Stoję przy oknie, lekko przez nie wychylona. Dochodzi szósta nad ranem.
Od kilku miesięcy, każdego dnia, budzę się o czwartej i nie potrafię już zmrużyć oka. Liczenie baranów, tabletki na sen, ciepłe mleko z miodem – wszystko okazało się bezskuteczne. Powoli zaczynałam się czuć jak bohaterowie w „Bezsenności” Stephena Kinga, którzy słuchając rad sąsiadów i znajomych, szukali sposobu na zaśnięcie. Tutaj jednak kończyło i zaczynało się całe podobieństwo między mną a nimi. Ani przez moment nie wierzyłam, że moja bezsenność ma związek z tajemniczymi Doktorkami oraz innymi siłami, mającymi wpływ na losy wszechświata i dotyczącymi odwiecznej walki dobra ze złem.
Zaciągam się głęboko dymem i muszę przyznać, że papierosy smakują mi tylko o tej porze. Następnie wydycham mieszaninę substancji smolistych, nikotynę, tlenek węgla oraz pozostałe siedem tysięcy innych składników, powodujących raka płuc czy odmę.
No cóż, na coś trzeba umrzeć. Jak nie na wewnętrzną pustkę, to chociaż na jakieś poważne choróbsko, które ją zapełni.
Za plecami słyszę ciche westchnięcie, a następnie brzdęk kubka. Mama. Widocznie dziś ma pierwszą zmianę w sklepie. Mieszkamy przy Armii Krajowej 12, więc ma całkiem blisko do pracy.
- Mówiłaś, że rzuciłaś palenie – mówi zamiast „dzień dobry”. Obserwuję, jak wsypuje swoją stałą ilość kawy do kubka – dokładnie półtorej łyżeczki. Potem samą mamę, starą i zmęczoną.
- Tak – potwierdzam, wciskając niedopałek w kwiecistą popielniczkę. – Ale tylko o innych porach dnia.
Kolejne westchnięcie.
- Zjedz ze mną chociaż śniadanie.
- Nie chcę. Nie jestem głodna. Zjem później.
Stara śpiewka. Mama też to wie. Nie wzdycha już tym razem. To znaczy, że nasza rozmowa zakończyła pewien etap i zrobi się teraz mniej przyjemnie.
- Nic nie jesz prawie. Wyglądasz jak szkielet. Spójrz na siebie! – jej głos lekko zgrzyta.
- Wiem, jak wyglądam, mamo.
- To zrób coś z tym! To, że ojciec odszedł nie znaczy, że masz umrzeć z głodu! – widzę, że pierwsze łzy spływają po policzkach mamy. – I to nie była moja wina! Słyszysz? Nie moja!
Wiem to. Wszystko zaczęło się od zwolnienia ojca z firmy. Przez pewien czas miałam pretensje do mamy, że pozwoliła mu odejść. Ale potem zrozumiałam – ojciec odszedłby tak czy siak. Nie miało więc znaczenia, jak mama bardzo się starała, żeby temu zapobiec.
- Słyszę – przytakuję cicho i przytulam niepewnie mamę. Nie umiem za bardzo rozmawiać z ludźmi, a zdobycie się z nimi na kontakt fizyczny, nawet najmniejszy, sprawia mi dużo trudności. – On by nas zostawił bez względu na to, jak bardzo się starałaś. Był zwykłą świnią.
Mama płacze jeszcze mocniej. Coś we mnie pęka. Nie potrafię już dłużej tego słuchać. Zaparzam jej jedynie kawę, słodzę dwoma łyżeczkami cukru i wychodzę. Zamykam się w pokoju, wkładam słuchawki do uszu i włączam „Ohne dich” Rammsteina.
Jodły, wszędzie jodły. Czy one się nigdy nie skończą?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt