W drodze po szczęście - Papi Rose
Proza » Obyczajowe » W drodze po szczęście
A A A

W moim mieszkaniu panuję chaos i nie umiem sobie z tym poradzić. Zresztą i tak nie mam teraz na to czasu. Śpieszę się do pracy, zaspałam już drugi raz w tym tygodniu. Chyba zamówię budzenie na telefon. Parskam do lustra i związuję włosy w kucyk.

Weszłam do ogromnego przeszklonego na dwadzieścia  pięter budynku gdzie pracowałam i wpadłam na wysokiego i bardzo dobrze zbudowanego mężczyznę. Tak to całkiem w moim stylu, obijać się o nieznajomych facetów. Leżałam na lśniącej posadzce w holu przy recepcji, w dość niegramotnej pozycji.

- Pani Marianna Chmura jak się domniemam. Chyba lubi pani bujać w obłokach?

- Nie... – pokręciłam głową, zastanawiając się kim jest ten przypadkowy mężczyzn, który nie udzielił mi pomocy, a w dodatku wie jak się nazywam. – To znaczy tak Marianna – wyciągnęłam, rękę w oczekiwaniu, że mężczyzna odwzajemni gest i przedstawi się.

- Nie czas teraz na to. Jak już pani pozbiera się do ładu to zapraszam do mojego gabinetu.

 

Młody mężczyzna odwrócił się w tempie błyskawicznym zanim zdążyłam przyswoić informację – Do biura? Kto to do cholery jest? Kiedy podniosłam się już na nogi zobaczyłam, że młody mężczyzna stoi przed winda witając się z Tomaszem. Tomasz Gadomski. Inaczej mówiąc szef, wszystkich szefów. Zawsze uśmiechnięty, szarmancki, nie naganie ubrany z błyskiem w oku, a co najważniejsze z genialnym poczuciem humoru. Idealny facet, to co że już po czterdziestce to by nie miało znaczenia gdyby był wolny, ale nie jest. Równie elegancka i piękna żona przy jego boku i dwie słodkie córki. Perfekcyjny obrazek. Takiego właśnie mężczyzny szukam.

 

Firma, w której pracuje zajmuje się organizowaniem szkoleń z marketingu międzynarodowego dla dużych koncernów. Digital Marketing Manager to widniało na plakietce którą nosiłam z dumą na piersi. Może to nie stanowisko moich marzeń ale sama sobie na niego zapracowałam. Studia, praktyki, staż a  w międzyczasie kursy uzupełniające. Mama zawsze mi powtarzała „rób tak abyś była szczęśliwa my z tatą jesteśmy zawsze z Tobą”. No i robiłam. Studia skończyłam z wyróżnieniem później staż w zagranicznej firmie. Nie zostałam za granicą wolałam wrócić do kraju, zdawałam sobie sprawę, że rezygnuje z większych możliwości, ale wolałam być bliżej rodziców i domu. więc zamieszkałam w Krakowie żebym mogła wyskakiwać do rodziców na wieś i tak też było. Moje życie kręciło się od poniedziałku w pracy do piątku kiedy jechałam do Zakliczyna do rodziców. Czułam, że czas ucieka nie ubłaganie, a ja ciągle jestem sama. Na studiach zamiast chodzić do klubów wolałam zostać w akademiku poczytać książkę albo pouczyć się. Nigdy nie lubiłam szaleć. A teraz jestem sama i sama zostanę. Byłam raczej  typem samotniczki i romantyczki. Teraz mam za swoje. Czeka mnie ciepły koc i kot jak na stara pannę przystało.

- Widziałaś, niezły przystojniak, mógłby być mój – usłyszałam przechodząc a raczej przemykając korytarzem w stronę swojego małego gabinetu.

To była Maryla koleżanka, dwukrotnie rozwiedziona. No cóż nie miała lekkiego charakteru chyba dlatego żaden facet nie mógł z nią wytrzymać.

- No może i niezły, ale na pewno nie jest dżentelmenem to już zdołałam zauważyć.

- Miło, że już pani do nas dotarła Pani Marianno – i znowu kąciki jego ust były lekko uniesione – Po prostu uważam, że to nie eleganckie i nie etyczne dotykać obcej kobiety jeszcze kiedy jest moją nową podwładną – odszedł ponownie zostawiając mnie z lekkim zażenowaniem na twarzy.

- Nie mogłaś mi powiedzieć, że stoi tuż za mną, wyszłam na idiotkę. Podwładna? Czy to jest nowy kierownik zespołu?

- Yhym. Gorący towar. lepiej uważaj na niego. Chyba ma na Ciebie ochotę

- Ta na pewno, a ty skąd to możesz wiedzieć.

- Intuicja – dodała Maryla i schowała się do swojego boksu o wymiarach dwa na dwa.

Z kłębiącymi myślami w głowie weszłam do gabinetu, gdzie wykonałam dwa szybkie telefony służbowe, które nie mogły już dłużej czekać i wciąż myśląc o przystojnym nie- dżentelmenie udałam się do gabinetu Tomasza w oczekiwaniu jakiś wyjaśnień.

- O boże on chce mnie zwolnić – wyszeptałam pod nosem idąc korytarzem. Ale dlaczego chyba nie popełniłam żadnego błędu na pewno nie, wszystko zawsze dwa razy sprawdzam, może tną koszty i uznali, że nie jestem im już potrzebna.

Zapukałam lekko i uchyliłam drzwi – przepraszam Tomasz wzywałeś mnie – wyszeptałam niepewnie spodziewając się najgorszego.

- Tak, tak wejdź – wstał z zza biurka na którym stał otwarty laptop a obok niego stał nachylony przystojniaczek – Poznaj to jest Igor Brudnicki, nowy kierownik Twojej załogi – uśmiechnął się czarującą Tomasz tak jak by widział, że nie jestem z tego powodu zadowolona. Przerywając niezręczną ciszę dodał – Będziecie razem od dzisiaj pracować. Igor będzie do Twojej dyspozycji, możesz z nim konsultować każda sprawę, raz w tygodniu będziecie zdawać mi raporty z dotychczasowych działań. – Podszedł do mnie i lekko ujął moje ręce -  Ja wiem co chcesz powiedzieć, ale nie musisz się martwić Marcin został tylko  przeniesiony do fili w Londynie. To jest rozwiązanie mam nadzieje tymczasowe. Tak zdecydował zarząd. – Tomasz wiedział, że między mną a Marcinem była przyjaźń, nie przeszkadzało mu to, był zadowolony, że jego podwładni mają dobre stosunki i wiedzą jak oddzielić życie prywatne od zawodowych. – W końcu jesteśmy profesjonalistami Marianna – wrócił do biurka, a ja  stałam w bez ruchu, nie mogąc nic powiedzieć ani się poruszyć. W mojej głowie już nie było myśli o zwolnieniu ale o wielkim rozczarowaniu. Wiedziałam jednak, że to była decyzja całego zarządu, ale Marcin dlaczego nic mi nie powiedział musiał o tym wiedzieć. moje myśli nagle przewał Igor:

- Widzę, że darzyła pani poprzedniego kierownika wielką sympatią. Czy ja tez mogę na taką liczyć?

Bezczelny. Zamierza ze mnie drwić muszę coś z tym zrobić i to natychmiast. W myślach byłam w stanie się na niego rzucić i udusić.

- Jeżeli to rozwiązanie tymczasowe nie sądzę, że zdążymy zbudować przyjazną relację. Jeżeli to wszystko Tomasz to wrócę do siebie mam masę pracy. – powiedziałam i prawie wyleciałam z gabinetu słysząc tylko – Jasne.

- Palant! - Rzuciłam zaglądając  do boksu Maryli i pomaszerowałam na drugi koniec korytarza do swojego gabinetu.

Maryla była przyjaciółką z pracy. Często plotkowałyśmy o ludziach z pracy, wychodziłyśmy na drinka lub do kina, ale nie zwierzałam się jej ze swoich problemów, w przeciwieństwie do Maryli. O niej można było by napisać niezłą książkę. To rodowita Krakuska, z dzida pradziada. Podobno. Zawsze perfekcyjny, z subtelnym makijażem, czerwoną pomadką i blond kosmykami do ramion. Była naprawdę seksowną kobietą. Kiedy wychodziłyśmy razem na miasto nie było faceta, który by się za nią obejrzał. Ale jednak nie miała szczęścia. Żaden z jej dwóch mężów chyba nie był tym jedynym. Mąż numer jeden. O tak wesel było piękne w pałacu w Śmiłowicach. wszystko dopięte na ostatni guzik. Potem tydzień na Krecie. niestety szara rzeczywistość po dwóch latach znudziła się Olkowi mężowi Maryli. Sympozjum na którym była w tym czasie Maryla skończyła się wcześniej, więc pomyślała, że zrobi mężowi niespodziankę i nie uprzedziła Go o swoim powrocie. Cóż, tego zimowego wieczora Maryla przyłapała go z dwoma młodymi Azjatkami w ich sypialni. Jak potem sama stwierdziła lepiej późno niż wcale. Nie wpadła w rozpacz. Rozwód spłynął po niej nie zostawiając żadnych negatywnych emocji, bardziej zmartwiła się kiedy złamała obcas tuż przed konferencją prasową. Męża numer dwa. Pogoniła Go sama. Przystojny Sycylijczyk o cudownym imieniu Carmello, był szalonym romantykiem, nie szczędził w komplementach Maryli. Potrafili gruchać jak zakochane gołąbki, byli cudowną parą. Cudowne miesiące mijały, aż nagle do Maryli dotarło, że szukanie pracy przez Carmello nieco się przeciągało. zostawiała Go rano w domu a on przez osiem godzin siedział na kanapie i popijała piwo za piwem. No cóż Carmello nawet nie próbował się tłumaczyć uważał, że im obojgu odpowiadał taki układ. Po rozwodzie spotkali się jeszcze kilka razy albowiem jak później stwierdziła Maryla – On był prawdziwym bogiem seksu, nie mogłam Go tak po prostu wypuścić. Carmello pewnego dnia wyjechał stamtąd skąd przyszedł prawdopodobnie raz na zawsze. A Maryla została ponownie „singielką”.

Resztę dnia spędziłam na dogrywaniu szczegółów dotyczących nowej kampanii dla bardzo ważnych klientów z Brukseli.

-Maryś proszę Cię musisz to dla mnie zrobić, a właściwie dla nas – zawoła Maryla zaglądając do mojego gabinetu.

- Tak, tak ale o co chodzi właściwie – otrząsnęłam się z pogrążonych myślach.

- fiu fiu tak szybko zawrócił Ci w głowie ten nasz nowy dyrektorek, ale pamiętaj on musi o Ciebie trochę powalczyć nie możesz być łatwa ale też...

- Blondi, powiem Ci coś – mówię to wstając z za biurka poprawiając spódnicę – Ten nasz nowy pan dyrektor, faktycznie niezłe z niego ciacho, wysoki, szczupły, wysportowany, ma piękne niebieskie i błyszczące oczy, lśniące włosy, i właśnie dlatego on nie jest dla mnie i ku Twojemu rozczarowaniu nie zamierzam się nim interesować – odwracając się zauważam go

- Hmm, dziękuje za taką ilość komplementów, pani Marianno, pani również jest „niezła” – akcentując mocno ostatnie słowo odchodzi jak gdyby nic, a ja oblewam się rumieńcem.

- Nooo.... jest uprzejmy, mimo że ci trochę pojechał jest nadal ciachem. Chodź, nie przejmuj się mała, idziemy na drinka – rzuca Maryla poprawiając blond loki - czekam na dole za 5 minut.

 Jestem totalną kretynką! Besztam się sama w swoich myślach. – Nie to on jest kretynem, wytrzymam, to tylko okres przejściowy. Zabieram torebkę oraz żakiet i wychodzę z gabinetu nie zamykając drzwi.

W drodze do windy zakładam żakiet i kiedy wychodzę z zakrętu gdzie znajdują się windy zauważam Igora, który czeka na jedną z nich.

Stoi odwrócony bokiem, tak że mnie nie widzi. W ręku trzyma brązową aktówkę i czarny krawat który miał dzisiejszego dnia. W białej koszuli rozpięte ma już dwa guziki. Wygląda tak łagodnie. Kiedy mnie dostrzega lekko podnoszą mu się kąciki ust.

– zaraz powinna przyjechać, pojedziemy razem – rzuca obojętnie, a ja stoję nieruchomo w miejscu, w którym się zatrzymałam.

Podchodzę bliżej starając się zrobić to jak najbardziej naturalnie, pomimo tych wszystkich wpadek dzisiejszego dnia. Na szczęście winda natychmiast podjeżdża i wchodzimy do kabiny. Ja ze spuszczoną głową pragnąc jak najszybciej stamtąd uciec, a obok mnie staje Igor.

„Muszę się stąd wydostać, jest mi duszno. Miałam nadzieję, że już Go dziś nie zobaczę.” Czuje jak Brudnicki przewierca mnie swoimi oczami, oddycham bardzo głęboko, chyba za głęboko. „Jeszcze dwa piętra odliczam w myślach. Niech on nic do mnie nie mówi.”

Drzwi windy rozsuwają się na parterze i od razu zauważam stojącą blondynkę przy recepcji która żartuje sobie z  recepcjonistą, słychać tylko śmiechy. W głównym holu panuje półmrok, większość pracowników wyszła już do domu. A ja w ekspresowym tempie wydostaje się z windy i pomykam do recepcji gdzie czeka roześmiana Maryla. Oddaję klucz, i wychodzimy razem przed budynek, a zaraz za nami staje Brudnicki, Maryla przywołuje taksówkę i kiedy mam do niej wsiąść słyszymy:

- Do zobaczenia jutro – Brudnicki mówi to z nie małym uśmiechem, tak jakby sprawiało mu to przyjemność.

- Będziemy szaleć, upijemy się i wykorzystamy kilku niemądrych facetów, musimy się zrelaksować, daj spokój tego kwiatu pół światu –  entuzjazmuje się Maryla – chodź Maryś miasto czeka na nas

- yhhhy- ciężko wzdychając wsiadam do taksówki po czym ruszamy.

 

Poranny zimny prysznic jest dla mnie wybawieniem. Wczorajsza noc była długa i wyczerpująca. Usiadłam na malutkim tarasie z kubkiem gorącej i mocnej kawy. Miasto jeszcze śpi, całe we mgle, wciąż zasnute odgłosami cywilizacji, wieje chłodny październikowy wiatr,. Takie chwile cenię w życiu najbardziej, kiedy jestem sama i mogę się rozkoszować chwilą beztroski. Nie trwa  jednak ona długo. Szybki makijaż w biegu za którym stała tylko mascara i trochę różu na policzki aby zabarwić tą bladą twarz, naciągnęłam na siebie grube rajstopy, dopasowałam grafitową spódnicę oraz ciepły kaszmirowy golf, założyłam niskie botki i jesienny płaszcz zabrałam dużą torbę z dokumentami  i laptopem i wyszłam na miasto aby stawić czoło nowemu dniu. Przeskakując z nogi na nogę na przystanku nieopodal mieszkania czekałam na tramwaj a razem z mną czekało chyba z milion osób, odzwyczajona od jazdy środkami transportu publicznego byłam nieco zadziwiona ile osób pędzi tak jak ja do swoich obowiązków do pracy do szkoły, lekarza banku i pewnie w wiele innych miejsc. W tramwaju o numerze cztery usiadłam pod oknem, a wolna przestrzeń z każdym przystankiem zmniejszała się i skracały się granicę wolnej przestrzeni osobistej. Naprzeciw mnie siedziała kobieta prawdopodobnie po trzydziestce o czym  świadczyło by kilka siwych włosów, które powinny odwiedzić fryzjera, piękne kurze łapki i niestety wysłużone ręce. Obok niej siedziały dwie przesłodkie bliźniaczki ubrane w takie same rzeczy, spod czapek wystawały im jedynie długie piękne blond warkocze. Śmiały się i rozmawiały. Obserwowałam je przez chwilę i zrozumiałam, że matka bliźniaczek zapewne nie ma na tyle czasu a być może i pieniędzy by dbać o siebie tak jak robią to singielki bez mężów i dzieci. Kobieta mimo tych kilku zaniedbań wyglądała naprawdę kwitnąco i tak szlachetnie. „Makijaż , farba i nowy lakier nie ukryją naszego stanu ducha” – pomyślałam kiedy usłyszałam, że nadszedł czas szybkiej ewakuacji. 

 

- Umieram, chyba przesadziłam wczoraj z tą tequilą – Maryla weszła do mojego gabinetu i ciężko opadła na kremową sofę stojącą pod ścianą.

- Z tequilą? Myślałam że tak bardzo wykończył Cie ten wysoki ciemnooki  blondyn z którym wyszłaś z klubu,  a tak wogole to on miał chociaż 18 lat?

- Daj spokój przecież wiesz, że nie kręcą mnie takie spotkania na jedną noc, było fajnie odprowadził mnie pogadaliśmy, może i liczył na coś więcej ale to jeszcze dzieciak.. – urwała Maryla i chwile zamyśliła się patrząc w duże okno – tak czy siak może skoczymy na jakiś lunch, o 14 pan przystojniaczek zwołał jakieś zebranie.

 

Kiwnęłam tylko głową na znak zgody. Oparłam głowę o zagłówek fotela i zamknęłam na chwile oczy. Maryla wcale nie jest taka co to co noc ma innego faceta, chodź na taką pozornie wygląda, mimo tego wszystkiego ona szuka tego jedynego na swój własny sposób. „A ja czego chce czy szukam tego jedynego czy chce Go znaleźć?” Odgłos przychodzącego emaila odrywa mnie z rozmyślań.

 

„Mania, Londyn jest smutny i szary bez Ciebie, mam nadzieje, że ten czas szybko zleci. Chce Cię przeprosić, że nie dałem znać co i jak, ale sama wiesz musiałem wyjechać natychmiast po decyzji zarządu mam tu masę pracy. Zadzwoń w każdej chwili, proszę.

P.S.: Nie obżeraj się chińszczyzną beze mnie 

Maciek ”

 

Ta wiadomość wywołała ogromny uśmiech na moich ustach i odrobinę ciepła w głębi mojej duszy. Czas szybko zleciał kilka telefonów, ważnych emaili i było już kilka minut po 13. Zabrałam telefon i torebkę i wyszłam na umówiony lunch. Usiadłyśmy w oranżerii w jednym z lokali w pobliżu biura, zamówiłyśmy sałatkę z tuńczykiem i po szklance zielonej herbaty. Rozmawiałyśmy głównie o pracy i wczorajszym wieczorze. Maryla opowiedziałam mi o tym młodocianym blondynie.

- Zbieramy się, zaraz zaczyna się to spotkanie z panem perfekcyjnym w każdym calu – z rozbawieniem paplała Maryla – zapłacę u kelnera. – skwitowała.

 - Ok., skocze jeszcze do toalety. 

Umyła ręce poprawiłam swój koński ogon, pomalowała usta na bladoróżowy kolor. I obie wróciłyśmy do biura.

- Za pięć minut w konferencyjnej -  rzuciła Maryla

- Nie ma innego wyjścia – odparłam i weszłam do swojego pokoju gdzie zostawiłam płaszcz i torebkę, chwyciłam tylko kalendarz z folkowym wzorem oraz telefon bez którego nie ruszałam się prawie nigdzie.

Sala konferencyjna znajdowała się na tym samym piętrze, ukryta za licznymi zakrętami. Biurowiec w którym pracowałam  nie wyróżniał się niczym wyjątkowy. To po prostu duży drapacz chmur gdzie mają siedziby swoje firmy. Moja firma zajmowała cztery piętra.

Kiedy weszłam do środka w pierwszej chwili zauważyłam że przy okrągły stole wszystkie miejsca są zajęte, brakowało jedynie Tomasza. Maryla prowadziła bardzo ożywioną rozmowę z chłopakami z działu technicznego jeden nazywał się Daniel. Kiedyś na jednej z imprez służbowych próbował mnie poderwać, ale skończyło się to jednak trochę nie fortunie złamaną ręką Daniela i na tym jego zaloty się skończyły. Drugi to Sasza. Inteligentny do kwadratu, wiele o nim nie można było powiedzieć, ponieważ był cholernie skryty i zamknięty na świat. Na końcu pomieszczenia pod wielką tablicą multimedialną lekko nachylony nad laptopem stał Igor.. Jedną rękę ukrytą miał przy laptopie natomiast drugą trzymał w kieszeni. Wyglądał na bardzo skupionego i zamyślonego. Weszłam głębiej i zajęłam miejsce. Po chwili wszedł Tomasz, jak zwykle nienagannie ubrany w taliowany ciemny garnitur.

- Przepraszam za spóźnienie, możemy zaczynać – rzucił Tomasz -  Witam Was serdecznie, dziękuje że zebraliśmy się tutaj, część z Was już wie, ale chce przedstawić Wam osobiście Igor Brudnicki – wypowiadając to Tomasz wskazuje na przystojniaka w czarnym garniturze i ostro czerwonym krawacie, który wydaje się być delikatnie rozbawiony.

- Igor od dziś przejął oficjalnie obowiązki pana Macieja Dąbrowskiego i zastępuje Go na czas nieobecności. Mam nadzieję, że będzie Ci z nami dobrze – mówiąc Tomasz podaje rękę Igorowi i chwilę później siada obok mnie.

- Tak dziękuje.. no cóż... chce żeby współpraca między nami przebiegała jak najlepiej, dlatego też, chce mieć z każdym z Was dobry kontakt indywidualny.. jestem zawsze do Waszej dyspozycji..

- On jest naprawdę świetny, znam Go jeszcze z Wrocławia tam razem pracowaliśmy – szepcze do mnie Tomasz, a Brudnicki bardzo szczegółowo się nam przygląda – Jeśli chcesz pogadać to wpadnij do mnie. – rozlega się pukanie do drzwi.

- Tomasz przepraszam, telefon ze Szwajcarii – dobiega miły głos Karoliny sekretarki – asystentki Tomka.

- Zostawiam Was w naprawdę znakomitych rękach – to powiedziawszy Tomasz wychodzi z sali.

Igor kontynuuje swoją przemowę, przedstawia plan na najbliższy czas. Ja siedzę wpatrzona w ślepy punkt, odcięta od rzeczywistości, myślę, a to o Maćku a to o nowym kierowniku, o tym że chyba czas żeby coś zmienić w swoim życiu,  „może kupię sobie psa albo kota, nie... na kota jestem jeszcze za młoda”

- Na dziś to wszystko, prosiłbym tylko o chwilę rozmowy z panią Chmurą, zapraszam panią do swojego gabinetu w wolnej chwili. – mówi Brudnicki

Kiwa nieśmiało głową na znak zgody i jednocześnie czuję jak moje paliczki płoną. Sama nie wiem dlaczego tak reaguje na to, spoglądam tylko na wstająco od stołu Marylę błagając ją  żeby mi jakoś pomogła. Maryla jedynie puszcza zalotne oko w moją stronę i wychodzi z Danielem i Saszą. Szybko podnoszę się z krzesła  zabieram swoje rzeczy  i pośpiesznie wychodzę aby nie zostać sam na sam z Brudnickim, chociaż wiem, że i tak mnie to nie ominie.

„Co on u licha ode mnie chce? ” bije się z myślami siedząc w swoim pokoju. „Jest taki onieśmielający, przystojny, ma piękne włosy, nie zauważyłam u niego obrączki, ta głupia na pewno jest zajęty, taki facet nie może być sam. Ma w sobie odrobinę nonszalancji i chyba lubi być prowokacyjny. SŁODKA IDIOTKA! podpowiada mi mój zdrowy rozsądek, skup się na pracy.”

- ahh piękny.. –szepcze przeciągle pod nosem sama do siebie pogrążona daleko w swoich marzeniach.

- czy to przypadkiem nie ja jestem taki piękny i zakrzątam pani głowę -  Mówi Igor stojąc w wejściu do gabinetu z rękami w kieszeniach i lekkim rozbawieniem na twarzy.

- eee..- czuje jak zaschło mi gardle, nie to nie suchość to coś innego, coś co nie pozwala mi mówić. – niestety nie chodziło pana,  a o jedynie prezent dla przyjaciela – mój głos jest o przynajmniej dwa tony za wysoki i nie wiem czy jest to spowodowane tym bezmyślnym kłamstwem czy samą obecnością tego przystojniaka. Stoi rozbawiony,  jakby wiedział że właśnie skłamałam, nie to tylko moja wyobraźnia powtarzam sobie.

- Może napijemy się filiżankę kawy w moim gabinecie? – pyta z nadzieja w głosie.

- dobrze – zgadzam się od razu, patrząc mu prosto w oczy.

Po chwili oboje idziemy przez korytarz, wszyscy na nas patrzą. Idę tuż przed nim. Czy to takie dziwne, że będziemy pić kawę w jego gabinecie, przecież razem pracujemy, musimy utrzymywać jakieś stosunki, Tłumacze się sama przed sobą.

Wchodzę do gabinetu, a Igor pokazuję  żebym usiadła na sofie. robie to z jak największą gracją jaką posiadam w sobie. Igor podchodzi do telefonu wciska guzik i przekazuje ostrym głosem

- Dwie kawy. – jego słowa są zwięzłe i stanowcze.

Podchodzi w moim kierunku nie spuszczając ze mnie wzorku i siada na fotelu po przeciwnej stronie. Siedzimy oboje w ciszy i ta chwila trwa, tak naprawdę nie wiem ile, może to tylko ja odczuwam że trwa ona wieki. nagle pojawia się Emilka, asystentka Marcina to znaczy teraz Igora. stawia na szklanym stoliku tace z dwoma filiżankami kawy, cukrem mlekiem i ciasteczka. Igor przygląda się jej uważnie. „O matko on chyba uwielbia lustrować wszystkie kobiety”

- Dziękuje Emilko, nie będziesz mi już potrzebna możesz dziś wyjść wcześniej.

Na twarzy Emilki pojawia się cień zdziwienia, u mnie to zdziwienie też się pojawia, Przez chwilę nasze wzroki  się  krzyżują po czym Emilka uśmiecha się i mówi:

- Dziękuje,  do zobaczenia jutro – i wychodzi

Igor uśmiecha się tylko łagodnie do niej a potem patrzy na mnie.

- Cieszę się, że możemy w końcu porozmawiać na spokojnie, nasza znajomość chyba nie zaczęła się zbyt dobrze – przerywa na chwile „no co  ty nie powiesz”  drwię z niego w myślach i upijam łyk kawy aby ukryć cień mojego rozbawienia na twarzy

- Chciałbym to jednak naprawić

Kaszle mocno, próbują nie udławić się kawą. Igor natychmiast wstaję z fotela i siada obok mnie, tak że nie posiadam już wolnej przestrzeni osobistej. Moje serce zaczyna szybciej bić, mam tylko nadzieję, że nie słyszy jego uderzeń. odstawiam filiżankę na spodek tam będzie bezpieczniejsza ponieważ moje ręce zaczynają delikatnie drżeć. Nie wiem czy to sprawia sam widok tego nieziemsko przystojnego faceta czy to że wydaję mi się że się do mnie trochę przystawia. Uświadamiam sobie, że odkąd przekroczyłam próg tego gabinetu nie wypowiedziałam ani słowa.

- W jaki sposób chcesz mi to zrekompensować? -  ostro, sama siebie nie poznaję to ja wypowiedziałam te słowa, chyba powinnam skontaktować się z jakimś psychiatrą, nie jest ze mną dobrze. Na jego twarzy widzę zaskoczenie i uśmiech. „Nie wycofam sie będę grac tak jak on”. Myślę sobie i unoszę lekko brwi w oczekiwaniu na jego dopowiedź.

- Zjedz ze mną kolację, prywatną nie służbową.

O kurwa! Masz co chciałaś! słyszę w swojej głowie. Wywołałam wilka z lasu.

- Znamy się dopiero drugi dzień. – to wypaliłam, głupia ja. besztam się sama w myślach.

- Proszę -  mówi delikatnie przechylając głowę. Jak mam mu odmówić jest taki piękny i zaprasza mnie na randkę. Na randkę nie nie to tylko kolacja, ale prywatna. Przerzucam myśli kłębiące się w mojej głowie.

-  Dobrze – mówię prawie szeptem, czuje że brakuję mi tchu i cala się rumienię. Widzę ulgę na jego twarzy.

- To może jutro, około dwudziestej, przyjechałbym po Ciebie? – uśmiecha się.

Zgadzam się i opuszczam jego biuro. Idę po korytarzu i nie słyszę nic oprócz jego głosu, który do mnie mówi, na szczęście boks Maryli jest już pusty poszła już pewnie do domu, inne boksy też są już puste. Wchodzę do swojego gabinetu i opadam na fotel. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o Igorze i jego propozycji. Siedzę tak dobre dziesięć może piętnaście minut po czym zbieram rzeczy i wychodzę muszę w końcu odebrać swoje auto z parkingu zanim je odholują.

Wchodzę do mieszkania i opadam na miękką kanapę.

- Mama randkę. Mam randkę z Igorem. Mam randkę z najprzystojniejszym facetem na ziemi. – śmieje się sama do siebie – O nie rodzice, zapomniałam – przecież jutro piątek miałam do nich jechać po pracy, prosili żebym przyjechałam chcieli ze mną porozmawiać. muszę do nich zadzwonić, a może powinnam raczej przełożyć moją randkę.  Pierwsza randka od dwóch lat czyli odkąd pracuję. I ty chcesz ją przełożyć! Stukam się w głowę. Biorę telefon do reki i wybieram numer.

- Mania cześć skarbie - ciepły głos mamy jest jak lekarstwo na każdą chorobę.

- Mamuś słuchaj bo jutro no ja jutro miałam przyjechać, ale wypadłam mi taka nagła sprawa, no wiesz w pracy mamy teraz gorący okres – czy ja zmyślam mojej mamie, besztam się sama w myślach, ale kiedy jej powiem, że mam randkę wiem jaka będzie jej reakcja, będzie wybierać imiona dla naszych dzieci,  nie na razie jej nie powiem, tak będzie lepiej – nie gniewaj się mogę przyjechać w sobotę z samego ranka.

- Och nie, kochanie nie ma takiej potrzeby, posiedź lepiej odpocznij sobie, może gdzieś wyjdź ze znajomymi przyjedziesz do nas w następnym weekend. Martwię się o Ciebie. Czy Ty nie za dużo pracujesz? Nie masz nawet czasu dla siebie.

- Nie na prawdę daję radę przecież wiesz jestem silna. Chcieliście ze mną porozmawiać – szybko zmieniam temat.

- A tak, ale to może poczekać do następnego razu. – odpowiada.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, opowiada mi o ostatnich pomysłach ojcach i o tym, że o mały włos a mieliby czołowe zderzenie z łosiem. Żegnamy się i rozłączam się.

Cholera nie mam się w co ubrać, podchodzę do swojej szafy, co będzie odpowiednie na randkę, chyba nie mam nic takiego, nie zdążę nic kupić, musze coś wybrać. po dwóch godzinach przymierzania wypicia pół butelki wina z wypiekami na twarzy i przygotowanym strojem na jutro kładę się do łóżka.

Otwieram oczy, za oknem panuje jeszcze półmrok, dostrzegam, że jest jeszcze pół godziny do budzika. Czuje, że mam w sobie tyle energii, wstaje więc od razu z łóżka i biegnę do łazienki, biorę szybki ciepły prysznic myję włosy i układam je na szczotce lekko podwijając na końcach, dzięki zaoszczędzonemu czasie zdążyłam jeszcze zrobić maseczkę i pomalować paznokcie. Przy ubieraniu i makijażu popijam zielona herbatę z dodatkiem jaśminu. Mhm moja ulubiona. nakładam ciemne rurki i butelkowy sweter po czym wychodzę do auta. Jadę alejami, oczywiście jak co ranek zaczyna tworzyć się minimalny korek, w odtwarzaczu leci jakaś wesoła piosenka nieznanego mi wykonawcy, ale powoduje na mojej twarzy jeszcze większego banana. Parkuje na parkingu przy biurowcu. Zza chmur zaczynają zaglądać ciepłe promienie słoneczne. zabieram klucz i udaję się do swojego gabinetu.

Odpalam komputer. Są cztery e-maile.

„Połknęłaś żabę?  Czemu masz takiego banana na twarz? Widziałam Cię w recepcji, mam dzisiaj tyle pracy, że chyba oszaleje. Lunch o 13?

Marylcia”

Śmieje się do monitora. Boże dobrze, że mnie nikt nie widzi. Z drugiej strony kiedy byłam w takim dobrym nastroju, szybko odpisuje.

„U mnie o 13, zamówię coś z miasta, Buźka

Marianka”

Wariatka! A i owszem! Śmieje się moja podświadomość.

Otwieram kolejne e-maile i czas mija mi na pracy. jakoś wyjątkowo dzisiaj wszystko mi idzie bardzo dobrze. Chyba nikt nie jest mi wstanie zepsuć nastroju. Dzwonię żeby zamówić coś na lunch,  Kilka minut przed 13 wychodzę do toalety za potrzebą kiedy wracam widzę że w moim gabinecie wygodnie rozsiadła się Maryla i rozpakowuje  jedzenie.

- Dorwałam dostawce na korytarzu, super pachnie co to? – pyta wesoła Maryla

- Kolorowy ryż z krewetkami albo coś takiego – mówię z obojętnością w głosie.

- No dobra mów, co jest sprawą Twojego wspaniałego humoru dzisiaj. Poczekaj niech zgadnę. Czyżbyś wczorajszego wieczora spotkała nieziemsko przystojnego mężczyznę który wykorzystał Cie nie jednokrotnie w nocy? – entuzjazmuje się jak małe dziecko.

O nie, nie mogę jej powiedzieć, że mam randkę z naszym szefem, z tym przystojniakiem.

- Po prostu dobrze spałam, a dzisiaj jest piątek, to chyba wystarczający powód – okey chyba uśpiłam jej uwagę.

- Eee nudy, mogłabyś czasem wnieść do swojego życia pikanterii, żeby lunche były ciekawsze.

Już niedługo. Bije się w głębi duszy aby to było prawdą i żeby to z nim z Igorem mogły  się wydarzyć te pikantne rzeczy. Kończymy lunch śmiejąc się w niebo głosy, chyba aż tak głośno że słychać nas na końcu korytarza.

- Ach wracam do swoich katuszy – mówi załamanym głosem Maryla.

Lubię ją. Jest trochę wygadana, trochę czasem wścibska, może czasem za bardzo wścibska, ale mam tylko ją nie licząc Maćka który tymczasowo mnie opuścił. To po prostu Maryla taka już jest.

Wracam do biurka i siadam na fotel żeby dokończyć raport.

- Nie mogę doczekać się wieczora – w drzwiach stoi Igor, ma na sobie szarą koszule a marynarkę trzyma w dłoni. Jest boski – wyślij mi adres esemesem – mówi i wychodzi, a na jego twarzy widnieje uśmiech.

O nie czuje to wzbiera się we mnie znów ta dawka endorfiny. Dobrze, że śmiech nie jest zabójczy.

Maciek!  wzdrygam się, muszę się z nim skontaktować. Otwieram pocztę i szybko piszę e-maila”

„Ahoj Londyn! Nie wiem czy tak łatwo Ci wybaczę, to że tak nagle wyjechałeś. Będzie Cie to drogo kosztować. By the way J U nas też mamy sporo pracy, ale dajemy radę. Musimy. Odezwę się w przyszłym tygodniu to pogadamy”

Znowu korek, no nie akurat dzisiaj. Specjalnie urwałam się dziś wcześniej z pracy bo przecież mam randkę! Żadne korki nie są w stanie zepsuć mi dziś nastroju. docieram do mieszkania za dziesięć osiemnasta. Szybko zdejmuje ubrania i wskakuje pod szybki odświeżający prysznic. Mam w sobie tak dziwne uczucie z jednej strony to szczęście. Tak dawno nie czułam tego że ktoś stara się o moje względy, że ktoś o mnie zabiega. To podniecenie odczuwam je tam w dole. Ale wiem nie mogę się tak nakręcać to tylko randka pierwsza randka. Znamy się dopiero trzy dni. Muszę przystopować o tak! Wolniej nie jesteś piętnastolatką żeby piszczeć i rysować serduszka, ale tak właśnie się czuje. Jak nastolatka która idzie na randkę z najprzystojniejszym, z kapitanem piłkarskiej drużyny z największym ciachem w szkole. Taaaak!

Bordowa sukienka jest mocno dopasowana, eksponuje moje piersi. Pod spód nałożyłam czarny koronkowy komplet bielizny co prawda wątpię by ją ktoś dziś oglądał... ale ubezpieczony zawsze strzeżony jak to powiadała moja babuszka Hela.

 

Wzdrygam się kiedy słyszę domofon zerkam na zegarek została minuta do dwudziestej.  Cholera jest punktualny. Podnoszę słuchawkę i mówię:

- Tak

- Cześć, jesteś już gotowa, wejść po Ciebie, czy potrzebujesz jeszcze chwile czasu?

O boże jaki on ma głos, taki słodki taki miły taki ciepły... Już mi się kolana uginają a jeszcze Go nie widziałam.

-Dziękuje już schodzę – wyduszam.

Ostatni raz zerkam w lustro w korytarzu, włosy lekko opadają na ramiona i dekolt, a policzki mam zaróżowione nie od makijażu, a od podekscytowania, które czuje w całym ciele. Zarzucam grafitowy płaszcz i wychodzę z nadzieją na coś nowego i ciekawego, że ten wieczór będzie bardzo udany.

Wychodzę przed klatkę i widzę jak Igor stoi przed taksówkę i patrzy w moją stronę. Wygląda obłędnie. Oczy mu błyszczą w świetle latarni. Uśmiecha się zalotnie. Powinien być modelem na każdym  bilbordzie w tym mieście. Chmura ogarnij się! Besztam sie w mojej nieogarniętej podświadomości. Podchodzę bliżej z bananem na twarzy, a on całuje mnie delikatnie w policzek czym bardzo mnie zaskakuje, otwiera drzwi do auta i wsuwam się do środka. Chyba już odleciałam a jeszcze nie zjedliśmy deseru. O mamusiu.

Jedziemy taksówką milcząc i wymieniając się tylko uśmiechami jak para nastolatków. Wyłącznie kierowca opowiada jakieś niestosowne dowcipy.

Wchodzimy do restauracji. Na sali panuje delikatny półmrok. Zajmujemy stolik przy kominku. Młody kelner podaje nam menu i kartę win. Nie mogę się skupić, czuję się tak onieśmielona jego obecnością. Może kiedy się napije trochę się rozluźnię.

- Spragniona? – patrzy na mnie z nad karty, a ja cieszę się, że moje policzki są ukryte w menu.

Tak, tak... jestem taka spragniona miłości i pożądania.. Ugaś moje pragnienie - wykrzykuje w myślach.

- Myślę że zdecyduję się na kieliszek białego półwytrawnego wina – odpowiadam grzecznie

- Poprosimy butelkę dobrego wina – zwraca się do kelnera, nawet nie zauważyłam kiedy zjawił się przy naszym stoliku.

Kelner przyjmuje nasze zamówienie na przystawki i dania główne, po czym odchodzi.

- Powiedz mi jaka jest Marianna – pyta zalotnie

Uśmiecham się. Co mam mu powiedzieć, że w nocy płaczę w poduszkę, spędzam wieczory pod kocem i zamierzam kupić sobie psa. Nieee... chcesz go wystraszyć przed  przystawką krzyczy moja podświadomość.

- Ciągle buja w chmurach – kwituje i pociągam łyk wina, mhmm jest pyszne.

- Niepoprawna romantyczka? Lubisz swoją pracę?

- Tak, to znaczy lubię nie lubię, jestem tu gdzie jestem dzięki swojej własnej ciężkiej pracy. Na razie wystarcza mi to do samorealizacji, a co będzie dalej to zobaczymy. – odpowiadam.

Kelner podaje przystawki. Biały krem z warzyw. Obłędny lekko pikantny czuje jak rozgrzewa mnie od środka, a może to wino. Wino, kominek, i jego obecność to sprawia, że cała płonę.

- Opowiedz mi coś o swojej rodzinie – mówi a głos ma taki łagodny.

Co to za przesłuchanie, zbiera na mnie jakieś kwity – przechadza mi się taka myśl po głowie ale szybko wyprzątam ją, chce być miły chce się czegoś o mnie dowiedzieć przecież znamy się dopiero kilka dni, uspokajam się sama w sobie.

- Jestem jedynaczką, moi rodzice mieszkają na wsi jakąś godzinę drogi od Krakowa, staram się ich odwiedzać w weekendy. Rodzice również byli jedynakami, dlatego też nie posiadam zbyt wielkiej rodziny. –uśmiecham się na wspomnienie dzieciństwa.

Patrzy na mnie nie odrywając wzroku, tak jakby analizował każde moje słowo, milczy więc kontynuuje moje wynurzenia.

- Lubię się wyrywać z tego tłoku i hałasu choćby na dwa dni. Wybieram się tam w następny weekend, może masz ochotę się ze mną wybrać. – chyba sama nie wierzę, że to właśnie powiedziałam, super spłoszę faceta na pierwszym spotkaniu. Brawo!

- Chcesz przedstawić rodzicom swojego chłopaka – śmieje się sprawdzając moją reakcję, szybko dodaje – Będzie mi bardzo miło spędzić z Tobą cały weekend –podnosi kieliszek żeby wznieść toast.

A ja właśnie unoszę się dwa metry nad ziemią. Jeszcze nie spotkałam nigdy faceta który składałby tak szybko takie deklaracje. a może to nie są deklaracje, może dla niego to tylko jakaś zabawa, przecież ma zostać w naszej firmy tylko jakiś czas. Czy warto się angażować.

 Czemu nie. Zaryzykuj. Nic nie tracisz, a możesz coś zyskać, idź na całość. Odsuwam myśli na bok, Chce się delektować dzisiejszym wieczorem. 

Igor opowiada o swoich perypetiach w poprzedniej firmie, jest taki swobodny i roześmiany To nie jest ten Igor którego poznałam przy zimnej posadzce w holu.

Kiedy kończę jeść danie główne jestem bogatsza o wiedze dotycząco rodziny Igora. Pochodzi z Wrocławia, jego rodzice byli prawnikami. Niestety zginęli w wypadku samochodowym kilka lat temu. Razem z młodszą siostrą odziedziczyli piękny duży dom na obrzeżach Wrocławia. Z tego co zdążył mi powiedzieć nie ma posiada zbyt wielu przyjaciół, większość z nich to ludzie z którymi pracował lub pracuję jak nasz Tomasz.

- Masz ochotę na deser? – wyrywa mnie tym pytaniem z moich myśli.

„Ty jesteś moim deserem” – chichoczę w myślach. Tak chce jeszcze spędzić z nim trochę czasu.

-yhym z przyjemnością – odpowiadam z uśmiechem.

-Moja siostra Maja przyjeżdża jutro zobaczyć jak się urządziłem w Krakowie. Myślę, że byście się dogadały maci podobne charaktery. Może masz ochotę zjeść z nami jakiś obiad? –pyta Igor

- Chcesz przedstawić siostrze swoją dziewczynę?

Wybuchamy śmiechem. Chyba oboje zdaliśmy sobie sprawę że zarzucamy na siebie nawzajem jakieś przynęty i wabiki. To jest takie słodkie. Kelner podaję mus czekoladowy. Wygląda obłędnie. Mogłam bym wysmarować nim Igora, a później zlizać z niego. Wtedy smakowałby jeszcze lepiej.

- Może podzielisz się ze mną z tym co Cię tak śmieszy?

Śmieje się naprawdę. O boże. „Nie powiem Ci, bo pomyślisz, że jestem napalona”  Wypowiadam to w myślach  i dobrze, że tylko w myślach.  

-To moja słodka tajemnica – staram się to wypowiedz jak najbardziej ponętnie potrafię.

Widzę że się uśmiecha, pewnie wie o czym sobie pomyślałam, głupia ja musze się opanować. Nie to moja paranoja, on nie potrafi czytać w moich myślach musze przestać panikować. Poważnieje.

- Mogę Cie o coś spytać? – mówię to bardzo poważnym głosem

- Jasne, słucham – odpowiada

- Dlaczego taki facet jak Ty jest sam? – pytam już nieco łagodniejszym głosem.

Musiałam o to zapytać. Wiem że mogę tego żałować, że za chwile odprowadzi mnie do taksówki i Go więcej nie zobaczę. Ale to prawda jest młody bardzo przystojny na dobrym stanowisku. Ma dobry styl, jest dżentelmenem (no z wyjątkiem tej sytuacji w holu! już prawię o tym zapomniałam) ma piękne włosy czyste ręce. Można by tu wymieniać godzinami. dlaczego on jest sam. Coś musi być nie tak. Aha jest typem podrywacza. Jedna noc, jedna kobieta?! Nie wygląda na takiego, ale może się niedługo o tym przekonam.

- Ciężkie pytanie. – wzdycha – o to samo mógłbym zapytać i ciebie co taka piękna kobieta robi sama, ale odpowiadając na twoje pytanie, nie spotkałem jeszcze żadnej kobiety, z którą wiązałoby mnie coś wyjątkowego. Wiesz szukam kogoś dla którego byłbym w stanie zmienić swoje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. – odpowiada.

Po co zmieniać, jesteś idealny! Dla mnie jesteś idealny, nie musisz nic zmieniać. Aha zapomniałam nie jestem Twoją kobietą. Coś we mnie się tknęło. On mężczyzna, samiec alfa, facet z krwi i kości mówi tak czule. Pozory jednak mylą.

Wychodzimy przed restaurację. i kierujemy się w stronę sukiennic. Rynek opustoszał. Tylko w oknach knajpek świeca się światła i widać śmiejących się ludzi. Spacerujemy bardzo powoli po rynku rozmawiając i śmiejąc się jak starzy dobrzy znajomi. Czuje się tak wspaniale nie chce żeby ten wieczór się skończył. Dochodzimy jednak do postoju taksówek i  wsiadamy do jednej z nich. Bardzo szybko dojeżdżamy do mnie pod mieszkanie. Znów całą drogę milcząc i wymieniając tylko uśmiechy. Taksówkarz parkuje naprzeciw  klatki schodowej. Igor bierze kosmyk moich włosów i zakłada je za ucho

- Dziękuje, że mogliśmy spędzić ten cudowny wieczór razem..

O nie musze coś zrobić bo rzucę się za chwilę na niego w tej taksówce

- Może wejdziesz na jakiegoś drinka – mówię szybko i ptarze mu prosto w oczy oczekując pozytywnej odpowiedzi. Proszę zgódź się. Tylko jeden drink

Igor wręcz taksówkarzowi pięćdziesiąt złotych po czym otwiera drzwi wysiada i podaje mi rękę. Taksówkarz stara się wydać resztę Igorowi przez okno ale on tylko mówi – reszty nie trzeba – i oboje pośpiesznie wchodzimy do klatki.

Moje serce wali jak oszalałe. Zgodził się. Ale na co na drinka na seks?! Już sama nie wiem co miałam na myśli mówiąc to pośpiesznie. Po prostu nie chciałam się z nim rozstawać. Idąc po schodach szukam w torebce kluczy. Otwieram drzwi wchodzimy. Drzwi za nami się zatrzaskują, a Igor bierze mnie mocno w ramiona i całuje tak gorąco tak namiętnie, że przenoszę się na inną galaktykę ja moje ciało i moja dusza. I w tym momencie wiem, że to była najlepsza decyzja jaką podajałam . Nie ważne ile to będzie trwać. Jest bosko.

Przygotowuje w  kuchni drinki jedyne co znalazłam w lodówce to zimna cytrynówka od taty z piwniczki. Nie mogę się skupić. Ten młody bóg siedzi tam teraz w salonie na kanapie, a ja przygotowuje nam napoje. To najlepszy wieczór w życiu.

- Masz piękne mieszkanie – mówi to kiedy wchodzę do pokoju ze szklankami cytrynówki. Słyszę jak bardzo cicho leci muzyka to chyba Sting nuci jakąś melodie.

- Cytrynówka od tatusia – wręczam mu szklankę –mieszkanie jest mojej dalekiej ciotki, opiekuję się nim  no i mam tym samym tanią kwaterę. Ciotka nie ma dzieci ani męża a teraz zamieszkała na wsi w domu po swoich rodzicach.

- Ja wynająłem mieszkanie na Kazimierzu, niestety nie jest tak przytulne jak Twoje. – uśmiecha się i upija łyk cytrynówki – mhhm dobra – oznajmia z niemałym uśmiechem.

Ja również upijam łyk i natychmiast po tym Igor nachyla się do mnie i zaczyna mnie całować najpierw bardzo powoli i delikatnie, ale kiedy widzi, że nie mam nic przeciwko odkłada nasze szklanki. I dociska mnie do siebie. Jest teraz tak blisko, jest taki ciepły, tak pięknie pachnie. I właśnie rozpina zamek przy mojej sukience. O boże jak się cieszę, że jednak nałożyłam tą koronkową bieliznę. No i doczekałam się tej nieziemskiej nocy z moim własnym bogiem. Odpływam.

Otwieram oczy, jestem trochę oszołomiona. jestem  mojej sypialni. Lekko podnoszę głowę i widzę jak Igor śpi skąpany w białej pościeli. A więc jednak mi się to nie śniło. Uśmiecham się. Wysuwam sie bardzo delikatnie spod pościeli i narzucam na siebie czarny jedwabny szlafrok. Na paluszkach przemykam przez sypialni i korytarz  po drodze zbierając porozrzucane wczoraj ubrania. Jeszcze raz patrzę jak Igor śpi w moim łóżku i uciekam do łazienki zmyć resztki mojego makijażu. Kiedy skradam się do salonu aby wziąć jakieś czyste ubrania słyszę za sobą miły zaspany głos

- Cześć – i o to on mój własny bóg stoi tu przede mną w samych bokserkach i lekkim zarostem na twarzy, potarganymi włosami i szelmowskim uśmiechem.

- Cześć, przepraszam nie chciałam Cię obudzić, chciałam wziąć prysznic – odpowiadam, jestem zaszokowana tym, że to dzieję się naprawdę i ja w tym uczestniczę.

- Może weźmiemy razem? – pyta drapiąc się po głowie, jak gdyby pytał, która jest godzina. Nie czeka na moją odpowiedź, wchodzi do łazienki pozbawia się jedynego okrycia czyli bokserek wchodzi do kabiny i odkręca wodę.

Ok chyba nie mogę się ruszać, ktoś wyłączył mi zasilanie w mózgu. No rusz się kobieto on nie będzie na Ciebie czekał cała wieczność. Otrząsam się wchodzę do łazienki zamykam drzwi i zrzucam z siebie mój szlafrok po czym wchodzę do kabiny. Woda spływa mi po ciele i nie wiem czy jest ona ciepła czy zimna bo czuje tylko dotyk Igora i kolejny raz odpływam w rokoszy.

- Mam czystą i nową bieliznę i jakieś koszulki męskie gdybyś chciał. – mówi Igorowi kiedy wychodzimy z łazienki. On jedynie przepasany ręcznikiem w pasie a ja w szlafroku z mokrymi włosami.

Patrzy na mnie z konsternacją.

- Maciek to twój poprzednik często u mnie nocował i zostawił tutaj kilka swoich drobiazgów. – otwieram szufladę ujawniając stertę męskich ubrań i kosmetyków. – Maciek to gej. – szybko dodaję tłumacząc się. Widzę jak patrzy na mnie z niedowierzaniem.

-  Już myślałem, że to szuflada ratunkowa dla Twoich kochanków –uśmiecha się – poczęstuje się w takim razie - całuje mnie lekko w policzek.

- Mam tylko kawę, moja lodówka jest pusta

- Kawa super – odpowiada, wygląda tak niebiańsko przystojnie, zdążył ubrać jedną z koszulek w kolorze białym, przegląda moje płyty i książki. – siostra przysłała smsa, że za godzinę będzie w Krakowie, muszę jechać ją odebrać na dworzec, może mi potowarzyszysz?

Uśmiecham się.

- Dziękuje za zaproszenie, ale może nie tym razem, wiesz tyle atrakcji jak na jeden dzień i.... jedną noc – mruczę niepewnie.

- Rozumiem – obejmuje mnie w tali i przyciąga bliżej do siebie – mam do ciebie jednak jedną prośbę... dopiero się poznajemy... i nasz praca.. nie chce żebyśmy na razie ujawniali tego co jest między nami

- Jasne – auć trochę zabolało, chciałam bym wykrzyczeć całemu światu że... a właściwie co przecież nie wiem tak naprawdę co jest między nami jeden wieczór i jedna noc wspólnie spędzone to chyba jeszcze nic nie znaczy tłumacze sobie sama, wtulona ciągle w Igora. Tak ma racje, lepiej pozostawić to tylko dla siebie, może w przyszłości.. nieważne musze cieszyć się chwilą.

Odprowadzam Igora, aż pod taksówkę i macham mu na pożegnanie, a potem wracam na górę do mieszkania i odpalam laptopa. Muszę zająć się czymś pożytecznym i wyrwać się z tej bajki. Składam zamówienie na zakupy z dostawą i nastawiam szybkie pranie. Szybko oprzątam salon i sypialnie, wstawiam naczynia do zmywarki i zabieram sie za sprzątnięcie łazienki, cały czas myśląc o tych spaniałych chwilach spędzonych razem z Igorem.  Z moich cudownych wspomnień wyrywa mnie dźwięk domofonu. to kurier z zakupami.

Większość niedzieli spędzam w łóżku, naprzemiennie z laptopem i książką. Jak dobrze czasem poleniuchować.

Leże i myślę co robi właśnie mój młody Bóg, kiedy słyszę dźwięk sms-a

„Myślę o tobie. Zjedzmy jutro lunch. Igor.”

 

Zwięźle i rzeczowo, siedzę patrzę w ekran i czytam te zdania po tysiąc krotnie. Jest w nich coś czułego ale czuć też dystans. Paranoja mnie zjada. Faceci nie analizują tak każdego słowa więc i ja nie powinnam. Odpisuję.

„Zgadzam się. Służbowy lunch. Dobranoc”

Odkładam telefon i zapadam w sen. Śni mi się jakaś łąka i dużo kwiatów biegnę i zrywam fioletowe, żółte i czerwone kwiaty, jest ciepło grzeje takie piękne słońce odwracam się i widzę, że za mną stoi Igor w białej lnianej koszuli patrzy na mnie. Podaje mi rękę i biegniemy razem pośród kwiatów. Zatrzymujemy się na jakiejś polance, stoimy teraz twarzą w twarz a on ujmuję moją i zaczyna delikatnie całować.

Budzi mnie hałas budzika, i bardzo powoli zwlekam się z łóżka.

Siedzę w swoim gabinecie i nie mogę skupić się na pracy, Jeszcze nie widziałam Igora i trochę obawiam się tego spotkania, Jak będzie się zachowywał wobec mnie. Patrzę na zegarek jest już prawie dwunasta trzydzieści.

- Mam zaraz spotkanie na mieście, muszę się chwilę odprężyć  a Twoja kanapa jest taka wygodna – Maryla sprowadza mnie powrotem na ziemię.- Jak było u rodziców?

O nie! Tylko spokojnie, muszę się zachowywać naturalnie i powiedzieć prawdę tylko nie całą.

- Nie byłam u nich, zostałam w mieście –mówię spokojnie, na szczęście Maryla chyba nie za bardzo zwraca na mnie uwagę.

W tym momencie zauważam że w wejściu o mojego gabinetu stoi Igor, uśmiecha się i nagle zauważa Maryle która siedzi na kanapie z zamkniętymi oczami i masuje się po karku. Jego mina nieco poważnieje i lekko odchrząkuje. Maryla otwiera oczy i poprawia się na kanapie.

- Przepraszam, nie chciałbym przeszkadzać, ale musimy już lecieć... mówi w moją stronę – na lunch....Tomasz na nas czeka – dodaje.

Tomasz, a więc jednak to lunch służbowy. A co ty myślałaś sobie głupia, że to kolejna randka, chyba powiedział wczoraj, że w pracy utrzymujecie kontakty służbowe. Pouczam sama siebie.

Wychodzimy na korytarz, Maryla odchodzi do swojego boksu puszczając mi tylko oczko. Kierujemy się z Igorem w stronę wind gdzie czeka na nas Tomasz. Mój młody Bóg trzyma mnie delikatnie w talii, a po moim ciele przebiega zimny dreszcz.  Chyba wszyscy na nas patrzą, ale nie robimy nic złego, po prostu idziemy przez korytarz nawet nie rozmawiamy.

Siadamy w bardzo eleganckiej restauracji, przeglądam menu. Aha chyba trochę zbyt drogo jak na moją kieszeń. Igor z Tomaszem dyskutują o czymś, ale nie mam ochoty nawet wgłębiać się w temat rozmowy. Mój nastrój jest nostalgiczny. Zjadam ze smakiem obłędne danie. Jest przepyszne. Przypomina się piątkowy wieczór, ta restauracja, kolacja, spacer a potem ta noc kiedy byliśmy sam na sam. Uśmiecham się sama do siebie. Patrzą na mnie jak na wariatkę. Bo chyba nią jestem. Szybko poważnieje.

- Miłe wspomnienia – uśmiecham się niewinnie, a oni nie odrywają ode mnie wzroku.

Po chwili krępującego milczenia odzywa się jako pierwszy Tomasz

- No tak.. musze wracać do biura, Wy zostańcie, porozmawiajcie, lepiej się poznajcie, zobaczymy się w biurze – spogląda na telefon i wychodzi

- Przepraszam za Tomka, spotkałem go kiedy szedłem po Ciebie, powiedziałem, że idziemy na lunch więc się dołączył. – głos ma skruszony

- Nic nie szkodzi, Tomasz zawsze jest miłym towarzystwem, po za tym jesteśmy w pracy – powiedziałam to chyba zbyt ostrym głosem – jak tam Twoja siostra – dodaje łagodnie

- Świetnie prawie zanudziła mnie na śmierć swoimi opowieściami. Powiedziałem jej, że kogoś poznałem... no i uparła się żebyśmy jutro razem we trójkę się spotkali. Może wpadniesz do nas, ugotuje jakąś kolację co Ty na to?

- Gotujesz?

- Okazjonalnie, tylko dla wyjątkowych osób.

- Zaliczam się do nich? – pytam prowokująco

Uśmiecha się niedowierzając.

- Chętnie zjem coś dobrego i przyjemnością poznam Twoją siostrę.

Wychodzimy z restauracji i zmierzamy ku naszemu biurowcowi.

- W środę rano wyjeżdżam do Wrocławia razem z Mają, wracam w piątek, a później jestem cały do Twojej dyspozycji, mamy jechać do Twoich rodziców. Mam nadzieje, że to aktualne? – stoimy przed wejściem do biura. Kiwam głową na znak potwierdzenia i już myślę o tym że nie będę Go widzieć przez dwa dni, to takie smutne. Jeszcze nie dawno nie miałam pojęcia o jego istnieniu, a teraz nie mogę bez niego wytrzymać.

Kończę pracę kilka minut po siedemnastej, i spokojnie wracam do domu. Mój nastrój znów jest melancholijny, to chyba przez pogodę tak po prostu działa na mnie jesień. W domu zapalam kilka świeczek, włączam smętną muzykę robię gorącą kąpiel z bąbelkami nalewam kieliszek białego wina i zanurzam się w wannie.

No i co ja mam sobie o tym wszystkim, myśleć. Czy mogę się w to angażować, czy powinnam. Z jednej strony jest taki chłodny i zdystansowany a drugiej taki czuły i  delikatny. Taki skarb może sie trafić raz na milion albo i rzadziej. I trafia się właśnie mi.

Włączam komputer, loguje się i uruchamiam video czat z Maćkiem. Ależ on wygląda świetnie, jest naprawdę przystojny szkoda, że jest gejem, a może i lepiej. Rozmawiamy na razie głównie o nim o tym jak mu jest w Londynie, że zgrywa się powoli z zespołem. Wynajął małe mieszkanie, ale z dużą garderobą. Cały Maciek. No dobra powiem mu, on spojrzy na moją sprawę chłodnym okiem, Jest moim najbliższym przyjacielem zawsze mi pomagał w trudnych sytuacjach. Co prawda nigdy nie miałam takich SYTUACJI to znaczy damsko-męskich, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

- Słuchaj Maciek, mam pewną sprawę do omówienia – zaczynam łagodnie, od razu mi przerywa.

- Słuchaj Mania jeśli chodzi o mieszkanie, to ja doradzam kupno no wiesz nieruchomość to dobra inwestycja, ale wiesz moje mieszkanie stoi puste możesz się tam władować kiedy chcesz, przecież wiesz.

Tak to prawda myślałam o kupnie jakiegoś mieszkania trochę odłożyłam grosza reszta to byłby pewnie kredyt. Chciałam mieć coś swojego. Ale nie w tym rzecz. Nie teraz, przecież na głowę mi nie kapię, ciotka nie wyrzuca mnie z mieszkania, jeszcze z tym poczekam.

- Nie chodzi o mieszkanie. Maciek chodzi  o faceta. O błogo przystojnego faceta.

Maciek nic nie mówi i nawet się nie rusza. Przez chwilę myślę, że może Internet zerwało połączenie ale w końcu Maciek przemawia

- No mała nie spodziewałem się, opowiadaj, jestem w dużym szoku, chce wiedzieć wszystko.

Nie spodziewał się!? Trochę to zabolało gdzieś tam w środku. Hej przecież jestem kobietą w kwiecie wieku, bez żadnych zobowiązań, chyba mogę się podobać, choć nie wyglądam jak modelka z jakiejś okładki, ale no chyba nic mi nie brakuje. Ok. nie ważne, na pewno nie to miał na myśli. Streszczam mu przebieg wydarzeń z kilku ostatnich dni. On słucha cierpliwie, nie mówiąc nic.

-  Idź w to, zaryzykuj, to znaczy wiesz mała nie chodzi, o to że mówię Ci żebyś chwytała się pierwszego lepszego faceta, który się koło Ciebie zakręci, ale z tego co mówisz zapowiada się ciekawie, spróbuj, może to właśnie to! Aha no i wiesz musisz mi teraz zdawać więcej i częściej relacji – krzyczy z ekscytacją.

Uśmiecham się do monitora, tego mi właśnie trzeba było. Tak Maciek ma rację, a jeśli to jest właśnie on. Ten wyśniony, wymarzony. Muszę spróbować, na razie bez zbytniego zaangażowania, tylko nie wiem czy dam radę.

Wtorkowy ranek zaczynam od papierkowej roboty, trochę mi się tego nazbierało. Wkładam dokumenty do czarnej teczki i drukuję raport z ostatniej kampanii, kręcę się na krześle obrotowym, a mój gabinecik wiruję razem ze mną. Czuję się jak małe dziecko, takie bezbronne, bez żadnych problemów. Życie jest trudne. Kwituje. Zabieram dokumenty i raport i zmierzam ku gabinetowi Igora.

- Cześć szef, u siebie, wolny? – staję przy biurku Emilki.

- Mówią że wolny, nie ma obrączki na ręku, ale to jeszcze nic nie oznacza – stwierdza Emilka i obie wybuchamy śmiechem.

Pukam delikatnie, otwieram drzwi do gabinetu Igora, wsuwam głowę i widzę jak siedzi wpatrzony z monitor dopiero po chwili odrywa od niego wzrok i mnie zauważa:

- Cześć jasne zapraszam – uśmiecha się, i wydaję się być zadowolony z mojego widoku.

- Mam dla Ciebie kilka dokumentów do przejrzenia i raport z kampanii z DULU, chciałabym żebyś przejrzał to jeszcze przed wyjazdem, pod Twoją nieobecność mogłam bym nanieść poprawki.

- Tak nie ma sprawy – widzę, że nie skupia się na tym co mówię – nie mogę doczekać się kolacji – patrzy na mnie tak intensywnym wzrokiem, aż robi mi się gorąco.

- No tak cieszę się że poznam Twoją siostrę

- Muszę Cię jedynie uprzedzić że Majka bywa czasem bezpośrednia i hmm nieokiełznana

- Myślę, że dam sobie z nią radę – nachylam się prowokująco do niego opierając ręce o biurko z ciemnego drewna. Patrzy zaskoczony no i dobrze o to mi chodziło. Mam nadzieję, że nikt nie zagląda przez szyby. – Przejrzyj te dokumenty o odeślij je do mnie, mam spotkania na mieście i nie wrócę już dziś do biura... także do zobaczenia na kolacji. Dziewiętnasta? – pytam i nie czekając na odpowiedź, wychodzę z jego gabinetu. Minę miał  przednią. Usta lekko rozchylone, a źrenice rozszerzone. Może za ostro w końcu mieliśmy w pracy zachowywać się stosownie. Nie! Było w sam raz, trochę prowokująco trochę zaskakująco. Sama nie wiedziałam, że tak potrafię. W mojej głowię słyszę pieśń triumfalną. Jestem wariatką. Dobra skupmy się na pracy. 

Siedzę na super nudny spotkaniu, dobrze, że nikt nie każe mi się odzywać. Jest ze mną Tomasz, a właściwie to ja jestem tutaj z nim. Poprosił żebym mu potowarzyszyła przy tych spotkaniach. Lubię z nim spędzać czas. Jest jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. Jedyny facet w moim życiu który mnie rozumiał to był mój tata, później Maciek, Tomasz i teraz mam wielką nadzieję, że będzie to Igor. Kurczę tylko że w związku jest inaczej niż w przyjaźni, a ja chce i jednego i drugiego z tym samym człowiekiem. Czy ja nie za dużo wymagam. Kończymy spotkania o piętnastej trzydzieści i od razu pędzę do domu. W trakcie nic nie robienia  na spotkaniach wymyśliłam, że upiekę ciasto czekoladowe z przepisu babci, jest pyszne, szybkie i zawsze wychodzi. W kuchni wyszukuję wyblakłą i poplamioną kartkę z przepisem, ledwo coś mogę z niej już  wyczytać.

Ciasto stygnie w kuchni, a ja zabieram się za poprawki w makijażu. Jestem podekscytowana tym spotkaniem. Trochę dzisiaj poszalałam w gabinecie u Igora, ale na kolacji będzie także jego siostra więc nie będziemy mieli pewnie czasu żebym porozmawiać, mam nadzieję, że nie odwoła wyjazdu do rodziców. Wkładam prostą sukienkę z długim rękawem w kolorze jasnego różu, narzucam szary płaszcz zabieram zapakowane ciasto i wychodzę na taksówkę która czeka już pod kamienicą.

 

- Ciasto czekoladowe, Iguś już ją lubię – Majka puszcza oko do Igora.

Iguś! Nieźle, to przezwisko jest zarezerwowane pewnie tylko dla Majki, tak kazała do siebie mówić, jest filigranową szatynką, ma świetną figurę jej oczy są brązowe i błyszczące, a ich oprawa jest bardzo ciemna. Wydaję się bardzo pewna siebie z pewnością dlatego, że czuję się atrakcyjną kobietą. Ma na sobie czarna sukienkę i złote dodatki. Widzę, że Igor jest nieco zestresowany, przywitał się ze mną pocałunkiem w policzek i uśmiechem. Wrócił do kuchni i krząta się tam od czasu do czasu zerkając na nas. Majka opowiada mi o swoim życiu. Mówi bardzo szybko chyba nie wszystko przyswajam, wyłapuję tylko najważniejsze szczegóły. Pracuje jako stylistka ubioru, dużo podróżuje, jest sama, w ostatnią zimę złamała nogę na nartach.

Siedzimy przy okrągłym stole. Mieszkanie jest nie wiele większe od mojego, salon połączony z otwartą kuchnią, nie ma tu zbyt dużo mebli, ale to pewnie przez to, że Igor nie dawno się tu sprowadził, a może po prostu lubi czyste i otwarte przestrzenie. Zastanawiam mnie to, tak mało Go jeszcze znam. W mieszkaniu znajduję się również sypialnia i łazienka, oraz ogromny balkon gdzie wisi fantastyczny hamak.

Igor serwuję nam kolację, nalewa wino które jest pyszne i chłodne i w końcu siada z nami przy stole. Podaje nam polędwiczki wieprzowe z sosem śmietanowym i sałatką z melonem. Obłędne. Świetnie gotuje, nie spodziewałam się aż tak dobrze. delektuje się każdym kęsem popijając czerwone wino i śmiejąc się z opowieści Majki z jej podróży do Hiszpanii. Igor wydaję się już rozluźniony, mało mówi ale uśmiecha się cały czas. Ma piękny uśmiech.

- Ja już dziękuję za wino, muszę juto wstać do pracy, chociaż szefa nie będzie – śmieje się kiedy Igor podnosi butelkę wina.

- Ciasto jest pyszne naprawdę, musisz nam zdradzić przepis

- To rodzinna tajemnica – chichoczę, tak dobrze czuje się w ich towarzystwie.

- Muszę jeszcze zadzwonić w kilka miejsc, przed jutrzejszym wyjazdem, naprawdę miło Cię było poznać Marianna. Musisz koniecznie przyjechać do nas do Wrocławia. Jesteś naprawdę super, mój brat dobrze trafił.

Zatkało mnie.

- Dobra, dobra idź już dzwonić bo zaraz pojedziesz pociągiem do domu. – śmieję się Igor, chyba jest też trochę zaskoczony wyznaniem siostry.

Dostaję dużego całusa w policzek i Majka znika za drzwiami do sypialni. Zbieram talerze ze stołu i stawiam je na blacie kuchennym, a Igor wstawia je do zmywarki, aż trudno uwierzyć, że pan szef robi takie proste i domowe rzeczy. Wygląda na takiego beztroskiego i kochającego. Byłby chyba dobrym mężem i ojcem. Nie, stop o czym ja myślę, powoli najpierw muszę Go lepiej poznać.

- No widzisz ostrzegałem Majka potrafi być hm... przytłaczająca

- Jest naprawdę bardzo miła, fajnie że potrafi tak opowiadać o swoim życiu, pewnie zaraża ludzi swoją energią i uśmiechem, urzekło mnie to...

I w tym właśnie momencie czuję ciepłe pełne usta na moich, jedną ręką trzyma w moich włosach druga powędrowała do tali, przyciągnął mnie do siebie blisko, pachnie tak bosko. Oh mój młody bóg, całuje mnie namiętnie w swojej kuchni. Rozkoszuję się tą chwilą bo wiem, że nie będzie trwała długo. W końcu odrywamy od siebie usta, ale ciągle jestem w jego objęciach. Brak mi tchu.

- Muszę już chyba iść, robi się późno, a Wy jutro macie przed sobą podróż... – dukam coś trzy po trzy – zadzwonię po taksówkę – nie chcę się z nim żegnać, ale nie potrafię przy nim racjonalnie myśleć, opanowuje mnie pożądanie

- Może przejdziemy się jeszcze chwilę – proponuje Igor. A ja przystaje na tą propozycję.

Wieczór jest chłodny, ale mi szumi wino w głowie i jestem jeszcze rozgrzana niedawnym cudownym pocałunkiem. Spacerujemy powoli po Kazimierzu, jest taki piękny o zmierzchu kiedy kamieniczki są oświetlane latarniami. Przez chwilę milczymy. Chyba oboje jesteśmy sobą onieśmieleni. To takie dziwne uczucie przecież jesteśmy dorośli a jednak zachowujemy się jak nastolatki. Czy to normalne. Sama się dziwie.

- Przepraszam za to w domu.. nie mogłem się powstrzymać... a właściwie to nie chciałem się powstrzymywać... zależy mi na Tobie – oświadcza Igor

I chyba usłyszałam właśnie te słowa na które liczy każda kobieta. Zależy mu na mnie. No tak przecież nie całowałby mnie gdyby było inaczej. Ale o to oznacza, że będziemy się teraz częściej spotykać, śmiać się, pić wino... chodzić do kina... na kolację. A co z pracą. Przecież sam mówił że nie chce w pracy nic ujawniać, a może teraz się to zmieni może będzie chciał to powiedzieć całemu światu, nie to nie w jego stylu, chyba?! Chmura za dużo jak na raz. Uspokój się.

- Podobało mi się – patrzę na niego z pod rzęs, a on ponownie zanurza się we mnie, jest cudowny, delikatny i namiętny. Taki pocałunek to rozkosz dla mojego całego ciała.

Wsiadam do taksówki, pełna szczęścia. W głowie szumi mi już nie tylko wino ale i słowa Igora, jego zapach, i rozkosz jaka pozostała po pocałunku.

 

- Mamuś, cześć słuchaj bo ja w piątek się wybieram do Was, mam nadzieję, że się cieszycie, aha Mami przyjadę ze znajomym... ale nie  z Maćkiem, nie sprawi Wam to żadnego problemu, nie na pewno? no bo wiesz jako coś to ja mogę...  naprawdę dziękuje, no to będziemy w kontakcie, pozdrów tatkę.

 

Czas bez Igora strasznie mi się dłużył, na szczęście w pracy miałam co roić, całą środę, nanosiłam poprawki na raport, w międzyczasie odhaczyłam dwa spotkania, a kiedy wróciłam do domu zapadłam w cudowny sen, który prześladuję mnie dzisiaj cały dzień.

 

Mam na sobie taką letnią sukienkę w kolorze nieskazitelnej bieli, jest ciepło, moje włosy wirują są miękkie i lekko pofalowane, spaceruję wzdłuż piaskowego brzegu a o moje stopy rozbijają się tafle wody. Patrzę na morzę, jest takie spokojne, słońce prawię styka się z wodą, ma kolor pomarańczy, a po jego bokach rozchodzą się różowo – żółto – fioletowe smugi. Widok zapiera dech w piersiach. Odwracam głowę do tyłu, zaczepiam kosmyki za ucho i dopiero teraz dostrzegam widok za który mogłabym oddać wszystko. To mój Igor stoi na tarasie oparty o białą poręcz, uśmiecha się do mnie. Jest taki piękny, macha do mnie przywołując mnie do siebie. Moje stopy zaczynają iść do niego, stawiam delikatne bose nogi na stopnie drewnianych schodów i już jestem coraz bliżej niego, już prawię. Wyciągam rękę do jego twarzy i...  – się budzę.

 

Zbieram swoje rzeczy i ruszam na zakupy, postanowiłam coś sobie kupić, właściwie to jeszcze nie wiem co, ale nowe rzeczy w  mojej garderobie na pewno się przydadzą. Stoję w przymierzalni w ciemnozielonej sukience z głębokim dekoltem, chyba wyglądam dobrze, pasowały by do niej te buty brązowe na obcasie które kupiłam zeszłej zimy. O tak biorę ją. Teraz te białe spodnie, Jest październik, ale pogoda nas tak rozpieszcza, że może będę miała szanse je włożyć może nawet w ten weekend. Moja pupa wygląda w nich oszałamiająco. Wzięłam jeszcze mięciutki sweterek w kolorze pudrowego różu, idealny na chłodniejsze wieczory.  Długo stoję przed sklepem z bielizną, Czy potrzebuje coś, przecież jadę do rodziców, nie będziemy tam baraszkować, a szkoda mam ochotę. Dobra wchodzę, ale wybieram tylko kilka nowych majteczek i dwa staniki w promocyjnej cenie. W drodze na parking zdążyłam jeszcze kupić herbatkę dla taty z palonym karmelem, a dla mamy krówki.

 

W domu przygotowuję rzeczy do zabrania, wstawiam jeszcze pranie i naczynia do zmywarki, podlewam kwiaty. Sms.

„Jestem już w drodze powrotnej, Sprawdzałem pogodę na weekend zapowiada się słonecznie. I”

Szybko odpisuję.

„Pamiętaj żeby zabrać kalosze i czerwone robaki, wybierzemy się na ryby ”

SMS.

„Robaki? Zawsze mam pudełko czerwonych robaków w lodówce na czarną godzinę, gorzej z kaloszami. ☺”  

 

Wariat. Śmieję się wniebogłosy. Myję zęby i zapadam w sen.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Papi Rose · dnia 18.09.2016 20:41 · Czytań: 435 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
al-szamanka dnia 19.09.2016 22:01
Przeczytałam kawałek początku.
Skoczyłam ku środkowi, potem trochę dalej... wszędzie te same błędy.
Proszę, przejrzyj tekst jeszcze raz pod tym kątem, ale bardzo dokładnie i popraw!
Poza tym masz momenty, gdzie po prostu parskałam śmiechem:
Cytat:
czuję jak moje pa­licz­ki płoną.

Cytat:
Umyła ręce po­pra­wi­łam swój koń­ski ogon

Cytat:
wolna prze­strzeń z każ­dym przy­stan­kiem zmniej­sza­ła się i skra­ca­ły się gra­ni­cę wol­nej prze­strze­ni oso­bi­stej.

Cytat:
kiedy wró­ci­łam do domu za­pa­dłam w cu­dow­ny sen, który prze­śla­du­ję mnie dzi­siaj cały dzień.

Cytat:
Od­wra­cam głowę do tyłu, za­cze­piam ko­smy­ki za ucho

Cytat:
Moje stopy za­czy­na­ją iść do niego

etc
Bellona dnia 18.10.2016 05:20 Ocena: Dobre
Przeczytałam uważnie pierwszą połowę opowiadania a potem już tylko końcówkę. Straciłam cierpliwość, nie wiadomo o czym tak naprawdę to opowiadanie jest, jaka jest głębsza myśl która chciałaś przekazać. Po co się tak rozpisywać? Oczywiście może to być próba romansidła to wtedy rozumiem, ale one są raczej takie bardziej kwieciste i mocno erotyczne. Pozdrawiam i życzę dużo wspanialej weny twórczej.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty