Karina siedziała na tarasie w wygodnym wiklinowym fotelu i wsłuchiwała się w szum, który był ich nieodłącznym towarzyszem od czterech dni.
- Mam nadzieję, że będzie smakował. – Wojtek podał jej turkusowego drinka z parasolką i stanął za plecami. Zapatrzył się w ocean i dryfujące na nim niemal karmazynowe słońce.
- Jeszcze osiem miesięcy temu nie uwierzyłbym nikomu, że mogę oglądać taki widok… - zawiesił głos. – I to z tobą. – Pogładził delikatnie włosy kobiety, nie odrywając wzroku od pomarańczowo – chabrowego spektaklu. Schylił się, by ucałować jej policzek. Poczuł słony smak. – Płaczesz? – szepnął lekko przestraszony.
- Nie, nie, kochanie. To tylko efekt uboczny szczęścia. – Karina otarła wierzchem dłoni twarz i uśmiechając się, chwyciła go za rękę. – Usiądź. Czasem znów strzeli ci do głowy, by gdzieś wyjść.
- Nigdzie się nie wybieram. Chyba, że z tobą. Obiecuję. – Wojtek przystawił jedną ręką swój fotel bliżej ukochanej i usiadł, wciąż trzymając jej dłoń.
- Nie obiecuj. Nie trzeba. Liczy się, że jesteśmy tu i teraz. Jest nam dobrze, prawda? – Zerkała na mężczyznę znad aromatycznego napoju. Smak kokosu dopełniał cudowności miejsca i chwili.
- Najlepiej, skarbie. Jest najlepiej. I właśnie dlatego trochę się obawiam. – Wojtkowi przebiegały przez myśl wspomnienia sprzed niespełna roku. Był na dnie piekła. Nienawidził siebie i wszystkich wokół. Butelki po alkoholu, woreczki po prochach, żyletki, resztki jedzenia walały się po całym mieszkaniu. Był wrakiem. Jak to możliwe, że teraz jest tu? Siedzi ze szklanką soku z granatu, patrzy na ocean i kołyszące się małe łódeczki. Tuż obok ma uśmiechniętą, ciepłą kobietę, która wydaje się być szczęśliwa, że jest tu właśnie z nim. Jak to możliwe?
- Czego się lękasz, mój drogi? – puściła do niego oko i siorbnęła przez słomkę resztę drinka. – Co było, minęło. Co będzie? Kto wie? Teraz jest nasz czas. To właśnie czas teraźniejszy może dać nam to, czego nie da ani przeszłość, ani przyszłość. Nie dręcz się, tylko pomasuj mi stopy. Robisz to niesamowicie. – Mówiąc to, położyła mu nogi na kolanach. Uwielbiała chodzić boso. Skóra na jej stopach nie była gładziutka, jak u księżniczki. Oj, nie. Ale uwielbiał ją dotykać. Czuł, że Karina ma niezwykłą siłę. Nie wiedział, skąd. Była niewysoką kobietą, o nieco opływowych kształtach, jak o sobie opowiadała. Rzadko widywał ją smutną, czy zatroskaną. Właściwie, nie potrafił sobie przypomnieć, by kiedykolwiek czymś się martwiła. Wiedział, że wiele w życiu przeszła. Nie lubiła o tym mówić. Uważała, że przeszłość winna zostać tam, gdzie jej miejsce. W starych kalendarzach.
Gładził jej stopy już od dłuższej chwili. Po słońcu pozostała już tylko leciutka łuna na horyzoncie, a niebo obsypywało się coraz wyraźniej gwieździstymi piegami.
Karina z zamkniętymi oczami siedziała wygodnie oparta w fotelu i z błogim uśmiechem delektowała się chwilą. Zawsze marzyła o wakacjach nad oceanem. Nie planowała, że spędzi je z kimkolwiek. Mogłaby tu nawet być sama. Nauczyła się doceniać swoje własne towarzystwo. Wiele lat dochodziła do tego, że naprawdę jest warta uwagi i kochania. Przestała się przejmować kilkoma plamkami na twarzy, krzywym nosem, czy maturą zrobioną zaocznie. To przecież w ogóle nie ma znaczenia. Długo jej zajęło zrozumienie, że sens nie jest na zewnątrz. Jest w środku jej samej i w każdym innym napotkanym człowieku. Dlatego pół roku temu, w chwiejącym się na nogach obcym mężczyźnie, który nie pachniał zbyt zachęcająco, zauważyła coś więcej niż tylko brudną podartą koszulę i zmącony cierpieniem wzrok.
- Dziękuję, że wtedy podałaś mi dłoń… - czytał jej w myślach. Wiele razy już się na tym złapali. – Gdyby nie ty… - Wojtek zestawił ostrożnie stopy Kariny na piasek, ukląkł i położył głowę na jej kolanach.
- Ja niczego nadzwyczajnego nie zrobiłam. To ty sam dałeś sobie szansę. Ja jedynie pokazałam, że można inaczej. – Przeczesywała palcami przyprószone siwizną włosy mężczyzny. Pamiętała doskonale, gdy zabrała go wtedy sprzed sklepu. Chwyciła po prostu za rękę. Zaprowadziła do domu. Zarządziła prysznic, golenie, strzyżenie. Dała czyste ubrania i przygotowała kanapki ze smalcem i ogórkiem. Nic nie mówiła, nie tłumaczyła. Uśmiechała się i wskazywała dłonią kolejne etapy wychodzenia z bagna. Czuła wtedy spokój i pewność, że to właściwa droga. Dla niej. Dla niego. Dla nich.
- Chodź. Teraz ja ci coś pokażę. – Wojtek wyprostował się zdecydowanie i wziął Karinę na ręce.
- Chodź, mówisz? – zaśmiała się i chwyciła swojego porywacza za szyję. Zaniósł ją do sypialni. Położył na materacu. Przyglądał jej się chwilę. Muskał wzrokiem nagie ciało i nie mógł uwierzyć, że odkąd zamieszkali razem, około czterech miesięcy temu, nie współżyli ze sobą. To była ich wspólna decyzja, lecz wcześniejszy Wojtek nigdy by się na taką sytuację nie zgodził. Tu, na wyspie Karina zaproponowała nagość. Poszedł na to, choć z wahaniem, czy podoła. A właśnie teraz…
- Nie stój tak. Albo stój, tylko się połóż. – Zachichotała i kusząco przywołała, kiwając palcem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt