Takie tam marzenie - Procesja
Proza » Obyczajowe » Takie tam marzenie
A A A

Wjechałem do Karpacza. Moje wycieraczki nie nadążały strząsać kurtyn deszczu. Liczyłem, na pamięć - zakręt, nudny odcinek wzdłuż zagajnika, dziwna apteka, stacja Orlen. I już Biały Jar. Tamten dom został daleko w tyle. Nie zamierzałem się obok niego kręcić, spieszyłem się do przyjaciela. W przeciwnym razie… Może wstąpiłbym i zapytał się o byle co. Gdzie szpital, bo kłuje mnie coś pod żebrami. Gdzie można zmienić opony na zimowe. To już nie te czasy, kiedy nie potrafiłbym wydukać z siebie ani słowa.

Ten dom po raz pierwszy pojawił się w moich marzeniach wieki temu, podczas sztubackich wakacji. Jak zwykle nigdzie nie wyjechałem. Całymi dniami w domu, przy opuszczonych roletach grałem w pirackie gry, czasem stukałem na automatach w pobliskim barze. Tamtego dnia przyjechałem z kolegami do Karpacza. Chcieliśmy trochę połazić, zdobyć alkohol i chipsy, by potem się nimi raczyć na ustronnej ławce. Mieliśmy już kilka puszek piwa, ale wciąż było trochę za mało, żadnego konkretu. Nasz system polegał na wchodzeniu do sklepów pojedynczo, prosząc niby mimochodem o niewielkie ilości. Raz nam sprzedawali, innym razem nie, ale zapasy alkoholu wytrwale rosły. W końcu przyszła moja kolej. Koledzy schowali się w bocznej uliczce.

Mając na oku mały sklepik z parasolem, szedłem i mijałem domy. W jednym z nim ujrzałem wybitnie ładną, czy nawet piękną dziewczynę. Stała w ogródku, chyba z ojcem, który tłumaczył jej, jak podcinać rośliny. Od razu pomyślałem, że jest cudzoziemką, choć nie słyszałem ich rozmowy. W jej ubraniu, blond włosach jak z reklamy, opaleniźnie, było coś egzotycznego. Podszedłem bliżej, starając się, żeby mnie nie zauważyła. Nie myliłem się - rozmawiała z tym facetem po angielsku. W pewnym momencie położyła sekator na trawę i weszła do domu, krzycząc coś. Tym razem po polsku. Wyłoniła się ponownie, ze starszą kobietą.

Moje serce biło jak oszalałe. Czułem jednak, że nie jest to najlepszy moment na rozpoczęcie rozmowy. Byli z nią rodzice, po mnie za chwilę mogli wrócić debilowaci koledzy. A poza tym… Przypomniałem sobie o ułamanym zębie, pamiątce po ostatniej zimie, kiedy jeździłem na nartach w za dużych butach. Przypomniałem sobie o ubraniu… A jednocześnie nie mogłem się oderwać od spoglądania na nią, od podsłuchiwania jej dźwięcznego głosu. Po kilku minutach z żalem odwróciłem się i pobiegłem prosto do kolegów. Sorry, ale po staniu w długiej kolejce sprzedawca odprawił mnie z niczym. Pomyślałem – wrócę tutaj. Nie zostawię jej. Wrócę, jak się ogarnę i będę miał jej czym zaimponować. Jak już zdobędę tego białego konia, na którym wywiozę ją z tego grajdołka.

Mimo wszystko w następnych dniach nie udało mi się pojawić w Karpaczu. Pojechałem tam specjalnie tydzień później. Przez kilka godzin spędzonych na ławce, czytając gazetę, przyuważyłem tylko tego mężczyznę, niby ojca. Ona się nie pojawiła. Z jednej strony dało mi to nadzieję, że mieszkają tam na stałe, a z drugiej trochę mnie zniechęciło, bo chciałem „wziąć byka za rogi”. Wyprawa do Karpacza stanowiła dla mnie spore przedsięwzięcie.

Później bywałem przy tym domu jeszcze kilkakrotnie. Ostatnim razem gdy pokłóciłem się z ojcem pijakiem, chwyciłem czapkę, kurtkę, jakiś zachomikowany banknot z szuflady i wybiegłem. Świadomie czy nie, postanowiłem kierować się właśnie tam. Do mojej wyroczni, ukojenia, nadziei na lepszą przyszłość. Biegłem, ssąc grudki półprzezroczystego, ziarnistego śniegu. Adidasy, które z  firmą adidas miały niewiele wspólnego, ślizgały się po lodzie. Usta zaklejała mi lepka, słona ślina, ale biegłem dalej, te dwadzieścia kilometrów. Samochody na mnie trąbiły, ale dawałem im znak ręką, że nie chcę żadnej podwózki. Udawałem, że biegnę dla przyjemności. Dotarłem w końcu do Karpacza i znalazłem ten dom. Wszystkie światła pogaszone, a było jeszcze wcześnie. Wyjechali. Może wcale tam nie mieszkają. Dorwałem się do domofonu i zacząłem w bezsilności dzwonić bezustannie. Celowałem śnieżkami w drzwi wejściowe. Po kilkunastu sekundach zapaliło się światło w jednym z pokojów. Tego się nie spodziewałem. Przestraszony, że zaraz włączy się alarm, uciekłem. Tamtą noc spędziłem u kolegi ze szkoły w Miłkowie.

Więcej już się w okolicy nie pojawiałem. Może ze wstydu, zniechęcenia. Nie chciałem przecież przekreślać swoich szans ani psuć sobie opinii. Może po prostu wciągały mnie inne rzeczy, a dziewczyna z ogródka coraz bardziej stawała się mitem, odległym wspomnieniem. Zwracałem za to większą uwagę na dziewczyny z Piechowic, które dojrzały nie wiadomo kiedy, a u każdej z nich wyodrębnił się własny styl, biust i charakter.

Tym dziewczynom nie było wiele potrzeba, żadnego uczenia się języków obcych, czy biegania po nocy. Wystarczało, że czekając na autobus przeczytałem jakiś artykuł, potem im streściłem, a myślały, że jestem inteligentny i oczytany. Nie uważały chyba, że pochodzę z patologicznej rodziny, bo prawie każda wychowała się w podobnej. Całowałem je – nie protestowały, kochałem się z nimi bez tego spięcia i poczucia, że dotykam jakąś świętość, anioła. Czułem się przy nich swobodnie. Niekiedy zastanawiałem się, czy one mają jakąś przyszłość i czy mi wystarczą na dłuższą metę. Jednego razu wydawało mi się, że tak, że to jest moja krew i moje plemię, a wszystko inne jest iluzją. Innym razem, że są prymitywne i dobre na przeczekanie, a prawdziwym celem jest tamta dziewczyna, którą zobaczyłem w ogródku, i życie daleko stąd.

W drugiej klasie liceum mocno się poturbowałem i złamałem biodro. To był pewnego rodzaju przełom. Po wypisaniu ze szpitala leżałem kilka miesięcy w domu, słuchając wieczornych awantur i odgłosów telewizora, bardzo się męczyłem. Odwiedzili mnie kilka razy koledzy, ale nie kleiła nam się rozmowa. Trochę z nudów, a trochę ze strachu, że kiedyś tak to będzie wyglądać, zacząłem czytać podręczniki. Nauczyciele byli zadziwieni, kiedy po przerwie wróciłem nie tylko bez zaległości, ale o wiele bardziej wyedukowany niż przedtem. Ten cień ostrzeżenia, czas jaki spędziłem w domu, wisiał nade mną do końca liceum i prawie codziennie poświęcałem kilka godzin na naukę. Maturę zdałem bez problemu. A potem z trudem, bez żadnego wsparcia rodziny, wyrwałem się z domu na studia.

Tak się stało. I jakoś odnalazłem się we Wrocławiu. Potem w Warszawie. W Berlinie. Tel Awiwie. A zeszłego lata wróciłem do Karpacza, żeby wziąć kolegów z pracy na piwo po czeskiej stronie Karkonoszy. Znowu szedłem akurat do sklepu, kiedy zobaczyłem tę samą dziewczynę. Od razu ją rozpoznałem, choć minęło ponad dziesięć lat. Była przepiękna. Wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo niż wtedy. Trzymała za rękę jakiegoś mężczyznę, całkiem zwyczajnego. Nieskromnie mówiąc, prezentowałem się o wiele lepiej od niego. Rozmawiali, facet prowadził psa. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy tamten spojrzał w inną stronę. Odwzajemniła uśmiech. Lekki, niewinny, ciekawy. Musiała mnie widzieć pierwszy raz w życiu. Ale podświadomie poczułem, jakby zadała mi pytanie - dziwisz się, że tak się to potoczyło? Przecież nawet do mnie nie zagadałeś, choć mieszkałam dwadzieścia kilometrów dalej.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Procesja · dnia 02.12.2016 15:04 · Czytań: 720 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 5
Komentarze
mike17 dnia 03.12.2016 15:05 Ocena: Świetne!
I tak to bywa, kiedy się nie złapie swojej złotej szansy :)

Jak mawiają Anglicy:

Don't let your golden chance go by"


I mają rację.

Ciekawa miniatura, o swoistym klimacie, jasno i czytelnie mówiąca o tym, że pewne rzeczy w naszym życiu dzieją się tylko raz, i jeśli nie zadziałamy, szansa już nigdy się nie powtórzy.

Podoba mi się ponadto gawędziarski ton, przybliżający czytacza do bohatera - wchodzimy w jego przeżycia i staje się on nam bliższy.

Świetny zabieg z klamrą - spotkanie dziewczyny - choć minęło ponad 10 lat, bohater jej nie zapomniał, ale utwór kończy się nutką smutku - gdybym wtedy coś zrobił, to może...

Językowo i literacko na medal, widać, że władasz porządną polszczyzną, bravo!
Procesja dnia 03.12.2016 23:44
Dzięki, Mike!
Zgadza się, uważam, że warto działać :) I jeśli o czymś marzymy, przełamywać strach.
Choć z drugiej strony czasem po odstawieniu mrzonek okazuje się, że los toczy się całkiem inaczej niż w naszych oczekiwaniach, ale równie dobrze.
Sama mam kilka takich marzeń, które się zdezaktualizowały.
Pozdrawiam!
blaszka dnia 04.12.2016 00:28
Podoba mi się styl i klimat tej opowieści. Sama historia też. Użycie nazw geograficznych dodaje uroku i wiarygodności. Przesłanie lekkie i wywołujące uśmiech.
Aronia23 dnia 23.12.2016 01:20 Ocena: Bardzo dobre
Procesjo, spokój bije z Twego opowiadania, mimo iż ukazuje dość trudne sytuacje. Pokazuje również mijający czas, losy ludzkie, po prostu życie. Tak wiele razy nawet nie wiemy, że tracimy coś lub kogoś. Żyjemy sobie, poruszamy się ścieżkami, niektóre przecinają nam inni, niektóre dzielimy z innymi. Nie wiem, czy znasz film pt. "Przypadek" - polski film. B. Linda tam gra. film ukazuje sytuacje zaczynające się tak samo na dworcu, ale dalej każda z historii, kończy się inaczej. Polecam. To taki Toto Lotek - życie. Na każdym kroku dokonujemy jakichś wyborów, a konsekwencje przychodzą z czasem. Choć uważam, iż każdy naprawdę duży wpływ na swoje życie. Oczywiście, są i przypadki nieprzewidywalne. Żyć trzeba umieć. Wyrażnie to pokazałaś. Pozdrawiam, Spokojnych Świąt życzę, A23
Procesja dnia 23.12.2016 10:22
Cześć Aronio!
Aronia23 napisała:
To taki Toto Lotek - życie. Na każdym kroku dokonujemy jakichś wyborów, a konsekwencje przychodzą z czasem.

Oj tak, a o konsekwencjach ilu (niezrealizowanych) możliwości nawet się nie dowiemy! Takie życie, nie da się "z jednym tyłkiem wszędzie".
Wiesz, będąc bardzo, bardzo młodziutka podkochiwałam się w pewnym idolu (który był ode mnie ponad 15 lat starszy). Nie żeby mnie to odstraszało, ale jednak przyjmowałam to za pewną logistyczną trudność. Potem wszystko zdążyło się sto razy pozmieniać, przenosiłam swoje zainteresowania na kolejne osoby, z fascynacji pozostał lekki sentyment - ale niedawno przeczytałam, że wziął ślub z dziewczyną jeszcze młodszą ode mnie :p Uznałam to za całkiem zabawne i trochę zainspirowało to ten tekst.
Polecanego przez Ciebie filmu nie widziałam, ale już go zapisałam na listę rzeczy, które chcę przeczytać lub obejrzeć przy kieliszku wina, barykadując się w domu przez kilka świątecznych wolnych dni.
Pozdrawiam ciepło! :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:61
Najnowszy:pica-pioa