Często wspominam czasy mojego dzieciństwa. Przy kawie, paczce papierosów i psychodelicznej muzyce. Wciąż jak ta głupia wracam do chwil, które przypominają istny horror.
Siadam w fotelu, okrywam się wełnianym, zrobionym przez moją babcię kocem, oglądam rodzinny album, w którym widnieją aż trzy zdjęcia - jedno ze chrztu, drugie w piaskownicy, trzecie z bratem na sankach. Nie wiem, co stało się z resztą, nigdy o tym nie myślałam. Po starannym obejrzeniu fotografii, odkładam pamiątkę pięknych chwil mojego życia i zamykam oczy. Czuję aromat starannie zaparzonej kawy, dym z tlącej się, suszonej kompozycji tytoniu i waniliowe kadzidełko. Z każdym mocniejszym dźwiękiem muzyki, wypływa jedna łza. Długo płynie przy nosie, po czym kończy swoją wędrówkę na wargach, czuję jak słony smak przenika się z kroplami kawy, których jeszcze nie zdążyłam oblizać.
Dokładnie po wypłynięciu kilku perełek zaczynam się zwijać i rozwijać, wykręcam jedną rękę, później drugą, drętwieją mi nogi a palce u stóp sztywnieją.
Tak wyładowuję swoją agresję, złość, którą tłumię od chwili, kiedy wyrządzono mi straszną krzywdę.
To był rok 1995, miałam wtedy 8 lat. W słoneczne, czwartkowe popołudnie postanowiłam wyjść na spacer z moim kochanym, łaciatym kundelkiem. Przed tym jeszcze opowiedziałam mamie o szkolnych wydarzeniach - o organizacji zajęć w drugiej klasie, o tym, że w trakcie powrotu do domu spotkałam wujka Waldka, który gorąco ją pozdrawiał, i wreszcie - co w szkole jadłam na obiad. Po dokładnym przeprowadzeniu wywiadu mama przytuliła mnie, powiedziała, że mocno kocha i żebym o tym pamiętała, na to wszedł mój tata z bratem, przywitali nas całusami i wręczyli po kwiatku.
- Z jakiej to okazji takie kolorowe i pachnące prezenty? Zapytała dość ironicznie mamunia.
- Jak to, z jakiej? Dziś dzień kobiet! - Odpowiedział dumny jak paw tata.
W podskokach pobiegłam po wazon, nalałam wodę i wsadziłam nasze kwiaty, po czym wzięłam smycz, założyłam sandały i pobiegłam z psem Grodkiem do pobliskiego lasu.
Spacerowałam wzdłuż rowu, przy którym rosły kaczeńce, odczepiłam smycz od obroży Grodka - niech piesek ma trochę wolności - Pomyślałam, a sama tworzyłam kompozycję z rosnących przy rowie roślin. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie bogactwa lasu są pod ochroną, szczerze mówiąc ten termin był mi zupełnie obcy, rwałam wszystko, co wzbudzało we mnie zainteresowanie kolorem, kształtem, zapachem. Przez zabawę w kwiaciarkę zapomniałam zupełnie o tym, że czas wracać do domu. Zawołałam pieska, przywiązałam smycz i pobiegłam w stronę mojego podwórka.
Gdy znalazłam się na chodniku, mocno przetarłam oczy, Grodek zaczął szczekać jak szalony, kuchenne okno zostało wybite a drzwi do przedsionka wyłamane! Podeszłam bliżej, powolnym, rozdygotanym krokiem wchodziłam po schodkach. Słyszałam tylko stukające o ścianę, trzymające się na jednym zawiasie drzwi. Przez strach i intensywny podmuch wiatru miałam trudności w utrzymaniu równowagi. Weszłam do środka, obejrzałam się za psem, ale zniknął z pola widzenia. W przedsionku poczułam woń perfum mojej mamy i usłyszałam płacz brata.
- Kajtek, gdzie jesteś?
Nie było odzewu. Doszłam do kuchni, wszędzie dostrzegałam potłuczone szkła, garnki, patelnie leżące na podłodze, dużo krwi.
- Kajtuś to ja Ania, powiedz gdzie jesteś. Szeptałam, bo z niewiadomych mi przyczyn bałam się mówić głośniej.
- Ania uciekaj! Krzyknął brat.
- Kajtek, powiedz proszę. Zapytałam już normalnym tonem.
- Ania to boli.
- Co cię boli?
- Uciekaj - powtórzył drugi raz.
- Powiedz mi gdzie jesteś! - Zaczęłam krzyczeć, przełamałam swój strach i darłam się jak bym była opętana, biegałam po kuchni, po przedpokoju, zaglądałam do każdej szafki, pod łóżko, za skrzynkę na drewno, do skrzynki, za firanką. Wołałam, brata, ale on nie dawał znaku życia.
W końcu doszłam do zamkniętych drzwi dużego pokoju. Chudziutkie nóżki rozchodziły się na boki, próbowałam dotknąć klamki, brakowało mi tchu. Pomimo wszystko otworzyłam wrota i zobaczyłam siedzącego na krześle, zapatrzonego w moje bystre oczy tatę. Siedział wyprostowany, nogi miał złączone, ręce położone na kolanach. Patrzył przez minutę, po czym powiedział szeptem:
- Ania, mamusi i Kajtusia nie ma w domu wiesz?
- A gdzie są tatusiu?
- Mamusia wyszła na zakupy a Kajtuś poszedł z pieskiem na spacer do lasu.
- Tato, przed chwilą wróciłam z Grodkiem, to ja byłam w lesie na spacerze. Kajtka słyszałam jak płakał w kuchni, nie mogłam go znaleźć.
- Ania, jak Cię tatuś uczył? Nie wolno sprzeciwiać się dorosłym.
Po tych szeptach, które wywołały dreszcz przebiegający po moim ciele, postanowiłam do niego podejść, do tej pory nie jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego to zrobiłam. Dzieliła nas odległość ok. trzydziestu centymetrów. Patrzyłam się prosto w oczy, a on ani drgnął. Dokładnie wnikałam w jego źrenice, były takie bez wyrazu, inne, obce.
- Tatusiu czy ty mnie jeszcze kochasz? Zapytałam.
Po czym zauważyłam, że w drugim pokoju leży totalnie zmasakrowana mama, przy jej plecach leżała siekierka do rąbania drzewa.
Czekałam na odpowiedź, nie uciekłam. Zapytałam drżącym głosem, ze łzami w oczach jeszcze raz:
- Tatusiu czy ty mnie jeszcze kochasz?
Na to mój jak dotąd spokojny tato, złapał mnie za włosy, pociągnął do tyłu i z całej siły krzyknął.
- Nie jestem twoim tatusiem Aniu!
Zaczęłam wrzeszczeć, wyrywać się, rzucił mną z taką siłą, że straciłam przytomność.
Po przebudzeniu widziałam wiszącego na łańcuchu ojca, który przypominał mi wskazówkę babcinego zegara. Udało mi się wstać. Weszłam do pokoju, w którym leżała mama, pogłaskałam ją po zakrwawionym czole i ucałowałam jej dłoń. Wróciłam do kuchni i zaczęłam szukać brata. Wydawało mi się, że obszukałam całe pomieszczenie. Usiadłam na skrzynce z drewnem i zaczęłam ryczeć. Wtedy usłyszałam leciutki, napływający spod stołu głosik:
- Ania.
Natychmiast się poderwałam, odsunęłam stół, powywracałam krzesła.
Jest! - Krzyknęłam.
Odkryłam piwnicę, z kuchni węglowej ściągnęłam pogrzebacz, żeby otworzyć przykrywę. Zeszłam po drabince i zobaczyłam skulonego brata, był cały poobijany. Jakimś cudem wyciągnęłam go na powierzchnię i pobiegłam do babci - matki mojego ojca, która mieszkała dwa domy dalej. Babcia zawiadomiła pogotowie ratunkowe i policję.
Miałam wrażenie, że moje życie to film, w którym grałam rolę sierotki. Byłam dzieckiem wrzuconym w świat brutalności, chamstwa, pogardy, dwulicowości,
po prostu w irracjonalny świat dorosłych. Mój rozum nie był w stanie ogarnąć całego zła, wokół którego się obracałam. To było poza jego zasięgiem.
Miesiąc po pogrzebie najbliższych umarła jedyna, najukochańsza babcia, którą traktowałam jak Boga. Zostałam sama- bez rodziców, bez Kajtka, bez babciuni. Grodka, po tym jak uciekł pamiętnego popołudnia z podwórka, nigdy już nie zobaczyłam. Do pełnoletności mieszkałam w trzech domach dziecka. Uczyłam się dobrze, nie miałam koleżanek z własnego wyboru, przyzwyczaiłam się do życia w odosobnieniu.
Po ukończeniu szkoły średniej wyjechałam do Szkocji na zarobek. I siedzę w niej do dnia dzisiejszego.
Do tej pory nie wiem dlaczego tak się stało. Co kierowało moim ojcem kiedy dokonywał zbrodni. Kochałam go, był moim aniołem stróżem, czuwał nad każdym oddechem.
Często wspominam czasy mojego dzieciństwa. Przy kawie, paczce papierosów i psychodelicznej muzyce. Wciąż jak ta głupia wracam do chwil, kiedy wszyscy byliśmy razem.
I kółko się zamyka panie doktorze.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Pioro · dnia 16.11.2008 17:27 · Czytań: 758 · Średnia ocena: 3,88 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: