zły dzień? Coś go zdenerwowało?
Moje opowiadanie nie musi z Tobą zostawać na dłużej. Może zostanie kogoś innego? Albo moje jakieś w przyszłości?

Widzę, że wyjatkowo drażliwy miałeś humor? Komary pogryzły? A może raki w piętkę?
Nie wiem, jak mam sprawić, żebyś o nim nie zapomniał. Może coś jednak z niego zostanie w Twojej głowie. Może chociaż świetliki...;)
purpur dnia 20.07.2016 10:51
Hmm...

Jeśli Ty wyczytałaś złość i do tego nietajoną, z mojego komentarza, oznacza to tylko jedno.
Beznadziejny komentarz Tobie napisałem. Za co przepraszam, ale ewidentnie musiałem mieć słabszy dzień.

No dobrze, a teraz trochę Purpurzej statystyki. A więc:
Wypisałaś 6 punktów, które znalazłaś w mojej ocenie, czyli faktycznie było ich 7, bo jeden był in-minus. No dobra, teraz pomachajmy długopisem...
dobra długopis nie da rady...
gdzie ten kalkulator...
iczu/liczu/liczu...
Mam!
Chyba...
raczej...

A więc z 7 punktów 6 jest pozytywnych, czyli wedle moich obliczeń, opowiadanie jest dobre w 85%!!!
W 85% jest dobre!

No i jaki z tego wniosek?
Widzisz jak to ciężko jest z kobietami, dostają niemalże 90% pochwał, a i tak okazuje się, że to za mało :p

Oczywiście powyższe to tylko delikatne żarty, tak abyś się uśmiechnęła i nie sądziła, iż ponownie piszę w złości, do tego nietajonej.

A faktycznie świetliki zostały, w ogóle wyprawa do lasu była dla mnie najjaśniejszym elementem tegoż opowiadania.

To co, odwołasz te raki? Gryzą... :)
Aronia23 dnia 20.07.2016 11:41 Ocena: Bardzo dobre
Niczyja. Powiem krótko i zwięźle - tekst o katowaniu, rozczarowaniu, cierpieniu, ale jakby na własne żądanie. Predator - Kogoś, rozumiesz już mnie.
Co jeszcze? Ach, ja się urodziłam w Noc Świętojańką i nawet niektórzy twierdzą, że moim atrybutem powinna być mietła. Ale aż tak źle nie jest. Żal mi bohaterki, żal... bo gdybyśmy wiedzieli, że dziś jest ostatni dzień naszego życia, to każdy by się spieszył z "dobrocią". Ja to napisałam w opowieści "Bagno".
Tyko zdania "Dzielnie znosiła humory męża, nie była już bierna. Nie godziła się na przemoc. Nie powiedziała mu nic o swoich planach, bojąc się, że będzie chciał jej przeszkodzić. Że zatrzyma ją siłą przy sobie i zachowa jak pies ogrodnika." Zaprzeczają sobie. Zaczynasz od słowa "dzielnie" a jednocześnie pojawia się, nieco dalej słowo "bojąc się". No, ale to takie moje gadanie, przyjmiesz lub nie.
Jeszcze coś. Bohaterka uwalnia się, ale ma ze sobą jakieś okruszki, które, gdyby zgubiła, to co? Znowu katorga? I siostra. Fajnie, że jest, ale zauważ. One uciekają a nie przeciwstawiają się.
Pozdrawiam Aronia23
Niczyja dnia 20.07.2016 20:32
purpurze,
Takiego Ciebie lubię - z humorem:) I uśmiech już jest, stoi na baczność;)

No tak, kobieca i męska statystyka różnią się. Dobrze to ukazałeś. Wyraziście.
Naprawdę tak to wygląda? Jakoś ja tego nie dostrzegłam. I wydawało mi się, że szala wagi przegięła się znacząco w złą stronę. A skoro Ty twierdzisz, że opowiadanie podobało Ci się w 85% - to super! Bardzom rada. Z tamtego komentarza tak nie wynikało.

Wiesz, kobiety tak mają, że choćby wszystko było dobrze, a coś tam niedobrze, to już wszytsko jest niedobrze. Przynajmniej niektóre tak mają, a może większość. Nie wiem.

Wiesz, uśmiechnęłam się już kilka razy:) Nie widzę teraz złości, żadnej.

Niesamowite, prawda? Że najczarniejsza część opowiadania była tą najjaśniejszą... Przewrotne jak w życiu, prawda?

Raki? Boisz się raków? Odwołuję je zatem. Uciekajcie do swojego jeziora. Daleko stąd.
Już ich nie ma, poszłyyyy...:)

A wiesz, że raki widziałam tylko raz w życiu. W górskim jeziorze, były piękne, otoczone dziką scenerią. A ja bojąc się, nie mogłam od nich oderwać oczu... Nie pamiętam już koloru, tylko tło.


Aronio,
Witaj pod moim "Darem...". Nie uważam, że jej sytuacja jest na własne żądanie. W życiu nie ma jasnych odpowiedzi.
Dziękuję za Twój komentarz i uważną analizę tekstu.
Okruszki są symbolem. A ucieczka czasem jest łatwiejsza niż walka. Może nie mają wystarczająco dużo siły, ani wiary, by walczyć.
Te pytania pozostawiam Twojej analizie.


Pozdrawiam Was oboje:)
Niczyja
Aronia23 dnia 20.07.2016 20:40 Ocena: Bardzo dobre
Niczyja, dziękuję. Masz rację, każdy tekst można odczytywać na różne sposoby. Z tymi pytaniami to mi zapodałaś dużo myślenia. Napiszę do Ciebie, jeżeli mi przyjdą konstruktywne odpowiedzi do głowy. Twoja interpretacja też bardzo przekonująca. Ja tylko patrzyłam na treść z jednej strony a przecież tych stron mogą być dziesiątki. Pozdrawiam, spokojnej nocy. Aronia23
hannacze dnia 06.08.2016 16:18
Szkoda, że kobiety mają takie myślenie, "pokażę, że jestem coś warta. Muszę wyjść za mąż" Szkoda, że w ogóle jest w człowieku potrzeba udowadniania komuś czegoś. I jeszcze to " ... po tylu razach już się nie płacze" Ciekawi mnie natomiast bardzo jak tam w Kanadzie?
Niczyja dnia 06.08.2016 22:34
Mnie też...:)
Dziękuję za odwiedziny i komentarz, hannacze.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty