Proza » Obyczajowe » O!
A A A

Za co cenię swojego ojca? Za to, że zawsze szczerze przepraszał, jak nie czuł się winny, to po prostu o tym mówił. Niczego nie robił wbrew sobie, bo uważał, że to jest nieetyczne. Za to, że kasa nie stanowiła dla niego zbyt dużej wartości. Patrząc na niego z perspektywy czasu można śmiało powiedzieć, że potrafił cieszyć się z niczego. Miał bardzo proste marzenia. Chciał najeść się do syta, mieć wokół siebie prawdziwych przyjaciół i na zawsze pozostać sobą. Ostatnie marzenie w pełni mu się udało.

Za co go nie lubię? Ciężkie pytanie. Był dobrym ojcem, ale nigdy nie zapewniał nam zaplecza socjalnego. To mama zawsze dbała, żebyśmy chodzili czyści, dobrze ubrani i mieli, gdzie spać, to mama nas żywiła ze swojej pensji. Ojciec tylko brał kasę, nic w zamian nie dając do rodzinnej skarbonki, oprócz dwóch rzeczy: siebie i swoją muzyki. To dla niego było naprawdę wiele. Wierzył, że dzieci można wykarmić tekstami piosenek.

Dlaczego o tym piszę? Nie wiem, może dlatego, że sama niedługo stanę się rodzicem, zanim jednak to zrobię, będę musiała wybrać najbardziej odpowiedniego kandydata na męża, ojca i zarabiacza pieniędzy. Nie wyniosłam wzorca z domu rodzinnego. Nie mogę powiedzieć, że było źle. Było nieźle, a nawet dużo lepiej. Po prostu czasem to wszystko balansowało na krawędzi wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić.

Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Dużo ich mam. Matka chciała, żeby ojciec spędzał ze swoimi dziećmi jak najwięcej czasu, wierząc, że to go nauczy odpowiedzialności. Tym sposobem byłam na większości prób i kilku mniejszych koncertach, jak ojciec chciał, żebym została w domu, to kupował matce kwiaty i mówił, że od „tego jedynego razu” zależy jego dalsza kariera. Matula się zawsze zgadzała, nad ranem ojciec wracał pijany i była awantura. O czym to ja miałam pisać? Przepraszam, zgubiłam wątek.

Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Chyba ciężko wybrać to pierwsze, bo wszystkie zlewają się w nieuporządkowaną całość. Może wybiorę kilka, a wy potraktujcie je jako pierwsze, tak będzie najlepiej. No tak… Czasem zdarzało mi się zasnąć przy tranzystorach jak próba się za bardzo przedłuża. Kilkakrotnie z nudów biegałam po scenie, dla mnie nie było różnicy, czy jest koncert, czy go nie ma. Oczywiście, ojciec mówił „Teraz tatuś będzie grał, więc bądź grzeczna”, ale mnie na zapleczu nudziło. Ile można kolorować długopisem cycki pań z pornograficznych gazet? W sumie z tymi gazetami to wychodziło przypadkowo, ojciec dawał mi do kolorowania to, co miał pod ręką, nie zwracał uwagi na detale. Oczywiście ciocie i wujkowie próbowali mi załatwiać kolorowanki z prawdziwego zdarzenia, ale ja wolałam rysować niż malować. Dobra, słabe uzasadnienie. Po prostu czułam, że te gazety, które daje mi ojciec są w jakiś sposób dla mnie zakazane, to strasznie pieściło moje ego. W pewnym momencie jednak zaczynałam się nudzić i rozpierała mnie energia, wtedy właśnie zaczynałam się bawić w berka. To ja zawsze byłam osobą uciekającą, goniącymi były zazwyczaj osoby, które miały za zadanie się mną opiekować. Gdy dobiegałam do sceny wiedziałam, że nie zostanę złapana. Wyobraźcie sobie biegnącą z piskiem kilkulatkę, którą goni dwudziestoparolatka (lub dwudziestoparolatek). Moi opiekunowie musieli odpuszczać. Oczywiście może się wydawać, że to nic trudnego schwytać dziecko. Tylko, że opieka nade mną była zazwyczaj dla tych ludzi dodatkowym obowiązkiem i zrzucali ją na siebie nawzajem jak tylko mogli. Coś na zasadach zabawy „Podaj dalej”, w końcu nikt tak naprawdę nie wiedział, na kim ciąży obowiązek opieki nade mną. Raz tak wybiegłam na scenę podczas koncertu na jakiejś wielkiej hali, ojciec złapał mnie w locie, pocałował w czoło i powiedział „To jest Baśka, moja córka”, a ludzie zaczęli skandować moje imię, klaskać i piszczeć na moją cześć. Chyba się wtedy ich przestraszyłam, bo wtuliłam się w tatę i zaczęłam płakać. On mnie znowu pocałował, powiedział do mikrofonu „Wzruszyliście mojego szkraba” i zaczął się przyjaźnie śmiać. Chyba mnie zaniósł za kulisy, resztę koncertu przesiedziałam z mamą. Nie wiem skąd ona się tam znalazła.

Najgorsze wspomnienie? Nie wiem, nie byliśmy patologiczną rodziną. Ojciec na początku nie mógł się pogodzić z tym, że ma córkę, potem się przyzwyczaił. Jak się dowiedział, że nie jestem synem, to poszedł na tydzień pić z kolegami. Pewnie dla mamy to było traumatyczne przeżycie, ja tego nie pamiętam. Ojciec dość sporo pił, ale alkohol nie pobudzał w nim agresji, wręcz przeciwnie. Tata po wódce stawał się bardzo wyciszony. Na co dzień był nerwowy, ale to było takie jego wewnętrzne podenerwowanie, wtedy głośno mówił. Ojciec krzyczał, tylko wtedy, kiedy kłócił się z mamą. Raczej był opanowany.  Tylko raz uderzył mamę, po tym jak brzydko się wyraziła o jego twórczości. Nam się nigdy nie oberwało. Ona mu oddała i powiedziała, żeby zapamiętał raz na zawsze, że nie wolno mu jej bić. On się wtedy popłakał. Często widziałam jak ojciec płakał. Matka za to w ogóle nie płakała. Miała w sobie pewną dozę wrażliwości, ale wszystko traktowała z dystansem, chyba to ją uratowało przed szaleństwem, a tym samym pozwoliło urodzić i wychować trójkę całkiem sympatycznych dzieciaków.

Jak to możliwe, że dwójka różnych od siebie osób założyła (w miarę) szczęśliwą rodzinę? Po pierwsze, to nie było planowane. Matka (wówczas studentka piątego roku medycyny) wpadła z zakompleksionym muzykiem. Poszła na urlop dziekański i nigdy nie wróciła na studia, przez całe życie zajmowała się różnymi rzeczach, ale nigdy nie była lekarzem. Babcia też nie rozważyła wszystkich za i przeciw płodząc mamę, dlatego po kilku latach średnio udanego małżeństwa została sama z córką. Bała się, że to samo spotka naszą matkę. Nie ufała tacie, twierdząc, że muzycy są chorzy na głowę. Nawet chyba nie przyszła na ślub, twierdząc, że to i tak nie ma sensu. Potem był poród i tygodniowe picie ojca. W końcu tata wrócił do normalnego stanu trzeźwości i z miejsca się we mnie zakochał, nie rozumiejąc, jak mógł się nie cieszyć, że ma córkę. Po roku urodził mi się brat, po piętnastu latach drugi brat, czyli pożycie małżeńskie moich rodziców nie kulało. Chyba mama nigdy nie żałowała decyzji, że wyszła za artystę.

Gdzie mieszkaliśmy? W dziesięciopiętrowym piętrowym wieżowcu na ósmym piętrze. W kawalerce ojca, babcia miała trzypokojowe mieszkanie rozkładowe, ale nie było mowy, żeby się zgodziła przyjąć tatę pod swój dach. Dziadkowie od strony ojca też się go nie lubili. Mój dziadek był bardzo poważnym człowiekiem na poważnym stanowisku, nie mógł sobie pozwolić na to, żeby mieć syna artystę. Babcia tatę wspierała, ale musiała być wierna mężowi. Tak została wychowana przez swoich rodziców. Przez to, że mieliśmy takie warunki, jakie mieliśmy ojciec nigdy nie zapraszał kolegów do domu. Tak naprawdę, tylko raz się odważył. Mama była wtedy poza miastem, zostawiła nas samych z tatą. Nie pamiętam w jaki sposób dowiedziała się, że w naszej kawalerce trwa impreza. Nie mogli jej zawiadomić sąsiedzi, wtedy jeszcze telefony komórkowe nie były popularne wśród przeciętnych ludzi. Po prostu mama wróciła wcześniej, rozpędziła całe towarzystwo, spakowała walizki i zabrała nas do babci, mówiąc jej w progu, że jej życie małżeńskie układa się świetnie, tylko postanowiła zrobić sobie kilkutygodniowe wakacje od taty. Następnego dnia ojciec przyszedł z kwiatami. Kajał się, kajał, aż w końcu na kolanach przysiągł, że już nigdy nie zrobi z naszego mieszkania meliny. Późnym wieczorem byliśmy w wyprzątanej kawalerce.

Największy odchył mojego ojca? Muzyka. Całe nasze życie się wokół niej kręciło. Podobno jak umarł Rysiek Riedel to ojciec przez całą dobę zawodził zachrypniętym głosem jego piosenki. Zawsze, gdy umierał ktoś kogo tata cenił, ten to niesamowicie przeżywał. Gdy Polskę obeszła wieść, że Marek Jackowski nie żyje, ojciec przez cały dzień śpiewał Oprócz błękitnego nieba. Na szczęście naszym domu też były dni, kiedy ojciec śpiewał na wesoło. Najczęściej dla mamy Nie płacz Ewka albo Jolka, Jolka pamiętasz… Mama była wtedy wyjątkowo pogodna, młodniała w oczach i znów miała dwadzieścia parę lat. Kiedy dowiedzieliśmy się, że Franek przyjdzie na świat ojciec też śpiewał. Niezrozumiałe było dla mnie to, że ojciec przychodził do mnie co jakiś czas z nożyczkami i bawił się we fryzjera. Kiedyś nie było, co ciąć, to wziął maszynkę i zgolił mnie na łyso. Potem ludzie myśleli, że jestem poważnie chora.

Czy ojciec się zmienił po narodzinach Franka? Chyba nie. Śpiewał mu kołysanki w wersjach rockowych. O dziwo, młody całkiem szybko przy tym zasypiał.  

Chyba bez sensu są te pytania… Tata umierał wiele razy. Śmiercią nazywał swoją niemoc twórczą, bojąc się, że to całkowity koniec jego artystycznych umiejętności. Na początku też się tego bałam, z czasem się przyzwyczaiłam za zachowania ojca. On wtedy gadał pierdoły i zaszywał się w swoim własnym, niedostępnym dla nas świecie. Szczególnie mi utkwiła w pamięci jedna scena. Ojciec siedział na podłodze, na chwiejnych nóżkach podszedł do niego Franek, objął jego kolana i powiedział niezbyt wyraźnie „Kocham cię, tatusiu”. Ojciec się wtedy rozpłakał, matka podeszła i wzięła małego na ręce, mówiąc mu „Tatuś też cię kocha, ale jest zbyt zmęczony, żeby ci o tym powiedzieć”. Młody z poważną miną pokiwał głową.

Z czasem apatyczne stany ojca zaczęły się zagęszczać. Mówiłam mu, że nie może się poddać, podawałam kartki, długopisy, herbatki, koce, stare swetry. Matka mówiła, żebym dała sobie spokój, bo tata sam musi dojść do siebie. No to na jakiś czas odpuszczałam, a potem znowu wracała do mnie chęć naprawiania tego, co zniszczył zły los. Dar tworzenia ojca był z jednej strony naszą chlubą, a z drugiej przekleństwem. Zawsze go podnosiło na duchu, jak ktoś chciał jego autograf. Z dedykacją czy bez, to nie miało znaczenia, ważne, że ktoś go lubił, znał i doceniał. Wypytywał moje koleżanki o ich ulubione przeboje, popisywał się, nucił, a one chciały zamienić swoich przyziemnych tatusiów na mojego niezwykłego ojca.

Pierwsza próba samobójcza. Franek był zbyt mały, żeby zrozumieć, dlaczego tatusia zabrało pogotowie, Paweł zamknął się w kuchni i nikogo do niej nie wpuszczał. W końcu matka powiedziała mu, że jeżeli w ciągu w minuty Paweł jej nie otworzy, to będzie zmuszona wybić szybę w drzwiach kuchennych. Szyba przeżyła, Paweł otworzył.

Nigdy ojca nie odwiedziłam w szpitalu psychiatrycznym. Matka twierdziła, że nie powinniśmy widzieć ojca w takim stanie, dlatego sama do niego chodziła. Raz tata dostał przepustkę na kilka godzin, to poszliśmy całą piątką na lody. Było miło.

Myślę, że Paweł przeżył próbę samobójczą taty, bo czuł, że go zawiódł. Z racji na to, że był spełnieniem marzeń tatusia, ojciec miał wobec niego pewne plany, chciał w niego zaszczepić miłość do muzyki i zagrać wspólny koncert. Niestety, Paweł wrodził się w mamę, nie w tatę, dlatego bardziej od budowy gitary fascynowała go budowa człowieka. Ojciec był niepocieszony. Oczywiście, matka tłumaczyła mu, że tak się zdarza w każdej normalnej rodziny, ale tata interpretował zachowanie Pawła jako brak miłości z jego strony.

Z tych pozytywnych wspomnień związanych z ojcem, to pamiętam, jak Paweł i ja podrośliśmy i chcieliśmy chodzić z ojcem na piwo. Miałam wtedy siedemnaście lat, brat o rok mniej. Podzieliliśmy się naszym pomysłem z tatą, przedstawiliśmy mu cały plan, etc. Ojciec zbaraniał. Pierwsza reakcja „Wy nawet osiemnastu lat nie macie!”. No to my na to, że wiemy, ale jesteśmy już duzi, a ta osiemnastka to wiek umowny, tatuś nam kupi alkohol i będzie po kłopocie. Druga reakcja „Poje… Porąbało Was?”. W końcu stanęło na tym, że zostajemy w domu, a ojciec idzie sam. W końcu nigdzie nie poszedł, bo mama powiedziała „Daj dobry przykład dzieciom i zostań w domu”. No to został. Teraz to nawet myślę, że on całe życie wierzył w to, że jest przekładnym ojcem. Starał się nim być.

Ojciec również chodził na nasze wywiadówki. Moi koledzy i koleżanki bali się powrotów swoich rodziców, a mój tylko mówił „Ucz się, ucz, bo nauka to do potęgi klucz” i szedł do własnych spraw.

Krótko przed odejściem, ojciec usiadł na krześle i mówi do mnie „Baśka, zaśpiewaj, ale tak żeby tatusiowi szczęka odpadła do samej gleby”. Stanęłam naprzeciwko niego i zaczęłam śpiewać, a w oczach ojca pojawiły się łzy. Gdy skończyłam ukłoniłam się. Ojciec wstał, przytulił mnie i powiedział, że mam po nim talent i jeżeli go zmarnuję, to tatuś będzie mnie straszył z zaświatów.  No to ja się rozryczałam, a on się roześmiał i mówi „Baśka, ja żyję! Tatuś żartował”. Śmialiśmy się na przemian z gorzkim zawodzeniem do przyjścia mamy. Ona o nic nie zapytała, poinformowała nas jedynie o tym, że za pół godziny obiad.

Paweł też ojcu śpiewał. Może nawet pod koniec jego życia częściej niż ja. Tatuś przychodził pijany do domu, a synek stawał przed nim i zaczynał koncert. Paweł szczególnie upodobał sobie piosenkę Świeżo Malowanego Tato, ratuj!. Ojca to męczyło, po jakimś czasie poprosił Pawła, żeby ten nie śpiewał. Brat przyjął to z wyraźną ulgą.

Z wydarzeń, które wyjątkowo dobrze wbiły mi się w pamięć jedno zasługuje na szczególną uwagę. Jak już pisałam, matka troszczyła się o to, żebyśmy mieli w czym chodzić. Ojciec nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej wagi. Dlatego wielkie było nasze zdziwienie, kiedy przyniósł wielką reklamówkę jeansów we wszystkich możliwych rozmiarach. Widząc nasze zaskoczone miny tylko się roześmiał. Podobno promocja była, a on będąc w naszym wieku śnił właśnie o takich spodniach, dlatego pomyślał, że kupi. Matkę interesowała jedynie to, skąd miał pieniądze. Tata się obruszył i stwierdził, że zarobił, o całej reszcie nie chciał gadać. Kazał nam się cieszyć chwilą.

Na ostatni wspólny Dzień Matki ojciec wrócił pijany, chociaż obiecywał matce, że tego dnia będzie trzeźwy. W wazonie kwiaty ode mnie i od Pawła, na kredensie laurka od Franka, a ojciec ledwo trzymał się na nogach i zawodził Mamo, nasza mamo. Mama się wkurzyła, spakowała jego rzeczy i wystawiła za drzwi, mówiąc, żeby wrócił jak wytrzeźwieje. Franek wtedy już spał, następnego dnia w przedszkolu był Dzień Dziecka połączony z obchodami Dnia Matki, zaproszeni byli wszyscy rodzice. Mój braciszek strasznie się tym przejmował, czy tatuś zdąży. Mama nie mogła przyjść, bo pracowała. Mnie wysłała zamiast siebie, żeby młodemu było raźniej. Specjalnie na tę okazję nie poszłam do szkoły.

Dzieci śpiewały A ja wolę moją mamę, recytowały wierszyki i było całkiem sympatycznie. Ojca nie było. Widziałam, że Franek jest smutny, chciałam go jakoś pocieszyć, ale nie miałam pomysłu jak. W pewnym momencie jakaś dziewczynka powiedziała do mikrofonu, że teraz zaśpiewają kochanym rodzicom jak bardzo ich kochają. Szum uciechy przeszedł przez publiczność. Poleciał akompaniament i dzieci zaczęły mniej lub bardziej czysto śpiewać Cudownych rodziców mam. Wtedy zobaczyłam ojca, schudnie ubrany, ogolony, z czystymi włosami wszedł niepewnym krokiem do sali przepełnionej dziećmi i ich rodzicami. Zobaczył mnie, energicznie zamachał, podekscytowany zaczął przechodzić pomiędzy krzesłami w moim kierunku, mówiąc do przypadkowych osób „Widzicie? Tam śpiewa mój syn”. Ludzie kiwali ze zrozumieniem głowami, niektórzy przewracali oczami. Franek był szczęśliwy, ojciec też wyglądał na szczęśliwego. Wtedy był trzeźwy.

Wróciliśmy do domu we trójkę. Franek wtulony w tatę i ja z boku. Matka wróciła z pracy, nie była zbyt zaskoczona obecnością ojca, wręcz przeciwnie, zachowywała się tak, jakby on cały czas był w naszym mieszkaniu i w ogóle z niego nie wychodził. Tatuś nucił, a matula nawet się nie uśmiechała.

- Wiesz, że cię kocham, mamo? – zapytał w końcu ojciec.

- Wiem – odpowiedziała matka, delikatnie się uśmiechając. – Jestem zmęczona.

- Mną? – ojciec zmierzył matkę wzrokiem.

- Trochę, ale to nic poważnego.

Następnego dnia ojca nie było, zostawił po sobie list, że za bardzo nas wszystkich kocha, żeby z nami być i nas ranić. Mama podarła list i wyrzuciła do kosza, każąc przysiąc mnie i Pawłowi, że nie powiemy Frankowi o tym, że tatuś wyprowadził się z domu. Na wszystkie pytania młodego odpowiadaliśmy wymijająco. Nie wyglądał na zbyt ufnego naszym słowom.

Tak, jak mama przypuszczała ojciec wrócił po tygodniu tułania się po mieście. Znowu nietrzeźwy, znowu z piosenką na ustach. Tym razem „Mamo przepraszam! Mamo, ja obiecuję , że będę dobry tylko sam się lepiej poczuję”. Matka mu na to „Dobrze, już będzie dobrze, tylko już nie pij tyle”. Ojciec potraktował to jako dowód przebaczenia i poszedł spać.

W pewnym momencie jednak to nie tata sprawiał największe problemy. Paweł zaczął uciekać. Trochę w stylu ojca, trochę po swojemu. Zaczęły się wagary w liceum, papierosy, narkotyki, alkoholu nie tykał. Podobnie jak ojciec witał matkę piosenką. O ile przy sytuacji z ojcem matka zachowywała kamienną twarz, o tyle sytuacja z Pawłem najwyraźniej ją przerastała. Krzyczała na niego, rzucała w niego talerzami i mówiła, że po własnym synu, by się nie spodziewała. Próbowałam wpłynąć na brata, ale ten wydawał się głuchy na wszelkie próby, groźby i szczere rozmowy. W końcu z braku lepszego pomysłu poszłam z tym problemem do ojca, a on na mnie spojrzał i zapytał „Naprawdę jestem autorytetem?”. Przytaknęłam. Rozpogodził się.

- I co ja mam mu powiedzieć? – zapytał ponownie.

- Nie wiem, wymyślisz coś, w końcu to ty jesteś ojcem – poklepałam go przyjaźnie po plecach.

Wymyślił, ale chyba nie został zbyt ciepło przyjęty, bo przyszedł do kuchni ze smutną miną. Nie chciał mi powiedzieć jak przebiegła rozmowa. Kłótni nie słyszałam, więc słowa, które wypowiadał Paweł musiały być bardzo dosadne i wyważone.

- Nie przejmuj się, tato – znowu chciałam mu przekazać trochę ciepła, znowu się uśmiechnął.

- Ty to jesteś kochana Baśka – przytulił mnie. – Jestem dumnym ojcem.

- Też cię kocham, tato – szepnęłam mu do ucha. – Też jestem z ciebie dumna.

Znowu się popłakał, ja tym razem byłam dzielna.

Ostatni koncert taty. Bardzo mu zależało, żebyśmy przyszli. Znaliśmy repertuar ojca we wszystkich możliwych tonacjach, ale wiadomo, czego się robi dla walczącego z alkoholizmem artysty, który jest twoim ojcem? Wszystko się zrobi.

To był początek maja. Konkretnie święto pracy. Byłam tuż przed egzaminami maturalnymi, w sumie najchętniej bym się widziała w książkach, ale mama powiedziała, że kilka godzin odpoczynku od nauki dobrze mi zrobi. Było prawie jak kiedyś. Franek bardzo chciał być obok ojca na scenie. Tłumaczyliśmy mu z Pawłem, że scena to nie jest miejsce dla małych dzieci, ale młody upierał się przy swoim. W końcu ojciec to zobaczył, schylił się do ochroniarza, a następnie powiedział do mikrofonu „Zaraz tu będzie mój syn, przyjrzyjcie mu się uważnie, bo to mój następca”. Po chwili Franek zadowolony z życia siedział na rękach taty. Popłynęła znajoma melodia z głośników. Ten kawałek był dedykowany mojej mamie. Ona stała wpatrzona w scenę jak zahipnotyzowana, a mnie ciarki przebiegały po plechach. Po zakończeniu utwory ludzie skandowali nazwę zespołu.

Dwudziestego maja miałam ustną maturę z polskiego. Ojciec zapytał o temat prezentacji, to mu powiedziałam, że będę gadać o szaleńcach.

- Tylko nie zapomnij wspomnień o tatusiu – powiedział przytulając mnie do siebie.

Do domu wracałam jak na skrzydłach, jako jedyna z całej grupy zdałam egzamin na sto procent. Przed wieżowcem wóz Skrzydlewskiej. Wjechałam na ósme piętro, a tam z naszego mieszkania wychodzą smutni panowie w garniturach.

- Ojca już nie ma – powiedziała matka i się rozpłakała.

Tamtego popołudnia mama płakała za te wszystkie lata przeżyte z ojcem. Na pogrzebie koledzy z zespołu ojca wykonali mu List do M. Dżemu. Nie wiem, w jaki sposób ojciec to zrobił, mama powiedziała, że nam nigdy nie powie, bo to nie ma znaczenia. Wiem jedynie, że ojciec chciał „estetycznie” umrzeć, czyli najprawdopodobniej przedawkował leki.

Matka mi zawsze mówiła, żebym nigdy nie wychodziła za artystę, a już na pewno nie za piosenkarza. Tata nie utożsamiał się ze słowem „piosenkarz”, on był wokalistą, dlatego zawsze przyznawał mamusi rację. Myślę, że w kimkolwiek się zakocham za tego wyjdę. W końcu mój tata był dobrym tatą. Starał się, kochał nas i chciał dla nas dobrze, a to chyba najważniejsze w tej historii.

Paweł po odejściu taty strasznie się zmienił. Wydoroślał. W przyszłości chce być psychiatrą, żeby pomagać takim jak my. Franek powoli przyzwyczaja się do tego, że tatuś nigdy nie wróci, aczkolwiek początki były ciężkie. Mama strasznie się postarzała.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
niewidoczna · dnia 19.07.2016 13:38 · Czytań: 1131 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
al-szamanka dnia 19.07.2016 19:37
Hej, niewidoczna, od razu na wstępie zaznaczam, że napisałaś bardzo widoczny tekst :)
Pojemny - na moim kompie prawie dziesięć ekranów - ale nie tylko o długość mi chodzi, a przede wszystkim o to, w ile życia go opakowałaś.
I ciekawie go opowiedziałaś.
I za to dałabym Ci świetne, ale nie dam (przynajmniej na razie), bo za fajna treścią kuleje wykonanie. Przydałby się bardzo porządny szlif.
W interpunkcji jestem słaba, ale i tak zauważyłam co nieco, ale nie tykam, bo może nie mam racji.
Za to szyk niektórych zdań, powtórki i inne niezgrabnostki mocno rzucają się w oczy.
Przykłady:
Cytat:
Za to, że za­wsze szcze­rze prze­pra­szał,(-) jak nie czuł się winny, to po pro­stu o tym mówił.

zamiast przecinka przydałby się myślnik
Cytat:
Cza­sem zda­rza­ło mi się za­snąć przy tran­zy­sto­rach, (gdy) jak próba się za bar­dzo (się) prze­dłu­ża(ła).

Cytat:
W sumie z tymi ga­ze­ta­mi to wy­cho­dzi­ło przy­pad­ko­wo, oj­ciec dawał mi do ko­lo­ro­wa­nia to

Cytat:
Ona mu od­da­ła i po­wie­dzia­ła, żeby za­pa­mię­tał raz na za­wsze, że nie wolno mu jej bić. On się wtedy po­pła­kał. Czę­sto wi­dzia­łam jak oj­ciec pła­kał. Matka za to w ogóle nie pła­ka­ła.

Oddała mu i powiedziała, żeby zapamiętał raz na zawsze, że nie wolno mu jej bić. Wtedy popłakał się, co robił często, matka natomiast nigdy.
Cytat:
Po­szła na urlop dzie­kań­ski i nigdy nie wró­ci­ła na stu­dia, przez całe życie zaj­mo­wa­ła się róż­ny­mi rze­czach(mi), ale nigdy nie była le­ka­rzem.
(wiadomo, że nie była,w końcu nie skończyła medycyny)
Cytat:
Bab­cia też nie roz­wa­ży­ła wszyst­kich za i prze­ciw pło­dząc mamę

płodzą mężczyźni :)
Cytat:
Póź­nym wie­czo­rem by­li­śmy w wy­(s)przą­ta­nej ka­wa­ler­ce.

Cytat:
Na szczę­ście (w)na­szym domu też były dni, kiedy oj­ciec śpie­wał na we­so­ło.

Cytat:
Teraz to nawet myślę, że on całe życie wie­rzył w to, że jest prz(y)e­kład­nym ojcem.

To tak na chybcika, ale jest tego więcej.
Aha podliczyłam Twoje wszędobylskie to... 71 razy! Naprawdę rekord!

Koniecznie przejrzyj i wyczyść tekst, ocena świetne na razie w zawieszeniu :)

Pozdrawiam :)
purpur dnia 20.07.2016 13:13
No pewnie szamanka, czekaj al-szamanka, ma rację. Wprawdzie nie wiem jak Ona to robi, bo ja nie widze nic, no ale pewnie nie bez powodu jest szamanką, a ja jedynie zwyczajnym purpurem :/
Pewnie błędów jest masa, ale to dobrze!, naprawdę dobrze.
Błędy potrafią nas motywować, rozwijać, no przynajmniej ich poprawianie :)

Ja na błędy jestem ślepy, ale... patrzę na inne elementy. Obserwuję sobie jak prowadzisz czytelnika, jak próbujesz urzeczywistnić to co chcesz powiedzieć, z jakich korzystasz słów, w jaki sposób prowadzisz swoją historię.

No i jak poszło?

Naprawdę dobrze. Przede wszystkim byłem ciekaw co wydarzy się za chwilę! Wprawdzie w którymś momencie, wyglądąło na to że odeszłaś od schematu "wywiadu", ale w niczym to nie przeszkodziło. I dzieciaki fajnie zarysowane i ten szalony tatuś, na swój sposób uroczy, wypadł świetnie.

Wszystko mieści się w obranej rzeczywistości, a napisane jest tak, że chce się czytać.

Tak, opowiadanie mi się podobało i naprawdę ciężko znaleźć coś co od niego odstrasza. Osobiście nie przepuściłbym tylko takiej końcówki. Fajny pomysł z podsumowaniem żyć innych, z takim wyciszeniem, ale ja bym tam coś jeszcze wstawił :)
No ale to już kwestia gustu.

Osobiście tytuł też mnie lekko drażnił, za fajna historia, do zwyczajnego O! No ale znowu, to już bardziej czepianie się, niż jakiś racjonalny powód ;)

Kilka zdań, które wpadły mi w oczy. Jest ich bardzo mało, bo naprawdę pochłoneła mnie treść, no ale to dobrze :D

Cytat:
- Tro­chę, ale to nic po­waż­ne­go.
- :)

Cytat:
O czym to ja miałam pisać? Przepraszam, zgubiłam wątek.
- fajne zagranie.

Cytat:
Starał się, kochał nas i chciał dla nas dobrze, a to chyba najważniejsze w tej historii.
- to zdanie jest dla mnie dziwne. jakto w tej historii? Nie wspomniałaś o cyzm jest historia, więc źle brzmi odwołanie się teraz do niej. Szczegół.

Dziękuję za kilka miłych chwil!
niewidoczna dnia 31.07.2016 10:52
Dziękuję, w wolnej chwili poprawię. ;)
Nero dnia 01.08.2016 01:51 Ocena: Bardzo dobre
Samo życie ciekawie przedstawione.
niewidoczna dnia 13.08.2016 18:09
To, to... Wakacje, jeszcze tu wrócę. ;)
KoRd dnia 14.08.2016 18:55 Ocena: Świetne!
Świetny obraz :)
Dla mnie nieważne są ramy obrazy, ale to, co i jak on przedstawia.
Bo co z tego, że ramki są śliczne i pozłacane jak reszta jest kiczem. ;)

Pozdrawiam wakacyjnie :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty