Budzik nastawiam zwykle na dziesiątą dwadzieścia, dziesiątą czterdzieści, jedenastą, jedenastą dwadzieścia, jedenastą czterdzieści, dwunastą, i tak dalej, aż do piętnastej zero zero. Zerkam na niego o dziesiątej dwadzieścia jeden lub dziesiątej dwadzieścia trzy. Czasem trochę później, ale rzadko trafiam na parzystą liczbę. Chyba nigdy nie trafiłem. Wkurwia mnie to, bo nastawiam na okrągłe godziny, żeby wtedy właśnie się budzić.
Zwykle wyłączam go i kładę się dalej, bo nie chce mi się wstać. Dla ludzi pracujących, żonatych i dzieciatych wydaje się to pewnie rajem. Nie jest. Pierdolnięci ludzie, do których się zaliczam, toczą w takich warunkach bitwy. Ja jestem Gondorem. Mordor to dupa, której nie chce mi się ruszyć. Nie dlatego, że jestem leniwy, tylko dlatego, że boli mnie policzek, a życie wali plaskacze jak Gołota proste. Nie wytrzymam długo na ringu.
Wygrywam koło dziesiątej czterdzieści. Jeśli jest lepszy dzień. Bywały i takie, że wcale nie wygrywałem, a ciężko wytłumaczyć psu, że ma srać na podłogę, bo panu z deczka odwaliło. W Stanach nazywają się często mamusiami i tatusiami pupili. Nie nazwałbym się niczyim tatusiem, bo czułbym się wtedy stary. Choć mam kolegów, którzy mają dzieci, a mój ojciec był w moim wieku, gdy urodziło mu się pierwsze. Brrr.
Gdy wstaję, wyłączam wszystkie budziki. Ubieram się w to, co miałem na sobie wczoraj. Jakąś brudną koszulkę. Przetarte jeansy. Dwie różne skarpetki. Noszę dwie różne skarpetki, żeby wyobrażać sobie, że jestem jakąś gwiazdą, a na Onecie pojawia się galeria "Jedenaście ciekawostek o tym pierdolcu" i jak wół stoi tam, że ten pierdolec zawsze nosi dwie różne skarpetki. Dzwonią do mnie, żeby zapytać dlaczego. Mówię cokolwiek, wymyślam jakąś historyjkę, nawet najbardziej gównianą, byleby tylko udawać interesującą osobę.
Wychodzę z pokoju i witam się z psem. Pies jest jak ideał dziewczyny. Cieszy się na twój widok, jakby wygrał szóstkę w totka. Całuje cię, przytula. Mój ociera się jeszcze o nogi, nauczył się od jednego kota. Jest super. Kocha, po prostu. Nawet gdy coś spieprzysz, on i tak myśli, że to jego wina. Związku nie zastąpi, ale leczy samotność.
Zakładam buty. Poprawiam włosy. Są brudne. Przetłuszczone, jakbym wylał na nie litr oleju. I tak będę wyglądał chujowo, więc nie wiem, po co się męczę. Umyłbym łeb, ale to wymaga działania, podniesienia się z dna, a do tego musiałbym mieć naprawdę zajebisty dzień.
Zakładam pasek, bo spodnie spadają mi z dupy. Mam niedowagę. Jak anorektyk. Powinienem przytyć, ale ni cholery nie chce mi się jeść. Tyć też mi się nie chce. Ani się starać. Pójść do psychiatry. Wziąć leki. Nic w sumie.
Znów poprawiam włosy, dla sąsiadów, których nienawidzę. Niektórzy mnie wkurwiają, bo są tacy jak ja. Inni bo są normalni. Jeszcze inni dlatego, że nie wiem jacy są.
Wyglądam przez okno i widzę, że ktoś stoi na podwórku. Czekam, aż sobie pójdzie. Ganię się w myślach za tchórzostwo. Pies piszczy, bo chce na dwór. Ignoruję go. Czekam. Gość szczy na ścianę budynku. Wiem, że mój pies to potem obwącha.
Tak też się dzieje. Każę mu zostawić, bo jeszcze to wypije. A później liże mi twarz.
Gdy wracamy, daję mu ciastko, ponieważ był grzeczny. Kupiłem je na wagę: są miętowe, waniliowe, śmietankowe i czekoladowe. Słyszałem, że czekolada jest zabójcza dla psów. Próbuję, z ciekawości. Czekolada, jak nic. Chyba truję pupila.
Absolutnie nie chcę mi się tym przejąć.
Śniadania nie jem i dlatego chudnę. Z obiadem różnie bywa. Inni pierdolnięci żrą ponoć na potęgę, zwłaszcza jeśli wcześniej mieli już tendencję do tycia. Ze mną jest inaczej: głodzę się w słusznym celu, jak Gandhi. Uwalniam od siebie świat. Jak już mówiłem, nie chce mi się jeść, ale sądzę, że ma to podłoże psychiczne. Nie chcę jeść, bo nie chcę żyć.
Włączam telewizor. Niusy. PiS obciąga sam sobie, a inni kreują się na zbawców, bo też by trochę chcieli. Przyjdą wybory, przyjdzie inny fiut. Wyłączam telewizor.
Biorę ketonal, chociaż nic mnie nie boli. Popijam colą, choć wszyscy mówią, że tak nie wolno. Colą popija się tylko stoperan. Tak twierdzi pani z apteki, a ona musi mieć łeb na karku, skoro rozczytuje moje gryzmoły. Bo leki generalnie przypisuję sobie sam. Kupiłem pieczątkę na bazarze. Nikt się jeszcze nie skapnął.
Mam też morfinę. Nie biorę jej, trzymam na czarną okazję. Aż celebryci znów zaczną skakać do basenu. Aż wkurwi mnie jakiś polityk, aż pies zdechnie wreszcie od tych ciastek, aż wyjdę do ludzi i przeżyję chwilę wstydu. Aż cokolwiek. Popiję wtedy wódką, choć nie cierpię alkoholu. Wezmę wszystko co mam. Dostanę sraczki, bo wszystko jest przeterminowane. Wydalając z siebie hektolitry gówna, zrozumiem, że nie umarłem.
I poczuję wtedy ulgę. I to będzie piękne.
A na razie obejrzę jakieś porno.
3.9.2016
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt