Kilka dni po maturze odebrałem telefon od ciotki. Powiedziała, że ma dla mnie propozycję pracy wakacyjnej w swoim mieście, w sklepie z biżuterią. Od razu pomyślała o mnie, bo znałem niemiecki, co według jej słów było kluczowe, umiałem podtrzymać rozmowę, do tego trochę interesowałem się geologią i minerałami. Zgodziłem się.
Ciotka zakwaterowała mnie w malutkim mieszkaniu, do którego prowadziło osobne wejście z ulicy. Żadnych luksusów, jednak miałem tam spokój i swobodę. Przeszklony sklepik znajdował się na środku drewnianej hali spacerowej, w uzdrowiskowej części miejscowości.
Większość klienteli faktycznie stanowili Niemcy. Emeryci z wycieczek, samotni niemieccy emeryci, czasem polscy emeryci, którzy i tak okazywali się niemieckimi emerytami rozmawiającymi po polsku. Chude staruszki z ciemnofioletowymi, krótkimi fryzurami (czym one farbowały te włosy?), zasuszeni starcy z aparatami fotograficznymi uwieszonymi na szyi. Wszyscy w bielach, beżach i pastelach. Kiwali się na boki w swoich ortopedycznych adidasach, z dłońmi splecionymi z tyłu, jak w muzeum.
Często krytykowali biżuterię stojąc tuż nade mną i zakładając, że nic nie rozumiem. Niekiedy wyprowadzałem ich z błędu komentarzem w ich języku. Jedni peszyli się i szybko wychodzili, inni kontynuowali bez cienia zażenowania. Ani trochę się tym nie przejmowałem. Byli starzy i schorowani, być może okazywanie wyższości innym stanowiło jedną z ich nielicznych radości.
Zdarzali się też Niemcy bardzo mili, których zgodnie z oczekiwaniami ciotki dawało się pobajerować i skłonić do pozostawienia w sklepie kilkudziesięciu euro. Mein Engel, hast du schon eine Freundin?* Mi to by się marzył taki mąż dla wnuczki, z cierpliwością, zrozumieniem dla starszej osoby. Dobrze bym miała z takim!
Pewnego deszczowego dnia, gdy zaczynałem wątpić, że ktokolwiek się pojawi (żeby nie było wątpliwości - ani trochę mi to nie przeszkadzało), ktoś energicznie otworzył drzwi. Do środka wszedł mężczyzna w długim, czarnym płaszczu. Przyjrzałem mu się dokładniej i dostrzegłem, że to nie płaszcz, a sztruksowa kurtka zarzucona na sutannę. Ksiądz. To ciekawe. Rozejrzał się, rzucił okiem na dużą tablicę „Znaki zodiaku a kamienie mocy” i zaczął oglądać ekspozycję. Przechodził od jednej witryny do drugiej, jakby miotając się w niepewności.
- Przepraszam, który kamień symbolizuje miłość? - zapytał mnie po kilku minutach.
Spojrzałem na niego podejrzliwie. Ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę była dyskusja o ideologii New Age. Jego wyraz twarzy był jednak neutralny i wyczekujący. - Wiele jest takich – odpowiedziałem. - Z tańszych – granat i akwamaryn, z droższych – rubin.
Zapytałem go, czego konkretnie szuka. Sam nie wiedział. Czegoś ładnego. Może pierścionka. Rozmiar bez znaczenia, palców jest pięć, na pewno na któryś będzie pasowało. Pokazałem mu kilka propozycji, przy okazji zwięźle opowiadając o symbolice kamieni. Wybrał pierścionek, jeden z tańszych, ale z rubinem. Wsadził go do kieszeni i szybko wyszedł.
Zaintrygowała mnie ta wizyta. Wieczorem opowiedziałem o niej ciotce, choć na co dzień prawie nie rozmawialiśmy ze sobą. Wydawała mi się sympatyczna i serdeczna, ale był między nami dystans, którego nie umiałem przełamać. - Może ten ksiądz ma romans – rzuciłem do niej niby żartem, choć w istocie uważałem to za najbardziej prawdopodobną wersję zdarzeń.
- Nie, nie sądzę. – Ciotka się roześmiała. - To bardzo dobry ksiądz. Może chce komuś zrobić prezent na specjalną okazję, siostrze czy matce. Poza tym kilka razy w tygodniu chodzi po domach do ciężko chorych osób, pomaga w hospicjum. Kto wie, może ma tam kogoś, kto wyjątkowo lubi rubiny.
Ta odpowiedź nie do końca mnie przekonała, ale trochę ostudziła moją ciekawość - aż do następnej niedzieli.
Była wtedy piękna pogoda, miałem wolne, więc wybrałem się na rowerową przejażdżkę po okolicy. Mijając kościół, ujrzałem sporą grupę ludzi zgromadzonych pod drzwiami. Najwyraźniej nie mieścili się do środka. Przypomniał mi się ksiądz i jego dziwna wizyta w sklepiku. Zatrzymałem się, zaczepiłem rower o bramę i przepchnąłem się do wejścia. Kończyła się msza, którą akurat on odprawiał. Postanowiłem na niego zaczekać.
Gdy wszyscy się rozeszli, stanąłem przy bocznym wyjściu, obserwując drzwi zakrystii. W końcu się wyłonił.
- Szczęść Boże – zaczepiłem go, przypominając sobie ze szkolnych lekcji religii, że tak należy zwracać się do duchownych.
- Bóg zapłać – odpowiedział i spojrzał na mnie z życzliwością.
- Zapamiętałem księdza ze sklepiku z pamiątkami. Kupował ksiądz u mnie pierścionek.
- A tak, poznaję cię. Nowa twarz wśród parafian, chyba nie jesteś miejscowy. Choć mamy też dużo turystów.
Wydawał się być w dobrym nastroju, więc postanowiłem zadać mu pytanie, które mnie frapowało.
- Przyjechałem pomóc ciotce w pracy. Wie ksiądz, byłem ciekaw, dla kogo taka ładna rzecz. Srebro, rubiny...
- Dla kogo? – Roześmiał się. - A nie pomyślałeś, że dla mnie? Założyłeś z góry, że skoro jestem w sutannie, to nie mogę lubić biżuterii i mieć różnych zachcianek?
- Damski pierścionek? – Też parsknąłem śmiechem i zaraz ugryzłem się w język.
- Masz dobrą pamięć… - Mierzył mnie wesołym wzrokiem, jakby oceniając, co to za jeden i czy może mi zaufać. – Chodź, pokażę ci coś. Skoro jesteś ciekawy.
Ruszył w stronę domu parafialnego, dając mi znak ręką, żebym poszedł za nim. Otworzył drzwi, weszliśmy po schodach. W środku było przyjemnie chłodno i cicho, choć z parteru dobiegały rozmowy i odgłos mycia naczyń. Znaleźliśmy się w korytarzu, który rozświetlało tylko małe okno na jego końcu. Ksiądz stanął przy drzwiach prowadzących do jednego z pomieszczeń i poczekał, aż do niego dołączę.
- Teraz uważaj – powiedział. Delikatnie nacisnął klamkę. Zajrzałem do dużego, jasnego pokoju. Pod ścianami ustawione były drewniane ławy, stół z kwiatami, po podłodze turlało się kilka baloników, pewnie pozostałości jakichś dekoracji.
Na środku pokoju stało dziecięce łóżeczko. Leżało w nim niemowlę. Przy łóżeczku siedzieli ministrant lub inny młody ksiądz, oraz kobieta z rumianą twarzą. Uśmiechnęli się na mój widok. Próbowałem zorientować się w sytuacji, ale nie byłem w stanie sensownie jej zinterpretować. Instynkt podpowiadał mi, że odbiegała ona od normy.
Ministrant przesuwał przed oczami niemowlęcia papierowy obrazek, bobas wyciągał do niego rączki. Zauważyłem w pobliżu łóżeczka mały stolik przykryty aksamitną narzutą. Leżało na nim wiele łańcuszków, kolii, wśród nich pewnie gdzieś tam pierścionek z mojego sklepu.
Popatrzyłem na księdza, który cały czas stał obok mnie. Wyglądał na wzruszonego i trochę oderwanego od rzeczywistości.
- Teraz rozumiesz? - szepnął do mnie. – Bóg znowu przyszedł na świat. Na miarę naszych skromnych możliwości chcemy mu dać to, co najlepsze.
- Niesamowite – powiedziałem machinalnie. - Długo tu już jest?
- Od dziewiątego sierpnia. Czyli będzie jedenaście dni, cztery godziny i – spojrzał na zegarek – jakieś kilka minut. No, nie przeszkadzajmy im.
Uśmiechnął się do ministranta, pomachał ręką niemowlęciu i wycofał się z pokoju. Poszedłem za nim. Wyszliśmy na zalany słońcem plac przed kościołem.
- Pewnie zastanawiasz się, co w ogóle przed chwilą widziałeś.
- No – odpowiedziałem. - Nie da się ukryć.
Uśmiechnął się pod nosem. – Zrozumiesz. Wszystko w swoim czasie.
Pożegnałem się z nim, wsiadłem na rower i odjechałem, byle dalej od kościoła. Chciałem jak najszybciej porozmawiać o tym z ciotką, ale bałem się, że mi nie uwierzy, a co gorsza się zdenerwuje. Zamiast tego zadzwoniłem do swojej dziewczyny i streściłem jej to, co mi się przydarzyło.
- Bobas? Jesteś pewien, że nie przegrzało cię na tym rowerze?
– Nawet nie żartuj w taki sposób. I tak jestem załamany i zastanawiam się, czy to się działo naprawdę. Co mam robić? Skąd tam się wzięło to niemowlę?
- Hmm… - Milczała przez chwilę. – Może ktoś podrzucił to dziecko do kościoła? Kobiety w przeszłości często tak robiły, jeśli nie miały warunków do opieki. Albo po prostu to dziecko jakiegoś parafianina, który załatwiał sprawę w kancelarii?
- A te kolie, naszyjniki? Słowa o dziecku bożym?
- Może po prostu cię wkręcał? Miał prawo być zły za twoje wścibstwo. Zresztą przypomnę ci, że według ich wierzeń wszyscy jesteśmy dziećmi Boga.
Przypomniałem sobie jego wzruszoną twarz i nieobecny wzrok.
- Nie żartowałby w taki sposób. A co jeśli oni go komuś ukradli? Zamierzają tam chować i nie pokazywać nikomu?
- Ech, wszystko jest możliwe. Myślisz, że temu dziecku dzieje się fizycznie jakaś krzywda? Czy oni są w stanie zrobić mu coś złego?
- Chyba nie... Wyglądało na zadbane, najedzone, czyste.
- No widzisz. Więc ta sprawa nie jest taka pilna. Sam musisz podjąć decyzję. Zbierz więcej informacji, rozejrzyj się. Potem jeszcze raz się nad tym zastanowimy.
Pożałowałem, że mam taką mądrą dziewczynę. Problemem było to, że nie miałem ochoty zbierać jakichkolwiek informacji, moja żyłka detektywa zanikła bez śladu. W nocy nie mogłem spać, a następnego dnia skupić się na pracy. Chciałem czym prędzej zapomnieć o tym, co widziałem i wyjechać. Bezstresowy, wakacyjny pobyt niestety bezpowrotnie się dla mnie zakończył. Ciotka zauważyła, że coś się zmieniło, ale myślała, że dokucza mi monotonia pracy w sklepiku. Ostatniego dnia pożegnałem się z nią zbyt szybko i pojechałem do domu.
Choć dziwna scena powoli zamazywała się w mojej pamięci, nadal towarzyszył mi niepokój. Odczekałem dwa tygodnie i zadzwoniłem do ciotki. Ucieszyła się z telefonu. Powiedziałem, że tęsknię za pracą i za uzdrowiskiem, że dzięki niej miałem naprawdę udane, pożyteczne wakacje.
Zapytałem, czy na miejscu nic się nie zmieniło. Odpowiedziała, że nie. Jak to po sezonie, przyjeżdża trochę mniej turystów, ale poza tym jest po staremu. Zapytałem o księdza - czy widziała go ostatnio, czy zaglądał on jeszcze czasem do sklepiku. Nie, nie widziała go. Zwykle chodziła do kościoła na wieczorną mszę, którą odprawiał inny ksiądz. Ale powiedziała, że postara się dowiedzieć, czy pracuje on nadal w parafii, a jeśli go spotka, pozdrowi go ode mnie. Pomyślałem, że tyle mi wystarczy.
* Aniołku, czy masz już dziewczynę?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt