Ciernie - odsłona pierwsza - gapcia
Proza » Obyczajowe » Ciernie - odsłona pierwsza
A A A
Od autora: Witam wszystkich
chciałabym podzielić się z Wami tym co napisałam. Życiem bohaterki, jej radością i cierpieniem, trudnymi wyborami i błędami jakie przecież każdy z nas popełnia. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
...Życie jest dziwne, czasem bywa okrutne i człowiek przedzierając się przez gąszcz codzienności zadaje sobie pytanie:, „Po co ja żyję? Dla kogo ja żyję?” Często są to jednak słowa rzucane w pustkę, w której nie ma echa i odpowiedź nigdy nie powraca...

 Weronika siedziała na podłodze, oparta o łóżko. Jej dłoń podrygiwała w takt muzyki, na uszach miała słuchawki. Uwielbiała muzykę, pozwalała jej uciec od ponurej rzeczywistości, odreagować i uspokoić się. Gdy miała już wszystkiego dosyć, siadała na podłodze, nakładała na uszy słuchawki i była w innym świecie, to była jedna z niewielu przyjemności w jej życiu.

Otworzyła oczy, ponieważ wydawało się jej, że coś dzieje się w pokoju. Westchnęła głęboko.

- Na szczęście spokój, uff – pomyślała zamykając ponownie oczy. Uśmiechnęła się pod nosem. Widok Ryśka, nawet w marzeniach, zawsze rozgrzewał jej serce.

Zaczęła cichutko mruczeć – mój Rysio, słodki i taki przystojny – na samą myśl o nim czuła, że drży.

Muzyka ucichła na kilka sekund i wtedy Weronika usłyszała jakiś hałas. Zamarła w bezruchu, bała się zdjąć słuchawki, wiedziała co usłyszy.

Z kuchni dochodziły krzyki ojca.

- Gdzie byłaś ty wredna babo, gdzie jest mój obiad?! – krzyczał i przewracał krzesła.

- Przecież tutaj masz obiad – odparła matka – o co ci chodzi?

- To ma być obiad? Te pomyje nazywasz obiadem? – wrzeszczał coraz bardziej rozjuszony. – Znowu siedziałaś u tej wścibskiej Nowakowskiej, skręcę jej kiedyś kark, tobie też i będzie wreszcie spokój.

Weronika zesztywniała ze strachu. Zawsze bała się ojca jak był pijany, robił się wtedy gorszy niż zwierzę, ale trzeba było pomóc mamie, przejąć trochę nienawiści na siebie. Gdy weszła do kuchni ojciec stał pod oknem chwiejąc się na nogach, szarpał biedną mamę za ręce.

- Zostaw mamę w spokoju, tato, słyszysz?! – zawołała Weronika próbując go odciągnąć od niej.

- Po co tu przyszłaś smarkulo, chcesz dostać w pysk? – zamachnął się chcąc ją uderzyć, ale mu się nie udało, ponieważ Weronika zrobiła skuteczny unik. Przez te wszystkie lata doskonale nauczyła się unikać jego razów.

- Dobrze, że przynajmniej Magda jest w szkole – pomyślała z ulgą – Znów jesteś pijany, po co ci to?! – zawołała do ojca.

- Mam was już dość! – ryknął – jestem otoczony debilkami, idę na piwo! – wrzasnął i z jękiem trzasnął drzwiami.

- Marek, wracaj – wołała mama szlochając – wracaj – dodała osuwając się na ziemię.

Weronika podeszła do niej i przytuliła do siebie.

- Mamusiu po co ci to? Czemu od niego nie odejdziesz, zanim zrobi którejś z nas krzywdę – szeptała głaszcząc ją po głowie, – po co nam to, po co? – szeptała a wielkie łzy płynęły jej po policzkach. Zacisnęła nagle zęby – mamo proszę, zostaw go, ja i Magda boimy się go, zrobi nam wreszcie coś i będzie za późno, proszę ucieknijmy stąd – szlochała.

Matka przycisnęła do piersi jej głowę.

- To nie jest takie proste moje dziecko, nie miałybyśmy się gdzie podziać, poza tym, ojciec wszędzie by nas znalazł, zresztą, jaki by nie był, to wasz ojciec i na pewno na swój sposób was kocha.

Mama wydawała się być już spokojniejsza.

- Tak, on nas kocha, ale bić i wyzywać- zauważyła Weronika ze smutkiem, wiedziała, że matka nigdy go nie opuści, bo w głębi serca wciąż go kochała i miała nadzieję, że coś się zmieni, ale wszyscy wiedzieli, że nic się nie zmieni a jeśli już, to na gorsze.

- Mogę odejść z tego domu, jestem już pełnoletnia, - pomyślała przez chwilę widząc promyk nadziei na lepsze życie - ale co wtedy stałoby się z mamą i Magdą, - westchnęła głęboko, nie mogła ich zostawić. Musiała dzielić z nimi ten ciężki los. Troszczyć się o nie a zwłaszcza o Magdę, bo ona jeszcze z tego wszystkiego niewiele rozumiała, miała przecież dopiero 9 lat i była taka ufna. Każdą awanturę przeżywała bardziej niż którakolwiek z nich, ponieważ nie mogła zrozumieć, dlaczego ojciec czasem jest miły, a czasem bije mamę i mówi takie straszne rzeczy, przerastało ją to. Budziła się w nocy z krzykiem, ciągle miewała koszmary.

Ojciec nie wracał, wiedziały, że tego dnia już nie wróci. Zawsze tak robił. Znikał po awanturze i nie było go czasem nawet kilka dni.

- Boże wybacz mi – Weronika uniosła oczy w górę, – ale chciałabym żeby tato już nie wrócił, o ile prostsze byłoby życie – nagle przeraziły ją jej własne myśli – Jezu, co się ze mną dzieje, co ja sobie myślę, przecież to mój ojciec. – Potrząsnęła głową i poszła do pokoju.

Wychyliła się przez okno i spojrzała w dół, na ławce siedziały dwie sąsiadki i patrzyły z litością kiwając głową.

- Na pewno słyszały awanturę – schowała się do środka – nie potrzebuję niczyjej litości – zawołała do siebie.

Ubrała buty i wybiegła na podwórko, nie mogła dłużej zostać w domu, niedobrze jej się robiło. Poszła w stronę szkoły, ponieważ Magda kończyła lekcje. Postanowiła, że zabierze ją do parku, nie chciała żeby zobaczyła mamę w takim stanie, bo znów by był problem.

Szła zamyślona, ze spuszczoną głową.

- Wera, hej Wera, zaczekaj – usłyszała znajomy głos, to był Rysiek. Odwróciła się i uśmiech rozjaśnił jej twarz.- Jak się masz mała?

- W kratkę – odparła klejąc się do jego ramienia.

- Gdzie idziesz, może przeszlibyśmy się do pabu ?– rzucił od niechcenia.

- Nie mogę, idę po Magdę – powiedziała z nutą żalu w głosie.

- Zabierz siostrunię ze sobą, postawię jej kolę – roześmiał się – niech się mała uczy życia za młodu- dodał.

- Ok., ale bez wygłupów, bo Magda powie mamie i oberwie mi się.

Szli przytuleni do siebie. Weronika przy Ryśku czuła się taka dorosła i seksowna. Nie lubiła tylko, jak jego koledzy ją czasem obmacywali, mlaskając przy tym. Kiedy piszczała i uciekała Ryś się podśmiewał. Chciała być tylko jego a często miała takie wrażenie, jakby on miał ochotę podzielić się nią z kolegami. Czuła się wtedy bardzo dziwnie.

Magda biegła podskakując. Zaczęła machać rękami gdy ich zobaczyła, lubiła Ryśka bo stawiał jej lody i kolę, mama nigdy nie ma na to pieniędzy.

- Boże, ona jest jeszcze taka dziecinna – pomyślała Weronika.- Cześć małolata – zawołała – idziesz z nami do pabu na kolę?

- Jasne. Rysio nas zabierze? Ekstra – wołała klaszcząc z radości.

Rysiek pokręcił głową z politowaniem.

- Tylko ani słowa mamie, bo cię więcej nie zabierzemy – pokiwała palcem Wera.

- Się rozumie Ika – zaśmiała się Magda.

- I nie nazywaj mnie Ika, wiesz, że tego nie lubię – rzuciła Weronika klepiąc Magdę w pupę.

- Jasne Ika – zawołała biegnąc do przodu.

- Ależ to uciążliwa smarkula – wykrzywił się Rysiek.

- Owszem, ale to moja siostra, nawet jeśli mi się to nie podoba.

Wchodząc do pabu zobaczyli kumpli Ryśka. Machali do nich.

- Nie chodźmy do nich, proszę – wyszeptała mu do ucha.

- Dlaczego?

- Nie lubię ich – odparła Wera.

- Głupia jesteś, co od nich chcesz, to moi kumple i jeśli chcesz ze mną być, musisz ich akceptować, bo inaczej, spadaj- zaczął krzyczeć z oburzeniem.

- Dobrze, już dobrze - uspokajała go – nie ma problemu.

- Sama go sobie robisz.

- Powiedziałam, że nie ma problemu! – krzyknęła – Boże, co się dzieje z tymi facetami? – pomyślała ze złością.

- Cześć chłopaki – zawołał Rysiek witając się ze wszystkimi.

- Po co przyprowadziłeś tą gówniarę? – zapytał Krzycho wskazując ręką na Magdę.

- Tylko nie gówniarę! – oburzyła się Wera.

- Dobra, spoko, ona jest z nami, nie ma innego wyjścia – machnął ręką Rysiek.- Gulek daj piwo dla wszystkich, a małej kolę – zawołał do barmana.

- Jak leci Wera? – zapytał Maciek kładąc jej na udzie rękę.

- Co robisz?– zerwała się.

- Dotykam cię – roześmiał się – nie udawaj takiej cnotki – dodał łapiąc ją za pupę.

- Przestań! – krzyknęła – Rysiek, powiedz mu żeby przestał.

- Słyszałeś, co moja pani powiedziała, skończ z tymi wygłupami – stwierdził z ironią w głosie.

- Mam dość! – zawołała – idę do domu, Magda chodź, idziemy – powiedziała łapiąc ją za rękę.

- Ale Wera, moja kola, ja chcę wypić kolę – protestowała Magda.

- Nie dyskutuj, idziemy – szarpała ją dalej.

- Wera, no co ty, co cię ugryzło – ironizował Rysiek śmiejąc się.

- Nic mnie nie ugryzło, znudziło mi się wasze towarzystwo! – zawołała i wyszła szarpiąc protestującą Magdę.

- A idź sobie – wołał za nią – durna dziewucha – dodał. – Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ja na nią jeszcze marnuję czas – machnął ręką.

- Ja wiem – roześmiał się Krzycho i znacząco zakołysał biodrami. – Zbyt smakowity kąsek, żeby dać jej spokój.

- Pracuję nad tym – pokiwał głową - zobaczysz będzie jeszcze z niej pożytek.

- Coś mi się wydaje, że będziesz musiał się bardzo napracować – rzucił Maciek i wszyscy zaczęli się śmiać.

- Odwalcie się ode mnie – irytował się Rysiek wymachując rękami. – Gulek, co z tym piwem! – wykrzyknął w stronę barmana – idziesz dopiero do sklepu po niego – roześmiał się.

- Idę, idę, co się tak gardłujesz – tłumaczył się Gulek – ależ ta młodzież nerwowa – mruczał do siebie.

Tymczasem Weronika szła do domu z duszą na ramieniu.

- Czy ojciec będzie w domu? Czy będzie znów awantura? – zastanawiała się – Boże, żeby go tylko nie było – powtarzała w myślach.

- Weronika, dlaczego nie pozwoliłaś mi wypić koli? – pytała Magda, ale nie widząc reakcji zaczęła szarpać siostrę za rękaw.

- Czego chcesz? Nie rób, bo mi urwiesz rękaw – zdenerwowała się.

- Pytam, dlaczego nie pozwoliłaś wypić mi koli?

- Bo kumple Ryśka to kretyni i to nie towarzystwo dla nas – odparła Wera – a zwłaszcza dla ciebie.

- A co mnie obchodzą jego koledzy, ja chciałam kolę – złościła się Magda.

- Ależ ty jesteś irytująca! – zawołała Wera – dajże mi wreszcie spokój.

Kiedy zbliżyły się do bloku Weronika zaglądnęła do okna, mieszkały na parterze więc nie było problemu. Nic jednak nie mogła dojrzeć, ponieważ firanka była zbyt gęsta.

W mieszkaniu panowała cisza, więc domyśliła się, że taty nie ma w domu i odetchnęła z ulgą.

- Mamo gdzie jesteś? Mamo jesteś w domu? – wołała zaglądając do kuchni.

- Tutaj jestem – usłyszała głos dobiegający z łazienki – kąpię się.

- Gdzie jest tata?– zapytała Magda – obeszłam cały dom i nigdzie go nie ma.

- Gdzieś poszedł – odparła Wera na okrągło, żeby nie denerwować siostry.

Ona jednak, mimo swojego wieku doskonale wiedziała, że gdy ojciec znikał z domu o tej porze to oznaczało tylko jedno - awanturę. Bardzo posmutniała   usiadła na podłodze w kuchni.

- Co się stało? – zatroskała się Wera widząc siostrę.

- Tatuś się znowu kłócił? – patrzyła na nią smutnymi oczami.

Weronika kiwnęła głową.

- Bił mamusię? – spytała znowu.

Weronika kolejny raz kiwnęła głową

– Nie martw się Madziu, jakoś to będzie. Ojciec wytrzeźwieje to wróci do domu – dodała przytulając siostrę.

- Dobrze wiesz, że to nie prawda – zawołała płacząc – wiesz, że to się nigdy nie skończy.

Nerwowo przecierała załzawione oczy.

- Kiedyś się to skończy – pomyślała Weronika i przeraziła się na samą myśl o tym, jak może się to skończyć, dla nich, kiedy ojciec o jeden raz za dużo wpadnie w szał. – Późno już, chcesz kolację? - zapytała Wera zmieniając temat – zrobię ci.

- Dobrze – odparła Magda pociągając nosem.

Gdy kładły się spać Weronice na moment zamarło serce, ponieważ za oknem usłyszała jakiś hałas. Ostrożnie wychyliła się i spojrzała na trawnik.

- Och, to tylko kot – odetchnęła z ulgą- Boże jeszcze trochę i popadnę w paranoję- pomyślała z przerażeniem.

Zasnęła dość szybko, lecz sen nie był zbyt długi a przynajmniej tak się jej wydawało. Nagle otworzyła szeroko oczy, nie ruszała się, ponieważ nie wiedziała czy to, co przed momentem widziała to była straszna rzeczywistość, czy tylko koszmarny sen. Dotknęła czoła, było zupełnie mokre. Całe włosy miała mokre i piżamę również. Wyglądała tak, jakby ktoś do pościeli wlał jej wiadro wody.

Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Rozpłakała się.

- Mój Boże, jak długo to będzie jeszcze trwać, nie mam już sił – szlochała cichutko, ale mimo to Magda się zbudziła.

- Co się stało? – wyszeptała podchodząc do jej łóżka.

- Miałam koszmarny sen – odparła Wera ocierając łzy.

- Chcesz, położę się obok ciebie? – Magda próbowała ją jakoś pocieszyć.

- Wchodź – Weronika podniosła kołdrę.

Siostra przychodziła do jej łóżka, ponieważ obie bardzo często miewały koszmary, kiedy spały razem czuły się bezpieczniej.

Nagle Weronice zrobiło się zimno, bo przypomniała sobie, co się jej śniło. Była w jakimś dużym pokoju, wszędzie pełno było krwi i w tym momencie zobaczyła straszny widok. Na podłodze leżała mama, cała zakrwawiona, w jej klatce piersiowej tkwił nóż.

Po policzkach Weroniki spłynęły łzy. – Mój Boże, kiedy to się wreszcie skończy? – pomyślała przymykając oczy.

Gdy zadzwonił budzik, ona dalej nie spała. Po takim śnie nie była już w stanie zmrużyć oka. Popatrzyła do lustra, wyglądała jakby była przeżuta, pod oczami miała sińce.

- O rany – wyszeptała łapiąc się za głowę – dzisiaj fizyka, a ja się nie przygotowałam – pokręciła głową - znowu będę miała kłopoty.

Wychodząc spojrzała na Magdę, spała bardzo spokojnie. W domu panowała idealna cisza.

- Jaka szkoda, że ta cisza jest przed kolejną burzą – westchnęła wychodząc.

- Cześć Weronika – usłyszała głos Ewy, swojej przyjaciółki ze szkolnej ławki. – Się masz? - roześmiała się klepiąc Werę po ramieniu. - Oj, chyba nie za dobrze – spoważniała gdy zobaczyła jej twarz – burza w domu, staruszek dymił?

Weronika kiwnęła głową bez słowa.

- Moja ty bidulko – Ewka pogłaskała ją po ręce.

- Jeszcze ten koszmar, śniło mi się, że znalazłam moją mamę... – Wera otrząsnęła się, tak jakby duch jej przebiegł przed oczami – nieżywą, całą zbroczoną krwią – potrząsnęła głową – to było straszne.

- O kurcze - Ewa zbladła – ty masz życie, nie zazdroszczę ci, ale powiedz, dlaczego się stamtąd nie wyprowadzisz? Kichaj na to wszystko i wynieś się z tego domu wariatów - wołała wymachując rękami.

 - To nie takie proste moja droga, nie mogę zostawić Magdy i mamy na pastwę ojca – posmutniała jeszcze bardziej.

- No tak, o tym nie pomyślałam – Ewka pokręciła z namysłem głową – no, ale musi być przecież jakieś wyjście – irytowała się.

- Jest, musiałybyśmy wszystkie trzy od niego uciec, ale moja matka nigdy go nie zostawi, – mówiła patrząc w ziemię - mimo wszystko.

- Wiesz co? Przepraszam, że to powiem, ale twoja mama chyba oszalała.

- Owszem, ale ja na to nic nie poradzę – pokręciła głową – to przykre, ale taka jest prawda. Nie mam na to wpływu.

Szły przez chwilę w ciszy.

- Wiesz co Ewa, dajmy spokój tym wywodom, na razie nie wybieram się na filozofię – zażartowała a jej przyjaciółka dziwiła się, że po tym wszystkim ciągle jeszcze ją na to stać. Uśmiechnęła się.

- To na co się wybierasz, na resocjalizację – zaśmiała się – Jezu przepraszam – zawołała, ponieważ zorientowała się, że palnęła gafę.

- Nie ma sprawy, może by się przydało – Wera znowu posmutniała. – Powiedz lepiej, czy uczyłaś się na fizykę? – zapytała po chwili.

- Owszem, a ty nie? – Ewa położyła z przerażeniem dłoń na usta – miejmy nadzieję, że zapyta mnie, a nie ciebie.  

- Miejmy nadzieję – powtórzyła Wera z optymizmem w głosie, ale oczywiście, kiedy rozpoczęła się lekcja, siedziała jak na szpilkach.

Profesorka spojrzała w dziennik i wyczytała nazwisko jakby wypowiadając wyrok.

- Weronika Pawłowska, zapraszam do tablicy.

Ona najpierw zesztywniała a potem wstała.

- Nie jestem przygotowana pani profesor – powiedziała nie wierząc własnym uszom.

- Znowu? – rozczarowanie dało się słyszeć w głosie nauczycielki. – Co się z tobą dzieje? – pokręciła głową – zostań proszę po lekcji, musimy porozmawiać – dodała.

- Dobrze pani profesor – powiedziała cichutko siadając z powrotem na miejsce.

Ewka spojrzała na nią, była blada jak papier.

- Mówiłam, że będą kłopoty – wyszeptała.

Profesorka całą lekcję bacznie obserwowała Werę.

- Czy coś się stało? – zapytała gdy zostały w klasie same – przecież jesteś bardzo dobrą uczennicą a ostatnio masz coraz większe braki, znowu masz problemy?

Weronika pokiwała głową.

- Kłopoty w domu – nauczycielka sama sobie odpowiedziała. – Trzeba coś z tym zrobić.

- Nic nie da się nic zrobić, ale obiecuję, że nadrobię braki, tylko proszę przyrzec mi, że pani nikomu o tym nie powie, bo w domu będą jeszcze większe problemy. – Weronika prosiła nauczycielkę z desperacją w głosie.

Profesorka pokiwała głową patrząc na nią z litością w oczach. – Biedne dziecko – pomyślała – taka młoda a już musi piekło przechodzić.

- Proszę Weronika, zrób coś z tymi brakami, bo za dwa miesiące matura, jak sobie wyobrażasz zdawać w takim stanie. Może przeszłabyś się do pani psycholog? – martwiła się.

- Nie, nie potrzebuję takiej pomocy – zacisnęła zęby – jeszcze nie.

- Dobrze, jak uważasz, nie będę cię do niczego zmuszać – odparła profesorka, ale wiedziała, że to dziecko jak nikt inny potrzebuje pomocy.

Po lekcjach powłóczyły się trochę z Ewką po Katowicach, ale rozmowa jakoś się nie kleiła, Ryśka nigdzie nie było, więc nie było już tam nic do roboty.

- Wiesz co Ewa? Wracajmy do domu, muszę jeszcze skoczyć po Magdę do szkoły – rzuciła, bo coś ciągnęło ją do domu.        

- Dobra, chodźmy – Ewa dziwiła się, ponieważ zawsze lubiły chodzić długo po mieście. Byle jak najdłużej poza domem.

Gdy wracały, czuła bardzo duży niepokój. W miarę im były z Magdą bliżej domu, niepokój był coraz silniejszy, nie potrafiła tego opanować.

- Co jest?– zastanawiała się. – Co się ze mną dzieje.

Kiedy otworzyły drzwi do mieszkania wszystko stało się jasne. Woń alkoholu roztaczała się w całym domu.

- Ojciec wrócił – wyszeptała Magda z przerażeniem.

- Tak i to znowu pijany. Magda, idziemy do pokoju – położyła palec na ustach.

Tak jak stały, w ubraniu i butach wślizgnęły się do pokoju i zamknęły drzwi na klucz. W domu panowała dziwna cisza, coś wisiało w powietrzu. Weronikę paraliżował strach, usiadły obie w kącie. Wera nałożyła słuchawki na uszy, nie chciała niczego słyszeć, nie chciała słyszeć tej przenikliwej i złowrogiej ciszy.

Przymknęła oczy i na moment wsłuchała się w muzykę. Nagle Magda zaczęła ją szarpać za rękę.

 - Wera, oni się kłócą – wyszeptała przerażona.

Weronika przycisnęła z całej siły słuchawki do uszu, żeby tylko nie słyszeć krzyków, ale za moment uświadomiła sobie, że to i tak nic nie da. Lepiej wiedzieć, co się tam dzieje by  w razie czego, wkroczyć z pomocą.

Ojciec wrzeszczał na matkę, wyzywał ją.

- Gdzie byłaś ty ladacznico? No gdzie? – jego krzyki mieszały się z krzykami matki – puszczasz się na prawo i lewo! – wrzeszczał.

- No co ty, Marek, coś ci się wydaje – mama próbowała się tłumaczyć.

- Lepiej się nie odzywaj. Mi się wydaje? Co ty sobie wyobrażasz?

Krzyki były coraz głośniejsze, do tego jeszcze te trzaski tłuczonego szkła i krzeseł. Siostry były sparaliżowane ze strachu.

- Marek, co ty robisz?! Zwariowałeś?1 – Wera słyszała krzyki matki, ale nie potrafiła się ruszyć z miejsca, nie mogła. Czuła się tak jakby ktoś zanurzył jej głowę pod wodę. Wszystko słyszała jak przez mgłę.

Nagle zapadła grobowa cisza.

- Gdzie jesteście, małe ladacznice! – ryknął ojciec tuż pod drzwiami ich pokoju. Obie krzyknęły z przerażenia. Chwycił za klamkę i próbował otworzyć, kiedy się połapał, że są zamknięte, zaczął do nich kopać i szarpać. – Otwierajcie gówniary, słyszycie, zaraz się z wami rozprawię! – krzyczał.

Nagle Weronika, jakby pchnięta czyjąś ręką wstała i podbiegła do okna.

- Magda, choć tu szybko – szarpnęła siostrę – wyskakuj – szepnęła popychając ją do parapetu.

- Chyba zwariowałaś – zaprotestowała Magda.

- Madziu, proszę cię skacz, nie jest wysoko nic ci nie będzie, ja wiele razy tędy uciekałam – zachęcała ją – proszę.

Magda już się nie zastanawiała tylko przeskoczyła przez parapet i już była na trawniku. Weronika zrobiła to samo, gdy znalazły się na zewnątrz zaczęły uciekać co tchu w stronę miasta. Wokoło byli jacyś ludzie, ktoś coś wołał, ale one niczego nie słuchały, tylko uciekały.

Weronika miała przeczucie, że tam stało się coś strasznego, coś jej mówiło, że muszą uciekać i to jak najdalej, jak najszybciej. Biegły przed siebie, były już daleko, ale dalej biegły. Czuły się jak zaszczute psami. Wera czuła tak niewyobrażalny ból, miała wrażenie, że nóż tkwi w jej sercu, brakowało jej tchu. Gdy dobiegły do parku, złapała Magdę za rękę i ukryły się na najdalszej ławce w obawie, że ojciec ich tam znajdzie.

Mała cała się trzęsła, zaczęła histerycznie płakać.

- Co to było? O co chodzi? Dlaczego uciekałyśmy? – zasypała Weronikę pytaniami jąkając się – nic nie rozumiem, co tato robił mamusi? – płakała dławiąc się łzami.

- Nie wiem, co tam się stało – odparła tuląc siostrę do siebie – uspokój się Madziu, ciiii- głaskała ją po włosach.

Przycisnęła ją do siebie jak mogła najmocniej i uspokajała ją.

Siedziały tam kilka godzin, Wera nie wiedziała co robić. Zapadał zmrok a one nie miały się gdzie podziać.

 - Dobrze, że przynajmniej nie zdjęłyśmy po przyjściu kurtek i butów - pomyślała – Boże, co teraz będzie? – powoli zaczęła ją ogarniać coraz większa panika. – Do domu nie możemy wrócić, nie ma mowy, nie odważę się za nic w świecie – myśli gorączkowo przebiegały jej przez głowę.- Co robić, co robić? Myśl Wera, myśl.

Wpadła w taką panikę, że nie mogła logicznie pomyśleć. Nie miały żadnej rodziny, nie miały dokąd pójść.

Magda wreszcie się uspokoiła, ale była tak cicha i przerażona jak jeszcze nigdy dotąd, obie były przerażone jak nigdy.

To, co stało się dziś w domu było przerażające i takie nieludzkie. Weronika obawiała się najgorszego.

- A jeśli ojciec coś mamie zrobił? – przyłożyła rękę z przerażeniem do ust, bo przypomniał się jej sen. – Nie to niemożliwe – potrząsnęła głową próbując się uspokoić, jednak to uczucie, które towarzyszyło jej od tamtej chwili w domu, wcale nie ustępowało. Wręcz przeciwnie, wzmagało się. W głowie miała chaos.

- Chodź Magda, idziemy – Wera nagle wstała.

- Gdzie idziemy? – zapytała cichutko. – Czy idziemy do domu?

- Nie, nie wrócimy tam, przynajmniej na razie. Musimy znaleźć sobie jakieś inne miejsce na nocleg – udawała spokojny i opanowany ton, usta miała zakrwawione od zagryzania i zaciskania zębów.

- To gdzie my pójdziemy? – Magda znów zaczęła płakać. – Dlaczego nie możemy wrócić do domu? Tatuś na pewno się już uspokoił, proszę wróćmy do domu – pocierała nerwowo załzawione oczy.

- Nie teraz, Magdziu, nie teraz – powtarzała.

Pomyślała, że może Ewa by je przenocowała, przecież w końcu były przyjaciółkami.

Gdy zadzwoniły na domofon było już zupełnie ciemno.

- Kto tam? – usłyszała głos Ewy.

- To ja, Wera, czy mogłabyś zejść na dół?

- Na dół, po co? – zdziwienie było słychać w jej głosie. – Czemu ty nie wyjdziesz do góry?

- Ponieważ nie mogę, nie pytaj tylko choć tu, proszę – mówiła półgłosem jakby bojąc się, że gdy odezwie się głośniej, coś złego się zdarzy.

- Dobra, już idę.       

 Po chwili drzwi otworzyły się skrzypiąc.

- Jezu drogi, co się stało? - zawołała łapiąc się za głowę gdy je zobaczyła.

- Proszę, nie krzycz – Wera położyła palec na ustach – mamy poważny problem. Pomożesz nam?

- O co chodzi? Wera co jest grane? Co się stało? – Ewka robiła się coraz bledsza.

- Ojciec zrobił straszną awanturę, coś się stało i musiałyśmy uciekać z domu, nie wrócę tam, przynajmniej nie dziś i nie mamy się gdzie podziać –Wera starała się wytłumaczyć.

- No i...?

- No i chciałam cię prosić... przyszłam zapytać. Czy nie mogłabyś nas przenocować? Chociaż dziś, proszę.

Ewa stała i nic nie mówiła.

- Kurcze, nie wiem, bo widzisz gdybyś była sama, nie ma problemu, ale jest Magda i mama zacznie zadawać pytania. Nie wiem, co by tu wymyślić – gorączkowo się zastanawiała. – Ciebie mogę przenocować, ale Magdę... nie mogę nic logicznego wymyślić, żeby wytłumaczyć mojej dociekliwej mamie, dlaczego takie małe dziecko nie jest jeszcze o tej porze w domu, a co dopiero to, czemu chce u mnie spać. – Wzruszyła zmieszana ramionami.

- Zwariowałaś! – zawołała Wera z oburzeniem – przecież nie mogę nigdzie zostawić mojej siostry – całkiem oszalałaś – pokręciła z politowaniem głową. – Wiesz co? Dzięki, myślałam, że mogę na ciebie liczyć, ale widzę, że jak zwykle muszę liczyć tylko na siebie – wykrzywiła z pogardą usta – chodź Magda, idziemy, nikt nam tu nie pomoże.

Złapała siostrę za rękę i ruszyły przed siebie.

- Ale Wera, zrozum mnie, ja nie mogę, co powiem mamie, ona by zaraz wezwała policję – wołała zdesperowana Ewka, było jej głupio, ale nie miała dość odwagi żeby im pomóc.

- Tak, jasne, jasne, rozumiem – Wera machnęła ręką nie odwracając się – daj sobie spokój. Idź do domu, bo mamusia będzie się o ciebie martwiła – dodała z pogardą.

- Jesteś niesprawiedliwa! – zawołała za Werą, ale nie była pewna czy to usłyszała, bo były już dość daleko. Miała wyrzuty sumienia, ale nic nie mogła zrobić.

- To gdzie teraz pójdziemy? – zapytała Magda drżącym głosem.

- Nie wiem, do Ryśka nie mogę iść – zastanawiała się głośno.

- Czemu?

Magda obserwowała siostrę uważnie, widziała, że też jest zdezorientowana.

- Czemu? Bo po prostu nie mogę i już – odparła.

- Wera?

- Co dziecko?

- Jestem głodna – powiedziała cichutko.

Weronika przystanęła i rozejrzała się wokoło.

- No tak, przecież nie jadłyśmy ani obiadu, ani kolacji – zaczęła nerwowo przeszukiwać kieszenie w kurtce i nagle uśmiechnęła się. – Mam 2 zł – zawołała triumfalnie.

Po przeciwnej stronie ulicy był jeszcze otwarty sklep

- Chodź Madziu, kupimy chociaż chleb – pociągnęła ją za rękę.   

Tak też zrobiły, niestety starczyło tylko na chleb, ale dobre i to. Usiadły na ławce obok sklepu, podzieliły się bochenkiem na pół i zajadały.

- Wiesz Wera, nie przypuszczałam nigdy, że suchy chleb może być taki smaczny – stwierdziła Magda urywając kolejny kęs.

- Jak człowiek jest głodny to wszystko jest smaczne – Wera uśmiechnęła się do swoich myśli, zajadały się jakby to był największy rarytas.

Robiło się coraz zimniej i trzeba było znaleźć jakieś schronienie.

W pewnej chwili Weronika w oddali zobaczyła dworzec kolejowy i pomyślała, że mogą się tam schronić, przecież bezdomni zawsze to robią.

Z ulicy zaczęli znikać normalni przechodnie a zaczęły się pojawiać różne menty i typki spod ciemnej gwiazdy.

- Chodź Magda, pójdziemy na dworzec i tam przeczekamy do rana – pociągnęła siostrę za rękaw.

Magda się skrzywiła, ale nie było innego miejsca.

 

 =============

 

Tymczasem w domu panowała idealna cisza, ojciec po awanturze usiadł na podłodze i zasnął. Po jakimś czasie ze snu wyrwały go uderzania do drzwi. Sąsiedzi zaalarmowani krzykami i widokiem uciekających sióstr, zadzwonili na policję.

- Czego?! – zawołał zachrypniętym głosem – kto tam jest?

- Policja.

- Kto? – próbował się podnieść, ale mu nie najlepiej szło, ponieważ ciągle jeszcze był pijany.

 - Otwieraj człowieku, policja. – Uderzenia były coraz bardziej natarczywe.

- Czego chcecie?! – wrzeszczał - nie wpuszczę was, odejdźcie.

- Otwieraj, bo wyważymy drzwi. 

 Marek w całym swoim oszołomieniu zrozumiał jednak, że nie żartują i jeśli zaraz nie otworzy, to będzie miał kłopoty.

- No dobra, już idę, idę,– spokorniał odrobinę.- Pali się czy co? – wymamrotał.

Zataczając się od ściany do ściany otworzył drzwi, wtedy policja wkroczyła do środka stanowczym kokiem, odsuwając Pawłowskiego z drogi.

- Co jest? Który głupi sąsiad was wezwał? Czego chcecie? – protestował – wynoście się.

- Co tu się działo, gdzie jest reszta domowników? – zapytał jeden z policjantów.

- Nie wiem gdzie są, nie chodzę za nimi – wybełkotał.

- Co tu się stało? Mieliśmy telefon, że się pan awanturował, znowu – ciągnął dalej policjant rozglądając się wokoło.

Na komendzie wszyscy znali Pawłowskiego i jego awanturniczy charakter. To było nie pierwszy raz, ale kolejny z wielu.

Drugi z funkcjonariuszy zaczął kręcić się po domu, ponieważ ta cisza była podejrzana. Zawsze podczas interwencji, była obecna pani Pawłowska, a często również córki, w tym momencie wydawało się, że w domu oprócz awanturnika nie ma nikogo.

- O matko! – rozległ się okrzyk jednego z policjantów – Szymon, choć tu szybko, do kuchni! – wołał dalej.

- Co jest....? – odparł Szymon i słowa zamarły mu na ustach. – Niczego nie dotykaj! – zawołał do kolegi.

- Przecież nie dotykam, sprawdzam tylko czy żyje.

- I co?

- Nie żyje, cholera, ona nie żyje – przejechał dłonią po bladej twarzy.

Policjanci spojrzeli po sobie.

- Czego tam tak dyskutujecie? –Pawłowski wybełkotał wtaczając się do kuchni.

W momencie, kiedy zobaczył swoją żonę, leżącą na podłodze obok stołu, zrobił bardzo zdziwioną minę.

- A tej co się stało? – zapytał wykrzywiając usta.

- Jak to, co się stało? – zawołał Szymon oburzony – ona nie żyje. – Sięgnął po kajdanki i podszedł do oszołomionego Marka. Zaczął go skuwać i czytać mu jego prawa. Zupełnie nie protestował, był coraz bledszy. Stał i patrzył na swoją żonę leżącą bez życia, powoli zaczęło do niego docierać, co tak naprawdę się stało.

- Coś ty powiedział? – zapytał powoli. – Coś ty powiedział?

- Powiedziałem chłopie, że twoją żona nie żyje.

- Moja Marysia, nie żyje?! – zawołał – jak to nie żyje? A jak to się stało? – Wydawał się zupełnie nie kojarzyć, tak jakby przed momentem przyszedł z pracy i znalazł swoją żonę martwą na podłodze.

- Nie wiem, ty nam powiesz, co się stało.

- Ale ja.....ja nic nie pamiętam. Mam dziurę w głowie, zupełną pustkę, nic nie pamiętam – potrząsał bezradnie głową - nic nie pamiętam.

Wydawało się, że prawie natychmiast wytrzeźwiał i kiedy naprawdę zrozumiał, co się stało zaczął płakać.

- Moja Marysieńka – ukląkł na podłodze – moja Marysieńka, co ja ci zrobiłem? Boże, co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? – powtarzał krzycząc. Nagle się zerwał i zaczął nerwowo rozglądać  – moje dziewczynki – zawołał – gdzie są moje córeczki?

- Były w domu? – zapytał komisarz, który przyjechał razem z całą ekipą dochodzeniową.

- Nie wiem – odparł – tam jest ich pokój – pokazał palcem na białe odrapane drzwi.

- Proszę zabrać podejrzanego, my musimy zająć się zabezpieczeniem śladów – komisarz wydawał dyspozycje próbując otworzyć drzwi. Gdy okazało się, że są zamknięte, zaczął pukać.

- Proszę otworzyć, jeżeli ktoś tam jest, proszę otworzyć jesteście bezpieczne – po drugiej stronie była jednak cisza. – Posterunkowy, proszę wywarzyć – rozkazał i wycofał się do tyłu.

Kilka uderzeń i drzwi puściły, w pokoju jednak było pusto. Firanka powiewała w otwartym oknie.

- Musiały uciec przez okno, kiedy zobaczyły, co się święci – podsumował po krótkich oględzinach. – W takim razie gdzie są teraz? Proszę zabrać kilku ludzi i poszukać ich – zwrócił się do Szymona – wy je znaliście, prawda?

- Tak jest, panie komisarzu.

Tymczasem Pawłowski siedział w radiowozie, zupełnie oszołomiony. Patrzył jak jego Marysię wywożą z domu w czarnym worku, wpychają do karetki. Czuł się tak, jakby oglądał jakiś koszmarny film. Wszędzie było pełno gapiów, ludzie coś krzyczeli, ale do niego nic nie docierało. Był jakby w transie.

- Okrutny morderca! – wołała pani Nowakowska, widząc co się stało. Obcierała zapłakany nos chusteczką – Masz szczęście, że u nas nie wieszają, bo byś wisiał ty kanalio! – krzyczała. – Mówiłam jej żeby go zostawiła – szlochała – ale ona mnie nie chciała posłuchać i teraz proszę co ją spotkało. Biedne dziecko, ciągle wierzyła, że on się zmieni – potrząsała głową dławiąc się łzami. – Mój Boże, a co z dziewczynkami? – zaczęła szarpać jednego z policjantów.

- Nie wiem, dziewczynki znikły, trwa akcja poszukiwawcza – odparł policjant – a teraz proszę iść do domu, ponieważ utrudnia pani czynności dochodzeniowe.

- Ale....

- Jeśli ma pani coś istotnego do powiedzenia na temat denatki lub podejrzanego, proszę przyjść na posterunek i zgłosić się do komisarza Kowalika. Teraz proszę już iść, bo utrudnia pani...

- Tak wiem ....czynności dochodzeniowe, idę już, idę – mruczała pod nosem zapisując nazwisko komisarza. – żeby pan wiedział, że pójdę do tego całego komisarza! – zawołała odwracając się.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gapcia · dnia 29.10.2016 13:00 · Czytań: 947 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
Niczyja dnia 29.10.2016 23:10 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobry tekst!
Czytałam go gapciu w drodze na spotkanie, a nie mogąc przestać przysiadłam na stacji metra i musiałam doczytać do końca, przez co spóźniłam się. Ja, która nienawidzę się spóźniać. A to znaczy znaczy ni mniej, ni więcej, niż to, że tekst jest wciągający i płynnie się go czyta, choć poruszany temat jest straszny. Ba, w sumie wiele tematów jest tutaj strasznych...
Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
gapcia dnia 30.10.2016 14:54
Witaj Niczyja
bardzo się cieszę, że Ci się podobało, niebawem druga odsłona.
pozdrawiam :)
Nero dnia 09.11.2016 00:00
Zgadzam się z moją poprzedniczką jeżeli chodzi o treść, ale spostrzegłem dwa błędy ortograficzne - przerzuta(żuć) i wywarzymy( wyważyć drzwi).
gapcia dnia 09.11.2016 20:08
Słuszna uwaga Nero, nie wiem jak to się stało :( , jakieś chwilowe zamroczenie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty