Hotman - Barbara N.
A A A
Od autora: Witam i od razu się przedstawiam, mam na imię Basia i chciałabym podzielić się z Wami częścią mojej książki, ktora powstała dzięki mojej przyjaciółce. Właściwie to miała ona pomóc wyleczyć ją z toksycznego uczucia. Nie trudno się domyślić, że chodzi o kategorię romansu. Jeśli źle dodaję post to proszę mnie poprawić.
Najbardziej interesuje mnie to czy czyta się ten fragment dobrze i płynnie czy raczej jest to takie na siłę. Zdaję sobie sprawę z moich błędów stylistycznych i interpunkcyjnych :) i walczę z tym! choć długa droga przede mną.
Życzę miłego seansu i mam nadzieję, że nie będzie to dla Was czas stracony, Basia.

Fragment nr 1


Nie znasz dnia ani godziny, kiedy poczujesz do kogoś coś więcej niż zwykłą sympatię. Powiedzmy sobie szczerze, każda kobieta miesiącami a nawet latami tworzy w swoim umyśle wyimaginowa-nego i wymarzonego mężczyznę, który jest równie wrażliwy co ona sama i potrafi czytać jej w myślach. Jednocześnie to facet silny i nie-zwykle męski. Tak jest! Która może zaprzeczyć? Zimne wieczory spędzamy z kubkiem w ręku i śnimy na jawie. Wyobrażamy sobie najromantyczniejsze scenariusze. Wyczuwamy dotyk mężczyzny na własnej skórze. Jego usta na naszych ustach… By po chwili niemal zwymiotować od tej słodyczy i wyobrazić sobie jak nasz facet pod-chodzi i bez gry wstępnej łapie nas w brutalnym uścisku i zaczyna się z nami dziko kochać . Mówi się, że kobiety to skomplikowane mechanizmy a ja powiem, że każda kobieta, jest jak waga, która naj-lepiej czuje się w równowadze! Dlatego, gdy mężczyzna jest za słodki to ta waga przechyla się w którąś ze stron. Warto wtedy przeciwważyć. Jednak pamiętajcie również to, że wieczna równowaga tez staje się jakby przeważać. Bo mamy równowagę i nierównowagę. Dwie szale i jedna przeważa, wtedy znowu trzeba zrobić coś innego. Związek z kobietą powinien być dynamiczny i powolny a także szybki i zwariowany. Wtedy taki mężczyzna musi stać się groźny, czasem nawet brutalny. Taką wagą jest każda kobieta, a taka sytuacja jest jedna z wielu. Kobiety kochają równowagę, choć same nie zdają sobie z tego sprawy. Wracając do tematu, miłość kompletnie nie ma wyczucia czasu ani miejsca. Cóż moja godzina wybiła i powiedzmy sobie szczerze, aż podwójnie. Strzała amora dopadła mnie bez możliwości negocjowania warunków. Tak jak w tej pio-sence "Wielka miłość nie wybiera ..." tak samo stało się ze mną, bo jak właściwie wytłumaczyć miłość do dwóch mężczyzn i to tak skrajnie różnych. Właściwie łączyło ich jedno: płeć. I tak stanęłam na newralgicznym skrzyżowaniu uczuciowym. Całkowicie nie-zdolna do podjęcia logicznej decyzji. Moim sercem zawładnął chłopak o niebieskich oczach z wachlarzem czarnych rzęs. Dla jednego jego spojrzenia mogłabym zostawić cały świat i nie zastanawiać się nad jutrem. Jednak nie był jedynym, bo zaraz obok w moim sercu zagościł prawdziwy mężczyzna, na widok którego serce zamierało a cały świat zaczynał wirować. Tylko, że ten drugi jest po za moim zasięgiem.2 Pomimo tego pragnę go jak nikogo innego. Tylko, czym właściwie jest pragnienie? Idąc spać fantazjowałam o pocałunkach i objęciach. "Owoc zakazany smakuje najlepiej", prawda? Lecz jak wyobrazić sobie coś zakazanego skoro nie próbowało się "owocu" dostępnego?
Lekko się zaśmiałam na wspomnienie mojego miłosnego wewnętrznego haremu i kontynuowałam malować kreskę na lewym oku ... Mam już dwadzieścia cztery i pół roku a jednak wciąż jestem bardzo mało doświadczona. Czy można doświadczeniem nazwać jakieś przypadkowe, wieczorowe pocałunki pod domem? Brzmi dość romantycznie, lecz nie ma w tym żadnej namiętności ani tajemniczości. Nawet gwiazdy nie pomagały. Wracając do domu zawsze mam poczucie niedosytu. Znowu powróciłam myślami do moich amantów. Jeden z nich miał piękne, pełne usta. Ciekawe jak by to było zasmakować jego pocałunku. Drugi był starszy i prawdopodobnie, gdyby mnie całował poczuła bym to cos.
Jednak i jeden i drugi wystawili mnie do wiatru, więc o pocałunku nic nie mówię. Jeden ma kogoś na oku a drugi pewnie już w łóżku. Czy to jest fair? Z mojego punktu widzenia to jest coś bardzo, bardzo nie fair. Po wielu latach, że tak powiem wstrzemięźliwości w końcu wybrałam. A nawet podwoiłam moje szanse na miłość. Tylko, że zamiast powodzenia dostałam podwójnego kosza. Żeby było jeszcze zabawniej dodam, że dochodząc do sedna okazuje się, że sama sobie tego kosza dałam, bo żaden z nich nie miał pojęcia o moim uczuciu. Johny Deep mówi, że kiedy kochamy dwie osoby, warto wybrać tą drugą, bo jeśli byśmy prawdziwie kochali pierwszego partera nie zakochalibyśmy się w drugim. Całkiem rozsądne, gdyby miłość też taka była. Stałam się jak Laura z Dziadów i dlatego skazana jestem na ból zdrad obydwu. Echh ...

***

Dwa miesiące później.
Otworzyłam moją niebieską szafę i zajrzałam do środka. Z grymasem na twarzy przejechałam palcami po mojej sporej garde-robie. Oczywiście, jak to kobieta nie miałam żadnej idei na strój. Stałam tak chyba z dziesięć minut, właściwie zawsze tak to się wła-śnie zaczyna. Moje emocje idealnie dołączyły do akompaniamentu kropel deszczu uderzających o rynnę za oknem. No tak, brzydsza strona wiosny ... Co oczywiście podwoiło bezsensowne stanie przed szafą w pokoju. Spojrzałam w górę na najwyższą półkę, gdzie złożone były wszystkie moje, już teraz za duże lub stare ubrania. To przypomniało mi jak ogromna przepaść dzieliła mnie a tamtą dziewczyną, która chodziła do technikum geodezyjnego. Wydęłam usta w geście niezadowolenia. Nawet moja nowa, smuklejsza sylwetka nie jest w stanie przyciągnąć odpowiednich mężczyzn. Ot i masz! Wystawili mnie obydwaj - faceci to egoistyczne świnie myślące tylko o sobie! O! Właściwie czego można się spodziewać po tych gruboskórnych ludziach… Powiem wam! … Faceci potrafią tylko ranić. Mówi się o ich wielkiej wrażliwości. Gdzie ta wrażliwość? To tylko nadinterpretacja i zwykła kobieca wymówka, gdy mężczyzna obroni nas w ciemnej nocy. Mężczyzna nie jest w stanie pokochać kobiety. Nigdy jej nie zrozumie. Prawda jest niesamowicie brutalna, lecz tak jest!
Tego dnia miałam przeprowadzkę. Dojrzała i świadoma decyzja. W końcu wyciągnęłam z szafy byle jaki dres i zaczęłam pawanie swoich rzeczy. Cały dzień chowałam wszystko w ogromnych pudłach. Taśmę miałam na włosach, spodniach od dresu a nawet na stopie. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta wieczorem. Usiadłam na łóżku i jeszcze raz ogarnęłam swój zdewastowany po-kój. Jak tu teraz pusto.
Do mojej głowy napłynęły wspomnienia. Przymknęłam oczy i zaczęłam wspominać jak weszłam tutaj, gdy zdałam swój pierwszy egzamin dojrzałości, egzamin prawa jazdy. To właśnie w tym po-koju, na tym łóżku opłakiwałam młodzieńcze miłości. Ten pokój był centrum mojego życia a stare ściany niejednokrotnie słyszały mój płacz czy śmiech. Wszystko zaczynało się tutaj i tu się kończyło. Czas odciąć się od niego niewidzialną pępowiną i zacząć żyć na własny rachunek.
Usłyszałam kroki na schodach.
- Kochanie, już jesteśmy. – Usłyszałam głos mojej matki. – Gdzie jesteś?
- Tutaj! – Odkrzyknęłam.
Po chwili drzwi mojego pokoju się uchyliły a przez niewielką szparę wychyliła się moja mama z uśmiechem od ucha do ucha.
- Choć zobaczysz co twój mądry ojciec zrobił z nową koszulą. – Zaszczebiotała szybko. – A tak w ogóle to cześć. Widzę, że już podjęłaś decyzję. – Powiedziała ogarniając ogromne pudła na środku pokoju.
- Tak mamo, najwyższy czas. – odpowiedziałam nostalgicznie.
- Ale wiesz…- Powiedziała.
- Tak wiem. Jednak musze się już usamodzielnić. Mam prawie dwadzieścia pięć lat. Ile to może trwać. Basia mieszka sama od prawie pięciu lat. – Powiedziałam buńczucznie. – Jeśli ona może to czemu miała bym ja nie móc? – Zapytałam.
- Oczywiście, że możesz. Będzie nam cię brakowało. – Powie-działa smutno i przepychając ustawione pod drzwiami pudła weszła do pokoju.
- Wiem mamo. Mi was także. Przynajmniej Miłosz będzie miał powód do radości. – Odpowiedziałam obserwując jak moja mama manewruje w labiryncie na mojej podłodze.
W końcu przedarła się do mojego łóżka i z ulgą usiadła koło mnie. Jeszcze raz spojrzała na pokój i wzięła moją rękę w swoje dło0nie.
- Kiedy miałam tyle lat co ty, byłam zamężna i miałam ciebie. Moi rodzice nigdy nie byli nadopiekuńczy, jednak Natalio nie chcę cię nigdzie wypuszczać. – Zobaczyła, że chce coś dodać i uniosła rękę, abym jej nie przeszkadzała. – Wiem, że kupiliśmy dla ciebie to mieszkanie już dawno temu. Jednak ani ja ani ojciec poważnie nie zastanawialiśmy się nad tym, że może nadejść taki dzień, kiedy jedno z naszych dzieci będzie się chciało usamodzielnić. – Powie-działa patrząc mi w oczy. – Tydzień temu powiedziałaś nam o swojej decyzji. Przemyśl to raz jeszcze. – Poprosiła.
- To zbędne, już postanowiłam. Ja potrzebuję zacząć żyć jak od-powiedzialny człowiek. Po za tym nie wyprowadzam się gdzieś da-leko, a na osiedle, kilka kilometrów stąd.
- Ja wiem Natalko. Tylko poczucie, że twoje dziecko wychodzi z domu jest niezwykle ciężkie do przełknięcia.
- Będę was często odwiedzać. Jedyne co się zmieni to fakt, że nie będę spać u was. – Odpowiedziałam spokojnie.
- No dobrze. A kiedy chcesz przewieść rzeczy do mieszkania? – Zapytała.
- Może jutro rano? Nie pakowałam jeszcze rzeczy z łóżka, więc to nie jest taki zły pomysł.
Mama pokiwała głową i jeszcze raz spojrzała na mnie z błaga-jącą miną. Jednak, gdy nic jej nie odpowiedziałam, wstała.
- No dobrze, niech tak będzie. Choć na dół. – Odpowiedziała mi i wyciągnęła do mnie rękę. – Za trzy tygodnie jest ślub twojej ku-zynki Magdy. Mam nadzieje, że razem pojedziemy.
Skinęłam głową i podałam jej rękę.
Wieczór minął nam bardzo szybko w przyjaznej i rodzinnej at-mosferze. Gdy szłam spać wszystkie normalne czynności wykony-wałam jakby symbolicznie. Była to moja ostatnia noc pod opiekuń-czymi skrzydłami rodziny.
Rano obudziłam się z ciężką głową. Usiadłam na łóżku i ogar-nęłam pokój wzrokiem. Dzisiaj miała przyjechać moja przyjaciółka
i mieliśmy zacząć przewozić pudła do nowego mieszkania. Spojrzałam na zegarek. Była godzina wpół do siódmej. Basia miała przyjechać o dziewiątej a cała rodzina nie wstanie nie wcześniej niż za godzinę. Była niedziela, toteż cały dom był pogrążony w ciszy. Opuściłam nogi na podłogę. Miałam ochotę wrócić do łóżka, lecz zwalczyłam to uczucie w zarodku. Wstałam i się umyłam. Ubrałam się w moje ciemno szare Everlasty, założyłam białą zwiewną koszulkę a na to granatową bluzę. Czekało mnie dużo chodzenia po schodach, więc wyciągnęłam z szafy moje stare jak świat, ale jare, buty do biegania. Tak ubrana wyszłam z pokoju i od razu natknęłam się na mojego tatę, który nie wyglądał specjalnie korzystnie. Brązowe lekko przyprószone siwizną włosy sterczały w różnych kierunkach. Na starą wyciągniętą piżamę, niedbale zarzucił swój ulubiony granatowy szlafrok. W jednej ręce niósł jakieś tabletki, drugą drapał się po brzuchu. Z jednym otwartym okiem niemal człapał po korytarzu. Gdy mnie zobaczył posłał mi swój wyuczony wzrok osoby poszkodowanej.
- Powiedz mi kochanie, dlaczego żyjąc dwadzieścia sześć lat z twoją matką, jeszcze zupełnie nie oszalałem? – Powiedział rozgoryczonym głosem.
- Dlatego, że kochasz ją i serce by ci pękło, gdybyś miał się z nią rozstać.
Tutaj musze się na chwilę zatrzymać i powiedzieć, że mój ojciec i dziadek to wyjątki od reguły, że mężczyźni nie są wstanie poko-chać.
- Słuszna uwaga. Odziedziczyłaś tą cechę po mnie. Ja mówię zawsze mądre rzeczy… - Chciał coś dodać, gdy z pokoju wyszła moja mama.
- Och zamknij się Piotr. – Odpowiedziała lekko zdenerwowana. – Cześć kochanie, czemu tak wcześniej wstałaś? – Zwróciła się do mnie ze szczerym uśmiechem.
- Ja, mężczyzna, który utrzymuje cały ten dom szaleńców i wszystko robię, mam być cicho?!- Mój ojciec zaczął poranną tyradę.
- Oczywiście, dać ci krem na rozstępy? – Wysyczała moja mama.
- A po co mi krem na rozstępy, kobieto? – Wykrzyczał.
- Bo zostało ci co nieco po porodzie.
- Zwariowałaś? – Wzniósł ręce do góry i spojrzał w sufit. – Boże za jakie grzechy mnie każesz?
- Podobno wszystko w tym domu robisz! A jeśli już jest domem wariatów to czemu facet nie miałby rodzić dzieci? – Odkrzyknęła na koniec.
Uniosłam ręce do góry i powiedziałam: - Właśnie dlatego się wyprowadzam. Idę na dół. Ktoś kawy, herbaty? – Zapytałam zatrzymując się w ostatniej chwili, zanim zbiegłam po schodach.
- Nie denerwuj mnie Larysa! – Krzyknął mój ojciec. – Dla mnie czarna bez cukru, kochanie. – Odpowiedział.
- Mam cię nie denerwować, ty mnie denerwujesz od dwudziestu sześciu lat i jakoś żyje. Ja poproszę herbatę z rumiankiem, bo zaraz mnie szlag trafi. – Zawołała mama.
Pokiwałam głową i tak zostawiłam ich, kłócących się niemal o to samo od dwudziestu sześciu lat. Poszłam do wielkiej i ciepłej kuchni. Moi rodzice się kłócili, brat zapewne smacznie spał w po-koju a ja siedząc w ogromnej kuchni, przy stole, myślałam o moim przyszłym życiu. Z tęsknotą spojrzałam w górę, gdzie dwie najbliż-sze mi osoby niemal skakały sobie do oczu. Będę za tym tęsknić. Te sprzeczki były niemal rytuałem.
Kiedy zobaczyłam jak mojej mamie na czole pulsuje żyłka mu-siałam ingerować.
Tak o to rozpoczął się dzień. Nie zauważyłam jak zegarek wybił godzinę dziewiątą. Niemal w tym samym czasie w domu rozległ się sygnał dzwonka. Z uśmiechem zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
Uśmiechnęłam się na widok Basi. Nieco niższa ode mnie przyjaciółka miała długie nogi. Brązowe, niemal czarne oczy świe-ciły się w uśmiechu. Miała oliwkową karnację, która podkreślała jej nieco azjatyckie pochodzenie. Dzisiaj założyła jeden ze swoich kolorowych swetrów z długim rękawem, krwistoczerwone leginsy a na stopy ulubione, klasyczne, czarne conversy. Jasno brązowe włosy spięła w frywolny koczek i ze śmiechem do mnie podeszła.
Ogólnie była to osoba niezwykle pozytywnie nastawiona do życia. Od kiedy zaczęłyśmy się przyjaźni okazało się, że niemal wszystko nas łączy. Gdy zaczęłyśmy rozmawiać na naprawdę os-biste tematy i przemyślenia okazało się, że mamy identyczne poglądy. Stworzyłyśmy piękną i długą przyjaźń. Nie potrzebowałyśmy nawet słów, aby się zrozumieć. Nigdy nie wierzyłam w bratnie du-sze, lecz spotkałam ją na jawie.
- Cześć, spakowana? – Przywitała się uściskiem i spojrzała w głąb korytarza. – Dzień dobry proszę pana.
Odwróciłam się i spojrzałam na mojego tatę, który wyglądał nieco lepiej niż przed pobudką. Podkreślam słowo „nieco”. Jedyna różnica polegała na tym, że patrzył obydwoma oczami i nie miał w ręce paczki tabletek. Jednak cały czas wyglądał równie komicznie.
- O, cześć! – Odpowiedział jej i pomachał nam.
- Wygląda pan czarująco. – Zobaczyłam jak Basia lekko się uśmiecha.
- Ty jedyna doceniasz jakim skarbem jestem dla otoczenia. – Puścił do niej oko.
- A jak! Czekam na pana już od tylu lat. Gdyby się pan namyślił, wie pan gdzie mnie szukać. – Powiedziała zadziornie.
- Cześć Basia. –Pojawiła się moja mama i z uśmiechem przywitała się z przyjaciółką. – Już ci go pakuje, bo doprowadził mnie dzisiaj do białej gorączki. – Powiedziała, patrząc na mojego ojca. – Byś się zaczesał lub przebrał, bo straszysz Leona.
Obydwie się zaśmiałyśmy omijając ich i patrząc na starego i grubego kota Leona, który robił to co potrafił najlepiej. Spał a z wiekiem zaczął i chrapać.
- Ilekroć was nie odwiedzę, Leoś wiecznie śpi. Czy on kiedykol-wiek się budzi, albo schodzi z tego pufa? – Zapytała mnie, gdy we-szłyśmy do kuchni a ona usiadła na swoim ulubionym wysokim krześle przy barku.
- Zdarza mu się. – Odpowiedziałam śmiejąc się i z uczuciem przyglądając zwierzakowi.
- Masz już wszystko spakowane?
- Została mi jeszcze kołdra, poduszki i kosmetyki. – Odpowie-działam nastawiając wodę.
- Czyli niewiele. Jaki mamy plan? – Zapytała, gdy się do niej dosiadłam.

 

Fragment nr 2 

 

Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Zdziwiona spoj-rzałam na zegarek. Dobiegała siódma rano. Basia miała zjawić się tutaj o ósmej. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. U progu stała starsza kobieta. Jej głowa była owinięta czerwoną chustą. Miała na sobie szeroką granatową sukienkę w białe orientalne zwory. Zobaczyłam, że trzyma przed sobą jakąś brytfankę owiniętą srebrną filią. Uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi.
Kobieta była niska a spod chusty wystawały siwe włosy. Miała ciemną karnację. Wyglądała jak arabka, na pewno nie polka. Odwzajemniła mój uśmiech. Stałyśmy tak przez chwilę, aż w końcu się odezwałam.
- Dzień dobry, proszę pani.
Niestety kobieta mi nie odpowiedziała i tylko przechyliła głowę. Pomyślałam, że może jest głuchoniema.
- Pani mnie słyszy? – Znowu kobieta nic nie odpowiedziała jednak uniosła wysoko tacę i podała mi ją do ręki.
Wyciągnęłam ręce i raz jeszcze uważnie się jej przyglądnęłam. Jej oczy były niezwykle przyjazne a wyraz twarzy był jak u małego niewinnego dziecka. Po chwili do moich nozdrzy dobył się niesamowity, słodki zapach z brytfanki. Lekko drygnęłam i podziękowałam jej, jednocześnie czując lekkie burczenie w brzuchu.
Wyciągnęłam rękę i w geście zaproszenia wskazałam wnętrze mieszkania. Starsza pani jeszcze bardziej i promienniej się do mnie uśmiechnęła a ja poprowadziłam ją do barku.
- Widzi pani, dopiero się tutaj wprowadziłam. – Uśmiechnęłam się do niej. – Co prawda nie mam tutaj nic, czym mogła bym panią poczęstować, jednak czajnik, woda i herbata się znajdzie.
Podeszłam do czajnika i nastawiłam wodę a z szuflady wycią-gnęłam moją ulubioną herbatę w sporym woreczku. Nie lubiłam tej zwykłej w saszetkach, toteż zaopatrywałam się w inną na targu u pewnego zielarza.
Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej dwa ogromne, białe kubki i dosypałam trochę mieszanki. Starsza pani bacznie mnie ob-serwowała a uśmiech i ciekawość nie schodziły z jej twarzy.
Kiedy chciałam wypełnić kubki wrzątkiem, kobieta wstała i odebrała mi miedziany czajnik. Ze skupieniem zaczęła wlewać wodę z pewnej wysokości. Co chwila unosząc lub obniżając czajnik. Obserwowałam to w skupieniu. To był cały rytuał. Zastanowiłam się, gdzie w podobny sposób nalewa się herbatę. Arabia saudyjska lub Turcja? No nie wiem.
Kiedy w końcu odstawiła czajnik, podeszła do położonej wcze-śniej na blacie brytfanki i odsłoniła folię. Moim oczom ukazało się wspaniałe ciasto. Pierwszy raz widziałam je na oczy, jednak zapach, który się uniósł w powietrzu był tak rozkosznie przyjemny, że już nie mogłam się doczekać zjedzenia. Podałam jej dwa talerzyki i nóż, a ona pocięła ciasto w kwadraty i wyciągnęła dwa kawałki. Kiedy miałyśmy już zasiąść do jedzenia znowu zadzwonił dzwonek u drzwi.
Basia wybrała idealny moment. Wody jeszcze zostało na jedną herbatę. Ciasta było sporo, jednak uwielbiałam gdy wspólnie poznawałyśmy nowe smaki. Po za tym byłam pewna, że przyjaciółce spodobał by się mój gość.
- Czekałam na ciebie całą… – Wykrzyknęłam otwierając z uśmiechem drzwi.
Zobaczyłam tego mężczyznę! Zaczęłam czuć ogarniające mnie od środka zmrożenie i tykające silnie jak zegar serce.
- … noc. – Wyplułam z siebie resztką sił i się zawstydziłam. Dosłownie zaniemiałam w jednym ruchu.
Na jego twarzy igrało rozbawienie. Spojrzałam na jego idealnie wyprasowaną białą koszulę, jeszcze nie związany krawat, który trzymał w ręku i na czarne spodnie. Klamra skórzanego, czarnego paska zaświeciła a ja zobaczyłam inicjały jednego z najlepszych domów mody na świecie. Jego buty były eleganckie i wspaniale podkreślały majestat właściciela. Jeszcze raz od dołu do góry przejechałam po jego ciele, zauważając silne i długie nogi, wąskie biodra, płaski i na pewno wysportowany tors, szerokie ramiona i opinające koszulę bicepsy.
Nie był to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziałam, ale na pewno najbardziej intrygujący. Świdrował mnie swoimi kobaltowymi oczami. Nie musiał niczego mówić, bo jego wzrok, aż dobitnie wyrażał zdziwienie i ogromne skupienie, a mi ani się sniło zapytać co w tej chwili o mnie myśli.

Miałam na sobie za duży biały podkoszulek mojego ojca z karykaturą słonia i ciasne spodnie od piżamy. Dodatkowo w szkocką kratkę. A moje włosy, lekko mówiąc piorun strzelił w koperek… Co też musiał sobie o mnie pomyśleć ... do tego na pewno by się nie przyznał, to wiedziałam nawet lepiej niż na pewno.
- Naprawdę? – Zobaczyłam jak jego proste i krzaczaste brwi unoszą się do góry.
Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Uratować mogło mnie w tej chwili jakieś lekkie skwitowanie sprawy. Wzięłam się w garść, szczególnie moje serce walące w piersi niczym dzwon.
- Nie, tak naprawdę to taki okrzyk na przywitanie. – Odpowie-działam lekko się kłaniając, jak dama. – Do wszystkich nowo poznanych tak mówię. Prywatnie jestem jasnowidzem. – Dyskretnie szepnęłam. Wyprostowałam się i z uprzejmością wypowiedziałam. – W czym mogę panu pomóc?
Cholera, ani nie mrugnął, jego oczy nie przybrały jakiegoś przyjaznego wyrazu. W końcu przeniósł wzrok na kobietę, która siedziała na krześle i z zaciekawieniem na nas spoglądała. Zrobiłam to samo. Starsza pani siedziała na krześle z kubkiem w rękę i z uroczym uśmiechem machała do mężczyzny.
Pewnie wyglądaliśmy komicznie. A właściwie ja wyglądałam komicznie. Bo jak można określi w tej sytuacji mnie, krasnala o prawie półtora głowy niższego od eleganckiego mężczyzny z szopą na głowie i w dodatku bosą? Jezu pewnie wyglądałam jak żebrak! I to z czerwoną pulsującą od emocji twarzą.
Powiedział coś do kobiety w jakimś azjatyckim języku. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Hmmm, czy to był mongolski? – Nie będę udawać w szczególnie takim momencie, że języki daleko wschodnie były mi tak samo bliskiej jak receptura pierwszej coca coli.
- Hindi. – Odpowiedział lekko się uśmiechając.
- O mamo! – Udałam, że bije się ręką po czole. - A ja jak głupia cały czas po polsku do niej mówiłam. Jak mogłam się nie domyśli c? To takie oczywiste.
- A jak właściwie jej na imię? – Zapytałam przerywając niezręczną, napiętą atmosferę.
- Może sama pani zapyta? – Dodał chłodno.
- Akurat ostatnio mój hindi kuleje. Może jednak pan mi powie? – Zapytałam drapiąc się po głowie i wyczuwając kołtun zbitych włosów. Swoje odkrycie zatuszowałam sztucznym, szerokim uśmiechem.
- Na imię jej Eila. – Odpowiedział patrząc z uczuciem na starszą kobietę.
- Piękne imię. A kim jest dla pana Eila? – Co to za pytanie?
- Mateczką. – Padła szybka odpowiedź.
- Mateczką? Ah wy azjaci.
- Jestem Polakiem. Tylko Eila jest hinduską. – Odpowiedział poważnie.
Myślałam, że to jakiś żart i wskazując jego tors zaśmiałam się i pokiwałam brwiami. Gest ten miał oznaczać coś w rodzaju „Wiem,
że mnie wrabiasz”. I miałam podstawę tak myśleć, ponieważ rysy jego twarzy, kolor włosów i śniada karnacja była niezaprzeczalnym dowodem domieszki krwi azjatyckiej.
- Dobry jesteś!
- Dlaczego? – Zapytał szczerze zdziwiony.
Nagle uświadomiłam sobie jak głupio musi wyglądać moja poza, więc wyprostowałam się, spoważniałam i spojrzałam na Eile.
- Między pana mamą a panem widzę jakieś podobieństwo. – Po-wiedziałam.
- Znałaś moją mamę? – Zapytał jeszcze bardziej zdziwiony.
Spojrzałam na niego już całkowicie zbita z tropu. Przecież ta kobieta siedzi u mnie na kuchni i się do nas szczerze uśmiecha!
- Koleś masz coś z głową? – Zapytałam już całkiem wytrącona z równowagi jego chłodem.
- Dlaczego? – Zapytał szczerze zdziwiony i lekko się nachylił. – A może to z tobą jest coś nie tak? – Zapytał i przycisnął swoją rękę do mojego czoła.
Poczułam zimną i niezwykle dużą dłoń na swoim czole. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, pomijając sam fakt, że w ogóle coś takiego zrobił, gdyby nie to jak zareagowało moje ciało.
Poczułam tak ogromne podniecenie, podsycane dodatkowo nagłym wspomnieniem niedawnych fantazji. Dokładnie te palce w moich nieprzyzwoitych myślach, również podążajacym za tym ruchem oczami, pieściły wyczuloną skórę na szyi przejeżdając erotycznie niżej, coraz niżej, coraz bliżej do napręzonych piersi, wodziły wokół okrągłej wypukłości... uspokój się! Zacisnęłam ręce i mocno przełykając ślinę.
- Temperatura w porządku. – Odpowiedział fachowo.
- Dziękuję za diagnozę. – Odpowiedziałam lekko zła, za wytrącenie z jakiegoś transu.
- Proszę, musze jednak powiedzieć, że zaintrygowała mnie pani tym, że zna moją mamę. – Powiedział po chwili. – może się znamy?
- Nie, nie znamy się. Dziwnie się pan zachowuje, przecież pana mama siedzi u mnie na kuchni. – Powiedziałam marszcząc brwi.
Teraz to ja wyciągnęłam rękę i wierzchem dłoni dotknęłam jego czoła. Spojrzał na mnie bystro i zacisnął lekko szczęki. Miał niezwykle ciepłą skórę a moja rękę delikatnie dotknęła linii włosów. Szybko zabrałam rękę pod wpływem jego karcącego wzroku.
- Moja matka nie żyje od dwudziestu czterech lat. – Powiedział emanując chłodem w całej swojej posturze.
Szybko cofnęłam rękę i schowałam ją za siebie, tak jakby nie-znajomy miał mnie w nią ugryźć.
- Ja… ja nie wiedziałam. Ale powiedział pan… - Wskazałam ręką Eile.- … że jest pana mateczką. Bardzo prze ... przepraszam.
- Właśnie, mateczką. Nie powiedziałem matką.
- Ale…
- Nie. – Przerwał mi i znowu zwrócił się do Eili.
Kobieta wstała zza barku i podeszła do nieznajomego. Spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz i także się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam do niej dłoń i kiedy ją uścisnęła spojrzałam na mężczyznę.
- Niech pan jej powie, że było mi bardzo miło i nie mogę się doczekać kiedy spróbuje jej ciasta.
Kiedy nieznajomy w końcu powiedział to kobiecie ta jeszcze mocniej uścisnęła moją rękę i coś mu odpowiedziała. Spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem.
- Odpowiedziała, że jej również jest bardzo miło. Pyta cię o imię.
- Natalia. – Odpowiedziałam patrząc już w kobiece czarne oczy.
- Eila. – Usłyszałam w odpowiedzi.
Przytaknęłam głową i jeszcze raz się uśmiechnęłam.
Po chwili obydwoje zniknęli za drzwiami a ja się o nie oparłam. To co działo się z moim ciałem było dla mnie totalnie czymś nowym. Pierwszy raz reagowałam na kogoś tak silnie. Każda moja komórka drżała a przy tym całe moje ciało oblane było zimnym potem. Czułam ciepło pod płonącymi policzkami. To niemal niemożliwe, abym reagowała tak silnie na mężczyznę, którego imienia nawet nie znałam.
Przypomniałam jak dotknął mojego czoła. Znów zadrżałam i dotkęłam ręką swoich nabrzmiałych piersi. Właściwie nigdy nie spotkałam tak męskiego faceta. Znów poczułam na palcach jak jednocześnie dotknęłam jego gęstych, kruczoczarnych włosów. Nie miały na sobie żadnego kosmetyku. Nie były sztywne od lakieru do włosów, nie lepiły się od żelu. Jednak ten jego męski i drogi zapach. Jeszcze w powietrzu czułam jego woń.
Stojąc tak, niemal padłam trupem, gdy w całym mieszkaniu roz-legł się następny dzwonek. Przeraziłam się, że to znów on. Mój wygląd wszystko by zdradził. Z duszą na ramieniu spojrzałam przez wizjer. Szeroki uśmiech przyjaciółki jak za dotknięciem różdżki ściągnął ze mnie napięcie. Trzymała w rękach ogromne pudło.

 

 

Fragment nr 3

Dwa dni później stojąc przed moim ogromnym lustrem, w samej bieliźnie, wykonywałam precyzyjną, cieniutką kreskę na powiece. Skupiłam się chyba za mocno i jak to w takich sytuacjach często bywa, najcichszy dźwięk jest w stanie przestraszyć. Na mojej po-wiece utworzył się zawijasek i o mało nie zawyłam. Spojrzałam na zegarek i ze zgrozą zauważyłam, że za dwadzieścia minut musze wychodzić, a dodam, że nie zostałam umalowana i ubrana. Wykonując wszystko na raz biegałam po domu jak szalona. Po piętnastu minutach uświadomiłam sobie, że w moich rajstopach poszło oczko. Znowu miałam ochotę dziko zawyć. Powstrzymałam w sobie tą pokusę i czym prędzej pobiegłam do łazienki, jednak na moje nieszczęście nie znalazłam, ani jednej dobrej pary. Miałam cztery minuty do autobusu. Sięgając po moją starą parasolkę wybiegłam z mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i niczym tornado pognałam po schodach w dół. Moja skórzana teczka, którą przewiesiłam przez ramię latała na wszystkie strony. Żakiet nie zdążyłam zapiąć a moje korale podskakiwały i uderzały mnie w brodę. Zła i zdenerwowana wybiegłam z klatki.
Ledwie to zrobiłam poczułam na sobie ciężkie krople. Walka z parasolką trwała nieco dłużej niż normalnie. Omijanie kałuż było jedna z najważniejszych spraw. Wystarczy, że moje rajstopy były juz podarte. Na prawdę nie miałam ochoty skończyć z błotem i gruzem na udach. Jedna pominięta, druga prawie. Trzecia już się pojawiała na horyzoncie, gdy szybko odskoczyłam i przeskoczyłam płot. No cóż w tej chwili wyglądałam co najmniej jak jakaś koza, trzymając w ręce parasol i torbę a druga ręką przytrzymując korale. Prócz schludnego wyglądu wolałabym mieć także nie posiniaczoną twarz.
I ten deszcz, który nic sobie nie robił z parasola, który chronił wszystko tylko nie mnie. Nagle silniejszy podmuch z boku parasol poleciał w jedną strone ja poślizgnęłam się w druga i to nagłe zdziwienie, że coś stanęło na mojej drodze, gdy zobaczyłam jak nieubłaganie zblizam się na pręty w parasolu.
To były sekundy i kwestia czasu kiedy opadłam na ziemie. Wynik? Stłuczone kolano, całkiem rozdarte rajstopy, na pewno odbite na twarzy druty z parasola, porozrzucane wokół perełki z mojego naszyjnika. Aż się przeraziłam tym co zrobiłam drugiej osobie.
Szybko się podniosłam i odciągnęłam strzępy bezuzytecznego przedmiotu i go odrzuciłam na bok. Z niedowierzaniem patrzyłam na wściekła twarz mojej ofiary. Granatowe, jak niebo nad nami oczy patrzyły na mnie z taką brutalnością, że poczułam zimno w kościach. Z tego wszystkiego zaczęłam na niego ... krzyczeć.
- Jak pan mógł mnie tak załatwić? Co pana podkusiło, aby na mnie biec?
Wiedziałam, że moje zarzuty i to jak je wykrzykiwałam były irracjonalne, ale nie wiedziałam co się ze mną dzieje, a wiedziałam na pewno, że tylko atak na niego powstrzyma mnie przed tym samym z jego strony.
- Natalio, czy zdajesz sobie sprawę ze swojego położenia? – Zapytał tak chłodno, że zadrżałam.
- Panie jakiś tam nie wiem jak w Indiach, ale tutaj w Polsce trzymamy się swojej strony na ulicach i chodnikach! Przyjeżdża z daleka jakiś chłystek z kasą i myśli, że mu wolno wszystko! Przez pana właśnie tracę możliwość znalezienia odpowiedniej pracy, ale co takiego człowieka może obchodzić interes kogoś innego. Egoistyczny burak!
To powiedziawszy obruciłam się na pięcie i zaczęłam szybkim krokiem wracać do domu. W takim stanie i psychicznym i emocjonalnym nigdzie jechać nie mogłam. Czemu? Cóż pomijając moje zupełnie nienormalne zachowanie wciąż czułam ciepło z jakim się spotkałam po upadku. Jego mocne ręce zacisneły się na moich ramionach i uratowały mnie przed mocniejszym poturbowaniem. Pomijając fakt, że pomiędzy nami była feralna parasolka czułam stalowe mięśnie i imponujących rozmiarów szerokie ramiona, którymi mogłabym się spokojnie kilkakrotnie owinąć i na zawsze pozostać. Ten mężczyzna wzbudzał we mnie jak dotąd wśród poznanych osób największe poczucie bezpieczeństwa.
Jego postawa, nieprzeniknione spojrzenie, sposób bycia wymuszał na ludziach coś w kierunku strachu, czegoś nieznanego a zarazem hipnotyzował i przyciągał. Tożto niemal sam diabeł, kuszący swoją pozycją i poczuciem stabilności. Ciarki przeszły mi po plecach. Okropny typ!
- Ja nie skończyłem! - Usłyszałam jego mocny głos za soba po czym jak zwykły tchórz rzuciłam się do ucieczki.
Bożę, Boże oby mnie nie dogonił.
Biegłam do mieszkania z jeszcze wiekszą mobilizacją niż do autobusu. Tu ścigała mnie jakaś drapieżna, pierwotna natura. Słyszałam jak szybkim krokiem zblizał się na klatce.
Już drugie piętro.
Jego nowe buty wybijały stanowszy i jednostajny rytm a z sekundy na sekundę słychać je było coraz głośniej.
Ręce miałam jak z waty, trzęsące się. Niezdarnie wyciągając z kieszeni pęk kluczy, szybko szukałam tych do miaszkania. Wszystkie były takie same!
Trzecie piętro!
Żaden nie pasował. Nie byłam wstanie trafić odpowiedniego klucza. Spróbowałam ostatni i jest!
Czwarte piętro.
Szybko otworzyłam drzwi i z trzaskiem zatrzasnęłam je widząc jego czarną czuprynę wyłaniającą się na schodach. Zamek od środka przekręcony, już bezpieczna.
Zamiast ulgi poczułam rosnące poczucie zarzenowania. Dorosła kobieta uciekająca z miejsca przestępstwa. Brawo, Natalia, brawo. No cóż, ale skoro sprawy zaszły tak daleko to pełną głupotą byłoby się teraz dać złapać. Honoru nie odzyskasz, a nagenę i owszem. I to jaką.
Dobiegło pukanie i dźwięk dwonka do drzwi.
- Proszę sobie iść! – Odkrzyknęłam.
W zamkniętym mieszkaniu byłam odważniejsza. To mi odwaga. Phi!
- Pani Natalio, drugi raz nie zapukam, proszę otworzyć i jak dama stawić mi czoła.
Ani mi się śni! Przecież ten rekin zjadłby mnie zanim dobrze bym przekręciła zamek. Wiedziałam jednocześnie, że na pewno zrobi jak mówi i że nie odezwie się do mnie już nigdy. Paliłam jedyny most, który mnie z nim łączył... pukanie ustało. The end.
Wzięłam do ręki świerzą gazetę i od nowa zaczęłam szukać ofert pracy a dwa dni później byłam już w drodze na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Barbara N. · dnia 21.01.2017 10:18 · Czytań: 487 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty