Bufet w dworcowej poczekalni - Konrad Mazur
Proza » Obyczajowe » Bufet w dworcowej poczekalni
A A A
Od autora: Jestem miłoszologiem oraz gombrowiczologiem. Podziwiam, studiuje, badam ich Twórczość. Piszę z pasji, z pasją, dla Czytelnika.
Prowadzę bloga - http://konradmazur-1980.blog.pl/ na którym publikuje swoje opowiadania, eseje, utwory "wierszopodobne"

Spotkałem go na dworcu. Był brudny, posiniaczony, śmierdzący, widać było, że ktoś go niedawno pobił. Zakrwawione rękawy u kurtki kontrastowały z białym golfem, który nosił dumnie na swoim wątłym korpusie. Zatrzymałem się przy nim, miałem jeszcze sporo czasu do odjazdu mego pociągu. Ja, w skrojonym gustownie u krawca garniturze, ze skórzaną teczką w dłoni, uczesany schludnie według mody panującej obecnie; on w nieczystym ubraniu przesiąkniętym potem oraz wielodniowym pyłem, wymiętoszonym plecakiem na ramieniu, w którym trzymał swoje "skarby" - parę starych trampek, w których schodził całe Bieszczady, dziennik, gdzie zapisywał swoje wiersze, myśli, wydarzenie, jakaś kurtka przeciwdeszczowa i plastikowa butelka z domowym winem.

- Ciężko cię poznać. Zmieniłeś się trochę. - Przyjrzałem się dokładnie jego twarzy. Była szara, cerę miał ziemistą a oczy  świdrujące, które to wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.

- Ty też jesteś inny. To co masz na sobie musiało kosztować sporo. - To było stwierdzenie, nie pytanie. Mimo, iż wyglądałem przy nim wytwornie i bogato, w portfelu miałem karty płatnicze, kartę kredytową a na ręku zegarek za dwadzieścia tysięcy złotych, to czułem się przy tym człowieku jakoś nieswojo, biła od niego duma i potężna siła wewnętrzna.

- Trochę kosztowało. Muszę tak wyglądać, bo reprezentuję swoją firmę przed kontrahentami. Zresztą wygodniej się czuję w garniturze. Ale co u ciebie? Wybierasz się gdzieś? - spytałem się, zerkając na plamy krwi na jego kurtce. Wyglądały na świeże, gdybym przetarł je palcem, to na naskórku pewnie został by jeszcze czerwony ślad. Tak wtedy myślałem.

- Gdzieś się wybieram, może jeszcze sam nie wiem gdzie? - odparł filozoficznie.

- Gdzie mieszkasz? Tutaj? - kiwnięciem głowy pokazałem na budynek dworca. "Tutaj" miałem na myśli to miasto, nie dworzec PKP.

- Pod Leskiem. Mam tam mały domek, pod samym lasem. A ty co robisz? Po twoim wyglądzie sądzę, że nieźle się ci powodzi? - w jego pytaniu nie było nawet grama zawiści, jedynie czysta, bezinteresowna ciekawość. Moja sympatia do tego człowieka momentalnie wzrosła, w duszy uśmiechnąłem się szeroko. Wyczułbym zawiść w głosie od razu, mam wprawę w rozmowach z ludźmi. Z tymi, z którymi zadaję się na codzień w sprawach służbowych, biznesowych czy też towarzyskich, nie podzieliłbym się nawet połową tego, co przekazać pragnąłem jemu, tu i teraz. Czemu tak na mnie zadziałał ten mężczyzna? Nie widziałem go osiem lat przecież. Tyle się pozmieniało od tego czasu. Tyle zła......

- Masz może chwilę? Zapraszam cię na kawę do bufetu, tutaj na miejscu. Pogadamy.

- A tobie się nie spieszy? W takim wycackanym garniturze to chyba musisz jechać na ważne spotkanie.

- Mam czas. Pociągi kursują co pół godziny. Mną się nie przejmuj. To co? Dasz się zaprosić? - Już prawie miałem go złapać za ramię i siłą pociągnąć w stronę budynku dworca, lecz pohamowałem się. Źle by to wyglądało.

- W porządku. I tak miałem zamiar coś zjeść. – odparł, patrząc mi w oczy.

- Wspaniale. Chodźmy.

Kilka minut później siedzieliśmy w kiepskim bufecie, gdzie kleiła się od brudu podłoga, a pani, która stała za ladą, wyglądała na taką, co od wczesnych lat życia uzależniona była od wina i wódki. Podeszła do nas, obdarzyła służbowym uśmiechem, odsłaniając swoje, krzywe i żółte od nikotyny, zęby.

- Panowie co zamawiają? - chrypliwym głosem odezwała się do nas, machinalnie przecierając stół ściereczką, którą miała za paskiem spodni.

- Ja herbatę. A ty..? - zwróciłem się do swego towarzysza

- Poproszę herbatę z cytryną, smażoną kiełbasę z ekstra chlebem, porcję flaczków i ... czy podajecie alkohol w tym lokalu? - słowo "lokalu" zaakcentował tak, jakby to była najlepsza restauracja w, nieprzymierzając, Paryżu bądź Nowym Jorku.

- Miły pan widzi tabliczkę? - wskazała na ścianę obok drzwi. "Alkohol sprzedajemy po dwunastej w południe".

- To jeszcze dwie godziny. W takim razie butelkę wody mineralnej, takiej gazowanej.

- Oczywiście. A czy pan sympatyczny życzy sobię coś do tej herbaty? - tu pani bufetowa zwróciła się do mnie.

- Eee, może.. - zerknłąlem szybko na mała kartę dań, leżącą na ceracie - ..może wezmę parówki.

- Jak pan sobie życzy. Za chwilę podam jedzenie - Powiedziała, odwróciła się z gracją i poszła do pomieszczenia kuchennego, by przekazać kucharzowi zamówienie. Gdy otwierała drzwi, dało się zauważyć tego mistrza gastronomii; zwalisty, wielki chłop siedział przy stoliku i palił papierosa. Biały fartuch oplatał jego potężny brzuch. Zaraz też wstał i zniknął z pola widzenia. Popatrzyłem na Adama. W świetle, jakie panowało w tym lokalu, twarz jego wyglądała inaczej niż na peronie, bardziej dostojniej, jakoś tak nawet elegancko. Spory siniak oraz rozcięcie przy uchu świadczyło, że tam właśnie został niedawno uderzony. Za co i od kogo, nie chciałem tego wiedzieć. To ja potrzebowałem mówić.

- Pamiętasz, jak zakładaliśmy zespół? - spytałem się Adama, któy siedział sztywno na krześle i wpatrywał się w kobietę za barem - Pamiętasz tamte czasy?

- One już nie wrócą. Oczywiście, że pamiętam. Przyciągnąłeś mnie tu, byśmy gadali o zespole?

- Może. Od wielu lat nie miałem z kim o tym gadać. Odkąd mam tę firmę, to wszystko dzieje się tak na poważnie, ci ludzie z którymi przebywam, te sztywne biznesowe lunche, spotkania. Rzygam tym.

- Zapalisz? - spytał się, wyciągając z kieszeni kurtki pomiętą paczkę papierosów. To były czerwone Caro, dawno ich nie widziałem. Dawno w ogóle nie widziałem, by ktoś palił takie tanie i mocne papierosy.

- Nie, rzuciłem to. Alkoholu też nie pijam.

- Uhm. Pozwolisz więc, że ja zapalę. Wciąż sprawia mi to przyjemność.

- Pal, pal. To nie problem dla mnie.

- Co ci się nie podoba w twoim życiu? - zaciągnął się mocno papierosem, dym wypuścił nosem, zakaszlał.

- Od razu mnie przejrzałeś. Punkt dla ciebie. Nowe życie mnie zmieniło, stałem się gnuśnym starszym panem. Zobacz jak wyglądam, widzisz? Stary dziad w garniturze za pięć tysięcy euro, a wczoraj byłem u fryzjera, by ten mnie uczesał. Wydałem czterysta złotych na niego i jeszcze musiałem miesiąc wcześniej dzwonić, by się tam umówić. O zegarku nawet nie chcę mówić ile kosztował. Za seks muszę płacić, i to sporo. Dzieci mnie nie szanują, chcą tylko mojej forsy. Od rana do wieczora tyram w mojej firmie, życie prywatne przecieka mi przez palce. Z czego mam się cieszyć? Z aktywów, jakie posiadam? Z dwóch domów?

- Masz dwa domy? - spytał Adam, do tej pory z nieukrywaną ciekawością słuchający mych żalów.

- Jeden tu, drugi nad morzem. Była żona naciskała na daczę przy Bałtyku.

- Jak zaczynaliśmy grać, to nie mieliśmy forsy na nic. Pamiętam zbiórki pieniędzy wśród rodziny, by kupić gitarę i tą starą perkusję.  - Adam zgasił papierosa w popielniczce. Pani bufetowa przyniosła nam herbatę.

- Który pan z cytryną zamawiał? - spytała się, stawiając przed nami tacę z dwoma szklankami. - Paróweczki będą za momencik, kiełbaska oraz flaczki za dwa momenciki. Aha. - nachyliła się Adamowi do ucha - Mogę szanownemu panu zaproponować setkę gorzałki, jeśli pan nie wygada się przed wszystkimi. Nagnę regulamin. - puściła do niego oczko - Pan, widzę to teraz wyraźniej, swój człowiek. - Dotknęła się za policzek, w miejsce, gdzie Adam miał siniaka na twarzy i wróciła za ladę, by przelać do literatki wódkę. Sięgnąłem po szklankę z herbatą, zamieszałem fusy.

- Stare dobre czasy. - rzekłem poważnym głosem - Śnią mi czasem, często też myślę o nich. Te trasy koncertowe, setki butelek po wypitych winach, borsuczenie po kątach z tymi chętnymi panienkami, autografy, wrzawa, muzyka i wolność. Żyliśmy tak, jakby nie miało być jutra.

- Tak było. - Adam podziękował pani za szklaneczkę z wódką i postawił ją tuż obok herbaty. Po chwili, dwoma haustami, opróżnił literatkę. Zakaszlał. - Szkoda, że zespół się rozpadł.

- Adam, to najpiękniejsze lata mego życia! Byliśmy młodzi, piękni, muzyczny świat stał przed nami otworem. Próby w Domu Kultury, na których tworzyliśmy nasze przeboje, to był sens mego żywota. Wiesz, że słyszałem niedawno, jak jakiś gówniarz nucił nasz "Leżajski full"?! Nawet chciałem go zatrzymać i spytać skąd to zna, ale nie miałem siły i odwagi go gonić po ulicy.  Dwa lata temu, tak z niczego, może z nadmiaru stresu, zadzwoniłem do Hery, pamiętasz go? - Adam kiwnął głową. Hera był bębniarzem w naszym zespole, ja basistą, Adam gitarzystą, a na wokalch szalał Dziki. Zmarł śmiercią samobójczą w 1995 roku. Wyszedł przez okno z ósmego piętra akademika, w którym balangowaliśmy. W krwawej miazdze mięsa, którą znaleźliśmy potem pod budynkiem, nie sposób było poznać naszego kolegi i towarzysza z zespołu. Sekscja zwłok wykazała, że miał 4 promile alkoholu we krwi. Trzy godziny przed śmiercią darł się jeszcze do mikrofonu podczas naszego ostatniego koncertu. Ostaniego, jako zespół. - Hera jest krawcem, wiesz? Dorabia sobie do renty szyciem spódnic, bluzeczek i innych szmatek dla lokalnych matron. Wycięli mu nerkę dziesięć lat temu, amputowali też nogę, mówił, że jest wrakiem człowieka. Zaproponowałem mu pomoc, pracę w mojej firmie, ale odmówił. Uniósł się honorem, tak myślę. Raz z nim gadałem, potem nie miałem jakoś odwagi, może okazji, by zadzwonić. A ciebie spotykam dzisiaj! Jaki zbieg okoliczności!

- Tak bywa. - lakonicznie odparł Adam. Pani przyniosła mi parówki, uśmiechnęła się też do mojego towarzysza. Ten, wprawionym gestem wskazał na pustą literatkę. Kiwnęła głową, że rozumie i poszła do bufetu. Nie wpadliśmy sobie w ramiona z Adamem podczas tego naszego spotkania na peronie, kilkanaście minut temu. Nie było łez, uścisków czy krzyków radości. A kiedyś byliśmy takimi kuplami. Dzień w dzień razem, u mnie w domu, czy u niego, siedzieliśmy, graliśmy, piliśmy wina, snuliśmy plany. Razem zaliczaliśmy panienki po koncertach, nagrywaliśmy piosenki, płyty - ja pisałem teksty, on układał muzykę i nakłaniał nas do systematycznej pracy podczas prób. Jeden za drugiego by wskoczył wtedy w ogień. A teraz? "Ciężko cię poznać" mówię, bez większego entuzjazmu, do najlepszego (kiedyś) kumpla, którego nie widziałem tyle lat od ostatniego spotkania. I jakie to było spotkanie? W rzeszowskim sądzie, na rozprawie o prawa autorskie do kilku piosenek. Adam, po rozpadzie kapeli, został wolnym ptakiem, bieszczadzkim wędrowcem, którego domem były góry. Nie ważne dla niego były dobra materialne, bez walki oddał mi intelektualną wartość w postaci praw autorskich do naszych utworów. A ja, cięty na pieniądze materialista,  sprzedałem je byłemu menagerowi. Teraz ja mam pieniądze, a Adam ma wolność. Ja tracę zdrowie, kierując firmą w niewyobrażalnym dla mych pracowników stresie, a Adam popija sobie winko gdzieś na Połoninach. Ja ląduję w szpitalu z podejrzeniem stanu zawałowego, a Adam jeździ sobie po wsiach i miasteczkach Podkarpacia, gdzie imprezuje ze znajomi hulakami, ciesząc się życiem i brakiem wszelkich obowiązków.

- Kiełbaska i flaczki dla pana. - pani bufetowa postawiła przed moim kolegą dwa talerze z parującą zawartością. Obok nich literatkę z przezroczystym płynem.

- Twoje zdrowie, Krzysiu. - Adaś podniósł do ust szklaneczkę i wypił na raz całą jej zawartość. Uśmiechnął sie do mnie tak, jak to potrafią robić tylko przyjaciele.

 

Koniec

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Konrad Mazur · dnia 18.09.2016 17:30 · Czytań: 496 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
al-szamanka dnia 18.09.2016 20:39
Tak na chybcika zauważone ( nie wszystkie):
Cytat:
spy­ta­łem się, zer­ka­jąc na plamy krwi na jego kurt­ce.

spytałem/zapytałem... bez się
Cytat:
Po twoim wy­glą­dzie sądzę, że nie­źle się ci po­wo­dzi?

nie­źle ci się po­wo­dzi? będzie lepiej
Cytat:
od­sła­nia­jąc swoje, krzy­we i żółte od ni­ko­ty­ny, zęby.

przecinki zbędne
Cytat:
- Miły pan widzi ta­blicz­kę? -(W)wska­za­ła na ścia­nę obok drzwi.

Cytat:
em mówić.

- Pa­mię­tasz, jak za­kła­da­li­śmy ze­spół? - spy­ta­łem się Adama, któy sie­dział sztyw­no na krze­śle

spy­ta­łem Adama, który sie­dział
Cytat:
- Co ci się nie po­do­ba w twoim życiu? - (Z)za­cią­gnął się mocno pa­pie­ro­sem

Cytat:
by kupić gi­ta­rę i tą (tę!!!) starą per­ku­sję.

Cytat:
Sek­scja zwłok wy­ka­za­ła

sekcja
Cytat:
- Tak bywa. - la­ko­nicz­nie od­parł Adam

bez kropki
Cytat:
Nie ważne dla niego były dobra ma­te­rial­ne

Nieważne
i zawsze trzy kropki... po nich spacja

Hmm, wspominki z czasów kiedy byliśmy piękni i młodzi.
Drogi się rozeszły, przydałoby się jakieś porównanie, zrozumienie, konfrontacja, przemyślenia - zabrakło mi tutaj tego.
Postawienie dwóch różnych facetów naprzeciw siebie, gdzie jeden uśmiechnął się po przyjacielsku to trochę zbyt mało.

Pozdrawiam :)
Konrad Mazur dnia 23.09.2016 17:41
:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty