Panienki w lesie - Niczyja
Proza » Obyczajowe » Panienki w lesie
A A A
Od autora: Tekst może być czytany jako odrębne opowiadanie lub jako kolejna część przygód bohaterki "Turbacza". Miłej lektury:)

„Panienki w lesie”

 

Długo nie trzeba było czekać na kolejną wyprawę Julity Kolanko. Niespokojna dusza gnała ją w świat, ku nowym wrażeniom, nieodkrytym miejscom i ludziom.

Koniecznie chciała zanocować w górskim schronisku. Pod Babią Górą zaoferowali jej miejsce na podłodze, za co grzecznie podziękowała, z maleńkim wzdrygnięciem obrzydzenia, wyobrażając sobie wędrujące po niej nocą karaluchy i inne paskudztwo. W Pięciu Stawach wolne terminy były dopiero w listopadzie. Już miała zrezygnować, gdy znajomy rzucił hasło schroniska w Beskidzie Małym, pod Leskowcem. Po dłuższym zastanowieniu i zapoznaniu się z trasami dojścia i zejścia zadzwoniła do schroniska. Pani zaproponowała miejsce w kilkuosobowym pokoju. Dla Julity nie miało najmniejszego znaczenia z kim będzie spędzać noc, ważne, że w ukochanych górach. Zarezerwowała łóżko, kupiła bilety na pociąg i już dwa dni później, o piątej rano czekała na peronie dworca kolejowego.

W pociągu natychmiast zasnęła. Obudził ją nie dźwięk budzika, który miał zadzwonić kilkanaście minut przed Krakowem, a głośne rozmowy współpasażerów utyskujących na prawie godzinny przymusowy postój spowodowany awarią pociągu przed nimi. Wreszcie ruszyli, wszyscy byli ożywieni jakby najedli się szaleju, szczególnie ta młoda para w rogu przedziału. Dziewczyna miała na sobie białą, koronkową bluzkę z czarnym biustonoszem pod spodem, którą cały czas wpuszczała w spodnie, jakby tamta żyła własnym życiem i złośliwie z nich wyskakiwała. Wierciła się nieustannie, by zwrócić uwagę kochanka. On głaskał ją po plecach, masował łydki i ramiona, ściskał wnętrze ud. Pewnie pozwoliłby sobie na znacznie więcej, gdyby nie krępująca obecność pasażerów. Diabelskość widać było w jego zielonych, uwodzicielskich oczach, skrytych pod długim daszkiem czapki. „Ach, ci młodzi. Nie znają umiaru, ani przyzwoitości!” – pomyślała Julita.

Umyśliła sobie, że z Krakowa pojedzie do Andrychowa, aby stamtąd dłuższą pięciogodzinną trasą wdrapać się na szczyt Leskowca. Pech chciał, że dwa najbliższe autobusy odwołano, a kolejny miał być dopiero za godzinę. Nie chciała czekać! Wraz z poznaną na dworcu Emilką ruszyły na mały dworzec krakowskich busików. Akurat jeden odjeżdżał w stronę Wadowic. Wsiadły. Emilka okazała się rodowitą Wadowiczanką. Bardzo przyjazna duszyczka od razu zdobyła serce Julity, chyba z wzajemnością, bo rozmawiały, jakby znały się od dawna, odnalazły wiele wspólnych upodobań i pasji. Na wadowickim dworcu Julita złapała busik do Andrychowa i za niedługo była na miejscu. Teraz należało tylko znaleźć początek zielonego szlaku i gotowe, można zdobywać góry.

W sobotnie przedpołudnie było to jednak nie lada wyzwaniem. Informacja turystyczna zamknięta. Nagabywani na ulicy przechodnie mówili każdy co innego i o chyba zupełnie innym szlaku - czarnym, zaledwie godzinnym, do którego trzeba było maszerować aż trzynaście kilometrów. Uznała więc, że jedynym sensowym rozwiązaniem jest taxi, taksówkarz na pewno będzie wiedział takie rzeczy. I rzeczywiście wiedział, pojawił się tylko problem zbyt wysokiej ceny. 50 złotych! Negocjacje trwały, kierowca był nieugięty, ona przejęta. Zszedł z ceny o dyszkę, a w czasie dłuższej pogawędki, o jeszcze jedną. Gdy wysiadała, doradził, że ma szukać panienki w lesie, bo przy niej zaczyna się zielony szlak. Julita uśmiechnęła się na te dwuznaczne słowa. Szofer także.

Ruszyła w las lekka jak piórko, choć z ciężkim plecakiem. Było pięknie, cicho, spokojnie – tego szukała. Na rozstaju leśnych dróg stała panienka -  Matka Boska w kapliczce przybitej do drzewa. Julita odmówiła zdrowaśkę za bezpieczną wyprawę i ruszyła w kierunku, w którym zmierzała dwójka turystów. Szła niespiesznie, szybko więc znikli jej z oczu. Wymieniała SMS-y z ulubionym, wielce żartobliwym poetą, którego poczucie humoru zawsze było strzałem w dziesiątkę. Był antidotum na całe zło świata i wszelkie smutki. Przystanęła przy śródleśnym poletku, gdzie lśniły w słońcu jeżyny. Były duże, słodkie, kuszące, objadła się nimi za wszystkie czasy. Maszerując, mijała panienki w lesie, każda była inna, każda uroczo skromna.

Na wzgórku „Panienki” przecinały się dwa szlaki – zielony i żółty. To tam zreflektowała się, że chyba poszła w złym kierunku. Zamiast wędrować ku szczytom, wracała do Andrychowa. Tę tezę poparła jeszcze grupka turystów z rozłożystą mapą. Zjawili się jak zesłańcy niebios, aby nawrócić ją na właściwą drogę. Poeta żartował, że zamiast jeżyn najadła się wilczych jagód, stąd halucynacje – panienki, nierozpoznawanie otoczenia  - zgubienie drogi i silne pobudzenie. Rozbawił ją tym do łez. Zjadła pyszną Eliteskę i zawróciła. Miała do nadrobienia godzinę. Minęła te same panienki, później pojawiły się nowe. Aż w końcu nadszedł czas morderczej mitręgi, wspinaczki na Gancarz – stromy szczyt nazywany przez niektórych Golgotą. Zdobyła go, wpierając się na sękatym kiju. Zziajana i spocona usiadła przy krzyżu, patrząc na panoramę, a po dłuższej chwili odpoczynku ruszyła dalej.

Z naprzeciwka zbliżały się ku niej inne panienki – siostrzyczki ubrane w szare, letnie habity. Przewodnikiem radosnego stadka był młody ksiądz. Szły, wspinając się i rozmawiając między sobą, czy podołają Babiej Górze. Coś w tej górze musi być, skoro wszystkie panienki tam dążą -  te stanu wolnego i te poświęcone Bogu.

Malowniczy, mało-beskidzki szlak z każdym krokiem przybliżał ją do celu. Do schroniska! Gdy dotarła na miejsce, zrzuciła wpijający się w ramiona ciężki plecak i zamówiła zimne piwo oraz kwaśnicę. Po wysiłku schłodzone piwo jest ambrozją. Taką właśnie się raczyła, siedząc na zewnątrz budynku, z nogami opartymi o krzesło. Nie miała ochoty zrobić ani kroku więcej. Nawet ruszyć ręką. Chciała tylko siedzieć i sączyć w ciszy zimne piwo. W końcu zameldowała się, zostawiła bagaż w pustym czteroosobowym pokoju i udała na szczyt  Leskowca. Prowadził ku niemu Szlak Buków - przepiękny, mroczny, tajemniczy gąszcz prastarych drzew i krzewów. W powietrzu czuć było magię, zapowiedź czegoś niezwykłego. Tą leśną ścieżką przyrodniczą wędrował przed laty Jan Paweł II, tutaj się zamyślał, planował swoją przyszłość, snuł marzenia…

Julicie udzielił się nastrój miejsca. Tędy prowadziła Droga Św. Jakuba, odcinek beskidzki prowadzący do Santiago de Compostella. Na Leskowcu był jej 3854 kilometr. Czytała to wszystko i zapamiętywała skrupulatnie, jako coś istotnego. Szczyt okazał się rozległym płaskowyżem, skąd roztaczał się widok na odległe, znacznie wyższe szczyty Tatr Zachodnich i Wysokich, Babiej Góry i Turbacza. Pełno tam było jagodowych krzewinek i jeżynowych zarośli poprzetykanych borówkową czerwienią. Ciszę miejsca zaburzał tylko delikatnie dmący wietrzyk i pokrzykiwania drapieżnego ptaka. Pewnie się bał, była tutaj intruzem.

Zmęczona położyła się na trawie i zapadła w drzemkę. Nikt jej nie przeszkadzał. Spała ponad godzinę. To miejsce było czarodziejskie dla turysty, dla pątnika, dla każdego spragnionego wytchnienia od męczącej codzienności. Świerszcze pięknie grały. Otworzyła oczy. Na podniebnym płaskowyżu brzozy jakby wyrastały spod ziemi. Siedzenie wrosło w trawę i nie pozwalało wstać. Nie chciała stamtąd odchodzić, ani wracać do schroniska. Głód był jednak silniejszy. Zamówiła cokolwiek, byle szybciej i znów wyszła na dwór. Szlak białych serc ♥♥♥ zaprowadził ją do Sanktuarium na Groniu Jana Pawła II. „Totus Tuus – Cały Twój” – widniał napis nad świątynią ludzi gór. Miejsce było magiczne, papieskie, Julita całą sobą odczuła tę niezwykłość, wzniosłość…

 

*****

Było ich trzech. Natychmiast to zauważyła, gdy ze szklanką piwa wtargnęła do pokoju. W pomieszczeniu było strasznie nadymione. Palili jakieś śmierdzące papierosy w takich fifkach, jakich używał dziadek. Ostatkiem sił opadła na krzesło przy stole i małymi łykami popijała piwo. Milczała. Chłopaki, bo nie mogli mieć więcej niż po dwadzieścia lat, spojrzeli na siebie bez słowa. Ich trzech i jedna panienka.

- Chce pani zapalić? – ochoczo zaproponował ten najwyższy.

- Czemu nie – odparła, było jej wszystko jedno.

Dawno nie paliła, ale w tym momencie była tak natchniona, że i na papierosa się otworzyła. Wysoki podpalił go dla niej i wrócił na swoje łóżko. Zapanowało milczenie, nikomu jednak specjalnie nie przeszkadzało. Poprzez chmurę dymu Julita spoglądała na chłopaków. Mieli dziwne miny i zachowywali się tak, jakby na coś czekali. Papieros smakował jakoś inaczej, pewnie to kwestia dotlenienia i całodziennego przebywania na świeżym powietrzu, co w jej życiu nie zdarzało się często. Po wypaleniu skręta wpadła w stan otumanienia, nie wiedziała co się z nią działo. Słyszała ich jakby zza ściany. Mówili o jakiejś Maryśce. W kółko, Maryśka, i Maryśka. Ki licho! Przecież nie przedstawiła im się ani jako Marysia, ani w ogóle… Nie dokończyła piwa, film jej się urwał.

Ocknęła się koło południa. Leżała w ubraniu na swoim łóżku. Chłopców już nie było. Kompletnie nie pamiętała jak zakończył się wieczór, ani jak trafiła do łóżka. Czy sama? Czy zanieśli ją? Czy…? Myśl przerażenia, ostra jak brzytwa, zaświtała w jej głowie! Ale przecież była ubrana, nic się nie zmieniło w tej kwestii. „Nigdy więcej papierosów!” – postanowiła sobie solennie – „Skończyłam z tym, raz na zawsze!”.

Zeszła na dół i zamówiła czarną kawę parzoną. Było pusto, turyści byli na szlakach, a przybysze z dołu korzystali z promieni słonecznych. Nie musiała nic pakować do plecaka, bo nawet się nie rozpakowała. Umyła tylko zęby i odświeżyła w łazience. Zaczęła schodzić do Wadowic niebieskim szlakiem naznaczonym nadrzewnymi mikro-panienkami. Szła powoli, bolała ją głowa. I gardło, od ciągłego odpowiadania na ‘Dzień dobry' mijanych wędrowców. Ból prawego kolana był tak silny, że utykała, starając się go nie obciążać. „Kiedy je nadwyrężyłam? Wczoraj podczas wspinaczki na Gancarz? A może wieczorem uderzyłam się w nogę od stołu? Był taki pokraczny, krzywy jakiś.” – zastanawiała się Julita.

Gdy zeszła na dół do podbeskidzkiej wsi Ponikiew, na przystanku autobusowym przeczytała, że najbliższy bus będzie dopiero za dwie godziny. Nie miała wyboru, musiała wędrować o  własnych siłach. Nie zdążyła jednak przejść kilometra, gdy tuż przy niej zatrzymał się niebieski samochód. Młody kierowca zapytał przez okno, czy dokądś ją podrzucić. Niebiosa czuwały nad nią i nad jej kolanem. Zgodziła się i wsiadła uradowana. Rozmowa była wartka i sympatyczna, podobnie jak jazda. Na wioskach i w podgórskich miasteczkach ludzie są naprawdę w porządku. Nie są pretensjonalni i pełni ignorancji jak w dużych miastach. Są otwarci i chętni do pomocy. Kierowca wysadził ją tuż przy wadowickim rynku. Podziękowała mu ze szczerym uśmiechem wdzięczności. Dopiero na chodniku dostrzegła swój rozsunięty rozporek. „Ciekawe czy on też to zauważył?” – pomyślała – „Ale jakie to miało w sumie znaczenie…

Na rynku było tłumnie, niedzielnie, odświętnie. Elegancko ubrani mieszkańcy podążali do bazyliki na Mszę Świętą, a turyści chłodzili przy fontannie lub tkwili w kolejce do Muzeum Jana Pawła II. Wymęczona Julita, z wielkim plecakiem szukała odrobiny cienia w ten upalny dzień. Spoczęła w końcu w jakiejś kafejce. Zamówiła kawę i kremówkę. Będąc w Wadowicach, nie mogła nie skosztować papieskiego ciastka. Było mdłe, chyba nasączone alkoholem. Przereklamowane, nie smakowało jej. Kawa też taka sobie, z małą ilością pianki. „I jeszcze to absurdalne serduszko!” – pomyślała – „Kto dzisiaj wierzy w miłość? To przecież archaizm. Najlepsze są związki bez miłości!”

Ze złością wymieszała zawartość filiżanki, aby serduszko znikło jej z oczu. Wypiła duszkiem ohydny kwaśny napój, poobserwowała wymalowane wadowickie panienki i wstała. Czas na Muzeum! Miała wykupiony bilet na konkretną godzinę. Dobrze zaplanowany i  wyreżyserowany godzinny spektakl wielokrotnie wywoływał łzy. Roniła je, ocierając oczy chusteczką. Zawsze miała ją pod ręką. A może to były objawy wczesnej ciąży? Płaczliwość i drażliwość. Tam wysoko w górach wszystko mogło się zdarzyć... A może muzealni przewodnicy byli tak wyszkoleni w mowie, aby manipulować uczuciami zwiedzających i indoktrynować im określone poglądy religijne i polityczne?

 

*****

Zemdlona kremówką, wyżęta z łez i zmęczona upałem zawędrowała nad rzekę. Po drodze kupiła piwo w jakimś supermarkecie i patrząc na spokojny nurt, odpoczywała od nadmiaru wrażeń. Na trawie rozłożyła duży ręcznik kąpielowy, taki szybkoschnący z Decathlonu. Idealny na wyprawy turystyczne. Był śliczny, jaskrawozielony, jak jabłuszko.

Natenczas przechodził obok uroczy mężczyzna. Wysoki i chudy, miał kozią bródkę z wąsikiem, a długie włosy związane z tyłu w kucyk. Nie wiadomo, czy skuszony kolorem ręcznika, czy nieco rozmemłaną i przyćmioną kurzem urodą Julity, zapytał, czy może się dosiąść. W okolicy był cały hektar wolnej murawy, a on akurat chciał usiąść obok niej, pod drzewem. Najpewniej chodziło o ten ręcznik. Faktycznie był kuszący, czyściutki, jak rajski owoc.

Zaproponował jej cygaro. Nie wiedzieć czemu, nie potrafiła mu odmówić. Jego zielone oczy działały na nią jak magnez, jak narkotyk. Rozmawiali swobodnie, jakby znali się od lat, a przecież byli sobie zupełnie obcy. Palili cygaro jak Indianie fajkę pokoju. Był to rytuał, w którym liczył się każdy wdech i wydech, każde spojrzenie, bez dotyku.

Spokojną wymianę myśli zaburzył nagle łysy skin w białych majtkach, który nagle wszedł do rzeki. Wraz w wielkim psem na smyczy. Tuż przed ich oczami. Szukał czegoś w przybrzeżnych trzcinach, machał nerwowo rękami, coś pokrzykując. Julitę bawiła ta scena, szczególnie łysość, białe slipy i wielki tatuaż na plecach. Zaczęła się śmiać. Nieznajomy z ręcznika napominał, by przestała. Usłuchała go potulnie. Może wiedział coś więcej o zwyczajach okolicznych mieszkańców. Niebawem do łysego dołączył inny chłopak, dla odmiany z normalną fryzurą i dziewczyna z jeszcze większą ilością włosów. Szukali w rzece wódki. Zostawili ją, aby się schodziła. A ona wzięła i zniknęła! Dwie stówy spłynęły z nurtem rzeki.

Scena była komiczna. Julita tłumiła śmiech, z trudem kryjąc łzy rozbawienia, chowała się za plecami towarzysza. On siedział nieruchomo z miną stoika, nawet jeden mięsień nie drgnął mu na twarzy. Poszukiwacze mocnych wrażeń przeszukiwali rzekę, podobnie jak poszukiwacze złota na Alasce. Co i raz zerkali z podejrzliwością na samotną parę pijącą piwo, na wypchany plecak Julity. Byli dorośli, a zachowywali się jak dzieci. Ogarnął ich szał poszukiwań. Dla dwóch stów!

Nagle Julita przypomniała sobie, że musi zdążyć na pociąg z Krakowa, ale najpierw trzeba było się tam dostać. Tajemniczy Wadowiczanin, który nic o sobie nie powiedział, mimo usilnych nalegań z jej strony, podniósł się pierwszy i pomógł wstać. Kolano cholernie bolało pannę Kolanko! Wprost znad rzeki poszli na przystanek busików. Zanim wsiadła, Wadowiczanin przytulił ją mocno do siebie, a potem zniknął, tak nagle, jak się pojawił. Bez pożegnania.

Uroczy mężczyzna, pełen tajemnic. Urocze popołudnie nad rzeką w oparach cygara…” – pomyślała jeszcze Julita i typowym dla siebie zwyczajem zasnęła. W busie leciały stare, nostalgiczne przeboje. Przyjemnie trzęsło. Oddalała się od gór, wolnej przestrzeni i przygód. Sen trwał nadal w pociągu, na który zdążyła z czasowym naddatkiem. Krople deszczu na szybie tworzyły duet z miarowym stukotem żelaznych kół.

Ciekawe jaki las, w jakich górach przyśni się jej tym razem?

 

 

(wrzesień 2016)

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 24.09.2016 09:49 · Czytań: 761 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 12
Komentarze
mike17 dnia 24.09.2016 13:55 Ocena: Świetne!
Przyjemne, spokojne i stonowane opowiadanko, czytając które można przebyć niejedną górską wędrówkę :)
Choć opowiada zwyczajne i znane rzeczy, czyta się je z zainteresowaniem, bo dzieje się tak za sprawą dobrej polszczyzny, którą operujesz i jak widać nawet błahe sprawy mogą być opisane jak opowieść z wyższej półki.

Choć jak kiedyś pisałem nie lubię gór, spodobała mi się twoja historia, poniekąd także dlatego, że wprawnie posługujesz się stylem reporterskim, co sobie cenię, jak tu, gdzie mamy w sumie relację, bez analiz psychologicznych, dylematów i darcia szat, ot, relacja z pewnych wydarzeń.

Ponadto przypadł mi do gustu spokój, z jakim piszesz: przy takich opowieściach odpoczywam.
A że jestem niespokojnym duchem, tym bardziej chwała Ci za to!

To sum up,

Literacko i językowo na medal.
Treść także nie budzi moich zastrzeżeń.

Way to go :)
skroplami dnia 24.09.2016 14:07 Ocena: Świetne!
Niczyja, zeszłaś ze szlaku :).
Turbacz to była przyroda i Ty, chociaż ludzie zaistnieli skryci w cieniu Was :).
Tutaj dużo o ludziach i zachowaniach, ich :).
Nie dużo? No tak wyczytałem :).
Ale zgoda, c.d. "Turbacza" wyraźnie :).
I pomimo wzrostu ludności, atmosfera cudnie szlakowo górska :).
A bohaterka to Herkules :). Wejść do schroniska gubiąc drogę, wyjść i znów wyjść by na kolejny szczyt, mistrzostwo piechurskie :).
A nie wiedzieć co to "marysia", no wstyd ;).
Kusisz nią, chyba spróbuję, kiedyś ;). Ciekawe krajobrazy po niej, chociaż krótko tak trwałe ;(.
Suma, bdb za całość. Gdzieś tam po drodze był błąd składni na końcu słowa, ale nie przeszkodził :).
Tak ogólnie to mam nadzieję, że jeszcze kilka wędrówek bohaterki zobaczymy. Trzymam kciuki za taki plan, bo taki jest (trzyma kciuka żeby był ;) )?
Verbaa dnia 24.09.2016 14:59
Witaj, Niczyja :)

Bardzo lekkie, przyjemne w odbiorze opowiadanie.
Czytałam z ciekawością, co też będzie dalej ;)
I aż wierzyć mi się nie chce, że nie będzie żadnych konsekwencji tego wypadu w góry ;)
A może to tylko moja podejrzliwość i odruch szukania we wszystkim drugiego dnia ;):)
Nie czytałam poprzednich przygód Julity, ale z pewnością nadrobię :)

Dziękuję za tę miłą chwilę spędzoną z Twoją bohaterką :)

Pozdrawiam,
Verba.
Gorgiasz dnia 24.09.2016 15:48
Ciekawa opowieść, naturalnie i żywo napisana, ale muszę przyznać, że "Turbacz" bardziej mi odpowiadał. może zabrakło nieco indywidualnych przemyśleń, tamtego nastroju, rozleglejszych opisów...

Cytat:
Nie znają umiaru, ani przyzwoitości!”

Przecinek raczej niepotrzebny.

Cytat:
Akurat jeden odjeżdżał w stronę Wadowic. Wsiadły. Emilka okazała się mieszkanką Wadowic.

Powtórzenie "Wadowic" nie wygląda najlepiej.

Cytat:
Bardzo przyjazna duszyczka od razu zdobyła serce Julity, chyba z wzajemnością, bo rozmawiały jakby znały się od dawna,

Bardzo przyjazna duszyczka od razu zdobyła serce Julity, chyba z wzajemnością, bo rozmawiały, jakby znały się od dawna,

Cytat:
Gdy wysiadała doradził, że ma szukać panienki w lesie, bo przy niej zaczyna się zielony szlak.

Gdy wysiadała, doradził, że ma szukać panienki w lesie, bo przy niej zaczyna się zielony szlak.

Cytat:
Taką właśnie się raczyła siedząc na zewnątrz budynku, z nogami opartymi o krzesło.

Taką właśnie się raczyła, siedząc na zewnątrz budynku, z nogami opartymi o krzesło.

Cytat:
Nie miała ochoty robić ani kroku więcej.

Lepiej "zrobić".

Cytat:
Nie są pretensjonalni i pełni ignorancji, jak w dużych miastach.

Nie są pretensjonalni i pełni ignorancji jak w dużych miastach.

Cytat:
Będąc w Wadowicach nie mogła nie skosztować papieskiego ciastka.

Będąc w Wadowicach, nie mogła nie skosztować papieskiego ciastka.

Cytat:
Nie wiadomo, czy skuszony kolorem ręcznika, czy nieco rozmemłaną i przyćmioną kurzem urodą Julity, zapytał czy może się dosiąść.

Nie wiadomo, czy skuszony kolorem ręcznika, czy nieco rozmemłaną i przyćmioną kurzem urodą Julity, zapytał, czy może się dosiąść.

Cytat:
Poszukiwacze mocnych wrażeń przeszukiwali rzekę, jak dawniej poszukiwacze złota na Alasce.

Przecinek raczej zbędny.

Cytat:
Tajemniczy Wadowiczanin, który nic o sobie nie powiedział, mimo usilnych nalegań z jej strony, podniósł się pierwszy i pomógł jej wstać.

Powtórzone "jej". Drugie można usunąć.
Niczyja dnia 24.09.2016 21:29
Zacznę od dołu, a potem będę wspinać się ku górze. Taka odpowiedziowa wędrówka ku szczytom komentarzy. Najpierw podziękuję tym ostatnim, a na końcu tym pierwszym. Tak mi po prostu wygodniej, a poza tym opowiadanie jest o górach, o wspinaczce, więc nie można odpisać inaczej;)

Gorgiasz,
Dziękuję bardzo za Twój cenny, jak zawsze, komentarz. Błędy poprawię, ale nie dziś, dziś nie dam rady. Cieszę się, że "Turbacz" podobał się bardziej. Bardziej zapadł Ci w pamięć, opisami i klimatem. Faktycznie, pisząc go miałam zupełnie inny nastrój. Bardziej nostalgiczny, pełen skupienia, zamyślenia... U mnie każdy tekst jest inny, ma inny klimat. Nie potarfię pisać zawsze tak samo, a zresztą nawet nie chcę, bo to byłoby nudne:)


Verbaa,
Witaj u mnie po raz pierwszy. Miło mi:)
Cieszę się, że opowiadanie się podobało. A czy nie będzie żadnych konsekwencji? Nie wiem, jeszcze nie wiem, zobaczę co przyniesie życie;)
Ja też mam przypadłość szukania drugiego dna, ba, dziesiątego czasem. Witaj w klubie nieufnych i podejrzliwych...
Skoro nie czytałaś, zapraszam zatem do czytania. Dziękuję za Twój komentarz i miłe słowa. Cieszy mnie, że mój tekst dostarczył Ci przyjemności:)


skroplami,
Witaj mój wierny Czytelniku:) Mam wrażenie, że znamy się od lat, choć nigdy Ciebie nie widziałam, ani nie wiem kim jesteś. Czytasz, prawie, każdy mój tekst. Komentujesz i świetnie oceniasz. Chyba musi Ci się naprawdę podobać moje słowo, mój styl, to co mam do przekazania innym... To wyjątkowo miłe mieć wiernego Czytelnika:) Naprawdę!
Faktycznie, dobrze to ująłeś. "Turbacz" był spotkaniem z przyrodą, a "Panienki..." z ludźmi. Świetnie pokazałeś różnicę, która z taką oczywistością, choć jestem autorką, do mnie nie dotarła. Widzisz jak ważne jest spojrzenie kogoś z boku, takie obiektywne oko. Niesamowite. Dziękuję za komentarz i ocenę wierny skroplami:)
Piękne zdanie:
Cytat:
atmosfera cudnie szlakowo górska :)

No wiesz, nie każdy wie, co to "marysia";) Mnie też kusi... tak między nami mówiąc;)
Cytat:
mam nadzieję, że jeszcze kilka wędrówek bohaterki zobaczymy

Kto wie, kto wie. Może coś napiszę;)
Cytat:
Trzymam kciuki za taki plan, bo taki jest (trzyma kciuka żeby był ;) )?

Trzymaj, trzymaj, na pewno mentalne wsparcie pomoże:)


mike17
,
Witam Ciebie serdecznie i bardzom uradowana z Twojego komentarza:) Nawet nie wiesz jak bardzo! Nie jesteś pierwszą osobą, która twierdzi, że piszę obrazami. Tak już mam, że lubię obserwować, lubię opisy, szczegóły i szczególiki. One są bardzo ważne.
Opowieść - to bardzo ładne słowo. Podoba mi się, że użyłeś go Ty i Gorgiasz, w odniesieniu do mojego opowiadania. A wiesz jak ktoś z daleka nazwał moje historie? Kreacje pisemne! Pięknie, prawda?
Ale wracając do Twojego komentarza. Lubię czytać u kogoś ładne słowa, i staram się pisać najlepiej jak potrafię, choć zdaję sobie sprawę, że do tych, których podziwiam daleko mi bardzo...
Pamiętam, że pisałeś o górach nawiązując do swojej teściowej, więc rozumiem przesłanie. Cieszę się zatem, że tutaj się bardziej podoba. Wody miałeś aż nadto w "Mojej Estonii". Spokój z jakim piszę... Hmm, nie wiedziałam, że można to tak określić. Ale cieszę się, że przypasował do Twojego niepokoju. I, że dzięki mojej opowieści odpocząłeś troszkę. Odpoczynek jest bardzo ważny, ten psychiczny, dlatego lubię spotkania z naturą. To cud, którego nikt i nic nie potrafi zastąpić...
Na medal powiadasz. Jaki: brązowy, srebrny, czy złoty? Wiesz jestem sportsmenką, amatorką oczywiście, więc troszkę się orientuję w medalowych i pucharowych sprawach;) To piracki żart, więc nie musisz odpowiadać na moje pytanie.
Cieszę się z tego medalu, jaki by on nie był. Nawet i plastikowy, umalowany niebieską farbą, jak traktory na Litwie.
mike17, dziękuję raz jeszcze za Twoje bodźce, impulsiki, wskazanie pozytywów i danie klapsa na szczęście, na dobrą dalszą drogę do przodu;)

Mam nadzieję, że zaspokoiłam Wasze Czytelnicze apetyty na kontakt z autorką i jej bohaterką lubiącą góry.

Pozdrawiam wieczornie Was wszystkich: mike17, skroplami, Verbaa, Gorgiasza,
Teraz w odwrotnej kolejności, jest schodzenie ze szczytów;)
Niczyja
Nalka31 dnia 25.09.2016 09:42
Przyjemnie czyta się o tych wędrówkach bohaterki Niczyjko. Różnica w nastroju jest mocno wyczuwalna, tym razem bardziej chyba postawiłaś na komizm sytuacyjny, chociaż niezaprzeczalnie przyjemność z wędrowania jest widoczna. Obrazów jest dużo, przedstawionych malowniczo. To dodaje uroku. Zatem też czekam na kolejne wędrówki Julity.

A teraz to, co udało się wyłapać.

Cytat:
Dziew­czy­na miała na sobie białą(,) ko­ron­ko­wą bluz­kę z czar­nym biu­sto­no­szem pod spodem


Po białą powinien być przecinek.

Cytat:
tak­sów­kach na pewno bę­dzie wie­dział takie rze­czy


Taksówkarz.

Cytat:
Zszedł z ceny o dy­sz­kę, a w cza­sie dłuż­szej po­ga­węd­ki jesz­cze o jedną.


Zszedł z ceny o dyszkę, a w czasie dłuższej pogawędki, o jeszcze jedną.

Cytat:
Był ślicz­ny, ja­skra­wo­zie­lo­ny, jak zie­lo­ne ja­błusz­ko.


Zielone bym usunęła, nic tutaj nie wnosi.

Cytat:
Był wy­so­ki i chudy, z kozią bród­ką i wą­si­kiem. Miał dłu­gie włosy zwią­za­ne z tyłu w kucyk.


Wysoki i chudy, miał kozią bródkę z wąsikiem, a długie włosy związane z tyłu w kucyk. - Tak wygląda to dla mnie lepiej.

Cytat:
Nie­ba­wem do ły­se­go do­łą­czył in­nych chło­pak, dla od­mia­ny z wło­sa­mi i dziew­czy­na z jesz­cze więk­szą ilo­ścią wło­sów.


Niebawem do łysego dołączył inny chłopak, dla odmiany z normalną fryzurą i dziewczyna z jeszcze większą ilością włosów.

Powtórzenie włosów zbędne.

Cytat:
Po­szu­ki­wa­cze moc­nych wra­żeń prze­szu­ki­wa­li rzekę, jak daw­niej po­szu­ki­wa­cze złota na Ala­sce.


Poszukiwacze mocnych wrażeń przeszukiwali rzekę, podobnie jak poszukiwacze złota na Alasce.

Tak bym zmieniła, bo to dawniej niczego nie wnosi. Wiadomo, że to dawne czasy. :)

Cytat:
Nagle Ju­li­ta przy­po­mnia­ła sobie, że musi zdą­żyć na po­ciąg z Kra­ko­wa, ale naj­pierw mu­sia­ła się tam do­stać.


Nagle Julita przypomniała sobie, że musi zdążyć na pociąg z Krakowa, ale najpierw trzeba było się tam dostać.

Za dużo musi w jednym zdaniu. :)

No to tyle z mojego marudzenia. A całe opowiadanko z przyjemnością.

Pozdrawiam ciepło. :)
Niczyja dnia 25.09.2016 12:14
Nalko,
Dziękuję za Twoje odwiedziny. Cieszy mnie, że górska wędrówka z Julitą sprawiła Ci przyjemność:)
Zgadłaś, tym razem miało być bardziej komicznie, aby czuć było lekkość...
Jaka będzie kolejna część, i czy będzie, nie wiem. Zobaczymy.
Sprawiłaś mi radość obietnicą czekania:)

Dziękuję za wskazanie interpunkcyjnych usterek. Poprawię je niebawem.

Pozdrawiam również ciepełkowo:)
Dobra Cobra dnia 27.09.2016 22:59
Ostatnio jakiś wysyp literatury podróżniczo - podróżnej.


Niczyja,

A może nawet telenowela podróżnicza powstanie z tych podróżniczych tekstow, kto wie? Wszak wszyscy, niczym świętego Graala, poszukują niszy, która się dobrze sprzeda (tu: będzie dużo czytań).

Należy jednak stwierdzić, że góry to mocno przreklamowana sprawa.

Z ukłonami pozostaje,

DoCo
Niczyja dnia 28.09.2016 08:41
DoCo,
Już się bałam, że do mnie nie wrócisz, wróciłeś jednak, co cieszy:)
Szkoda, że bardziej oficjalny i mniej rubaszny niż zwykle.

A z tym wysypem literatury podróżniczej to generalna uwaga, czy wniosek dotyczący mnie? A może po Estonii tak się czujesz i jeszcze masz ją w głowie, bo tam rzeczywiście stronic była wielgachna ilość. Nie oglądam telenowel, ale skoro tak prognozujesz, kto wie?

Tak w ogóle, to nie do końca rozumiem Twój komentarz. W sumie tu niewiele o powyższym tekście, raczej takie luźne gdybania, sobie a muzom. Dla bezpieczeństwa (swojego), co by nie popaść w nadmierną ekscytację, przyjmę to jako utajoną, niewypowiedziana wprost krytykę. Przyjmę ją dzielnie na moją kobiecą klatę, która z pewnością jest inna niż Twoja;)
Ty byłeś dzielny znosząc moją, ja zachowam się podobnie, choć z kobiecym akcentem.

Cóż mam począć, skoro kocham góry i są głęboko zakorzenione w moim sercu. Muszę o nich pisać, to silniejsze ode mnie! Jak mawiał pewien drań, kobieciarz, raniąc boleśnie i regularnie kochaną przez siebie kobietę. Upokarzał ją, poniżał, krzywdził, do czasu aż zrozumiał, że ją stracił... na zawsze. Polecam tę lekturę. To "Niebezpieczne związki". Świetna książka, film i obsada aktorska.

Odkłaniam się również Tobie, jeszcze z kawowymi fusami na ustach,
Niczyja
Dobra Cobra dnia 01.10.2016 23:46
Estonia wystarcza na wiele dni przemyśleń nad podróżą i jej konsekwencjami.


Niczyja,

Do literatury podróżniczej chyba trzeba mieć nastrój i łykać ją niespiesznie. A nie zawsze jest ku temu nastawienie. Bo czasy są dynamiczne i pośpieszne. Zatem kolejny podróżniczy odcinek w Twoim (zaakcentujmy:pięknym) wykonaniu do mnie nie dotarł. Nawet sobie pomyślalem, żem może w jakiś sposób skrzywiony, ze kolejny tekst o podróży mnie nie pociągnął tak do końca. Ale po prostu jestem na etapie nietrawienia spokojnych tekstów. Właściwie obyczajówka mię usypia, a wydaje się, że panie ją uwielbiają. Więc w tym tkwi niejaka nadzieja.

Ufając, żem rozwiał choc trochę tajemnice uprzedniego Komenta.


Ukłony,

DoCo
Niczyja dnia 03.10.2016 15:52
Witaj DoCo,
Ty pisałeś do mnie w słońcu, ja piszę w deszczu. Aura, jak kobieta, zmienną jest;)
Miło mi, z powodu tego ukrytego w nawiasie słoneczka. I rozumiem, że nie musiał i nie mógł dotrzeć. Jakżeby mógł, skoro Ty nie jesteś na etapie pragnienia spokojnych tekstów. Nie jesteś skrzywiony, wcale a wcale, po prostu masz teraz inne potrzeby, bardziej ekstatyczne, co należy uszanować. Może zdarzy mi się jakiś pomysł jeszcze, który bardziej Cię pociągnie... Kto wie?

Miło, że przeczytałeś, podzieliłeś się swoją opinią i idziemy dalej, do przodu. Z mniejszym lub większym lubieniem swoich tekstów.

Cytat:
Ufając, żem rozwiał choc trochę tajemnice uprzedniego Komenta.

DoCo, rozwiałeś, rozwiałeś, jak halny nad Tatrami, tylko w przeciwieństwie do niego nie czyniąc żadnych szkód. Wręcz przeciwnie:)

Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
Dobra Cobra dnia 03.10.2016 21:47
Oj, to pięknie.

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty