Proza » Inne » Eden
A A A
Od autora: Dzień dobry, nie zjedzcie mnie od razu, to znaczy chociaż nie dzisiaj;)
Dodaję pierwsze trzy rozdziały mojego bardzo starego i pierwszego tekstu.

 

Rozdział I

 

-„..miłość, przyjacielu, to dym, co z parą westchnień się unosi, to żar, co w oku szczęśliwego płonie; morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.” To Szekspir. „Miłość to znaczy popatrzeć na siebie, tak jak się patrzy na obce nam rzeczy, bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.”-szept Lauren był ledwo słyszalny pośród panującej w ciemności niepokojącej ciszy- „A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie, Ze zmartwień różnych swoje serce leczy, Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu. Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć, Żeby stanęły w wypełnienia łunie. To nic, że czasem nie wie, czemu służyć: Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.” A tak o miłości pisze Miłosz. Mam czytać dalej? Może kogoś współczesnego? Michael Quist? Jacek Kaczmarski? Leonard Cohen czy Iwaszkiewicz? Tobi, czy ty mnie w ogóle słuchasz?

-Tak, słucham, po prostu nie mogę się skupić.

-Dlaczego?

-A jak myślisz? Jest środek nocy, a my siedzimy w nieczynnej bibliotece, w dodatku w dziale książek, do których nie powinniśmy zaglądać.

-Jak zwykle przesadzasz. Ja lubię te nasze wycieczki. Poza tym o miłości ziemscy autorzy piszą chyba najchętniej. To musi być... specyficzne uczucie. Natomiast w naszej literaturze nie znajdziesz o nim nawet wzmianki.

-Dziwi cię to? Przecież dobrze wiesz, że wszystko zostało zniszczone.

-Teoretycznie tak, ale... słyszałeś?- Lauren natychmiast wyłączyła latarkę.

Echo rytmicznych kroków zbliżającej się w szybkim tempie grupy osób. Szmer pocierającej się o siebie odzieży. I szepty.

-Szybko, uciekajmy stąd. Lauren?- Chłopak spojrzał w kierunku miejsca, w którym powinna znajdować się jego towarzyszka.-Jeśli nas złapią...

-Jestem.-Poczuł jej dłoń w swojej.

-Dobrze, chodźmy.

Powoli wstali z podłogi. Zdjęli buty, aby poruszać się bezszelestnie i po omacku szli w stronę znajdujących się na zapleczu budynku drzwi dla bibliotekarzy. Chociaż przebywali tę drogę kilka razy w tygodniu i znali ją niemal na pamięć, dzisiejszy powrót do domu nie przypominał wcześniejszych. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Tobi prawie czuł na karku oddech ścigających ich ludzi. Uspokoił się dopiero, kiedy po raz piąty obrócił się, spojrzał w ciemność i upewnił się, że w bibliotece panuje idealna cisza. Po przejściu kilku następnych metrów można było dostrzec odbijające się w posadzce światło. Wydobywało się ono z małego, kwadratowego okienka umieszczonego w prostych, metalowych drzwiach. Lauren podeszła bliżej i dotykając dłonią ich gładkiej powierzchni, znalazła zamek. Następnie wyciągnęła z kieszeni mały kluczyk, włożyła go do zamku i przekręciła. Tobi nacisnął klamkę. Zdradziecki odgłos skrzypiących zawiasów potoczył się głośnym echem po całym pomieszczeniu. Wiele rzeczy stało się naraz. Rozległy się krzyki, zapaliło się światło, ktoś zaczął zbliżać się w stronę zaplecza. Po kilkunastu sekundach trzy postacie w ciemnych kombinezonach wybiegły z gmachu przez szeroko otwarte drzwi dla pracowników biblioteki. Strażnicy znaleźli się na pustym parkingu. Padał deszcz.

 

 

 

***

 

Pierwsze promienie słońca jak co dzień obudziły Megan. Marudzenie w łóżku było jej obce, dlatego szybko wstała i po porannej toalecie zakończonej dokładnie kwadrans po szóstej była gotowa do pracy. Szczegółowo zaplanowany harmonogram dnia był odzwierciedleniem jej charakteru i życia, które musiało być równie idealne. Ponieważ była ogromną pedantką i perfekcjonistką w każdym calu, naprawdę ciężko zrozumieć spokój z jakim patrzyła na wielkie plamy błota „zdobiące” starannie wypastowaną wczoraj podłogę. Pośrodku zabłoconego korytarza leżały niedbale porzucone, brudne tenisówki. Megan z godną podziwu cierpliwością umyła buty i wyszorowała podłogę, ponownie posprzątała w czystym już domu, zamiotła ścieżkę prowadzącą do niego, zrobiła zakupy w pobliskim sklepie i przygotowała śniadanie. Następnie poświęciła dziesięć minut wolnego czasu, jaki pozostał jej do godziny ósmej, kiedy to obudzą się pozostali domownicy, na chwilę refleksji przy gorącej herbacie. Trzydziesto-ośmiolatka była drobną kobietą o jasnej cerze, długich, prostych blond włosach i szarych oczach. Wbrew pozorom była to osoba zaradna, rozsądna, zawsze spokojna i bezkompromisowa. Miała piękną i mądrą córkę oraz męża, którego nieobecność była chwilowo jej jedynym problemem. Mieszkała w ładnym, nowoczesnym domu, na obrzeżach miasta. Megan nigdy nie miała żadnych wątpliwości, co do tego, że jej życie jest niezwykle udane i szczęśliwe, nie potrafiła jednak zdefiniować pojęcia „szczęście”.

-Dzień dobry, Lauren- przywitała wchodzącą do kuchni córkę.

-Dzień dobry- odpowiedziała dziewczyna, ziewając. Megan przyjrzała się jej. Wysoka, zgrabna dziewczyna odziedziczyła urodę po swoim ojcu. Długie, proste sięgające aż do kolan ciemne włosy były jej znakiem rozpoznawczym. Tym razem pozostawiła je rozpuszczone. Megan zmarszczyła czoło, tyle razy powtarzała jej, że to takie niepraktyczne. Piękne, ciemnozielone nieprzeniknione oczy okolone były długimi, czarnymi rzęsami, które rzucały urocze cienie na zarumienione policzki. Jasna, krótka sukienka, którą ubrała dziewczyna, podkreślała jej letnią opaleniznę. Jej pełne usta wygięły się w dziwnym grymasie, kiedy usiadła przy stole, wbijając wzrok w talerz. Wspólne śniadanie upłynęło im na krótkiej wymianie zdań na temat pogody. Po skończonym posiłku Lauren szybko pożegnała się z matką i wyszła z domu. Kobieta została sama. Zamyślona nie zauważyła wchodzącej do kuchni staruszki.

-Nad czym tak rozmyślasz, moje dziecko?

Megan drgnęła i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na nowo przybyłą. Przez chwilę milczała, głęboko się nad czymś zastanawiając. W końcu wstała i powiedziała poważnym głosem:

-Helen. Ona znowu tam była.

-Kto? Gdzie? O czym ty mówisz?

-Lauren. W bibliotece. Poszła tamtej nocy.

-Ach tak. Z Tobim, prawda?

-Nie wiem, nieważne. To musi się skończyć. Jej noga nigdy więcej tam nie postanie.

-Od kiedy to czytanie książek jest takie złe?

-Przestań, to nie jest zabawne. Dobrze wiesz, po co ona tam chodzi, czego szuka, co czyta. To wszystko przez te twoje opowieści. Poza tym za każdym razem, kiedy tam idzie popełnia przestępstwo. To, co robi moja córka jest złe. Po prostu złe.

-Skoro tak myślisz.-Staruszka zabrała się za przygotowywanie śniadania, ucinając jednocześnie rozmowę.

-Helen, musisz z nią porozmawiać.- Nie dawała za wygraną jej synowa.

-Dlaczego ja? Sama powiedziałaś, że to twoja córka.

-Bo... bo to ty wszystko zaczęłaś- odpowiedziała Megan i szybko wyszła z kuchni. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy i przyznać, że nie potrafi porozumieć się z własnym dzieckiem.

 

 

 

 

***

 

Było późne popołudnie, kiedy Lauren zapukała do drzwi pokoju Helen.

-Proszę, wejdź.

Dziewczyna otworzyła drzwi i rozejrzała się po niewielkim, zagraconym rodzinnymi pamiątkami pomieszczeniu. Na dużej, przykrytej jasnym kocem kanapie siedziała starsza kobieta, ubrana w długą, kwiecistą sukienkę. Parę pasemek siwych włosów wypadło z niedbale spiętego koka i okalało pociągłą twarz o miłym uśmiechu widocznym także w jej brązowych oczach.

-Podobno chciałaś ze mną porozmawiać, babciu.

-Mama cię do mnie przysłała, tak?- spytała Helen, uważnie przyglądając się wnuczce.

-Tak, ona chyba domyśliła się, gdzie byłam wczoraj w nocy- przyznała Lauren, patrząc w podłogę.

-Masz rację, kochanie. A ja mam cię przekonać, aby wczorajsza wycieczka była tą ostatnią.

-To nic nie da- powiedziała dziewczyna natychmiast podnosząc wzrok.

-Wiem. Zresztą, odwodzenie cię od tego, co robisz byłoby równoznaczne z potępianiem walki, jakiej podjął się Ezra.

Lauren odruchowo spojrzała na stojące na starej komodzie oprawione w piękną, rzeźbioną ramkę zdjęcie. Przedstawiało ono przystojnego, młodego mężczyznę o ciemnych włosach. Jego usta wykrzywione były w uśmiechu, który był widoczny także w dużych, zielonych oczach. Oczach, które Lauren odziedziczyła po dziadku.

-Chciałabym móc powiedzieć, że za nim tęsknię -powiedziała dziewczyna- jednak nie mogę tego zrobić. I to wcale nie dlatego, że go nie pamiętam i nigdy nie poznałam... ja po prostu nie wiem czym jest tęsknota.

Helen wskazała wnuczce miejsce obok siebie, a kiedy ta usiadła, zaczęła mówić:

-Skarbie, rozumiem, co w tej chwili czujesz..- przerwał jej cichy, wymuszony śmiech Lauren.

-Właśnie w tym tkwi problem. Ja nic nie czuję. To tylko dzięki tobie, wiem, że teraz powinnam być zła na mamę, bo znowu się wtrąca. Wiem, że słysząc imię dziadka, powinnam odczuwać tęsknotę, wzruszenie, smutek. Jednak nic takiego się ze mną nie dzieje.

-Skoro to wszystko sprawia ci taki ból, może nie powinnam była cię uświadamiać. Przepraszam.-powiedziała kobieta i po chwili wahania nieporadnie ujęła dłoń wnuczki.

-Ależ, babciu, nie masz mnie za co przepraszać, to ja powinnam być ci wdzięczna do końca życia. Gdyby nie ty byłabym tylko ludzkim robotem, jednym z wielu zamieszkujących tę planetę. Chociaż nie posiadam uczuć, to przynajmniej jestem świadoma, dlaczego tak jest i wiem, że to jest złe, nienormalne. Poza tym dzięki tobie mogę poznać emocje, dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele dają mi twoje opowieści.

Helen uważnie przyjrzała się Lauren, która kontynuowała:

-A jeśli powiedziałam coś nie tak, to dlatego, że ja nie wiem czy to możliwe, ale odczuwam chyba coś na kształt zazdrości, o której kiedyś mi opowiadałaś. Ty miałaś ogromne szczęście, mogąc czuć chociaż przez te dwadzieścia lat. A potem, kiedy odebrano ci już emocje i także teraz- dziewczyna rozejrzała się niespokojnie po pokoju- możesz odczuć jakieś ich echo. Ja... ja nigdy nie miałam takiej możliwości. Nigdy nie czułam i już nigdy nic nie poczuję.

-Przykro mi- Helen odezwała się pustym głosem, wypowiadając nic nie znaczące słowa. Przecież obie wiedziały, że wcale nie czuje smutku.- Nie wiem, czy mogę powiedzieć ci coś więcej.

Lauren pokręciła głową.

-Myślę, że powoli zaczynam godzić się z całą tą sytuacją. W końcu nie mam innego wyboru, brak uczuć właściwie mi nie przeszkadza- szepnęła.- Szkoda tylko, że nie będę potrafiła rozpłakać się z innego powodu niż na przykład rozbite kolano.

Helen pocałowała wnuczkę w czubek głowy i wzdychając, zapytała:

-Co znaleźliście tym razem w bibliotece?

Lauren najpierw drgnęła z powodu nieoczekiwanego gestu babci, a potem odsunęła się od niej, usiadła, krzyżując nogi i wygodnie opierając się o oparcie kanapy.

-Wczoraj zajęliśmy się tylko jednym uczuciem. Na pewno jest bardzo szczególne i ważne, bo w literaturze ziemskiej poświęca mu się wiele uwagi. Chodzi o miłość.

-Ach, miłość- powtórzyła staruszka- masz rację, natknęłaś się na jedno z najpiękniejszych uczuć. Nie wiem, czy potrafię ubrać w słowa to, co czuje się kiedy jest się zakochanym, kiedy kogoś naprawdę pokochasz.

-Babciu... miłość czułaś kiedy poznałaś dziadka, prawda?

-Tak.- Helen uśmiechnęła się do swoich wspomnień.

 

 

***

 

Poznali się już jako dzieci, bo ich rodziny od dawna łączyła przyjaźń. Dzielili się ze sobą wszystkim: najpierw zabawkami, potem szkolną ławką, a w końcu własnymi troskami. Ona- typowa romantyczka wierzyła, że są sobie przeznaczeni, on nie zawracał sobie głowy takimi sprawami. Czuł jednak, że jej potrzebuje, że nikt nie jest mu tak bliski jak ona. W roku 2300 oboje zdali sobie sprawę, że łączy ich coś znacznie głębszego niż przyjaźń. Następne miesiące Helen do tej pory uważała za najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Teraz wróciła myślami do pewnego letniego, słonecznego dnia, tuż przed jej piętnastymi urodzinami, kiedy to na jego prośbę spotkali się w zaniedbanej i nieuczęszczanej części miejskiego parku.

Helen dostrzegła stojącego obok ławki wysokiego mężczyznę, ubranego w wytarte dżinsy i ciemną koszulę. Dopiero podchodząc bliżej zauważyła, że coś w jego wyglądzie się nie zgadza. Garbił się jakby na jego ramionach spoczywał jakiś ciężar. Nie był czujny jak zwykle, ale niespokojny i zamyślony, dlatego dopiero po chwili zauważył jej obecność. Natychmiast wyprostował się, przywołał na twarz uśmiech i spojrzał na nią wciąż dziwnie zamglonymi oczyma, następnie zbliżył się i wziął ją w ramiona. Kochała to poczucie bezpieczeństwa, jakie dawało jej ciepło jego ciała. Tego dnia wszystko było jednak inaczej. Zaniepokoiło ją napięcie mięśni jego ramion, łatwo wyczuwalne pod ubraniem i siła z jaką ją przytulał, jak gdyby bał się, że ktoś wydrze mu ją z rąk.

-Ezra, wszystko w porządku?- spytała podnosząc głowę i patrząc w jego intensywnie zielone oczy.

-Nic nie jest w porządku El.- powiedział dziwnie ochrypłym głosem- Odchodzę stąd i chciałbym, żebyś odeszła razem ze mną.

Zawsze podziwiała jego szczerość, bezpośredniość, pewność siebie i to ogromne poczucie humoru, ale tym razem to, co powiedział wcale nie było śmieszne.

-Żartujesz, prawda?- zapytała chociaż znała już odpowiedź na to pytanie.

-Nie- odpowiedział cicho.- Helen, grozi nam tu niebezpieczeństwo.

-No tak! Mogłam się tego domyślić!- krzyknęła, odpychając go od siebie- znowu bawisz się w tajnych agentów ze swoimi kolegami! Ezra, jesteście już dorośli, więc zacznijcie się tak zachowywać i przestańcie doszukiwać się wszędzie jakiegoś spisku!

-Myślałem, że ty uwierzysz.

-Tylko nie próbuj wzbudzić we mnie wyrzutów sumienia. Poza tym ufam tobie, ale nie wierzę twoim tak zwanym przyjaciołom. To oni wmawiają ci te wszystkie okropne rzeczy. Ja tymczasem nie wierzę w takie bzdury i mogę ci zagwarantować, że każdy obywatel Edenu jest bezpieczny.

Ezra pokręcił głową i zrezygnowany usiadł na ławce.

-Jared i reszta wyjechali już tydzień temu. Ja zostałem, bo miałem nadzieję, że uda mi się cię przekonać.

Zapadła pełna napięcia cisza. Helen wpatrywała się we wstrząsane dziwnym dreszczem ramiona swojego chłopaka. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie. Przerażała ją jego bezradność, zrezygnowanie, smutek i coś jeszcze. Coś czego „jej” Ezra nigdy nie okazywał. Strach.

-Odejdziesz nawet beze mnie, tak?- spytała po chwili milczenia, dosiadając się do niego. Chłopak spojrzał na nią i podnosząc jej podbródek zmusił, aby odwzajemniła spojrzenie.

-Nie.

-Naprawdę?

-Oczywiście. Nie mógłbym cię tu zostawić samej... Mam tylko jedną prośbę. Zastanów się jeszcze nad tym, o czym mówiłem dzisiaj i przez ostatnie tygodnie. Wystarczy, że powiesz jedno słowo, a kilka godzin później będziemy już daleko stąd. Obiecaj, że to przemyślisz.

-Obiecuję i pamiętaj, że bardzo cię kocham- powiedziała, całując go.

-I zawsze tak będzie?-spytał nagle dziwnie pustym głosem.

-Co to za pytanie głuptasie- zaśmiała się dziewczyna, natychmiast zapominając o wcześniejszym gniewie, a potem dodała już poważnym głosem- Nigdy nie przestanę cię kochać.

Chłopak ujął jej twarz w swoje dłonie.

- Musimy wierzyć, że nasza miłość przetrwa wszystko. Nic i nikt jej nie zniszczy. Nie pozwolę na to.- szepnął i patrząc jej prosto w oczy, delikatnie ją pocałował. Helen prawie nie czuła słodkiego dotyku jego ust, wciąż widziała przerażającą rozpacz całkowicie przepełniającą głębię zielonych oczu Ezry.

 

 

 

 

 

Rozdział II

 

Wokół szyn, którymi poruszał się nowoczesny, ekspresowy pociąg rozciągały się łąki i pola uprawne, sięgające aż do widnokręgu. Drzewa posadzone wzdłuż torów rozmazywały się, tworząc bezkształtne, zielone plamy. Lauren odwróciła wzrok od okna i spojrzała na śpiącego Tobiego. Chłopak miał na sobie brązowe spodnie i jasny podkoszulek. Półleżał na przeciwległym siedzeniu. Głowa bezwładnie opadła mu na ramię, a czarne włosy były jeszcze bardziej zmierzwione niż zwykle i opadały na bladą twarz. Podczas snu wydawał się być tak spokojnym, iż Lauren szczerze żałowała, że musi go obudzić.

-Tobi- szepnęła, podchodząc bliżej i delikatnie dotykając jego ramienia. Brązowe oczy powoli się otworzyły się i spojrzały na nią pytająco.

-Już jesteśmy. Okręg 10., stacja numer 3.

-Dobrze- Tobi westchnął i przeciągając się zapytał- Na pewno chcesz tam iść?

-Myślałam, że zależy ci na spotkaniu z bratem, przecież tak dawno się nie widzieliście..

-To już prawie rok... ech, chodźmy zanim się rozmyślę.

Po wyjściu z wagonu stanęli na czystym, zadbanym i prawie pustym peronie. Prawie, bo z następnego przedziału wysiadło trzymające się za ręce starsze małżeństwo i młoda dziewczyna z dzieckiem. Na dworcu znajdował się jeszcze ktoś. Młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna ubrany w dżinsy o postrzępionych nogawkach i obcisły podkreślający muskulaturę szary podkoszulek. Blondyn z pozoru niedbale opierał się o kamienny filar, ale jego przenikliwe, jasnoniebieskie oczy uważnie obserwowały cały peron.

-Myślisz, że powinniśmy do niego podejść?- spytał Tobi, wskazując na chłopaka, który już od dłuższej chwili przyglądał się właśnie im. Lauren milcząco skinęła głową. Wolno ruszyli w kierunku nieznajomego. Kiedy zatrzymali się tuż przed nim, mężczyzna zapytał:

-Jesteś Tobi, prawda?- a po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi dodał, podając mu dłoń- Nazywam się Nick.

Lauren powstrzymała przyjaciela, który chciał uścisnąć rękę tamtego.

-To, że zna pan jego imię, nie jest wystarczającym powodem, abyśmy mogli panu zaufać- zauważyła. Mężczyzna zdziwiony podniósł brwi, a potem wybuchnął głośnym śmiechem.

-Tobi, może przedstawisz mi swoją nieufną znajomą?- poprosił.

-Sama to zrobię. Jestem Lauren.

-Miło cię poznać- powiedział i zanim dziewczyna zorientowała się, co zamierza zrobić, pocałował jej dłoń.- Masz rację, zachowałem się głupio, ale zrozumcie- Nick rozejrzał się niespokojnie po dworcu- odkąd wyszedłem na zewnątrz moje emocje, nie znikły, ale są przytłumione, Czuję się przez to dziwnie... rozbity. Chyba rozumiecie o co mi chodzi.

-Lepiej niż myślisz- szepnął Tobi.- Znasz mojego brata?

-Tom jest moim najlepszym kumplem. My... eee pracujemy razem. Sam nie mógł was odebrać, więc przysłał mnie. Chętnie odpowiedziałbym na wszystkie wasze pytania, żeby przekonać was, że to o czym mówię jest prawdą, ale wątpię aby ten peron był najlepszym miejscem do tego.

-Nie ma takiej potrzeby- przerwał mu Tobi- ja ci wierzę.

Lauren rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, ale chłopak nie zwracając na nią uwagi, poprosił:

-Zaprowadź nas do niego.

-Wiedziałem, że się dogadamy- Nick uśmiechnął się.- Chodźmy.- Poprowadził ich do jednego z bocznych wyjść dworca. Wyszli na pusty parking i chwilę później stanęli przed czarnym, sportowym samochodem.

-Nie znam się na markach samochodowych, ale wydaje mi się, że to coś- zauważyła Lauren, wskazując na auto- raczej nie pomaga w zachowaniu jakichkolwiek pozorów czy ostrożności.

-Kiedyś mówiłem to samo, ale uwierz mamy ludzi, którzy zajmują się takimi sprawami jak, pozwól, że tak to nazwę kamuflaż, to oni pozwolili mi przyjechać po was „tym czymś”. Zazwyczaj są niezawodni. Poza tym, taką księżniczkę jak ty powinno się wozić najlepszymi samochodami- dodał rozbawiony i otworzył jej drzwi. Podróż mijała w ciszy. Lauren mimo ogromnej ciekawości powstrzymywała się od zadawania pytań, a Tobi bił się z myślami, nie mogąc doczekać się spotkania z bratem. Nick, co chwilę rzucał im rozbawione spojrzenia. Po blisko półgodzinnej jeździe zjechali z głównej drogi, zagłębiając się w gęstniejący z każdą chwilą las. Minęło jeszcze kilka minut, kiedy wyjechali na niewielką polanę, gdzie znajdował się przeciętnie wyglądający, drewniany dom. Nick zaparkował auto w stojącym obok budynku, blaszanym garażu.

-Mike!- zawołał wysiadając i ruchem głowy, namawiając swoich pasażerów do zrobienia tego samego.

-Tu jestem- odpowiedział niski blondyn, wyłaniając się zza ściany- samochód jest gotowy.

-Wielkie dzięki- rzekł Nick, podając jasnowłosemu chłopakowi rękę- wiedziałem, że można na ciebie liczyć.

-Nie ma sprawy. Słyszałem, że się śpieszycie.

-Tak, ale do zobaczenia wieczorem stary- pożegnał się Nick, a potem zaprowadził Lauren i Tobiego na podwórze za domem, gdzie zobaczyli wielkiego, ciemnoszarego jeepa. Kiedy wsiedli do środka Nick podał im dwie czarne opaski. Lauren przyjrzała się ciemnemu pasmu materiału i rzuciła mężczyźnie pytające spojrzenie.

-Chyba żartujesz- powiedziała, a kiedy on tylko wzruszył ramionami, podążyła za przykładem Tobiego i zawiązała sobie oczy. Spowiła ją ciemność, a inne zmysły wyostrzyły się. Jeep ruszył. Jazda po nierównym, leśnym gruncie ciągnęła się w nieskończoność. Dziewczyna odliczała oddechy siedzącego obok przyjaciela. Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się.

-Zaczekajcie tu na mnie- usłyszeli głos Nicka- nie ściągajcie opasek. Zaraz wrócę i pomogę wam wysiąść.

Przednie drzwi otworzyły się, a potem zatrzasnęły. Zostali sami.

-Tobi?- odezwała się Lauren.

-Tak?

-Myślisz, że dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tu?

-Nie wiem- chłopak zawahał się- najważniejsze, że zobaczę Toma.

-Kiedy wejdziemy do środka, do ich bazy, kryjówki czy czegoś w tym stylu, czy będziemy mogli... czuć?- głos dziewczyny dziwnie drżał. Tobi zawahał się.

-Chciałbym, żeby tak było, ale...- zamilkł, kiedy usłyszeli czyjeś kroki, a następnie odgłos otwieranych drzwi. Lauren poczuła jak ktoś chwycił ją za rękę. Miał szorstką, dużą dłoń.

-Wysiadaj- polecił Nick- uważaj na głowę- ostrzegł, pomagając jej wysiąść. Kiedy stanęła już na pewnym gruncie, puścił ją i pomógł Tobiemu. Potem położył im obojgu ręce na ramionach i w ten sposób kierował nimi, kiedy ruszyli naprzód. Wokół słychać było jedynie śpiew ptaków i szmer wody, może płynącego w pobliżu strumienia. W powietrzu unosił się zapach igieł i żywicy. Czyżby nadal znajdowali się w lesie? Po jakichś pięćdziesięciu krokach zatrzymali się, a Nick puścił ich. Usłyszeli krótkie dźwięki wydawane przez jakieś elektryczne urządzenie, szept Nicka, dziwne trzeszczenie, czyjś głos, a potem wysoki, charakterystyczny dźwięk, który sprawił, że Lauren zatkała uszy. Następnie usłyszeli przed sobą serię metalicznych, nie dających się zidentyfikować odgłosów oraz cichy szelest. Mężczyzna znowu zaczął nimi kierować, a po kilku metrach Tobi wyczuł, że powierzchnia pod ich stopami zmieniła się, już nie stąpali po leśnej ściółce. Podłoga była gładka i śliska, delikatnie opadała w dół. Po chwili metaliczne dźwięki i szelest rozległy się ponownie, ale tym razem za ich plecami. Powietrze wokół nich stało się chłodniejsze i nieruchome. Ciągle, czując na sobie dłonie Nicka szli prosto, co jakiś czas skręcając, to w lewo, to w prawo, raz idąc po płaskim terenie, a za drugim razem kierując się w dół. Oboje próbowali zapamiętać drogę, ale po niedługim czasie poddali się i skupili na rytmie własnych kroków. Minęło kilka, może kilkanaście minut, kiedy wreszcie się zatrzymali. Wcześniejsza procedura powtórzyła się. Nick zostawił ich, słyszeli podobne odgłosy do tych wcześniejszych, a potem ruszyli dalej. W ciągu pięciu minut działo się to jeszcze dwa razy. Tobi domyślał się, że przechodzą przez następne drzwi, mijając kolejne zabezpieczenia. W końcu kiedy pokonali ostatnie, znaleźli się w miejscu, w którym usłyszeli ludzkie głosy. Wiele gorączkowych rozmów, szeptów, wydawanych poleceń i zadawanych pytań.

-Możecie ściągnąć opaski- powiedział Nick. Lauren odsłoniła oczy i gwałtownie zamrugała, gdy oślepiło ją jasne światło, pochodzące ze znajdujących się na suficie świetlówek. Tobi zareagował podobnie. Kiedy już przyzwyczaili wzrok do światła, ciekawie rozejrzeli się po miejscu, w którym się znaleźli. Było to wielkie pomieszczenie, a raczej rozległa sala (mająca z pewnością kilkaset metrów kwadratowych powierzchni) podzielona na mniejsze pokoje szklanymi ścianami działowymi. Oprócz ogromnej przestrzeni, w oczy rzucały się jej jasne kolory, mnogość różnego rodzaju sprzętów (od zwykłych mebli i stojącego nieopodal ekspresu do kawy po obco wyglądające urządzenia o skomplikowanej budowie) oraz duża liczba ludzi pracujących w sali.

-Witajcie w Bazie- powiedział Nick.

-W Bazie- powtórzył Tobi, nadal oszołomiony ogromem tego, co zobaczył.

-Tak, Baza to nasze centrum dowodzenia, stanowi serce wszystkiego, co się tu znajduje.

-I mogłeś nas tu przyprowadzić? Przecież nie jesteśmy buntownikami.

Nick zaśmiał się.

-Kim bylibyśmy, bojąc się dwójki nastolatków? Zresztą czemu niby mielibyśmy wam nie zaufać?

-Tobi chce tylko powiedzieć, to o czym ja sama pomyślałam -wtrąciła Lauren.- Już drugi raz zauważam, jacy jesteście nieostrożni.

-Ech, a ta znowu swoje. Skoro tak martwi cię brak profesjonalizmu w tym, co robimy, to pozwól, że cię uspokoję. Nie przyprowadziłem was tutaj, żebyście mogli pozwiedzać, ale aby was sprawdzić i zarejestrować.

-Co? O co chodzi?

-To taka procedura. Chodźcie- powiedział Nick, zmierzając w stronę najbliższego pomieszczenia. Poszli za nim bez słowa sprzeciwu, bo wiedzieli, że jakiekolwiek pretensje czy pytania nie odniosą żadnego skutku. Kiedy weszli do środka siedząca za biurkiem dziewczyna westchnęła z ulgą i wstając z obrotowego fotela, uśmiechnęła się. Była niską, bardzo szczupłą osobą o krótko obciętych czarnych włosach. Miała bladą cerę, a spod okularów bez oprawek, spoglądały wesołe, szare oczy.

-Dzień dobry Ewo- przywitał ją Nick.

-Cześć- powiedziała zaskakująco wysokim głosem- tak się cieszę, że was widzę. Ostatnio niestety nie mogę narzekać na nadmiar zajęć.

-W takim razie na pewno nie ucieszysz się, kiedy usłyszysz, że bardzo się spieszymy.

-Ech, mężczyźni, nigdy nie można na was liczyć- warknęła, ponownie siadając za biurkiem i skupiając uwagę na dwójce nastolatków. -Na co się tak gapicie?! Nie widzieliście jak ktoś...- urwała nagle zmieszana- Ekhm... przepraszam.

-Nic nie szkodzi- powiedział Tobi.- Niech się pani nie złości, ale nam naprawdę się spieszy. Bardzo chciałbym zobaczyć brata.

-Brata?- powtórzyła Ewa z zainteresowaniem, przyglądając się chlopakowi.

-Jestem bratem Tomasa, Nick jest jego kolegą.

-Ach tak. No dobrze, usiądź tutaj- wskazała mu krzesło stojące przy biurku- proszę imię twoje oraz imiona rodziców.

-Tobiah, syn Jenny i Franka.

-Czy któreś z rodziców pracowało kiedyś lub miało jakikolwiek kontakt z naszą organizacją?

-Nie, z mojej rodziny tylko brat pracuje dla was.

-Dobrze. Proszę wypełnij jeszcze ten dokument- powiedziała, podając mu zadrukowaną kartkę i długopis. Kiedy skończył, zaprowadziła go do dwóch stojących w kącie pokoju urządzeń. Mniejsze o bryle prostopadłościanu stało na wysokim stoliku. Na bocznej frontowej ściance znajdował się elektroniczny wyświetlacz, a na samej górze można było zobaczyć dwie, kwadratowe płytki: czarną i białą.

-Połóż najpierw palec wskazujący, a potem kciuk na tym ciemnym kwadracie- poleciła Ewa. Kiedy Tobi wykonał jej polecenie, na białym ekraniku pojawiło się odbicie jego linii papilarnych . Następnie podeszli do drugiego wąskiego i mającego około dwóch metrów wysokości urządzenia.

-Oprzyj się o to plecami- powiedziała Ewa, wskazując metalowe pudło, a kiedy chłopak to zrobił, chwyciła srebrną obręcz posiadającą dwa szkiełka, przypominające te, używane w okularach przeciwsłonecznych. Zsunęła ją w dół i nałożyła na głowę Tobiego- otwórz szeroko oczy. Zaraz zobaczysz błysk zielonego światła. Postaraj się nie mrugać- instruowała kobieta.

-Świetnie- szepnęła po chwili, oswobadzając głowę chłopca.- Twoje dane, odciski palców, a także skan siatkówki oka znajdują się w naszej bazie danych. Teraz kolej twojej koleżanki-dodała, uśmiechając się do Lauren.

-Podaj imię swoje i imiona rodziców- poprosiła, kiedy dziewczyna usiadła przy niej.

-Lauren, matka to Megan, a ojciec (Henry).

-Czy w jakikolwiek sposób działali lub nadal działają w naszej organizacji?

-Matka nie, ale mój ojciec został zaaresztowany pod zarzutem brania czynnego udziału w akcjach przeciwrządowych. Nie wiem, czy te oskarżenia są prawdziwe, ale możliwe, że ma to jakiś związek z moim dziadkiem, który był jednym z pierwszych buntowników.

-Imię dziadka?

-Ezra.

-Tak jest, mam go- powiedziała Ewa, przebiegając wzrokiem tekst, który pojawił się na ekranie komputera.- Przykro mi- dodała po chwili- z powodu jego i twojego taty.

Lauren milcząc, kiwnęła głową, a potem wypełniła podsunięty przez kobietę formularz. Następnie pobrano jej odciski palców i zeskanowano siatkówkę oka. Kiedy proces rejestracji się zakończył, Nick wyprowadził dwójkę nastolatków z pokoju.

-Mieliśmy to załatwić szybko- mruknął- a i tak minęło pół godziny. Chodźcie, znajdźmy wreszcie Toma.

Kiedy odwrócił się do tyłu, zobaczył, że Tobi podtrzymuje pozieleniałą na twarzy i z trudem oddychającą Lauren.

-Co się dzieje?- spytał, obejmując dziewczynę z drugiej strony.

-Niedobrze mi, boli mnie głowa i wydaje mi się jakby wszystko wokół wirowało- odpowiedziała słabym głosem.

-Okey, a ty Tobi? Jak się czujesz?

-Całkiem dobrze, wydaje mi się tylko, że mam lekkie zawroty głowy.

-Chyba wiem, co wam jest. Chodźmy stąd, zaprowadzę was do Toma, tam odpoczniecie.

Podtrzymując Lauren wyszli z Bazy przez drzwi, inne niż te, którymi do niej weszli. Następnie pokonywali kolejne korytarze schody, przechodzili przez różne pomieszczenia. Po kilku minutach stanęli przed dużymi, metalowymi wrotami. Nick, puścił dziewczynę, wyszeptał coś do małego urządzenia, wyglądem przypominającego małe radio. Potem ponownie ją objął i cała trójka ruszyła w stronę powoli otwierających się drzwi.

 

 

 

 

Rozdział III

 

Roztaczający się wokół widok po prostu oszałamiał. Fala dźwięków i obrazów wręcz uderzyła w Lauren i Tobiego, sprawiając, że zamarli w bezruchu, chłonąc wzrokiem malujący się przed nimi pejzaż. Przekroczyli całkowicie już otwartą bramę i stanęli na szczycie wzniesienia, u stóp którego spoczywało ogromne miasto. Im dalej w głąb doliny tym okazalsze były znajdujące się w niej budynki i tym gęściej zagospodarowana była przestrzeń. Gdzieniegdzie można było dostrzec przebłyski zieleni, małe sady, lasy, czy niewielkie pola uprawne oraz blask ginącej pomiędzy zabudowaniami srebrzystej serpentyny rzeki. Poza tym w całym krajobrazie dominowały surowe barwy ( różne odcienie szarości, brązu, czerni i bieli). Jedynie liczne okna budynków mieniły się, odbijając światło pochodzące ze znajdujących się wysoko w górze wielkich jasnych punktów, prawdopodobnie lamp. Lauren dopiero teraz zauważyła, że dolina, w której położone było miasto, była częścią porażającej swoim ogromem jaskini, czy też raczej gigantycznego wyżłobionego we wnętrzu ziemi tunelu. To niezwykłe podziemne imperium z powierzchnią łączył jedynie okrągły otwór, przepuszczający naturalne słoneczne światło, znajdujący się pośród diodowych lamp na stropie. Cisza, która otaczała całą trójkę odkąd opuścili Bazę została zastąpiona przez kakafonię rozmaitych dźwięków budzącej się do życia metropolii.

-Witajcie w prawdziwym Edenie, stworzonym przez jego wolnych obywateli- odezwał się Nick, niezwykle poważnym głosem, potem odchrząknął i dodał z rozbawieniem obserwując ich reakcje- Robi wrażenie, co?

-Jak... jak to możliwe?- spytała Lauren, wskazując ręką na rozciągający się przed nimi widok.

-Kiedyś mieściły się tutaj największe w kraju kopalnie metali, między innymi srebra. Jednak jeszcze długo przed Odebraniem Uczuć zostały zamknięte- zaczął rozglądając się wokół siebie- Kiedy pierwsi buntownicy byli już pewni zagrożenia, no wiecie zamachu stanu, zaczęli szukać kryjówki. Na te kopalnie natknięto się właściwie przez przypadek, bo już od wielu lat nie było o nich wzmianki w żadnych dokumentach. Podjęto ogromny wysiłek, aby przystosować te jaskinie do roli potencjalnego schronu. Z upływem lat i zwiększaniem się liczby członków naszej organizacji tunele stopniowo powiększano i modernizowano. Miasto, na które teraz patrzycie jest wynikiem dziesiątek lat ciężkiej pracy tysięcy ludzi.

-Niesamowite, nigdy nie widziałem czegoś podobnego- przyznał Tobi. Nick z zadowoleniem pokiwał głową jakby stworzenie siedziby buntowników było właśnie jego zasługą. Kiedy zobaczył zataczającą się nagle Lauren zreflektował się i obejmując dziewczynę w pasie, powiedział:

-Dobrze, pośpieszmy się zanim jeszcze się wam pogorszy.

Ruszyli w dół zbocza brukowaną ścieżką. Tobi zauważył, że do miasta prowadziło kilka innych kamiennych i betonowych dróg o początkach na krawędziach doliny. Po kilku minutach marszu, weszli pomiędzy pierwsze budynki. W miarę zbliżania się do centrum miasta, wzrastała liczba spotykanych na ulicach ludzi, z wyglądu niczym nie różniących się od mieszkańców powierzchni. Lauren starała się rejestrować jak najwięcej szczegółów otoczenia, ale jej zmysły były dziwnie przytłumione.

-Daleko jeszcze?- spytała słabym głosem.

-Jeszcze jedna przecznica- odpowiedział Nick, uważnie jej się przyglądając.- Może wezmę cię na ręce- zaproponował.

-Nie, nie trzeba- zaprotestowała gwałtownie, może nie czuła się najlepiej, ale nadal miała swoją godność. Minuty wypełnione milczeniem ciągnęły się niemiłosiernie.

-Jesteśmy na miejscu- powiedział Nick, kiedy stanęli przed jednym z szarych wieżowców- piętro siódme, mieszkanie numer trzy. Tom powinien już na nas czekać. No szybko, Tobi otwórz windę- polecił, kiedy weszli do środka budynku. Gdy znaleźli się w środku Lauren oparła się plecami o ścianę i osunęła się po niej na podłogę, wkładając głowę pomiędzy kolana, usiłowała powstrzymać wzmagające się mdłości. Tobi przykucnął obok. Błyszczącymi oczami wpatrywał się w ciągle zamknięte drzwi powoli wznoszącej się do góry windy. Po chwili kabina zatrzymała się, a ciszę przerwał dźwięk dzwonka informującego o dotarciu na odpowiednie piętro. Lauren bez słowa sprzeciwu pozwoliła pomóc sobie przy wyjściu z windy. Cała trójka skręciła w lewo i stanęła przed prostymi, drewnianymi drzwiami, na których wisiała niewielka, plastikowa tabliczka z numerem trzy. Zanim Tobi zdążył wcisnąć dzwonek, drzwi otworzyły się, ukazując stojącego w nich młodego człowieka.

Był to wysoki, przystojny mężczyzna o szerokich ramionach, jego muskularna, ale też szczupła sylwetka wskazywała na prowadzony przez niego sportowy tryb życia. Krótkie, czarne, niedbale ułożone włosy przypominały fryzurę Tobiego. Wzrok przyciągały duże i przenikliwe czekoladowe oczy oraz silnie zarysowana linia szczęki pokryta kilkudniowym zarostem. Mężczyzna bez słowa przekroczył próg i uścisnął Tobiego. Chłopak niepewnie odwzajemnił uścisk, następnie oboje odsunęli się od siebie na odległość kilkudziesięciu centymetrów, aby móc lepiej się sobie przyjrzeć.

-Zmieniłeś się- powiedzieli jednocześnie, co starszy z braci skwitował głośnym śmiechem.

-Cóż, ja awansowałem u Buntowników, a ty po prostu dorosłeś- powiedział Tom, kiedy już się uspokoił. Miał głęboki, przyjemnie wibrujący głos.

-Awansowałeś? Gratuluję, jestem pod wrażeniem- odrzekł natychmiast Tobi.

-Dobra młody, wystarczy. Nie musisz się już podlizywać.

-Co? Czy ja kiedykolwiek ci się podlizywałem? Cieszę się tylko, że stanowisko, które wcześniej zajmowałeś jest wolne. Może ja mógłbym je teraz zająć? Skoro ciebie zmywak już nie zadowala...

Tom roześmiał się i żartobliwie dał Tobiemu kuksańca w bok. Lauren uważnie przyglądała się całej scenie. Pomyślała, że warto było tu przyjechać chociażby po to, aby doprowadzić do rodzinnego spotkania. Domyślała się, że pod maską beztroskiej radości Toma kryje się dużo więcej emocji. Może wzruszenie? Dziewczyna spotkała już troje buntowników i miała okazję przyjrzeć się wielu innym. Czuła się dziwnie skołowana nie tylko z powodu dolegliwości fizycznych, ale też dlatego, że mnogość i różnorodność emocji doświadczanych przez tych ludzi po prostu oszołamiała. Tobi i Lauren na co dzień żyli wśród zupełnie innych osób, które charakteryzował spokój (czasem nadmierny) i opanowanie. Nie dawali oni ponieść się emocjom, ponieważ ich nie znali. Buntownicy wydawali się gwałtowni, popadający w skrajności, zbyt ekspresyjni, pełni kontrastów, a przede wszystkim... żywi. Może jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny przypominali mieszkańców powierzchni, ale ich zachowanie, sposób bycia i psychika były całkowicie odmienne. Kiedy bracia skończyli już się przekomarzać, Tom spojrzał na dziewczynę i podając jej rękę, zapytał:

-Lauren, tak?- a kiedy odpowiedziała skinieniem głowy, dodał- Miło cię wreszcie oficjalnie poznać. Wiem, że jesteś przyjaciółką Tobiego, ale chyba rzadko się widywaliśmy. Jako dziecko byłaś bardzo nieśmiała- powiedział, mrugając do niej. Dziewczyna uścisnęła jego dłoń i zamyśliła się. Nikt nigdy nie nazwał jej przyjaciółką Tobiego. Określenie relacji międzyludzkich na Edenie nie było proste, bo ludzie pozbawieni emocji nie odczuwali także uczuć takich jak miłość czy przyjaźń. Znali tylko przywiązanie, czyli stan, który sprawiał, że akurat dwoje konkretnych osób brało ze sobą ślub, mieszkało razem czy spędzało ze sobą dużo czasu. Była to właściwie jedyna rzecz (oprócz wspólnych przodków), która trzymała razem rodziny. Człowiek mieszkał z krewnymi, nie z powodu uczuć jakie do nich żywił, ale dlatego, że kiedyś ktoś nauczył go, że powinno się mieszkać z matką, czyli kobietą, która go urodziła.

-Ekhm, Lauren?- Tom odchrząknął zakłopotany i wyrwał Lauren z zamyślenia.

-Przepraszam, chyba się zamyśliłam.

-Nic nie szkodzi. Nick właśnie wspomniał, że źle się czujesz.

-Faktycznie bywało lepiej.

-Wiesz co nam jest?- spytał brata Tobi- Te zawroty i bóle głowy zaczęły się kiedy weszliśmy do Bazy, a Nickowi przecież nic nie dolega.

-Chyba się domyślam- Lauren zauważyła, że mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.- Zapraszam do środka, zaraz się wami zajmiemy.

Tom nie zaprzątał sobie głowy pytaniem o zgodę i bez zbędnego gadania wziął dziewczynę na ręce. Zresztą Lauren nie miała już sił, aby protestować. Oparła głowę na ramieniu chłopaka i zamknęła oczy. Mieszkanie składało się z czterech pomieszczeń: niewielkiego salonu, sypialni, łazienki, przytulnej kuchni. Łączył je ze sobą korytarz. Tom położył dziewczynę na kanapie w salonie.

-Tobi, Nick siadajcie. Ja zaraz wracam- powiedział znikając w kuchni. Chwilę później Lauren poczuła jak jej skóry dotyka coś zimnego. Otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą Toma, który przykładał jej do czoła chłodną, wilgotną ściereczkę.

-Dziękuję- szepnęła, czując natychmiastową ulgę. Odpowiedział uśmiechem. Potem odwrócił się i powiedział także do Tobiego, który również z okładem na czole siedział na fotelu:

-Przykro mi, ale nie mam żadnego lekarstwa, które wam pomoże. Okłady muszą na razie wystarczyć, a za jakąś godzinę ktoś przyniesie nam potrzebne leki.

-Dobrze, ale mógłbyś nam w końcu wyjaśnić, co się z nami dzieje?- poprosił Tobi. Tom spojrzał na siedzącego naprzeciwko, popijającego jakiś napój Nicka.

-Te dolegliwości- zaczął- zawroty i ból głowy, mdłości, złe samopoczucie, to reakcje waszych organizmów na tutejsze powietrze. Jest to coś w rodzaju samobrony. Zastanawialiście się kiedyś w jaki sposób Rząd odebrał nam uczucia? Co takiego się dzieje, że nie potrafimy czuć?- zapytał, a kiedy odpowiedziało mu tylko ich milczenie, ciągnął- Według naszych informacji wielu ludzi twierdzi, że brak emocji jest wynikiem wprowadzenia do organizmu tuż po narodzinach jakiejś szkodliwej substancji. Inni obarczają winą klątwę rzuconą tuż przed Odebraniem Uczuć- Tom zaśmiał się ponuro.- Tymczasem prawda wygląda tak: Kilka godzin przed zamachem do atmosfery Edenu wprowadzono pewien rodzaj gazowej trucizny. Nie wiemy jaki dokładnie jest jej skład, nasi naukowcy cały czas starają się poznać składnik odpowiedzialny za zahamowanie odczuwania emocji. W każdym razie stworzona specjalnie w tym celu maszyna regularnie zasila powietrze, którym oddychamy, trucizną. Nie jest ona groźna dla ciała, działa tylko na psychikę. Wasze organizmy pozostały pod jej wpływem na tyle długo, że przyzwyczaiły się do niej. Myślę, że teraz rozumiecie, dlaczego nasza kryjówka znajduje się pod ziemią. Taka lokalizacja dużo ułatwia. Trzeba było dodać tylko niezbędne w niektórych miejscach filtry i odpowiednio przystosować wszystkie bramy i tunele. Wielka odległość dzieląca nas od powierzchni i te wszystkie zabezpieczenia nie chronią bowiem tylko od zagrożeń mechanicznych i intruzów, ale także stanowią barierę dla rządowej trucizny. Mieszkańcy tego miasta mogą normalnie czuć. Dla waszych płuc wdychane teraz powietrze nie jest jednak normalne, dlatego organizm paradoksalnie broni się przed czymś co nie jest szkodliwe, przed czystym, niezanieczyszczonym powietrzem. Stąd biorą się te wszystkie dolegliwości.

-A kiedy nasze płuca przystosują się do tego powietrza, czy będziemy mogli czuć?-spytała drżącym głosem Lauren, podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Tak, w końcu cały dyskomfort ustąpi i zyskacie emocje- uśmiechnął się smutno- zwykle trwa to od kilku godzin do tygodnia. To zależy od siły konkretnego organizmu. I Lauren nie chcę cię martwić, ale po sile objawów, które cię dotknęły wnioskuję, że twoim płucom zajmie to raczej kilka dni, a dobrze wiesz, że nie możecie tutaj zostać na tak długo.

Lauren zbladła i z powrotem opadła na poduszki.

-Czemu nie możemy tutaj zostać?- spytał cicho Tobi.

-Po pierwsze- zaczął Nick, włączając się do rozmowy- nie należycie do naszej organizacji, a takim osobom nie pozwalamy na przebywanie tutaj przez dłuższy czas. Po drugie wątpię, żebyście chcieli zostawić na górze swoje rodziny, a przeniesienie ich tutaj jest niemożliwe. Szczególnie ty Tobi, chyba nie chcesz wywinąć rodzicom takiego samego numeru jak brat.

Tom rzucił Nickowi wściekłe spojrzenie, kiedy jednak zobaczył przyglądającego się mu Tobiego, uspokoił się i rzekł:

-Niestety Nick ma rację Tobi. Nie powinieneś opuszczać rodziców.

-Tak? A ty mogłeś to zrobić?

-Nie, ja musiałem.

-Dobrze, skoro w takim razie jeden z nas ma opiekować się rodzicami, to powiedz mi czemu to mam być akurat ja? Jesteś już tu trzy lata, może nadszedł czas, aby zamienić się miejscami?

-Tobi, wiesz, że nie dogaduję się z ojcem. Poza tym nie mogę wrócić, bo jestem poszukiwany. Może nie oficjalnie, ale jednak. Rząd nie jest na tyle głupi, aby uwierzyć w te wszystkie bajeczki o studiach na drugiej półkuli.

-Ale przecież ja też mogę chcieć przyłączyć się do buntowników. Na pewno są wam potrzebni kolejni ludzie. Nie możesz mi tego zabronić.

-Nie, nie mogę i nie muszę. Na razie jesteś niepełnoletni.

-Jeszcze tylko kilka tygodni. Co wtedy?

-Wtedy możesz to wszystko przemyśleć. Żeby potem nie żałować.

-A ty żałujesz?- zapytał Tobi po chwili milczenia.

-Nie. Nigdy nie będę żałować, bo wiem, że to o co walczę jest warte wszystkiego. Ale tęsknię i nic nie zmieni tego, że kiedy zdecydujesz się odejść podejmujesz wielkie ryzyko, prawie tak wielkie jak nagroda, której jednak nikt tutaj nie może być pewien- Lauren zauważyła, że oczy mężczyzny jeszcze przed chwilą błyszczące teraz dziwnie pociemniały.

-Ale posiadasz emocje, możesz czuć. To wystarczająca nagroda- szepnęła, zamykając oczy.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
semperfidelis · dnia 23.08.2016 20:55 · Czytań: 449 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
purpur dnia 24.08.2016 13:37
Słuchaj, oczywiście zrobisz, jak chcesz, ale miałbym dla Ciebie sugestię.

Zamiast "na przywitanie" wrzucać "pierwsze trzy rozdziały mojego bardzo starego i pierwszego tekstu...", lepiej byś zrobił, wrzucając tekst krótszy, nowszy i nie koniecznie pierwszy.

Szczerze mówiąc, widząc niedokończony tekst, nawet nie zamierzam się zagłębiać dalej...
Bo i po co?
Czytelnik też człowiek, trzeba o niego dbać, a nie wrzucać "cokolwiek" i liczyć, że jakoś się przemęczy :)

Do tego, po co wrzucać stary tekst?
Co Tobie da, jeśli się dowiesz, że "pięc" lat temu pisałeś dobrze/źle?

Tak jak wspomniałem, zrobisz jak chcesz, ale mnie nie zachęciłeś, abym przeczytał chociaż jedno Twoje zdanie.

Wybacz.

Pozdrawiam,
Pur
Gorgiasz dnia 24.08.2016 17:22
Całkowicie zgadzam się z Purpurem. Dodam bez ogródek, że może to być odebrane przez czytelnika jako wyraz lekceważenia.
I jeszcze jedno: ostatnio kilkakrotnie zauważyłem taki właśnie wstęp, mówiący, że zamieszczany tekst pochodzi sprzed lat. Sądzę, że nie zawsze jest to prawda: wydaje się, że autor zabezpiecza się w ten sposób przed ewentualną krytyką, tak jakby chował się za zasłonę swego dawnego "ego" i w jakimś sensie chce przekazać, że to jakby nie on pisał i nie on za to odpowiada; przedawniło się. Pod każdym względem (niezależnie czy jest to w danym przypadku prawda, czy nie) - godna pożałowania postawa.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:48
Najnowszy:pica-pioa