Potwór spod łóżka - surrender
Proza » Inne » Potwór spod łóżka
A A A

 

Przed południem do domu Zosi zawitała sąsiadka. Od progu przebierała z ekscytacji odzianymi w puszyste kapcie stopami i gorączkowo tłumaczyła coś półszeptem zosiowej mamie.

                - Wybitny, pani Kowalska, wybitny- szczebiotała z przejęciem- Wielkie szczęście, wielkie.

                Gdy po trzydziestu minutach wychwalania pod niebiosa czegoś lub też kogoś wypadła z mieszkania tak nagle jak do niego wpadła, do pokoju Zosi zawitała mama. Dziewczynka siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach i słuchając muzyki dobywającej się z kuchni próbowała rozwikłać zagadkę wybitnego szczęścia, o którym prawiła sąsiadka. Jej mama nie wyglądała na szczególnie przejętą, lecz bez wątpienia przynosiła jakieś wieści i ewidentnie uwikłana w nie była drobna postać Zosi.

                - Zosiu, kochanie, słyszałaś co mówiła pani Kasia?

                Okazało się, że mieszkanie państwa Kowalskich miała nawiedzić wyjątkowo wybitna postać pana profesora Hreczki i było to wielkie szczęście, ponieważ miał rozwiązać kłopotliwą kwestię chowającego się pod łóżkiem Zosi potwora.

                Kilka tygodni wcześniej dziewczynka, zerwawszy się z łóżka w środku nocy obudziła rodziców i z radością zawołała, że pod jej łóżkiem mieszka piesek. Na wpół jeszcze zamroczony snem pan Kowalski wziął sobie do serca przejęcie córki i natychmiast postanowił zbadać sprawę. Rzecz jasna, w trakcie przechadzki między pokojami dostrzegł pewne słabe punkty tej nieprawdopodobnej wiadomości, lecz środki zostały przedsięwzięte i nie sposób było je odprzedsięwziąć bez skazy na ojcowskim honorze.

                Gdy dorosła część rodziny stała u progu pokoju tej młodszej, część młodsza gorączkowo podrzucała prześcieradła w powietrze. Nic jednak, podobnego choćby do psa, nie leżało pod łóżkiem. Nic też nie schowało się, nie umknęło oknem, nie zbiegło na dół schodami ani nie chwyciło łapkami sufitu. Wyparowało i zdawało się nie pozostawić nawet śladu. Państwo Kowalscy z grymasem pobłażania na dorosłych twarzach nakazali córce iść spać i zawołać ich jakby "piesek" znów się pojawił. Stwierdzili, rzecz jasna, że wobec takiego warunku nic już ich snu nie zaburzy, lecz nie mogli mylić się bardziej. Zosia jeszcze pięć razy wbiegała roześmiana i czerwona z ekscytacji do pokoju rodziców, a niezliczoną ilość razy wybuchała niesłyszalnym dla nich śmiechem, gdy bawiła się w z wymarzonym pieskiem.

                Błaha z początku i dość zabawna dziecięca fanaberia, z czasem zaczęła niepokoić państwa Kowalskich. Punktem przełomowym niecodziennych wydarzeń okazała się sytuacja, gdy Zosia zapytana o to co stało się klapkom ojca, poszarpanym ewidentnie przez ostre ząbki zwierzęcia, odparła iż to jej piesek "pobawił się trochę za bardzo". Państwo Kowalscy szukali i sprawdzali wszystkie kąty, ale żadnych śladów zwierzęcia nie znaleźli. Psycholog niepokojących cech zachowania u Zosi nie stwierdził, a istnienie pieska uznał za kaprys, który przeminie.

                Ze zmartwienia matka dziewczynki zwierzyła się sąsiadce, pani Kasi, która uruchomiwszy sieć swoich znajomości nawiązała kontakt ze specjalistą zajmującym się badaniem zjawiska potworów spod łóżka. Pani Kowalska uznawszy to wpierw za absurd, stwierdziła ostatecznie, że przecież nic nie zaszkodzi jej ta zabawa, a może w jakiś sposób pomoże.

                I tak tego południa pani Kasia zapowiedziała przybycie wybitnego specjalisty. Miał zjawić się wieczorem i wypytać Zosię o wszelkie szczegóły.

                Zosi szczególnie nie uradowały te wieści, jej piesek, który wychylił się spod łóżka gdy mama wyszła, również nie wyglądał na zadowolonego.

                - To co, piesku? Dzisiaj chyba będziesz musiał wybrać się na wycieczkę- odparła Zosia posępnym tonem. Ani śniło jej się prezentować swoje zwierzątko jakiemuś nieznanemu jej specjaliście. Piesek w odpowiedzi popatrzył na nią głębokimi, fioletowymi oczkami, zamerdał zielonkawym ogonkiem i w końcu kiwnął wielkim, szmaragdowym łbem- No, to leć sobie gdzie masz ochotę i wracaj jutro.

                Potwór wsunął się z powrotem pod łóżko i zniknął. Zosia położyła się z ciężkim westchnieniem na pościeli i bez ruchu leżała aż do obiadu.

                - Kochanie- po posiłku mama weszła do pokoju dziewczynki z białą bluzką w ręce- załóż to i to- dodała podając jej granatową spódniczkę- i jeszcze to- zakończyła wręczając jej grube, białe rajstopy- Pan Hreczka ma być za pół godziny. Zada ci kilka pytań, ale nie bój się.

                Zosia pokiwała powoli głową i z poważną miną przystąpiła do zmiany stroju. Gdy do drzwi mieszkania zapukał wyczekiwany gość siedziała na łóżku pozbawiona choćby śladu entuzjazmu i daleka od zaciekawienia. Mama stanęła obok niej, pogłaskała po ciemnych włoskach i zaprowadziła do kuchni. Chwilę potem do pomieszczenia wszedł profesor z panią Kasią.

                Profesor Hreczka, w istocie, od stóp do głów był profesorem- od eleganckich, skórzanych, acz lekko schodzonych butów aż po wybitne, szerokie, noszące ślady dumania nad losami świata czoła. Nieskończony spokój na jego twarzy zmącił delikatny, lecz nie pozbawiony pewności siebie uśmiech. Krótko przycięte, rachityczne wąsiki poruszyły się pod zakrzywionym, rzymskim nosem.

                - Witam serdecznie, witam- powiedział niskim, głębokim głosem, od którego pani Kasia zdawała się niemal mdleć, a gdy odsunął jej krzesło padła na nie bez sił. Sam zajął sąsiednie, na szczycie stołu i otworzywszy czarną aktówkę zaczął wyciągać z niej naręcza różnego rodzaju formularzy, książeczek i ulotek. Zosia niespokojnie popatrzyła na swoją mamę, która była równie skonsternowana. Jakby zauważywszy to, profesor skupił spojrzenie na małej twarzyczce dziewczynki i uśmiechnął się krótko.

                - To jest zatem to śliczne dziecko, tak? Bardzo się cieszę, bardzo- rzekł, choć jego twarz poza nieskończonym skupieniem nie zdradzała ani śladu radości- Pozwolę sobie zadać kilka pytań, pokażę kilka zdjęć, a właściwie rycin i zobaczymy co uzyskamy. Cały czas badam ten ewenement i wciąż wiem tak mało.

                - Och, panie profesorze- pani Kasia zaśmiała się cichutko, a czerwone usta ścisnęła w małe serduszko- Jest pan najwybitniejszym specjalistą w tej dziedzinie, nieprawdaż?

                - Och, nieskromnie mówiąc, to całkiem prawdopodobne- roześmiał się perliście pan profesor, a jego równe, lekko poszarzałe zęby przecięły powściągliwe oblicze.

                - Niezbyt wielu specjalistów się tym zajmuje, jak sądzę- mama Zosi dołączyła do rozmowy, lecz najwyraźniej nie w sposób w jaki pan Hreczka by sobie życzył, ponieważ z miejsca spoważniał.

                - Wie pani, gdy człowiek poświęca się wciąż pracy to nie ma czasu obserwować konkurencji. Ekhm- odchrząknął- To tak- czy rzeczony okaz jest obecny w domu?

                Wszyscy zwrócili spojrzenia na Zosię, która zupełnie nie miała pojęcia dlaczego.

                - Zosiu, czy możesz zawołać pieska?

                - Nie ma go. Jest na wycieczce.

                - Ah, tak- odparł profesor, skrobiąc coś cienkim, srebrnym długopisem w notatniku- Jak mniemam wybrał się w inny punkt geograficzny. Czy wiesz może, dziewczynko, gdzie?

                - Nie wiem. Jak wróci to opowie- odparła Zosia, coraz bardziej zapadając się w krześle, naprzeciwko profesora.

                - A czy preferuje jakieś szerokości geograficzne? Może jakiś konkretny klimat? Być może byłbym w stanie na temat zebranych danych i wiedzy geograficznej domyślić się skąd pochodzi i co lubi. Nie znam atlasu na pamięć, ale wiedzą panie- badania- uśmiechnął się szarmancko do pani Kasi.

                - Ależ panie profesorze- zaśmiała się- Musi pani wiedzieć, że pan profesor posiada bardzo szeroką wiedzę geograficzną. Mam atlas, do którego powstania profesor Hreczka szalenie się przyczynił. Piękne wydanie, piękne.

                - Ach, pani Kasiu- znów wypełnił powietrze swym wybitnym śmiechem- Wystarczyło tamtych wspaniałych specjalistów naprowadzić na odpowiedni tor. Ale mniejsza, kontynuujmy. Powiedz mi może, dziewczynko, czy twój piesek bardziej przypomina Bradypodidae, Canis lupus czy też Cavia porcellus? Czy to może typowy Canis lupus familiaris?

                Zosia popatrzyła najpierw na profesora, później na mamę, a jej ciemne oczy ze zdumienia stawały się coraz większe.

                - Ahaha- profesor znów roześmiał się, a pani Kasia słodkim głosikiem mu zawtórowała- Wybacz, dziecko. Dość długo zajmowałem się biologią i medycyną. Stąd zamiłowanie do łaciśkiego nazewnictwa rzeczy. Nie jestem jakimś nieprzeciętnym specjalistą, ale pewne nawyki zostają.

                - Panie profesorze, przecież pan mógłby słowniki łacińskie pisać i podręczniki biologii od podstaw tworzyć!

                Pani Kasia nie poddawała się. Jej czerwone usta raz po raz przecinał uśmiech śnieżnobiałych, równych zębów. Pan profesor z teatralną skromnością wtórował jej we wszystkim, wyraźnie rozpływając się od pochlebstw.

                - Popatrz może na te ryciny. Osobiście je sporządziłem. Wiedzą panie- spoglądał to na rozemocjonowaną panią Kasię, to na pogrążoną w pełnym zażenowania milczeniu panią Kowalską- Swego czasu jako artysta tworzyłem ilustracje do książek.

                - Pan profesor miał wystawę.

                - Poza tym wiem, że dzieciom łatwiej jest posługiwać się obrazami niż słowem. Pracowałem jako pedagog przez dłuższy czas.

                - Pan profesor przyłożył rękę do programów nauczania. Wybitne wyniki!

                - W takich wypadkach przydaje się szczególnie wiedza na temat rozwoju psychiki dziecka i socjologii. Akurat te dwie dziedziny mam rozpracowane- uśmiechał się, szukając podziwu na twarzach zebranych. Jego spojrzenie głównie skupiało się na pani Kasi, która entuzjazmem mogłaby obdarować cały blok. Delektował się własnym głosem, podkreślał każdą sylabę i z każdą chwilą w retorycznym uniesieniu rozpędzał się coraz bardziej. W pewnym momencie, gdy już zapewniał, że wiedza na temat chemii umożliwiła mu uzyskanie tak żywych i trwałych barw farb przerwała mu Zosia:

                - O, takie ma oczka mój piesek- wyciągnęła pulchną rączkę przez stół i chwyciła dość cienki szkicownik- Fioletowe- przewróciła parę stron- O, i takie włosy na głowie. Czasem zaplatam mu warkoczyki. A ogon taki zielonkawy jak...- znów kilka stron dalej wpiła paluszek w szorstki papier- Ale jego jest zakończony na pomarańczowo. Taki pędzelek.

                Pan profesor notował jak szalony, łapczywie wychwytując każdy detal w opowieści. Z każdym jednak szczegółem, z każdą przewróconą stroną jego zapał przygasał, twarz nabierała kpiącego wyrazu, a ręka notująca coraz rzadziej zatrzymała się w końcu i spoczęła na blacie.

                - Kochanie- Zosi przerwała mama- Wybierz jeden obrazek. Twój piesek nie może być tymi wszystkimi.

                - Ale dlaczego?

                - Dlatego, dziewczynko- profesor przerwał jej, z błądzącym po stężałej w cynicznym grymasie twarzy uśmiechem- że będąc tym wszystkim jest tak naprawdę niczym.

                Zosia spochmurniała, jej mama spochmurniała, nawet pani Kasia jakoś spokojniej spoczęła na krześle. I gdy pan profesor triumfował już, pięść swego ego pod samo niebo unosił, uśmiech pobłażliwy acz pełen pychy na twarzy malował- wtedy sens własnych jego słów powoli przeanalizował i pojął.

                - Dziękuję. Nie pomogę- powiedział tylko i zesztywniały jakby szybkim krokiem wyszedł. Milczące w szoku kobiety patrzyły jeszcze jak jego sylwetka rozmywa się w dalekim mroku i znika w końcu bezszelestnie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
surrender · dnia 04.12.2016 12:51 · Czytań: 543 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 6
Komentarze
Procesja dnia 06.12.2016 09:28 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobrze napisane, wciągające i zabawne opowiadanie :) Jestem w stanie uwierzyć w taką scenę, w środowisku uniwersyteckim i poza nim miałam okazję wiele razy widzieć postacie przypominające z zachowania profesora Hreczkę i panią Kasię. Absurd, głupota i zarozumiałość dorosłych czasami przyćmiewają to, co są w stanie wymyślić dzieci. Pojawia się w tekście troszkę błędów (brak spacji przed i po myślnikach w dialogach, "czoła" zamiast "czoło" w opisie Hreczki, Zosiowa, czy może Zosina mama chyba powinna być z dużej litery - choć nie wiem tego na 100%), ale nie przeszkadzają one w czytaniu. Mimo to warto poprawić. Pozdrawiam :)
surrender dnia 06.12.2016 17:17
Dziękuję bardzo za komentarz. Cieszę się, że postaci faktycznie jakoś tam się odznaczają- lubię rzeczy przejaskrawione ;) Najbardziej w tekście zależało mi na ukazaniu problemu, z ktorym boryka się profesor. To taka trochę slodko- gorzka postać. Trochę śmieszna, irytująca ale pod całą tą pozą jakby zagubiona. Chciałam trochę zdemaskować te ludzkie pozy. Bardzo się cieszę, że się podobało, dziękuję za wszelkie uwagi. Nie lubię czytać ponownie swoich tekstów po publikacji dlatego to zaniedbanie. Postaram się jednak to naprawić. Pozdrawiam! :)
Nathaniel Sathirian dnia 06.12.2016 23:10 Ocena: Świetne!
Witaj!
Świetne opowiadanie, zabawne, zgrabnie napisane. W Twoim stylu jest spora lekkość, ani razu nic mi nie zgrzytnęło, jeśli idzie o składnię albo melodykę tekstu (ale ekspertem nie jestem!). Sama fabuła, jak piszesz w komentarzu powyżej przejaskrawiona, ale w bardzo zręczny sposób, widać w tym celowość i zamysł.
Pozdrawiam,
N.S.
surrender dnia 06.12.2016 23:30
Dziękuję, cieszę się, że "ma to ręce i nogi" :)
Pallas dnia 17.12.2016 16:25 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawa historia. Obserwacje bardzo trafne, przypomniał mis się Mały Książę i rysunek pilota.
Trochę źle się czytało ze względu na dialogi, gdyż wiele z nich jest źle zapisanych.

Cytat:
- Wy­bit­ny, pani Ko­wal­ska, wy­bit­ny -szcze­bio­ta­ła z prze­ję­ciem- Wiel­kie szczęście, wiel­kie.


W tym dialogu zapis powinien wyglądać tak

- Wy­bit­ny, pani Ko­wal­ska, wy­bit­ny - szcze­bio­ta­ła z prze­ję­ciem. - Wiel­kie szczęście, wiel­kie.


Następny dialog.
Cytat:
- To co, pie­sku? Dzi­siaj chyba bę­dziesz mu­siał wy­brać się na wy­ciecz­kę- od­par­ła Zosia po­sęp­nym tonem. Ani śniło jej się pre­zen­to­wać swoje zwie­rząt­ko ja­kie­muś nie­zna­ne­mu jej spe­cja­li­ście. Pie­sek w od­po­wie­dzi po­pa­trzył na nią głę­bo­ki­mi, fio­le­to­wy­mi oczka­mi, za­mer­dał zie­lon­ka­wym ogon­kiem i w końcu kiw­nął wiel­kim, szma­rag­do­wym łbem- No, to leć sobie gdzie masz ocho­tę i wra­caj jutro.


Nie wiem czemu, ale tu zrobiłbym trzy akapity.

- To co, pie­sku? Dzi­siaj chyba bę­dziesz mu­siał wy­brać się na wy­ciecz­kę - od­par­ła Zosia po­sęp­nym tonem.
Ani śniło jej się pre­zen­to­wać swoje zwie­rząt­ko ja­kie­muś nie­zna­ne­mu jej spe­cja­li­ście. Pie­sek w od­po­wie­dzi po­pa­trzył na nią głę­bo­ki­mi, fio­le­to­wy­mi oczka­mi, za­mer­dał zie­lon­ka­wym ogon­kiem i w końcu kiw­nął wiel­kim, szma­rag­do­wym łbem.
- No, to leć sobie gdzie masz ocho­tę i wra­caj jutro.

To jest tylko moje zdanie, ale takie długie wtrącenia miał Praust nawet przez stronę, a nawet dłuższe. Tu masz dialog i nagle opisujesz we wtrąceniu, co się dzieje. Jak dla mnie to nowy akapit, bardzo zresztą poruszający mamy tu obraz pożegnania.

To to koszmar w zapisie.

Cytat:
- Ko­cha­nie- po po­sił­ku mama we­szła do po­ko­ju dziew­czyn­ki z białą bluz­ką w ręce- załóż to i to- do­da­ła po­da­jąc jej gra­na­to­wą spód­nicz­kę- i jesz­cze to- za­koń­czy­ła wrę­cza­jąc jej grube, białe raj­sto­py- Pan Hrecz­ka ma być za pół go­dzi­ny. Zada ci kilka pytań, ale nie bój się.


Proponuje coś takiego.

Po po­sił­ku mama we­szła do po­ko­ju dziew­czyn­ki z białą bluz­ką w ręce.
- Ko­cha­nie, załóż to i to - do­da­ła po­da­jąc jej gra­na­to­wą spód­nicz­kę. - I jesz­cze to. - Za­koń­czy­ła, wrę­cza­jąc jej grube, białe raj­sto­py. - Pan Hrecz­ka ma być za pół go­dzi­ny. Zada ci kilka pytań, ale nie bój się.

To jest dobrze.

Cytat:
- Witam ser­decz­nie, wi­tam- po­wie­dział ni­skim, głę­bo­kim gło­sem, od któ­re­go pani Kasia zda­wa­ła się nie­mal mdleć, a gdy od­su­nął jej krze­sło padła na nie bez sił. Sam zajął są­sied­nie, na szczy­cie stołu i otwo­rzyw­szy czar­ną ak­tów­kę za­czął wy­cią­gać z niej na­rę­cza róż­ne­go ro­dza­ju for­mu­la­rzy, ksią­że­czek i ulo­tek. Zosia nie­spo­koj­nie po­pa­trzy­ła na swoją mamę, która była rów­nie skon­ster­no­wa­na. Jakby za­uwa­żyw­szy to, pro­fe­sor sku­pił spoj­rze­nie na małej twa­rzycz­ce dziew­czyn­ki i uśmiech­nął się krót­ko.


Proponuję tak.

Dalej.

Cytat:
- To jest zatem to ślicz­ne dziec­ko, tak? Bar­dzo się cie­szę, bar­dzo- rzekł, choć jego twarz poza nie­skoń­czo­nym sku­pie­niem nie zdra­dza­ła ani śladu ra­do­ści- Po­zwo­lę sobie zadać kilka pytań, po­ka­żę kilka zdjęć, a wła­ści­wie rycin i zo­ba­czy­my co uzy­ska­my. Cały czas badam ten ewe­ne­ment i wciąż wiem tak mało. 
               - Och, panie pro­fe­so­rze- pani Kasia za­śmia­ła się ci­chut­ko, a czer­wo­ne usta ści­snę­ła w małe ser­dusz­ko- Jest pan naj­wy­bit­niej­szym spe­cja­li­stą w tej dzie­dzi­nie, nie­praw­daż?
                - Och, nie­skrom­nie mó­wiąc, to cał­kiem praw­do­po­dob­ne- ro­ze­śmiał się per­li­ście pan pro­fe­sor, a jego równe, lekko po­sza­rza­łe zęby prze­cię­ły po­wścią­gli­we ob­li­cze.
                - Nie­zbyt wielu spe­cja­li­stów się tym zaj­mu­je, jak są­dzę- mama Zosi do­łą­czy­ła do roz­mo­wy, lecz naj­wy­raź­niej nie w spo­sób w jaki pan Hrecz­ka by sobie ży­czył, po­nie­waż z miej­sca spo­waż­niał.


Myślę, że tak będzie lepiej.

- To jest zatem to ślicz­ne dziec­ko, tak? Bar­dzo się cie­szę, bar­dzo - rzekł, choć jego twarz poza nie­skoń­czo­nym sku­pie­niem nie zdra­dza­ła ani śladu ra­do­ści. - Po­zwo­lę sobie zadać kilka pytań, po­ka­żę kilka zdjęć, a wła­ści­wie rycin i zo­ba­czy­my co uzy­ska­my. Cały czas badam ten ewe­ne­ment i wciąż wiem tak mało. 
               - Och, panie pro­fe­so­rze. - Pani Kasia za­śmia­ła się ci­chut­ko, a czer­wo­ne usta ści­snę­ła w małe ser­dusz­ko. - Jest pan naj­wy­bit­niej­szym spe­cja­li­stą w tej dzie­dzi­nie, nie­praw­daż?
                - Och, nie­skrom­nie mó­wiąc, to cał­kiem praw­do­po­dob­ne. - Ro­ze­śmiał się per­li­ście pan pro­fe­sor, a jego równe, lekko po­sza­rza­łe zęby prze­cię­ły po­wścią­gli­we ob­li­cze.
                - Nie­zbyt wielu spe­cja­li­stów się tym zaj­mu­je, jak są­dzę. - Mama Zosi do­łą­czy­ła do roz­mo­wy, lecz naj­wy­raź­niej nie w spo­sób w jaki pan Hrecz­ka by sobie ży­czył, po­nie­waż z miej­sca spo­waż­niał.

Tu dodałem kilka kropek, ponieważ są to wtrącenia narratora.

Pewnie nudny się robię, ale chce pomóc. :)

Cytat:
- Ah, tak- od­parł pro­fe­sor, skro­biąc coś cien­kim, srebr­nym dłu­go­pi­sem w no­tat­ni­ku- Jak mnie­mam wy­brał się w inny punkt geo­gra­ficz­ny. Czy wiesz może, dziew­czyn­ko, gdzie?
                - Nie wiem. Jak wróci to opo­wie- od­par­ła Zosia, coraz bar­dziej za­pa­da­jąc się w krze­śle, na­prze­ciw­ko pro­fe­so­ra.
                - A czy pre­fe­ru­je ja­kieś sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­ne? Może jakiś kon­kret­ny kli­mat? Być może był­bym w sta­nie na temat ze­bra­nych da­nych i wie­dzy geo­gra­ficz­nej do­my­ślić się skąd po­cho­dzi i co lubi. Nie znam atla­su na pa­mięć, ale wie­dzą pa­nie- ba­da­nia- uśmiech­nął się szar­manc­ko do pani Kasi.
                - Ależ panie pro­fe­so­rze- za­śmia­ła się- Musi pani wie­dzieć, że pan pro­fe­sor po­sia­da bar­dzo sze­ro­ką wie­dzę geo­gra­ficz­ną. Mam atlas, do któ­re­go po­wsta­nia pro­fe­sor Hrecz­ka sza­le­nie się przy­czy­nił. Pięk­ne wy­da­nie, pięk­ne.
                - Ach, pani Ka­siu- znów wy­peł­nił po­wie­trze swym wy­bit­nym śmie­chem- Wy­star­czy­ło tam­tych wspa­nia­łych spe­cja­li­stów na­pro­wa­dzić na od­po­wied­ni tor. Ale mniej­sza, kon­ty­nu­uj­my. Po­wiedz mi może, dziew­czyn­ko, czy twój pie­sek bar­dziej przy­po­mi­na Bra­dy­po­di­dae, Canis lupus czy też Cavia por­cel­lus? Czy to może ty­po­wy Canis lupus fa­mi­lia­ris?                Zosia po­pa­trzy­ła naj­pierw na pro­fe­so­ra, póź­niej na mamę, a jej ciem­ne oczy ze zdu­mie­nia sta­wa­ły się coraz więk­sze.
- Aha­ha- pro­fe­sor znów ro­ze­śmiał się, a pani Kasia słod­kim gło­si­kiem mu za­wtó­ro­wa­ła- Wy­bacz, dziec­ko. Dość długo zaj­mo­wa­łem się bio­lo­gią i me­dy­cy­ną. Stąd za­mi­ło­wa­nie do ła­ciś­kie­go na­zew­nic­twa rze­czy. Nie je­stem ja­kimś nie­prze­cięt­nym spe­cja­li­stą, ale pewne na­wy­ki zo­sta­ją.


Proponuję coś takiego, choć racji mieć nie muszę.

- Ah, tak - od­parł pro­fe­sor, skro­biąc coś cien­kim, srebr­nym dłu­go­pi­sem w no­tat­ni­ku. - Jak mnie­mam wy­brał się w inny punkt geo­gra­ficz­ny. Czy wiesz może, dziew­czyn­ko, gdzie?  
              - Nie wiem. Jak wróci to opo­wie - od­par­ła Zosia, coraz bar­dziej za­pa­da­jąc się w krze­śle, na­prze­ciw­ko pro­fe­so­ra. 
              - A czy pre­fe­ru­je ja­kieś sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­ne? Może jakiś kon­kret­ny kli­mat? Być może był­bym w sta­nie na temat ze­bra­nych da­nych i wie­dzy geo­gra­ficz­nej do­my­ślić się skąd po­cho­dzi i co lubi. Nie znam atla­su na pa­mięć, ale wie­dzą pa­nie, ba­da­nia. - Uśmiech­nął się szar­manc­ko do pani Kasi. 
               - Ależ panie pro­fe­so­rze. - Za­śmia­ła się. - Musi pani wie­dzieć, że pan pro­fe­sor po­sia­da bar­dzo sze­ro­ką wie­dzę geo­gra­ficz­ną. Mam atlas, do któ­re­go po­wsta­nia pro­fe­sor Hrecz­ka sza­le­nie się przy­czy­nił. Pięk­ne wy­da­nie, pięk­ne. 
               - Ach, pani Ka­siu. - Znów wy­peł­nił po­wie­trze swym wy­bit­nym śmie­chem. - Wy­star­czy­ło tam­tych wspa­nia­łych spe­cja­li­stów na­pro­wa­dzić na od­po­wied­ni tor. Ale mniej­sza, kon­ty­nu­uj­my. Po­wiedz mi może, dziew­czyn­ko, czy twój pie­sek bar­dziej przy­po­mi­na Bra­dy­po­di­dae, Canis lupus czy też Cavia por­cel­lus? Czy to może ty­po­wy Canis lupus fa­mi­lia­ris?                Zosia po­pa­trzy­ła naj­pierw na pro­fe­so­ra, póź­niej na mamę, a jej ciem­ne oczy ze zdu­mie­nia sta­wa­ły się coraz więk­sze.  
              - Aha­ha. - Pro­fe­sor znów ro­ze­śmiał się, a pani Kasia słod­kim gło­si­kiem mu za­wtó­ro­wa­ła. - Wy­bacz, dziec­ko. Dość długo zaj­mo­wa­łem się bio­lo­gią i me­dy­cy­ną. Stąd za­mi­ło­wa­nie do ła­ciś­kie­go na­zew­nic­twa rze­czy. Nie je­stem ja­kimś nie­prze­cięt­nym spe­cja­li­stą, ale pewne na­wy­ki zo­sta­ją.

Lecimy dalej.

Cytat:
-Po­patrz może na te ry­ci­ny. Oso­bi­ście je spo­rzą­dzi­łem. Wie­dzą pa­nie- spo­glą­dał to na roz­e­mo­cjo­no­wa­ną panią Kasię, to na po­grą­żo­ną w peł­nym za­że­no­wa­nia mil­cze­niu panią Ko­wal­ską- Swego czasu jako ar­ty­sta two­rzy­łem ilu­stra­cje do ksią­żek.


Tu zapisałbym tak.

-Po­patrz może na te ry­ci­ny. Oso­bi­ście je spo­rzą­dzi­łem. Wie­dzą pa­nie. - Spo­glą­dał to na roz­e­mo­cjo­no­wa­ną panią Kasię, to na po­grą­żo­ną w peł­nym za­że­no­wa­nia mil­cze­niu panią Ko­wal­ską. - Swego czasu jako ar­ty­sta two­rzy­łem ilu­stra­cje do ksią­żek.

Teraz te dialogi.

Cytat:
- W takich wypadkach przydaje się szczególnie wiedza na temat rozwoju psychiki dziecka i socjologii. Akurat te dwie dziedziny mam rozpracowane- uśmiechał się, szukając podziwu na twarzach zebranych. Jego spojrzenie głównie skupiało się na pani Kasi, która entuzjazmem mogłaby obdarować cały blok. Delektował się własnym głosem, podkreślał każdą sylabę i z każdą chwilą w retorycznym uniesieniu rozpędzał się coraz bardziej. W pewnym momencie, gdy już zapewniał, że wiedza na temat chemii umożliwiła mu uzyskanie tak żywych i trwałych barw farb przerwała mu Zosia:
                - O, takie ma oczka mój pie­sek- wy­cią­gnę­ła pulch­ną rącz­kę przez stół i chwy­ci­ła dość cien­ki szki­cow­nik- Fio­le­to­we- prze­wró­ci­ła parę stron- O, i takie włosy na gło­wie. Cza­sem za­pla­tam mu war­ko­czy­ki. A ogon taki zie­lon­ka­wy jak...- znów kilka stron dalej wpiła pa­lu­szek w szorst­ki pa­pier- Ale jego jest za­koń­czo­ny na po­ma­rań­czo­wo. Taki pę­dze­lek.


Proponuję.

- W takich wypadkach przydaje się szczególnie wiedza na temat rozwoju psychiki dziecka i socjologii. Akurat te dwie dziedziny mam rozpracowane. - Uśmiechał się, szukając podziwu na twarzach zebranych. Jego spojrzenie głównie skupiało się na pani Kasi, która entuzjazmem mogłaby obdarować cały blok. Delektował się własnym głosem, podkreślał każdą sylabę i z każdą chwilą w retorycznym uniesieniu rozpędzał się coraz bardziej. W pewnym momencie, gdy już zapewniał, że wiedza na temat chemii umożliwiła mu uzyskanie tak żywych i trwałych barw farb przerwała mu Zosia.
                - O, takie ma oczka mój pie­sek. - Wy­cią­gnę­ła pulch­ną rącz­kę przez stół i chwy­ci­ła dość cien­ki szki­cow­nik. - Fio­le­to­we. - Prze­wró­ci­ła parę stron. - O, i takie włosy na gło­wie. Cza­sem za­pla­tam mu war­ko­czy­ki. A ogon taki zie­lon­ka­wy jak... - Znów kilka stron dalej wpiła pa­lu­szek w szorst­ki pa­pier. - Ale jego jest za­koń­czo­ny na po­ma­rań­czo­wo. Taki pę­dze­lek. 

Teraz ten dialog.

Cytat:
- Ko­cha­nie- Zosi prze­rwa­ła mama- Wy­bierz jeden ob­ra­zek. Twój pie­sek nie może być tymi wszyst­ki­mi.
                - Ale dla­cze­go?
                - Dla­te­go, dziew­czyn­ko- pro­fe­sor prze­rwał jej, z błą­dzą­cym po stę­ża­łej w cy­nicz­nym gry­ma­sie twa­rzy uśmie­chem- że będąc tym wszyst­kim jest tak na­praw­dę ni­czym.

 
Widziałbym to tak.          

- Ko­cha­nie. - Zosi prze­rwa­ła mama. - Wy­bierz jeden ob­ra­zek. Twój pie­sek nie może być tymi wszyst­ki­mi.
                - Ale dla­cze­go?
                - Dla­te­go, dziew­czyn­ko. - Pro­fe­sor prze­rwał jej, z błą­dzą­cym po stę­ża­łej w cy­nicz­nym gry­ma­sie twa­rzy uśmie­chem. - Że będąc tym wszyst­kim jest tak na­praw­dę ni­czym.

I ostatni dialog.

Cytat:
- Dzię­ku­ję. Nie po­mo­gę- po­wie­dział tylko i ze­sztyw­nia­ły jakby szyb­kim kro­kiem wy­szedł. Mil­czą­ce w szoku ko­bie­ty pa­trzy­ły jesz­cze jak jego syl­wet­ka roz­my­wa się w da­le­kim mroku i znika w końcu bez­sze­lest­nie.


Tu trochę bym pokombinował.
- Dzię­ku­ję. Nie po­mo­gę - po­wie­dział. Szyb­kim kro­kiem wy­szedł. Mil­czą­ce w szoku ko­bie­ty pa­trzy­ły jesz­cze jak jego syl­wet­ka roz­my­wa się w da­le­kim mroku i znika w końcu bez­sze­lest­nie.


Tyle ode mnie. Miła lektura.
surrender dnia 26.12.2016 15:40
Dziękuję za wszelkie uwagi :) Jeśli będę mieć chwilę to postaram się tekst nieco udoskonalić :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty