Jestem z Lebensborn - mike17
Proza » Miniatura » Jestem z Lebensborn
A A A
Od autora: Lebensborn (niem. Źródło życia) – instytucja niemiecka oficjalnie funkcjonująca jako opiekuńczo-charytatywne stowarzyszenie „Lebensborn e.V.” (niem. Lebensborn eingetragener Verein, pol. stowarzyszenie zarejestrowane „Źródło życia”), która funkcjonowała w strukturach organizacyjnych SS. Została powołana na mocy rozkazu Reichsführera-SS Heinricha Himmlera w 1936 roku
Lebensborn w założeniach miał stworzyć odpowiednie warunki w sieci swoich ośrodków do „odnowienia krwi niemieckiej” i „hodowli nordyckiej rasy nadludzi” poprzez odpowiednią selekcję kobiet i mężczyzn przeznaczonych do rozmnażania w ramach demograficzno-politycznych założeń nazistowskiej polityki rasowej. W praktyce oznaczało to przymuszanie przypadkowo dobranych kobiet i mężczyzn do codziennego odbywania stosunków płciowych.

 


                                              
 
 
 
Urodziłem się w 1944 roku, pewnego dnia latem, w ośrodku Lebensborn, w Norwegii.
Nigdy nie miałem snów, czyż to nie dziwne?
Aż kiedyś, niespodziewanie, spłynęły na mnie jak spieniona, wodna kaskada.
I w jej toni miałem pozostać przez wiele smutnych, straconych lat.
W martwych godzinach, których nie było, na próżno szukałem siebie.
 
Pewnej nocy zobaczyłem wysokiego blondyna, lat około dwudziestu pięciu, o regularnych rysach twarzy i bezczelnym uśmiechu, w którym kryła się bezgraniczna pogarda dla tych, co muszą służyć i kłaniać się rasie panów, bo ona wyda ostateczny wyrok i nie będzie od niego odwołania, a nawet gdyby, i tak zakończy się ono w grobie.
Jeśli miałbym określić człowieka, do którego mógłbym poczuć natychmiastową nienawiść, byłby nim bezsprzeczne ów typ, bowiem wiele o tym czytałem, o zachowaniu esesmanów, i wyrobiłem sobie własne zdanie, klarowne i sztywne, i teraz wiedziałem, że nic go nie zmieni, a to, co nadejdzie, jedynie upewni mnie w mniemaniu, że niektórzy nie powinni się nigdy narodzić.
 
Młody esesman palił niespiesznie papierosa i spokojnie patrzył, jak Ingrid rozbierała się.
Skąd wiedziałem, że ma na imię Ingrid?
Ot, zwykła logika snów – wiedza, która przychodzi z innego wymiaru.
Była typowym przykładem nordyckiej urody i pewnie dlatego porwano ją z ulicy, zimą, kiedy w Oslo, poproszona przez matkę wyszła na zakupy, by nabyć kilo jabłek i świeże śledzie.
Jako Norweżka nie mogła sama zgłosić się do Lebensbornu, robiły to fanatyczne Niemki i kobiety z podbitych narodów, które chciały poczuć w sobie niemiecką spermę i urodzić kolejnego „pana”, co być może kiedyś zawładnie światem i rzuci wszystkich na kolana.
 
Jej oczy, oczy tej młodej, pięknej małej przypominały oczy zaszczutego zwierzątka: miotały się po ścianach, jakby w poszukiwaniu ratunku, który tej nocy niestety nie mógł nadejść.
Gdzieś, gdy spływała samotna łza ujrzałem, że bardzo tego nie chciała.
Logika snów jest taka, że wiemy, że coś jest takie a nie inne, że coś ma własne znaczenie, choć znikąd takiej wiedzy nie posiedliśmy i nikt nam tego nie powiedział.
Ona umierała ze strachu, drżała i, jeśli istniał wówczas jakiś Bóg, prosiła go o ratunek.
On był zajęty czymś innym, kiedy mężczyzna powoli rozpinał pasek i dopalał papierosa.                   
 
- Chodź tu – rozkazał.
Podeszła, zakrywając nagie, drobne piersi.
- Miałaś kiedyś mężczyznę? – spytał.
- Nie. Nigdy.
- Wiesz, po co tu jesteśmy?
- Tak.
- A wiesz, że jutro możesz być z innym?
- Wiem.
- Mnie to wisi.
- Nie jestem tu z własnej woli. Porwano mnie, bo mam wasze cechy.
- Bidula…
- Mam dać dziecko Hitlerowi.
- Dokładnie, mała.
- Może mnie zabijesz?
- Co?
- Zastrzel mnie, bo wolę to, niż los dziwki i matki, która nie ujrzy swego dziecka.
- Podobasz mi się.
- Chcę umrzeć, rozumiesz? Nie będę żyć z takim piętnem.
- Będziesz, i co więcej, masz rodzić niemieckie bękarty. Kiedy urodzisz tego, urodzisz następnego i tak dalej. Już się nam nie wyrwiesz. Będziesz maszyną. Do rodzenia. A my będziemy przychodzili i odchodzili, i dawali ci swoje boskie nasienie. Doceń to. Robisz coś dla ludzkości, dla rasy panów. To my zawładniemy ziemią, nie towarzysz Stalin.
A wy, macie dać Rzeszy nowych Niemców, zdrowych i silnych, rozumiesz?
- Zabij mnie – szeptała.
- Zamknij się i kładź się na łóżku – nakazał.
- Nie chcę dożyć jutra – jęknęła.
- Masz dożyć jego narodzin i tyle nie pieprzyć, bo ci przywalę. Nie chcę mieć przez ciebie problemów.  Będę z tobą dziś dwa razy. Tak było umówione. A czemu, mało mnie to obchodzi. Za minutę masz być wilgotna, bo jak nie, to się nieźle doigrasz.
 
Następnej nocy przyśnił mi się młody Anglik, Jack, żołnierz wzięty do niewoli pod Narvikiem, który w przypływie desperacji przyznał się do korzeni niemieckich.
Nie kłamał, wstydził się, że jego dziadek był policjantem w Bremie i całe życie starał się uruchamiać mechanizm wyparcia, jeśli chodzi o owego niefortunnego przodka.
Wyglądał jak idealny Niemiec i pewnie dlatego darowano mu życie i zmuszono do „pracy” w Lebensborn, bo albo to, albo kulka w łeb, więc nie było z czego wybierać.
Senna wiedza podpowiedziała mi, że miał zaledwie dziewiętnaście lat i nigdy nie był z kobietą, a wszystkim, co o nich wiedział, to że można je pocałować i potrzymać za rękę.
Był dobrym, czystym chłopcem, nie odczuwał potrzeby kontaktów cielesnych, co więcej, zanim poszedł do wojska, interesował się rzeźbieniem w drewnie figur świętych, a co niedziela służył do mszy z własnej, nieprzymuszonej woli, bowiem taką miał potrzebę.
 
W jakiejś sennej godzinie ujrzałem Ingrid, jak rozbiera się i kładzie ubrania na krzesło stojące przy łóżku, i siada na nim, wbijając drewniany wzrok w podłogę: cierpi, zna już ten ciężar.
- Wiesz, ja nigdy… - powiedział po angielsku Jack.
Choć go nie zrozumiała, domyśliła się w mig, co chciał jej przekazać.
Po policzku spłynęła samotna łza, a zaszklone bólem oczy wyrażały absolutny niebyt.
- Robię to, bo mi kazali. Gdybym odmówiła, trafiłabym do obozu. Do hitlerowskiego Auschwitz. Tam pewna śmierć. Tu umieram każdego dnia z innym. Kiedy zajdę w ciążę, wyślą mnie do Niemiec, gdzie urodzę, a dziecko oddadzą bogatym Szwabom do adopcji, rozumiesz? Tu dostanie numer Lebensborn 2199 albo 1045, jak w hodowli zwierząt. Może pozwolą mi urodzić tu, ale dzieci zawsze zabierają. Co wtedy czuje matka? Kilka dziewczyn się powiesiło. Ja nie mam tyle odwagi, mnie w ogóle nie ma. Chodź, bo za odmowę są bardzo surowe kary – to mówiąc, przyciągnęła go do siebie i po chwili całowała jego usta, nic nie czując, i wiedząc, że i on nic nie czuje.
 
Potem się obudziłem.
 
Nadal był 5 marca 1962 roku, a ja byłem w zakładzie opiekuńczym w Niemczech, gdzie jedyną rzeczą, jaką można było się nauczyć od kolegów był samogwałt i palenie papierosów.
Lepki od spermy plakat Marylin walał się w rogu naszego pokoju jak smętny dowód małości.
Przedtem spędziłem kilka lat w rodzinie zastępczej niedaleko Monachium, ale było to prawdziwe piekło, a ja nie chciałem poddać się piekielnym rygorom, dlatego byłem systematycznie bity przez ojczyma, który w ten sposób pragnął wychować mnie na twardego, dobrego Niemca, na takiego, jacy kiedyś ginęli z bronią w ręku na Froncie Wschodnim.
Byłem jeszcze w dwóch takich rodzinach, ale wszyscy odsyłali mnie z powrotem do zakładu.
- Jesteś tak tępy jak but z lewej nogi, nic z ciebie nie będzie, kretynie – mawiał jeden.
- Jesteś tak wredny i złośliwy, że wynocha z naszego domu! – krzyczał inny.
I tak tułałem się po różnych miastach, nie mogąc nigdzie zagrzać dłużej miejsca.
Czułem się śmieciem, nikim, obywatelem państwa, którego nazwą jest pustka…               
 
Jakże bardzo czasami chciałem umrzeć, zwłaszcza kiedy dowiedziałem się od ojczyma, że jestem zwykłym bękartem, tyle że „szlachetnej krwi”, a moja matka puszczała się z kim popadło i nigdy nie dowiem się, kim byli moi biologiczni rodzice.
Bo ja chciałem ich poznać, porozmawiać, dotknąć, choć w snach widziałem, że łączyły ich tylko stosunki płciowe, ale ja potrzebowałem kogoś pokochać, jak syn, który pragnie poczuć matczyną dłoń i ujrzeć uśmiech zadowolonego z niego ojca.
Tylko ja sam wiem, ile nocy przepłakałem, marząc o tym, by wydarzył się cud.
On jednak nie nadchodził, a ja w każdej blondynce i w każdym blondynie w wieku średnim widziałem moich nigdy niepoznanych rodziców, i czułem ścisk w gardle, i ból, na który nie było nazwy, co dławił mi pierś i odbierał zdrowe widzenie świata i siebie.
Najbardziej bolesne było to, że nie widziałem żadnych szans na odnalezienie rodziców.
To było niewykonalne i nieprawdopodobne.
Byłem numerem Lebensborn 2677 i nazwano mnie Hans Miller.
Jakże nienawidziłem Hansa Millera, bo mogłem być synem tego młodego Anglika, w którym płynęła niemiecka krew, niekoniecznie ohydnego esesmana, choć i to było przecież możliwe, lecz ja uwierzyłem pewnego dnia, że nie było we mnie niemieckiej krwi, w tamtej „hodowli nadludzi” dawcami nasienia byli nie tylko Niemcy, ale i mężczyźni o germańskim pochodzeniu.
 
Nadszedł dzień moich osiemnastych urodzin, które po raz ostatni spędziłem w zakładzie.
Teraz mogłem go opuścić i ruszyć w nieznany mi jeszcze świat pełen nieznanych barw.
Dostałem na drogę niewielką kwotę, więc wsiadłem do pociągu jadącego do Hamburga i tam też się udałem, nie wiedząc kompletnie, czemu wybieram właśnie to rozreklamowane miasto.
Dużo o nim słyszałem, że łatwo o pracę, że można zacząć wszystko od nowa.
Kiedy tam w końcu dotarłem, była już późna noc, którą spędziłem w parku na ławce.
Gdzieś obok mnie zasnął samotny kot, samotny jak ja, jak ja szukający przystani…
 
Te sny, te koszmary…
One wracały przez te lata jak niespłacony weksel.
Wciąż widziałem Ingrid, moją matkę i zmieniających się mężczyzn.
Jakby zacięła się maszyna od puszczania filmów i wciąż była ta sama klatka.
Miałem przed oczami sceny, których nie chciałem widzieć, ale to było silniejsze ode mnie, niezależne od mego „chcenia”, a ja jako niemy świadek patrzyłem i czułem znany mi ból.
I znów oglądałem niejako z powietrza ośrodek Lebensbornu, gdzie dano mi życie.
I stygmat na resztę mych dni.
 
W Hamburgu znalazłem pracę w magazynie opon samochodowych i po przespaniu kilku nocy gdzie popadło, postanowiłem poszukać sobie pokoju.
- Dobry wieczór pani. Chciałbym wynająć pokój na dłużej. Przyjechałem tu do pracy. Jestem spokojnym człowiekiem. Nigdzie mi się dotąd nie udało. Jakiś pech, czy co? Naprawdę nie sprawię pani kłopotu.
- Będzie pokój – rzekła cicho kobieta. – Niech pan wejdzie, bo nawlatuje komarów – mówiąc to uśmiechnęła się obiecująco. Zamknęła drzwi i weszliśmy do kuchni, to tu paliło się światło, a na fajerkach gotowała się smacznie pachnąca zupa. Gospodyni dorzuciła drewna i wtedy dostrzegłem, iż jest w sędziwym wieku, choć na pierwszy rzut oka nie było tego widać.
- Bardzo się cieszę, że się pani zgadza. Już traciłem nadzieję. Spałbym dziś na dworze…
- Czemu mam nie wynająć? Sama mieszkam, odkąd… - tu urwała na krótką chwilę – odkąd mąż zmarł, lepiej to zawsze z kimś, raźniej…
- Też tak sądzę.
- W pojedynkę czas się strasznie dłuży.
- Nie ma pani dzieci, wnuków?
- Nie. Już nie… - słowa te wypowiedziała dziwnym głosem z wyraźną nutą smutku, a oczy jej stały się nieobecne i wpatrzone gdzieś w dal. Poczułem, że moje pytanie musiało wydać się przykrym, więc szybko zmieniłem ton.
- Jak będzie trzeba narąbać drewna, czy pomóc przy domu, to ja bez wahania…
- Dobrze… - nie dała mi dokończyć kobieta. – Tam będzie pana pokój – to mówiąc wskazała mi jasne, drewniane drzwi. Powoli zapominałem o niedawnych obawach i perspektywie spania pod gołym niebem. Pomyślałem sobie, że to był całkiem udany dzień.
- Hans jestem. Niech mi pani mówi po imieniu – poprosiłem.
- Dobrze. On też nazywał się Hans… - szepnęła.
- Kto? – spytałem.
- Mój jedyny, ukochany syn. Zginął w Norwegii, w 1944 roku.
- Przepraszam, że pytałem.
- Nie przepraszaj, nie masz za co.
I wtedy opowiedziałem jej całą prawdę o numerze Lebensborn 2677, i tych wszystkich, zmarnowanych latach i bólu, w którym przyszło mi żyć i zatracać samego siebie.
 
W atmosferze spokoju płynęły dni, a nocą wciąż dręczyły mnie koszmary.
 
Ingrid, niepoznana mamo, jakże bardzo mi ciebie brak, jakże wyje moje serce, kiedy widzę pełne, szczęśliwe rodziny, ojców z wózkami, wpatrzone w nich, zakochane żony.
Wiesz, że brzydzę się „tymi sprawami” – nie wyobrażam sobie robić tego z jakąś dziewczyną.
Widziałbym w sobie tych, którzy byli z tobą w moich snach.
I wiem, że nigdy nie przezwyciężę tego obrzydzenia.
Zniżyć się do ich poziomu to być jak pies, to sparszywieć do końca.
Nie patrzę na kobiety w ten sposób, ale nie zdobędę się na nic więcej.
Nie zespolę się nigdy z żadną, bo miałbym poczucie winy.
Owszem, podobają mi się, ale nie chcę ich dotykać i z nimi obcować.
To silniejsze ode mnie, to oni, ci mężczyźni z moich koszmarów, zrobili mi to.
I gdy potem, po napisaniu tych słów mijały lata, ja byłem sam, nie szukałem nikogo.
Podobałem się kobietom, ale na słownym flircie się kończyło.
Miałem pewność, że wybiorę życie w pojedynkę.
 
Pewnego popołudnia, po powrocie z pracy, zastałem panią Klarę śpiącą, jak wówczas myślałem, po smacznym obiedzie, którego część znalazłem dla siebie na kuchni. Jednak coś mnie zdziwiło. Nie obudziło jej ani moje głośne dzień dobry, ani wejście do domu i głośne zamknięcie drzwi.
I to mnie zaintrygowało.
Wiedziony trafnym przeczuciem, dziwnie zaniepokojony, postanowiłem sprawdzić, co było przyczyną tak twardego snu. Coś tu wyraźnie niepokoiło, coś nakazywało zdwojoną czujność.
Dotknąłem śpiącej, lecz nie spowodowało to przebudzenia, spróbowałem raz jeszcze mocniej, lecz i to nie poskutkowało. Ogarnął mnie złowieszczy lęk, jakieś bezkształtne podejrzenie, że nie jest to zwykła, poobiednia drzemka, że coś złego dzieje się na moich oczach.
Do dziś nie wiem, czemu zrozumiałem wtenczas, że mam jak najszybciej otworzyć wszystkie okna, by wpuścić niezwłocznie do domu jak najwięcej świeżego powietrza. Tak też uczyniłem. Działałem szybko, odruchowo, instynktownie, nie marnując czasu na myślenie.
Bezskutecznie próbowałem ocucić nieprzytomną kobietę, potrząsając jej bezwładnym ciałem mocno i stanowczo, lecz moje rozpaczliwe próby spełzły na niczym – nie dałem rady.
Na moment uległem jakiejś przedziwnej dysocjacji, jakbym rozpuszczał się w czasie…
W akcie desperacji, nie myśląc już wcale, wyniosłem ją przed dom i położyłem na trawie. Potem natychmiast wezwałem lekarza – wiedziałem, ze liczą się chwile.
Los najwyraźniej sprzyjał…
I kiedy po jakimś czasie poznałem prawdę, coś ścisnęło mnie mocno za gardło silnym wzruszeniem – dziś już wiem, że tylko dzięki tak szybkiej pomocy uratowałem ją od zaczadzenia…
 
- Synku, dzięki tobie żyję. Jak mam ci dziękować? – powiedziała pani Klara łamiącym się głosem, kiedy siedzieliśmy na ganku już spokojni, już wolni od złego, pijąc herbatę.
- Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo – odpowiedziałem szczerze.
- Jesteś bardzo skromny, Hans, za skromny. Jesteś prawdziwym mężczyzną. Inny mógłby mnie okraść i nie udzielić pomocy. Wiesz, jacy są dziś młodzi. Ty masz to coś.
- Jestem tylko bękartem, który pracuje w magazynie opon samochodowych.
- A jak te twoje sny? Miewasz je nadal?
- Stała się dziwna rzecz: odkąd panią uratowałem, już trzeci tydzień śni mi się co innego.
- Może tak musiało się stać, byś się od nich uwolnił?
- Może musiałem tu przyjechać, by śmierć nie zabrała pani życia. Nie wiem. Ale mam wrażenie, jakbym rodził się na nowo. Czy pani wie, co to sny, które ma się przez całe życie, a w nich matka i współżyjący z nią „dawcy”?
- Wiem, przez co przeszedłeś.
- Od jakiegoś czasu śni mi się most i ludzie skaczący z niego do głębokiej rzeki.
- No i?
- Mają bardzo smutne twarze.
- Wypływają?
- Tego nie wiem, bo sen urywa się w momencie skoku.
- Powiedz coś więcej.
- Oni boją się tego mostu.
- To czemu skaczą?
- Coś im każe – wiem to, coś mi szepcze, że tak właśnie jest.
- Pomimo to, robią to.
- To coś w rodzaju przeznaczenia.
- Jak to mam rozumieć?
- Oni mieli się tam znaleźć i skoczyć.
- To dziwne, by nie rzec, straszne.
- I coś jeszcze wyczuwam: oni już nie wypływają…            
 
Tu urwała się nasza rozmowa – ani ja nie chciałem jej kontynuować, ani pani Klara pytać.
 
I znienacka pewnej nocy, gdy zawzięcie broniłem się przed zaśnięciem, jak złodziej, podstępnie i skrycie przyszedł sen. Zmorzył mnie tak niespodziewanie i nagle, że okazałem się wobec niego absolutnie bezbronny, i nie wiadomo, kiedy porwał mnie znużonego wielką, szeroką falą. Z chaosu sennego niebytu znów wyłonił się tak dobrze znany mi most…
Wokół nikogo – godzina już wieczorna, późna i nastrajająca do spoczynku, i tylko sine światło księżyca oświetlało jego zarys, ledwie już widoczny w narastającym, gęstniejącym mroku.
Nagle ujrzałem go jaśniej, jakby wyraźniej i tę małą alejkę nań prowadzącą.
Ciszę gwałtownie rozpruł nowy dźwięk – ktoś zbliżał się jakby obawiając zauważenia i powoli wszedł na most, stając na jego środku i rozglądając się badawczo na wszystkie strony.
Potem podszedł do barierki i spoglądał w dół na rzeczny nurt.
To spojrzenie trwało wieki.
Był odwrócony do mnie tyłem, więc nie miałem okazji poznać wyrazu jego twarzy.
Księżyc blado oświetlił mężczyznę, który niespodziewanie gwałtownym ruchem odwrócił się i dostrzegłem w nim… siebie samego!
Wtedy ktoś do mnie podszedł i podał mi rękę.
Był to wysoki brunet o niebieskich oczach i pięknych rysach twarzy.
- Co ja tu robię? – zawołałem, spoglądając w wygwieżdżone niebo.
Lecz gdy mój wzrok wrócił na ziemię, dziwnego nieznajomego już przy mnie nie było.
 
Obudziłem się zlany zimnym potem, przerażony i bezbronny wobec osobliwej tajemnicy.
Coś szepnęło mi, by tego dnia nie iść do pracy – czemu – nie sposób powiedzieć.
To był nakaz, któremu musiałem się podporządkować, jak szept pełen prawdy.
Powiedziałem pani Klarze, że się źle czuję  i zostanę tego dnia w domu.
Cały czas miałem przed oczyma mój sen i fatalny most, bo że takim był, nie wątpiłem.
Lecz co oznaczał, co oznaczały owe skoki do wody?
Intuicja, ten dobry druh, podpowiadała mi, że nic dobrego, że to bardzo zły omen.
Wyniosłem do ogródka leżak i usiadłem, próbując osiągnąć namiastki spokoju.
Zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się, i wtedy przypomniał mi się ów nieznajomy ze snu.
Jego twarz kogoś mi przypominała, kogoś mi dobrze znanego, lecz kogo?
Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, bo podobieństwo rysów niepokoiło.
Te same usta, ten sam nos, to samo łagodne spojrzenie, dobroć, która od niego emanowała.
Bez dwóch zdań był wierną kopią kogoś mi znanego.
 
Wtedy pani Klara wbiegła do ogródka i krzyknęła, a w jej głosie wyczułem niepokój:
- Chodź do telefonu. Ktoś do ciebie!
 
I wtedy TO usłyszałem, boleśnie poczułem jak uderzenie młotem w skroń.
- Hans, był ogromny pożar w magazynie. Awaria elektryczna. Wszystko spłonęło. Zawalił się strop, nikt nie przeżył. Zginęło prawie dwadzieścia osób. Spalili się żywcem. Tylko my dwaj przeżyliśmy. Dziś moja Ellen rodziła, więc wziąłem wolne. A ty, jak to się stało, że nie było cię w robocie?
- Źle się czułem od rana. Nikt nie przeżył, nikt, mówisz…
- Tam jest już tylko gruzowisko.
- A więc jednak…
- Co?
- A nic. Trzymaj się, stary.
- Co teraz zrobisz?
- Jeszcze nie wiem. Nie wszystko zależy od nas.
 
Padłem ciężko jak kłoda na leżak i przez chwilę nie wiedziałem, jak się nazywam.
Jeśli piorun potrafi uderzyć człowieka i nie zabić, to wówczas rąbnął z całą siłą.
Czułem, że drżą mi ręce, że głos, niezdolny do niczego, zapadł się gdzieś w gardle.
Gdy pani Klara podeszła do mnie, opowiedziałem jej, co się wydarzyło.
Z wrażenia usiadła na trawie i zapłakała jak małe dziecko, które ktoś niesprawiedliwie skarcił.
Wtedy coś mnie tknęło, po raz pierwszy, ale bardzo wyraźnie, jakby poraził mnie prąd.
I poczęło świdrować mózg jak myśl nieznośna, co musi znaleźć ujście w świecie realnym. 
Patrzyłem na jej łzy, na nią, jak targana spazmem płaczu siedzi obok mnie jak mała dziewczynka, którą ktoś porzucił w środku lasu i odszedł w siną dal.
 
- Pani Klaro, w tym niezwykłym śnie był jeszcze ktoś. Młody, wysoki brunet, o bardzo ładnej twarzy, w której wyczytałem dobro. Coś, co lśniło jak czyste piękno. Podał mi rękę i nie skoczyłem z tego pieprzonego mostu. Nadal czuję ciepło jego dłoni. Czyż to nie dziwne?
 
Wtedy ona wstała i bez słowa poszła do domu, jak w transie hipnotycznym.
Po chwili wróciła z pudełkiem po czekoladkach i wyjęła z niego duże zdjęcie.
Gdy na nie spojrzałem, zrobiło mi się zimno i lodowaty dreszcz przeleciał po grzbiecie.
Wnet poznałem mego nieznajomego ze snu – patrzył na mnie radosnym spojrzeniem.
 
- Czy to on podał ci wtedy rękę? – spytała bardzo spokojnie, jakby znając z góry odpowiedź.
- Tak. To na pewno był on. Wciąż go widzę, wciąż pamiętam. To spojrzenie…
- To Hans, mój syn.
- Jak to?
- Oni czasami wracają. I chcą za coś podziękować. Lub o coś poprosić.
- A więc oni istnieją?
- Tak, mój kochany, i mój syn chciał przekazać coś jeszcze, co tylko matka może wiedzieć.
- Co?
- Zostań ze mną. Nie jestem już młoda. Już nigdy nie będziesz Lebensborn 2677. Będziesz miał swoje miejsce na ziemi. Swój kąt. A tobie kiedyś oddam ten dom. Nie mam syna, może ty mi go zastąpisz? Nie mogę być sama. Już nie po tym, co miało miejsce. Coś się na zawsze zmieniło. Choć wcale nie musiało, a jednak…
 
Nie powiedziałem nic, lecz moje spojrzenie i uśmiech wyraziły wszystko.
Potem podszedłem do niej i pocałowałem w czoło, jakby była moją matką.
 
- Czy mogę już nie być dla ciebie panią Klarą? – spytała szeptem, a w jej głosie wyczułem całą skromność i delikatność, i coś bardzo dojmującego, na co próżno szukać nazwy.
- Tak, mamo – odparłem pewnie i z radością.
 
 
 
9 stycznia 2017
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mike17 · dnia 25.01.2017 19:17 · Czytań: 2101 · Średnia ocena: 4,94 · Komentarzy: 68
Komentarze
JOLA S. dnia 25.01.2017 21:44 Ocena: Świetne!
Michale,
przeczytałam z przyjemnością. Historia plastycznie napisana, bardzo dobre dialogi.
To rozciągnięcie w czasie niewątpliwie bardzo dobre, służy temu opowiadaniu, ale jednocześnie chciałoby się czasami większej liczby szczegółów, detali, tak, jakby czas płynął za szybko i pewne sceny nie wydarzyły się do końca, nie wybrzmiały; ale to mocno subiektywne wrażenie, które w żadnej mierze nie może być traktowane jako zarzut.

Podobało mi się wymieszanie przeszłości z teraźniejszością i to, że kilka scen zostało rozciągniętych.

I ten tytuł wieloznaczny, niepokojący;

Nie wiem jak to robisz, ale każda Twoja historia chwyta za serce, aż łezka się kręci.

Serdeczności , kończę bo zaraz się rozbeczę, a to rzadko...
JOLA S.
Slavek dnia 25.01.2017 22:04 Ocena: Świetne!
Ave, smutny początek ze szczęśliwym zakończeniem. Od przemocy i gwałtu do życia w miłości i szczęścia.
A są tacy co twierdzą, że to nie możliwe...
Fajnie napisane, nie miałem wrażenia przegadania, historia od początku wciąga i trzyma czytacza przy sobie.
Eeee..tylko to
Cytat:
Do Au­schwitz w Pol­sce
bym zmienił, albo dopowiedziałbym, że to był Niemiecki obóz koncentracyjny bo pełno teraz tumanów, którym się zaraz Polska ze swastyką skojarzy.
mike17 dnia 25.01.2017 22:31
Cieszę się, Jolu,że odnalazłaś się w tej miniaturze, wcale niewesołej z początku, lecz radosnej pod koniec :)
Taki miałem przewrotny zamysł :)
Wiem, że może mało szczegółów, ale ja tak czasem lubię oszczędnie pisać, jakby zmuszać czytaczy do refleksji, do samodzielnego wyobrażenia sobie całej reszty.
Zależało mi też na reminiscencjach, na powrotach do przeszłości.
I na przenikaniu się światów.
I tym, by złapało za serce i mocno potrzymało :)

Slavku, znam Cię od lat i wiem, że na Ciebie zawsze można liczyć :)
Mamy te same poglądy, to samo spojrzenie na wiele spraw.
To jednoczy.
A że ta miniatura przypadła Ci do gustu, tom rad :)
Liczyłem na Twoją wizytę, znając twoje nastawienie do kwestii historii.
Choć to to w sumie opko fabularne, też może przekazać wiele prawd historycznych.

Masz rację - "Auschwitz w Polsce" zmienię - brzmi niedobrze.
Dzięki za podpowiedź, nie możemy narzucać sobie błędnej interpretacji.

Kłaniam się nisko i bardzo dziękuję Wam za wizytę :)
Ania_Basnik dnia 26.01.2017 00:03
Michale, wybrałeś ciekawy temat. Sporo czytałam o Lebensborn i z tego co wiem, tam były tylko ochotniczki, a mężczyźni (Niemcy) otrzymywali "w nagrodę" pobyt w takim luksusowym ośrodku. Dlatego ten wątek w Twoim opowiadaniu trochę mi zgrzyta. Ale rozumiem, jeden taki przypadek mógł być :) Dzieci były w tym wszystkim najważniejsze i były bardzo dobrze traktowane. Ale Ty chciałeś pokazać to inaczej - rozumiem - i tak mogło się zdarzyć. Całość napisana intrygująco. Troszkę taki realizm magiczny jak u Marqueza lub Allende.
No, powiem tak, temat udźwignąłeś na szóstkę! Brawo!:)
Aronia23 dnia 26.01.2017 01:23 Ocena: Świetne!
Miki. To jest tekst nad tekstami. I wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr. Porządna, ciężka praca z niego przebija. Jest wszystko:
1. Historia - źródłowa, choć nieco odbiegająca od realiów, ale ważne że temat poruszyłeś
2. Psychologia kobiet -

"Jej oczy, oczy tej młodej, pięknej małej, były jak zaszczute zwierzątko: miotały się po ścianach, jakby w poszukiwaniu ratunku, który tej nocy niestety nie mógł nadejść.' Ona ma siłę, ma ostrość, wolę walki - choć zniewolona jest. Uroda - ważna, ale najważniejsze:


" A wy, macie dać Rzeszy nowych Niemców, zdrowych i silnych, rozumiesz?
- Zabij mnie – szeptała.
- Zamknij się i kładź się na łóżku – nakazał.
- Nie chcę dożyć jutra – jęknęła.
- Masz dożyć jego narodzin i tyle nie pieprzyć, bo ci przywalę. Nie chcę mieć przez ciebie problemów. Będę z tobą dziś dwa razy. Tak było umówione. A czemu, mało mnie to obchodzi. Za minutę masz być wilgotna, bo jak nie, to się nieźle doigrasz."

"Psychologia ras" - tak nazwę, przecież Niemcy to inteligentny naród i zawsze się dziwiłam o raz dziwię, co w nich siedziało (siedzi)
3. Jest Norwegia - no to dla mnie suuuperowe. Najpiękniejsze miejsce, jakie widziałam
4. Są sny - niby w nie się nie wierzy, ale ja wierzę w ich magię i nadprzyrodzoność. Bóg ludziom przekazał wiele informacji właśnie w snach. Zwiastowanie, Lata tłuste, lata chude dla Egiptu i Józef w glorii chwały a wcześniej niewolnik
5. Jest Cud życia, CUD, nawet jeśli poczęte zostało w bólu i poniżeniu
6. Jest fajny, młody, dobry człowiek, ale nie "lelum - polelum"
7. Jest Pani Klara
8. Są zdania, które zabieram Michale, mogę?
"- To Hans, mój syn.
- Jak to?
- Oni czasami wracają. I chcą za coś podziękować. Lub o coś poprosić.
- A więc oni istnieją?
- Tak, mój kochany, i mój syn chciał przekazać coś jeszcze, co tylko matka może wiedzieć.
- Co?
- Zostań ze mną. "
9. Jest element baśni, jak w Milenie - najpiękniejszym Twoim opowiadaniu, jakie przeczytałam. Nadal takim jest.

10. Jest jeszcze coś. A co tam, powiem, jest miki17, JEST. (bez żadnych podtekstów). Dobry, znany mi - Justynie od 10 miesięcy, Pisarz z PP, któremu dużo zawdzięczam. Odeszły "złe napięcia", które zdarzały się nam. YEAH!

Toż to szok jest.

Jest nawet kot. " Gdzieś obok mnie zasnął samotny kot, samotny jak ja, jak ja szukający przystani…"

Jest spaprane dzieciństwo, unurzane w pomyjach.

Tak miki17 jest i gitarra będzie. Aronia23
https://www.youtube.com/watch?v=V9SMsAy_0uw
mike17 dnia 26.01.2017 10:47
Bardzo mi miło, Aniu, że zechciałaś przeczytać moje opowiadanie :)
Te tematy od dawna chodziły mi po głowie.
Lubię poruszać kwestię cierpienia i wychodzenia z niego, odrzucenia i akceptacji.
Nie wszystkie kobiety w Lebensborn były ochotniczkami - w Wikipedii można przeczytać, ze byłby często porywane wprost z ulicy, i ten motyw tu się pojawił.
I masz rację - chodziło mi o realizm magiczny, o wymieszanie się rzeczywistości, o rolę snów, które mogą być wrotami do innych światów, w końcu o odnalezienie siebie i swego miejsca na ziemi.

Justyno,

Co za koment!
Jestem w szoku i będę do przyszłego roku!
Jak pisałem wyżej, zależało mi na tym, by opko składało się z dwóch części: tej złej i tej dobrej.
I jest coś, co często pojawia się w mich utworach - triumf Dobra.
Jest i paranormal - syn pani Klary ostrzega przed śmiercią.
Jest też w końcu szczere i głębokie zbliżenie się dwóch samotnych osób, i jakże piękne słowo mamo.
Coś, co zaczęło się podle, kończy się cudem.
Bo wyraziłem tu własną wiarę w to, że cuda istnieją, istnieją ci, którzy kiedyś byli ludźmi, i którzy do nas wracają stamtąd, by nas ostrzegać i czuwać nad naszym życiem.

Zależało mi na wątku historycznym, bo dużo czytałem o Lebensborn i chciałem kiedyś wpleść to w jakiś mój kawałek - i tak mamy tu początek opowiadania.
Wierzę, że rzeczywistość i przeszłość można ujrzeć w snach, jak tak czasem mam, miewam sny prorocze, kilka razy w roku i zawsze ich słucham.

Dobrze o nazwałaś - element baśni, tak, pięknie się kończącej, z morałem, że dobro dobrem wraca.

No i jak to ja, chciałem po prostu wzruszyć :)
Stąd poruszająca relacja Hansa i pani Klary, i końcówka.
Kocham, kiedy chwyta za gardło, i staram się to dawać w mojej pisaninie.

Cieszę się, że tak wysoko mnie cenisz, to bardzo budujące i jakże miłe, bo tak szczerze powiedziane.
Wiesz, że dobrze Ci życzę, a że czasem się trochę między nami zaiskrzy, to mały pikuś :)
Prawdziwa sympatia nie ginie tak łatwo :)

Jestem pod ogromnym wrażeniem Twego komenta!

Obie Panie serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Aronia23 dnia 26.01.2017 11:30 Ocena: Świetne!
Miki, :))). Słowa:
"Wiesz, że dobrze Ci życzę, a że czasem się trochę między nami zaiskrzy, to mały pikuś :)
Prawdziwa sympatia nie ginie tak łatwo :)". Nie myślałam, że może tak ułożyć się wszystko. Jestem szczęśliwa. OPATRZNOŚĆ. I to dzięki pisaniu. Słowo ma jednak moc sprawczą. Było na początku wszystkiego.
A u mnie jakoś cienko, zmęczona się czuję. Napisałam moskalików parę - np. o Little Bighorn, Arapaho, gen. Custrze i... państwie San Escobar ze stolicą Santo Subito. Zajrzyj, gdy czas pozwoli. Są na 2. półce.

O matko, znowu jest dawny mike17. Pozdrawiam, Aronia23.
mike17 dnia 26.01.2017 11:37
Pewnie, że zajrzę do Ciebie i zobaczę, co tam nowego :)
Ja też jestem szczęśliwy, a Ty już wiesz, dlaczego :)
Mike jest jeden, zawsze ten sam, może czasem trochę go poniesie, ale po chwili żałuje :)
Ot, taki z lekka wojowniczy charakterek :)
Ale niegroźny :)

Bardzo się cieszę, że "Jestem z Lebensborn" utrafiło w Twoje gusta i raz jeszcze dzięki za ogrom dobrego słowa - ono czyni cuda!

Ahoy :)
Aronia23 dnia 26.01.2017 12:59 Ocena: Świetne!
:))) Mnie też czasami ponosi. Cholercia. Ale szkoda "nerw".

Haiku "mikikowe"

letni blask w oku
promienie mogą razić
róż okularów

Pozdrawiam, miki A23 Now, not "no", You know? It is Yeah, now.
mike17 dnia 26.01.2017 13:33
Wszystko dobre, co się dobrze kończy :)
Dzięki za haiku :)
Usunięty dnia 26.01.2017 14:10
O Jezu, jakie to piękne.
mike17 dnia 26.01.2017 14:17
Krótkie zdanie, a ile mówi :)
Kłaniam się nisko, Ustiuszo :)
skroplami dnia 26.01.2017 15:18 Ocena: Świetne!
Zachwyt można różnie wyrazić, np. jak powyżej "Ustiusza".
Można też w sposób: "Ja pier...." z rozdziawioną gębą i łzą w oku.
No więc mike17, rozdziawiłeś mi gębę. Resztę przemilczę.
To faktycznie jest dzieło. Zahacza o kilka gatunków, zahacza o nieznane, ale środkiem wije się to co zawsze u Ciebie - uczucia. Różne :).
Bardzo, bardzo świetna "miniatura" nie miniatura :). Nie, bo jest pełna i z początkiem, środkiem, końcem. I nie jest mini dla serc lecz maxi :).
mike17 dnia 26.01.2017 15:25
Skroplami, co za radość czytać takie słowa! :)
No skoro tak Cię tąpnęło, tom rad wielce.
Bo miało.
I mieszanka gatunków też celowa, by utrudnić jednolitą klasyfikację.
Chciałem poruszyć, a i łza mile widziana.
Zwłaszcza lubię mocne, wyraziste końcówki.
Tak, by czytacz poczuł zaskoczenie, ale i wzruszenie.
I żeby opko zostało w jego głowie.

Kocham pisać o emocjach i uczuciach.
Rozumowanie mniej mnie interesuje, stąd tyle tu "serducha".

Raz jeszcze bardzo Ci jestem wdzięczny za takie przyjęcie i taki aplauz :)

Howgh!
Bellona dnia 26.01.2017 16:40
Udało ci sie przenieść mnie w tamten świat, nie było mi wcale tam nudno.
Opowiadania z tego okresu zawsze wzbudzają emocje wiec nie dziwne ze i to.
Udało ci sie po raz kolejny trzymać wyznaczony kurs bez przegadania.

Człowiek zawsze będzie poszukiwał człowieczeństwa, nawet człowiek z probówki potrzebuje realnego ojca i realnej matki.

Naprawdę nie mam sie czego czepiać :) , było super. Dziękuję.
Lilah dnia 26.01.2017 16:42
Bardzo interesujące opowiadanie, Mike. I to jest ważne, że oparte na faktach.

Cytat:
Jej oczy, oczy tej mło­dej, pięk­nej małej, były jak za­szczu­te zwie­rząt­ko:

To sformułowanie wydaje mi się niezbyt zgrabne. Ona mogłaby wyglądać jak zaszczute zwierzątko, a oczy... Chyba lepiej brzmiałby taki zapis:

Oczy tej mło­dej, pięk­nej małej przypominały oczy za­szczu­tego zwie­rząt­ka

Pozdrawiam serdecznie, :) Lila
mike17 dnia 26.01.2017 16:59
Bellono, kłaniam się nisko i jestem bardzo wdzięczny za Twój koment :)
Że udało mi się zainteresować Cię moim opowiadaniem.
Że nie przegadałem, a jestem gadułą.
Bardzo fajnie, że wyczułaś ten tekst, świat dziecka z próbówki, nazistowskiej i wrednej, ale paradoksalnie dającej życie.

Lilu, tak, to zdanie można zmienić i zaraz to uczynię.
Cieszę się, że byłaś z nami, i że opowiadanie się podobało.
To dla mnie cenne.
Dziękuję za kolejną wizytę :)

Obie Panie serdecznie pozdrawiam :)
Pallas dnia 26.01.2017 21:27 Ocena: Świetne!
Cześć mike17,

przeniosłeś mnie w tamten świat. Narrator pierwszoosobowy, bardzo dobry wybór i sny, które nam dopowiadają wiele, są uzupełnieniem opowiadania. Historia nie musi zaczynać się dobrze, to my decydujemy, jak się skończy. Taki wyciąłem z tego morał.

Moja wyobraźnia wszystko, co trzeba wykreowała, byłem tam razem z bohaterem. Rodzina to ludzie, których kochamy i tam nasz dom, gdzie oni. To kolejna rzecz, jaką wyciągam z tekstu.

Może wskazujesz datę i czas akcji, nie przeszkadza to w niczym, a wręcz pokazuję, że czas jest jeszcze bardziej rozdrobniony. Mamy tu postacie, które pokazują postawy uniwersalne, są parabolą, bo przecież Hans może być wieloma postaciami, synem, zagubionym chłopcem, który poszukuję siebie, a także... Naprawdę można wiele postaw tu przypisać. Pani Klara z kolei pokazuję portret matki, która cierpi po stracie syna , męża czyli ważnych osób w jej życiu, a także kobiet, która jest jak samarytanin, pomogła mu, lecz nie musiała. A opisy snów i przeżyć, czy też małe detale opisu wnętrza, wydarzeń.

Piotr :)
mike17 dnia 26.01.2017 21:58
Piotrze, pięknie odebrałeś to, co ja chciałem przekazać.
Bez dwóch zdań wszedłeś w mój świat i pozostałeś w nim.
Do końca.
Bo bohater przemierza daleką drogę, by w końcu powiedzieć pani Klarze mamo...
Uważam to za kulminację.
Za szczyt człowieczeństwa, i z jej strony także, bo jej Hans odszedł w Norwegii, a nowy Hans nadszedł z Norwegii.
To taka moja klamra.
I o kochaniu to jest, bo dwoje obcych sobie ludzi, samotnych, mówi sobie, że zostaną ze sobą.
Że miłość niejedno ma imię.
Nie musi być nią piękna dziewczyna - czasem to uczucie matki do syna, choćby był "przyszywany", ale to nie ma znaczenia, bo uczucie pozostanie uczuciem.

Chciałem pokazać złą i dobrą stronę.
Parszywy początek i cudowne zakończenie.
Może tak winno być w życiu?

I coś jeszcze: że szczęście można znaleźć zawsze, wszędzie i bezwarunkowo.
Czasem wystarczy być.

A gdy losy ludzkie splotą się, to już wszystko jest możliwe.

Pozdrawiam, Piotrze, i bardzo nisko kłaniam się za wizytę :)
al-szamanka dnia 26.01.2017 22:00 Ocena: Świetne!
Cytat:
- Za­mknij się i kładź się na łóżku – na­ka­zał.

bez drugiego się
Cytat:
Niech pan wej­dzie, bo na­wla­tu­je ko­ma­rów – mó­wiąc to(,) uśmiech­nę­ła się obie­cu­ją­co.

Cytat:
Potem na­tych­miast we­zwa­łem le­ka­rza – wie­dzia­łem, (ż)ze liczą się chwi­le.


Michale, przytłoczyłeś mnie tym opowiadaniem.
Podczas czytania cały czas gniotło mnie coś w okolicy splotu słonecznego - ciężki tekst.
Tyle w nim cierpienia, rozpaczy, nieodwołalnego przeznaczenia i okrucieństwa.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co odczuwają ludzie w takich sytuacjach.
Normalnemu człowiekowi wydaje się niemożliwością, aby wyrządzać bliźniemu tyle krzywd - wszystko w imię brutalnej, wykrzywionej ideologii.
Pamietam, jak jeszcze w czasach studenckich, brałam udział w pewnym spotkaniu autorskim i rozmowa zeszła na czasy wojny, ktoś tam wspomniał o holokauście, a ktoś zagaił, że akurat ja nie potrzebowałabym się martwić o życie, bo wzięliby mnie do Lebensbornu. Poczułam się jak uderzona obuchem... taaa, zyskałabym życie :(
Bardzo przekonały mnie wizje Twojego bohatera.
Jak wiesz, czasami mam przebłyski jasnowidcze, dlatego wierzę w niewyjaśnione między niebem a ziemią.
I dobrze, że zakończenie jest właśnie takie - jak zadośćuczynienie, jak wyrównanie win i przeznaczeń.
Uff, nie wiem, czy zasnę... bo mocno mną ruszyło.

Pozdrawiam
mike17 dnia 26.01.2017 22:36
Aldonko, bo między niebem a ziemią są jeszcze cuda :)
I tu było ich trochę.
Cierpienie, wyzwolenie, radość...
To u mnie zawsze gości.
Nie znoszę pisania wesołkowatych tekstów o niby groteskowym zabarwieniu - ja muszę mieć TEMAT, wokół którego zakreślę fabułę.
I lubię poważne pisanie, nie ględzenie o niczym, chcę wchodzić w ludzkie tragedie, problemy, ciężary, by je potem rozładowywać radosnym suspensem.
Bo nie lubię ciężkich zakończeń.
Chcę, by świat toczył się dalej pięknie i szczęśliwie.

I lubię oniryzm.
Świat przeplatany światem snów.
Proroczych, jakie sam miewam.
Jak mój bohater, który poznał Matkę, ale nie poznał ojca, bo Matka zawsze będzie na pierwszym miejscu, choć gdyby ojcem był ów Anglik nie byłoby źle :)

A Lebensborn?
Cóż, w Norymberdze ich uniewinniono, ale w 1950 w kolejnym procesie uznano za organizację o charakterze zbrodniczym.

A cud życia?
Czym jest?
Czy dziecko esesmana będzie tym samym co dziecko AK- wca?
To trudne pytania...
Nie chcę się wypowiadać.

Aldonko, bardzo dziękuję za tak osobiste zdanie :)
Wszak mamy różne doświadczenia.
Dla jednego będzie to nic, dla drugiego coś.

Jestem Ci wdzięczny za tak mądry i merytoryczny koment, który wiele mi powiedział.
A umiem czytać między wierszami.
I tu wyczytałem.

Co najbardziej cieszy, to fakt, że starsza pani i młody chłopak stają się rodziną.
Jego nie ciągną kobiety, ona potrzebuje opiekuna, przyjaciela, w końcu syna.
On na to czekał od lat Lebensbornu.

Takie scenariusze maja wielką szansę na powodzenie.
I mój też, jak sądzę :)

Pozdrawiam, Aldonko!
ApisTaur dnia 26.01.2017 23:57 Ocena: Świetne!
Jako że napisano tu już wszystko, zostawiam tylko to:


a gdy jak dziecko we mgle błądząc
ze snu się zbudzę przez zaśnięcie
trafię gdzie koszmar życie kończy
wprost w upragnionej matki ręce


Pozdrawiam
szybki_pisarz dnia 27.01.2017 00:02 Ocena: Świetne!
Dzieję się. Nie jeden reżyser odnalazłby tu kawał materiału na dobry scenariusz filmowy do mocnego thrillera. Unikanie śmierci przez bohatera i jego szósty zmysł przy ratowaniu Klary, dają poczucie wspomnianej powyżej magii, która często jest powiązana ze snami, które robią tutaj robotę;) Pożary, zaczadzenie, gwałty i lepki plakat Marylin (dobrze kojarzę ten fragment z utworem "Noc z twarzą Marylin Monroe" Myslovitz?)
Ładnie tu wszystko poprzeplatane, szkoda, że nie zostawiłeś tego w takiej formie niedopowiedzeń, że nie do końca wiadomo co jest snem, ale wolisz jasno określić co czarne, a co białe. Dałeś bohaterowi spokojne życie u boku nowej matki i chwała Ci za to, za jego spokojny los, po widocznej w opowiadaniu, ostatniej kropce.
Nie jest zbyt cukierkowo, smutno nawet, ale czuć klimat.
Jedno zastrzeżenie jakie mam, to do początku, może nie wsiąkłem w historię jak należy i nie zdążyłem się skupić, ale mam wrażenie jakby było pisane w innym czasie niż reszta. Dopiero pierwszy dialog jest takim motorem nadającym właściwe tempo pozostałej części opowiadania.
Tak czy inaczej, bez szukania dziury w całym, znakomicie ułożyłeś literki w wyrazy, a wyrazy w zdania.
Pozdrawiam.
mike17 dnia 27.01.2017 09:45
Apisie, bardzo dziękuję za czytanie i za wierszyk :)
Ja powiem tyle: najpiękniejsze imię świata?
Matka.
I dobrze, że Hans ją odnajduje, jego życie nabiera pełnego sensu.
A pani Klara nie będzie już żyć samotnie.
Lecz Lebensborn można zapomnieć?
Tego nie wiem...

Szybki_Pisarzu,

Faktycznie dużo się dzieje, ale zawsze staram się tak pisać, by tak właśnie było.
Jakby się oglądało film.
Nic gorszego jak zanudzić czytaczy.
Musi być sporo akcji, ale też i wzruszeń, do czego dążę dość często.
Starałem się przeplatać, jak zauważyłeś, różne kadry z życia Hansa, czynić retrospekcje.
Lubię jak tekst żyje, kiedy nie jet napisany jako monolit.
Lubię jak "oddycha" - wtedy zupełnie inaczej się go czyta.

I chciałem, by utwór miał dwie odsłony - dobrą i złą, z tej złej przeszedł w dobrą.
Bo kocham happy endy :)
Nie mogło go tu zabraknąć.
Tak, by to, co złe zabrał na wieki czas...

Dzięki wielkie za wizytę, i mądry, merytoryczny koment :)

Pozdrawiam Was znad kawusi :)
Procesja dnia 27.01.2017 20:59
Hej Mike, opowiadanie robi wrażenie.
Widać, że masz wyobraźnię i umiejętność wejścia w klimat przeróżnych miejsc i sytuacji, nawet tak obcych naszemu doświadczeniu jak hitlerowska zapładnialnia. Jak zwykle, świetny styl i niezłomna wiara w zwycięstwo dobra, odwrócenie losu i przewartościowanie straszliwych wspomnień.
Mój dość analityczny umysł kiepsko sobie radzi z dużą ilością cudów - tu jest ich sporo (uratowanie pani Klary przed śmiercią, wyjście bez szwanku z katastrofy w warsztacie, tożsamość bruneta ze snu), ale jeśli je lubisz i w nie wierzysz ;)
Dziękuję za bardzo ciekawą lekturę i pozdrawiam!
mike17 dnia 27.01.2017 21:23
Procesjo, chciałem ukazać coś, co jest uniwersalne.
A mianowicie samotność.
I dążenie do wyjścia z niej.
Do pokonania własnych ciężarów.

Hans miał to szczęście.
Odnalazł nową mamę.
Mamę - mówię to czule.
Po latach tułaczki po trefnych rodzinach zastępczych.
Ech...

A co do zapładniania.
To proceder był iście hitlerowski.
Zmuszać ludzi do kopulowania wbrew ich uczuciom, to bestialstwo.
Ale co mógł wymyślić debilny Adolf?
Który ponoć onanizował się, podglądając nagą matkę przez dziurkę od klucza jak się kąpała.
Cały hitleryzm...

Ja zawsze dążę do Dobra.
By skończyło się szczęśliwie.
I mamy tu piękne zwieńczenie.
Syn zyskuje matkę, matka syna.
Trza czegoś więcej?

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za miłe słowo :)
Za pojawienie się.
To dla autora bezcenne.

I fajnie, że nie zmarnowałem Ci czasu, że moja opowieść została przyjęta dobrze :)

Pozdro!

I zapraszam w przyszłości :)
Usunięty dnia 28.01.2017 19:57
Mike, czyżby inspiracja? Widzę, że wyszła książka o dzieciach z Lebensborn :) http://lubimyczytac.pl/ksiazka/.../brunatna-kolysanka-historie-uprowadzonych-dzieci
mike17 dnia 28.01.2017 20:09
Chętnie tę książkę kupię i przeczytam.
Cała moja wiedza dotycząca Lebensborn pochodzi tylko z Internetu.
Wystarczy wpisać to hasło i już są setki linków.
A potem coś o tym napisać.

Dziękuję za namiary - temat ten bardzo mnie interesuje i chce mieć tę książkę.

A tu bardzo ciekawy artykuł o Lebensborn:

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,1555393.html
mike17 dnia 28.01.2017 22:22
Dziękuję za namiary - przeczytam każdą książkę o Lebensborn.
bosski_diabel dnia 28.01.2017 22:37 Ocena: Świetne!
Obiecałem i poczytałem, i znalazłem się w niedowierzaniu, że tak można głęboko "dotknąć" czytelnika tekstem. Pokazałeś dwie strony. Michale powiem krótko urodziłeś się by pisać.
Jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam serdecznie.
mike17 dnia 29.01.2017 10:31
Dzięki wielkie, Tadeuszu, za słowa uznania, czytanie i bycie w moim świecie :)
Bardzo mi zależało, by tekst mocno poruszył czytającego, nie pozostawiał go w obojętności.
Jeśli mi się to udało, tom szczęśliw :)

Jesteś zawsze bardzo mile widzianym Gościem :)

:)
Niczyja dnia 29.01.2017 12:25 Ocena: Świetne!
Michale,
Cudownie jest zaczynać z Tobą dzień, z Twoimi tekstami, to mam na myśli:)
Jestem świeżo po lekturze, jeszcze bez śniadania, tylko o kawie. Zapłakane oczy, trzęsąca się broda, jak zwykle brak chusteczek do nosa, nawet w domu, a na koniec uśmiech przez łzy...

Wiesz, sam o tym na pewno wiesz, że potrafisz pisać. I wzruszać! A ja po to czytam, i czasem piszę, aby się wzruszyć. Co więcej mam dodać? Chyba wszystko już wyraziłam, co chciałam.
Tekst piękny, mądrze napisany. Dam go mojej mamie do przeczytania, ona też lubi wzruszenia, choć nie umie tego okazać jak ja. Każdy jest przecież inny, tam w środku.

I jeszcze coś:
Cytat:
Może musiałem tu przyjechać, by śmierć nie zabrała pani życia. Nie wiem.


Gdyby można było wystawić dwa razy świetnie, zrobiłabym to, choć to niezgodne z regulaminem PP;)

Pozdrawiam z wdzięcznością na chwile niezapomnianych wzruszeń,
Niczyja
Jaga dnia 29.01.2017 14:29
Zbierałam się do tego tekstu jak pies do jeża. Bałam się, że to będzie trudny, mocny tekst i emocjonalnie ciężki do przebrnięcia. Tak się nie stało. I dobrze. Temat nie jest łatwy, ale podszedłeś do niego delikatnie i z wyczuciem. Gratuluję. Sny bohatera grają tu niebagatelną rolę. Są przekleństwem i ratunkiem, łącznikiem między światami. To lubię!
Piękne, wzruszające zakończenie. Odnalezienie swojego miejsca to bardzo istotna rzecz. Tak samo ważna jak potrzeba miłości i bliskości z drugim człowiekiem.
Dziękuję, Mike!

Pozdrawiam,
Jaga
mike17 dnia 29.01.2017 15:03
Niczyja, cudownie jest czytać takiego komenta jak Twój, gdzie widzę czarno na białym, że mój tekst działa, że wzrusza i porusza, że i łezka się pojawi, a ja to kocham dawać moim Czytelnikom - te samotne łezki to moja twórcza radość - wiem, że nie schrzaniłem :)

Cytat:
A ja po to czytam, i czasem piszę, aby się wzruszyć.

To zupełnie tak samo jak ja, i nie wstydzę się swoich łez, kiedy coś mnie bardzo poruszy, bo to jest męskie, prawdziwe i szczere.
Taki jestem, człek czytający świat emocjami, nie rozumem.
Cytat:
. Dam go mojej mamie do przeczytania

To wielki zaszczyt dla mnie, oby się Mamie spodobał :)
Trzymam kciuki!

Kocham Dobro i lubię je ubierać w literki, ale skoro istnieje Dobro, musi istnieć też i Zło...
Tak ten świat jest ułożony...

Bardzo się cieszę z Twoich słów, to mi daje pałer, by pisać podobne rzeczy, a mam ich w planach trochę, więc nastaw się na łezkę wzruszenia :)

Jago,

Wiem, że tytuł mógł odstraszyć, że to niby kolejna opowieść o brutalności wojny i nazizmu, ale dla mnie było tu zestawienie dwóch światów - tego parszywego i tego pięknego.
I tak jak hitleryzm w końcu fiknął koziołka, tak i mój Hans musiał w końcu ujrzeć światełko w tunelu.
I ujrzał je.
I dał komuś Radość, uratował życie.
Dwoje samotnych, pragnących kochać ludzi styka ze sobą LOS.
I paranormalne uzdolnienia bohatera wcale nie musiały okazać się przekleństwem - to dzięki nim po raz kolejny zwyciężyło DOBRO.

I przemyciłem tu tez moją wiarę w kontakt z tamtym światem, ja go odczuwam dość często, odkąd odszedł mój Tata i wiem, że oni czasami wracają.
Dla mnie to fakt.

I chciałem ukazać także, że istnieje PRZEZNACZENIE.
To ono kieruje naszymi losami, bo jesteśmy dawno temu zapisaną księgą w chwili narodzin.

Jago, kłaniam się nisko i bardzo dziękuję za piękny koment :)

:)
Jaga dnia 29.01.2017 16:47
Mike,
kontakt z "tamtym światem" to temat rzeka. Moje klimaty!Tak naprawdę to wciąż ten sam świat, tylko inny wymiar. Czas, śmierć, nieśmiertelność...Ci, którzy odeszli, a wciąż są z nami...

Ja niezmiennie wierzę w zwycięstwo doba, więc za każdym razem cieszę się, że ktoś myśli podobnie:), dlatego podziękowałam Ci za tekst!
Pozdrowienia,
J.
mike17 dnia 29.01.2017 17:20
Jest nas wielu, Jago, ludzi wierzących w to, że śmierć to tylko początek :)
A ziemska wędrówka to zaledwie preludium.
Jako istoty nieśmiertelne, zawsze będziemy wracać do naszych bliskich, do ukochanych miejsc, do domu rodzinnego.
Jako zaklęci w czasie, nigdy nie przeminiemy.

A Dobro?
Ono zawsze zwycięży.
Wiem, że tak jest i głęboko w to wierzę.
ajw dnia 29.01.2017 19:26 Ocena: Świetne!
To niesamowite, że przeczytałam to opowiadanie wlaśnie dzisiaj, kiedy miałam niezwykły sen, w którym nawiedziła mnie moja nieżyjąca mama i teściowa. Cały czas jestem pod wrażeniem tego snu, a teraz jeszcze pod ogromnym wrażeniem Twojego opowiadania, które jest po prostu niebywałe. Masz talent do sprawiania, że Czytelnik czyta niemalże na wdechu, nie chcąc zakłócić lektury choćby wydychanym powietrzem. Niesamowita, wzruszająca, chwytająca za serce historia napisana bardzo plastycznie, co mnie nie dziwi, bo znam Twoje opowiadania i potrafię odróżnić Twój styl wśród innych. Gratuluję pomysłu i tego "czegoś" co sprawia, że Czytelnik wsiąka w treść bez sprzeciwu. Cieszę się, że zakończenie jest takie a nie inne. Czasami długo szukamy, by w końcu zacumować tam, gdzie nasz "port".. Pozdrawiam ciepło :)
akacjowa agnes dnia 29.01.2017 19:29
Jestem :)

Michale, wchodząc w Twój tekst, czułam jakbym miała jeść czerstwy chleb i to bez masła. Temat mnie przeraził i nawet nieco odpychał na początku.

Podejrzewałam jednak, że nie możesz napisać czegoś skrajnie negatywnego i się nie pomyliłam. Historia nie z mojej bajki, więc wolałam widzieć ją jak coś dalece odległego od realiów (choć wiem, że to niestety nieprawda).

Poprowadziłeś ją po mistrzowsku. Nie wiem, czy moje zimne nastawienie do zagadnienia to spowodowało, czy coś innego, ale nie odczuwałam zbyt wielu emocji podczas czytania. Wchodziłam w opowiadanie, jak w relację prasową wzbogaconą dialogami.

Koniec mnie nie zaskoczył. Cuda i intuicyjne myślenie bohatera także nie, ale to już mój kłopot. Chyba po prostu takie rzeczy nie robią na mnie wrażenia, bo chciałabym, by były normą :)

Podziwiam, że ruszasz takie zagadnienia. Podziwiam z jaką lekkością i fachowością przekazujesz swoje wizje i pozytywne myślenie (choć w tym temacie, to niełatwe, a nawet taki manewr może przekształcić się w przesłodzony i nierzeczywisty banał).

Pozdrawiam :)
mike17 dnia 30.01.2017 11:44
Wielkie dzięki, Iwonko za czytanie i najwyższą notę :)
Cieszę się, że od lat sekundujesz wiernie moim pisarskim poczynaniom.
A ja bardzo cenię sobie zdanie moich stałych klientów.
Dają mi wiele do myślenia i powodują, że się wciąż rozwijam, poruszam coraz to nowe tematy.
To dzięki takim osobom jak Ty nie stoję w miejscu.

BARDZO DZIĘKUJĘ!

Aga,

W pełni rozumiem Cię, że nie do końca mogło Cię przekonać to opko, może faktycznie napisałem je jak relacje prasową?
Pewnie masz sporo racji, nie będę się upierał przy swoim zdaniu.
Każdego porusza co innego, więc nie ma jednego opka dla wszystkich.

Bardzo dziękuję za miłe, krzepiące me artystyczne serducho słowa :)
Za to, że pomimo nie do końca Ci się podobało, potrafiłaś dostrzec też pozytywy :)
To piękne i zacne z Twojej strony.

Obie Panie serdecznie pozdrawiam!
al-szamanka dnia 30.01.2017 20:08 Ocena: Świetne!
A ja melduję, że jeszcze raz przeczytałam dzisiaj opowiadanie, bo jakoś tak mnie wzięło i przyznaję, że zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie niż za pierwszym razem. Może dlatego, że znając je mogłam się bardziej skupić na poszczególnych podrozdziałach.

Pozdrawiam ciepło :)
mike17 dnia 30.01.2017 21:10
Bardzo się cieszę, Aldonko, że ta historia przemówiła.
Bardzo zależało mi na ukazaniu, czym może być bliskość.
Pani Klary i Hansa.
Ludzi sobie kompletnie obcych.
Ale przez LOS rzuconych ku sobie.
Przyszywanej matki i syna.
To popłuczyny wojny, to brudy wojenne.
Ale kochanie nie musi być między mężczyzną i kobietą, może być to uczucie matczyne i synowskie.
To piękno samo w sobie.

Pozdrawiam cieplutko :)
Quentin dnia 01.02.2017 20:33 Ocena: Świetne!
Wszyscy chcą kochać...

... i być kochani.

O Lebensborn słyszałem. Też zaciekawił mnie ten temat swego czasu, ale odpuściłem z jakiegoś powodu. Możliwe, że za sprawą twojej historii powrócę doń jeszcze.

Cóż można rzec, Maestro. O stylu i kwestiach warsztatowych nie ma co mówić, bo to tak jakby małpa uczyła człowieka mówić po angielsku ;) Maestria jak zawsze i tylko podziwiać i wzdychać z zachwytu.

Sama historia bardzo w twoim stylu. Mamy ludzi z "popękanymi" życiorysami, którzy jakoś próbują posklejać to, co im pozostało. Mamy spragnionych miłości, poszukiwaczy, marzycieli, skurwysynów itd. Cała paleta kolorowych postaci wciśnięta w małą przestrzeń. Ot poczciwy minimalizm. Jest również odwieczna walka dobra ze złem, ale taka "ziemska", bo świat, który przedstawiłeś, jest rzeczywisty i to może przerazić najbardziej.

Ludzie poszukujący własnej tożsamości muszą być gotowi, żeby cierpieć. I nie w tym rzecz, aby uciec od bólu i jakoś przeżyć, ale zmierzyć się z nimi, by przeżyć wszystko raz jeszcze na nowo. Hans zaryzykował i wygrał nową tożsamość. Fundamentem jednak było przyznanie się, że jestem z Lebensborn i walka o szczęśliwszą przyszłość.

A przyszywana matka, no cóż. Wrócić należy do przedsłowia mojej wypowiedzi. Wszyscy chcą kochać i być kochani. O to także trzeba walczyć.

Mądrze, pouczająco i dosadnie, tak jak lubię.

Kłaniam się nisko jako dożywotni fan i uczeń zarazem.
Pozdrawiam Quen
mike17 dnia 02.02.2017 11:13
Witaj, Quentinie, stary druhu, wierny Czytelniku moich opowieści :)
Słusznie zauważyłeś, że "popękane" życiorysy to u mnie norma, ale to wdzięczne tworzywo literackie.
Hans faktycznie poszukiwał własnej tożsamości, i w najmniej oczekiwanym momencie ją odnalazł.
Odnalazł siebie i zyskał rodzinę.
Bardzo mi zależało na tym, by mu wynagrodzić smutne, jałowe życie, i nieszczęśliwe dzieciństwo.
By poczuł jak to jest być kochanym i kochać.

I tradycyjnie pojawiło się Dobro i Zło, ścierające się elementy.

Chciałem też ukazać, że na nic nigdy nie jest za późno: bo i pani Klara zyskała nowego syna, i Hans nową matkę.
To nieodgadniony LOS rozdawał karty.

Bardzo Ci dziękuję za pochwały i miłe słowa, to wielka nagroda dla piszącego :)
Tak merytorycznie napisane komenty wiele mi dają, wiele wnoszą do mojego pisania.
Już Ci pisałem, że gdybym miał tylko jednego czytelnika takiego jak Ty, pisałbym jakby nigdy nic :) bo warto.

Pozdrawiam Cię gorąco, stary :)
bened dnia 05.02.2017 16:38
Witam, tekst od początku do końca przykuwa uwagę czytelnika, kształtnie i skrupulatnie opisując nawet najbardziej zawiłe emocje bohaterów, zwłaszcza w tym fragmencie:
Cytat:
Jej oczy, oczy tej mło­dej, pięk­nej małej przy­po­mi­na­ły oczy za­szczu­te­go zwie­rząt­ka: mio­ta­ły się po ścia­nach, jakby w po­szu­ki­wa­niu ra­tun­ku, który tej nocy nie­ste­ty nie mógł na­dejść.Gdzieś, gdy spły­wa­ła sa­mot­na łza uj­rza­łem, że bar­dzo tego nie chcia­ła.

Ciężki wybrałeś temat, ludzie raczej unikają rozmawiania o gwałcie, traktują seks z przymusu jak tabu, wolą udawać, że nie było lub nie ma takiego problemu na świecie. Tobie udało się to zgrabnie ująć i wpleść w miniaturę także inne skrajnie przeciwne uczucia, macierzyńskie, choć też ukazane w ciepłych i chłodnych barwach. Dla jednych bowiem dziecko jest tylko zlepkiem materiałów genetycznych, produktem pasującym do wzoru nadczłowieka, a dla innych istotą, którą się po prostu kocha, niezależnie od tego, czy jest się jej biologicznym rodzicem, czy też nie. Kiedyś głośno było w telewizji, gdy pies znalazł na śmietniku zawiniętego w reklamówkę noworodka i przyniósł pod najbliższy dom. To przerażające, że kobieta może skazać na śmierć, albo porzucić własne dziecko, dobrze że o tym wspomniałeś.
Pozdrawiam
mike17 dnia 05.02.2017 19:09
Witaj, Beniu, u mnie dzisiejszego wieczoru :)

Ja nie uciekam przed tematami tabu, co więcej, ciągnie mnie do nich magnetycznie.

Stąd wybór tego tematu - czegoś, co może wydać się brzydkie lub piękne.
Bo choć początek jest nieciekawy, koniec jest cudowny.
Czyż nie jest tak w naszym życiu?
Czasem początki nie są końcami.
Są zmyłą.
A potem jest już tylko "prawda".

A co sądzisz o tym: Hans nie ratuje pani Klary?
Co myślisz o tym: Hans odnajduje biologiczną matkę?
W końcu jak zapatrujesz się na dalszy ciąg relacji Hansa i pani Klary- nowej mamy?

Dziękuję za czytanko i zapraszam jak zwykle nieustannie :)
bened dnia 06.02.2017 23:05
mike17 napisał:
Bo choć początek jest nieciekawy, koniec jest cudowny.Czyż nie jest tak w naszym życiu?
Przykro mi to stwierdzić, ale czasem jest zupełnie odwrotnie. Początki są piękne, a końce fatalne, przepełnione bólem, rozpaczą, goryczą. Życie bawi się ludźmi, jednym los sprzyja, a innym nie. Bywa że wraz z finałem negatywnych zdarzeń nadchodzi lepszy etap w życiu, happy end, jak w Twoim opowiadaniu, ale dość często degradacja w duszy upokorzonego człowieka prowadzi jedynie do kolejnych coraz bardziej destrukcyjnych etapów egzystencji.
mike17 napisał:
Czasem początki nie są końcami.

Owszem, bo mogą również rozwijać, modyfikować i ewaluować, zachowując swoje korzenie, pozwalają rozkwitać wciąż na nowo.
mike17 napisał:
Co myślisz o tym: Hans odnajduje biologiczną matkę?

Zastanawiałam się czytając, czy to nie Klara jest matką Hansa. :) Ale to było by tak bardzo nieprawdopodobne, że całość miniatury straciłaby przez to na wartości, choć z drugiej strony podobałoby mi się też i takie zakończenie. :)
Śmierć pani Klary niczego, by tu nie wniosła, w przeciwieństwie do nowej relacji, jaka między nimi powstała. Jestem wielką zwolenniczką adopcji, to coś wspaniałego, móc dać miłość komuś, kto nigdy jej nie miał. Spotkanie Klary z Hansem nie było w tej historii przypadkiem, można śmiało stwierdzić, że pomagał im jeszcze ktoś... :)
Macierzyński balsam ukoił dwie zbolałe dusze.
Dzięki za opowiadanko :)
mike17 dnia 07.02.2017 13:48
bened napisała:
Zastanawiałam się czytając, czy to nie Klara jest matką Hansa

Masz rację, Beniu, to byłoby położeniem opowiadania - to jest tak nieprawdopodobne, że wręcz niemożliwe.
LOS chciał, by dwie samotne dusze spotkały się i stworzyły rodzinę :)

bened napisała:
Jestem wielką zwolenniczką adopcji,

I ja również, bo każdemu dziecku należy się szczęście i pełna rodzina.
I dobry start, by mogło wspominać dzieciństwo z radością.

bened napisała:
Przykro mi to stwierdzić, ale czasem jest zupełnie odwrotnie.

Życie pisze różne scenariusze: czasem dobry jest początek, a koniec marny, a czasem wręcz przeciwnie.
W przypadku Hansa LOS wynagrodził mu koszmarny start.
I bardzo mi zależało, by w tym opowiadaniu wszystko skończyło się dobrze, bo uważam, że za cierpienia należy się w końcu jakieś zadośćuczynienie, jeśli to człowiekowi oczywiście jest pisane.

bened napisała:
Spotkanie Klary z Hansem nie było w tej historii przypadkiem, można śmiało stwierdzić, że pomagał im jeszcze ktoś..

Ponieważ zawsze w całym świecie i jego przejawach, w ludziach i ich zachowaniach dopatruję się istnienia i ingerencji Boga, to On pomógł im spotkać się i sprawił, że ich drogi się przecięły.
I ingerencja syna pani Klary we śnie - tak działa Bóg w życiu człowieka.
To nie stary, brodaty Pan, a MOC, która objawia się tym, że stawia na drodze człowieka innych ludzi, aby ci mu pomogli.
Tak widzę Boga (między innymi) :)

Dzięki raz jeszcze za cenne i mądre refleksje :)
Lubię nasze rozmowy, wiele mi dają i rozwijają :)

Pozdrawiam Cię uśmiechem pełnym śniegu :)
retro dnia 08.02.2017 09:46 Ocena: Bardzo dobre
Cześć:) Pomimo kumulacji spraw pilnych na wczoraj wygospodarowałam czas dla Twego utworu, z czego jestem rada:)
I o ile sceptycyzm w kwestii dosłownego traktowania snów podważał autentyczność odbioru, o tyle historyczny (choć mroczny) temat skłonił do refleksji.
Cytuję znajomego: "w historii wszystko się powtarza, tylko inaczej nazywa". Dlaczego coś takiego w ogóle miało miejsce? A może ma, gdzieś gdzie chodzi o kasę, albo chorą ideę. Tu słowo WOLNOŚĆ (przyszedł mi na myśl felieton M. Śliwy o tym samym tytule) wymaga wytłuszczenia.

Historia Hansa porusza. Wmanewrowany w los, który początkowo niekoniecznie pozorował się na jego sprzymierzeńca, czemu jednak zaprzecza zakończenie:)

Pozdrawiam środowo-przedwyjazdowo-serdecznie!
mike17 dnia 08.02.2017 13:56
retro napisała:
o ile sceptycyzm w kwestii dosłownego traktowania snów podważał autentyczność odbioru,

Sny prorocze, Retro, i sny o charakterze paranormalnym to nie fikcja, to rzeczywistość.
Jest na to tysiące świadectw, już nawet w Piśmie Świętym można się z tym zetknąć.
Zależało mi bardzo na tym elemencie w opowiadaniu, by zmieszać światy w jeden wymiar, w którym musiał funkcjonować Hans.
By "stamtąd" dowiedział się więcej niż stąd, posiadając nadzwyczajne uzdolnienia psychiczne.
Często silna trauma i wstrząs wywołują u ludzi rozwój zdolności paranormalnych jak u ojca Czesława Klimuszki, sławnego na całą Europę jasnowidza, zielarza i człowieka umiejącego czytać w myślach i odszukiwać zaginionych lub zmarłych tylko na podstawie zdjęcia.

retro napisała:
Historia Hansa porusza.

Chodziło mi właśnie o owo poruszenie, by czytaczem potrząsnęło.
By nie pozostał obojętnym.
I o zwyczajną-niezwyczajną historię spotkania się ludzi sobie obcych, którzy postanawiają spędzić ze sobą resztę życia.
Zależało mi też na ukazaniu piękna ludzkich uczuć, i tego, że "to, co dasz, do ciebie wróci".
Przykładem tego staje się Hans.

Bardzo dziękuję Ci za garść refleksji, wizytę i pobycie przez chwilę w świecie moich bohaterów :)

Pozdrawiam!
al-szamanka dnia 08.02.2017 18:29 Ocena: Świetne!
mike17 napisał:
Sny prorocze, sny o charakterze paranormalnym to nie fikcja, to rzeczywistość, jest na to tysiące świadectw

Oj tak, jednym z tych świadków ja jestem, ale zwalczyłam to w sobie (ze strachu), czego teraz niesamowicie żałuję... bo był to dar.
Dla mnie, to Twoje zmieszanie światów w jeden wymiar, ich przenikanie, jest jak najbardziej wiarygodne... bo osobiście tego doświadczyłam.

Pozdrawiam :)
mike17 dnia 08.02.2017 18:51
Ja, Aldonko, nie umiem i nie chcę tego w sobie zwalczyć :)
Mam to odkąd zmarł mi Tata, od 2000 roku.
Mam sny prorocze kilka razy w roku i sny o charakterze paranormalnym, czyli śni mi się Tata i mówi mi, co sądzi o moim obecnym życiu, czy jest zadowolony, czy zasmucony, czy zły.
Kiedyś mi powiedział, żebym ograniczył spożycie piwa, ale do dziś Go nie posłuchałem :)
Zjawia mi się nie jako staruszek, a jako mężczyzna wyglądający jak ja obecnie.
Widać, że "tam", gdzie jest, jest mu fantastycznie.

Czasem śni mi się, że coś się wydarzy, np. siostra do mnie zadzwoni.
I za parę dni, gdy słyszę dzwonek telefonu, już wiem, kto będzie po drugiej stronie.

Te uzdolnienia przyniosła śmierć mego Taty.
Przedtem nigdy nie miałem tego daru.

Czasem się go boję, ale nic nie mogę na to poradzić - wszedł we mnie i pozostał.
maak dnia 10.02.2017 13:53 Ocena: Świetne!
Mike. Masz ten dar wzruszania. Niedość, że ciekawie napisane, to jeszcze chwyta za serce. Wolałbym co prawda, żeby to nie syn Klary ratował Hansa, bo jak słyszę "Auschwitz", "Einsatzgruppen", to ciężko jest mi wyobrazić sobie dobrego i godnego żołnierza niemieckiego. Na pewno tacy byli, ale tak czy inaczej, wzięli w tym udział i dzięki nim możliwe było piekło jakie uczynili ludziom. Wiem, że jestem niesprawiedliwy tak generalizując, ale moja niechęć do tak nikczemnego zła, tkwi we mnie jak drzaga i nie chce wyjść.

Maak
mike17 dnia 10.02.2017 14:42
Dzięki ogromne, Maczku, za wejście w świat, o którym tu pisałem :)
Masz rację: gdybym miał powiedzieć w dwóch słowach, jaki jest ogólnie cel mojego pisania, to powiedziałbym, że "wzruszać i poruszać".
Pisanie grotesek i wesołkowatych rzeczy mnie zupełnie nie interesuje, wystarczy, że na co dzień jestem bardzo wesołym gościem, więc w literaturze szukam czegoś zupełnie odmiennego.

Coś mi się zdaje, że syn pani Klary musiał być z tych dobrych Niemców, a może po prostu tak kochał matkę, że stamtąd chciał dla niej lepszego losu i opiekuna, który byłby jej podporą.
Liczył się dla niego tylko los matki i dlatego wszedł w sen Hansa.

Niemcy jako naród nawet za 1000 lat nie zmyją z siebie winy za II wojnę światową.
Jest to dla mnie naród podły i zdolny do każdego wynaturzenia.
Pamięć o ich zbrodniach będzie nadal przekazywana z pokolenia na pokolenie, i nigdy nie umrze.
I tak powinno być - bo zbrodniarza trzeba nazwać po imieniu i ukarać.
Mnie krew zalewa jak słyszę o "polskich" obozach śmierci.
Dobrze, że ten baner przejechał teraz przez Europę, może komuś otworzą się oczy i postanowi poznać, kto był kim w latach 1939-1945.
Ale i bez tego pamięć o Niemcach wciąż żyje w narodach, które podbijali.

Pozdrawiam Cię pięknie!
Lenix dnia 14.02.2017 09:09
Czytałem wczoraj o Spreepark w Berlinie, który mi się potem przyśnił (czasem tak mam, że wieczorne aktywności znajdują swoje odwzorowanie właśnie w snach) a dziś rano zupełnie przypadkiem przypomniałem sobie o Twoim opowiadaniu, więc zaskoczenie całkiem spore. W dodatku Hamburg - spędziłem tam ponad rok mojego życia.

Tekst wciąga, choć od połowy nieco się już domyślałem zakończenia, może tylko w nieco odmiennej formie. W niczym mi to jednak nie przeszkodziło, a zwłaszcza w tym, żeby doczytać z zaciekawieniem do końca.

Ponieważ nie znam się na prozie, mam za to nieco wiedzy i zamiłowania do samych Niemiec, polecam wizytę we wspomnianym Spreepark w Berlinie (podobno można zwiedzać to miejsce z przewodnikiem) oraz poczytanie o nalotach niemieckich lotników na Hamburg pod koniec wojny. Niemcy też trochę odpokutowali za swoje zbrodnie. Chciałoby się napisać "na szczęście", ale krzywda ludzka chyba nie powinna być powodem do zadowolenia bez względu na okoliczności.

Osobista refleksja odnośnie opisanej historii - można nie być szczęśliwym, mając rodzinę, można być szczęśliwym, jednocześnie tej rodziny nie mając. Czytałem z zainteresowaniem, ale w rzeczywistości wolę ludzi, którzy biorą sprawy we własne ręce, a nie poddają się biernie nadchodzącym wydarzeniom czy okolicznościom, w jakich przyszło im żyć. Bohater Twojego opowiadania mógł sam założyć rodzinę, ale utknął na etapie żalu za utraconym dzieciństwem. No cóż... Można i tak, ale czasem rozwiązanie jest prostsze i lepsze, chociaż wtedy nie ma o czym pisać. ;)
mike17 dnia 14.02.2017 13:42
Dzięki, Przemku, za tak obszerny, mądry komentarz :)
Jestem pod wrażeniem, i wiem, że warto poruszać przykre tematy, bo życie to nie wieczna zabawa i luz, to czasem cierpienie i problemy, ale trzeba umieć sobie z nimi radzić, przynajmniej próbować.

Mój bohater pod wpływem obleśnych, wulgarnych snów zraził się do seksu, do kobiet nie, bo nigdzie o tym nie zrobiłem wzmianki, ale nie chciał zakładać rodziny, chciał znaleźć pracę i dach nad głową.
Znalazł więcej, niż szukał, i to jest piękne.
Dostałem więcej, niż chciał, i to jest uważam czysty przejaw Przeznaczenia, zwłaszcza że uratował komuś życie, a wcale nie musiał wylądować w Hamburgu, a pani Klara, żyjąc samotnia, zaczadziałby.

Chciałem też przemycić moje własne maksymy życiowe - Dobro zawsze zwycięża, i co komu pisane, tego nie ominie.

Cieszę się, że mój tekst Cię wciągnął - jak widzisz, sny to dość ciekawa materia :)

Cytat:
Tekst wciąga

I o to mi właśnie chodziło, by złapał w kleszcze i już nie puścił.

Fajnie, że kolejna opowieść przypadła Ci do gustu :)

Pozdrawiam wesoło!
Ula dnia 15.02.2017 15:38 Ocena: Świetne!
Mike,
To bardzo przejmujące opowiadanie i rzeczywiście trudno przejść wobec niego obojętnie. Ponieważ temat jest "ciężki", cieszę się, że przełamałeś ten teks dobrym zakończeniem.
Pozdrawiam :)
mike17 dnia 15.02.2017 19:43
Ulu dobre zakończenia to mój znak firmowy :)
Nie mogło być inaczej.
Lubię rozpocząć ciężko i mrocznie, by jasno i w atmosferze Dobra zakończyć.
I tak było właśnie tu.
Cieszę się, że Ci się podobało :)

Pozdrawiam wesoło!
Miroslaw Sliwa dnia 20.02.2017 11:08 Ocena: Świetne!
Cześć Michał.
Bardzo bolesny temat rozgryzasz.
Człowiek bez tożsamości, bez korzeni z dojmującym poczuciem braku fundamentu, na którym można budować życie pokładając przy tym naturalną ufność w bliskich, bo są, bo są jak powietrze, którym oddychamy, bo są jak ziemia, po której stąpamy.
Rodzice; nic bardziej przyrodzonego na tym świecie, ale co kiedy nic się o nich nie wie, kiedy coś, ktoś, jakieś okoliczności sprawiają, że jesteśmy pozbawieni tej absolutnie podstawowej, koniecznej wręcz wiedzy o nich, czyli o nas samych.
Tworzymy protezy i szukamy, bo musimy, bo natura życia każe żyć, ale przy tym niepewność, trwoga i rozpaczliwe poszukiwania, zazwyczaj z czasem rezygnacja; życie jak dom na piasku.
Trudny temat, ale dobrze, że go robisz. Twardy jesteś, ale nadziei nie gasisz.

Pozdrawiam.

Mirek
mike17 dnia 20.02.2017 15:04
Witaj, Mirku, co za mądry i piękny koment :)
Świetnie uchwyciłeś to, co chciałem przekazać: brak zdrowej rodziny (jakiejkolwiek), brak korzeni, z których mógłby wyrosnąć dorosły świat, w końcu brak kochania, a tylko pasmo upokorzeń.

I ten przeklęty Lebensborn, śniący się Hansowi co noc...

Miałem w zamiarze ukazać coś na kształt zadośćuczynienia, jakie życie daje bohaterowi.
Nie wiemy, czy gdyby nie uratował pani Klary od zaczadzenia, ta zechciałaby go usynowić.
Myślę, że ta myśl pojawiła się u niej i bez tego niebezpiecznego wypadku.

Miroslaw Sliwa napisał/a:
Twardy jesteś, ale nadziei nie gasisz.

U mnie zawsze bądź prawie zawsze wygrywa Dobro, bo tak postrzegam świat.
A że piszę o jego brudach, to inna sprawa.
Staram się uwypuklać to, co piękne i wartościowe.
Jak miłość, przyjaźń, wybaczenie, przemiana duchowa, wiara, wewnętrzny rozwój.

Cieszę się, że odnalazłeś się w moim świecie, choć nie było to łatwe.
I końcu miło Cię widzieć po tak długiej przerwie :)

Pozdro!
Pola Kaj dnia 23.08.2017 22:42 Ocena: Świetne!
Ciarki mi przeszły po plecach. Łezka się w oku zakręciła.
Genialne!
Aż chce się wierzyć w sny, los i intuicję.

Piękna opowieść na koniec dnia. :)

Pozdrawiam :)
mike17 dnia 23.08.2017 23:22
Polu, nie lubię pisać o byle czym, stąd taka tematyka :)
Lubię wydłubywać człowieka z człowieka.
Być przy procesie powstawania z nicości.
Stamtąd...
Przy kreacji kogoś z nikogo.
To jest coś ciekawego, daje frajdę, pozwala wejść w nowy świat ludzi nam nieznanych.
Daje nadzieję na coś.
I my potem odchodzimy jak po pięknym filmie :)
Kazjuno dnia 02.06.2018 08:53
Witaj Mike
Po pewnych życiowych perturbacjach i przerwie od literatury, przeczytałem to niezwykłe opowiadanie o ofiarach wylęgarni Übermensch'ów.
Temat zaiste frapujący. Nie raz zaprzątały mi głowę pytania: jak coś równie nieludzkiego, mogło się narodzić w skretyniałych łbach doktrynerów hitleryzmu?

Na pewno istnieje na ten temat dużo materiałów archiwalnych. Widziałem niezły film fabularny o takim ośrodku na pograniczu polsko-słowackim, albo polsko-czeskim.

Ty jednak, chwyciłeś „byka za rogi” z innej strony. Porwałeś się na opis dziejów produktu, owego paranoicznego przedsięwzięcia. Inicjatywy z piekła rodem, traktującej człowieczeństwo jak mechaniczne puzzle.
Zastanawiam się, skąd na ten tamat czerpałeś materiały?
Bo aż mi się nie chce wierzyć, że całość miniatury narodziła się w Twojej wyobraźni.

Stworzyłeś małe wielkie dzieło i to w sposób przejmujący. Szczególnie wzruszyłem się czytając ostatnie zdania.

Gratuluję i serdecznie pozdrawiam, Kj
mike17 dnia 02.06.2018 16:25
Kaz, będziesz musiał uwierzyć, że wszystko, co tu czytałeś, to moja własna wiedza :)
W Internecie jest masa linków do stron dokumentalnych o Lebensborn i jak przemierzyłem morze takich stron.
Wszystko jest dziełem mojej wyobraźni.
Jak zresztą każde z moich opowieści.
Tak mam :)

Chciałem także ukazać nieco metafizyki.
Sny prorocze, które miewam, nie są dla mnie żadną nowością.
Dla mojego bohatera też.
Szczególnie motyw mostu, jak też życia Ingrid w Lebensborn.

Faktycznie, temat ciężki...
Ale ja czuję się jak ryba w wodzie w takiej scenerii.

Wielkie dzięki, Kaz, za czytańsko i wzruszenia.
To bezcenne dla mnie.

Tym razem chciałbym polecić Ci W BARZE U SMUKŁEGO STEVE'A.
Krótka miniatura, ale treściwa.

We are the champions, my friend!
makir dnia 18.02.2020 16:58 Ocena: Świetne!
Masz szczególny dar prostowania choćby najbardziej poplątanych ludzkich losów i doprowadzania do szczęśliwych ,albo chociaż dających nadzieję finałów .Są ludzie jak bohater tej opowieści obdarzeni intuicją i wrażliwością ,która pozwala kroczyć ścieżką między dwoma wymiarami ,może dlatego tak obdarzeni przez los ,aby mogli odnaleźć swoje przeznaczenie i ludzi ,którzy ich potrzebują . Lebensborn było zbrodnią,może najohydniejszą wobec ludzkości ,bo sprowadzało ludzi do poziomu zwierząt hodowlanych ,nic tego nie może usprawiedliwić ,życie powinno rodzić się z miłości ,człowiek potrzebuje korzeni ,rodziny i ciepła ,aby przetrwać .Twój bohater został tego pozbawiony ale dzięki pomocy przeznaczenia odnalazł dom .Wspaniałe opowiadanie .Dziękuję ,że mogłam je przeczytać .
mike17 dnia 18.02.2020 18:33
Makirku rzeczy jak Lebensborn zawsze mnie intrygowały, bo?
Bo zastanawiałem się, na ile faszyzm mógł się posunąć i w swej hipokryzji wpajać ludziom jakieś poronione treści - jak Lebensborn.
Upodlenie ludzi do pozycji zwierząt przeraża.
Przeraża też sama koncepcja.

Ile kobiet z Lebensborn popełniło samobójstwo to Bóg raczy wiedzieć - wiele.
To była patologiczna komórka, sprowadzenie zespolenia kobiety i mężczyzny do poziomu dechy klozetowej.

Mój bohater, choć poharatany przez życie, odnajduje dom.
U boku Klary nie będzie mu źle.
Dostał prezent z zaświatów i przeżył.
Pani Klara adoptowała go i to najpiękniejsza rzecz, jaka mogła mu się przytrafić.

Kłaniam się nisko i dziękuję za piękne słowa :)
makir dnia 18.02.2020 19:08 Ocena: Świetne!
:)m
mike17 dnia 30.07.2023 18:32
Makirku, gdzie dziś jesteś?
Pozdrawiam po latach :)
Wracaj.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty