Wieczór już był, kolację robiłem, a tu nagle ktoś do drzwi stuka. Od razu pomyślałem, że to sąsiad wraca z roboty i mając ręce urobione po łokcie, bo sąsiad stolarzem jest, jak zwykle kopie delikatnie w moje drzwi z prośbą, aby mu chleb pokroić. Bo mówi, że mu ciężko. Wiem, że to tylko wymówka, żal mu dwudziestu groszy więcej na krojony wydać. Zaglądam przez judasza i nic nie widzę. Nie widzę, bo ciemno a ciemno, bo wieczór. – Sąsiad? - pytam. – Sąsiad - odpowiada mi głos spod progu, ale nie zdziwiło mnie to, bo sąsiad do najwyższych nie należy. Prawdę mówiąc, całkiem mały jest, od kiedy koledzy ze stolarni, dla kawału nogi mu tuż przy kolanach ucięli. Chłopaki wypili trochę i zalegli gdzie kto mógł, a sąsiadowi przysnęło się na warsztacie, przy pile tarczowej. Śmiechu było co niemiara, jak się obudził i butów szukał, a kiedy zorientował się, że nie ma ich już na co wkładać, to się nawet ucieszył, bo, jak mówił mi dnia następnego, stare już były, a na nowe go nie stać, bo szef słabo płaci.
No więc słyszę: „sąsiad”, ale podejrzenia nabieram, bo coś tu nie gra, głos jakiś cieńszy i jakby z niższej niż zwykle wysokości. – Sąsiedzie, pytam, sąsiad z chlebem? –Tak, z chlebem, odpowiada. No to wpuściłem go. Wszedł jakby nigdy nic, stoi i czeka. Wziąłem od niego ten bochenek, ale widzę, że dziwny on jakiś, plastikowy jakby. Zauważam też, że człowiek berecik ma nieco przekrzywiony, spod niego antenka wystaje, a głowa przeźroczysta jakaś. I widać, że tam coś błyska w środku. Plątaninę kabelków tam ma, światełka, diody, wszystko to rusza się, ale niemrawo jakoś. Zawahałem się i on to zauważył. – Na co czekasz, krój! - woła głosem zmienionym i nerwowo rozgląda się po kuchni, jakby czegoś szukał. Wreszcie znalazł, podszedł do gniazdka i włożył do niego dwa cienkie paluszki, które ukrywał w rękawie. W tym momencie jego głowa rozbłysła jasnym światłem, diody zmieniły kolor na zielony, a oczy stały się niebieskie i błyszczące.
To taki z ciebie sąsiad? - pomyślałem. To dwa palce masz, a na krojeniu oszczędzasz? Czekaj, ja cię zaraz podliczę. No i podsumowałem: sąsiad mieszka w moim bloku od dwóch lat, kupuje średnio dwa chleby tygodniowo, rok ma pięćdziesiąt dwa tygodnie, razy dwa, to daje sto cztery. Sto cztery razy czterdzieści groszy, daje cztery tysiące sto sześćdziesiąt czyli, ni mniej, ni więcej, tylko czterdzieści jeden złotych sześćdziesiąt groszy! Szlag mnie nagły trafił i mówię: sknerusie jeden, oszczędziłeś na krojeniu czterdzieści jeden złotych, że o groszach nie wspomnę!
I tu muszę powiedzieć, że gość zachował się niezwykle kulturalnie. - Gotówką czy na konto? Zapytał. - Gotówką na konto, odpowiedziałem trochę bez sensu i w tym momencie sąsiad ponownie włożył palce do kontaktu, doładował się, przycisnął jakieś guziczki co je miał za uchem, podszedł do kąta i przykucnął. A kiedy wstał, leżała tam gotówka. Przeliczyłem, zgadzało się co do grosza. Sąsiad wyszedł, zostawiając niepokrojony chleb.
Cóż, "pecunia non olet", pomyślałem i otworzyłem okno.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt