Szedł, to szybciej, to wolniej, ale jednak posuwał się naprzód. Okoliczności wokół niego zmieniały się, zmieniało się otoczenie a on wciąż szedł. Trwało to długo, szedł coraz wolnej, w końcu zatrzymał się, nie zauważając tego. Rzeczywistość zmieniała się nadal, a on tkwił w jednym miejscu. Trwał, wrósł w ziemię głęboko, nogi zrosły się w jeden pień, pokryty grubą skórą, podobną do kory starego drzewa, palce stóp były teraz niczym długie, sięgające w głąb korzenie, żywił się, pobierając wodę ze złóż podskórnych, a kto wie, może i głębinowych. Korpus miał stwardniały, potężny, koszula, okrywająca dawniej jego ciało, wrosła w nie całkowicie, pozostawiając jedynie ledwie widoczny na piersi ślad, znak w kształcie kotwicy. Widniejący na plecach rysunek orła, pięknego białego ptaka z dumnie rozłożonymi skrzydłami, dziś już w niczym nie przypominał pierwowzoru. Owszem, zdarzało się, że bawiące się nieopodal dzieci, lub zakochane pary, które pod nim siadały, zauważały pewne podobieństwo do wizerunku orła, jednak miejscowy ornitolog zdecydowanie odrzucał te sugestie. Orzeł? Ależ skąd! To przecież sowa śnieżna, Bubo scandiacus, mówił. I może miał rację, bo jeżeli on zmienił się w drzewo, nawet o tym nie wiedząc, to orzeł mógł się przeistoczyć w puchacza. Co prawda tylko symbolicznie, ale jednak.
Nie miał już rąk. Kończyny górne, tak przydatne w aktywnym życiu, zanikły, nie były mu już po prostu potrzebne. Szyja i głowa zrosły się, połączyły w jeden organ. Włosy, targane niegdyś przez wiatr, wydłużyły się, stwardniały, zgrubiały, stając się podobne do gałęzi. W istocie, był teraz drzewem. Nie wiedząc jednak o tym, nadal pokrzykiwał na otoczenie, miał do wszystkich pretensje, pouczał. Głos jego był jednak słaby, niewyraźny i słowa jego brano najczęściej za zawodzenie wiatru lub pohukiwanie sowy. Matki straszyły nim nieposłuszne dzieci, mówiąc, że jak nie zjedzą śniadania, to przywiążą je do Drzewa-sowy, jak go teraz nazywano. Starsi bali się przechodzić obok, twierdząc, że tam straszy, że słyszą głosy, co przecież było prawdą.
I trwał by tam nie wiadomo jak długo, gdyby nie zmiany, które zaszły w związku z nowym planem zagospodarowania przestrzeni. Działka, na której stał, została sprzedana zagranicznemu inwestorowi i miano tam wybudować pierwszy w okolicy sklep wielko-powierzchniowy. Drzewo-sowę ścięto. Wynajęty do tego zadania młody drwal, starsi odmówili bowiem wykonania zlecenia, do dziś opowiada, że gdy przyłożył do pnia piłę motorową, drzewo zaczęło krzyczeć, odgrażać się, że ja wam pokażę, wy mnie jeszcze popamiętacie i tym podobne. Upadając, jęknęło i, jak mówi, celowo uderzyło go najgrubszą gałęzią w głowę. Nieszczęśnik zaklina się, że słyszał przy tym szyderczy śmiech, choć w okolicy nikogo nie było. Nie uwierzono mu, wiadomo, dostał w głowę, to mu się klepki poprzestawiały. W dodatku sam sobie był winien, bo pracował bez kasku ochronnego więc i odszkodowania nie dostał, a policja zdecydowanie wykluczyła udział osób trzecich w tym zdarzeniu. Hipermarket postawiono, ale po roku zamknięto, nie przynosił bowiem spodziewanych zysków. Ludzie nie robili w nim zakupów, bo podobno w nocy słychać było jakieś głosy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt