Spokojnie szedłem przez życie. Nikogo, nawet najmniejszą prośbą, nie próbowałem zachęcić do zajrzenia w moje zwierciadła duszy. Pragnąłem życia z dala od zgiełku, pełnego sterylnych chwil we dwoje. Pewnie dlatego mieszkam samotnie w centrum, przy jednej z najruchliwszych ulic w mieście. Było mi dobrze w moim garniturze codzienności. Jednak wszystko się kiedyś kończy, a dla mnie kończy się po raz enty w tym roku. Chciałbym umrzeć we śnie, bo to łatwiejsze niż skok we mgłę. Utknąłem w korku, to modny korek i jest nadzieja, że nie ja jeden myślę o linii prostej na monitorze rejestrującym bicie serca. Sam nie wiem czy uda mi się kiedyś zrozumieć siebie, bo może niepotrzebnie męczę się z tym?
Odkąd pamiętam, brak wzorców i pasji odciskał swoje piętno na mozolnie realizowanych, byle jakich pomysłach. Siedziałem w trzecim rzędzie na wykładzie i już wtedy biłem się z myślami, co zrobię ze swoim życiem po studiach? Zajmowałem wolny czas wszystkim, byle nie myśleć o przyszłości. Bałem się jej, uciekałem przed nią. Chowałem się w filmach, siłowniach, grach i książkach. W muzyce, gotowaniu, lekcjach gry na pianinie i wśród więdnących liści między kartkami. Wszystkiego próbowałem i nic nie przyciągało mojej uwagi na wystarczająco długo, by móc nazwać to pasją. Nie było i nie ma dla mnie nadziei, ale nadal jest przy mnie coś co cichutko szepce do ucha przed snem. Głos mówi, że szkoda zasypiać tak wcześnie, że muszę szukać i ostatni raz zawalczyć. Gdy trzymam nogę w przestrzeni ponad ulicami, powtarzam; nie ma co wychodzić z kina, póki trwa seans.
Rano zakładam białą koszulę, potem jem jajko na twardo i piję białą kawę z porcelanowej filiżanki. Po myciu zębów, zawiązuje krawat i nim zdążę otworzyć oczy po mrugnięciu, siedzę w autobusie. Najczęściej jest to miejsce przy oknie, tuż za kierowcą. Jeżdżę tyłem do kierunku jazdy, nie mam z tym większych problemów. Naprzeciwko z reguły siedzi grubsza kobieta, która wysiada jeden przystanek przede mną. W poniedziałki, środy i piątki jest większa grupa dziewcząt, z żeńskiej szkoły lotniczej. Mają miłe dla oka mundurki, białe podkolanówki, a na wysokości lewej piersi, naszywki z samolotem. Przez pierwszy miesiąc jeżdżenia komunikacją miejską do pracy, robiło to na mnie wrażenie. Później zapominałem co mnie pociąga w licealistkach.
Jeździ tą linią artysta, z ogromną czarną teczką. Skubany uwielbia chwalić się nią przed małolatami. Przy okazji uderza mnie kantem, tego jego cholerstwa, w nogę. Za pierwszym razem zwróciłem mu uwagę, z czasem już tylko głośno wypuszczałem powietrze, a aktualnie cieszy mnie taka interakcja ze światem. Reszta ludzi z którymi podróżuje, stała się dla mnie tak nijaka, że nie potrafię nawet odtworzyć ich twarzy. Mają słuchawki w uszach i wzrok na ekranach. Głusi i ślepi, ale wszystko wiedzą. Z pasażerami nie rozmawiają, ewentualnie przez telefon streszczają sobotnie szaleństwa i biegunki swoich pociech. Mówią o tym głośno, tak żeby każdy kto siedzi na końcu autobusu i każdy kto siedzi na jego przodzie, mógł usłyszeć o pysznej Harira z Maroka.
Gdy już wysiądę, staję przed wielkim, szklanym gmachem i cicho pod nosem klnę, na widok znajomego z działu obsługi klienta.
- Cześć! Dziś, he he na lunchu, pokażę Ci zdjęcie świetnej dziewczyny. Poznałem ją wczoraj, na portalu randkowym. - Jego ślepia są zawsze szeroko otwarte. Ma nadwagę, żółte zęby, śmierdzi i walczy o szczęście. Nienawidzę go. Uśmiecham się i grzecznie odpowiadam:
- Nie mogę się doczekać, stary.
Na moim piętrze znajduje się sto pięć biurek. Jedno z nich, najbliżej windy, jest moje. Siadam, wyciągam z torby długopis, świstki i odpalam komputer. Siedzę tak osiem godzin. Osiem godzin. Osiem godzin. Dzień po dniu, osiem godzin. Nie pamiętam nad czym pracuję, ale wiem że za tydzień mam złożyć sprawozdanie. W czasie ośmiu godzin w biurowcu, mam zaplanowane dwie przerwy. Pierwszą o jedenastej, na rozciągnięcie grzbietu i zaparzenie kawy. Drugą o czternastej, na obiad ze znajomymi z pracy. Zanim zamkną się za mną drzwi na stołówkę, macha do mnie grubas i pokazuje gdzie odbędą się tortury. Krzyczy i skacze, gdy tylko pojawię się na piętrze, więc wyobraźcie sobie co się dzieję gdy usiądę i kiwnę głową na znak, że może zaczynać. Najpierw czyta wiadomości jakie wymienił z kobietami. Zazwyczaj są to sprośne teksty, na poziomie gimnazjalnych żartów. Kilka razy próbowałem mu powiedzieć, że nie mam ochoty tego słuchać, ale w zasadzie to nikt inny nie odzywa się do mnie na przerwach. Później, gdy zbuduje już napięcie, pokazuje mi zdjęcia roznegliżowanych panien. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie ich uroda. Pozostaje mi pochwalić nocne zdobycze:
- Całkiem niezła, stary. Sam chętnie umówiłbym się z taką rakietą. Rzadko można spotkać taki skarb na portalu randkowym. - Grubasek najczęściej śmieje się głośno po tych tanich tekstach. W ten sposób zwraca na nas uwagę wszystkich osób na stołówce. Przy okazji pluje swoją śmierdzącą śliną i dławi się kanapkami, wyciętymi przez jego matkę w trójkąt. Jak mam się nie chcieć zabić?
Wracam autobusem o szesnastej czternaście. O szesnastej siedemnaście, wsiada pulchna kobieta, która na kolejnym przystanku zasypia na swojej lewej dłoni opartej o brudną szybę. Co drugi dzień wchodzę do osiedlowego sklepu, żeby zrobić zakupy. Stojąc przy kasie słucham rozmów matek, sąsiadów, znajomych i molochu z drobnymi od przechodniów. Nic w ich rozmowach mnie nie ciekawi. Duszę się stojąc tam, umieram. Wychodząc wciągam nosem spaliny i marzę o chłodnym piwie. Nikt nie dzwoni, chyba że z pracy. Nikt nie pisze, nie licząc rachunków. Siedzę do późnych godzin samotnie. Latem na balkonie, zimą przed telewizorem. Umieram powoli, ale zarabiam na nowe meble, buty i na chwilę odnajduję w tym sens życia, który ulatnia się szybko.
W weekendy wychodzę do pubu. Kilka piw wśród ludzi pogrążonych w smutku. Ich zmęczone twarze stają się dla mnie bliskie gdy wznosimy toast za bezpieczny weekend. Zdarzyło się kilka razy mocniej wstawić, później obudzić się na kacu i znaleźć nowe kontakty w telefonie. Kiepscy to znajomi, milczymy gdy mijamy się idąc do pracy.
Święta spędzam z rodziną. Ojciec wraca ze Szkocji, matka porzuca obowiązki w kancelarii. W minioną Wielkanoc, spędziliśmy ze sobą niecałą dobę. Moje relacje z ludźmi praktycznie zanikły, pozostała tylko praca i kasjerka pytająca:
- Czy to już wszystko? - Przynajmniej umrę w najdroższym fotelu, z tego wielkiego żółtego sklepu.
Sens egzystencji tracę codziennie, a wtedy jak zwykle leniwie wstaję z wygodnego siedziska. Potem zmieniam kapcie na adidasy i przekręcam na dwa razy zamek. Wjeżdżam windą na ostatnie piętro, otwieram stalowe drzwi. Czasem jestem tu zaraz po pracy, jak wczoraj. Mam wtedy przed sobą, widok na betonowy świat. Z reguły wpadam wieczorem, zmęczony trudami rozgrywki najtrudniejszej z gier. Spojrzenie na czarne niebo daje moc, wiatr beztroskę, reszta to codzienność. Na krańcu blachy stawiam swoje stopy obok siebie. Równiutko, czubki przy samej krawędzi. Mocno wciągam powietrze, wystawiam jedną z nóg przed siebie i zadaję sobie trzy pytania: które to samobójstwo w tym tygodniu? Śmiałeś się dziś szczerze? Czy jest źle? Jeśli odpowiedzi nie napawają mnie optymizmem, to znaczy, że mam wiele do poprawy i wracam do mieszkania. Jeśli odpowiedzi są pozytywne, jak na przykład: to pierwsze samobójstwo od miesiąca, słyszałem świetny dowcip, jest znakomicie. Cóż, to będzie dobry dzień na skok, lepiej być nie może. To radość czy żal, że tak nigdy nie było?
Dziś jeszcze nie jestem gotowy, do uwolnienia się od niesterylnego świata. Mam parę spraw do załatwienia. Zostawiłem bałagan na blacie w kuchni i zapomniałem zapłacić rachunku za gaz. Nie spadnę dopóki wszystkie sprawy nie będą załatwione. Zjadłbym coś, a przecież dziś u chińczyka na Brzozowej, będą wczorajsze sajgonki w promocyjnej cenie. Wracam do żywych, a moje podkrążone oczy i obojętne ruchy nóg, zaprowadzą mnie rano do komputera w biurowcu. Które to samobójstwo w tym tygodniu? Czwarte. Śmiałeś się dziś szczerze? Ani razu. Czy jest źle? W zasadzie to fatalnie. Utknąłem w bezsensie, korek na drodze bez celu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt