Jak to życie się dziwnie układa...
Ćwierć wieku temu o Harasymowiczu nic jeszcze nie wiedziałem i nawet nie słyszałem takiego nazwiska. Dziś piszę o nim z punktu widzenia mojego "sztandarowego" odkrycia - bioliteratury. Niebywała historia!
Jerzy Harasymowicz był swego czasu wielkim pisarskim autorytetem - także dla mnie. Wydawało mi się, że jesteśmy dwiema stronami tego samego, przyrodniczego medalu. Razem z nim odbywałem duchową wędrówke po bieszczadzkich połoninach oraz dolinie Popradu. Razem przechadzaliśmy się po Ogrodzie Botanicznym w Krakowie, gdzie on handlował motylami, a ja byłem jego klientem.
Ale to stare dzieje...
Zaledwie rok temu przypadkowo odwiedziłem go duchowo w kawiarni "Szarotka" w Muszynie - ja, Jarosław Roman, herbu Żarcie. Początkowo robiłem maślane oczy tylko do tutejszych ciast. Ale "Szarotka" jest czymś więcej niż pierwszorzędnym lokalem gastronomicznym. To przede wszystkim jedno z ogólnopolskich centrów poezji.
I właśnie tu produkował się Harasymowicz.
Była to produkcja w dosłownym znaczeniu. Wiersz za wierszem, który poganiał następny. Wpadł w rutynę, nawet nie wiedząc kiedy. Wreszcie stało się nieuniknione - poezja ta straciła blask. Harasymowicz przeistoczył się najpierw w rzemieślnika, później - niewolnika słowa. Zaczął zjadać swój poetycki ogon. Zachorował na pracę i od pracy zmarł. Smutna historia. Jedna z dziesiątków milionów.
Dlaczego tak się stało?
Odpowiedź jest prosta i da się streścić w trzech słowach: patrzył NIE WIDZĄC. Można to porównać do patrzenia na przechodnia - mijasz go i idziesz dalej. Owszem - zauważasz, że jest nienagannie (lub niechlujnie) ubrany, że się gdzieś spieszy, na coś tam patrzy. Ale w sumie jest tacy jak inni.
Harasymowicz, patrząc na przyrodę, wpadł w pułapkę powierzchowności. Nigdy nawet nie pragnął wejść do jej wnętrza. Dysponował więc już na starcie bardzo ograniczonymi środkami ekspresji. Gdy je zużył, po prostu zabrakło zapasów. Zaczął majstrować przy znanych, "swojskich" wyrażeniach.
Rezultat był opłakany. Proste metafory powstałe z dosztukowywania znanych słów. Rymy podobne do częstochowskich. Wreszcie totalny odwrót do doskonale znanego świata. Do stosunków damsko - męskich.
Nic więc dziwnego, że przestał być dla mnie autorytetem. Nie tylko zresztą on. Dotyczy to wszystkich tak zwanych "profesorów słowa". O ileż bardziej przemawia do mnie nieporadne, "niedojrzałe" słownictwo, ale poszukujące, odważne, niosące w sobie duży ładunek przekazu!
Ja startowałem z identycznego pułapu co on. Ćwierć wieku temu nawet nie wiedziałem, że w Polsce żyje tylko jeden gatunek wiewiórki! Nie odróżniałem młodych łabędzi od dorosłych. Moja kariera, o której w ogóle nie śmiałem marzyć, mogła skończyć się na etapie częstochowskich rymów.
Dlaczego więc wtedy, spośród setek tysięcy odwiedzających Cię, o Puszczo Skał Kmity,krakowian, wybrałaś właśnie mnie? Co cię we mnie urzekło? Czy to, że miałem dobry wzrok i zawsze umiałem przechytrzyć podgrzybki złotawe? Przecież inni nie byli w tej zabawie wcale ode mnie gorsi...
Chyba już na zawsze pozostanie to dla mnie tajemnicą.
Tak czy inaczej, moja droga wymagała odwagi. Nie żadnej tam bohaterszczyzny, która kończy się lasem krzyży. Odwagę od bohaterszczyzny różni rzecz zasadnicza - umiejętność balansowania na cienkiej linie między radością a cierpieniem. Taka odwaga po prostu ma sens - początkowo wprawdzie cierpiałem z niezrozumienia, lecz w końcu wykluła się z tego radość z faktu, że byłem pierwszy.
Bioliteratura oczywiście nie ma o tym pojęcia. Nie zdaje sobie sprawy, że literacka oczywistość jej świata ma się nijak do naszej rzeczywistości. Aby więc wniknąć w ten świat, pisarz musi odrzucić absolutnie wszystko, czego się nauczył. Musi odrzucić zasady gramatyki, ortografii, interpunkcji. Musi dokonać głębokiej transformacji znanych słów, wyrażeń i pojęć. Zapomnieć o metaforach tworzonych ze zlepków na rzecz metafor wizualnych, dobrze oddających nastroje przyrody w danej chwili. Paradoksalnie jednak podstawy klasyki musi mieć dobrze opanowane, choćby po to by... dobrze poznać zwyczaje wroga.
Ale o jednym nigdy zapomnieć nie może - o kulturze pojęć. Bo przecież nawet przy głębokiej rywalizacji kończącej się śmiercią poszczególnych organizmów przyroda posiada niepisane, lecz trwałe prawa. Nawet my, ludzie, mamy przecież przysłowie, że "nic w przyrodzie nie ginie", lecz chyba nie traktujemy go serio. Rainer Maria Rilke instynktownie wyczuł , na czym to polega, pisząc znamienne zdanie : "z przeobrażenia krocz w przeobrażenie". Dla mnie stało się ono drogowskazem wyznaczającym kolejne stopnie bioliterackiego wtajemniczenia. Od tego momentu trzy filary literatury klasycznej - miłość, śmierć i przemijanie zastąpiłem trzema filarami pochodzącymi z "tamtej strony" - odżywianie, oddychanie i rozmnażanie. Filary te posiadają swoje odgałęzienia, podtypy czy jakoś tak - rywalizację, przemianę pokoleń, życie zespołowe i indywidualne, nekrożycie.
Jerzy Harasymowicz miał niepowtarzalną szansę, by wszystko to precyzyjnie udowodnić i być pierwszym pisarzem nowej ery. Mógł to zrobić, gdy już był uznany i wiedział, że jego nazwisko trafi do encyklopedii. I w tym kluczowym momencie cofnął się o lata świetlne, gdyż, podobnie jak wszyscy inni, wystraszył się siły tradycji.
Ja nie mam żadnych hamulców, gdyż nie mam nic do stracenia. Jestem człowiekiem niepełnosprawnym, od którego nie wymaga się żadnej poprawności ideowej typu mainstreamowego i korzystam z tego bez skrupułów, więc w razie czego łatwo znajdę sobie usprawiedliwienie. Tak naprawdę, zaczynając swoją pisarską drogę, nawet nie wiedziałem, że jest ona w oczach "akademików" niepoprawna!
Teraz myślę: " A co mi tam? Dlaczego ma mi na czymkolwiek zależeć, skoro mleko dawno się rozlało i spaliłem za sobą wszystkie mosty? Wszak wszystek nie umrę - jak mówi poeta. Na Internecie zostawię swój bioliteracki ślad".
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt