Późny wieczór, na pustawej ulicy Krakowa zapalają się neony. Przed wejściem do Klubu Go Go z piskiem opon zatrzymuje się taksówka. Wysiada z niej dwóch mężczyzn. Wyprężeni, gotowi, panowie stworzenia z grubymi portfelami, w drogich garniturach. Kakofonia zapachów perfum miesza się z wilgocią deszczu. Wślizguję się do środka klubu, tuż za nimi, zrazu nie pewnie, bo kto wie, co się okaże. Wyższy spogląda na zegarek, niższy dziękuje za coś kierowcy ochrypłym głosem. Przepychają się do środka klubu, wymachując kartami VIP przed nosem niskiego typa, przypominającego zaspanego niedźwiedzia. Z daleka czuję w nim wiedzę nabytą za kratkami. Dziś wieczorem, na rurze tańczy Anastazja tancerka wszech czasów, uosobienie seksu – krzyczą plakaty widniejące w głębokiej, zakurzonej witrynie. Nigdy jej nie widziałem. Bez cudów, to nie dzielnica Czerwonych Latarni, a Kraków to nie Amsterdam - myślę zdejmując prochowiec. Szatniarz omiata mnie od czubków butów ku twarzy przenikliwym, powolnym spojrzeniem, patrzy jakbym był zainfekowany. Tu obowiązuje swoisty kodeks, jakikolwiek by nie był, muszę go zaakceptować. Wyglądam, jak wyglądam, nie mam szczodrego tatusia, który by płacił za mnie rachunki, studia skończyłem niedawno, jako początkujący dziennikarz zarabiam ciągle za mało, wieczny gołodupiec bez grosza przy duszy. No i co z tego? Rozluźniam barki, rozglądam się po sali, chłopaków na razie nie widzę. Czuję się trochę nie na miejscu, rzadko bywam w klubach. Jestem spóźniony, oberwie mi się od Andrzeja, jego kawalerski wieczór zaczął się dwie godziny temu. Pewien jestem, że tą noc będę miał udaną, na pierwszy rzut oka jest rewelacyjnie. Rudowłosa dziewczyna wygląda bardzo obiecująco, towarzysząca jej brunetka sprawia apetyczne wrażenie. Robię krok w ich stronę.
– Prawda, że Polki są niezłe - słyszę za plecami głos Toma. - Pamiętam dobrze, pomnik prostytutki z brązu, przed kościołem Ude Kerk w Amsterdamie. Zrobił na mnie większe wrażenie niż tamtejsze dziewczyny. Jedno, co muszę im oddać to, to, że nie były nachalne – dodaje po namyśle.
Na ustach ma coś na kształt wymuszonego uśmiechu. Siadamy na wysokich stołkach przy długim barze. Straszy kilka opróżnionych butelek po piwie. Zabawa trwa na całego. Zamawiamy whisky z wodą. Przytulnie, migają światła, dobra muzyka
- Mówiłem, że dobrze się zabawisz – mówi Tom zaciskając palce na moim ramieniu.
Wygląda na zadowolonego, ma już dobrze w czubie. Hałas i muzyka zagłuszają jego słowa, wzmagają się. Odwracamy się. W tłumie po drugiej stronie widzimy blondynkę; w pierwszej chwili miga nam tylko sylwetka. Na ramiona opadają jej seksownie gęste loki o barwie naturalnego dębowego drewna. Rzeczywiście piękna dziewczyna, doskonała sylwetka rzuca się w oczy. Gładkie, długie nogi, jędrne, kształtne piersi, twarde sutki. Oplata rurę jak wąż, tańczy, jakby była z gumy. Nagle zmysł wzroku wyostrza mi się do tego stopnia, że przez opary dymu papierosowego widzę jej twarz z fotograficzną dokładnością. Pieprzyk nad górną wargą, zmysłowe usta, mały, kształtny nos o delikatnym zarysie nozdrzy, złote obręcze w uszach. Jest wysoka. Lubię wysokie i smukłe. Patrzę na Toma, oczy mu lśnią lubieżnie zza okularów. Dziewczyna powoli, jedną ręką zdejmuje błyszczące, niebieskie stringi, drugą po poprawia gęste, jedwabiste włosy. Jestem olśniony, wstrzymuję oddech, przełykam ślinę. Chcę to zapamiętać, zachować w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół. Muzyka milknie. Dziewczyna wdziękiem kręci się w miejscu, stuka rytmicznie obcasami i zastyga jak grecki posąg. Na krótką chwilę salę wypełnia głucha cisza. Oklaski! Ja klaszczę najbardziej. Mężczyzna siedzący w kącie kiwa tylko głową, otwiera jej drzwi. Dziewczyna nie kwapi się do wyjścia. Ponagla ją wymownym gestem. Wychodząc podnosi w moim kierunku jedynie powieki, a i te jakby tylko częściowo poddawały się jej woli. W zmrużonych oczach czai się wyzwanie i podniecające iskierki. Przechodzi po mnie osobliwy dreszcz, to jest coś nowego, jakieś ziarenko niepokoju. Czy aby nie zbyt szybko poddaję się temu wrażeniu? Odpowiadam nikłym uśmiechem, gaszę pospiesznie papierosa, wciskam szklankę z resztką whisky w rękę Toma.Widać z daleka, że jest oszołomiony.
Wiedziony impulsem, wychodzę za nią, nie wiem, co mnie ku temu skłania. Po dziewczynie ani śladu. Mały, mroczny przedpokoik, mijam Andrzeja, przypomina łachman przewieszony przez oparcie stojącego samotnie fotela, ma dosyć - jutrzejszy oblubieniec. Długi korytarz. Masywne drzwi. Jedne. Drugie. Mrok pierwszego pomieszczenia, nieco tylko rozproszony czerwonym światłem, półmrok utrudnia dostrzeżenie detali. Za mną pcha się podniecony łysol, rozpoznaję po oddechu w końcu też jestem facetem. Zajmuje się nim zaprawiona w boju przewodniczka, postawna brunetka z wyzywającym spojrzeniem. On postękując donośnie, maca łapami jej krągłe pośladki.
– Za hostessę topless zapłacisz jedyne cztery stówy. Będziesz miał nielimitowana liczba wejść. Duże grupy płacą mniej – słyszę stłumiony głos dziewczyny.
Oddechy, szepty, szepty i oddechy. Nie zwracają na mnie uwagi, są zajęci sobą. Wszystkie drzwi są podobne. Właściwie, co ja tu robię? Ogarnia mnie panika. Chcę się wycofać. Przez szparę w ostatnich drzwiach sączy się mdłe światło. Stoi odwrócona tyłem do drzwi, pół naga, ogląda się w lustrze. Łapię za klamkę. Do pokoju nie dociera światło z zewnątrz, mimo klimatyzacji, w pomieszczeniu jest ciepło. Czyni zapraszający gest ręką. Ma piękny uśmiech, ładne, równe, białe zęby, ciut za mocny makijaż. Unika mego spojrzenia. Dyskretnie rozglądam się.
– Chyba mnie nie śledzisz? Przepraszam za ten okropny bałagan – odzywa się.
Podnosi na mnie wielkie oczy, poprawia włosy. Wygląda jak nastolatka.
- To nic takiego - odpowiadam.
Zajmuje mi chwilę, żeby oderwać od niej wzrok, jest taka śliczna. Drżą mi ręce, oblewam się na przemian zimnym i gorącym potem.
- Napijemy się czegoś?
Jest zadowolona z mojego zachwytu, nie umiem go ukryć.
- Chętnie, tylko nie piję alkoholu. Kostek jestem. Zdrobnienie od Konstantyn, Konstantyn Sommer. Czemu mówię jej swoje imię, nazwisko?
Muszę sprawiać dziwne wrażenie. Czemu ją okłamuję?
- Anastazja – mówi i spogląda ukradkiem na zegarek.
- Posłuchaj, teraz nie mogę z tobą rozmawiać, mam mało czasu, za kwadrans znowu wychodzę.
- To może innym razem?
Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić, czuję jak nogi uginają się pode mną, zalewa mnie fala gorąca. Kretyn! Kretyn! - krzyczy wewnętrzny głos. Wpatruję się w nią, błękitne oczy poważnieją. Czuję zapach jej perfum, znam tę woń, to smak wiśniowych cukierków z nutą piżma. Wtuliłbym się z rozkoszą w jej włosy.
- Podaj mi swój telefon, zadzwonię! Robi krok na przód, dotykając pieszczotliwie mego ramienia.
Czuję pożądanie, serce mi bije jak oszalałe, z trudem przypominam sobie dziewięć cyfr. Dyktuję. Wpycha pospiesznie karteczkę do torebki. Podaje mi rękę. Gładka, ciepła skóra. Jak strzała wybiega z pokoju, na pożegnanie przesyła przelotny, wesoły uśmiech. Wchłania ją ciemność. Jeszcze przez moment słyszę stukot obcasów jej szpilek. Siadam na niezaścielonym łóżku, z pościelą w paski.To ona zrobiła pierwszy krok! Dobrze zdawała sobie sprawę, co robi. Serce podchodzi mi do gardła. Wszystko poszło łatwiej, niż myślałem, z trudem łapię oddech. Spotkałem nie jedną blondynkę, wiele miało bujne loki, ale, dotąd nie znalazłem tej, która sprawiła, że na moment przestała grać muzyka.
****
Nie mogę uwierzyć, że odezwała się. Jest ostrożna, wybiera obskurny pub, położony na peryferiach, szmat drogi od centrum miasta. Jest listopad, minął miesiąc, odkąd widzieliśmy się tamtej nocy w Klubie. Jest inna, włosy ma związane w kucyk, żadnej biżuterii, żółta sportowa kurtka, opuszczone nisko na biodra dżinsy, zwykła biała bluzka z długimi rękawami, do tego czarne szpilki. Zdejmuje na moment ciemne okulary, widać niewielkie, ciemne worki pod oczami. Jest podekscytowana, przestraszona, ścisza głos. Wygląda jakby się czegoś obawiała, przed czymś uciekała, ukrywała się. Krztuszę się piwem, gdy mówi, że ma dwadzieścia dwa lata, dziś wygląda, na dużo więcej. Ładnie wygląda, nawet bardzo ładnie, ale ciągle mam przed oczami tamtą Anastazję, której twarz widziałem tamtej nocy. Głupie, ale co zrobić.
Szybko się rozkręca, opowiada o oszukiwaniu klientów, o głupich szefach i jeszcze głupszych koleżankach, o świecie pełnym kłamstw, upokorzeń, tańcu na rurze, napalonych facetach i gołych dziewczynach. W jej oczach Kluby Go Go w telegraficznym skrócie to mnóstwo alkoholu i jeszcze więcej pieniędzy.
– Tak wygląda moje życie - brudne i małe. Zaczynam żałować, wszystko jest nie tak. Czasem jestem bezradna, czuję się bezużyteczna i stara, najgorsza z najgorszych.
Uderza mnie to jak fala, brzmi wiarygodnie. Anastazja mówi cicho, ucieka wzrokiem. Ze stojących obok głośników dudni głośny rap. Prawie jej nie słyszę, wytężam słuch.
- Chciałbym zadać jeszcze kilka pytań? Przepraszam- wychrypiałem. - Tak mi przykro...
Machnęła ręką nie chciała mego współczucia. Poczułem, że znowu się czerwienię. Nie wiem, czy odpowie, nie wiem czy zrobiłbym to na jej miejscu. Zamawiamy dwie butelki wody mineralnej, dla mnie kolejne małe piwo. Chcę się napić i nie chcę.
- Proszę śmiało pytaj, nie mam przed tobą nic do ukrycia. Muszę to w końcu z siebie wyrzucić.
- Jak zostałaś striptizerką?
- Zanim zaczęłam pracować w klubie, pracowałam w zapyziałym sklepie, na głuchej prowincji, dostawałam pięć złotych za godzinę. Na rurze nagle zarabiam trzy tysiące w tydzień. Szybko wciągnęłam się. Zostałam zwerbowana przez portal społecznościowy, tak wyłapuje się teraz tancerki. Młode, ładne dziewczyny, najczęściej ze wsi w okolicach dużych miast. Na początku mi mówiono, że nie będę musiała się rozbierać, że tańczy się w bieliźnie. Po tygodniu okazało się, że muszę pokazać na scenie górę, a później, że muszę robić tańce prywatne, czyli rozbierać się do naga. Tylko, że wtedy już poczułam pieniądze, trudno było z tym skończyć. Facet, który mnie wyszukał, powtarzał, że skoro wyglądam jak wyglądam, to przecież nie dostałam tego, żeby trzymać pod kluczem, tylko powinnam pozwalać klientom na coś więcej oprócz tańców prywatnych i brać za to większą kasę.
- Za co?
- Za dodatkowe usługi, oczywiście. Może nie tyle za seks, bo w klubie by to nie przeszło, rzadko to robię, ale jakieś drobniejsze „robótki ręczne” nie przeszkadzają, są dobrze widziane. To jest liczone jak drink.
- Robótki ręczne? Mów jaśniej.
- No... masturbacja i takie tam.
Rumieni się mówiąc, ręką klepie wypchaną, czarną torbę. Nie odrywam od niej wzroku- ma w sobie jakiś magnetyzm, błękitne oczy szklą się łzami, jak u zranionej sarny. Czuję kwas i tępe ukłucie w żołądku.
- Ciężka praca?
- Na każdym kroku mnie chwalą i podziwiają, tak jest od początku. Mam talent. Kocham taniec, przez pewien czas miałem z tego nawet satysfakcję.
- Pamiętasz pierwszy taniec rozbierany?
- To był obleśny grubas koło czterdziestki, w drogim gajerku. Miałam sześciominutową piosenkę. Nie zapomnę tego chyba nigdy, na samo wspomnienie dostaję dreszczy. Kto jemu dał prawo? Podeszłam po tańcu do baru i się rozpłakałam, że nie chcę tego zrobić, to polali mi dwie wódki i powiedzieli, że jestem dzielną dziewczynką i następnym razem będzie lepiej.
Łzy napłynęły do jej oczu, policzki poczerwieniały.
- Kiedy przestałaś płakać?
- Po dwóch miesiącach pracy przyzwyczaiłam się. Pierwszy miesiąc ciągnął się, jak guma do żucia. Jest problem z pracą na trzeźwo, większość tancerek ma duży problem z alkoholem. Przez te cztery lata spotkałam tylko jedną, która jest na ogół trzeźwa i nie wiem, jak to wytrzymuje.
- A nie trzeba pić z klientem?
- Unikamy tego jak ognia. Na to też mamy swoje sposoby: wylewamy szampana do coolera albo na ziemię...Żebym mogła się rozbierać, byłam stale podlewana alkoholem.
- Ile dni w tygodniu pracujesz?
- Góra pięć dni w tygodniu.
- Skoro pięć dni pracujesz, a w pracy ciągle pijesz, to nie popadłaś w nałóg?
- No tak... To jest chyba największy problem mojej profesji.
- A jak reaguje twój obecny szef?
- Przez pierwsze pół roku cały czas wmawiał mi, że to dobry interes, jeżeli uczciwie będę pracować.
Będę miała pracę, jaką lubię, że nigdzie indziej sobie nie poradzę, że jestem skazana na pracę w klubie. Dziewczyny, które nigdzie indziej nie pracowały wcześniej, mogą w to uwierzyć, ja też przez długi czas w to wierzyłam. Chodził za mną, mówił, że jestem zbyt gruba, doprowadzał mnie do takich stanów, że prawie nic nie jadłam, żeby tylko schudnąć. Dziewczyny z głodu mdlały w pracy, praktycznie nie jadły.
- Jakie warunki musi mieć dziewczyna, żeby zostać tancerką go-go?
- Po latach w branży uważam, że prawie żadne, ładnej i zgrabnej jest oczywiście łatwiej. Dziewczyna musi po prostu chcieć się rozbierać.
- Jacy faceci przychodzą was oglądać?
- Najczęściej zdesperowani albo niedoceniani w domu, przez żonę. Faceci, którzy nie potrafią sobie znaleźć dziewczyny poza takim miejscem, a dzięki nam czują się dowartościowani. My strasznie kłamiemy klientom, że są cudowni, przystojni, że nigdy w życiu takich nie spotkałyśmy. Oni w to wierzą, mówią dużo o sobie, są wylewni. Opowiadają, gdzie pracują, co robią. Często nawet nie pamiętamy imienia tego klienta, chociaż pięć minut temu się przedstawił. Żonaci też przychodzą. Kiedyś klient pokazywał mi w telefonie film z porodu swojej żony.
- Co wtedy pomyślałaś?
- Że muszę więcej wypić. Klienci bywają agresywni, łamią zasady. Dużo osób nadal postrzega Kluby Go Go, jako agencje. Myślą, że skoro tam idą, płacą stówę lub dwie za taniec, to mają prawo do wszystkiego. Chociaż mówi się im, że to tylko taniec, oni myślą, że to przykrywka. Kiedy im się odmówi, zaczynają być agresywni. Jedna z dziewczyn tańczyła, a facet wyciągnął gnata. Zaczął do niej mierzyć. Ona nie miała możliwości odwrotu, żadnej ochrony. To jest minus naszej pracy. Mnie jeden klient wykręcał ręce, szarpał, miałam siniaki i głębokie zadrapania na nadgarstkach. Dałam mu w gębę. Byłam na pogotowiu, opatrzyli mnie. To głupstwo. Nie byłam w nastroju na szpital. Nigdy nie pozwoliłabym się bardziej maltretować.
- A jak dziewczyny naciągają klientów?
- Na przykład przez upijanie, wlewamy do szampana kieliszek wódki bądź wody utlenionej, która w połączeniu z alkoholem ścina z nóg.
- Wody utlenionej? Cholera! Nie nabierasz mnie?
Anastazja robi głęboki wdech, spuszcza wzrok.
- Tak, takiej zwykłej, kupionej w aptece. Ścina gościa, tak jakby dużo wypił: mało kojarzy, jest prawie nieprzytomny, zaspany. Większość tancerek chodzi z torebeczkami, w nich noszą buteleczkę wody utlenionej. Powinnam nabrać wody w usta, nie wiem, czemu o tym mówię.
- Ile może zarobić tancerka?
Zaczynam z trochę z innej beczki.
– To dla ciebie takie ważne?
Unosi brew, marszczy czoło, wymieniamy spojrzenia.
- Jak pracowałam we Warszawie, za cztery dni pracy brałam siedem tysięcy. To najwyższa stawka.
- Nieźle, rozumiem, że to uzależnia.
Te słowa wyrywają mi się mimo woli. Przecieram dłonią spocone czoło. Ona tego nie zauważa, nawet nie podnosi wzroku.
– Na, co wydajecie zarobioną w klubie kasę?
- Większość dziewczyn jeździ po świecie, wydają pieniądze na zagraniczne wycieczki, na szkołę, bardzo dużo studentek pracuje w tym zawodzie. Druga rzecz to operacje plastyczne, część dziewczyn jest „zrobiona” od nowa, nie ma w nich nic naturalnego.
- Jak po tych trzech latach w Klubach Go Go odnosisz się do facetów?
- Nie potrafię patrzeć normalnie na mężczyzn, w pracy traktujemy wszystkich tylko i wyłącznie jak frajerów do wydojenia. Są dni, że przed oczami widzę tylko ceny.
- A ja? Wydawało mi się tamtej nocy, że traktujesz mnie inaczej.
- Dobrze ci się wydawało, od razu poznałam cię. Wiem od koleżanki, kim jesteś i co robisz. Chciałam opowiedzieć komuś o sobie. Wydawałeś mi się fajny, normalny, umiesz słuchać. Kogo obchodzi moja smętna wegetacja? Wiem, że jestem walnięta, często wyobrażam sobie, że jestem zwykłą, normalną dziewczyną. Uwielbiam taniec, nie ten na rurze. Biorę lekcje tańca towarzyskiego. Tańczę wszędzie - na parkiecie, w lesie, na łące. Wtedy zapominam o pracy, o wszystkim. Wącham bzy w parku, słucham ptasich treli, śnię na jawie, jestem w pozytywnym stresie. Kocham i wyobrażam sobie, że też jestem kochana. Mnie nikt nigdy nie kochał, nawet rodzona matka. Z dzieciństwa tylko pamiętam biedę i czas. Próbowałam przed nim uciec, a on szumiał i przylegał do wszystkiego. Jestem przekleństwem dla mężczyzn, bawię się nimi. Przeglądałam stare sprawy, nic z tego nie wynika. Mówię sobie – Anastazja skończ z tym i rób to, co kochasz. Tańcz, wariatko tańcz. Może kiedyś na Plantach zobaczysz mnie łapiącą motyle. Jeśli dopisze mi szczęście możne uda mi się znaleźć czterolistną koniczynę. W życiu trzeba wędrować, szukać. Chcę spadać z nieba, gdy nie mam już sił. Może mnie jeszcze spotka coś dobrego?
Otwiera butelkę z wodą mineralną, pociąga duży łyk. W pubie jest gorąco i duszno. Patrzę na nią, na dziewczynę o twarzach jak galeria obrazów. Kuli ramiona, drży, opiera się na krześle, zaczyna nerwowo bębnić palcami po stole. Cała ta rozmowa musi ją wiele kosztować. Patrzę ukradkiem na zegarek - jest już ósma wieczorem.
- Rozumiem. Powinnaś zakochać się. Miłość jest silna, potrafi wszystko pokonać.
Wypaliłem tak po prostu, bez sensu, bez kontekstu, poczułem, że w gardle rośnie mi gula. Odruchowo przykrywam jej dłoń swoją. Anastazja wydaje długie westchnienie, powolnym ruchem osusza kącik ust serwetką. Zaciskam zęby w oczekiwaniu, z nadzieją.
– Nie sądzę – odzywa się matowym, przegranym głosem.
Próbuję coś jeszcze powiedzieć, szukam słów, lecz nie mogę ich znaleźć. Robi mi się straszliwie głupio. Anastazja nie spieszy się, poprawia makijaż, podnosi się z krzesła, zarzuca zamaszystym ruchem torbę na ramię.
- Z nikim nie byłam na poważnie, tylko do ciebie byłam uczciwa. Koniec bajki, tak? Wybacz, nie najlepiej się czuję, muszę już wracać – rzuca spokojnie na odchodne.
Mówiąc, rozgląda się, upewnia się, że nikt nie mógł jej usłyszeć. Wychodzi, omiatając mnie smutnym spojrzeniem. Jest mi zwyczajnie wstyd, wyglądało, że wziąłem ją na spytki. Nie jestem z siebie zadowolony, rozpiera mnie bezsilna wściekłość. Nie zdążyłem pomyśleć i jej zatrzymać. W głowie mi huczy, czuję się podle, rzygać mi się chce.
- Nie tak miało być! No, to załatwiłem sprawę. Moje dobre anioły znowu przegrały.
Ludzie przy sąsiednich stolikach gapią się nam mnie, rzucam im piorunujące spojrzenie. Macham ręką na kelnera. Za długo to trwa. W końcu podchodzi, płacę rachunek i wybiegam. Chłodne powietrze dobrze mi robi. Po chwili zatrzaskuję z impetem drzwi mojego starego opla.
****
Zwykły, grudniowy dzień. Na stacji metra w Warszawie, kątem oka dostrzegam smukłą dziewczynę, miga mi w porannym tłumie. Staję i patrzę. Chwytam pamięć w palce. Ten sam sprężysty krok, żółta kurtka i czarna torba. Anastazja? Patrzę na nią i uświadamiam sobie nagle, że nawet nie znam jej prawdziwego imienia. Zdziwienie- wspomnienia we mnie nie stygną, wciąż słyszę jej głos, mam przed oczami jej uśmiech.
- Zatańcz, zatańcz ze mną, Anastazjo! – krzyczę z całych sił.
Chudy mężczyzna stojący obok wybucha śmiechem. Nikt mnie nie słucha. Kurczę się do rozmiarów małej czarnej kropki. Znikam. Ulica nie oddycha, drga własnym kurzem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt