Ciernie - odsłona trzecia - gapcia
Proza » Obyczajowe » Ciernie - odsłona trzecia
A A A
Od autora: Witam wszystkich
Oto odsłona trzecia, mam nadzieję, że moje bohaterki wciągają was coraz głębiej w swój świat.

...Nasza droga przez życie usłana jest cierniami, jedne są małe i powodują tylko draśnięcia a potem znikają niezauważone, inne wbijają się w serce i pozostają tam na zawsze wnikając coraz głębiej i głębiej...

Na osiedlu, na którym mieszkały siostry, aż wrzało. Ludzie byli tak bardzo tym wszystkim oburzeni i zszokowani. Kolejne osoby dowiadujące się o całym zajściu podnosiły coraz większą wrzawę. Pani Nowakowska już się postarała, żeby jak najwięcej ludzi się o tym dowiedziało.

Biegała po całym osiedlu żeby dowiedzieć się, co się z nimi stało. Gdy wreszcie dowiedziała się, że są w szpitalu natychmiast tam pobiegła. W głowie kłębiły się jej setki myśli. Najbardziej martwiła się o Magdę, wiedziała, że Wera sobie jakoś poradzi, że się podniesie z tego, ponieważ zawsze była silna, ale Madzia, to jeszcze takie bezbronne dziecko, takie niewinne. Skóra jej cierpła na samą myśl, o tym co one teraz muszą przeżywać.

- Moje biedne dzieci, zostały teraz zupełnie same, bez niczyjego wsparcia – pocierała spocone czoło biegnąc do szpitala. – Muszę im pomóc, chociaż pogrzeb zorganizować i finansowo, bo na pewno zostały bez środków do życia.

Kiedy jednak znalazła się przed drzwiami ich pokoju, zawahała się.

- Boże, co ja im powiem, jak się mam zachować? – Stała jakby przyrosła do podłogi, zawsze taka odważna a teraz ją strach obleciał.

- Nie płacz, dziecko, nie płacz – słyszała przez niedomknięte drzwi, jak Wera uspokajała siostrę – wszystko będzie dobrze, nie płacz, ciii, ciii.

Cichutko wsunęła głowę przez drzwi i zobaczyła siostry siedzące na łóżku. Weronika przytulała małą i bujała się na boki próbując ją uspokoić.

- Pani Nowakowska – zawołała Magda a na jej twarzy dało się zauważyć coś na kształt uśmiechu.

Mała bardzo lubiła ich sąsiadkę i jednocześnie przyjaciółkę ich matki.

- Moje małe biedactwa – podeszła do nich z wyciągniętymi rękami, a one natychmiast się do niej przytuliły. Głaskała je po głowach. – Co ci się stało Weroniczko? – zapytała gładząc bandaż na jej głowie.

- Uderzyłam się w głowę, gdy zemdlałam – odparła dotykając miejsca gdzie miała guza.

Nowakowska pokręciła głową, przerażało ją to wszystko. Siedziały tak dość długo.

- Pani Mariolko, czy pani wie, że nasza mamusia jest w niebie i patrzy na nas? – powiedziała nagle Magda i spojrzała na Nowakowską.

- Tak wiem kochanie – odparła spokojnie, ale czuła, że zimny pot spływa jej po plecach. – Na pewno jest jej tam dobrze i jest szczęśliwa –dodała całując ją w czoło.

- Ale chyba byłaby szczęśliwsza gdybyśmy były z nią – Magda pocierała zapłakane oczy.

Wera spojrzała na panią Mariolę, a ona na nią, na twarzy starszej siostry był wyryty ból.

- Wiesz kochanie, przyjdzie kiedyś taki czas, że będziesz znów ze swoją mamusią – próbowała jakoś załagodzić sytuację, - ty i twoja siostra – Magda utkwiła wzrok w pani Marioli. – Ja także – dodała po dłuższej chwili.

- Jak to? Kiedy? Ja chciałabym już – to była cała Magda, zasypała ją pytaniami.

- Bo widzisz... –odpowiadała cierpliwie – każdy kiedyś umrze i pójdzie do nieba tam, gdzie jest wasza mamusia. Wtedy wszyscy się z nią spotkamy.

- A tatuś, jak umrze to gdzie pójdzie? 

Weronika złapała się za głowę. W normalnych okolicznościach już dawno by jej powiedziała, że to nie quiz, ale nie teraz. Teraz trzeba było dziecku na każde pytanie odpowiedzieć. Spojrzała na Nowakowską.

- Wiesz, tata pójdzie tam gdzie Bóg go przydzieli – odparła siostrze.

- Jak to?

- A tak to, że tata odpowie za swoje grzechy, za zło, jakie nam wyrządził i pójdzie tam gdzie go Pan Bóg pośle...- odparła i spojrzała na Magdę – czyli do diabła- zahuczało jej w głowie.

- Ale ja dalej nie rozumiem- dopytywała się Magda – co to znaczy?

Nowakowska spojrzała na rozdrażnioną Werę, była blada i miała zaciśnięte zęby.

- Uczyłaś się na religii o piekle, niebie i czyśćcu? – zapytała Mariola.

- Tak, uczyłam się – skinęła głową. – Czy to znaczy, że tatuś pójdzie do piekła?

- Skąd wzięłaś taki wniosek?

- Ponieważ ksiądz na religii mówił, że jeżeli ktoś kogoś zabije, to popełnia grzech śmiertelny, od którego nie ma wybaczenia i wtedy idzie się do piekła. – Mówiła to z takim zrozumieniem – na zawsze – dodała i opuściła głowę.

- Co się stało? – Weronika pochyliła się nad siostrą.

- Nic ...Tylko, że ja już wszystko rozumiem.  – Łzy zaczęły jej kapać na koszulę nocną.

- O Boże, moje biedne maleństwo – siostra przytuliła ją do siebie – wiem dziecko, że to wszystko co tu usłyszałaś, jest bardzo okrutne, ale... – zawahała się – życie jest właśnie takie okrutne.

Mariola patrzyła na nie i czuła, że ściska ją w gardle. – Boże, kiedy ulitujesz się nad tymi biednymi dziećmi? – pomyślała wznosząc oczy ku górze. – Czy nie doświadczyłeś ich już dość?- przymknęła powieki a dwie wielkie łzy spłynęły jej po policzkach. Nie mogła się z tym wszystkim pogodzić. Nie potrafiła przełknąć tej gorzkiej prawdy, po prostu nie mieściło jej się w głowie, że biedna Marysia umarła, przerastało ją to. Siedziały tak bardzo długo przytulone popłakując cichutko. Wreszcie Magda zmęczona łkaniem zasnęła. Jej sen był bardzo niespokojny, co chwilę jej drobną buzią wykrzywiał jakiś grymas. Weronika odgarnęła jej delikatnie włosy z czoła.

- Nie wiem czy ona sobie z tym wszystkim poradzi? –  Wera przerwała nagle ciszę, jej głos był oschły i zachrypnięty. – Nie wiem czy obie sobie damy z tym radę.

- Dacie sobie radę, musicie nadal żyć – Nowakowska położyła rękę na ramieniu dziewczyny. – Wasza matka na pewno nie życzyłaby sobie, widzieć was pogrążających się w rozpaczy.

- Tylko jak to zrobić, gdy tak bardzo boli – ze smutnych oczu Wery popłynęły łzy – to tak bardzo boli.

- Wiem dziecko, ale musisz być silna, chociażby ze względu na Magdę, ona musi widzieć tą siłę w tobie. Jak inaczej takie małe i bezbronne dziecko sobie z tym poradzi.

Jej słowa brzmiały jak wyrok, ale wiedziała, że Nowakowska ma rację, nie może się rozkleić, nie może nawalić i zawieść jedyną osobę jaka jej jeszcze została. Już wcześniej sobie to postanowiła, ale jakoś nie mogła, rana była zbyt świeża.

- Ma pani rację,  nie mogę pozwolić sobie na łzy – Weronika nagle wyprostowała się i otarła policzki. – Zawsze potrafiłam się podnieść to i tym razem też się podniosę, bez względu na to jak bardzo to będzie bolało- wycedziła przez zaciśnięte zęby.

- Zuch dziewczyna- Nowakowska poklepała ją po ramieniu i uśmiechnęła się. – A póki co, pomogę ci, nie martw się, na mnie i moją rodzinę możesz zawsze liczyć – przycisnęła ją do siebie.

- Dziękuję.

- Wiem, że to przykre, ale musimy o czymś porozmawiać.

- O czym? – Wera spojrzała na Mariolę.

- O pogrzebie – Nowakowska potarła spocone czoło.

- Tak, proszę się nie krępować, nic mi już nie jest.

- Czy chcesz, żebym to za ciebie załatwiła? –spytała spokojnie.

- Tak, proszę, jeśli pani może. Ja nie mam o  tym pojęcia, a poza tym nie wiem kiedy nas stąd wypuszczą – tłumaczyła się. – Zresztą nie wiem czy dałabym radę – dodała cicho.

- Dobrze, więc nie zaprzątaj sobie już myśli, ja się wszystkim zajmę – pogłaskała ją po zabandażowanej głowie. – Będę się już zbierać, powiedz kochanie czy czegoś potrzebujesz.

- Nie, dziękuję, nic mi nie potrzeba i tak wiele pani dla nas robi, dziękuję – jej buzią wykrzywiło coś na kształt uśmiechu.

- To do widzenia – pocałowała ją w policzek.

- Do widzenia – odparła cichutko.

Kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi, wstała z łóżka i podeszła do okna. Po raz pierwszy odkąd tu były podeszła do okna.

Widok był beznadziejny, jak w każdym szpitalu, ale dzień był słoneczny i ładny. Gdzie niegdzie słońce iskrzyło się w kałużach. Nagle zapragnęła poczuć na twarzy wiatr. Otworzyła okno, bo jakimś dziwnym trafem nie były powyjmowane klamki. Wychyliła się lekko na zewnątrz i poczuła na twarzy chłodny wiatr. To było tak bardzo przyjemne. Zamknęła oczy    i napawała się tą chwilą. Przez moment próbowała zapomnieć o tym wszystkim, co działo się wokół niej.

- Co ty robisz dziewczyno? Natychmiast odsuń się od okna – usłyszała nagle za sobą krzyk pielęgniarki.

- Nic nie robię, próbuję odetchnąć świeżym powietrzem – odparła spokojnie. – Nie chcecie mnie wypuścić, to przynajmniej tak się mogę dotlenić świeżym powietrzem. – Wzruszyła ramionami siadając na łóżku. – O Boże, pani chyba nie myślała, że chce wyskoczyć przez okno? – roześmiała się nerwowo widząc przerażenie w oczach pielęgniarki.

- Proszę nie wstawać z łóżka, idę po lekarza – zawołała. - Wystraszyłaś mnie – dodała zamykając drzwi.

Biegła przez korytarz popędzana strachem.

- Panie doktorze - wpadła do gabinetu – gdy weszłam do sali Pawłowskich, starsza wychylała się przez otwarte okno – oznajmiła z przerażeniem.

- Żartuje pani? – zawołał lekarz.

- Nie, nie żartuje. Ona co prawda twierdzi, że chciała się przewietrzyć, ale ja bym jej nie wierzyła.

Wyszli oboje z gabinetu i poszli wprost do sali. Gdy lekarz otworzył drzwi Wera siedziała spokojnie na łóżku i przyglądała się śpiącej siostrze. Jej twarz była blada i zupełnie bez wyrazu, wręcz kamienna, tylko oczy były spuchnięte i poczerwieniałe od płaczu.

- Weronika, czy ty możesz mi powiedzieć, co robiłaś przy otwartym oknie? – zapytał spokojnie lekarz, bacznie obserwując jej reakcję.

- Już mówiłam tej pani, że chciałam się przewietrzyć – podniosła na niego wzrok. – W tej sali nie ma zbyt wiele świeżego powietrza – dodała odwracając znowu oczy w stronę siostry.

- A jak się czujesz? Chodzi mi o samopoczucie fizyczne, nie psychiczne – poprawił się widząc spojrzenie Weroniki.

- Chyba dobrze, w każdym razie głowa mnie już nie boli – przejechała dłonią po bandażu. Kłamała, ale to było nieistotne, chciała wyjść z tego miejsca, jak najszybciej. – Czy możemy iść do domu? – zapytała patrząc na niego błagalnie.

- Myślę, że byłoby dobrze gdybyście jeszcze dziś zostały w szpitalu –ocenił.

- Nie, ja nie chcę już tu być – potrząsała nerwowo głową.

- Musisz mieć też wzgląd na siostrę, ona nie jest tak silna jak ty –próbował ją przekonać. – Poza tym, do czego będziesz wracać?

- On ma rację – pomyślała – wrócę do wspomnień, do znienawidzonego domu. – Proszę, zdejmijcie mi chociaż ten przeklęty bandaż – zawołała, próbując nerwowo przesunąć do tyłu wystające spod opatrunku włosy.

- To chyba da się zrobić – uśmiechnął się – niech mi pani poda nożyczki – wyciągnął w stronę pielęgniarki rękę.

Kiedy zdjął jej opatrunek rude loki rozsypały się w nieładzie.

 - Lepiej? – uśmiechnął się, bo widział na jej twarzy ulgę. – Po południu przyjdzie do was psycholog – dodał wstając z łóżka.

- Nie! – zawołała ze złością – nie, mówiłam, że nie chcę żadnego psychologa – wybuchła – całe życie dawałyśmy sobie radę bez psychologów. Nie pozwolę by ktoś robił mi i Magdzie jakieś pranie mózgu, nie zgadzam się.

- Uspokój się dziecko...

- Proszę mnie nie nazywać dziecko, nie jestem już dzieckiem – wtrąciła się mu w połowie zdania.

- Dobrze, przepraszam Weroniko. Psycholog i tak przyjdzie, takie tutaj obowiązują zasady, czy ci się to podoba, czy też nie – oznajmił – przykro mi.

- Ależ proszę bardzo, niech sobie przyjdzie i tak nie będziemy z nim rozmawiać – zawołała    i podeszła do okna odwracając się do nich plecami.

- Z nią, bo to jest pani psycholog – poprawił ją.

- Wszystko jedno, to i tak nic nie zmienia.

Stała i patrzyła przed siebie udając, że ich tam nie ma.

- To nie rozwiąże twoich problemów – stwierdził lekarz otwierając drzwi.

- Co takiego?

- Ignorowanie nas – odparł. – Jeśli będziesz coś potrzebowała, wiesz gdzie nas szukać- dodał i wyszedł.

Po chwili jednak znów coś przy drzwiach się poruszyło.

- Czy coś jeszcze mi pan zapomniał powiedzieć, doktorze? – spytała  ironizując.

- Doktorem mogę być, ale z tym panem to będzie gorzej – usłyszała nagle znajomy głos.

- Cześć Ewa – przywitała się bez zbędnych emocji.

- O co chodzi z tym doktorem?

- Nic... - zawahała się, ciągle jeszcze gdzieś w głębi serca, czuła do niej żal za to, że odmówiła jej pomocy. – Przychodzi i truje mi tu o jakichś psychologach – pochwyciła ręką włosy i zwinęła na plecach.

- Widzę, że bandaż ci zdjęli – zauważyła Ewa.

- Tak, przynajmniej tyle – odparła krótko.

Rozmawiały, a tak naprawdę, to rozmowa w ogóle się nie kleiła. Weronika była poirytowana i wściekła. Była coraz bardziej wściekła.

Siedziały tak obok siebie i chyba po raz pierwszy w życiu, nie miały o czym ze sobą rozmawiać. Ich przyjaźń jakby oziębła, ostygła. Ewa wiedziała, że Wera jest bardzo pamiętliwą osobą i gdzieś w głębi serca czuła, że to może być początek końca ich przyjaźni.

 ===========

 Słońce już było bardzo wysoko i brutalnie wdzierało się do pokoju Ryśka, świecąc mu prosto w oczy. Był wściekły, ponieważ nie mógł przez całą noc spać. Przewracał się z boku na bok myśląc o całej tej sytuacji. Miał bardzo mieszane uczucia. Wiedział, że trzeba wstać i pójść do szpitala, ale jakoś niespecjalnie go tam ciągnęło. Nie bardzo tylko wiedział, czy dlatego, że nie lubił tego miejsca, czy też był inny powód.

Czuł się bardzo dziwnie, nie potrafił zdefiniować tego uczucia. Wszedł pod prysznic, puścił wodę i oparł się dłońmi o ściankę kabiny. Woda lała mu się bezwiednie po włosach, plecach, zalewała mu twarz, a on ciągle stał. Nie mógł się ruszyć. Zawsze miał jasne sytuacje, a przynajmniej tak mu się wydawało, natomiast teraz nic nie było jasne. Zaczął gwałtownie głową potrząsać na boki, woda rozpryskiwała się po ścianach, ale to ciągle nie pomagało, dalej nie wiedział, co ma robić.

Nagle usłyszał walenie po drzwiach łazienki, to była jego matka.

- Człowieku, co ty tam robisz? – wołała poirytowana – próbujesz się utopić? On chyba oszalał, kto będzie płacił rachunek za wodę– mamrotała odchodząc.- Wychodźże stamtąd człowieku, łazienka nie jest tylko twoja –zaczęła znowu uderzać w drzwi.

- Czego chcesz? Nie można się spokojnie umyć? – zawołał Rysiek spod prysznica.

- Umyć tak, ale ty chyba chcesz się rozpuścić.

Otarł się z wody, ale wcale nie czuł się lepiej. Narzucił na siebie jakieś ubranie.

- Wychodzę mamo – zawołał zamykając za sobą drzwi.

- Gdzie? – zawołała, ale drzwi się już za nim zamknęły. – Co za dzieciak – potrząsnęła głową wchodząc do kuchni. – W ogóle się ze mną nie liczy.

Szedł przed siebie wolnym krokiem i zastanawiał się, gdzie iść. Czy najpierw do szpitala a potem na piwo, czy odwrotnie? Wygrało piwo – przynajmniej będzie mi potem lżej -  przemknęło mu przez głowę.

- Cześć Gulek – zawołał podnosząc rękę w górę.

- Nie jesteś u swojej gwiazdy? – rzucił Gulek.

- U jakiej gwiazdy? – Rysiek popatrzył na niego zdziwionym wzrokiem.

- No u Wery.

- Gulek, nie bajdurz, tylko dawaj browar – zawołał.

- No bo to teraz gwiazda, mówią o niej w telewizji  - ciągnął dalej barman podając mu piwo.

- Gulek mówiłem ci, zmień temat – Rysiek zaczął się irytować. - Wiesz jesteś strasznie upierdliwy.

- Dobra, już nie ma tematu, chłopaki cię wczoraj wieczorem szukali – rzucił.

- A dzisiaj tu byli?

- Nie, jeszcze nie, ale to chyba nie ich pora?

- Nieważne, nie potrzebuje ich towarzystwa żeby wypić browar.

Sączył powoli piwo zastanawiając się, co jej powie jak przyjdzie do szpitala.

Gulek poszedł na drugą stronę baru. Rysiek został sam i całkiem dobrze mu z tym było, nikt mu przynajmniej nie truł za uszami.

- Cześć Rysio – usłyszał nagle za plecami znajomy głos.

Odwrócił się.

- Cześć Mona – spojrzał na zegarek i na jego twarzy wyryło się zdziwienie. – Co tu robisz, przecież to nie twoja pora?

- Kiepsko mi w nocy szło i poszłam wcześniej spać - owinęła mu ręce wokół szyi. – Chcesz się zabawić? – przeciągnęła mu językiem po karku, poczym włożyła mu go do ucha, ale on nie reagował.– Co jest misiu? Co jesteś taki spięty? Zaraz cię rozluźnię – szepnęła przeciągając koniuszkiem języka po wargach. Usiadła mu na kolanach.

- Nie dziś kochanie, nie jestem w nastroju – odparł zupełnie niewzruszony.

- Za dużo myślisz misiu – usiadła obok widząc, że nic nie wskóra. – Panna „cnotka niewydymka”, mam rację?

- Tak, masz rację - zawołał ze złością.- Czemu wszyscy się mnie bez przerwy czepiają? Czy już nie można spokojnie wypić piwa? Chyba zmienię knajpę.

- Spokojnie misiu - położyła swoją rękę na jego dłoni. – Nie irytuj się tak, nikt się ciebie przecież nie czepia. – Zaczęła delikatnie gładzić go palcami po ręce, zawsze go to uspokajało. Uśmiechnął się, lubił to, miłe prądy przechodziły mu od dłoni przez całe ciało.

- Dość tego! – zawołał nagle i zabrał rękę.

- Co się stało? – zapytała zdziwiona jego nagłą zmianą.

- Nic się nie stało, ale daj mi spokój, muszę pomyśleć w ciszy.

- Dobra, już sobie idę.

- Słodka lala –pomyślał- ale nie dziś -potrząsnął głową i ukrył twarz w dłoniach, nie mógł się zebrać w sobie, żeby wstać i wyjść.

Siedział długo, sam nie wiedział jak długo. Wreszcie wstał i poszedł. Gdy znalazł się w szpitalu, przy drzwiach, zatrzymał się. Były lekko uchylone. Zerkał przez szparę do środka. Wera siedziała tyłem do niego tuląc do siebie Magdę. Kiwały się lekko na łóżku. Spostrzegł, że nie miała już bandaży a jej rude loki, spływały w nieładzie na ramiona.

- Ciiiii, ciiiii – było słychać płacz małej i uspokajający głos Weroniki.

Stał jeszcze chwilę i pchnął drzwi. Gdy Wera go zobaczyła, po raz pierwszy tego dnia, można było zobaczyć na jej bladej twarzy, coś na kształt uśmiechu.

- Rysiu, kochanie, jak dobrze cię widzieć- zawołała. – Czemu tak późno, co cię zatrzymało?

- Coś musiałem załatwić- skłamał.

Podszedł do łóżka i pocałował ją w policzek.

- Usiądź proszę, przy mnie – położyła rękę na kocu. Gdy usiadł mocno się do niego przytuliła.

Czuł jak bije jej serce, lekki dreszcz przebiegł mu przez ciało. W końcu był tylko mężczyzną i nie był tak całkiem zimny. Mona pobudziła jego zmysły, ale co z tego. To i tak chyba byłaby ostatnia rzecz, o której Wera teraz by myślała. Nie była umalowana, była blada i miała włosy w nieładzie, ale i tak była piękna. Coś w tej prostocie było pociągającego. Gdy tak siedziała pod szpitalną koszulą odznaczały się jej sterczące piersi. Powinien mieć wyrzuty sumienia, ponieważ ona przeżywa taką tragedię, a on myśli o jej pociągającym ciele, wciąż dla niego niedostępnym. Poczuł paraliżujące podniecenie na całym ciele. – Muszę wyjść zanim to zauważy – przemknęło mu przez głowę. Zaczął nerwowo się zastanawiać- co tu wymyślić?

- Wiesz kochanie, muszę wyjść, zapalić – uśmiechnął się do niej słodko – zaraz wrócę, ok.?

- Dobrze.

- Prysznic- potarł spocony kark- przydałby mi się prysznic i to zimny – przemknęło mu przez myśl – bardzo zimny.

Wyszedł na zewnątrz i usiadł na ławkę. Zimny wiatr owiewał jego rozpalona twarz. Ciężko oddychał – przecież to jest chore, jestem zdrowym mężczyzną i potrzebuję seksu. Dlaczego ona nie pozwala mi się do siebie zbliżyć? – Podparł brodę na dłoni i zaciągnął się mocno papierosem. – Teraz dam jej jeszcze spokój, ale to musi się zmienić, bo inaczej nasz związek nie ma sensu. – przeczesał ręką włosy.- Ja nie potrzebuję tylko platonicznej miłości, ale i cielesnej.

Powoli mu przechodziło - długo nie dam rady – pomyślał wstając z ławki. – W końcu to musi gdzieś znaleźć upust – twarzą wykrzywił mu grymas.

- Jestem już – uśmiechnął się wkładając głowę przez drzwi.

- To dobrze, bo nie mogę uspokoić Magdy- spojrzała na niego błagalnym wzrokiem – chyba od trzech godzin już bez przerwy płacze. Nie chcę mówić pielęgniarkom, bo zaraz ją nafaszerują prochami, ale jak tak dalej pójdzie to nie będę miała innego wyjścia. Nawet nie zauważyła, że przyszedłeś.

- Zauważyłam – usłyszeli nagle cichy szept Magdy.

- Magdziu proszę cię, chcesz iść jutro do domu? - Weronika próbowała do niej dotrzeć.

Kiwnęła głową w przytakującym geście.

- Więc musisz się uspokoić, bo jak pielęgniarki zobaczą cię w takim stanie, to znowu dadzą ci jakiś zastrzyk, po którym będziesz długo spała i na pewno jutro nie pójdziemy do domu.

- Ale ja nie mogę przestać –pocierała zapłakane oczy.

- Dlaczego nie możesz? – Rysiek włączył się do rozmowy.

- Bo jak pomyślę o mamusi, to nie mogę przestać.

- To nie myśl o mamusi. Pomyśl o czymś innym, o szkole, o koleżankach – nie szło mu najlepiej.

- Popatrz na mnie, czy widzisz żebym płakała? – powiedziała Wera zaciskając zęby, ponieważ gdyby nie silna wola i samozaparcie to już dawno by się rozkleiła.

Pokiwała głową.

- To weź ze mnie przykład, mamusia na pewno na nas patrzy z góry i jest jej przykro, jak widzi cię taką zapłakaną.- Próbowała używać wszelkich argumentów, a nie było to wcale takie proste. Wiedziała jednak, że w żadnym razie nie może się rozkleić przy Magdzie. -Ona musi widzieć, że ja się nie załamuję wtedy będzie jej łatwiej przez to przejść – podtrzymywała się na duchu patrząc, jak Magda ociera prawie już sine oczy z płaczu.- Zuch dziewczyna – wymusiła na twarzy uśmiech do siostry.

Rysiek był tym wszystkim przybity, patrzył na co to dzieje się obok niego i był coraz bardziej przerażony. Nie potrafiłby sobie z tym poradzić tak jak Wera. Na zewnątrz była opanowana i zimna, ale co działo się w środku wiedziała tylko ona. Kiedy spojrzał jej w oczy, czegoś tam brakowało, tej iskierki, która się tam zawsze żarzyła. Jej oczy były puste i zimne. Nie mógł dłużej tam wysiedzieć, przerastało go to miejsce i sytuacja. Spojrzał na zegarek.

- Wiesz kochanie, muszę się zbierać – stwierdził udając, że już jest spóźniony.

- Jak to, już? – na twarzy Weroniki wyryło się rozczarowanie.

- No niestety, mam kilka spraw do załatwienia i jak się nie pośpieszę, to nie zdążę – kłamał, ale wiedział, że jak tam dłużej posiedzi to się całkiem zdołuje.

- A przyjdziesz jeszcze dziś? – spytała z nadzieją w głosie.

- Jak się wyrobię przed wieczorem, to jeszcze wpadnę – spojrzał jeszcze raz wymownie na zegarek. – No pa maleńka – pocałował ją w policzek. – Cześć mała i nie płacz już więcej, obiecujesz?- zwrócił się do Magdy mierzwiąc jej czuprynę.

- No – mruknęła poprawiając włosy .

Uśmiechnął się do nich zatrzaskując drzwi. Kiedy znalazł się poza szpitalem odetchnął z ulgą. – Ja się do tego nie nadaję – potrząsnął głową, lecz zamiast do domu swoje kroki znowu skierował do knajpy.

Wszedł i zasiadł za barem.

- Gulek, dawaj browar – zawołał do barmana i przetarł dłońmi twarz. – Albo nie, dawaj setkę a potem browar – poprawił się .

- Aż tak źle? – zapytał barman stawiając przed nim setkę i piwo.

- Nawet nie pytaj, takie miejsca jak szpitale, źle na mnie działają – przeczesał palcami włosy – strasznie mnie dołują – przechylił literatkę z wódką i popił piwem.

- Nie będę cię zbierał spod baru, jak spadniesz ze stołka – zaśmiał się barman.

- Muszę się odchamić – roześmiał się – chłopaków nie było?

- Nie, teraz nie.

- Dawaj jeszcze jedną setkę  - zawołał, a nie praw mi tu kazań.

Gulek wiedział, że z tego nic dobrego nie wyniknie, ale mu nalał.

Było mu już bardzo wesoło, rozluźnił się po wizycie w szpitalu, tylko nie było z kim balować, a barman był nudny.

- Kogo ja znowu widzę? – usłyszał nagle za sobą głos Mony.

- O, jak miło cię widzieć i słyszeć – roześmiał się.

- Co się stało, że znów się tu pojawiłeś? – owijała się wokół niego jak wąż.

- Przyszedłem się odchamić, a co?

- Widzę, że nastrój ci się poprawił, może teraz masz ochotę się zabawić? – zapytała i nie czekając na odpowiedź włożyła mu język w usta.

- O tak – oczy mu się zapaliły a w spodniach zrobiło się gorąco, bardzo gorąco.

Usiadła mu okrakiem na kolanach i zaczęła wkładać rękę do spodni.

- Ale nie tu, kochanie – zerwał się z krzesła.

- Nie ma sprawy misiu, chodźmy do toalety – chwyciła go za pasek od spodni i pociągnęła za sobą. Po chwili zniknęli za drzwiami.

 ============= 

Marek Pawłowski siedział na metalowej pryczy, na szarym obskurnym kocu. Patrzył przed siebie i nie mógł ciągle uwierzyć w to, co się stało. Siedział w izolatce, jak jakiś najgorszy morderca. Ale przecież mówili, że jest zabójcą, bo zabił Marysię, swoją Marysię.- Ale ja nic nie pamiętam, nic, to na pewno nie ja – wołał sam do siebie. – Przecież ja ją kocham, nic bym jej nie zrobił – wołał i zaczął uderzać w drzwi pięścią. – Wypuście mnie przeklęci klawisze, ja nic nie zrobiłem.

- Czego znowu się wydzierasz? – tym razem pofatygował się sam Kowalik. - Trzeba go wreszcie przesłuchać – zwrócił się do strażnika, - przyprowadźcie mi go do sali przesłuchań – rozkazał.

Gdy Pawłowski wszedł skuty kajdankami do sali, siedział tam już Komisarz Kowalik i protokolant.

- No i co Pawłowski, siedzisz tu już tyle dni i przypomniałeś sobie wreszcie coś? Czy dalej cierpisz na zanik pamięci i twierdzisz, że nikogo nie zabiłeś?– Komisarz mówił powoli i obserwował reakcję podejrzanego.

- Tak, ma pan rację komisarzu, nic nie pamiętam, a już na pewno nie zabiłem mojej Marysi. Nie zrobiłbym jej krzywdy, nigdy – na jego twarzy było wyryte przerażenie.

- Ty jej nigdy nie robiłeś krzywdy, a te niezliczone razy, kiedy sąsiedzi wzywali policję i zastawano ją w stanie pobicia. Wtedy też nie robiłeś jej krzywdy? – Komisarz był poirytowany beztroską tego pijaka.

- No może, parę razy dałem jej w pysk – tłumaczył się, – ale zasłużyła sobie cholera, bo na przykład chodziła na ploty, zamiast mi ugotować obiad – wywijał rękami.

- Proszę nie wywijać rękami, bo pana skujemy – uspokajał go strażnik.

- O, przepraszam panie władzo, ale ja jak coś mówię to tak muszę rękami... no wie pan lepiej mi się mówi.

- Mam ci Pawłoski zacząć wyliczać jak wyglądały te twoje „uderzenia w pysk”. Połamane żebra, powybijane zęby, wstrząśnienia mózgu, mam mówić dalej?

- Nie, niech pan nie mówi – opuścił głowę.

- No więc, co masz mi do powiedzenia? - zapytał, ale nie liczył na wiele, on po prostu czuł, że ten człowiek nic sobie nie przypomni.

- Kiedy ja naprawdę nic nie pamiętam panie komisarzu – powtarzał bezradnie Pawłowski.

- To niedobrze, wiesz o tym, prawda? – komisarz mówił nieubłaganie. – Wytęż swoją kruchą mózgownicę i pomyśl, przypomnij sobie coś człowieku.

- To wszystko nie tak, miałem przestać pić. Weronika miała iść na studnia. Gdzie one są? Moje dziewczyny, chciałbym się z nimi zobaczyć – mówił patrząc w stół, nagle podniósł oczy i spojrzał na komisarza. Był w nich smutek i bezradność.

- Tak, ale ja nie sądzę, żeby one się chciały zobaczyć z tobą.

- To niech mi pan chociaż powie gdzie są.

- W szpitalu.

- A co im się stało? – Pawłowski poderwał się z miejsca.

- Nic, ale odbiegamy od tematu, to ty tu odpowiadasz na pytania, a nie ja – poprawił go komisarz.

- Tak, przepraszam, ale co im się stało? – patrzył błagalnym głosem. – Mam prawo chyba wiedzieć?

- Nie wiem Pawłowski, czy masz prawo, ale powiem ci, bo i tak jesteś biedny. Weronika, kiedy się dowiedziała, co stało się z ich matką, zemdlała i uderzyła się w głowę, prócz tego obie są w stanie głębokiego szoku.

Słuchał w ciszy, tylko grymas wykrzywił jego twarzą, nagle wybuchnął.

 - Boże, co ja narobiłem! – Marek chwycił się za głowę - po co mi w ogóle żyć.

 - Po co? Chociażby po to żeby odpowiedzieć za swoje czyny – słowa komisarza brzmiały jak wyrok.

Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.

- Zabierzcie go, i tak już dziś się niczego nie dowiemy – zwrócił się do strażników. – Uważajcie na niego, żeby się nam nie powiesił – dodał.

- Tak jest, panie komisarzu.

- Jak sobie coś przypomni, to meldujcie.

- Tak jest.

Zaprowadzili go z powrotem do zimnej i obskurnej celi. Znów został sam ze swoimi myślami i sumieniem.

- A co będzie jak sobie nic nie przypomnę? – pytał jednego ze strażników.

- Będziesz siedział i nie będziesz wiedział za co – odparł.

- Jak to, jak sobie nie przypomnę, to też mnie skażą? – pytał zdziwiony.

- Szczerze? Chyba nie ma większego znaczenia czy sobie przypomnisz - odpowiedział strażnik zatrzaskując za nim drzwi.

Potrząsnął głową ze złością, wcale nie było mu go żal. To był najgorszy typ kanalii, takiemu się wydaje, że mu wszystko ujdzie na sucho. Wydaje mu się, że ktoś dał mu prawo, żeby katować żonę i dzieci. -Tacy ludzie, to jest gorsze od zwierząt – myślał strażnik poirytowany.

 =============== 

-Panie komisarzu, telefon – zawołał posterunkowy, wychylając się spoza ściany.

- Już idę.

Wpadł do biura i pochwycił słuchawkę.

- Halo, słucham Kowalik.

- Dzień dobry, z tej strony Bartosiewicz, lekarz sióstr Pawłowskich – przedstawił się.

- Witam doktorze, co się stało?

- Nic, tylko pomyślałem, że chciałby pan wiedzieć, iż prawdopodobnie jutro siostry pójdą do domu.

- Dobrze pan pomyślał – oznajmił. – Proszę ich nie wypuszczać do mojego przyjazdu, chciałbym je sam do domu zawieść – dodał.

- Dobrze, nie ma problemu, jak będą gotowe do wyjścia to dam znać. To do widzenia.

- Do widzenia panie doktorze.

Odłożył słuchawkę i wychylił się przez drzwi.

- Posterunkowy – zawołał – czy dom Pawłowskich jest już posprzątany?

- Tak jest, panie komisarzu.

- To dobrze.

Oparł się o fotel, ręce przełożył za oparcie. Zastanawiał się nad tym wszystkim i wcale mu się to nie podobało. Wiedział, że z tą sprawą będą jeszcze kłopoty. -Trzeba zgłosić małą Magdę do opieki społecznej, bo jest nieletnia – przemknęło mu przez głowę. – Na pewno Wera będzie chciała sprawować nad nią opiekę, jest już pełnoletnia. Jak ona to zniesie, tu sprawa w sądzie o opiekę nad Magdą, a z drugiej strony proces ojca? – pokręcił głową – biedna dziewczyna.

 =========== 

- Lepiej ci już Magdziu? – zapytała Wera z troską.

- Tak, lepiej.

- Posłuchaj kochanie, jak przyjdzie tu ta cała pani psycholog – nerwowym ruchem przesunęła kosmyk włosów z czoła – to nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru z nią rozmawiać.

Magda pokiwała głową.

- Nigdy nie potrzebowałyśmy takiej pomocy i teraz też sobie poradzimy, prawda?

- A poradzimy sobie? – Magda potrząsnęła głową, lecz bez przekonania.

- Będzie dobrze – Wera przytuliła siostrę do siebie.

 Nagle skrzypnęły drzwi. Do pokoju weszła jakaś kobieta w białym fartuchu, ale nie była to pielęgniarka. Wera domyśliła się więc, że jest to psycholog.

- Dzień dobry dziewczyny – uśmiechnęła się.

- Dzień dobry – odparła Wera obserwując ją.

- Nazywam się Marzena Skorska i jestem waszym psychologiem – przedstawiła się . 

- Po co pani tu przyszła? – odezwała się po dłuższej chwili Weronika.

- Przyszłam wam pomóc.

- Przyszła nam pani dać pieniądze na chleb, na rachunki? Da mi pani pracę, żebym mogła utrzymać siebie i siostrę? – zaczęła wyliczać.

- Nie, przyszłam wam udzielić innego rodzaju pomocy – odparła zaskoczona słowami Wery.

- Takiej pomocy nie potrzebujemy, więc może sobie pani od razu darować i tak nie będziemy z panią rozmawiać – oznajmiła oschle.

- Jak to nie będziecie ze mną rozmawiać?

- To proste, nie rozumie pani? – Wera była bardzo nieuprzejma. – Zwyczajnie, nie będziemy się do pani odzywać.

- Ale jak to, przecież przeżyłyście tragedię? Po takich przejściach człowiek musi się wygadać i ja jestem tu po to, żeby was wysłuchać – próbowała na nią wpłynąć.

- Czy pani nie rozumie? – zawołała Wera poirytowana natarczywością psychologa – niech pani sobie już da spokój, nikt pani tu nie potrzebuje – potrząsała nerwowo głową.

- A wzięłaś pod uwagę siostrę? Ona jest jeszcze dzieckiem i nie jest taka silna jak ty.

- Moja siostra też pani nie potrzebuje – zawołała, a Magda na potwierdzenie tych słów pokiwała głową.

- Dobrze, ale żebyś tego potem nie żałowała – zawołała ze złością wychodząc.- Co za smarkula – pomyślała nerwowo potrząsając głową. – Co za bezczelność.

- Wiesz Paweł mam już dość tej pacy – zawołała wchodząc do gabinetu lekarza Bartosiewicza. – Nawet smarkule mnie traktują, jak jakąś salową. Mam już dość, naprawdę, potrzebuję chyba urlopu. -  Usiadła w fotelu i przeczesała krótkie włosy rękami.

- Nie przejmuj się Marzena. Weronika Pawłowska to bardzo twarda i buntownicza dziewczyna. Do mnie też się stawiała – uśmiechnął się. – Ona uważa, że skoro zawsze dawała sobie radę sama to i tym razem też sobie poradzi. Nie można nikogo zmuszać, żeby rozmawiał z psychologiem, jeżeli nie jest gotów, a ona na pewno nie jest i nie będzie. – Mówił to z takim przekonaniem – i wiesz co? Ja uważam, że sobie poradzi bez naszej pomocy. Ona jest naprawdę bardzo silną młodą osobą.

- A Magda? Ona nie jest taka silna jak jej siostra.

- No cóż, Magda jeszcze nie jest taka, ale przy Weronice szybko się tego nauczy, a właściwie to Wera jest jedyną osobą, która sobie z nią doskonale radzi. Jeżeli chodzi o podniesienie się po śmierci matki, to tu bym się nie martwił. Może być gorzej z przeżyciem, one w zasadzie nie mają środków do życia. Może jak dostaną coś z opieki społecznej, jeżeli coś dostaną – zamyślił się przez chwilę -  tu będzie problem.

- No tak, jak tam weszłam, to Wera mnie zapytała czy przyniosłam im pieniądze na życie, albo dam jej pracę, żeby mogły przeżyć- przejechała palcem po policzku. – Kiedy jej powiedziałam, że chcę inną pomoc im dać, to mi nawrzucała. Masz rację to bardzo silna i praktyczna dziewczyna. Kiedy idą do domu?

- Chyba jutro je wypuszczę, ponieważ z medycznego punktu widzenia są zdrowe, więc nie ma sensu ich tu dłużej trzymać – podrapał się po głowie.

 ==============

Weronika stała przy oknie i patrzyła jak na zewnątrz powoli zapada zmierzch. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego Rysiek już nie przyszedł. – Nikogo nie było, ani jego, ani Ewy, ani nawet pani Nowakowskiej, gdzie są, co porabia mój Rysiu. – Zacisnęła z całej siły powieki, bo łzy cisnęły się do oczu. – Boże jak to będzie znowu przeżyć kolejną noc - pomyślała ze strachem. – Dodaj mi sił i odwagi żeby zasnąć – wzniosła oczy ku górze. – Najważniejsze, że nam lekarz obiecał, iż nas wypuści rano. – Liczyło się tylko to, że rano będą w domu.

Magda coś zjadła na kolację, ale Wera dalej nie mogła jeść, miała ściśnięty żołądek.

- Weronika, proszę zjedz coś – popatrzyła na siostrę proszącym wzrokiem.

- Nie, nie mogę – Wera potrząsnęła głową.

- Proszę, musisz jeść, w szkole mówili, że jak się nie je to się choruje i można nawet umrzeć – chwyciła siostrę za rękę. – Chcesz umrzeć, kto się wtedy będzie mną opiekować?

Weronika spojrzała na siostrę szeroko rozwartymi ze zdziwienia oczami. To, co powiedziała było takie mądre i dojrzałe. Miała rację, nie dało się żyć bez jedzenia, a ona od kilku dni nic nie miała w ustach.

- Dobrze, spróbuje – uśmiechnęła się do niej.

Magda podała jej małą kromeczkę chleba.

- Proszę, jedz – zaczęła głaskać ją po ręce.

Ugryzła mały kęs, ale miała problem, żeby go połknąć, jedzenie ”rosło” jej w ustach. Zjadła zaledwie połowę z tej maleńkiej kromeczki i już było jej niedobrze, musiała przestać, ponieważ zbierało się jej na wymioty.

- Już dziękuję, więcej dziś nie zjem – oddała resztę siostrze – jutro rano znowu spróbuję. Jeśli zjadłaś czas spać – pogłaskała ją po włosach.

Położyły się razem i Magda mocno przytuliła się do siostry, wtedy łatwiej było jej zasnąć.

Weronika słuchała jak mała oddycha, miarowo i spokojnie. Po oddechu wiedziała, kiedy śpi. Przynajmniej ona nie miała problemów ze spaniem, przynajmniej przez te noce, które spędziły w szpitalu.

- Ja za chwile oduczę się jeść i spać – przemknęło jej przez głowę.

 Leżała na boku i patrzyła w okno, na zewnątrz było już zupełnie ciemno, patrzyła w tą czerń i prosiła Boga o sen, o spokojny sen. Od wielu dni nie miała już normalnego spokojnego snu. Nawiedzały ją koszmary i sny o śmierci, o matce, to było okropne. Bała się zamknąć oczy, najchętniej leżałaby przy zapalonym świetle. Czuła się jak małe dziecko, któremu coś złego się przyśniło i nie miałby go kto przytulić.

Za oknem robiło się już jasno a ona dalej nie spała. Kolejną noc udało się jej nie zasnąć.

Cicho podniosła się z łóżka i podeszła do małego obdrapanego lustra, które wisiało nad umywalką. Prawie nie poznała swojego własnego odbicia. Była blada, wręcz ziemisto sina, pod oczami miała granatowe podkowy, na tle rudych włosów nie prezentowało się to najlepiej. Jej oczy zawsze takie rozpromienione, były zupełnie bez wyrazu, zimne, było w nich widać tylko ból i zmęczenie. Jej wygląd w ciągu tych paru dni bardzo się zmienił. Był okropny, przemyła twarz wodą i znów spojrzała na swoje odbicie, otarła wodę.

- Tak nie może być, nie mogę się poddać, nie mogę tak wyglądać bo będę ludzi odstraszać – mówiła do swojego obicia. - Ludzie nie mogą widzieć, co dzieje się w mojej duszy – pochwyciła włosy ręką na plecach i związała w supeł. – To musi zostać głęboko we mnie, muszę to zdusić, zdławić  – ukryła twarz w dłoniach.

Na korytarzu dał się już słyszeć odgłos porannej krzątaniny. Do sali zajrzał lekarz.

- Witam Weroniko – uśmiechnął się do niej.

- Dzień dobry, to kiedy będziemy mogły iść do domu? – zapytała od razu.

- Myślę, że po śniadaniu –odparł – przyjedzie po was komisarz Kowalik.

- On? Po co?

- Nie wiem, chce was zawieść do domu.

- Może to i lepiej, że będzie z nami – zamyśliła się.

Gdy wyszedł zbliżyła się do okna, był piękny słoneczny dzień. Rosa na drzewach się skrzyła w promieniach słonecznych. Oparła się czołem o szybę. Nie mogła się już doczekać, żeby wyjść z tego „więzienia”, ale z drugiej strony bała się powrotu do domu. Wiedziała, że tam będzie musiała stoczyć prawdziwą wojnę ze wspomnieniami. Bała się o Magdę, ona była słabsza. Tam każdy drobiazg, każdy szczegół będzie przypominał o matce i ojcu, o tym, co się stało. Każdego dnia będzie dochodziło do konfrontacji.  – Będzie ciężko – przemknęło jej przez myśl.

 - Jest tam coś ciekawego? – usłyszała nagle głos Magdy.

- To zależy, co chciałabyś widzieć – odparła odwracając się.

Magda leżała zwinięta na boku i wcale nie miała zamiaru wstać, była bardzo smutna. Ostatnio w ogóle na jej drobnej twarzyczce rzadko gościł uśmiech.

- Magdziu, uśmiechnij się, idziemy dziś do domu – usiłowała ją rozweselić.

- To super – powiedziała, ale wcale nie było widać żeby się z tego cieszyła.

 Strasznie było Weronice żal siostry, miała bardzo ciężkie dzieciństwo. Inne dzieci w jej wieku bawiły się na podwórku, chodziły ze swoimi rodzicami do parku, do kina. Magda musiała ciągle oglądać awantury, słuchać przekleństw, oglądać jak tato bije mamę, nie chodziła nigdzie z rodzicami, ona dla odmiany musiała uciekać z domu przed wściekłością ojca. Wreszcie to co się stało, odbije swoje piętno na całym jej życiu, to było pewne. Słusznie zauważyła pani psycholog, Ona nie jest tak silna i nie wiadomo jak sobie z tym wszystkim poradzi. Tym bardziej, że nadal nie było widoków na normalne życie. Na pewno będzie inaczej. Nie będzie awantur, bijatyk, pijaństwa, ale za to będzie bieda i trudności z przejęciem opieki nad nią. Wera zdawała sobie sprawę z tego, że to nie będzie takie proste. Opieka społeczna na pewno się zaraz zainteresuje tą sprawą i będzie rozprawa w sądzie o przyznanie opieki nad Magdą. – Boże, żeby mi jej tylko nie zabrali – strach przeleciał Weronice przez oczami, ponieważ uświadomiła sobie, że mogą jej odebrać Magdę. - To byłoby straszne, ale polskie sądy są okrutne i bezduszne. Poza tym, muszę ją uchronić przed rozprawą ojca, przed rozgłosem, jaki jej na pewno będzie towarzyszył, ponieważ media jak raz coś „zwęszą”, to nie dadzą spokoju, będą drążyć do upadłego – podrapała się po głowie. – Jak ja mam sobie z tym wszystkim poradzić? Boże pomóż – wzniosła błagalnie oczy ku górze.

Nagle usłyszała gwar na korytarzu i otwarły się drzwi. To była wizyta, przyszła cała „świta” na czele z lekarzem Bartosiewiczem.

Weronika zacisnęła zęby, żeby się nie odezwać, żeby wszystkim pokazać, że wszystko jest    w porządku i są zdrowe.

- Tutaj koledzy jest przypadek oczywisty, opatrunki zdjęte, urazów żadnych już nie ma, z punktu widzenia medycznego nie ma potrzeby dłużej ich tu przetrzymywać. Proponuję, więc zrobić dziś wypis do domu, - zwrócił się Bartosiewicz do wszystkich obecnych. Nikt nie wyraził sprzeciwu, więc poszli dalej.

Po chwili jednak drzwi uchyliły się ponownie i głowę do środka włożył Bartosiewicz.

- No dziewczyny pakujcie się – uśmiechnął się.

- Dziękuję - powiedziała podchodząc do niego.

 - Dostaniecie zaraz wypisy, ale jeżeli coś by się działo, czegoś byście potrzebowały, zawsze możecie się do mnie zwrócić – oznajmił – pamiętaj o tym.

Weronika kiwnęła bez słowa głową.

Zamknęły się za nim drzwi i zrobiło się bardzo cicho. Odwróciła się w stronę łóżka, do Magdy.

- No mała zbierajmy się, trzeba wstać i zjeść śniadanie, bo za niedługo pojedziemy do domu. –  To co mówiła było radosną nowiną, ale widziała, że coś małą gryzie. - Co ci jest Madziu, co się stało?

- Powiedz mi, czy tam nie będzie mamusi? – zapytała nagle odwracając się do siostry – to znaczy wiesz, zabitej? – dodała a Wera spojrzała na nią z przerażeniem.

- Ależ skąd, Boże – podbiegła do łóżka i przytuliła ją – i to cię gnębiło? Moje biedactwo – pocałowała ją w czoło. – Tam będzie czyściutko i wysprzątane, nic się nie martw – obiecywała. – Mam nadzieję, że komisarz nie zapomniał, o co go prosiłam – pomyślała ze strachem.

- Na pewno? – Magda patrzyła na siostrę z niedowierzaniem.

- Na pewno –uspokajała ją.

Wera potrząsnęła głową z przerażeniem, co jeszcze siedziało w tej małej główce.

 =============== 

Komisarz Kowalik spojrzał na zegarek.

- Kurcze, to już tyle godzin, muszę jechać do szpitala – zerwał się z fotela. – Posterunkowy, jakby mnie ktoś szukał, to jadę do szpitala po Pawłowskie i nie wiem, kiedy wrócę – rzucił przechodząc obok biurka policjanta.

- Tak jest, panie komisarzu- zawołał zrywając się z krzesła.

Miał na uwadze to, o co prosił go Marek Pawłowski, ale nie miał za bardzo złudzeń żeby któraś z jego córek chciała się z nim zobaczyć. Czuł, że to będzie długi tydzień. Za kilka dni miała rozpocząć się wstępna rozprawa Pawłowskiego, a on nieszczęśnik nic sobie nie przypomniał i na pewno sobie nie przypomni. Nie ma na to szans. Zabójstwo w afekcie, to mu grozi. Znając Maciejasza – prokuratora, który prowadzi tą sprawę to będzie żądał najwyższego wymiaru kary i pijaczyna sobie posiedzi.

Gdy wszedł do sali siostry Pawłowskie siedziały na łóżku i czekały na niego.

- Gotowe?

- Dawno jesteśmy gotowe i czekamy na pana – odparła Wera z wyrzutem w głosie.

- Macie już wszystko, wypisy też? – dopytywał się dalej.

- Tak, mamy już wszystko, chodźmy wreszcie! – zawołała poirytowana Wera.

Złapała Magdę za rękaw i pchnęła ją lekko do przodu, ponieważ się ociągała.

- Czy zrobił pan to, o co prosiłam?- spytała ściszonym głosem Weronika.

- Chodzi ci o sprzątanie?

Kiwnęła głową.

- Tak, chłopcy twierdzą, że jest na wysoki połysk.

- To dobrze, nie chciałabym żeby Magda coś widziała- odparła już spokojniejsza.

Jechali w ciszy, przez znajome okolice, Weronika miała bardzo posępną i smutną twarz, zaciśnięte zęby. Obserwowała przez szybę znikające domy. Bała się konfrontacji z tym miejscem, z jego wydarzeniami. Gdy zajechali pod blok, w wielu oknach odsłoniły się firanki. Magda od wyjścia ze szpitala w ogóle się nie odzywała. Była bardzo smutna.

Kiedy otworzyły drzwi pierwszą rzeczą jaka ich uderzyła to zapach. Zapach czystości, to było jakby perfumy, ponieważ ostatnio jedynym zapachem, jaki w domu było czuć, to był alkohol..

Magda pobiegła od razu do pokoju, Weronika jednak ostrożnie posuwała się wzdłuż ściany i weszła powoli do kuchni. Stanęła w progu i rozejrzała się wokół. Czuła, że kręci jej się w głowie.  Wewnątrz było idealnie czysto, krzesła były poustawiane wokół stołu. Oparła się o futrynę i stała tak bez ruchu. Przymknęła na moment oczy. Weszła do środka, szła powoli, wzdłuż krzeseł. Przeciągała palcem po krawędzi oparć. To miejsce nigdy nie było takie czyste. Jej dłoń dalej dotykała kolejnych przedmiotów.   

- Czy wszystko w porządku? – usłyszała nagle głos Komisarza.

- Tak – odwróciła się do niego, miała łzy w oczach – w porządku. Tylko... Myśl o tym co tu się stało jest taka nieznośna, nie mogę sobie z tym poradzić. – Dwie wielkie łzy spłynęły jej po policzkach, Wera pośpiesznie je otarła. – Ale to nic, zduszę to w sobie, jak zawsze – wyprostowała się i wzięła głęboki wdech. – Proszę się o mnie nie martwić.

- Powiedz, czy macie co jeść? – położył jej rękę na ramieniu.

- To się okaże – stwierdziła otwierając lodówkę. Była w niej jakaś konserwa, kilka jajek i margaryna. – No z głodu nie umrzemy – dodała otwierając chlebak – mamy jeszcze czerstwy chleb.    

Spojrzała na niego i poklepała po ramieniu.

- No, panie komisarzu, niech pan nie ma takiej posępnej miny, bywało gorzej – na twarzy Weroniki pojawił się grymas.- Proszę zaczekać, coś mi się przypomniało – chwyciła go za rękę – moja mamusia miała schowek na pieniądze przed tatą.

Otworzyła dolną półkę w meblach i zagłębiła tam rękę. Po chwili wyjęła puszkę na mąkę, włożyła do niej rękę.

- O jest – zawołała – widzi pan coś tu jest. – Z mąki wyjęła mały zwitek. Wyciągnęła pieniądze z woreczka, było tam 150 zł.  – No, to nie jest źle, na razie na przeżycie mamy.

- Jesteś pewna, że sobie poradzisz ?- zapytał raz jeszcze.

 - Tak, jestem pewna, powtarza się pan jak zdarta płyta – potrząsnęła głową – niechże pan już idzie, chcę zostać sama.     

- Panno Weroniko – napomknął ją.

- Przepraszam, ale już mnie pan denerwuje.

- Szczera jesteś – przeczesał nerwowo ręką włosy.

- Zawsze byłam – odparła odwracając się od niego – nie lubię fałszu i zakłamanych ludzi.

- To tak jak ja – zauważył – jak wszystko gra, to ja już się będę brał. Tu masz mój telefon, jakbyś czegoś potrzebowała daj znać.

- Ok.

Wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Weronika zajrzała do pokoju, w którym siedziała Magda.

- Zobacz Wera, jak tu jest czysto. – Magda była bardzo zdziwiona tym faktem.

- Wszędzie jest bardzo czysto.

- Kto tu posprzątał, mamusia, zanim umarła?

- Nie kochanie, kolesie policjanci – odparła siadając na łóżku obok siostry.     

- Jak to, przecież policja nie sprząta – stwierdziła z ogromnym zdziwieniem Magda.

- Ale u nas sprząta –odparła uśmiechając się lekko do siostry – mamy fory u komisarza i załatwił nam ekipę sprzątającą – dodała, a Magda zaczęła się śmiać.

- Popatrz Madziu, śmiejemy się - stwierdziła.

Pierwszy raz od wielu dni roześmiały się, jednak zaraz potem buzia Magdy była znowu smutna.

- Nie smuć się mała, o wiele ładniejszą buzię masz, gdy jest uśmiechnięta – przejechała jej palcem po nosie.

- Dobrze – odparła i uśmiechnęła się.

- No widzisz. Mamusia na pewno cieszy się, gdy widzi cię uśmiechniętą – przytuliła ją do siebie.

- No właśnie, a ja bym chciała, żeby ona już zawsze była szczęśliwa, tam gdzie jest – stwierdziła pociągając nosem.

- Na pewno jest – odparła Wera całując siostrę we włosy – na pewno – dodała.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gapcia · dnia 14.11.2016 10:33 · Czytań: 993 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:53
Najnowszy:emilikaom