Dobrze ponad rok upłynął od dnia, w którym Chłystek uratował świat. Wielkość jego czynu rozniosła się lotem błyskawicy nie tylko po wszystkich kontynentach - dotarła także do najdalszych wysp i wysepek, a nawet szczytów pływających gór lodowych. I jak to bywa, ludzkość zapragnęła wielbić bohatera.
Zanim się Chłystek zreflektował, dobrze zorganizowane grupy wygadanych managerów zaczęły przekazywać go sobie w niekończącym się łańcuchu spotkań z prezydentami ważniejszych państw, odczytów na stadionach, audiencji u papieża, tudzież wizyt w przedszkolach i domach spokojnej starości. Dopiero po miesiącach wyczerpujących podróży i nasilającym się bólu ustawicznie potrząsanej prawicy zauważył, że coś jest nie tak. Ale potrzebował jeszcze paru tygodni, aby podjąć prawdziwie męską decyzję. Korzystając z zamieszania na targowisku w New Delhi, przycupnął szybko za dwiema świętymi krowami, a gdy ucichł rwetes poszukujących go ochroniarzy, wycofał się tak skutecznie, że wszelki ślad po nim zaginął.
To był prawdziwy wstrząs dla całego świata. Śmiertelnie blade dziennikarki najbardziej oglądalnych programów telewizyjnych przeprowadzały dzień w dzień wywiady z wybitnymi detektywami. Pierwsze strony wszystkich gazet krzyczały wytłuszczonym pytaniem - Gdzie jest Chłystek! Wysuwano śmiałe hipotezy i fantastyczne domniemania, które jednak nie dawały chociażby cienia złudzeń, że cośkolwiek jest w nich prawdziwe. Smutek zapanował i rozdzieranie szat, i pewnie trwałoby to długo, gdyby nie zadziwiająca wiadomość z Kazachstanu, gdzie w zabitej deskami wsi krowa wydała na świat cielaka przypominającego z wyglądu duże prosię. Śmiertelnie blade dziennikarki natychmiast odzyskały naturalną karnację, większość detektywów powróciła do zwyczajnych obowiązków, a szefowa Międzynarodowej Ligi Kobiet zapomniała, że jeszcze miesiąc wcześniej zamierzała przyznać Chłystkowi tytuł Honorowej Kobiety Roku. Parę dni potem już nikt nie myślał o bohaterze, który dotarł w międzyczasie do Tybetu i zamieszkał w jednym z licznych klasztorów, gdyż należał mu się wypoczynek. Tu mógł spokojnie siedzieć całymi dniami po turecku i wpatrywać się w jakiś punkt na ścianie, a nocami zażywać snu, do którego utulały go mrugające przez okienko gwiazdy. Żaden mnich nie zapytał Chłystka o imię, ani o powód pobytu - po prostu, każdy z nich tak był skupiony na poprawnym wypowiadaniu mantr, a wieczorem na misce ryżu, że dodatkowa osoba u nikogo nie budziła zainteresowania.
Mijały dni, a czas jakby stał w miejscu. Dopiero chłodniejsze wiatry zapowiadające zimę otrzeźwiły Chłystka i poczuł, że czas najwyższy wracać do domu. Zapakowawszy więc w torbę nieco prowiantu i dwie tybetańskie misy, ruszył w drogę. Całe szczęście, że posiadał jeszcze pokaźny zwitek banknotów, którymi obsypywali go wielbiciele podczas spotkań na stadionach, dlatego skorzystawszy z usług dwóch linii lotniczych, jednej kolejowej, oraz przypadkowo zatrzymanej taksówki, stosunkowo szybko dotarł do celu. Wysiadł na obrzeżu Miasta, które niegdyś wydało mu się niezwykłą białą perłą, miejscem, gdzie praktycznie co drugi obywatel tworzył unikatowe dzieła sztuki, poezję, a Mistrz wygłaszał słowa, nad których sensem łamali sobie głowy samozwańczy filozofowie. Jasne ściany domów pokryte były patyną brudu i krzykliwymi graffiti, wyboiste chodniki i obszarpane z liści kikuty ostatnich drzew robiły przygnębiające wrażenie. Przez wielką bramę fabryki produkującej plastikowe butelki i wytłaczanki do jajek wysypywały się gromady ludzi spieszących do swoich mieszkań, telewizorów i kotletów schabowych. Chłystek odwrócił się z niesmakiem i pomaszerował w kierunku Lasu, a każdy jego krok wybijał rytm tęsknoty.
Chwilę przystanął na niewielkiej polanie okolonej z jednej strony pasmem dorodnych brzóz. Jesień pomalowała już ich czuby miodowym kolorem, białe pnie błyszczały w ostrym słońcu. Rześkim powietrzem chciało się po prostu oddychać. Chłystek westchnął głęboko i zamierzał ruszyć dalej, gdy ni stąd ni zowąd, gwałtownie hamując, zatrzymał się tuż przy nim samochód terenowy.
- Proszę zawrócić i nie pokazywać się tu nigdy więcej!
- A to dlaczego? - zapytał spokojnie, spoglądając w gniewne oczy młodej kobiety, która zeskoczywszy z siedzenia jeepa prawie się z nim zderzyła.
- Nie zauważył pan tabliczki z napisem, że to teren prywatny?
- Prywatny? Od kiedy?
- Ha, następny niewiedzący. Ale niech pan wie, że nic nie wskóracie, nie jesteście w stanie zabrać mi mojej łąki nawet gdybyście tu przychodzili setkami - oznajmiła.
- To chyba jakieś nieporozumienie. Naprawdę nie zamierzam pani niczego zabierać - zapewnił Chłystek, rozkładając uroczyście ręce. - I nie mam pojęcia dlaczego pani na mnie krzyczy i prawie rozjechała tym samochodowym potworem.
Dziewczyna poprawiła energicznym ruchem rozwichrzone włosy, zaczerpnęła głęboko powietrza, jakby chciała coś ważnego powiedzieć, ale widząc komicznie zaskoczony wyraz twarzy Chłystka, wybuchnęła wesołym śmiechem.
-Tak, teraz widzę, że nie należy pan do tej kliki.
- Nie należę do nikogo - odpowiedział aż nazbyt gorliwie i zaczerwienił się, czując na sobie jej zaciekawione, lekko kpiarskie spojrzenie. - Do widzenia - dorzucił, odchodząc z nagłym pośpiechem.
- Do widzenia - powtórzyła z naciskiem, aczkolwiek bardzo miękkim tonem.
Jeszcze dłuższy czas czuł Chłystek jej wzrok na plecach i musiał się przyznać sam przed sobą, że po raz pierwszy w życiu zaniepokoiła go prosta wymiana zdań z nieznajomą kobietą. Poruszyła w nim coś, o czym w ogóle nie miał pojęcia, coś, co wyjątkowo irytowało, a czego za nic na świecie nie chciał już utracić. Dopiero mocniejszy powiew wiatru i szum prastarych dębów przypomniał mu, gdzie się znajdował. Podniósł głowę i z zadowoleniem zauważył miotły wystające z większych dziupli. Gwizdnął przeciągle. Nie musiał długo czekać - z najbliżej wychyliła się rozczochrana głowa wiedźmy. Pogmerała zakrzywionym palcem w kołtunie, i mrużąc oczy wypatrywała źródła dźwięku.
- Wróciłeś - zaskrzeczała.
Chłystek poczuł się w domu.
- Jak się masz, Ślizgullo? Jak tam twoje siostry i plemię Wodników? - zapytał.
- A dobrze, wszystko prawie po staremu, yh, yh - odparła, pokasłując gwałtownie, a jej wielkie uszy trzęsły się we wszystkie możliwe strony. - Więcej nas trochę, bo parę z tych, które założyły SPA, zostało w międzyczasie matkami, ale nie chcąc wychowywać dziatwy poza Lasem, podrzuciły nam tu kilkoro maluchów. Na miotłach już latają aż furczy, ale z chodzeniem jeszcze nie tak. A ty co, zbladłeś nieco, i zamyślony taki.
- Bo właśnie o mało co, a zostałbym przejechany przez taką jedną z blond warkoczem. Twierdzi, że jest właścicielką łąki - wyjaśnił, starając się mówić obojętnym tonem, co jednak nie uszło uwadze bystrej wiedźmy.
Wybuchnęła tak donośnym śmiechem, że aż dąb zadygotał, a z konarów, niczym grad, posypały się żołędzie. Mocno zmieszany Chłystek przeklinał w duchu sam siebie, gdyż zrozumiał, że przejrzała go na wylot.
- Ma na imię Agnieszka i jest naszym człowiekiem - oznajmiła Ślizgulla, kłapiąc z uciechy zębami. - Zaprzyjaźniła się bardzo z Półpałkiem-Zapałkiem, więc jeśli chcesz więcej szczegółów na jej temat, to musisz go odwiedzić.
- Taki miałem zamiar - odparł Chłystek i pomaszerował dalej w poszukiwaniu przyjaciela.
cdn.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt