Istota celu - Miyo
Proza » Długie Opowiadania » Istota celu
A A A
Od autora: Moja wizja terroryzmu
To bajeczka
Ale ja konfabuluję bajeczki
Byłoby miło gdyby, chociaż jedna osoba
Podzielała moje wyobrażenia
Klasyfikacja wiekowa: +18

            Czarny Volkswagen powoli jechał drogą. Zbliżała się północ. Szosa o tej porze była pusta. Od czasu do czasu z przeciwka wyskakiwał pojazd i nic więcej nie mąciło ciszy nocnej. Na bezchmurnym niebie iskrzyły gwiazdy i świecił księżyc. Zapowiadała się spokojna noc.

            Za kierownicą auta siedziała kobieta. Swobodnie ulokowana w siedzeniu a ręce luźno spoczywały na kierownicy. Z uwagą śledziła trasę. Od czasu do czasu rzucała ukradkowe spojrzenie na siedzącego obok mężczyznę, który zdawał się przysypiać.

- O czym myślisz Jay – spytała cicho.

            Mężczyzna otworzył oczy.

- O dziewczynie – rzekł jakby wyrwany ze snu.

            Kobieta roześmiała się cichutko z wyraźną satysfakcją zabarwioną lekkim cynizmem.

- O dziewczynie – mruknęła. – Tylko jedno w głowie. Jedziemy na akcję. Być może zginiemy a … on rozmyśla o dziewczynie – zakpiła.

- Mylisz się Carolin – ciągnął cicho mężczyzna jakby przekaz wykończył go. – Miałem kiedyś dziewczynę, dawno temu. Kochałem ją bardzo. Kochaliśmy się. A później … skrzywdziłem ją.

            Zamilkł i zapanowała cisza.

- I co się z nią stało – spytała obojętnie Carolin.

- Odeszła. Zniknęła z mojego życia już na zawsze.

- Mogłeś ją znaleźć i wyjaśnić, jeżeli …

- Szukałem. Do dzisiaj szukam. Myślę, że w innych kobietach szukam właśnie jej – zamilkł a po chwili wyszeptał – Carolin.

- Słucham.

- Tak właśnie miała na imię. Tak samo jak ty. Chwilami wydaje mi się, że to jesteś ty – dodał smutno.

            Kobieta roześmiała się.

- A więc w ten sposób podrywasz te swoje dziewczątka Jay? Ckliwa, ale sugestywna bajeczka dla naiwnych. Wzruszające. Melodramat dojący łzy. I oczekujesz pocieszenia w ramionach najlepiej. Niby krzywdzący, ale w domyśle skrzywdzony. Psychologiczna drama

- Nie podejrzewam Carolin, że mas serce. To na pewno nie byłaś ty.

            Przez twarz kobiety przebiegł bolesny skurcz. Dodała gazu, lecz po chwili licznik ponownie wskazywał czterdzieści pięć.

- Ale ciało masz fenomenalne Car – Jay uśmiechnął się uwodzicielsko i dotknął ramienia towarzyszki.

- Wiem. Rozgryzłeś mnie Jay – roześmiała się.

- Caaar – Jay spojrzał na zegarek. – Jeżeli przyspieszysz możemy zaoszczędzić około pół godziny. I te dwa kwadranse możemy wykorzystać. Skręcisz w las i będziemy się … - zapalił się.

- I co będziemy robić Jay?

- Będziemy się kochać.

- Nie uprawiam seksu w pracy Jay.

- Nie chcę z tobą uprawiać seksu Car. Chcę cię kochać.

- Nie możemy w pracy Jay.

- A po pracy Car? Możemy się spotkać. Carolin. Przecież nie zawsze pracujemy.

- My zawsze pracujemy Jay. Przecież wiesz.

- Masz kogoś? Znamy się tak długo a nic o tobie nie wiem.

- I bardzo dobrze. Im mniej wiesz tym lepiej. Zbliżamy się.

            Samochód z drogi asfaltowej wjechał w polną. Carolin pogasiła światła, po czym ujechała z pięćdziesiąt metrów i zatrzymała się. Z lewej strony stał olbrzymi budynek. Ogrodzony siatką i oświetlony z wszystkich stron. W blasku lamp widać było olbrzymią metalową bramę wjazdową. W oddali na tle granatowego nieba zaczynała się miejscowość – zobaczyli zarysy budynków z migającymi światełkami.

- Słuchaj uważnie Jay. Masz kwadrans. Zakładasz cztery ładunki w narożnikach budynku. Zapalniki ustawiasz na godzinę drugą w pierwszym, w odstępach minutowych na kolejnych. Zaczynaj.

            Jay zabrał torbę leżącą na tylnym siedzeniu i opuścił samochód. Wyjął z torby nożyce i przeciął siatkę ogrodzeniową. Podbiegł do narożnika budynku i wyjął ładunek. Umocował na wysokości głowy i nastawił na godzinę drugą. Uruchomił zapalnik. Zegar zaczął tykać. Rozejrzał się, ale panował spokój. Podbiegł do kolejnego narożnika i zrobił to samo jedynie zegar nastawił na drugą zero jeden. Następnie podobnie postąpił z pozostałymi ładunkami. Gdy skończył, spojrzał na zegarek i uśmiechnął się. Spokojnie wrócił do samochodu.

- Zrobione – mruknął, gdy usiadł w samochodzie.

            Carolin milczała. Uruchomiła samochód i nie włączając świateł ruszyła. Dopiero, gdy wyjechała na główną drogę zapaliła reflektory. Jechała ze stałą monotonną prędkością. Nie odzywali się, jakby zaklęci w wykonanym zadaniu.

            Bez niespodziewanych przygód wjechali do miasta. Carolin odetchnęła głośniej.

- Zadanie w połowie wykonane – mruknęła zatrzymując się przy krawężniku. – Rano z dzienników dowiemy się, czy wykonane.

- Car. Przypuszczam, że pojedziesz teraz do pustego i zimnego mieszkania – zawiesił głos.

- Tylko przypuszczasz.

- Skorzystaj z mojego zaproszenia. Zapewniam, że nie będzie pusto i chłodu. Car?!?!.

- Dobranoc Jay.

            Mężczyzna uśmiechnął się kwaśno i wysiadł z samochodu. Już miał zatrzasnąć drzwi, gdy nagle nachylił się i powiedział.

- Co do tamtej dziewczyny … nigdy nikomu o niej nie mówiłem. Tobie pierwszej powiedziałem Carolin. Sam nie wiem, dlaczego. Dobranoc Car – zamknął drzwi i ruszył przed siebie. Nie odwracał się, ale minęła długa chwila zanim samochód ruszył.

*

            Budzik zaterkotał hałaśliwie. Jay podniósł zaspaną głowę, uciszył zegar i wstał. Zabrał się za poranną toaletę. W pół godziny później ogolony i wypachniony otwierał drzwi agencji „Sfinks”, której był właścicielem.

- Dzień dobry Wendy – uśmiechnął się do siedzącej za biurkiem młodej dziewczyny.

- Dzień dobry szefie – dziewczyna odwzajemniła uśmiech. – Kawa jak zwykle?

- Tak.

            Jay wszedł do swego gabinetu i usiadł za biurkiem. Mechanicznie wyjął papiery z szuflady i bezmyślnie przeglądał. Otrząsnął się na dźwięk otwieranych drzwi.

            Wendy postawiła tacę z filiżanką parującej kawy i cukierniczką.

- Jay – szepnęła nieśmiało. – Dzwoniłam wczoraj do ciebie kilka razy.

- Wen – Jay popatrzył poważnie na dziewczynę. – Już tyle razy mówiłem ci. W pracy pracujemy.

- Och Jay. Wczoraj nie pracowaliśmy. Wczoraj tak bardzo cię potrzebowałam.

            Spojrzenie mężczyzny zmiękło. Dziewczyna zrozumiała to po swojemu, bo położyła rękę na jego szyi.

- Wendy – rzekł i ulokował dłoń na jej udzie. – Dobrze. Dziś zrobimy wyjątek, małe odstępstwo od naszych … żelaznych reguł - mówił przesuwając dłoń coraz wyżej. – Ale tylko jeden jedyny raz.

            W tej samej chwili zadzwonił telefon. Jay podniósł słuchawkę i z uwagą słuchał.

- Zaraz będę – mruknął na koniec. – Wybacz Wendy – uśmiechnął się do dziewczyny i pogłaskał ją po policzku. – Muszę iść. Jeżeli nic nie wypadnie, spędzimy dzisiejszy wieczór wspólnie. Dobrze?

*

            Jay i Wendy leżeli w łóżku. Rozmawiając oglądali film.

- Wendy. My nie powinniśmy sypiać ze sobą – mruknął Jay.

- Och Jay. Nie używaj takiego brzydkiego słowa – jęknęła dziewczyna. – Sypiać. Kochamy się. To tak ładnie brzmi.

- Niech będzie. Nie powinniśmy się kochać.

- Jay. W miłości nie istnieją takie słowa jak powinien.

- To nas rozprasza w pracy – ciągnął, jakby nie słyszał dziewczyny.

- Jay. Wysłuchaj mnie. Pozwól się wytłumaczyć. Proszę cię – dziewczyna zbliżyła głowę do twarzy mężczyzny i popatrzyła błagalnie. – Myślę, że nie masz racji. Jest mi z tobą dobrze. Zarówno w pracy jak i w łóżku. I też nie chcę tego mieszać. Ale … dziewczyna czasami potrzebuje czyjejś obecności. Chyba rozumiesz. I wczoraj miałam taki dzień. Jay? Czy to ty zawsze musisz ustawiać spotkania? Przecież jest równouprawnienie – roześmiała się. Postaram się już więcej nie narzucać. Jeżeli masz kogoś innego … jeszcze???. Mnie to nie przeszkadza.

            W tej samej chwili w telewizji podano wiadomość, która wywołała czujność u Jaya.

- Ciii – uciszył Wendy.

- Wczoraj w godzinach nocnych – mówiła spikerka – doszło do wybuchu w magazynach składowych Zakładów Polichemicznych S.A. Grupa uzbrojonych zamachowców zamordowała czterech strażników, po czym założyła ładunki wybuchowe. Cztery eksplozje w odstępach minutowych zmiotły budynek wraz z zawartością z powierzchni ziemi. Według szacunków właścicieli Zakładów straty są miliardowe. Jak do tej pory żadna organizacja terrorystyczna nie przyznała się do zamachu. Policja prowadzi intensywne śledztwo.

- Zamordowano cztery osoby – mruknął do siebie Jay.

- Czy coś w tym dziwnego? Codziennie kogoś mordują i zabijają. Wojny, zamachy, gwałty i rozboje. To jest nasz świat. Czy ten zamach ma jakiś związek z tobą Jay?

- Co ci przyszło do głowy – żachnął się mężczyzna.

- Myślałam, że ten zakład ma coś wspólnego z naszą agencją – plątała się dziewczyna.

- Też tak sobie pomyślałem na początku, ale nie. Nie przypominam sobie.

 

*

            Jay zamknął drzwi na klucz i sprawdził okna. Pogasił światła i wszedł do łazienki. Z kosza na bieliznę wyjął pistolet. Sprawdził magazynek. Sześć pocisków srebrzyło się w komorze. Sprawnym ruchem zaryglował komorę i odbezpieczył. Błyskawicznie uniósł pistolet i przyłożył do skroni. Zamknął oczy. Palec powoli naciskał język spustowy. Na czoło wystąpiły kropelki, których woń wdarła się w nozdrza. Na chwilę wstrzymał oddech. A kiedy został zmuszony do nabrania powietrza, zdrętwiała ręka z pistoletem opadła.

- Co za głupiec ze mnie – mruknął.

            Głęboko westchnął, popatrzył przed siebie pustymi oczami. Po chwili otarł z czoła pot, wrzucił pistolet do bieliźniarki i wrócił do pokoju.

*

            Jay opuścił budynek, w którym wynajmował mieszkanie. Już z daleka zobaczył, że w jego samochodzie ktoś siedzi. Nie zareagował. Jak gdyby nigdy nic się nie stało, zbliżył się do auta, otworzył drzwi i usiadł za kierownicą. Obok spoczywała Carolin.

- Witaj Jay – uśmiechnęła się.

- Witaj Carolin – odwzajemnił uśmiech.

            Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę jak … kochankowie.

- Jedziemy – spytał ciepło Jay.

            Carolin kiwnęła głową. Jay uruchomił silnik i ruszył.

-To jest właśnie Jay – Carolin wygodnie rozpostarła się w fotelu – o nic nie pyta, grzeczny i posłuszny. Bez nerwów, opanowany, wyprany z wszelkich ludzkich uczuć. Jednym słowem idealny człowiek dla Organizacji.

- Bóg jeden wie a może Lucyfer, jak bardzo się mylisz Carolin.

- Z czym?

- Z tymi … uczuciami … ludzkimi.

- Skręć w prawo Jay. Może rzeczywiście trochę przesadziłam. Bo przecież dawno temu … kochał jakąś dziewczynę, regularnie robi to ze swoją sekretarką, nie wspomnę o zakusach na moją skromną osobę – zakończyła ironicznie.

- Jakieś zarzuty?

- Nie, Jay. Tylko rozmawiamy. Prowadzisz szary tryb życia. I dobrze. Nie możesz rzucać się w oczy. Jesteś idealny pod każdym względem.

- To tylko pozory – rzekł.

- Pozory są najważniejsze – odparowała kobieta.

            Samochód wydostał się z miasta. Jay zwiększył prędkość

- Ciekawe, co oni by powiedzieli, gdybym się chciał ożenić.

- Myślę, że nic. Małżeństwo to perfekcyjna kryjówka dla kogoś takiego jak ty. Twoja sekretarka nadaje się.

- Carolin? Jesteś panienką czy mężatką?

- Jay? Czyżbyś chciał się oświadczyć … mnie??? Jay. Na zakręcie zatrzymaj się. Widzisz ten dom – wskazała ręką budynek – wejdź do środka. Czuj się jak u siebie. Reszty dowiesz się na miejscu.

*

            Jay wszedł do domu. Minął urządzony z przepychem hol i znalazł się w przestronnym pokoju. W oczy rzucał się bogato wyposażony barek. Jay przygotował sobie dżin z tonikiem i rozsiadł się wygodnie w puszystym fotelu. Upił dwa łyki i spojrzał w okno. Słońce niemrawo przedzierało się przez chmury. Nie zareagował, kiedy wyczuł za sobą czyjąś obecność. To nie mógł być wróg. A jeżeli nawet, było już za późno.

- Witaj Jay – usłyszał i wówczas powoli odwrócił się. W drzwiach stał czterdziesto paroletni mężczyzna. Miał na sobie szary garnitur. Na dobrotliwej twarzy przez cały policzek biegła cienka szrama. To zadziwiające, ale dodawała urody mężczyźnie.

- Witaj Pat.

            Mężczyzna usiadł naprzeciw Jaya.

- Ostatnie zadanie wykonaliście bezbłędnie. Zresztą jak zwykle. Nic nowego. Pewnie zdziwiłeś się słysząc wiadomości. W zasadzie nie powinno cię to obchodzić, ale jako że jesteś najlepszym, że tak powiem pracownikiem Organizacji, powiem ci Jay. Otóż Organizacja przeszła na działanie w tak zwanych segmentach. Chodzi o jak najmniejsze ryzyko i wyeliminowanie możliwości wpadki. Do każdej akcji Organizacja typuje cztery segmenty wykonawcze. I każdy działa niezależnie od drugiego a jednocześnie ich akcje zazębiają się. Ale nie o tym chciałem Jay. Ta akcja była ostatnią w najbliższym czasie. Teraz zapanuje cisza. Myślę, że kilka miesięcy. Organizacja przygotowuje się do Misji. Misja będzie czymś … spektakularnym, czymś na nieludzką skalę, czymś, co wstrząśnie wszystkim i dogłębnie. Zwróci uwagę każdego człowieka, o co walczymy. W Misji wezmą udział nasi najlepsi pracownicy. Uczestnictwo w Misji będzie zaszczytem. W Misji można będzie zginąć Jay. Ale ty chyba nie boisz się?

- Wiesz dobrze Pat, że nie.

            Mężczyzna roześmiał się.

- Jak agencja?

- W porządku.

- Masz jakieś problemy? Kłopoty?

- Nie – Jay przecząco kiwnął głową.

- To dobrze. Gdyby coś się działo, masz kontakt z Carolin. Ona jest twoim łącznikiem. No to na razie Jay.

- Żegnaj Pat.

- Carolin przyjedzie po ciebie Jay za kwadrans – rzekł na odchodne mężczyzna.

*

            Jay kończył drugiego drinka, gdy usłyszał zajeżdżający pod dom samochód. Wyszedł. Powoli zbliżył się do auta dyskretnie rozglądając. Otworzył drzwi i usiadł obok Carolin. Wciągnął w nozdrza zapach perfum, jakich używała. Lubił je.

- Ładnie pachniesz – mruknął.

            Popatrzyła na niego z rozbawieniem.

- Jay. No wiesz. Zachowujesz się jak jakiś uczniak na pierwszej randce. Czy tak się zachowuje … - zawiesiła głos patrząc na niego z rozbawieniem

- … terrorysta poszukiwany przez policję paru krajów – wpadł w jej słowa. - Ale czy terrorysta czasami nie może mówić, co myśli i czuje?

- Nie wierzę Jay – Carolin roześmiała się – nie wierzę, że ty potrafisz wyjawić swoje myśli nie mówiąc o uczuciach.

- Powiedz Carolin? Za kogo ty mnie uważasz? Za maszynę do zabijania i niszczenia?

- Myślę, że jesteś – popatrzyła w jego twarz – kimś nieszczęśliwym.

- Chyba przestaniemy ze sobą współpracować. Ty wiesz o mnie wszystko. Ja o tobie nic.

- Nie mamy niestety wyboru. Nie pracujemy w magistracie.

- Carolin … doprowadzisz do płaczu w twoich ramionach – zażartował Jay.

- Znam cię już trochę – powiedziała poważnie Carolin – widziałam w paru akcjach. Obserwowałam. Często wydawało mi się, że jesteś … samobójcą. I dlatego jesteś taki dobry. Nie boisz się śmierci, pchasz się w jej łapy, ale nie bezmyślnie a wyjątkowo ostrożnie. Uważaj na siebie Jay. Śmierć pragnie tych, co się jej boją a odważnych unika, ale … – rzekła z troską w głosie.

- Gdybym opowiedział swoje życie – mruknął Jay.

- Gdybym ja opowiedziała swoje – Carolin uśmiechnęła się smutno.

- Przestańmy w ten sposób rozmawiać. Proszę cię Car. Wywołujesz bolesne duchy przeszłości. Bawisz się ze mną.

- Nie bawię się. Raczej się bronię.

- Przed czym?

- Sama nie wiem. Przed tobą. Gdy cię przywoziłam, miałam wrażenie, że chcesz się oświadczyć.

- Nie będę próbował. I tak byś mi dała kosza. Już tak wiele mi ich dałaś, że czuję się jak zawodnik NBA – zażartował, ale wyszło niemrawo.

            Carolin zamilkła. Reszta podróży minęła im w smętnym milczeniu.

*

            Jay myślał o Carolin. Już ponad rok współpracowali ze sobą i nic o niej nie wiedział. Jednocześnie miał świadomość, że tak powinno być. Im mniej wiedzieli o sobie tym lepiej dla Organizacji. Konspiracja winna być szczelna do maksimum. Zawsze o tym przypominano. Dzięki temu właśnie Organizacja tak sprawinie funkcjonowała. Jay musiał akceptować zasady. Z drugiej strony Carolin fascynowała go. Nie tylko urodą i zachowaniem. W jej towarzystwie czuł się … dobrze. Chciał przebywać z nią jak najdłużej. Wnosiła ze sobą specyficzny nastrój i przypominała tak bardzo dziewczynę z przeszłości, którą kochał bardzo. A może tylko pragnął tego? Bo o dziewczynie z młodości zawsze pamiętał. Była pierwszą poważną miłością. Później Jay miał wiele kobiet, ale pierwszą najbardziej pamiętał. A odkąd poznał Carolin zaczął podejrzewać, że jest tamtą dziewczyną. Każde spotkanie wywoływało falę wspomnień i narastającą pewność, że to właśnie ona jest. Tej pierwszej nigdy już nie spotkał, nie wiedział, co się z nią stało. Co jakiś czas usiłował ją znaleźć, ale rozpłynęła się, jakby nie istniała. Również ten fakt zadecydował, że często wspominał ją. Bo zniknęła i wszelkie ślady zaginęły jakby była ze snu. I chociaż obecna Carolin wiele wnosiła z tamtej dziewczyny, ale zaprzeczała i naigrywała się, lecz ciągle pojawiały się nieokreślone przeczucia. A przeczucia zazwyczaj Jay miał trafne. Ufał im i dobrze na tym wychodził jak dotąd.

            Dlaczego Carolin powiedziała, że jestem nieszczęśliwy, zastanawiał się. To była akurat prawda, ale skąd ona o tym wiedziała. Jay szukał szczęścia w najdziwniejszych miejscach, z egzotycznymi ludźmi na wiele ekscentrycznych sposobów. Ale jak dotąd nie znalazł. Carolin miała rację, że nie bał się śmierci, wręcz chciał jej, więc igrał na wszelkie dostępne sposoby. Ale jeszcze widocznie nie nadszedł jego czas. Od ponad trzech lat pracował w brygadzie szturmowej Organizacji. Brał udział w wielu niebezpiecznych akcjach i jak dotychczas wychodził z nich bez szwanku. Nie dał się złapać, nawet nie wzbudzał jakichkolwiek podejrzeń. Prowadził zwykły tryb życia jak wielu obywateli. A w międzyczasie wykonywał zabójcze akcje terrorystyczne.

            Czyżby tak bardzo było widoczne, że jest nieszczęśliwy, czy też Carolin blefowała. Po części było to spowodowane samą Carolin. Jay pragnął jej, ale zawsze umiała dyskretnie zastopować jego zakusy. Jay nie poddawał się. Nigdy nie poddawał się. Tę zasadę miał wpojoną na zawsze: nigdy nie poddawaj się, nawet, gdy masz założony stryczek na szyi myśl, jak się go pozbyć. I dlatego był taki skuteczny. No i dzięki braku chęci życia. Nie martwił się o życie nawet w najbardziej niebezpiecznych momentach.

            Przypomniał sobie o Misji. O Misji szeptano już od kilku miesięcy. Kojarzyła się z czymś potwornym i szalonym. Podobno z Misji nikt nie miał wrócić. Chociaż Jay dokładnie znał oczy strachu. Z wielu poprzednich akcji też miał nie wrócić. Ale wracał. Lecz spotkanie z Patem ufaktyczniało Misję, bo do tej pory tylko nieoficjalnie szeptano.

            Jay ucieszył się. Jeżeli z Misji nikt nie wróci, a on na pewno pójdzie, to ma szansę.

            Jay czekał na Misję.

*

            Jay z Wendy siedzieli w ekskluzywnej restauracji. Przy bogato zastawionym stole prowadzili luźną konwersację odnośnie spożywanych pokarmów.

- Wydaje mi się, że kawior jest zatęchły – mruknął Jay – pewnie wyciągnięty z martwej ryby – zażartował.

- Jest pyszny – Wendy uśmiechnęła się.

- A wino niby dobry rocznik, ale … zbyt cierpkie, jakby z przegniłej beczki – upił łyk czerwonego płynu z olbrzymiej lampki.

- Jay! Zachowujesz się jak panienka w ciąży – figlarnie roześmiała się dziewczyna.

- Ale na szczęście ty Wendy jesteś … - chciał jej sprawić przyjemność po ostatnich goryczach – the best.

            Komplement chybił. Patrzyła na niego podejrzliwie. Przez chwilę siedzieli milcząc.

- Ostatnio dużo myślę o młodości. To chyba oznaka zbliżającej się starości – zaśmiał się patrząc łagodnie w śliczne oczy dziewczyny.

- Może i tak jest – delikatnie przechyliła głowę – ale nadal podobasz się dziewczynom. I to młodym

            W tej samej chwili obok stolika, przy którym siedzieli pojawiło się kilka osób. W nozdrza Jaya wleciał tak dobrze znany ponętny zapach. Nie podnosząc głowy i nie przestając rozmawiać z Wendy zlustrował otoczenie. Starszy mężczyzna i kobieta zajmowały stolik nieopodal ich miejsca. Jay wpatrywał się dyskretnie w Carolin zaaferowaną wygodnym ulokowaniem. Wendy odwróciła głowę.

- Najważniejsze, że tobie się podobam Wendy. Tylko to jest ważne.

- A ona? Podoba ci się?

- Kto – spytał machinalnie.

- Kobieta, którą … obserwujesz.

- Patrzę na ciebie.

- Oj przecież widzę, że patrzysz przeze mnie – zaśmiała się – na tę starą, ale jeszcze wyjątkowo atrakcyjną … dupę – ponownie zapełniła chichami przestrzeń.

- Siedzi, naprzeciw więc patrzę, ale nie widzę – uśmiechnął się, – czemu pytasz?

- Patrzysz na nią jakby była twoją znajomą – Wendy doskonale bawiła się.

- Patrzę w stronę, gdzie siedzi, bo nie mam innego wyjścia, ale widzę ciebie – rzekł spokojnie – Wendy jesteś jedyną dziewczyną, na którą patrzę.

- Jeżeli chcesz ją mieć – ciągnęła uporczywie Wendy – to możesz … ona jest prostytutką.

- Skąd wiesz – spytał obojętnie? – Widać?

- Tak. Zamówię ją dla ciebie i będę patrzyła jak ją pieprzysz - drążyła.

- Ciekawa propozycja. Jej uroda dojrzałej kobiety rzuca się w oczy, przykuwa. Skąd w twojej ślicznej główce pojawił się pomysł, że jest … no wiesz.

- Dedukcja Jay. Ten facet nie wygląda na tatusia – roześmiała się.

- I to wszystko. Ciekawe skojarzenie.  Arcyciekawe jak nas postrzegają: podstarzały facet i … urocza nastolatka. Jeszcze mnie wezmą za … pedofila. I aresztują.

            Wendy śmiała się i śmiała. W końcu rzekła poważnie:

- Przepraszam Jay.  Nie wiem, co mnie opętało, by tak głupio gadać. Nie mam pojęcia, kim jest ta kobieta. Ale jest wyjątkowo ładna, to trzeba przyznać.

            Przez resztę wieczoru Jay kilka razy zahaczał wzrokiem Carolin, ale zdawała się być całkowicie pochłonięta rozmową ze swoim partnerem.

*

            Minął miesiąc. Jay oddał się błogiemu i rozleniwiającemu odpoczynkowi. Zapanowała cisza, ani nikt nie odwiedzał ani dzwonił. W dzień pracował w Agencji a wieczorami spotykał się z Wendy. W sprawie wybuchu nadal prowadzono intensywne śledztwo. Jay powoli zapominał o Organizacji. O Carolin jednak nie. Myślał o niej dużo i często. Aż za dużo i za często.

            Właśnie zamierzał opuścić Agencję, gdy zadzwonił telefon. To była Carolin. Poprosiła o spotkanie. Jay z radością jechał w stronę restauracji, w której się umówili.

            Carolin była smutna tym razem. To od razu zauważył Jay.

- Jay. Jest zadanie – powiedziała patrząc daleko w bok – i trzeba go wykonać jak najszybciej.

- Czy to ma związek z Misją – spytał, chociaż wiedział dobrze, że nie.

- Nie.

- Pat wspominał, że teraz przed nami Misja i nie będzie żadnych zadań.

- Wiem – przerwała – ale to zadanie ma charakter specjalny. Takimi jednostkowymi przypadkami nie zajmujemy się, ale tym razem rozkaz przyszedł z samej góry. Chyba nie myślisz go kwestionować Jay?

- Nie.

- To są tylko maszynki, ale nie musieli być aż tak bardzo zaangażowani. Macki sięgają wyżej. Na nich też przyjdzie kolej. Jedź pod ten adres – powiedziała wskazując na serwetkę – tam zobaczysz i wszystkiego się dowiesz. To jest rozkaz z samej góry, więc nie kwestionuj Jay. Ja go tylko przekazuję. Dom jest czysty – rzekła, po czym wstała i wyszła.

*

            Jay został jeszcze chwilę po odejściu Carolin. Przeczytał adres a serwetkę roztarł na papkę i wrzucił do herbaty. Obserwował jak papier nasiąka cieczą i zmienia konsystencję. Po zapłaceniu rachunku opuścił restaurację. Nikt go nie śledził.

            Posesja, o której mówiła Carolin znajdowała się na peryferiach stolicy. Mały drewniany domek ukryty wśród drzew. Jay zapukał do drzwi. Otworzyła je starsza kobieta.

            Weszli do środka. Jay chciał zadać pytanie, gdy nagle zauważył, że kobieta płacze. Chude ramiona wstrząsały spazmy płaczu. Po zmarszczonej twarzy spływały łzy, siąkała i zaczęła mówić, ale niewiele rozumiał.

            Kobieta zaprowadziła go do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie na stole leżały zwłoki … chłopca … mężczyzny. Z twarzy nie mógł rozpoznać tak była zmasakrowana. Zwłoki leżały nagie a obok walały się oblepione krwią bandaże. Resztę ciała również zmasakrowano. Wyglądało jakby osobnik wpadł pod koła tira i kilkadziesiąt metrów był wleczony.

            Kobieta zapłakała głośniej i wyjęła papier. Jay przeczytał, że zwłoki miały dziewiętnaście lat i zmarły na … niewydolność krążenia spotęgowaną toksyczną działalnością alkoholu. Tak głosił akt zgonu podpisany przez lekarza sądowego.

            Jay poczuł suchość w ustach, chociaż do podobnych widoków był przyzwyczajony.

            Kobieta podała szarą kopertę, którą schował.

- Bóg z tobą dobry człowieku – rzekła płacząc, gdy wychodził.

*

            Gdy znalazł się w swoim mieszkaniu, wyjął kopertę i na stół wysypał zawartość. Dwa wyraźne zdjęcia i dwa arkusze papieru. Dane dwóch oficerów śledczych UB wydział polityczny. Dwa obco brzmiące nazwiska, dwie szare twarze. Jeszcze nie wiedzą – pomyślał Jay – nie przeczuwają, że już za kilka dni odejdą z tego świata. Ale czy ktoś przeczuwa oprócz śmiertelnie chorych? Przypomniał sobie zmasakrowaną twarz chłopca.

            Dwa dni przygotowywał się do akcji. Łatwe rozpoznanie terenu. Jak ocenił Jay nie powinien mieć żadnych problemów. Obaj razem przychodzili do pracy i razem wychodzili, co było dużym ułatwieniem. Nie mieli żadnej ochrony. Również usytuowanie skąd miał wykonać zadanie spełniało wszystkie wymagania do wykonania zadania. I najważniejsze – droga ewakuacji w kilku wariantach.

            Trzeciego dnia kwadrans przed czwartą Jay na drugim piętrze budynku przeznaczonego do rozbiórki przygotowywał się. Z torby wyjął futerał.  Pieszczotliwie i z zamkniętymi oczami połączył tak dobrze znane, chłodne i metaliczne części karabinka. Robił to już tak wiele razy. Założył lornetkę i ustawił ostrość widzenia. Załadował dwa naboje, po czym zaczaił się za murkiem i obserwował wyjście Urzędu Bezpieczeństwa.

            Dwóch mężczyzna, na których czekał jak zwykle wyszło o tej samej porze. Nic im nie przeszkodziło. Jay na ich widok błyskawicznie przyłożył karabinek i kiedy na celowniku ukazała się pierś, nacisnął spust. Nie odrywając oka od lornetki poszukał głowy następnego człowieka. Nacisnął. Zdążył jeszcze zauważyć dwa leżące ciała.

            Złożenie broni i zabranie łusek zajęło mu piętnaście sekund. Spokojnie wyszedł z budynku, zmieszał się z przechodniami. Wsiadł do samochodu. Kiedy ruszał usłyszał wycie syren.

            Bez przeszkód dotarł do domu. Bezbłędnie wykonał zadanie. Jak zwykle.

*

            Jay leżał w łóżku, gdy zadzwonił telefon. Podniósł ostrożnie słuchawkę.

- Słucham?

- Jay – rozpoznał głos Carolin – jestem w hotelu, wiesz w którym. Przyjedź proszę.

            Jay zdziwił się, bo żadna akcja nie przebiegała jak dotąd w ten sposób, ale wpojone posłuszeństwo nakazywało wykonywać polecenia zwierzchników.

            Kiedy Jay znalazł się w hotelowym pokoju, właśnie nadawano relację z zabójstwa funkcjonariuszy. Carolin siedziała w fotelu i oglądała. Kiwnęła Jayowi ręką, by usiadł. Na ekranie rozmawiano z żonami obu policjantów. Kobiety w średnim wieku płakały, kamera jeździła po smutnych twarzach stojących obok dzieciaków. Reporterka wyjaśniała.

- Jak dotychczas nie wiadomy, jakimi motywami kierował się zabójca. Dwoma strzałami uśmiercił dwóch oficerów policji, kiedy opuszczali komendę. Jarosław L. pozostawił żonę i dwójkę dzieci. Piotr T. żonę i trójkę dzieci. Wzorowi pracownicy, ojcowie, mężowie.

            Jay  w tym momencie zamknął oczy i skrzywił się.

- Czujesz żal – usłyszał szept Carolin, otworzył oczy i napotkał spojrzenie kobiety.

- Nic nie czuję. Kim był ten chłopak dla ciebie?

- Jego matka wiele mi pomogła – szepnęła Carolin – tak ładnie o nich mówią a oni bez litości, bestialsko zbili na śmierć … tego chłopca – jej głos załamał się i z ledwością powstrzymała spazmy płaczu.

            Dopiero teraz Jay zauważył, że Carolin jest przeraźliwie smutna i zaniedbana. Włosy w nieładzie opadały na czoło i policzki jakby chciała zasłonić twarz. Jay miał wrażenie, że kobieta skurczyła się.

- Oni nie dali mu szansy, by był dobrym mężem, pracownikiem, ojcem. Miał tylko dziewiętnaście lat i nic więcej na swoją obronę. Być może nie całował jeszcze żadnej dziewczyny – szept załamał się i odwróciła głowę. Jay czuł, że płacze.

            Podszedł i dotknął dłonią policzek. Delikatnie usiadł na kolanach i wtuli się w drżące ciało. Poczuł jej ręce na sobie. Dłonie z policzka przesunął na głowę i wsunął we włosy. Zbliżył usta do ucha i pieszcząc go szeptał, że wszystko będzie dobrze. Carolin zdawała się być otumaniona, nie reagowała na pocałunki. Jay przesunął się ustami na jej usta. Ocierał się o jej zimne wargi aż przyjęła pocałunek. Głośno westchnęła i  oparła się wygodniej o fotel a jej głowa opadła na oparcie. Jay nie przestając całować ust, chaotycznie błądził dłońmi po szyi, ramionach, policzkach. Jej ciało poddawało się, stawało się uległe. Może nie chętne, ale jakby nieżywe. Jay ocierał się o nią, rozpinał guziki, odsłaniał dalsze połacie ciała. Zsunął biustonosz i ssał sutki. Miał wrażenie, że Carolin jest martwa. Prawie leżała, ręce zwisały bezwładnie z fotela, jakby była pijana.

- Carolin – wyszeptał – co się dzieje?

            Milczała.

- Tak bardzo cię pragnę – wyszeptał całując coraz żywiołowej.

            I wówczas ocknęła się. Odepchnęła Jaya.

- Idź już Jay. Nie możemy tego zrobić – powiedziała zakrywając piersi.

- Car!

- Proszę cię Jay. Zostaw mnie samą.

- Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz – spytał, chociaż wiedział.

- Jestem Jay.

            Bezszelestnie wyszedł z pokoju.

*

            Wracając zastanawiał się nad zachowaniem Carolin. Nie poznawał jej. Nigdy tak nie postępowała. Nigdy. Zawsze perfekcyjnie zadbana i przygotowana. Piękna i powabna, ale zimna i wyrachowana w każdym szczególe. Grała. Jay wiedział i czuł. Ale grała doskonale. Tym razem odsłoniła się. I to bardzo. Ten chłopiec był kimś więcej niż tylko synem znajomej. I Jay już wiedział, że nie była to akcja Organizacji.

*

            Jay wrócił do siebie. Kiedy zamknął drzwi, poczuł czyjąś obecność w mieszkaniu. Wrodzony instynkt mówił, że ktoś obcy był w mieszkaniu a może nadal jest. Zwiększył czujność i zapalił światło. W fotelu siedział Pat i uśmiechał się.

- Co się napijesz Pat – Jay usiłował być miłym gospodarzem.

- Koniak – rzekł mężczyzna. – Dobra robota Jay.

- Z lodem? – Nalał do kieliszków bursztynowy płyn. - Przecież znasz mnie Pat. Ja nie nawalam.

- Wiem.

            Mężczyźni patrzyli na siebie przenikliwie. Jay wiedział, że coś się dzieje. Zachowanie nietypowe, Carolin i wizyta Pata. W przestrzeni wisiała niepewność i nieufność, ale Jay nie musiał udawać. Był sobą. Nic złego nie zrobił. Jak zwykle wykonywał rozkazy.

- No dobrze – Pat upił łyk koniaku – widzę Jay, że jesteś niewinny. Padłeś ofiarą tym razem. A Carolin na pewno nie wtajemniczała cię w szczegóły. Wydała polecenie. A ty go wykonałeś. Jak zawsze.

            Jay zachowywał powściągliwe milczenie.

- Carolin tym razem wykazała się samowolą – Pat ciągnął monotonnie patrząc w przestrzeń. – Dziwię się jej. Taka chęć zemsty? Przecież oni są tylko narzędziami. Winien jest System. To tak jakby mścić się na siekierze, bo morderca użył jej do zbrodni. Chociaż to był jej … syn. Lecz w Organizacji nie ma miejsca na niesubordynację. Carolin dobrze o tym wie. I sądzę, że wybrała świadomie. Piekielnie inteligentna i skuteczna. Pracowała kiedyś dla wywiadu. Szkoda, że musi nas opuścić. Jay zajmiesz się tym.

            Zapanowała przeraźliwa cisza.

- Czy …

- Pytaj Jay.

- Czy to … konieczne?

- Wiedziałem, że zapytasz, chociaż nigdy nie pytasz. Niestety tak. Ten chłopak, syn Carolin był przypadkową ofiarą. Ale teraz System może powiązać, te dwa wydarzenia, odkryć prawdziwą tożsamość ofiary i wejść w Organizację. Nie możemy do tego dopuścić, bo niedługo rozpocznie się Misja. Wiesz o tym Jay – Pat podniósł się.  – I uważaj Jay – rzucił na odchodne – Uważaj na Carolin i jej sztuczki. Jest zdolna do wszystkiego. Do wszystkiego Jay a nawet więcej. To bardzo niebezpieczna kobieta.

*

            Jay siedział w fotelu. W pokoju panowały ciemności, ale za oknem, które miał przed sobą tętniło życie. Pulsowały neony i dochodziły odgłosy przejeżdżających samochodów. Na bezchmurnym niebie świeciły gwiazdy. Ale Jay tylko rejestrował a w głowie przewalała się kawalkada myśli. Nietypowe sytuacje wyjaśniły się. Zawsze udawał twardziela i dobrze mu to wychodziło. Teraz w głowie pulsowało; muszę zabić Carolin, kobietę, którą …. Nawet gdyby rozważał tysiące opcji działania, takiej by nigdy nie uwzględnił. Wszystko tak dobrze układało się. Aż za dobrze.

            W ręce trzymał pistolet. Bezmyślnie wyjmował to wkładał magazynek. Suchy metaliczny trzask rozcieńczał ciszę. Zazwyczaj zwiastował śmierć.

*

            Jay wrócił do hotelu. Carolin siedziała w tej samej pozycji, w jakiej zostawił ją dwie godziny temu. Nawet nie zapięła ostatniego guzika koszuli i jej piersi nadal wychylały się na zewnątrz. Gdyby nie delikatny ruch klatki piersiowej wyglądałoby, że nie żyje.

- Przyszedłeś mnie zabić Jay - uśmiechnęła się smutno.

- Czemu nie powiedziałaś, że to był twój syn?

- Bo chciałam, by bezpośredni sprawcy zginęli. Pragnęłam tego jak niczego w życiu. Gdybym wyznała prawdę, na pewno postąpiłbyś inaczej.

- Powinienem się domyślić. Wszystko było inaczej jak zawsze.

- Nie masz się, o co winić Jay. Ja wybrałam. Wiedziałam, jakie będą konsekwencje. Mam nadzieję, że ciebie nie będą podejrzewać.  Wysłałam informację i powinni uwierzyć.

- Czemu nie uciekłaś?

- Przed Organizacją nie ma ucieczki Jay – zawahała się – wykonaj wyrok. Dobrze, że ciebie wybrali. Takie nasze przeznaczenie. Może to zabrzmi dziwnie, ale nie chce mi się żyć. Mogłam uciec tak jak mówiłeś. Ale nie chcę. Nie chcę w ukryciu, samotnie przeżywać tragedii, której nie da się przeżyć. Wolę umrzeć.

            Zapanowała cisza. Jay patrzył na Carolin i po raz pierwszy od wielu lat poczuł, że będzie mu trudno wykonać wyrok. Od bardzo dawna nie czuł tak przerażającej i zadziwiającej wątpliwości. Zazwyczaj każdy werdykt wykonywał niczym maszyna zaprogramowana do konkretnego zadania. Żałował, że nie wszedł i nie zastrzelił kobiety. Tak byłoby najprościej. Ale nie zrobił tego, a co najgorsze wdał się w rozmowę.

            Przez długą chwilę mierzyli się wzrokiem. Carolin nie uciekała z oczami. Załzawione spojrzenie paliło go i przenikało. Ostatecznie kobieta wyszeptała.

- Jest ci ciężko Jay. Wiedziałam, że dasz mi szansę rozmowy. Nie zamierzałam o tym mówić, ale odchodzę, tak wiele razy chciałam ci o tym powiedzieć, nie było okazji, może była, ale nie wiedziałam jak to zrobić … nie wiesz jeszcze jednego Jay – popatrzyła tym razem spłoszonym wzrokiem. – Ta dziewczyna, o której niedawno wspominałeś to … byłam ja. I ten chłopiec, którego pomściłeś był twoim … zawiesiła głos i nie dokończyła. Ale powiedziała tak, że domyślił się.

- Kłamiesz – wyszeptał Jay. - Ostrzegali mnie, że jesteś zdolna do wszystkiego.

- Możesz mnie zabić. I tak już nie mam, po co żyć. Czy pamiętasz rozstanie z tamtą Carolin  – roześmiała się smutno. – Czy pamiętasz jak rozstawaliśmy się Jay? Co powiedziałeś, co ja powiedziała?

- Wszystko.

- Może to ja się pomyliłam, co do ciebie Jay. Już drugi raz. Chłopak, z którym kiedyś chodziłam, którego kochałam, który mówił, że mnie kocha a później zostawił, gdy byłam w ciąży zwracał się do mnie … Nino.

- Nigdy nikomu o tym nie mówiłem – wyszeptał Jay.

- Ja też.

- Jak to się stało, że cię nie poznałem?

- Jay. Poznałeś mnie. Dobrze o tym wiesz. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Gdybym tylko szepnęła właściwe słowo. Ale bałam się bardzo. Nie masz pojęcia jak bardzo. Czas też zadziałał no i współpracowałam kiedyś z wywiadem. Trochę mnie pozmieniali. Ale dobrze wiesz, że serce mówiło ci prawdę. Rozpoznałeś mnie bezbłędnie. Tak bardzo, że bałam się również tego.

- I cały czas ty wiedziałaś? I nic nie powiedziałaś? Nino. Czemu?

- Może to nie jest odpowiedź właściwa. Skrzywdziłeś mnie bardzo. Bardzo. Rana nigdy się nie zabliźniła. Ale chciałam ci wyznać prawdę wiedząc jak wygląda nasze życie. Lecz strach za każdym razem paraliżował mnie. Nie masz pojęcia jak wiele razy chciałam się pozbyć się tego brzemienia. Lecz ciągle wracało jak mnie potraktowałeś.

- Wiem. Chciałem naprawić błąd. Szukałem cię. Właściwie całe życie szukałem cię.

*

            I na Jaya spłynęła ulga. Podświadomie oczekiwał na wydarzenie, słowo, znak, który spowoduje zmianę jego myślenia. I doczekał się. Mimo wpojonej subordynacji nie mogło się pomieścić w jego głowie, że mógłby zabić Carolin. Pewnie wykonałby rozkaz, ale czekał, że coś go zmieni. I doczekał się. Nowe okoliczności radykalnie zmieniły jego nastawienie. Analitycznie przemyślał sytuację. Nie wszystko się zgadzało. Ale jednego był pewien: to była jego Carolin. W takiej sytuacji musiał przewartościować zasady. Najświętsze reguły mają wyjątki. Teraz taki nastąpił.

*

- Musimy uciekać – powiedział.

- Jay. Przecież wiesz, że przed Organizacją nie ma ucieczki. Nie ma gdzie uciec.

- Coś wymyślimy. Musi być jakieś wyjście – Jay momentalnie zobaczył, co mogą zrobić. Logiczny umysł już analizował okoliczności. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Zawsze w każdej sytuacji planował kilka ruchów naprzód. I ruchów wroga. Niczym szachista. Wiele opcji działania i skutki. – Przynajmniej musimy spróbować.

- Może i masz rację. Ale na razie powinieneś wrócić i zameldować o wykonaniu zadania. Dzięki temu zyskamy trochę czasu.

            Carolin zmieniła się nagle, co Jay momentalnie wyłapał. Wróciły słowa Pata: ona jest zdolna do wszystkiego a nawet więcej. Za wcześnie uwierzył. Imię to żaden dowód. Spojrzał na Carolin podejrzliwie. Wyłapała jego wzrok.

- Wiem, co sobie myślisz Jay. Czuję twoje myślenie. Ale mylisz się. Sama siebie zaskoczyłam. Miałam ci nie mówić o niczym. Wysłałam list, w którym wszystko wyjaśniam. Jutro go dostaniesz. Chciałam się zemścić również na tobie, za to, co mi zrobiłeś. Ale gdy tu przyszedłeś i nie zastrzeliłeś mnie tylko rozmawiałeś pomyślałam, że damy sobie jeszcze jedną szansę. Nie sądzę, że zdziałamy wiele, ale zanim odejdziemy możemy jeszcze zemścić się na winnych śmierci … naszego syna. Ci dwaj, którzy zamęczyli nasze dziecko już nie żyją. Ale winnych jest wielu i też muszą ponieść karę. A przy okazji, chociaż trochę poprawimy świat. A może się nam uda.

- Znasz zasadę. Walczymy do końca a nawet trochę dalej – ponownie rozwiała wszystkie wątpliwości.

- Pat czeka na ciebie. Wrócisz i powiesz, że mnie zabiłeś a zwłoki tak ukryłeś, że nikt ich nie znajdzie. Musisz się mieć na baczności. Może ciebie też będą chcieli zlikwidować, chociaż z tego, co wiem jesteś cennym członkiem Organizacji. Jeden z najlepszych w akcji. Wiesz jak Organizacja jest szczelnie zakonspirowana. Znasz tylko mnie i Pata. Wendy cię pilnuje. Ja znam trzy osoby i o dwóch wiem, że są w Organizacji.

- Ja wracam a ty się dobrze zakonspiruj.

Jay odwrócił się i nagle poczuł na skroni zimną stal. Kątem oka zobaczył Carolin jak celuje w jego głowę. Momentalnie przeanalizował sytuację. Nie miał żadnych szans. Carolin wiedziała jak się zabezpieczyć. I najlepsza pozycja do strzału i idealne przyłożenie pistoletu.

- Strzelaj Carolin – wyszeptał.

- Muszę cię zabić Jay – rzekła poważnie.

- Jeżeli musisz.

- Ale zanim to zrobię chcę wiedzieć, kim jesteś.

- Wszystko wiesz, czego jeszcze chcesz?

- Prawdy.

- Nie mam nic do powiedzenia Carolin. Jedynie to, że jeżeli byłaś moją Niną to bardzo kochałem cię. Zawsze. I będę zawsze. Możesz strzelać. Nie zależy mi na życiu.

            Opuściła pistolet.

- Przepraszam Jay ale musiałam cię sprawdzić. Teraz wierzę. Idź. Chciałabym żeby jeszcze do jutra nie wysłano za nami listów gończych.

- Czemu?

- Bo w południe przyjdzie list ode mnie. Chciałabym żebyś też mi uwierzył i zaufał bezgranicznie. Bo ja tobie już ufam.

*

            Jay wyszedł z totalnym mętlikiem w głowie. W jednej chwili tak wiele się działo. Już dawno nie miał tylu wrażeń w jeden wieczór. Nawet najniebezpieczniejsze misje były zazwyczaj rutynowe i tylko czasami wymykały się spod kontroli. Dzisiejszy wieczór zachwiał jego równowagę. Cały czas zastanawiał się czy faktycznie odnalazł Ninę. Wszystko na to wskazywało. No prawie wszystko.  Ale tak wiele pasowało. Miała rację Carolin mówiąc, że ją rozpoznał. Czuł, że to była jego Nina. Czuł tak bardzo. Lecz z drugiej strony znał swoje środowisko i od czasu do czasu był świadkiem tajemniczych i niewytłumaczalnych wydarzeń. Zazwyczaj nie dotyczyły go bezpośrednio, więc nie zastanawiał się nad ich istotą. Teraz sam znalazł się w epicentrum zagadkowych i niepojętych przeżyć.  Wiedział, że w tak gorącym momencie różnie mogło być, ale po szybkiej analizie zaistniałych wydarzeń uwierzył. Musiał. Pierwszy raz nie wykonał rozkazu. Wiedział, co grozi za brak subordynacji. W obecnej sytuacji nie miał wiele alternatyw. Spełniło się marzenie: odnalazł Ninę. Jednakże w jakże tragicznych okolicznościach. Przypomniał sobie zmasakrowanego chłopca. Czy był jego synem? Na to nie było żadnych dowodów. Miłość z młodości odnalazła się, lecz co do syna nie miał żadnej pewności.

            Ale należało skoncentrować się na przyszłości. Przez godzinę upewniał się, że nie ma ogona, po czym zlikwidował zawartość dwóch kryjówek na wypadek W. Wziął wszystko, co się mogło przydać: pieniądze, telefony, fałszywe dokumenty no i uzbrojenie. Wszystko przewiózł w miejsce, o którym wiedział tylko on.

            Zmęczony wrócił do domu i położył się spać. Rankiem jak gdyby nic zjawił się w biurze. Wendy już urzędowała. Tradycyjnie przywitała go promiennym uśmiechem i kawą. Przed południem spotkał się z Patem – w miejscu publicznym, więc nie groziło niebezpieczeństwo. Chociaż w Organizacji nie było żadnego pewniaka. Grey pilnował się dyskretnie i niezauważalnie.

            Zdał relację, ale wiedział, że będzie musiał dostarczyć dowody. Słowom w Organizacji nikt nie wierzył. Ale na razie nie myślał o tym. Pat wysłuchał i rozstali się.

            W południe tak jak mówiła Carolin, przyszła przesyłka. Jay upewnił się czytając list, że Carolin mówiła prawdę. Faktycznie opisała wiele epizodów z ich wspólnej przeszłości, których od nikogo nie mogła się dowiedzieć. Jedynie od prawdziwej Carolin. Parę szczegółów przekonało dosadnie Jaya, że to jest ta sama dziewczyna, z którą był kiedyś i którą bardzo kochał.

            Po południu spotkał się z Carolin upewniwszy się na sto procent, że nikt go nie śledzi. Sytuacja na razie wydawała się być idealna. Panowała cisza aż dźwięczało w uszach. Carolin wyglądała o wiele lepiej. Uśmiechnęła się blado.

- Przemyślałam wszystko Jay. Zostaliśmy sami. Zdani tylko na siebie. Teraz dla wszystkich jesteśmy wrogami. Będą na nas polować. Organizacja jest świetnie zorganizowana, ma dojścia do wszystkich instytucji, ale to tylko grupa ludzi. Musimy wyeliminować paru szefów Organizacji i rozsypie się. Braknie przywódców i koniec. Nie interesowałeś się polityką Jay?

- Nie za bardzo. Mówiono, że postępujemy jak najlepiej w słusznej sprawie i wierzyłem w to.

- Ale tak nie jest. Kiedyś jak ty do dzisiaj wierzyłam, że o coś wielkiego i pożytecznego walczymy. Wolność, sprawiedliwość. A teraz wiem, że nie.  Idee są piękne i górnolotne, ale ostatnio tylko biznes. Jesteśmy jedynie instrumentami do zbijania pieniędzy. Wiesz jak wygląda procedura? Wynajmują magazyny i niby przechowują w nim strategiczne towary wysoko ubezpieczone. My te obiekty niszczymy. Oni biorą odszkodowanie. A faktycznie w magazynach nie ma nic wartościowego. Pamiętasz ostatnią akcję? I rząd o tym wie. Godzi się by, zwalać winę na terrorystów. Terroryści stali się przykrywką do przeróżnych machloi i przekrętów. Najczęściej do zbijania fortuny. Albo usuwają niewygodnych ludzi. My już o nic nie walczymy. To tylko hasła. Jesteśmy narzędziami najgorszego terroru, jaki się pojawił – terroru biznesowego ludzi bogatych. W sprawach pieniędzy bogaci są zgodni. Jak ich zwał tacy są. Wiadomości i wybuchy dla maluczkich. Dla bogatych podział zysków. Gromadzą majątki, z których nie są w stanie korzystać, bo jak ktoś ma dziesięć pałaców to przecież ich nie używa. Jay, oni oszaleli. Siedzą zabogaceni w bezpiecznych miejscach i wysyłają niewinnych ludzi by mordowali niewinnych ludzi. Zatracili istotę celu.  Nawet definicję terroryzmu dopasowali do własnej sytuacji. Kiedyś ginęli winni by pokazać innym winnym, że nie są bezkarni. Teraz giną niewinni by straszyć kolejnych niewinnych. To jakaś paranoja. Nie możemy do tego dopuścić. My zrobimy inną rewolucję. Przywrócimy istotę celu terroryzmu. Przynajmniej spróbujemy.

            Jay słuchał słów Caroliny, ale jednocześnie zastanawiał się nad rozwojem wydarzeń.

- Jaki masz plan?

- Na razie poczekamy. Niedziałanie jest najlepszą formą działania. Niech oni wykonają pierwszy ruch. Przypuszczam, że zlikwidowałeś kryjówki. Jeżeli wyczyściłeś skrytki, to będą wiedzieć. Codziennie są sprawdzane. Pat już może wie, że nie wykonałeś zadania. Będzie się chciał spotkać. Pojedziesz Jay i zlikwidujesz go. Od niego zaczniemy.

*

            Przez chwilę leżeli obok siebie. Jay pragnął Carolin, ale bał się jej dotknąć. Tak wiele myśli pojawiało się w jego głowie, ale najczęściej o synu. Jakoś nie docierało do niego, że mógł mieć dziecko. W tym temacie nijak nie mógł się przełamać. Chciał wierzyć, że to jest prawda, ale cały czas wpychała się myśl, że Carolin mogła wykorzystać go. Nie chciał tak myśleć, ale nie mógł nad tym zapanować.

- Powiedz mi, jaki był – spytał szeptem.

            Przez długą chwilę milczała ciężko dysząc. Czuł jej ból.

- Był niesamowicie ciekawy wszystkiego. Bez przerwy zadawał tysiące pytań. Ale najwięcej pytał o ciebie.

- Co mówiłaś?

- Że musiałeś wyjechać. Kłamałam jak mogłam, bo co miałam mówić? Opowiadałam, że uciekłeś przed złymi ludźmi. I że przyjeżdżasz i obserwujesz go z ukrycia. Bo gdybyś się ujawnił, mogliby nas wszystkich pozabijać. Zawsze powtarzał, że znajdzie cię i obroni. Później coraz mniej pytał. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Nic nie mogłam zrobić. Nie umiałam.

            Zamilkła. Jay też nic nie mówił.

- Nigdy sobie nie daruję, że musiałeś swoje dziecko oglądać w takim stanie. Nigdy. Jak się dowiedziałam, że go … zamordowali myślałam, że oszaleję. Tego się nie da opowiedzieć Jay. Tych odczuć, myśli. Niby jesteśmy uodpornieni na podobne doznania, ale okazało się, że ja na pewno nie. Ostatecznie uznałam, że powinieneś go zobaczyć. Wybacz Jay. Nic nie mów, ale proszę cię wybacz mi. Może nie teraz, nie dziś, ale myśl o tym by mi wybaczyć.

            Popatrzyła w jego oczy. I chyba się domyśliła, co myślał, bo po chwili rzekła:

- Domyślam się, że nie dociera do ciebie, że to był twój syn. We mnie już uwierzyłeś. W fakt, że mieliśmy dziecko ciągle się wahasz. Nie winię cię, że tak myślisz. Też bym nie wierzyła. Mam nadzieję, że jakoś zdołam cię przekonać. Najprościej byłoby zrobić test DNA. Jak już wszystko skończy się szczęśliwie zrobisz sobie. Chciałabym żebyś nie miał żadnych wątpliwości. Niczego nie pragnę bardziej. I zrobię wszystko by tak się stało. Nie musisz wierzyć. Jeżeli nie zginiemy, dostarczę ci wszelkich dowodów, byś uwierzył Jay. Niczego więcej nie pragnę. Lecz powiem szczerze, że chciałabym by jak najwięcej winnych śmierci naszego dziecka poniosło karę. Jeżeli nam się uda to wszyscy. Bo jest ich dużo.

            Resztę popołudnia spędzili milcząc. Jay nie odważył się dotknąć Carolin.

*

            Wieczorem zadzwonił Pat i poprosił o spotkanie.

- Nie wierzę, że będzie chciał z tobą porozmawiać. Będzie chciał cię zabić, chociaż może też mieć nadzieję, że jak cię dorwie, wydusi z ciebie, gdzie ja jestem. Chociaż wie, jaki jesteś. Nie będę pytać, czy się boisz Jay, bo wiem, że się nie boisz.

- Postaram się wrócić Carolin.

- Masz wrócić Jay. Musisz.

- Wiem Nino. Wrócę.

- Uważaj na siebie. Pat na pewno dobrze się przygotował. Nie będzie sam.

- Wydaje mi się, że trochę poznałem jego tok działania. Poradzę sobie.

            Na miejsce przyjechał dwie godziny wcześniej. Willa Pata zdawała się być uśpiona. Ulokował się w miejscu skąd mógł obserwować oba wejścia.  Jay cierpliwie czekał. Pat przyjechał w towarzystwie trzech mężczyzn. Chwilę stali przed domem. Pat wydawał instrukcje. Rozeszli się po chwili. Jay poszedł za pierwszym. Kiedy szykował się zająć pozycję wbił mu nóż w plecy. Jęknął i osunął się na glebę. Upchał ciało w krzakach i poszedł poszukać drugiego. Obserwował bramę jakby nic innego na świecie nie istniało. Kiedy dostał w łeb kolbą pistoletu padł na podłogę. Jay chwilę czekał, ale nie dawał odznak życia. Trzeciego chwilę szukał. Musiał go zastrzelić, bo mężczyzna dojrzał Jaya. Ale był szybszy. Suchy trzask zmącił ciszę wieczoru. Pat też musiał słyszeć. Jeżeli usłyszał odgłos wystrzału domyślił się, że przeciwnik działa. Jay bezszelestnie przemieszczał się, bacznie nasłuchując i obserwując otoczenie. Nagle poczuł obecność istoty żywej, chociaż żaden najmniejszy sygnał tego nie zdradzał. Ale lata pracy nauczyły ufać instynktowi. Nie mylił się. Po chwili ujrzał zaczajoną sylwetkę Pata. On również go zobaczył. Ale Jay był szybszy. Strzelił nie celując. Pat upadł. Podbiegł, ale leżał. Jeszcze żył. Jay patrzył na niego spokojnie, chociaż Pat krwawił a oddech ulatywał.

- Jay umieram, wiem, że nie uwierzysz, ale nie mam już nic do stracenia ani zyskania. Carolin jest agentką rządu. Właśnie przed chwilą się dowiedziałem. Wszystko było z góry ustalone, wykorzystali, ciebie by spróbować rozbić Organizację. Byłeś najlepszy i Carolin wybrała ciebie. Rząd ją podstawił a ona wszystko sfingowała. Wykorzystała jakąś tajemnicę z twojej przeszłości Jay. Wywlokła niejasną historię z dawna, na którą dałeś się nabrać. Jeszcze raz powtarzam Jay, strzeż się Carolin.

            Coraz bardziej się męczył, gdy mówił, więc strzałem prosto w serce Jay ukrócił jego cierpienia. Bacząc, czy nikt go nie śledzi, wrócił do Carolin.

*

            Carolin siedziała przed laptopem i z tego, co zdążył zauważyć usuwała dane.

- Musimy zacierać za sobą wszystkie ślady. Będą nas ścigać do końca i wszyscy. I Organizacja i rząd. Na razie nic się nie dzieje. Jak już jesteś to rozumie, że wszystko poszło tak jak zaplanowaliśmy.

            Skrótowo opisał wydarzenia.

- Zdążył coś powiedzieć? – zapytała Carolin nawet nie patrząc w jego stronę. W obecnej sytuacji nie zachowywała się tak, jak tego oczekiwał.

            Zastanawiał się, czy przemilczeć słowa Pata, czy być z nią bezgranicznie szczery. Wybrał to drugie.

- Tak.

- Co?

- Że jesteś agentką rządu i twoim celem jest rozbicie Organizacji wykorzystując moją skromną osobę. Wszystko sfingowałaś i żerujesz na historyjce z przeszłości.

            Uśmiechnęła się, odwróciła od kompa i wreszcie popatrzyła tak jak tego oczekiwał i lubił.

- W połowie to prawda. Nie jestem agentką rządu a Organizację już teraz to faktycznie chcę rozwalić. Chciałam ją zmienić, zreformować, bo obecnie czyni wiele zła. Kiedyś było inaczej. Mieliśmy walczyć z Systemem, ale wnikając w jego struktury by je rozbić, nastąpił proces zasymilowania się. Organizacja na początku była typowo terrorystyczna. Terroryści to nie banda obszarpańców i desperatów. To dobrze wyszkoleni żołnierze mający zaplecze i najlepszych logistyków. Stoją za nimi przeróżne grupy lobbystyczne, dla których realizują zadania. Lecz najgorsze w terroryzmie jest to, że giną niewinni ludzie. Ale za wyjątkiem rodzin, nikt się ich losem nie przejmuje. Ludzi i tak jest za dużo. Na śmierci biednych nieszczęśników sprytni politycy budują swój cudowny wizerunek. Jacy to oni wrażliwi, jak się przejmują losem rodzin. Ale to tylko piękne słowa.  I nic więcej. A tak nie powinno być. Terroryzm powinien uderzać w winnych. Powinny ginąć konkretne jednostki, trzeba zabijać winnych. Państwo to reżim. Posiada struktury kontrolujące każdy zakątek kraju i każdego człowieka. To nie jest złe o ile państwem rządzą mądrzy ludzie. Lecz tak się zdarza sporadycznie. Najczęściej nad państwem tworzą się struktury, z którymi nie może sobie poradzić. Struktury niewidoczne, ale chcące rządzić i decydować o wszystkim. Tak jest najlepiej. Pełnia władzy i zero odpowiedzialności. Lecz w takich sytuacjach pojawia się grupa w opozycji. Niby chce dobrze, ale jedynie, co chce to wejść w ich pozycje. Piękne hasła, jednak żadnych zmian.  I tu pojawiamy się my. My Jay sobie z nimi poradzimy, bo chcemy zupełnie coś innego. My chcemy jedynie się zemścić. A tylko przy okazji coś zrobić dla innych.  Musimy zabić czterdzieści osiem osób winnych, bo czynili wiele zła i nadal to robią.

- Carolin. Żebyśmy nie wiem ile zabili osób i tak się nic nie zmieni. Na miejsce szuj przyjdą jeszcze większe szuje.

- Zmieni się Jay. Obiecuję ci. Gdy zabijemy czterdzieści osiem osób, wiele się zmieni. Zobaczysz. Pamiętasz Misję? W Misji planują zabić tysiące niewinnych ludzi. Wielu przypadkowych ludzi raczej dobrych, którzy nie dość, że się męczą żyjąc, to jeszcze muszą stracić życie, rodziny, zostać kalekami bądź patrzeć na cierpienia bliskich. I w jakim celu? W jakim? Tylko w jednym, by bogaci stali się jeszcze bogatszymi. Więc lepiej zabić kilkudziesięciu polityków realnie winnych. Bo każdy polityk czy rządzący jest w jakiś sposób winien. Ma władzę, może wiele zrobić a nic nie robi. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze, gdy robi zło. Jeden człowiek przy władzy może zrobić więcej zła niż tysiące anonimowych na ulicach. I terroryzm powinien uderzać w winnych. A nie w bezbronnych i niewinnych. Czemu o tym nikt nie mówi? Jak myślisz Jay? Jeżeli terroryści wysadzą centrum handlowe i zginie wielu Bogu ducha winnych ludzi myślisz, że politycy coś robią? Owszem mają na te okazje piękne słowa, ale nic więcej. W wiadomościach serwują bajki, w które mało, kto już wierzy. Lecz jeżeli ciebie to nie dotyczy szybko zapominasz. A życie toczy się dalej. Do kolejnego wybuchu. Gdy zaczniemy eliminować ludzi złych ze świecznika, rozpoczną się plotki i podejrzenia. Następcy będą się bać jak również ci, którzy mają nieczyste sumienia. Wierzę, że zdziałamy więcej zabijając parędziesiąt winnych niż tradycyjny wymiar sprawiedliwości szukający za wszelką cenę winy, nie wspominając o terrorystach mordujących tysiące niewinnych. Wyślemy informacje do prasy o naszej akcji. Oni uwielbiają takie tematy. Jedno słowo rozpleni tysiące.  Rozpoczniemy Krucjatę Sprawiedliwości. Krwawy terroryzm dla konkretnych jednostek winnych. To będzie nasza zemsta za nasze dziecko. O tym wiemy tylko my. Bo świat inaczej odbierze nasze działania. I o to chodzi. Bogaci nie mówią, że walczą o pomnażanie swoich majątków. Mają wiele innych pięknych słów na przykrycie realnych celów. Skorzystamy z ich retoryki.

            Jay patrzył na Carolin i chciał jej słuchać i słuchać. Tak pięknie mówiła. Jego Nina. Poczuł wyluzowanie i obojętność. Carolin zauważyła, że mówi za dużo.

-  Ale teraz odpocznijmy. Musimy wypocząć, bo spokój się skończył. Idziemy spać.

            Jay uśmiechnął się i popatrzył na kobietę.

- Nie mógłbym usnąć obok osoby, która przyłożyła mi pistolet do głowy – mruknął żartobliwie.

- Mógłbyś i możesz. Ty też chciałeś mnie zabić. Przyłożyłam ci pistolet do głowy, ale ciągle żyjesz – roześmiała się i przytuliła Jaya.

- Więc remis. Ale proszę powiedz, dlaczego tak się zachowałaś? Gdybym rzekł coś innego, mógłbym nie żyć? Chciałaś mnie zabić?

- Nie chciałam cię zabić. Chciałam się jedynie dowiedzieć, kim jesteś.

- I co?

- Dowiedziałam się.

- A ty, kim jesteś?

- Nie wiesz?

- Nie jestem pewien tak jak ty.

- Powinieneś. Tak jak ja jestem tak i ty powinieneś. Przecież ciągle żyjesz.

*

            Szykowali się do wyjścia. Pakowali uzbrojenie i dokumenty. Nagle Jay kątem oka zobaczył na dachu sąsiedniego budynku ubraną na czarno postać. Zza komina obok wychylała się lufa karabinu.

- Padnij – krzyknął i w tym samym momencie zaczęło się. Rozległy się strzały. Jay rzucił się pod okno. Widział jak Carolin turla się pod łóżko. Słyszał brzęk rozbijanego szkła i świst kul. Nagle drzwi się otworzyły. Jay strzelił od razu. Patrzył na Carolin. Pokazał jej by zbliżała się do wyjścia. Na dany znak Carolin przeczołgała się w kierunku drzwi zaś Jay w tej samej chwili wystawił rękę i na oślep strzelił w kierunku dachu, po czym podniósł się, chwycił torbę i razem z Carolin wypadli na korytarz. W okolicach drzwi ewakuacyjnych pojawiło się dwóch mężczyzn z pistoletami. Jay strzelił dwa razy i dwa ciała padły na posadzkę. Nie wypuszczając ręki Carolin skierował się w tę stronę. Przeskoczyli leżące zwłoki i wpadli na klatkę wyjścia ewakuacyjnego. Jay zwolnił i nakazał Carolin zachowanie ciszy. Powoli schodzili w dół. Bezszelestnie zbliżali się do parkingu. Nagle usłyszeli otwieranie się drzwi wyjściowych na parking. Jay wychylił się i czekał chwilę. Weszło dwóch mężczyzn. Ich zachowanie wskazywało, że czekają na nich. Gdy już zamknęły się drzwi, oddał dwa celne strzały.

- Znając działania Organizacji zostały jeszcze dwa albo trzy segmenty – szepnął do Carolin. Zobaczył, że kobieta trzyma dwa pistolety, które wyjęła z torby, gdy schodzili. Jay wymienił magazynek. – Musimy się dostać do auta. Gdy wyjdziemy, ja pobiegnę do samochodu, a ty mnie osłaniaj – kiwnęła głową.

            Jay gwałtownie otworzył drzwi i rozpoczął biec w kierunku auta. Słyszał jak Carolin strzela. Sam również był przygotowany, ale nic się nie działo. Nagle jednocześnie sobaczył czterech mężczyzn. Każdy czaił się w innym miejscu. Oddał dwa strzały i Carolin również musiała ich zobaczyć, bo ujrzał cztery padające ciała.

- Chodź – krzyknął do kobiety.

            Wsiadł do samochodu i podjechał po Carolin. Na razie nic się nie działo. Ale gdy wyjeżdżali z garażu zaatakowali ich z wszystkich stron. I z góry i z dołu. Snajperzy strzelali w kierunku samochodu a przy bramkach stało wielu mężczyzn. Carolin strzelała a Jay zmieniał kierunek jazdy. Przyspieszył nagle gwałtownie i rozbijając szlaban udało im się wyjechać na miasto.  Parę kul rozbiło szyby, ale nic im się nie stało. Jay coraz szybciej jechał, ale nikt ich nie gonił.

*

            Pół godziny później zajechali do hotelu i rozlokowali się w pokoju.

Carolin włączyła telewizor. W głównych wiadomościach właśnie podawano, że są poszukiwani. Wyjątkowo groźni i niebezpieczni, za szereg aktów terrorystycznych. Starsze zdjęcia, na których z trudem sami siebie mogli rozpoznać.

- Widzisz jak Organizacja współpracuje z rządem. Przecież policja niewiele o nas wie. Ale już teraz wie wszystko. W policji też są ludzie z Organizacji.

- Złapią nas – mruknął spokojnie Jay.

- Czemu? Nie damy się. Musimy się trochę zmienić by być nierozpoznawalnym dla zwykłych ludzi. Bo ci są najgorsi. Oni najwięcej donoszą. To może jest śmieszne, ale największą skarbnicą wiadomości, co się dzieje na ulicy i u sąsiadów są przeciętni ludzi, którzy nic z tego nie mają.

- Chyba przesadzasz Car.

- Akurat nie. Współpracowałam kiedyś z rządem. Nic nie kombinuj – uśmiechnęła się – więc wiem. Ale teraz jest inna sytuacja.  Jesteśmy tylko my. Chyba nie zdradzimy się. Mam plan Jay.

*

            Jay wyluzował. Nigdy nie miał planów górnolotnych, bo zawsze wykonywał polecenia i rozkazy. Nie musiał planować. Umiał analizować konkretną sytuację i szukać wyjść z położeń beznadziejnych. I zabijać. Ale stwarzać okoliczności przyszłościowe nie mieściły się w jego odbiorze rzeczywistości. Każda akcja była starannie zaplanowana a Jay jedynie ją wykonywał. Zazwyczaj nie było kłopotów a jeżeli się zdarzały umiał wyjść z nich obronną ręką. Tak przebiegało jego życie.

            Dlatego lubił, gdy Carolin decydowała. On miał wykonywać jej dyrektywy.

- Teraz się trochę pozmieniamy. Obetnę ci włosy i zafarbuję. Sama też zmienię image – uśmiechnęła się. Po czym z ochotą zabrała się do pracy.

            Po godzinie Jay nie mógł rozpoznać siebie w lustrze a Carolin w czarnych włosach na Kleopatrę wyglądała wyjątkowo powabnie.

- Jesteś szalenie ponętna – mruknął, ale nie miał dość odwagi by podejść i przytulić ją. Carolin żadnym gestem nie zachęciła go do działania. Miała inne cele i plany.

*

- Musimy dorwać człowieka, który stoi nad Patem. Zawsze jest z ochroniarzami, ale lubi łowić ryby i w niedzielę wywożą go w nieznane, gdzie w samotności oddaje się swojej pasji. Wcale się nie dziwię. Całe życie w niepewności w towarzystwie typów, którzy też mogą zmienić opcję. Tak się składa, że wiem gdzie może przebywać. Ochroniarzy musimy wyeliminować na zawsze – Carolin mówiła, a Jay słuchał jak ciekawego programu.

            Zaparkowali samochód w lesie. Jay objął Carolin i szli jak para zakochanych. Po chwili napotkali pierwszego ochroniarza. Patrzył na nich podejrzliwie, ale zachowywał się normalnie.

- Dzień dobry panu. Zgubiliśmy się – Carolin zagadywała, a gdy zaczął tłumaczyć jak dojść do wioski, Car mrugnęła okiem i Jay wyjął nóż, po czym mocnym ciosem zwalił go na ziemię. Drugi ochroniarz siedział w krzakach i zajadał batona. Jay bez żadnych problemów przeniósł go w zaświaty.

            Po paru minutach nad wodą zobaczyli starszego człowieka. Siedział na krzesełku, trzymał w rękach wędkę i obserwował spławik. Wyglądał jak emeryt na emeryturze. Carolin podeszła do niego a Jay nie pokazując się stanął z tyłu. Przypomniał sobie, że ostatnio widział Carolin z tym mężczyzną w restauracji, gdy Wendy mówiła, że towarzysząca mu kobieta jest prostytutką. Teraz rebus błyszczał jak gwiazda.

- Witaj Frank – powiedziała spokojnie Carolin. – Biorą ryby?

- Witaj Carolin – odpowiedział – Wiesz, że w dzisiejszym świecie biorą wszyscy z wyjątkiem ryb.

- Piękne miejsce sobie znalazłeś Frank. Cisza i spokój w stuprocentowej naturze. Zawsze powtarzałeś, że marzysz o takim uroczysku.

- Jedynie tutaj czuję się człowiekiem.

- Szkoda Frank, że tylko tutaj. Właśnie o tym zapomnieliśmy w Organizacji. Szukamy miejsc ustronnych, by poczuć się ludźmi. A tam gdzie nimi powinniśmy być, stajemy się … drapieżnikami bezwzględnymi.

- Ładnie to ujęłaś.

- Słuchaj Frank. Wiem, że jesteś rozsądny. Nie będę tracić czasu. Podasz mi dwa nazwiska i wpłacisz dziesięć milionów dla organizacji charytatywnej NITRA. Albo zginiesz.

            Mężczyzna milczał. Trawił usłyszaną propozycję.

- Carolin. Zapomnijmy o wszystkim i wrócicie do gry. Organizacji we dwójkę nie pokonacie. Pat nie miał racji, a może to była racja tamtej chwili. Sytuacja się zmieniła. Niedługo rozpocznie się Misja. To jest teraz najważniejsze.

- Frank. Teraz najważniejsza jest moja propozycja. Spełnisz ją i będziemy negocjować.

- Dobrze Carolin. Zaufam ci – rzekł. Podał dwa nazwiska – i tak więcej nie znam – uśmiechnął się, do Carolin.

- Wiem Frank i dlatego chcę tylko dwa.

            Mężczyzna wpisał na kartce dwa nazwiska. Carolin wyjęła tablet i podała. Frank powoli wprowadzał kody. Gdy przelew się dokonał, popatrzył na Carolin i uśmiechnął się smutno.

- Zaufałem ci Carolin.

- Widzę. Powiem, co już słyszałeś ode mnie Frank wiele razy, ale teraz dosadniej. Uważam, że działania Organizacji to czyste zło. A Misja to jedynie ból, cierpienie, płacz i… wzbogacenie się i tak już bardzo bogatych paru osób. Nie takie były nasze cele Frank. Dlatego chcę to zmienić. Miałam nadzieję, że cię przekonam. Ale mimo tego, że widzisz zło, jakie czyni Organizacja ciągle stoisz po jej stronie. Mogłeś zrobić wiele dobrego Frank, bo o to zaczęliśmy kiedyś walczyć. Ale wszyscy się zmienili. Nawet ty. Dlatego musisz odejść.

- Wiem, że nie uwierzysz, ale przekonałaś mnie i możemy siąść do stołu i przedyskutować twoją propozycję.

- Za późno Frank – Carolin wyjęła pistolet, przyłożyła do skroni mężczyzny i pociągnęła za spust. Staruszek nawet nie zdążył się zdziwić. Osunął się na ziemię i leżał spokojnie. Gdyby nie strużka krwi sącząca się na głowie, wyglądałoby, że śpi.

- Dlaczego Car? – Spytał machinalnie Jay.

- Chyba nie wierzysz Jay, że oni chcą z nami dyskutować i z powrotem przyjąć do Organizacji. Robią wszystko by się nas pozbyć. Wróg zawsze jest wrogiem. Nie wszystko wiesz. – Musimy ukryć ciała ochroniarzy i napiszemy list pożegnalny – Carolin włożyła pistolet do ręki leżącego mężczyzny – skrucha na stare lata. Napisała w tablecie: „Żegnam. Zrozumiałem, jakim byłem złym człowiekiem, więc odchodzę. Rodzinę przepraszam. Pozostałych proszę o wybaczenie”.

- Nikt w to nie uwierzy, ale podsuniemy pomysł do prasy i dla ludzi. Innych dowodów nie będzie – mruknęła Carolin.

            Ciała ochroniarzy zatopili w jeziorku i wrócili do hotelu. W wiadomościach nic nowego nie podawano odnośnie ostatnich wydarzeń.

*

- Popatrz się Jay. Jedno z nazwisk, które podał Frank to minister przemysłu. Jest w czołówce szefów Organizacji. Powiązany z mafiami i każdym, kto jest gotowy zapłacić. Wystarczy, że odejdzie i bardzo wiele się zmieni na dobre. Jest jak rak w narządzie. W telewizji miły i uśmiechnięty, ciepły, w rzeczywistości zimny i bezwzględny. Jego decyzje robią wiele szkód dla państwa i ludzi a nikt nawet o tym nie wie. Jednym podpisem zabija więcej ludzi niż jakakolwiek organizacja terrorystyczna. Jego musimy zlikwidować. Jest tak bezczelny i zadufany w sobie, że nie ma nawet ochrony. Pójdziemy dziś do niego.

- Czy jesteś pewna, że to jest prawda Carolin?

- Dziwię się Jay takim pytaniom. Pracujesz dla Organizacji tak długo i czy kiedykolwiek pytałeś?

            Przypomniał sobie, że zapytał tylko raz. Ale ostatnie wydarzenia zmieniły Jaya.

- Wybacz Car. Nigdy nie pytałem. Tylko raz.

- Nie będę pytać, ale domyślam się, że gdy kazali ci zabić …  mnie. Zaufaj mi Jay. Nie chcę mordować ludzi niewinnych. W naszej sytuacji. On może nie zabił naszego syna bezpośrednio, ale jego decyzje przyczyniły się do tego. I zamordował wielu innych niewinnych ludzi. Nie podważaj oczywistości Jay. To typowy cichy killer, niby przyjazny, bo przekazuje ochłapy dla organizacji charytatywnych, wygłasza piękne słowa. Ale bezlitośnie jednym podpisem skazuje tysiące na wymarcie. Takimi jednostkami powinni się zająć terroryści. Sądy nie odważą się go ruszyć, bo jest z nimi powiązany. Zaufaj mi. Znam jego perfidne działania i tragiczne skutki, ale nie sądziłam, że jest w Organizacji. I musimy działać szybko. Jak się dowie, że Frank nie żyje, zacznie coś podejrzewać.

*

            Zajechali pod rezydencję magnata. Carolin przedstawiła się dziennikarką z poczytnego magazynu dla bogaczy i brama otworzyła się. Gdy zajechali przed dziedziniec, Carolin szepnęła do Jaya: jak się zacznie włącz kamerę w telefonie, będziesz dziś reżyserem, może zdradzi interesujące prasę kulisy umów, jakie podpisał.

            Ochroniarze zaprowadzili ich do bogacza. Siedział uśmiechnięty popijając drinka.

- Kim jesteście? – spytał beztrosko.

- Chciałam przeprowadzić z panem wywiad – Carolin uśmiechnęła się – przepraszam za niespodziankę, ale tak zazwyczaj działam. Wierzę, że nie będzie żadnych problemów. Zadam parę pytań. Nasze kobiece pismo od dawna pana obserwuje i czytelniczki chciałyby dowiedzieć się paru rzeczy o panu.

– Siadajcie – wykonał ruch ręką i ciecie oddalili się.

- To, z jakiego pisma jesteście?

- Z pisma „Życie”, na które czekałeś całe życie – rzekła Carolin i mrugnęła, by Jay filmował.

- Wszystko, na co czekałem już do mnie przyszło – mruknął uradowany.

- Tylko tak ci się wydawało gnido. A umowa z CoinIntercargo? Jedna z wielu. Jesteś zdrajcą tego kraju i działasz na jego szkodę. Przyszliśmy wykonać wyrok – rzekła twardo Carolin.

- To jakiś żart – uśmiech zniknął i na twarzy pojawił się najzwyklejszy strach. – Przecież o tym nikt nie wie i nikt się nie miał dowiedzieć. To żart.

- To życie pajacu? Czy wiesz ile ludzi zginęło przez tę umowę? Ile za nią dostałeś?

- To nie jest tak jak się wam wydaje – usiłował się podnieść i zareagować.

            Car wycelowała w niego z pistoletu. Opadł na oparcie fotela. I uspokoił się. Zdechł. Trwoga zmieniła rysy w karykaturę. Pewnie nie spodziewał się, że ktoś może go zdemaskować i zaatakować.

- Zmusili mnie.

- Kto? Nazwiska?

- Nie mogę podać. Możemy się dogadać.

- Niestety tym razem nie ma dogadywania. My nie jesteśmy z CoinInterCargo. My się nie dogadujemy. Gadaj, kto cię zmusił?

- Nawet nie wiem – zakwilił.

- Media wywęszą, kto? Dziś podamy im namiary. Ale ty już się nie dowiesz. Dziwne, że zmuszali cię a nawet nie wiedziałeś, kto? Czy tak się zachowuje minister?  Ale ty tylko udawałeś ministra. Tak naprawdę to jesteś menda i obelga dla zwykłych ludzi. Interesował cię tylko stan konta. Nie zasługujesz nawet na sąd. Giń – Carolin strzeliła w głowę.

- Kolejnej gnidy mniej – mruknęła rzucając na biurko karteczkę z napisem: niech następca nie będzie taki jak on, bo ….

            Jay nawet nie wiedział, że przygotowała taki staromodny gadżet. Patrzył z podziwem na swoją Ninę. Taka właśnie była.

            O dziwo nigdzie nie było ochroniarzy. Pewnie zadowoleni, że boss ich zwolnił pochowali się po kątach.

            Gdy odjeżdżali, usłyszeli wycie policyjnych wozów. Z ledwością zdążyli. Pod hotelem, w którym się zatrzymali stało również mnóstwo policji.

- No to mamy problem – mruknęła Nina uśmiechając się do Jaya. – Ciekawe, gdzie się zatrzymamy.

            Jay przestał się martwić o cokolwiek. Wiedział, że Nina wszystko przygotowała perfekcyjnie i razem pokonają wszystkich.

*

            Zajechali do lasu. Carolin zaparkowała przed małą chatką.

- Jay. Wiedzą już gdzie jesteśmy. Pewnie we wszystkich urządzeniach są czujniki naprowadzające. Zaraz sprawdzimy. O tym miejscu nikt nie wie. Weźmiemy tylko dwa pistolety, o których wiem, że są stuprocentowo pewne, bo sama je kupiłam i nikt nie miał do nich dostępu. Wszystko zostawimy tutaj i poczekamy na reakcję. Niedaleko mam przygotowane miejsce, gdzie się schowamy. Niczego, w czym jest, chociaż malutki czip nie bierz Jay. Telefony, tablety, pistolety, nawet ubrania. Kupiłam nowe.

            Przebrali się, wyszli z samochodu i poszli w głąb lasu. Nieopodal stało olbrzymie drzewo. Carolin zdjęła duży połać kory i Jay zobaczył wydrążone wewnątrz miejsce. Weszli i Carolin zasłoniła wejście.

- Jesteś świetnie przygotowana.

- Wiesz, jaka jest nasza praca. Jaki los. Zawsze się przygotowywałam na taką chwilę.

- Ja też – mruknął – ale aż tak to nie.

            Przez otwory w korze widzieli chatkę i najbliższe otoczenie. Miejsca było niewiele. Tak mało, że przytulili się. Jay czuł na szyi oddech kobiety i jej ciało na swoim. Podniecił się gwałtownie. Nagle usłyszeli świst i potężne uderzenie zmiotło samochód. Drugi pocisk rozwalił chatkę. Mimo takiego obrotu sprawy poczuł rękę Carolin na brzuchu. Znalazł jej usta. Przypomniał sobie swoją Ninę. Też lubiła się kochać w przeróżnych miejscach i sytuacjach ekstremalnych. Uniósł do góry spódniczkę. Jednocześnie patrzył, co się dzieje. Widział paru mężczyzn w okolicy płonących szczątków samochodu i domku. Ale Caroli szepnęła, że są bezpieczni i nie przestała szalonej eskapady dłoni po jego ciele. Wniknął do środka, czuł gorący oddech i bezgłośne jęki. Objął za pośladki i rozkoszował się cudowną chwilą. Szepnął do ucha wyznanie. Odwzajemniła gorącym szeptem. Mimo braku miejsca całował piersi, ssał sterczące sutki. Powoli poruszał biodrami i czuł napierające biodra Carolin. Spojrzał poprzez zza głowy, ale chatka i auto ciągle płonęły a mężczyźni czekali. Gwałtowniej natarł na ciało Carolin. I skończył.

Jay skoncentrował się na sytuacji wokół domku. Już zorientowano się, że akcja przyniosła fiasko. Nie odnaleziono ciał.

- Są niedaleko. Rozdzielimy się na cztery grupy i znajdziemy ich – usłyszeli.

- Jest ich ośmiu. Ty czterech i ja czterech – szepnął Jay do ucha Carolin.

- Nie będziemy bezcelowo narażać się. To tylko żołnierze. Może nam się nie udać. Poczekamy. W tej sytuacji nie ma, co ryzykować.

            Obserwowali rozwój wydarzeń. Mężczyźni przeszukiwali resztki spalonej chatki i najbliższą okolicę. Jeden zbliżył się do drzewa, w którym ukryli się. Słyszeli jego oddech. Młoda twarz z blizną biegnącą od czoła do brody. Jay przytulił Carolin i znowu poczuł pożądanie. Mężczyzna oddalił się.

- Tak bardzo cię pragnąłem. Czułem, że to jesteś ty Nino.

- Widziałam.

- Więc dlaczego?

- Nie mogłam – zaczęła go całować – wiesz, dlaczego, ale teraz jestem twoja, na zawsze, wierzę, że już mnie nie zostawisz.

- Wiesz, że nie. Najwyżej zginiemy razem. Czemu cię nie poznałem? Ciągle to do mnie nie dociera. Miliony razy wyobrażałem sobie nasze spotkanie. I zawsze bezbłędnie cię rozpoznawałem. Zawsze. Nie było innej opcji.

- Poznałeś Jay. Dobrze wiesz. Poznałeś i czułeś, ale bałeś się. Przecież mówiłeś, że przypominam ci Carolin.

- To prawda. Ale czemu nie powiedziałaś? Przecież mogłaś.

- Wiem. Mogłam i chciałam. Domyślam się, że wyobrażałeś sobie nasze spotkanie na miliony sposobów, ale nigdy, że ja się nie przyznam. I dlatego miałeś wątpliwości. Nigdy sobie tego nie daruję, że nie mogłeś poznać swojego syna, jak żył. Tak bardzo chciałam ci o tym powiedzieć. Jay wiele razy chciałam, ale bałam się, nie było okazji, może i była, ale nie masz pojęcia jak bardzo się bałam.

- Powiedz mi o nim więcej.

- Nie wiedziałam, że tak głęboko był zaangażowany. Mało mówił o sobie. Zresztą odkąd poszedł na studia nasze relacje rozluźniły się. Prawdę mówiąc już dużo wcześniej, bo ciągle pytał o ciebie a ja straciłam inwencję, by wymyślać kolejne bajki. Zaczęliśmy oddalać się od siebie. Nikt nie wiedział, że mam syna. Wiesz, dlaczego. Mieszkał z moją matką. Żył swoim życiem. Połączenie twoich genów z moimi dało dawkę śmiertelną. Wiedz jedno, że nigdy sobie nie daruję, iż odszedł nie poznawszy ciebie. Nigdy. Nie tak miało wyglądać wasze spotkanie. Wybacz mi Jay. Proszę powiedz, że nie masz do mnie żalu. Proszę. To zbieg wielu okoliczności. Ale przede wszystkim moja wina. Mimo tego chciałabym, byś mi wybaczył tak szczerze i powiedział, że nie masz do mnie żalu

- Nie mam Carolin. Rozumie i …

            Wieczorem wyszli z kryjówki.

- Niedaleko mam ukryty samochód. Ten na sto procent jest czysty.

*

            Jay szedł przodem trzymając Carolin za rękę. Gdy było to możliwe, przyspieszał. Nagle w okolicy olbrzymiego drzewa odwrócił się i przywarł ciałem do Carolin.

- Co się stało?

- Musimy nadrobić zaległości, a biorąc pod uwagę, że w każdej chwili możemy zginąć nie możesz mi siebie żałować. Tak bardzo mi było brak ciebie przez całe życie. Nie masz pojęcia Nino.

- Wiem. Ja czułam podobnie - Carolin przygarnęła go i objęła przyzwalająco.

            Przed północą dotarli do stacji benzynowej. Carolin wskazała na stojący samochód.

- Naprawdę jesteś świetnie przygotowana.

- To prawda. Jestem. Ale ty też byłeś przygotowany. Takie nasze życie. Ale ja usiłowałam zreformować Organizację. Franka usiłowałam przekonać. Pata. Nie dało się. Więc się przygotowywałam na wszelki wypadek.

- Licząc na mnie.

- To prawda kochany. Na ciebie najbardziej liczyłam. Chociaż nie tak miało być. Pamiętaj o tym.

            Wsiedli do samochodu i jechali przez pół godziny. Przed północą zatrzymali się w Motelu.

*

- Co teraz – spytał Jay, gdy rozlokowali się w motelowym pokoju.

- Trochę odpoczniemy. I stworzymy tymczasową nową Organizację, której celem będzie eliminacja niebezpiecznych jednostek ze świecznika. Jeżeli będą karani za świadome złe decyzje, to następni będą się bać. Historia pokazuje, że jak mądry polityk chciał zrobić coś dobrego, zaraz go usuwali. Kiedyś szaleńcy do nich strzelali. Pomyleńcy starannie wyselekcjonowani. Dziś metody są bardziej subtelne: pozytywnie nastawieni włodarze popełniają samobójstwa, chociaż godzinę wcześnie planowali kolejny tydzień, ulegają tragicznym wypadkom, bądź zapadają na dziwne i śmiertelne choroby. My będziemy robić odwrotnie Jay. Zaczniemy eliminować złych dysydentów. Takich jak my jest więcej. Pokażemy ludziom, że mimo szczelnej ochrony władze nie są bezpieczne i bezkarne. Bo takie panuje przekonanie i tak jest. Za konkretne decyzje jednostki cierpią niewinni ludzie. My Jay rozpoczniemy i postaramy się to zmienić. Trzeba ukarać winnego. Mam trochę informacji i tropów na temat ministra, którego właśnie usunęliśmy. Zaraz roześlę wiadomości, gdzie się tylko da. W dzisiejszych czasach media zastąpiły służby wyłapywania przestępców. Pewnie domyślasz się, dlaczego. Wierzę, że niezależne agencje zajmą się tropieniem przestępczej działalności naszego ministra. Bo on jest … raczej był jednym z groźniejszych mafiosów naszej rzeczywistości. I jego w pierwszej kolejności winni wykończyć terroryści.

            Carolin wyjęła pen drajw i umieściła w tablecie. Jay patrzył jak dotyka ekranu. Sprawnie dzieliła pliki. Na koniec nacisnęła enter.

- Dzisiejsza technika – uśmiechnęła się do Jaya – nie trzeba się męczyć. Nie to, co za naszych czasów – objęła Jaya – zwykły list to wiele wysiłków i zachodu.

- Nie namierzą nas? – Spytał Jay.

- Wysłałam tylko wiadomości. Sama nie wiem, jaki będzie odzew. Może żaden. Ale gdy rano podadzą informację o śmierci ministra, wierzę że moje wskazówki rozplenią się niczym króliki. Do rana możemy spać spokojnie. Nikt nie powinien nas namierzyć.

*

            Obudzili się przed szóstą.

- Włączyć telewizor – spytał Jay.

- Nie – Carolin uśmiechnęła się. – Tak szczerze to mnie już nie interesuje. Zrobiliśmy, co trzeba. Resztą niech się zajmą inni. Nie mamy na to żadnego wpływu. Teraz przed nami inne wyzwanie. W tej chwili nie możemy dopuścić do Misji. Misja to masakra niewinnych ludzi i dewastacja stolicy. Wszystko już przygotowane. Musimy jak najszybciej usunąć kolejną osobę, którą wystawił Frank. I dorwać Wendy. Musimy złapać Wendy. Jest wyjątkowo bezwzględna. Ona nas doprowadzi do szefa. Była łącznikiem. To córka jednego z bossów. Ona cię pilnowała Jay. Od dziecka szkolona na agentkę. W Organizacji struktury działały wzorcowo. Każdy bojownik jak ty Jay, miał dwóch opiekunów.

-Ty byłaś moim opiekunem Carolin?

-Tak. Musisz wiedzieć, że opiekun w razie W, miał zlikwidować podopiecznego.

- Wiem, gdzie mieszkała Wendy. Ale w obecnej sytuacji pewnie już tam nie mieszka.

- Kto wie. Może czeka na nas. Jedziemy Jay.

*

            Zajechali przed siódmą. Jay zaparkował samochód parę przecznic dalej i unikając oświetlonych miejsc podeszli pod mieszkanie Wendy. Bezszelestnie dostali się do mieszkania. Wendy najzwyczajniej zasnęła czekając. Trzymany w ręce pistolet osunął się na kolana. Przywiązali ją do fotela. Gdy kończyli, ocknęła się. Przez moment oceniała sytuację. Z nienawiścią popatrzyła na Carolin.

- Ty suko - wysyczała. - Zdradziłaś nas. Jay? Jak mogłeś dać się jej omotać? Byłeś najlepszy. Zabij ją.  Mój ojciec wszystko ci wybaczy.

- Zamknij się i gadaj, gdzie twój ojciec – Carolin z całej siły przywaliła jej w twarz. – Zabawa w gangsterkę pod skrzydełkami tatusia skończyła się dziewczynko. Zaczyna się prawdziwe życie.

- Jay. Jak możesz pozwolić? – Poskarżyła się ocierając językiem strużkę krwi sączącą się z ust.

- Więc powiedz Wendy. Chcemy tylko pogadać z twoim ojcem – rzekł łagodnie i odsunął Carolin.

- Jak z Patem – krzyknęła i ponownie oblizała krew spływającą z ust.

- Pat nie dał nam szansy rozmowy Wendy. Dobrze wiesz. Chciał nas zabić, ale byliśmy lepsi. Ale teraz sytuacja się zmieniła. Chcemy negocjować. Wiemy, że twój ojciec jest właściwą osobą. Uwierz mi Wendy. Nikogo nie chcemy skrzywdzić.

- Chciałabym ci wierzyć Jay.

- Czy kiedykolwiek się na mnie zawiodłaś? Uwierz mi również dziś. Nie masz wielu opcji działania.  Daj nam i sobie szansę.

- To prawda. Nigdy się na tobie nie zawiodłam Jay. Dobrze. Dajcie mi telefon to zadzwonię.

- Wendy. Masz nas za głupców? Chcemy pogadać tylko z twoim ojcem. Mamy dla niego ofertę, która powinna zadowolić w obecnej sytuacji wszystkich. Jak zadzwonisz, przywitają nas tabuny żołnierzy. Chyba nie sądzisz, że damy się w ten sposób podejść.

- I tak was przywitają - mruknęła.

- Ale w sytuacji, gdy mamy ciebie, twój ojciec nic głupiego nie zrobi. Wendy nie masz wyjścia.  Zrób, o co cię proszę a gwarantuję, że cie wypuścimy. Uwierz. Nie mógłbym cię skrzywdzić, nie chciałbym. Wendy, ideały są piękne, ale życie jeszcze piękniejsze. Pomyśl. Jesteś taka młoda. Całe życie przed tobą. Struktury się rozpadają, ale życie jest jedyną i unikalną wartością każdego człowieka. Czy warto poświęcać coś tak drogocennego dla może najcudowniejszych, ale tylko abstrakcji?

- Dobrze. Dam wam namiary na ojca. Ufam ci Jay i wierzę, że mnie nie skrzywdzisz.

- To prawda Wendy. Nie mógłbym cię skrzywdzić.

- Ale ja mogę – rzekła twardo Carolin. – Daj nam tatusia telefon, który odbierze. Bo nieznany, na pewno zignoruje. Nie baw się, bo szkoda czasu … twojego … gangsterko – wysyczała groźnie Nina.

            Wendy zmierzyła ją nienawistnym spojrzeniem.

*

            Gdy zabezpieczyli mieszkanie i dziewczynę, Jay przygarnął Carolin.

- I co teraz bosss … ka?

- Działamy. Wszystko idzie jak na razie dobrze. Zadzwonimy do Boba. Mam nadzieję, że nie jest na tyle szalony, by poświęcić córkę. Dzwonisz Jay?

- Ja nie jestem dyplomatą. Jestem żołnierzem.

- Z Wendy sobie poradziłeś całkiem dobrze – uśmiechnęła się Carolin.

- Dzięki tobie. Ostro zaczęłaś.

- Myślę, że gówniara zakochała się w tobie. Chociaż wcale się nie dziwię – popatrzyła zalotnie i Jay poczuł podniecenie.

            Lecz nie skomentował uwag Niny. Również nie wykonał żadnego ruchu. Wraz z narastającym pożądaniem pojawiła się refleksja nad priorytetami.

            Carolin wykręciła podany przez Wendy numer. Od razu odebrano telefon. Przez chwilę rozmawiała. Śmiała się jakby prowadziła towarzyską konwersację. Umawiała się niczym kochanka na randkę.

            Jay patrzył z nieukrywanym podziwem. Carolin żonglowała słowami tylko mimochodem wspominając o tragicznym położeniu Wendy. Groźby śmierci nie odniosłoby bardziej piorunującego wrażenia, jak żartowanie błahostkami ocierającymi się o tragedię. Ale pewnie Jay patrzył inaczej, jak tego oczekiwała Nina.

- Musiałam Jay – tłumaczyła się – nie chcę uśmiercać Wendy, ale jej ojciec to główny boss Organizacji. Jak jego dorwiemy, mamy w rękach Organizację i Misję. Jesteśmy bardzo blisko.

*

            Zajechali do rezydencji ojca Wendy. Przepych i bogactwo raziły wszystkie zmysły. Po krużgankach i ścieżkach demonstracyjnie przechadzali się ludzie uzbrojeni od kolan do uszu. Carolin z Jayem szli powoli i spokojnie. W razie ataku ich szanse były zerowe. Po chwili podszedł do nich młody człowiek i oznajmił, by podążali za nim.

            Zaprowadził ich do Szefa. Carolin momentalnie przystąpiła do negocjacji.

- Słuchaj Bob. Tak jak wspominałam przez telefon, jeżeli coś się nam stanie, twoja córka umrze. Nie znajdziecie jej. Nawet, jeżeli weźmiecie nas na tortury nic nie powiemy, bo nie wiemy gdzie jest. Konspiracja totalna jak w Organizacji, zresztą wiesz o tym. Jej życie zależy od ciebie i nas, jako pośredników. Ale w razie pomyłki w jednej spółgłosce twoja córka umrze. Znasz zasady Bob. Potrzebujemy paru informacji i zostawimy ciebie i twoją córkę. Nie wy jesteście celem.

- Wiem Carolin, że dążysz do rozbicia Organizacji. Wszyscy cię o to podejrzewali, tylko ja ciebie broniłem. Frank ciągle powtarzał, o twoich zapędach separatystycznych.

- Frank już zmienił zdanie. Przyznał mi rację i chciał negocjować.

- Pięknie opowiadasz, ale wiem już niestety, że Frank nie żyje. To twoja robota?

- Co wiesz nie jest już ważne Bob. Teraz masz inne priorytety. Życie twojej córki jest zagrożone. Ale możesz jej pomóc. Potrzebuję listy wszystkich członków Organizacji. Wiem Bob, że ją masz. I tu masz rację. Chcę rozwalić Organizację, bo czyni wiele zła. Zaczynaliśmy mając piękne cele. A teraz jest tragicznie. Nie mogę dopuścić do Misji, bo przyniesie jedynie wiele zła. Dziwię się, że chcecie tej Misji. Przecież ona niczego nie zmieni. A ja wiem, co trzeba zrobić by zaszły zmiany. Do tego nie trzeba Misji. Dasz nam to, czego chcemy i być może zakończy się to dla ciebie i twojej córki pomyślnie. I to nie podlega negocjacji. Zasada jest prosta. I zaznaczam, że niczego nie obiecuję. Nie chcę niczyjej krzywdy, ale wiesz, że w naszym zawodzie obiecanki czy przyrzeczenia są tylko pustymi słowami.

- Dobrze Carolin. Dostaniesz, co chcesz. Listę mam przy sobie na pen drajwie, ale on działa jedynie na moim laptopie, który jest w innym miejscu?

- Gdzie? W sekretnym domku nad morzem?

- Zadziwiające, że wiesz o nim.

- Wiem.

- Zdumiewające Carolin jak ty wiele wiesz. O moim domku nikt nie wie, ale Carolin wie. Czy ciebie Jay nie zastanawia Carolin? Sądzisz, że działa w pojedynkę. Tak perfekcyjnie przygotowana i poinformowana?

- Bob. Jay jest ze mną i nic tego nie zmieni. Jego jestem bardziej pewna jak siebie. Gdybym nie była, nie byłoby nas tutaj. Zaprzestań lichych podchodów.

- Rozumie. Więc nie pozostaje nam nic więcej. Ufam, że jeżeli spełnię wasze żądania, to i wy w zamian się zrewanżujecie. Pewnie to nie jest dla ciebie istotne Jay ale Wendy zakochała się w tobie. Wiele razy chciałem ją odsunąć od ciebie, ale zawsze umiała mnie przekonać. Kocham ją bardzo i jest dla mnie najważniejsza. Dostaniecie, co chcecie, ze mną zrobicie, co uważacie, ale proszę jej dajcie jeszcze jedną szansę. Żałuję, że wciągnąłem ją do Organizacji, ale jest już za późno na cokolwiek. Uwzględnijcie jej młody wiek.

- Obiecuję Bob. Nie skrzywdzimy Wendy, jeżeli nam pomożesz. Ale pamiętaj. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo twoja córka umrze … z głodu i pragnienia. To straszna śmierć. Dobrze o tym wiesz – powiedziała twardo Carolin.

- Wybacz Carolin, ale chciałbym to usłyszeć od Jaya. Powiedz Jay, że nie skrzywdzisz Wendy.

- Jeżeli dostaniemy co potrzebujemy, Wendy z naszej strony nic nie grozi. Obiecuję i nie jest to dla mnie puste słowo.

- Dzięki Jay. Mimo matowej pozycji wierzę ci. Jej postępowanie wynika z mojego wychowania … złego, co muszę przyznać. Ale jest młoda, więc chciałbym by jeszcze trochę pożyła.

            Wsiedli do samochodu. Pen drajw Carolin schowała do kieszenie. Jay prowadził, Bob siedział obok a Carolin z tyłu.

            Przez dłuższy czas jechali milcząc.

            Nagle Bob silnie uderzył Carolin i złapał Jaya za szyję. Napad był tak niespodziewany, że zamroczył kobietę. Również Jay nie mógł sobie poradzić z atakiem napastnika. Samochód zaczął jechać wężykiem, chwilami ocierając się o barierki. Jay usiłował uwolnić się skoncentrowany jednocześnie na utrzymaniu toru jazdy. Szamotali się prąc w kierunkach przeciwnych. Jay jedną ręką trzymał kierownicę a drugą walił Boba, gdzie popadnie. Wiedział, że próba uwolnienia szyi nic nie da, bo mężczyzna zakleszczył rękę i coraz mocniej cisnął. Jay poczuł, że się dusi, bo mimo odwetu pętla zaciskała się coraz mocniej. Samochód nabierał prędkości odbijając się od bocznych barier.

            Nagle Jay usłyszał huk wystrzału i Bob osunął się na fotel. Momentalnie auto uzyskało płynność jazdy i zaczęło jechać prosto. Jay oddychał głęboko normując poziom tlenu w płucach. Już dawno nie doświadczył, tak gwałtownego ataku na swoje życie. Może, dlatego dał się zaskoczyć. Zazwyczaj to on zaskakiwał.

- Niedobrze. Nie sądziłam, że będzie próbował – mruknęła Carolin ocierając krew z ust. – Szkoła starej gwardii. Walka do końca mimo wszystko. Wiedział, że nie ma żadnych szans, ale próbował – powtórzył Jay wpojoną formułkę.

- Lecz mimo to byłaś przygotowana.

- Zawsze jestem. Jeżeli nie dostaniemy się do informacji o Organizacji niewiele będziemy mogli zrobić. Myślę, że w chwili obecnej priorytetem my jesteśmy. Nie rozpoczną Misji dopóki żyjemy.

- Ale mogę się mylić – dodała po chwili.

- Sądzisz, że trzyma takie dane na laptopie?

- Myślę, że tak. Już się tak rozsmakowali we władzy, że zatracili granice rozsądku. Niesamowite pieniądze i powiązania z władzami. Bezkarność. Niewidoczni, ale trzymają niteczki wszystkich dysydentów i sterują nimi jak chcą. Czują się bogami.

            Przez chwilę jechali milcząc. W końcu Jay nie wytrzymał.

- Powiedz mi Carolin skąd wiesz o jego domku nad morzem.

- Jay. Tak szczerze to żadna tajemnica. Nie żyjemy w próżni. Jeżeli coś masz, wszędzie są ludzi i dowiedzą się o tym. Nie byłam nigdy zaproszona do sławetnego domku, ale wiedziałam o nim od dawna i wiem gdzie jest. Naprawdę to żaden sekret. Ale widzę jedno. Organizacja wszelkimi sposobami chce ciebie odsunąć ode mnie. Próbują na różne sposoby. I ciągle dajesz się wciągać w ich gierki. Dużo wcześniej dałam ci wybór. I wybrałeś.  Ale w każdej chwili możesz z niego zrezygnować.

            Jay patrzył na nią i patrzył. Uśmiechał się przepraszająco, ale Carolin tym razem nie skorzystała z zaproszenia do flirtu.

- Nie musisz mnie przepraszać Jay. Już lepiej mnie zastrzel.

*

            Nagle usłyszeli wycie syren policyjnych.

- Pewnie ktoś zadzwonił na policję – rzekła Carolin – zjedź Jay – wskazała na ukazujący się właśnie zjazd. – Musimy zniknąć z autostrady, bo pewnie mają już nasze dane i szukają nas.

            Jay włączył kierunkowskaz i zjechał. Po ujechaniu około kilometra wjechał do lasu i zatrzymał samochód.

- Co zrobimy ze zwłokami? – Spytał Jay wskazując na trupa.

- Wrzucimy ciało do morza. Nieopodal domku jest skarpa. Nie mamy czasu na pogrzeb – roześmiała się. – Nie zasługuje, tak wiele zła zrobił. Więcej niż ci z rządu.

            Carolin w telefonie uruchomiła GPSa i szukała drogi dojazdu nad morze.

- Możemy dojechać bez autostrady. Jedź, będę cię kierować.

            Kwadrans później zajechali na skarpę. Wynieśli ciało i zrzucili w obmywające skały spienione fale. Pięć minut później zajechali pod domek. Niczym nie wyróżniał się wśród innych stojących obok. Gdy weszli do środka, spokój uderzył ze wszystkich stron.

- Jesteś pewna Car, że nikogo tu nie ma?

- Tak. Bob był przekonany, że nikt niewłaściwy nie wie o nim. Tu się czuł bezpieczny. Bez ochraniarzy i całej otoczki. Zresztą jak każdy gangster tej klasy czuł potrzebę komfortowego azylu. Pamiętasz Franka. Łowił ryby w zaciszu. Tylko znowu nie podejrzewaj mnie, bo wiedziałam – roześmiała się.

            Weszli na górę. W gabinecie stał laptop.

- Poradzisz sobie – spytał Jay.

- Ukończyłam kurs podstawowy obsługi kodów zabezpieczających – Carolin uśmiechnęła się. – Zazwyczaj hasło jest bardzo proste. Podejrzewam, że w przypadku Boba to imię jego córki z paroma cyframi. Poradzę sobie.

- Faktycznie jesteś nieprzeciętnie przygotowana.

            Carolin podeszła do Jaya i objęła go zmysłowo całując delikatnie w ucho.

- Minuta szczerości. Pytaj, co chcesz wiedzieć?

- Kim naprawdę jesteś?

- Kiedyś, dawno temu chłopak, którego kochałam skrzywdził mnie i zostawił. Chciałam odejść z tego świata, ale nie udało się. Postanowiłam, więc, że we wszystkim, co będę robić postaram się być perfekcyjna i najlepsza. JESTEM CAROLIN – rzekła dobitnie. – Czy jestem twoją NINĄ Jay, ty musisz zdecydować. Coś jeszcze?

            Jay zastanawiał się, o co jeszcze zapytać.

- Minuta minęła. Jestem zmęczona. Zrób nam drinki a ja zajmę się laptopem. Mogłeś mnie zabić jak kazał ci Pat i nie miałbyś żadnych wątpliwości. Możesz mnie zabić w każdej chwili. Proszę cię Jay, daj już spokój. Wybrałeś, ja ci zaufałam, ale jeżeli ciągle się wahasz, zabij mnie i wróć na łono Organizacji a na pewno dadzą ci medal … a później zastrzelą a może i nie, bo będą pewni, że zginiesz w Misji.

- Przepraszam Nino. Wybacz.

- Nie wybaczam – roześmiała się, ale tylko na chwilę. Jej twarz stała się poważna. – Wszystko robię w jednym celu Jay. By pomścić śmierć naszego dziecka. Dopóki żyję zabiję wszystkich, którzy są winni jego odejścia. A jest ich wielu. Tak jak na początku ci powiedziałam. Dokładnie czterdziestu ośmiu. To jest mój cel, ale widzę, że twój nie. Masz prawo wątpić Korekta. Miałeś Jay. Zaczyna mnie to mierzić. Niby ufasz, ale co chwilę jakieś wątpliwości. Mam tego dość. Wybierz wreszcie. Rozumie, że nagle znalazłeś się w sytuacji wyjątkowej i nieznanej. Ciągle się wahasz. Ale w ten sposób nie możemy współpracować. Ja już ci ufam dogłębnie a ty ciągle szukasz i wątpisz. Wybicie wszystkich winnych śmierci naszego dziecka - to jest mój cel główny. Do Misji nie chcę dopuścić, bo mam już dość mordowania niewinnych ludzi i bogacenia się winnych. To jest cel podrzędny. Ale oba się zazębiają i uzupełniają.

            Jay podszedł i objął Carolin. Mocno wtulił się w jej ciało i całował włosy. Nic nie mówił, ale nabrał ochoty. Coraz żywiołowej całował i obmacywał. Lecz nagle przerwała.

- Nie mamy teraz czasu. Później. To kara za to, że ciągle mi nie ufasz.

*

            Jay przygotował drinki i rozsiadł się na kanapie. Patrzył jak Carolin zmaga się z klawiaturą. Odruchowo popijał drinka. Po chwili Carolin uniosła ręce do góry i szepnęła: wiktoria.

- Miałam rację. Ten głupek niczego nie zabezpieczył i umieścił strukturę Organizacji w najprostszej aplikacji, jakich tysiące na każdej stronie. Łącznie z nazwiskami i adresami. Co za tuman? Myślałam, że będę musiała się dłużej męczyć. To świadczy też jak bardzo czują się bezkarni. Mamy wszystko Jay. Nie dopuścimy do Misji. Misja to barbarzyństwo. Ale najważniejsze, że osoby odpowiedzialne za śmierć naszego syna zginą. Bo nie mogą żyć. Nie mogłabym stąpać po ziemi, po której chodzą spokojnie mordercy naszego dziecka.

            Jay uspokojony słowami Carolin rozmyślał o niby swoim synu. Ciągle nie dopuszczał myśli, że to był jego syn. Analityczny umysł Jaya badał i nie znalazł żadnego dowodu, że tak może być. To mogła być prawda, ale bez potwierdzenia nie mogła zasługiwać na uznanie. Jay mógł uwierzyć, ale tej formie dowodu już dawno temu zaprzestał wierzyć. Wierzył w to, co widział, doświadczał i na koniec intuicji.

            Z koncypowania rozproszył go głos Niny.

- Patrz. Czterech posłów jest w Organizacji. I dla zmylenia są w różnych partiach. Co za perfidia?  I Organizacja walczy z Systemem. Wniknęła w System i pobiera, co najlepsze dla siebie. Członkowie Systemu walczą z Systemem. A giną niewinni. Mordują niewinnych, żeby tylko powiększyć zyski. Jay mam pomysł. Właśnie wszedł mi do głowy. Te cztery kreatury winny zginąć publicznie. By wszyscy widzieli. By było o tym głośno. By wszyscy winni poczuli się zagrożeni. To będzie początek i przestroga dla pozostałych szuj i kanalii. Zastrzelimy ich w sejmie podczas obrad w biały dzień. W mojej głowie już jest plan. Nic nie mów Jay. Zaufaj mi.

*

            Carolin myślała i myślała a Jay patrzył na nią. Ciągle nie mógł uwierzyć, że nie rozpoznał ją od razu. Chociaż był pewien, że to ona. Niby był. I nagle dotarła do niego propozycja Carolin.

- Chyba trochę przeszarżowałaś Car – rzekł ostrożnie – nie to, że się boję, ale nie poradzimy sobie.

- Poradzimy Jay. To oni są najbardziej winni. Winni, że nasze dziecko nie żyje. To oni. Oni decydują i kierują służbami specjalnymi. Każda akcja, gdzie uśmiercają ludzi, musi być przez nich akceptowana. Kiedy zginą tak spektakularnie i publicznie, świat oszaleje i wszystko się zmieni. Tego jeszcze nie było. I wierzę, że nam się uda. A wiesz, czemu Jay? Wiesz? Bo racja jest po naszej stronie. Walczymy w słusznej sprawie. Siły dobra i nawet zła staną za nami tym razem. Idziemy vabank. I mam gotowy plan. Jesteśmy Jay najlepsi. I dlatego nam się uda, poradzimy sobie. Ponownie proszę byś mi zaufał. Ufasz mi?

- Przecież wiesz Carolin.

- Właśnie sprawdziłam. Pojutrze jest ważna debata. Powinni być prawie wszyscy. Wyślemy informację do mediów i portali, ale wiadomo, że nikt nie uwierzy i nic nie zrobią. Dlatego będziemy mieć przewagę. Ja wejdę do sejmu, jako ochroniarz. A ty specjalista monter, bo wysiądzie nagłośnienie. Będziesz w niebieskim kombinezonie. Jak wyjdziesz z Sali obrad prosto do łazienki i tam ściągniesz kombinezon. Pod spodem będziesz miał czarny mundur ochroniarza i dołączysz do mnie. Pistolet po akcji zostawisz. Jest czysty. W razie gdyby nas sprawdzali, musimy być czyści. Chociaż w tym zamieszaniu i panice słoń będzie niewidoczny. Zastanowimy się, czy strzały oddasz z krużganku czy lepiej jak będziesz podchodził i z bliska. Szczegóły ustalimy. Wyślę informację do mediów o czterech posłach powiązanych z Organizacją. Nikt ich nie będzie żałował.  Nikt nie lubi skorumpowanych polityków. Mamy mało czasu, ale to nasz atut. Dzięki temu sprężymy się i wykonamy zadanie perfekcyjnie. Pamiętasz akcję Orinoko. Zastrzeliłeś wtedy w tłumie pięć osób. Pamiętasz? Teraz tylko cztery.

*

            Jay patrzył na Carolin i ciągle analizował, co się dzieje. Sytuacja zmieniała się tak szybko, że nie nadążał. Zazwyczaj był mistrzem rozwiązań natychmiastowych, gdy w jego kierunku leciał pocisk zawsze znajdował rozwiązanie, by uniknąć kontaktu z nim.  Teraz okoliczności i wiadomości osaczały go ze wszystkich stron i nie umiał sobie z nimi poradzić. Pozostało jedno: zaufać Ninie. Odnalazł ją wreszcie i tylko to się liczyło. Pozostałe wątpliwości rozwiążą się. Inne aspekty pokona doświadczeniem i wrodzoną odwagą.

            A Carolin projektowała głośno.

- Gdy spec służby i policja zajmie się szukaniem sprawców, wykończymy kolejne osoby. Pod latarnią najciemniej. Speców tajniaków wysadzimy w piekło dronem. Resztę zastrzelimy. To będzie pogrom. Wiadomości nie będą nadążać z niusami. Tylko jeden dzień intensywnych ataków a później znikamy. I uda się nam Jay. Przebijemy atak na Word Trade Center. Cały plan jest już we mnie. Dogramy tylko szczegóły i wariacje na inny rozwój wydarzeń. Ale w tym jesteś perfekcjonista. Ja przygotuję a ty wykonasz. Oczywiście będę przy tobie cały czas. Nie myśl, że samego puszczę cię gdziekolwiek. A kiedy zaczniemy nic już nas nie powstrzyma. I zniweczymy plany Misji. Ale teraz odpocznijmy.  

            Przez chwilę leżeli obok siebie. Jay miał ochotę na miłość, ale czuł, że Carolin obmyśla właśnie szczegóły akcji. Nagle przypomniał sobie o swojej sekretarce.

- Co z Wendy? Nie chcę jej krzywdzić. Proszę Nino.

- Ja też. Wywieź ją w bezpieczne miejsce i zostaw. Wiem, czym jest dziecko. Wytłumacz, chociaż nie podejrzewam, by zrozumiała. Wierzę, że sobie poradzisz. I nie ulegniesz jej czarowi. Może i zakochała się w tobie, ale wpojone posłuszeństwo sprawia, że zawsze będzie dla niej najważniejsza Organizacja. Takie osoby są najgorsze. Zaślepione w swoich przekonaniach. Ich nic i nikt nie przekona. Najlepiej będzie jak powiesz, co o tym myślisz i nie będziesz z nią rozmawiał – roześmiała się – bo seksapil to najniebezpieczniejsza broń. Ja w tym czasie opracuję szczegóły naszej Krucjaty.

*

            Jay napoił i nakarmił osłabioną Wendy, po czym wywiózł w ustronne miejsce. Rozwiązał. Przez całą drogę nie odzywała się.

- Wendy. Tak jak obiecałem jesteś wolna.

- Co z ojcem?

            Zastanawiał się czy wyznać prawdę. Nina nie wydała żadnej dyspozycji, więc miał wolną rękę. Mimo wszystko spędził z Wendy wiele upojnych chwil i nie chciał jej kłamać ani zranić.

- Twój ojciec nie żyje Wendy. Nie będę oszukiwał, bo i tak się dowiesz. Stało się. Sam zaczął. Gdyby nam pomógł, najprawdopodobniej by żył. Nic się nie da zrobić. Ale walczył o ciebie, bo kochał cię. Cały czas mówił o tobie i żądał gwarancji dla ciebie. Żałował, że wciągnął cię do Organizacji.  Obiecałem mu, że nie skrzywdzę cie i dotrzymuję obietnicy. Wierzę, że jesteś rozsądna i zaczniesz nowe życie. Ojciec na pewno zabezpieczył cię. Odpuść Wendy, bo twój ojciec tego chciał dla ciebie. Organizacji już nie ma.

- Ty mnie nie kochasz. Ją kochasz – wyszeptała upiornie.

- Wendy. Jesteś młoda. Zacznij normalne życie. Na pewno znajdziesz miłość. Zasługujesz na to. Życzę ci tego. Idź. I proszę cię nie rób głupstw. Dotrzymałem obietnicy. Nie będę się tłumaczył, ale są sprawy, które przerastają nas. To, co nas spotkało jest właśnie takie. Nieprawdopodobny splot zdarzeń, których ciągle nie mogę zrozumieć. Nawet gdybym ci wytłumaczył i tak byś nawet nie próbowała zrozumieć. Ja sam nie do końca rozumie. Wierzę, że pomyślisz o sobie, bo … zasługujesz by … szukać swojego szczęścia. Wiem, że brzmi głupio, co gadam, ale domyślasz się, o co chodzi. Proszę cię Wendy.

            Odchodziła, co chwilę oglądając się. Jay widział w jej oczach niespotykane opętanie. Spojrzenie napawające dreszczem, chociaż nie mogła mu zrobić nic złego. Szła, ale cały czas się odwracała patrząc złowieszczo.

*

            Gdy wrócił, Carolin spała. Bezszelestnie wszedł i stanął nad nią. Patrzył spokojnie na głębokie oddechy. Musiała być bardzo zmęczona, jeżeli pozwoliła się podejść tak blisko i nie reagowała. Rozebrał się i cichutko wsunął pod kołdrę. Przytulił się i poczuł niesamowite podniecenie. Zaczął całować i pieścić kobietę. Po chwili obudziła się. Przygarnęła go do siebie.

- Kochany – szepnęła – nie masz pojęcia jak bardzo męczyłam się będąc tak blisko ciebie i bojąc się wyznać ci prawdę.

- To już za nami Nino. Najważniejsze, że wreszcie cię odnalazłem i jesteśmy razem.

- Tak bardzo się boję. Wiesz, że nasza Krucjata to samobójstwo. Chciałabym żeby nam się udało. Nie chciałam tego mówić, ale nie chcę cię już okłamywać. Porywamy się na niemożliwe. Ale wybraliśmy. Musimy zrobić wszystko a nawet więcej, by się nam udało.

- Czy się uda czy nie, najważniejsze, że jesteśmy razem. Najwyżej zginiemy. Takie nasze życie.

- A ciekawe, jakie nasze przeznaczenie.

            Jay długo i delikatnie kochał Ninę. Mimo zmęczenia ciągle miał ochotę i nie mógł przestać. Nawet wizja rychłej śmierci nie mogła go powstrzymać. Przestał dopiero wtedy, gdy całkowicie rozbudzona, głęboko zasnęła. Wrodzona podejrzliwość nie pozwoliła mu na sen. Musiał jeszcze sprawdzić najbliższe otoczenie. Dopiero, gdy był pewny, że nic podejrzanego się nie dzieje, położył się i zasnął obok kobiety.

*

            Obudził się wcześniej, ponownie sprawdził okolicę i upewniwszy się, że panuje spokój, przygotował śniadanie i zaniósł do łóżka. Nina przebudziła się i uśmiechała.

- Jest dobrze – mruknęła – ciągle żyjemy a mój ukochany o dziwo nie wydał mnie a nawet troszczy się o mnie.

            Tak mogła się zachować tylko jego Nina. Specyficzne poczucie humoru, jakie pamiętał. Teraz był pewny. Przygarnął ją do siebie.

- Stracili trop. Na razie jesteśmy bezpieczni.

- Wiem kochany. Już dawno nie spałam tak spokojnie. Wiedziałam, że zadbasz o moje bezpieczeństwo.

            Kobieta jadła śniadanie. Jay patrzył na nią i patrzył. Gdy się posiliła, nastąpiła metamorfoza. Nina zamieniła się w Carolin. Miała już gotowy plan.

- Zawsze w poniedziałek szef kontrwywiadu zwołuje ranne posiedzenie naczelników wydziału, na którym planują i decydują, kogo … zamordować. Na trzynastym piętrze. Na tym posiedzeniu są ludzie, którzy w jakiś tam sposób przyczynili się do śmierci naszego syna. Tam właśnie podjęto decyzję, któregoś sennego poniedziałku. To się nie mieści w głowie normalnego człowieka, że siedzą, popijają kawę i wydają wyroki, najczęściej na niewinnych ludzi. Dwóch bezpośrednich sprawców już zastrzeliłeś. Ale jest wielu pośrednich. Też muszą odejść, bo to ludzie źli, pozbawieni skrupułów i sumienia. Za marną kasę służą reżimowi wykonując nadgorliwie każde polecenie. Nie masz pojęcia Jay jak wielu Bogu ducha winnych osób zabili i jak wiele niewinnych ludzi przez nich cierpi. Naślemy na nich drona z materiałem wybuchowym. Zdobyłam prototyp, który rozbije kuloodporną szybę i eksploduje wewnątrz. Gdy służby zajmą się wyjaśnianiem sprawy i łapaniem winnych, my się będziemy przygotowywać na decydujące uderzenie. Wejdziemy na obrady parlamentu, a zaraz po zastrzelisz szefa brygady antyterrorystycznego, bo on też wiele złego zrobił. Na pewno będzie dowodził akcją. Najnormalniej podejdziesz i zastrzelisz typka, bo nie jest dobrym człowiekiem. W wielu akcjach mógł podjąć człowiecze decyzje, ale ludzie są zawsze u niego na końcu. Nie szanuje ani wrogów ani nawet swoich, bo też ich posyła na pewną śmierć. Tacy są najgorsi. Ale teraz zobaczmy wiadomości. Czy mówią coś o ostatnich wydarzeniach?

            Włączyła telewizor i poszukała kanału informacyjnego. Przez kwadrans nie podano żadnej informacji dotyczącej ich czy członków organizacji.

- Miałam rację Jay. System i Organizacja to jedna klika. Asymilacja totalna i konwergencja. Bogaci i winni przeciw biednym i niewinnym. Ale niedługo się ockną. Przebudzenie będzie już niestety nie po tej stronie. Zaraz roześlę informacje, gdzie się tylko da. Nikt się nimi nie przejmie, bo zabrzmią groteskowo. Ale już w południe, dziwność przyjmie realne kształty. I będą żałować, że nie uwierzyli. A jutro powtórzymy akcję.

*

            Po śniadaniu podjechali pod budynek siedziby kontrwywiadu i usadowili się na dachu bloku sąsiedniego. Carolin wskazała okno.

- Za godzinę rozpocznie się spotkanie.  Musimy złożyć drona.

            Jay otworzył walizę. Po kwadransie dron był gotowy. Carolin pilotem uruchomiła urządzenie i delikatnie uniosła do góry. Uśmiechnęła się do Jaya triumfalnie.

- Nawet jak nie przebije szyby, wybuch powinien wyrwać kawał budynku, gdzie obradują ci przestępcy i mordercy – rzekła kobieta.

- Stąd go dopalimy?

- Tak. Wystartuje stąd, ale będziemy go sterować z samochodu na dole. Zbyt duże ryzyko, chociaż po eksplozji wybuchnie panika. Gdy nastąpi erupcja, odjedziemy. Nie ma, co ryzykować. Pilot ma zasięg bardzo dużo.

            Przez lornetki obserwowali schodzących się pracowników. Gdy zamknięto drzwi, Carolin ponownie sprawdziła działanie drona. Włączyła starter i bucząc cichutko uniósł się delikatnie.

- Nasiadówka trwa około godziny. Do zabicia wiele osób. Schodzimy.

            Minutę później siedzieli w samochodzie. Carolin uniosła drona ponownie i delikatnie przesunęła do przodu. Zobaczyli jak się wychylił. Widzieli również obraz przekazywany przez kamerę drona.

- Osiąga prędkość około sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Muszę go oddalić, by taką osiągnął. Tak jak już mówiłam, nawet, jeżeli nie przebije szyby, w momencie odpalenia ładunku nastąpi potężna eksplozja, która wyrwie najważniejszą część budynku ze zgromadzonymi tam zbrodniarzami. Niech idą do piekła a nawet mogą iść do nieba byleby tutaj na ziemi już więcej nie czynili zła. Wierzę, że następcy będą postępować inaczej, ostrożniej i zastanowią się zanim zamordują niewinną osobę.

            Obserwowali w kamerze jak budynek, w którym odbywała się narada oddala się. Carolin zręcznie manipulowała dżojstikiem. Kiedy budynek zmniejszył się, zatrzymała drona. Skierowała go na okna trzynastego piętra i powoli ruszył. W miarę zbliżania się przyspieszała do oporu. W momencie zetknięcia się z szybą uruchomiła zapalnik. Potężny wybuch zatrząsł okolicą. Na ulicę posypał się deszcz szczątków budynku. Jay momentalnie odjechał.

*

            Pół godziny później siedzieli w hotelu na obrzeżach stolicy i obserwowali wiadomości.  Zapanował totalny chaos. Żadna stacja nie wiedziała, co się dzieje. Podawano przedziwne informacje niemające żadnego związku z zaistniałą sytuacją. Nina patrzyła spokojnie na ekran. Jay obserwował ukochaną. Ciągle nie mógł się na nią napatrzeć. Nie mógł uwierzyć, że razem z kobietą, którą szukał całe życie dokonują zdumiewającej rewolucji.

- Nie chcę się chwalić, ale jesteśmy perfekcyjni mój … luby – uśmiechnęła się zwycięsko. - Nikt nic nie wie. I o to chodziło.

- Jak chyba wiesz najtrudniejsze akcje przebiegają najprościej. Przecież znamy to.

- Za chwilę ponownie odczytają nasze wiadomości Jay. I wreszcie zrozumią. Mówiłam kochany – radowała się obejmując go i tuląc – że damy radę. Nie masz pojęcia jak się cieszę. Ciągle nie mogą doliczyć się ofiar. Dziwne. Z katów nagle robią ofiary. Metamorfoza totalna.

            Carolin włączyła odbiornik na zakres policji. Na wszystkich królował jeden temat, ale jedynie powielał informacje medialne.

- Najwięksi mordercy są już w piekle. Teraz zajmiemy się pośledniejszymi. Ale również bezwzględnymi i perfidnymi. Mordercami w białych kołnierzykach. Jeszcze gorszymi od tych bezpośrednich.  

*

            Po dwóch godzinach ustalono wreszcie, co zaszło i jak wiele osób poniosło śmierć. Wiele portali informowało o Krucjacie Sprawiedliwości. Przytaczano niechlubne i pomyłkowe akcje służb specjalnych, przykłady, jakich dostarczyła Carolin.

- Widzisz – śmiała się Nina – zlizują zachłannie wszystko, co im przekazałam. Chełpią się nagle, jacy to oni doinformowani. A wcześniej nic nie widzieli. Ale na nich też przyjdzie czas.

*

            Podeszła do Jaya i objęła go. Ciągle miał na nią ochotę. Ilekroć spojrzał narastało pożądanie. Tak długo szukał i czekał. Nie oponowała, gdy obłędnie tańczył dłońmi na jej ciele. Taka była jego Nina. Cały czas pamiętał.

            Kochał ją i kochał aż wreszcie miał dosyć. Długo leżeli spleceni wilgotnymi ciałami. Jay nie myślał, ale Nina zamieniła się w Carolin.

- Plan jest najprostszy, jaki może być. Takie są najbardziej skuteczne. Do budynku wejdziemy bez problemu. Niby sprawdzają, ale pobieżnie, bo przecież nikt nie liczy, że ktokolwiek odważy się cokolwiek zrobić. Wiesz dobrze jak wyglądają osoby i gdzie siedzą – na ekranie pulsowały fotki w różnych sytuacjach. - Wejdziesz, ja cię wpuszczę i przygotujesz karabinek. Pokazałam ci, gdzie będziesz siedział. Z tej pozycji będziesz miał najbliżej do naszych menów. Wiem, że jesteś najlepszy i poradzisz sobie. Cztery szybkie strzały i zanim ktokolwiek zareaguje ulotnimy się. Będę na ciebie czekać w tym miejscu – wskazała na animacji. – Karabinek zostawisz. Może nie uda ci się zastrzelić wszystkich czterech. To nie jest akurat takie istotne. Wystarczy, że zabijesz jednego. Ale wierzę, że poradzisz sobie i jak zwykle zadanie wykonasz perfekcyjnie. Przecież taki jesteś. Wybuchnie panika. Zanim zaczną cokolwiek robić wydostaniemy się z budynku. Gdyby były trudności, mamy dokumenty. Tymczasowe, bo przy sprawdzeniu wyjdzie, że to są fałszywki. Ale w zamieszaniu, jakie powstanie nikt nie będzie panował nad niczym. Na taki atak nikt nie jest przygotowany. Żadne państwo a już na pewno nie nasze. Dlatego nam się uda. A później będziemy dalej siać terror. Przez cały dzień. To będzie sądny dzień. Ale wreszcie dla winnych i szkodliwych a nie dla niewinnych i bezbronnych. Ten dzień przejdzie do historii. Zmieni oblicze terroryzmu. Bo właśnie o to nam chodzi. Damy przykład i pokażemy jak powinien wyglądać terroryzm.

- A zaraz po zlikwidujesz tego człowieka – włączyła przegląd zdjęć mężczyzny koło pięćdziesiątki, wysokiego i barczystego. – To szef brygady antyterrorystycznej.

*

            Carolin weszła do Sejmu i po chwili wprowadziła Jaya. Rozsiadł się wygodnie i przygotował karabinek. Ustawił ostrość na celowniku. Posłowie powoli zapełniali salę obrad. Namierzył cztery interesujące go postacie. Carolin idealnie ulokowała go, bo w zasięgu strzały miał ich wszystkich czterech. Czekał na sygnał Carolin. Sala szemrała zapełniając się powoli. Decydujące rozstrzygnięcia sprowadziły na obrady prawie wszystkich posłów. Ci, na których czekał Jay byli na pewno. Jay przesuwał celownik z głowy na kolejne głowy. Był pewny, że poradzi sobie.

            W końcu rozpoczęły się obrady. Po pięciu minutach usłyszał w słuchawce szept Carolin.

- Zaczynaj Jay. Pamiętaj o naszym dziecku. Ja tylko o tym myślę i dzięki temu jeszcze żyję.

            Jay podniósł się i błyskawicznie oddał cztery strzały. Po każdym widział padającą osobę. Nie czekał jednak. Pchnął karabinek pod krzesła i szybko wyszedł. W holu jeszcze panował spokój. W oddali zobaczył Carolin. Spokojnie podszedł do niej. Gdy się zrównali, drzwi sejmu otworzyły się i usłyszeli przeraźliwe krzyki. Posłowie wybiegali w panice. Nikt jeszcze nie wiedział, co się dzieje. Carolin ruszyła przed siebie a Jay szedł za nią. Po chwili wszyscy zaczęli biegać i krzyczeć. Mimo tego Carolin nadal zachowywała się spokojnie. Jedynie przyspieszyła. Jay chciał iść do łazienki i zmienić kombinezon tak jak się umawiali, ale Carolin trzymała go mocno i kiwnęła głową, żeby tego nie robił. Gdy opuścili budynek, wszystkie drzwi zatrzasnęły się.

            Carolin odwróciła się i spojrzała triumfalnie na Jaya.

- Tak jak przewidywałam udało się. Załatwiłeś wszystkich?

- Oddałem cztery strzały, ale czy zabiłem nie wiem.

- To nie jest ważne.

            Panika przeniosła się na ulicę. Ludzie biegali jak opętani. Wyły syreny. Jay z Carolin oddalili się od budynku sejmu.

- Mówiłam, że będzie dziecinnie proste. Oni są zabezpieczeni na miliony sposobów, ale ataku w sercu parlamentu nikt się nie spodziewał.

            Wsiedli do vana i przebrali się.

- Ja pojadę do hotelu a ty zlikwidujesz szefa kontrwywiadu. Tak jak ustaliliśmy. To będzie dziecinnie proste. W tym zamieszaniu celny strzał załatwi sprawę. Wiesz, że on dowodzi komórką, która uśmierciła nasze dziecko. On podpisuje wszystkie zarządzenia. Wiesz jak wygląda. Później dołączysz do mnie w hotelu. Samochód wiesz gdzie czeka.

*

            Jay wysiadł i chwilę stał. Z oddali dochodziły odgłosy wydarzeń, jakie zapoczątkowali, ale miejsce, jakie wybrała Carolin emanowało spokojem. W kieszeni czuł rękojeść rewolweru. Przez chwilę myślał o tym, co się dzieje. Carolin zniknęła. Jay odwrócił się i zobaczył Wendy z wyciągniętym pistoletem. Celowała w głowę. Wiedział, że nie spudłuje. Ciągle miała to samo spojrzenie, jakim go żegnała.

- Zawiodłam się na tobie, Jay. I to bardzo. Kochałam się w tobie. Wiesz o tym. Mogliśmy być razem i wiele osiągnąć. Ale ty wybrałeś tą starą sucz.

            Jay oceniał sytuację. Nie widział wyjścia. Pierwszy raz nie widział szansy na uniki.

- Gadką i seksem usiłowała omotać niejednego. Ale tylko z tobą się jej udało. Nie mogłam odpuścić. Nie mogłam zacząć życia bez ciebie. Za bardzo cię pokochałam. Albo z tobą albo oboje nie żyjemy. Żegnaj Jay. Razem odejdziemy, więc wierzę, że razem wejdziemy gdzieś tam w zaświaty i tam rozpoczniemy nowe życie, bo jesteśmy sobie przeznaczeni.

- Wendy – rzekł spokojnie Jay – masz rację, ale …

            W tej samej chwili padł strzał i Wendy osunęła się na bruk. Z boku zobaczył Carolin.

- Coś mnie tknęło, żeby wrócić – mruknęła – szczęście nas nie opuszcza. Mam nadzieję, że już nie dasz się nikomu podejść. W sejmie poradziłeś sobie na medal. I nagle totalna klapa. Och Jay. Czy ty byś sobie beze mnie poradził? Zamiast mnie chronić to ja muszę ciebie. Masz u mnie dług wdzięczności. Będziesz go długo spłacał – uśmiechnęła się i posłała mu całusa. – Nie daruję ani sekundy.

            Uśmiechnął się pod nosem, bo to był kolejny dowód, iż odnalazł Ninę. Tylko ona mogła się tak zachować. Kobieta totalnie spokojna a jednocześnie żartująca w każdych okolicznościach. Taką zapamiętał Ninę. I dlatego tak bardzo za nią tęsknił i szukał całe życie. Z Niną nigdy się nie nudził.

            Carolin zniknęła, więc należało działać.

*

            Jay naciągnął kapelusz na czoło i założył czarne okulary. Wmieszał się w tłum, jaki oblegał wyjące radiowozy, karetki pogotowia i straże pożarne. Panował nieziemski chaos i harmider.

            Jay szukał. I nagle w tłumie zobaczył twarz, jaką pokazywała mu Carolin. Podszedł bliżej. Nie ulegało wątpliwości. Otoczony podwładnymi wydawał dyspozycje.

            Jay podszedł jak najbliżej. Chciał być pewny. Przez chwilę patrzył, po czym wyjął rewolwer i strzeli prosto w głowę. Zaskoczenie było tak wielkie, że spokojnie odszedł. Nikt go nie gonił. Wsiadł do samochodu i odjechał.

*

            Carolin czekała w pokoju. Czekała tak, że zrozumiał. Położył się na niej. I zaczął całować.

- Kochaj mnie mój cudowny. Kochaj mnie. Pierwszy raz odkąd mnie zostawiłeś mam ochotę na miłość. Kochaj mnie Jay.

            Gdy skończyli, Carolin włączyła telewizor. Na wszystkich kanałach podawano tę samą informację.

- Bezprecedensowy mord na posłach. I funkcjonariuszu. Policja i wszystkie służby państwa na nogach. Zamachowcy muszą być złapani. Muszą.

            Carolin włączyła Internet.

- Popatrz. Trochę inny ton. Nasze mejle teraz są aktywne. Krucjata Sprawiedliwych rozpoczęta. Koniec mordowania niewinnych. Od dziś będą ginąć jedynie winni. Czterech posłów, którzy dziś w sejmie zostali zamordowani byli powiązani z Organizacją, która od wielu lat terroryzuje państwo. Krucjata Sprawiedliwych usunie wszystkie osoby, które działają przeciw państwu i społeczeństwu. Dość mordowania niewinnych i przypadkowych. Od dziś będą ginąć winni i konkretni. Krucjata Sprawiedliwych niedługo opublikuje listę osób zagrażających państwu i społeczeństwu. Winni mogą się sami zgłosić. Wymiar sprawiedliwości będzie dla nich łagodny.

- Mówiłam – cieszyła się Carolin. – Popatrz mój kochany jak wiele dobrego zrobiliśmy. Społeczeństwo nas poprze. To może nie jest najważniejsze, bo mimo wszystko zawsze będziemy zagrożeniem, ale mnie bardzo cieszy. Jesteś zmęczony Jay – spytała nieoczekiwanie.

- Przy tobie nigdy – rzekł.

- To mi się podoba. Bo dziś usuniemy z tego świata jeszcze dziesięć osób, które moim zdaniem nie mogą stąpać po ziemi. To już będzie dziecinnie proste. Ale nieodzowne. Te persony narobiły wiele zła, żyły w przepychu, jakiego niewielu doświadczy w życiu, i w jakiś tam pośredni sposób przyczyniły się do śmierci naszego syna. Nie ma dla nich miejsca w naszym społeczeństwie. Mówiąc krótko to wyjątkowe szuje i kanalie.

*

            Odpoczęli godzinę. Na wszystkich kanałach nadal podawano te same informacje. Jay wyjrzał przez okno. Miasto zdawało się być wyludnione. Na pewno wszyscy siedzieli w domach i słuchali wiadomości. Przypomniał sobie atak na Word Trade Center. Też tak było.

- Zmieniamy środek lokomocji. Podobno jesteś mistrzem jazdy na motorze. Ale tym razem pojedziesz z tyłu. Ja też nieźle jeżdżę, może nie tak dobrze jak ty, ale myślę, że poradzę sobie. Odwiedzimy dziesięć osób ze specjalną wiadomością od premiera. Kod zero jeden zero pięć zero jeden. Bardzo ważna informacja wymagająca natychmiastowego kontaktu. To zadziała. Już teraz wiem, skąd Organizacja znała kody tajnych wiadomości. Teraz nam pomogą. Otworzą wszystkie zaryglowane drzwi. Pamiętaj jedno Jay. Te dziadeczki to mordercy, ich starcze łapy oblepione są posoką niewinnych ludzi. Więc nie miej litości. Lista jest starannie wyselekcjonowana i nie ma ani jednej przypadkowej osoby. To tak na marginesie, bo ostatnio wykazujesz się wyjątkowym stopniem współczucia. Wcześniej takich problemów nie było – zakończyła uśmiechając się i mrugając znacząco oczkiem.

            Carolin założyła kask i wsiadła na motocykl. Jay znowu patrzył, bo wyglądała wyjątkowo ponętnie. Czarny strój zlał się z kolorem Kawasaki. Przygazowała ostro. Jay usadowił się z tyłu i objął. Ostro ruszyła.

            Po dziesięciu minutach zajechali pod rezydencję usytuowaną w lasku. Z zewnątrz prezentowała się imponująco.

            Carolin zadzwoniła domofonem. Po chwili usłyszeli.

- Państwo Smis wyjechali.

- Proszę przekazać panu Smis; kod zero jeden zero pięć zero jeden.

            Po pięciu minutach brama się otworzyła. Jay wrzucił metalowy pręt by zablokować zamknięcie bramy. Carolin zajechała pod drzwi. Czekał w nich starszy człowiek.

- Witam – rzekła Carolin – pozdrowienia od premiera i ode mnie. Za zbrodnie przeciw państwu i społeczeństwu wykonujemy wyrok. - Jay strzelił. Starszy człowiek nie zdążył nawet się zdziwić.

            Carolin ostro gazując odjechała.

- Sądzę, że już po chwili wszyscy będą wiedzieć. Nie zdążymy – wyraził opinię Jay.

- W normalnych warunkach tak by było. Ale nie dzisiaj. Mają inne sprawy na głowie. Zanim się zorientują wykonamy zadanie.

            Jeszcze dziewięciokrotnie powtórzyli akcję. Wieczorem zajechali do hotelu.

- Myślę, że nic nam nie grozi, ale lepiej zmieńmy klimat. Tam gdzie pojedziemy, będziemy totalnie bezpieczni.

*

            Carolin leżała i patrzyła na Jaya.

- Ten kraj już nie będzie taki jak był. Myślę, że zmieni się na lepsze. Idealnie nigdy nie będzie, ale nasza Krucjata nie pójdzie na marne.

- Nie wiem Carolin. Pamiętasz katastrofę samolotu z delegacją rządową i prominentami? Czy ktoś powiedział głośno, że to mogło być ostrzeżenie z góry, by następcy się zmienili? By zaczęli robić coś dobrego a nie tylko konflikty, waśnie i afery. Tak przynajmniej nam mówiono przygotowując do akcji. I nic się nie zmieniło. Istota akcji zaginęła w sporach i kolejnych mało istotnych sensacjach.

- Teraz jest inaczej. To była katastrofa i tak została zakwalifikowana. Mówiących prawdę nikt nie słuchał. Teorie spiskowe są dla nielicznych. A teraz jest zupełnie inaczej. Nasze działania były całkowicie wymierzone w konkretne jednostki i wszyscy się o tym dowiedzieli. Następcy zanim cokolwiek zrobią najpierw się zastanowią, czy ktoś nie przyjdzie i nie wymierzy im kary. Tak myślę. Ale najważniejsze, że winni śmierci naszego dziecka ponieśli zasłużoną karę.

- Posłuchajmy, co mówią media.

- Wiesz co Jay? Nie chcę już nic słuchać. Zakończyliśmy Krucjatę szczęśliwie. To, co zaplanowałam wykonaliśmy. Nic już nie chcę wiedzieć. Teraz zajmij się mną. Tak długo czekałam na tę chwilę mój kochany – uśmiechnęła się ponętnie.

            Gdy skończyli, Nina popatrzyła na Jaya poważnie.

- Zabiliśmy czterdzieści siedem osób. Została jeszcze jedna.

- Tak dokładnie liczyłaś?

- Tak Jay. Liczyłam dokładnie. Musisz zabić jeszcze jedną osobę – rzekła twardo.

- Nic nie muszę – odparł, bo jej głos zwiastował coś przerażającego.

- Cieszę się jak tak mówisz. To znaczy, że rozumiesz, ale muszę się wytłumaczyć.

- Nic nie musisz Nino.

- Masz rację. Nie muszę, ale chcę. Nie jestem niczyją agentką. Nic nie musiałam zrobić. Chciałam się jedynie zemścić. Obiecałam kiedyś jednej, bardzo ważnej osobie. I dotrzymałam słowa. Nic więcej nie jest dla mnie istotne. Zrobisz, co zechcesz Jay. Może zrozumiesz a może nie. Nie będę cię winić. Mogłabym dalej cię okłamywać, ale … nie chcę. Muszę ci coś wyznać.

- Nic nie musisz – szeptał Jay, bo nie chciał nic więcej słyszeć.

- Wiem kochany. Nie muszę, ale chcę. Nie mogłabym żyć, gdybym do końca nie powiedziała ci prawdy.

*

 

            Zaprowadziła go na cmentarz i pokazała mogiłę. Patrzyli na grób. Jay czytał dane z nagrobka i powoli docierała do niego prawda.

- Więc nie jesteś ….

- Nie – podeszła i objęła go – ale było nam ze sobą dobrze. Nie psuj tego Jay. Zakochałam się w tobie. I pomyśl jeszcze, że miałeś szczęście, iż ciebie wybrałam. Dzięki temu żyjesz jeszcze. Już chyba teraz nie chcesz umierać? Twoją Carolin poznałam w więzieniu. Nie masz pojęcia Jay, jak wiele nas łączyło. Ona była jak siostra bliźniaczka, którą ciągle czułam i której zawsze mi brakowało. I nasze wybory życiowe były identyczne, zazwyczaj nietrafne. Opowiedziała mi wszystko. Przede wszystkim o tobie. I o waszym dziecku. Tak bardzo cię kochała a ty ją tak bezmyślnie skrzywdziłeś. Nie wytrzymała trudów więzienia. Umarła. Ale ona chciała umrzeć. Obiecałam jej, że znajdę cię i powiem, że masz syna. Wyszło jak wyszło. Przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej, kiedy żył. Tak wiele razy chciałam wszystko wyznać. Nie masz pojęcia jak się męczyłam.

- A dziecko?

- To był twój syn Jay. Mój nie. Ale wychowałam go i kochałam jakby był mój. Ostatnio, co robiłam to wszystko żeby go pomścić. Może to niewiele, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Nigdy sobie nie daruję, że wcześniej ci nie powiedziałam. Nigdy. Ale stało się. Rób, co chcesz. Masz do tego prawo. Cokolwiek zrobisz … pogodzę się.

            Jay patrzył na nią i patrzył. I nie mógł przestać. Coraz bardziej mu się podobała. Chociaż to nie była jego Nina, ale jednak była jak najbardziej jego.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Miyo · dnia 08.01.2017 12:09 · Czytań: 712 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Komentarze
skroplami dnia 09.01.2017 15:09 Ocena: Świetne!
Dużo dobrego czytania i akcji :).
Cóż, tak jak opisałaś/łeś wygląda prawdziwy terroryzm :). Cichy, niewidoczny dla społeczeństwa któremu przedstawia się od wieków bajeczki. Powiązany z kolejnymi rządami, z wymiarem sprawiedliwości, pomiędzy sobą dzielący się "zyskami" (patrz: zawyżane od lat kilkunastu koszty przesyłu energii w elektroenergetyce, zawyżające pomiar energii liczniki energii elektrycznej - policja i prokuratura posiadająca dowody a ukrywająca organizację mafijną i pomagająca okradać wszystkich klientów Spółki - udowodnione w mieście Wałbrzych /informacja od piszącego nn. z pełną odpowiedzialnością piszącego/).
Czyli :), nie musiałaś sobie wyobrażać :). Po prostu masz nosa, wyczułaś smród który wielu czuje gdzieś po kątach i chociaż smród to m. in. wiadomości w tv, net, prasie, itp., stwierdza że to zapach tylko nos zły :). Czyli czujący ma zły nos, do leczenia <psychiatryk, niezmiennie, na nos ;) >. Najczęściej czujący po prostu nie dowierza sam nosowi :(. Posłów skurwysynów, judaszy wobec społeczeństwa, znałem dwóch. Przepraszam, kilku, więcej jak czterech. Dwóch osobiście, inni stali obok :). Policja :)? Stwarza protokoły z nie istniejących przesłuchań, fałszuje twój podpis, biegły grafolog stwierdza że to twoje podpisy i oskarżają cie że fałszywie oskarżasz, że fałszywie składasz zeznania, czyli lądujesz za kratami a tam ... . Wyjście nogami do przodu, oczywiście. Policja i sąd to skurwysyny skazujące na śmierć niewinnych, nie tylko za komuny. Ukryci mordercy przed laty, ukryci dziś. I oczywiście wykonawcy. Autor/ka ładnie opisał w postaci bohatera, i umieściła we właściwym czasie - dniu dzisiejszym. W takiej samej ilości mordujący "wczoraj" i "dzisiaj".
Przepraszam, ale treść nie odbiega od rzeczywistości, jest jeszcze gorzej. Gratulacje dla autorki za spostrzegawczość. Możliwe, za wiedzę o faktach ukrytą pod "tytułem", cytat ze wstępu przed nn. opowiadaniem:
"Od autora: Moja wizja terroryzmu
To bajeczka
Ale ja konfabuluję bajeczki
Byłoby miło gdyby, chociaż jedna osoba
Podzielała moje wyobrażenia".
Nie podzielam autorze, ja wiem że tak jest - udokumentowane :). Opisałaś/łeś prawdę :), tylko na chwilę dzisiejszą część miejsca akcji, nie kraj, fikcyjne :).
Dobrze się czyta, chociaż w dwu/trzech miejscach brak litery, może przecinka. Wciąga też dobrze, zwłaszcza gdy czytasz wiedząc iż widzisz tylko czubek góry lodowej tworzącej fakty Twej "fikcji" :).
Jedyna faktycznie "bajka", to zakończenie opowiadania. Ale ok, wymóg beletrystki.
Pisz tak dalej :).
Miyo dnia 10.01.2017 17:59
to wszystko co piszesz jest prawdą
jak czytam wiadomości zastanawiam się czy one nie są wymyŚlone
żaden twórca by takich nie wykoncypował
ale to w czystej postaci życie
moj pomysł jak walczyć z patologia
znajduje sie w opowiadaniu czyste dobro
ale to juz na pewno bajeczka
pozdrawiam
JOLA S. dnia 11.01.2017 10:57
Dużo czytania i prawdy. Tak się kończy moja subiektywna interpretacja. Piękne jest w tej literackiej przestrzeni, że każdy znajdzie "coś", "cosik" dla siebie. Ja znalazłam Coś.

Dziękuje i pozdrawiam serdecznie. :)

JOLA S.
Miyo dnia 12.01.2017 18:37
cieszy gdy ktos czyta tak dlugie teksty
a jeszcze jak sie cos znajdzie dla siebie
radosc niesamowita

podziekowa i pozdrowienia

M
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty