Była byłą. Uwielbiała patrzeć na wysokie drzewa, wszystkie chciała je ściąć. Błagała ciszę o hałas. Szukała deszczu w słoneczne dni. Błądziła po smutnych ulicach, w towarzystwie wesołych towarzyszy. Chciała zostawać sama, gdy przychodziłem. Chciała być ze mną, gdy wychodziłem. Nie domykała drzwi, bo bała się klamek. Tłukła talerze, zanim zdążyła z nich zjeść. Później jadła z patelni, drewnianą łyżką, tych metalowych nie znosiła. Za sprawą jej słabego głosu, mawiano o niej, Cichusieńka. Uciekała na brzegi moich warg. Zasypiała tam, gdzie zatrzymywał się gwałtownie czas.
Wtedy nie była byłą. Była moja. Agresywnie pisała wiersze. Starała się znaleźć w nich sens. Tworzyła, czytała, skreślała. Nie przychodziła do niej wena. Pamiętam dobrze, jak wyznała mi pierwszy raz miłość. Siedziałem u niej, czytałem coś od Dobraczyńskiego. Przez kilka minut stukała w klawiaturę.
- Idę po herbatę. - Powiedziała. - Sprawdź nowy wiersz. - Siedem akapitów, dwadzieścia osiem wersów i tylko dwa słowa - zapisane dziesiątki razy. Czekałem, aż wróci, trwało to jakieś czterdzieści minut. Weszła gwałtownie, nie domknęła drzwi i zapytała:
- A Ty? - Po czym spojrzała wymownie na klamkę.
- Napisałem dla Ciebie wiersz. - Zaczęła się śmiać. Nie dziwię się, to była dolna półka. Toksyczna miłość, tak narodziła się toksyczna miłość.
Czasem nie chciała wpuścić mnie do domu. Krzyczała przez okno, że nie jest pomalowana i wie, że nie chcę jej takiej oglądać. Raz wyszła do mnie jej matka. Zaprosiła do środka i rozmawialiśmy w kuchni przy mocnej kawie. Smażyła naleśniki. Miała na sobie przeźroczystą bluzkę i nie założyła zbędnej bielizny. Bezrobotna, wykształcona, gadatliwa i humorzasta - stara suka, tak zwykłem o niej myśleć. Ona, nie mówiła o mnie lepiej. Szukała lepszej partii, dla córki. Pisarz? Dobre sobie, kochana. On skończy w kolejce do pośredniaka.
W maju, po maturze, stałem pod szkołą z kwiatkiem. Lubiła róże. Tę ususzyła, później powiesiła na ścianie. Szukała pracy na lato, a ja zabrałem ją na wakacje. Trzy dni w nadmorskim kurorcie. Może nie robi to wrażenia, ale byłem bezrobotny i sam nie wiem, skąd wziąłem pieniądze. Wróciliśmy, sądziłem że nasza miłość rozkwitła. Urocza blondynka, poszła do pracy. Dziwiło mnie, jak ubierała się dla doniczek i saperek. Nosiła czarne pończochy, szerokie kapelusze i za duże staniki. Poznała tam inteligentnego studenta politechniki. Zdradzała mnie. Dziwne, ale uważam, że jej rozwiązłość, to największy dowód miłości do mnie. Dostałem powody do pisania nowel. Myślę, że ona była moją weną.
- Niech to będzie związek bez zobowiązań. - Rzekła, głośniej niż zwykle, pewnie za sprawą kłótni.
- Zgoda. W jakie dni będę Cię pieprzył? - Zapytałem podirytowany, tupiąc nerwowo.
- Środy, piątki i co drugi weekend. - Naprawdę tego chciała. Skorzystałem i korzystałem jeszcze przez jakiś czas. Odszedłem, bo przeraził mnie pierścionek zaręczynowy, od bystrego lowelasa. Chyba ją bił, ale nie wnikałem w pojawiające się siniaki. Sama zgotowała sobie ten los. Wczoraj dowiedziałem się, że zaradny narzeczony, zostawił ją, dla jej matki. Szkoda, że Cichusieńka, nie przeczyta mojego dzieła.
Leżała w błocie,
z pogodną twarzą.
Choć nie była w żałobie,
jej łzy czekały skupione.
Gęsta trawa migotała,
jaskrawą żółcią,
która z jej ust,
kapała na brudną ziemię.
Szła bezsilna, beztroska.
Kurz opadał gwałtownie.
Dąb rósł gwałtownie.
Jezioro stało gwałtownie.
Modliła się ostatnią myślą,
ta myśl pachniała jak zimno.
Spojrzała daleko, szukała,
nikogo przy niej nie było.
Wróciła do pustego domu.
Wzrok zawiesiła na wąskim bezkresie.
Kręciła włosy na palec.
On nie przyszedł, miał inne plany.
Wolała nie czekać,
zjadało ją życie.
Zbłądziła na koślawym krześle.
Ostatni oddech był... cichuteńki.
Dla mojej C.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt