Zostawiałam kołdrę w muchomorki, pluszowego miśka i szłam nad rzekę. Zabierałam ze sobą książkę i święty spokój. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pojmował, dlaczego tam chodzę. Moja mama patrzyła na mnie z lękiem, z coraz większym znakiem zapytania w oczach, nic nie mówiła. To milczenie raniło mnie najbardziej. Mijałam ją w drzwiach z wyniosłą minę istoty nie z tego świata, a płakać zaczynałam dopiero nad wodą. Trwało to jakiś czas, a potem minęło. Samotność jest bardzo dobra.
Frajdą było przechadzać się na golasa między drzewami, na których dojrzewają owoce lub czytać. Trwać bez nauki, bez bólu, bez drwin, a co najważniejsze bez strachu. Nad rzekę mogłam być sobą, to dawało poczucie wolności. Nic nie wymagało ode mnie aktywności, z niczym nie musiałam się zmagać, nikomu odgryzać. Jedyne, z czym musiałam sobie poradzić, to myśli, które niezależnie, jak bym próbowała je ukryć, zawsze wyłaziły niczym wrzód. Musisz myśleć o sobie dobrze, szanować się, powtarzałam sobie do znudzenia. Jest taka strona na fejsie, ludzie myślą dobrze o sobie i wtedy zaczyna im na sobie zależeć i chudną, bo mają, dla kogo. Próbowałam i nic z tego - byłam dla innych tylko Grubą Dupą. Chyba nikt poza moją mamą i babcią już nie pamiętał, że dano mi na chrzcie – Zofia. Odkąd się urodziłam byłam otyła i powolna, zarówno w ruchach jak i w myśleniu, podobno nie zarażałam dobrą energią. To oczywiście przyczyniło się do wielu dramatów w mojej przeszłości, złych ocen na lekcjach i wyzwisk na przerwach. Jakoś sobie z tym lepiej lub gorzej radziłam, aż do tamtego sobotniego poranka. Nad moją rzeką było duszno i sennie. Dziwna była ta jesień. Z drzew starego sadu, który nie wiadomo, dlaczego rósł od zawsze nad rzeką, spadły prawie wszystkie jabłka. Porozgniatane, poobijane, czerwone, żółte i te zielone leżały wszędzie. Zasłana była nimi cała ziemia, jak okiem sięgnąć. Z drzew zwisały kolejne jabłka gotowe, żeby spaść. Między nimi wisiały majtki. Tak, różowe gacie w białe kropki, dziewczęce, rozmiaru XL.
- Cała szkoła wyjdzie i zobaczy - wydyszałam, czerwieniąc się i pocąc - te wielkie jak sztandar majty mogą być tylko moje.
Nic innego nie wpadało mi do głowy. Mam otłuszczony mózg i dlatego ciężko myślę, tak powiedziałby Doktor – debil z drugiego piętra. Chciało mi się wymiotować, ilekroć go spotykałam na klatce schodowej.
Mama otworzyła mi drzwi. Musiałam się trząść, bo objęła mnie. Miałam wtedy czternaście lat i w innej sytuacji odsunęłabym się od niej. Przecież to byłby niezły obciach, takie publiczne obejmowanie przez matkę. Na szczęście nikt tego nie widział. Nikt oczywiście, oprócz Arturka, mego brata. Stał w przedpokoju oparty o ścianę i patrzył na mnie, jakby rozwiązywał zadanie z matmy. Zawsze był geniuszem matematycznym, albo czymś takim. Przynajmniej zbierał szóstki, jakieś książki czytał. Nie zadawałam się z kujonami, nie byliśmy kompatybilni. Na jego piegowatej twarzy pojawiał się zawsze ten wyraz skupienia, gdy jego zdaniem była mowa o rzeczach ważnych.
Mam otłuszczony mózg i dlatego ciężko myślę, tak powiedziałby Doktor - debil z drugiego piętra. Chciało mi się wymiotować, ilekroć go spotykałam na klatce schodowej. Mama otworzyła mi drzwi. Musiałam się trząść, bo objęła mnie, nie zrzędziła. Miałam wtedy czternaście lat i w innej sytuacji odsunęłabym się od niej. Przecież to byłby niezły obciach, takie publiczne obejmowanie przez matkę. Na szczęście nikt tego by nie widział. Nikt oczywiście, oprócz Arturka, mojego brata. Stał w przedpokoju oparty o ścianę i patrzył na mnie, jakby rozwiązywał zadanie z matmy. Zawsze był geniuszem matematycznym, albo czymś takim. Przynajmniej zbierał szóstki, jakieś książki czytał. Nie zadawałam się z kujonami, nie byliśmy kompatybilni. Na jego piegowatej twarzy pojawiał się zawsze ten wyraz skupienia, gdy jego zdaniem była mowa o rzeczach ważnych.
– Nikt nie wie, że to twoje majtki - wycedził przez rozchwiane mleczaki.
Będą wiedzieć, bo Arturek im powie, przemknęło. Nie umiał trzymać języka z zębami, obgryzał paznokcie, inaczej pojmował świat i ludzi. Nie było dnia, żebyśmy się nie ścierali podczas ohydnych awantur. Był gotów zbudować karmnik dla ptaków, byle tylko wzbudzić sympatię sąsiadów. Słodziak! Czułam się podle, miałam ochotę zniknąć, zapaść się ze pod ziemię, odnalazłam się jak zwykle w lustrze wiszącym na ścianie przedpokoju – gruba i przerażona.
– Poproś, żebym wlazł i zdjął. Wstydzisz się. I ja to wiem – odezwał się Arturek.
Nie słodził i to był jedyny plus tej całej sytuacji.
– Dziękuję, ale nie skorzystam – odpowiedziałam, łykając łzy.
Przez resztę dnia starałam się trzymać na uboczu, cierpiałam. Przeszkadzało wszystko, na co dotąd nie zwracałam uwagi: odgłos wichury, chłodny przeciąg spod drzwi. Leżąc w łóżku, nie mogłam zapaść nawet w krótką drzemkę. Noc pełna obaw czekała cierpliwie, aby mnie pochłonąć. W ciemności pokoju usłyszałam znajomy stuk laski o podłogę. Babcia usiadła na krześle, blisko, poczułam na twarzy jej przyspieszony oddech. Wzięła moją dłoń i ścisnęła.
– Zosiu, ile masz lat? – zapytała.
– Dlaczego pytasz?
– Czternaście – mruknęłam.
– Ach, czternaście lat! Czternaście lat obnosisz swoją twarzyczkę i jeszcze nie wiesz, jaki ma wyraz: ani taki, ani siaki, taka maseczka, imitacja twarzy. A twarz musi mieć jakiś wyraz. Trzeba uważać, żeby nie zrobiła się tylko gruba. Trzeba znaleźć swoją twarz.
Podniosłam się na łokciu.
– Babciu, po co, to mi wszystko mówisz. Twarz?
– Po co ci to mówię? Boisz się słowa gruba, co?
– Jaaa? Nie boję się.
– Zosiu, ty niestety wszystkiego się boisz, życia się boisz. Ty nawet jeszcze nie żyjesz, to jeszcze nie wiesz, co to jest życie.
Przykre milczenie przygniotło nas na chwilę.
– Możesz się na mnie pogniewać albo nie, twoja sprawa. Ale wszystkie twoje nieszczęścia, nad którymi się roztkliwiasz, to, dlatego, że nie masz odwagi, uciekasz przed samą sobą. Życie swoją drogą, a ty z boczku, z boczku, pomalutku, przeraczkujesz je nad rzeką.
– Ty, ty nie wiesz Babciu, co ja...
– Przeżyłaś? Wiem. Nic nie przeżyłaś, Zosiu i nic nie przeżyjesz, jeżeli tak będzie dalej.Ty życia nie przeżyjesz, popełzniesz przez życie jak powolny żółw. To każdy potrafi. Trzeba przeżyć, takie prawdziwe życie, walczyć, bić się o coś... No, a nie całe przesiedzieć nad rzeką.
– Babciu, nie każdy jest stworzony, żeby walczyć. Kto wtedy będzie przegrywał?
– Przełam się, przestań się zgrywać. Sama siebie nie oszukasz. Musisz wierzyć w siebie, że sama sobie poradzisz.
Przytuliła mnie, wgniatając we mnie swój miły, pudrowy zapach. Spojrzałam na nią ze zdumieniem, nikt dotąd ze mną tak nie rozmawiał. Dotąd wydawało mi się, że otacza mnie świat, który w dość niedyskretny sposób, bo za pomocą dousznego krzyku, informował mnie, że muszę biec. Ale dokąd mam biec, tego już nie mówił.
– No, idziemy spać dobranoc.
Stuknęła laska, cicho zamknęły się za babcią drzwi. Poczułam w piersi ukłucie, do oczu napłynęły łzy, kurczowo ścisnęłam róg kołdry w muchomorki. Szczelnie zamknięte serce łomotało, bijąc na alarm, desperacko broniło się przed demonem tęsknoty. Przed oczami przemykały dziesiątki obrazów, migawek z dzieciństwa. Przypomniałam sobie, że kiedyś tęskniłam za mamą, która zostawiała mnie o poranku w progu przedszkola i odbierała, kiedy słońce już zgasło. Że tęskniłam za cieniem ojca, pochylającym się nad nią w nocy, kiedy udawałam, że śpię. Że tęskniłam za deszczem, by rozłożyć wreszcie różowy parasol. Wszystko to, duże i małe, powróciło z ogromną siłą i odżyło, jakby zdarzyło się wczoraj. Wiedziałam, że władca tęsknoty, podobnie jak inne zjawy jest wytworem umysłu i poddają się mu się tylko ludzie słabi. Wiedziałam, a nic z tym nie robiłam, nawet nie próbowałam, zamknęłam się jak w futerale.
Chyba swój świat ujrzałam tamtej nocy, na nowo, wtedy w dobrych oczach Babci. Wystarczy zwykłą rzecz nazwać niezwyczajnie, żeby zobaczyć ją w całkiem innym świetle. Z upływem lat słowo walczyć przestało brzmieć abstrakcyjnie. Co jakiś czas stajemy się zupełnie nowym człowiekiem, szkoda, że niekompletnie. To wszystko było dawno temu, tak dawno, że dziś z niedowierzaniem kręcę głową. Taka została w pamięci: siwiutka, niewysoka, z tym swoim jasnym uśmiechem. Chodzę czasem nad rzekę. Starego sadu już nie ma. Skończył się dziewczyński bunt, schudłam, skończyłam slawistykę, wyszłam za mąż. Każdego ranka rozczesuję delikatne, płowe włosy mojej córki. Bo bliskość czasem nie wymaga robienia czegoś specjalnego.
A majtki, mówiąc prawdę, nigdy nie wisiały na drzewie, znalazłam je po pogrzebie Babci, leżały spokojnie na dnie szuflady mojej komody.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt