Słodki, romantyczny, zawadiacki, pewny siebie, tryskający humorem, zrelaksowany, bez zmiennych nastrojów, czuły i namiętny. Wyliczyła w myślach zalety męża i, ku zaskoczeniu, były to pierwsze myśli tego poranka. Jej świadomość powoli opuszczała krainę snu, do której wyjątkowo nie chciała już wracać. Otworzyła oczy. Światło hojnym strumieniem przeszło przez rozszerzone źrenice. Mózg wyprodukował obraz, który wpompował świeży strumień endorfin do krwi. Poczuła błogość, patrząc na pogodną, budzącą zaufanie twarz Franka, który korzystał jeszcze z gościnności Morfeusza. Poczuła bezpieczeństwo, jakiego nigdy w życiu nie zaznała. Odkryła prawdziwego, kochającego męża w człowieku, który wydawał się jej dotychczas chodzącą zagadką, pełną napięcia, szarpaną przez wewnętrzne sprzeczności. Była pewna, że koszmar się już skończył. Sięgnęła po wizytówkę hotelu. Chciała zapamiętać nazwę tej scenerii, w której skąpiące szczęścia życie dało jej w prezencie drugą szansę. Angel Hotel, widniał stylowy napis ze srebrnymi skrzydłami, dzięki którym odlecieli do dziewiczej krainy, gdzie młodzi kochankowie rozsmakowują się w dawaniu i braniu. Wyjęła z lodówki pucharek z koktajlem z krewetek, zrobiła grzanki i otworzyła lekkie Pinot Grigio. Jadła powoli, wino sączyła drobnymi łyczkami. Marzenia, które wydawały się pustą abstrakcją, nabierały kształtów, wyrazistych i namacalnych. Wreszcie doszła do punktu, od którego należało zadecydować, czy sięgnąć po kolejną butelkę, czy wrócić w ramiona ukochanego. Wskoczyła do ciepłego łóżka i przylgnęła do Franka na łyżeczkę. Jego szyja i kark nosiły świeże czerowny ślady od ugryzień. Stratałam się uważać – pomyslała i zasneła.
Poczuła pocałunek na czole. Powolutku uniosła powieki. Ostra smuga jasnego światła jak nóż otwierający małże, wbiła się przez zaciśnięte żrenice na dno jej oczu.
- Kochanie, wychodzę. Ważna sprawa. Za pół godziny mam pociąg do Londynu. Zobaczymy się wieczorem. Zarezerwuję jakiś stolik, może w Murano.
Dopinał ostatnie guziki śnieżnobiałej koszuli.
- Moment. Zapomniałeś krawata - Usiadła na skraju łóżka - Chodź, zawiąże Ci, żebyś mi nie uciekł z jakąś asystentką na Malediwy.
Ich kąciki ust momentalnie powędrowały w górę.
Nigdy - rzucił z teatralnym przekąsem.
Wyszedł na korytarz z walizką i parasolem. Na klamce zawiesił karteczkę Nie przeszkadzać. Kiedy jego kroki milkły, sięgnęła po telefon. Wiedziała, że szczęściem nie należy się chwalić byle komu. To musiała być Magda. Zaskoczyło ją 5 nieodebranych połączeń z tego samego, nieznanego numeru.
- Kto może mnie kochać bardziej niż Frank? – uśmiechnęła
się.
- Wreszcie daje pani znak życia. Martwiliśmy się o panią. Wszystko już przygotowane. Tak, jak pani poleciła.
Ten głos mógł należeć tylko do Andreasa.
- Moment - Otworzyła okno, świeże powietrze wdarło się do pokoju. -Choć dziś brzmisz trochę w wersji molowej. Coś
się stało, czy to zwykłe przeziębienie?
- Pani wybaczy, ale wszyscy już tutaj na panią czekamy. Mogę wyjechać, jeśli to by jakoś pomogło.
Podziwiała ogród. Woda zraszała kwitnące oleandry.
- Mógłbyś jaśniej, bo na razie szukamy się we mgle. Konkretnie.
Chwila ciszy w słuchawce zwiastowała, że jak zazwyczaj to robił, precyzyjnie objaśni jej sytuację.
- Tak, jak pani prosiła, na pogrzeb przyjechali tylko Ci, którym wysłałem zaproszenia. Lunch zarezerwowałem w
Savoy’u. Jeśli chodzi o kwiaty, to będą tylko róże, ciemnokrwiste. Ciało zostanie skremowane, wedle zaleceń,
w kapliczce na cmentarzu Highgate.
- Andreas, do cieżkiej cholery, o czym ty mówisz?
Pani Klaudio – zawiesił głos. Długo zbierał się, żeby dokończyć. - O pogrzebie pani męża, pana Franka.
Andreas, najbardziej zaufana osoba pod słońcem, nigdy nie żartował, zaś mankiety jego marynarki świetnie wchłaniały
łzy pani domu. Poczuła, że robi się jej gorąco w środku. Dłonie i czoło miała przeraźliwie zimne. Zrozumiała wiadomość, ale wciaż trzymała ją na progu, nie chcąc wpuścić i przefiltrować przez mózg. Czuła, że jeśli zrobi to zbyt gwałtownie, jej serce eksploduje, rozleci się, rozpadnie na milion kawałków, które nie zdoła skleić już do końca życia.
Słabo Cię słyszę – skłamała – powtórz.
- Dziś jest pogrzeb pani męża.
Miecz wszedł głęboko. Potrzebowała znieczulenia. Otworzyła butelkę ginu i zaczęła przełykać dużymi haustami, by choć trochę przytępić, pulsujący, przeszywający skronie ból. Weszła pod prysznic. Odkręciła zimną wodę, która przykleiła cienką tkaninę peniuaru do jej ciała. Skrzywiła się, poszukując łez w oczach, które zwykle przynosiły ulgę. Bezskutecznie. Nie chciała uciekać, bo nigdy nie daje się do końca zapomnieć, wymazać na zawsze, cierpienia. Potrzebowała więcej informacji.
- Andreas, przypomnij proszę, co się stało. Jak widać, mam chwilową amnezję.
- Tydzień temu, pani mąż miał wypadek na M25, kiedy wracał z pracy. Zginął na miejscu.
- To niemożliwe. Przed godziną całowałam Franka na do widzenia. Powinien być już w okolicach Paddingdon. Wieczorem jemy kolację.
W słuchawce słychać było, jak Andreas schodzi po schodach.
- Pani Klaudio, moje szczere kondolencje. Przed sobą mam
nieboszczyka. To pan Frank Wright, który był pani mężem.
Czy mam umówić panią na wizytę do doktora Barneta?
- Nie. Nie musisz. Zmiana planów. Pogrzeb będzie tradycyjny,
bez palenia ciała. Po lunchu podziękuj gościom. Jutro sama
chcę pożegnać męża.
- Rozumiem, że mam odwołać dzisiejszą uroczystość na
cmentarzu?
Dobrze rozumiesz. Dziękuję. Do jutra.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt