Każda z nas ma coś z czarownicy - JOLA S.
Proza » Historie z dreszczykiem » Każda z nas ma coś z czarownicy
A A A

Moja mama jest poetką.
Spoza lekkiej zasłony liter,
jak magik z kapelusza, wyciąga słowa,
składa je kropla po kropli,
buduje wiersze*


***

Rano, gdy jeszcze śpimy, w łazience suszy sny na sznurku. Przypina je drewnianymi klamerkami tuż pod sufitem, jeszcze wilgotnymi palcami od nocy, aby nie uleciały do innych poetów. Uśmiecha się do nas radośnie przy śniadaniu i opowiada o niczym. Zdyszana biegnie do pracy, stukając obcasami, powiewając płaszczem i długim niebieskim szalem. Kasztanowe włosy naszej mamy wplątują się w przedszkolne firanki, misie rzucają za nią pełne podziwu spojrzenia, samochodziki zapuszczają plastikowe silniki, jakby ze wszystkich sił pragnęły ją dogonić. Patrzymy z siostrą ze smutkiem jak odchodzi i natychmiast zaczynamy za nią tęsknić. 



Mój tata jest wysoki jak szafa, prawie zahacza o futrynę, przechodząc przez drzwi. Ma pomysł na życie i  fascynują go stare samochody. Mówi, że pieniądze to nie wszystko i rzadko odzywa się nie pytany. Mam po nim kolor włosów, zadarty nos, głos i ciszę w sobie. W czasie niedzielnego obiadu nie powiedział ani słowa. Nachylony nad rosołem, wsłuchiwał się w muzykę, a wszyscy i tak uważali, że jest sympatyczny.

Głos mojej młodszej siostry Aurelii, pociesznej istotki z blond warkoczykami, rozlega się na wysokości klamki. Potrafi rozpłakać się na zawołanie, jeśli to tylko dla niej wygodne. Ma niewzruszone zdanie na każdy temat i nic nie kombinuje na boku. Sepleniąc, przypomina babcię. Wygląda jak kolorowa wycinanka z papieru, o rumianych policzkach. Można, by ją oprawić w ramki i powiesić na ścianie. Chwyta powietrze jak ryba wyciągnięta z wody, gdy wychodzi z szafy. Ma tam uciechę, obcując ze szmatami. Gdy na nią krzyczę za bałagan, robi przestraszone oczy wielkanocnego zajączka. Ostatnio dostała szlaban za hałasowanie przy stole. Dobrze wiem jak on boli, nawet, gdy szlaban jest zasłużony. Bardzo oszczędnie wykorzystywałam swoją moc domowej wróżki, dostarczając jej cukierki ukryte w wagonikach kolejki elektrycznej.

****

W Boże Narodzenie, w taki dzień, jak dzisiaj, już wczesnym rankiem, odwiedza nas ciotka Matylda. Sucha jędza o kościstej twarzy i cerze zeszłorocznego jabłka, o nosie podobnym do haczyka na ryby, rzadkich srebrnych włosach starej nauczycielki i palcach jak ołówki. Nie wzbudza mojego współczucia, bo nie ma w sobie nic z łagodności i hojności Świętego Mikołaja. Na powitanie zaciska pięść na moim ramieniu, pochyla się i całuje w policzek.

       – Och! Jesteś taka śliczna, nasza mała diablico.

Gdy powtarza to kilka razy, wpadam w złość i jednym susem ląduję w najciemniejszym kącie domu. Popularność jest okropna, ciśnie się na usta, ale wstrzymuję oddech, żeby tylko czegoś nie palnąć. Dawno zorientowałam się, że mam do czynienia z niebezpiecznym człowiekiem. Od małego, zwraca się do nas łamaną francuszczyzną, zapamiętaną w szkole, przynajmniej tak twierdzi mama. Jej ojczysty język często pozostaje w ukryciu. Kiedyś powiedziała, że w Paryżu nikt do niej nie mówił po imieniu, więc ona też nie będzie, a poza tym Zofia to brzydkie imię i do mnie zupełnie nie pasuje. Muszę trzymać się od niej z daleka, gdy mnie przytula mam ochotę wbić wszystkie paznokcie w jej czarną sukienkę .

To moja rodzina, a ja jestem niekompatybilna, cokolwiek to znaczy. Nie lubię lalki Barbie, nie jestem księżniczką, nie noszę różowych ciuchów i sama nauczyłam się czytać. Czytam z latarką pod kołdrą wszystko, co wpadnie w ręce. No może nie zupełnie wszystko, kręcą mnie bajki poczciwego Andersena no i zakazane Teletubisie. Pływanie i  czytanie książek to zajęcia niewymagające mówienia. Gdy to zrozumiałam, stałam się niepozorna, przynajmniej w domu. Tak, po prostu w jednej chwili.

       – Ma dopiero siedem lat – powiedziała ciotka Matylda, wyjątkowo po polsku, przerywając wydawanie poleceń do telefonu komórkowego.

       – Tym lepiej, zdążę jeszcze stetryczeć – warknęłam.

Poderwałam się z kanapy i uciekłam do łazienki. Trzęsąc się z bezsilnej złości, siedziałam na desce chyba z pół godziny, jakby nigdy nic. Nie było wygodnie, ale czułam jak spływa na mnie święty spokój, prawdopodobnie za sprawą snów mojej mamy, na sznurku wisiało ich dużo.

Jak dorosnę też będę pisać wiersze, pomyślałam, wychodząc. Z trudem zaczerpnęłam powietrza, żeby nie upaść, tak kręciło się w  głowie. Oparta o parapet wyjrzałam przez okno, na podwórko. Pod murem właśnie przemykała pręgowana kotka. Należy do starszej, miłej pani mieszkającej nad nami. Kotka wyglądała na szczęśliwą, węszyła, jakby smakowała powietrze. Czysta, ciepła skóra i świeże mleko w porcelanowej, niebieskiej miseczce. Tego zawsze chciałam, właśnie tego, ale okazało się, że jestem uczulona na kocią sierść, a mama ma niezłomne zasady.

        – Córeczko, czy wszystko w porządku?

Tuż za plecami usłyszałam głos taty i poczułam przyjemny zapach jego wody toaletowej. Od niego zawsze kręci mnie w nosie. Kocham tatę, jest wyrozumiały i czuły. Nigdy jeszcze nie gniewałam się na niego.

Przez świetlik w dachu sączyło się słabe grudniowe światło, muskając jego potężne ramiona. Chciałam się w nich schronić jak w dziupli, ale nie, tata lubi obcałowywać mnie po karku. Wtedy czuję łaskotki i nie wzbraniam się. Niedawno miał nadzieję, że oszaleję ze szczęścia na widok zielonego żółwia i sowy na biegunach, które wykonał znajomy stolarz z naprzeciwka. Tata z podekscytowania, aż dreptał na palcach. Nogi się pode mną ugięły na widok tych brzydactw, wolałabym szybszego laptopa lub komiks. Uratowała mnie kojąca obecność Aurelki, ona wszystkie zabawki łyka jak pelikan.

Otworzyły się oszklone drzwi od kuchni, zobaczyłam w nich mamę.

      – Upiekłam pierniczki z cytrynowym lukrem. To dla was, dzieciaki – krzyknęła, w celu poinformowania

Minęła mnie i tatę, prawie nie patrząc w naszą stronę. Była smutna i ciężko dyszała. Powoli pokonała korytarz i osiadła w uszatym fotelu. Wtedy dotarło do mnie, że musi być bardzo zmęczona. Jak mogłabym, bez niej żyć?


       – Odwróć wzrok, Zosiu, w przeciwnym razie poczujesz się tak, jakbyś patrzyła w słońce – wyszeptałam sama do siebie.

Naprawdę moja mama jest jednym z cudów tego świata, i nie szkodzi, że nie cierpi moich Teletubisiów. Fajnie jest wpełzać pod kołdrę i kłaść głowę na jej brzuchu. Gdy jestem smutna, ona szuka moich oczu, a ja nie wiem, gdzie one są, a ona wtedy mówi:

       – Spójrz na mnie, spójrz w oczy córeczko...

Mówiąc, potrząsa moją głową, żeby przegnać cały smutek. Przytulam się, czuję jej ciepło i jest mi dobrze, i jest już po wszystkim. Miłość do rodziców to dość tajemnicza sprawa, sama się zdarza – tak często myślę.

****

Wigilijna kolacja czekała jak zwykle w salonie, hałasując talerzami. Już się przyzwyczaiłam, że gdy mnie nie ma za długo przy stole, ciotka Matylda okazuje zniecierpliwienie. Jej szyja wydłuża się niczym u zgorszonego strusia. Unosząc brwi, mruży oczy i pochyla się w moją stronę, używając tych niezrozumiałych francuskich wyrażeń. Głos miała równie szorstki  jak jej powierzchowność i jeszcze na dodatek szurała tymi okropnymi, wielkimi butami pod stołem. Potem nie będę mogła odczyścić parkietu. Wszystko zawsze kończy się w ten sposób. Masakra!

Odparowałam dopiero na widok pachnącej z daleka choinki. Wysoka pod sufit, zajmowała prawie pół pokoju. Gdy migocze kolorowymi światełkami, w kominku pali się ogień, a pod sufitem na żyrandolu dynda wielka jemioła mój dom staje się jedynym na świecie. Już nie martwiłam się, że nie ma śniegu i, że nie pójdziemy z tatą do ogródka lepić bałwana o oczach z guzików. Przy stole zwykle milczymy, pochłaniając cudowne potrawy przyrządzone przez mamę.
Tym razem było inaczej.

        – Chciałabym tu przyjechać latem, otworzę w waszym miasteczku cukiernię z francuskim specjałami – niespodziewanie odezwała się ciotka Matylda. – Wiem, że będę tu szczęśliwa – dodała z błyskiem w oku.

Po tych słowach twarz ciotki, jakby złagodniała. Moja wręcz przeciwnie, skurczyłam się w sobie do rozmiaru niemowlęcej koszulki. Oj, niedobrze, pomyślałam, opadając ciężko na krzesło.
Spodobałby mi się ten wigilijny wieczór, pochwaliłabym jedzenie i prezenty, gdyby nie to wyznanie ciotki. Najgorsza była wiadomość, że ma zostać z nami i to do Nowego Roku.

 

****

Długie, zimowe wieczory ciągnęły się jak guma do żucia. Ciotki Matyldy wszędzie było pełno, więc starałam się siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Najczęściej ukrywałam się w moim przytulnym pokoju, na poddaszu. Przez okno w dachu wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo lub odbierałam telefony od gwiazd. Ciotka jednak o mnie nie zapominała.

        – Prosiaczek, to wielki obżartuch. Każde jego pojawienie się oznacza, że będzie mowa o ciasteczkach cioci Chrum-Chrum – ciotka powtarzała to zdanie jak stara płyta.

Gadanie ciotki było nie do zniesienia. Miałam ochotę zapaść w sen zimowy. Zawsze zatykam uszy, gdy mówi źle o moich Teletubisiach i Prosiaczku. Rodzi się we mnie pytanie: Dlaczego Prosiaczek mieszka z ciocią? Ja, za żadne skarby świata nie chciałabym mieszkać z moją.
Mama też chodziła jakaś skwaszona. Nie napisała ani jednego wiersza, a w naszej łazience zamiast snów wisiał rząd różowych gaci. Świat nagle zrobił się jakiś dziwny.

Po Nowym Roku Ciotka Matylda wróciła do swojego małego domku z wiśniowym sadem.

       – To, tak fajnie, że jesteśmy zupełnie sami – zauważyła roztropnie Aurelka.

Gdy ciotka wyjechała, odetchnęłam. Powoli moje życie wracało do normy. Nareszcie mogłam wbić się w ulubione  podarte dżinsy i zamknąć się ciszy mojego pokoju.  Pochłonęło mnie bez reszty czytanie oraz kolejny odcinek przygód Teletubisiów.

Zakup lokalu na cukiernię ciotki trwał wiele miesięcy. W końcu transakcja została sfinalizowana, za drobny ułamek tego, co ciotka była gotowa zapłacić.

        – Dobra robota, Zbigniewie – chwaliła tatę przez telefon.

Głos w słuchawce mówił nieprzerwanie. Potworna nudziara, z tej ciotki. Ojciec  z każdą minutą wyglądał gorzej, jakby wyciekało z niego życie. Przerażona chwyciłam go za rękę.

        – To wymagająca kobieta – wydukałam, słysząc o kolejnym zleceniu, które ciotka mu właśnie dawała.

Ojciec nic nie odpowiedział. Wiem, dzieci i ryby nie mają głosu, więc musiałam zamilczeć. Wokół mnie dzieje się tyle poważnych spraw, których nie rozumiem.

Buzię trzymałam na kłódkę do września, do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Tego samego dnia ciotka Matylda otworzyła w pobliżu, swoją cukiernię, o dziwnej nazwie Poezja

        – Kojarzy się z poezją smaku – oświadczyła z dumą w głosie.

W ustach ciotki Matyldy, wszystko brzmi pretensjonalnie. Nie znoszę patosu, na dźwięk jej głosu budzi się we mnie bestia, piękna gdzieś znika.
Muszę tam iść i zobaczyć ciociną Poezję na własne oczy. Najlepiej jutro, mam wolne popołudnie, to tylko dwie przecznice dalej. Jak postanowiłam, tak zrobiłam.

No i nadszedł wyczekiwany moment. Zaraz po obiedzie stałam pod Poezją, zaglądając przez szybę do wnętrza. Cukiernia była przepełniona, w środku kłębił się dziki tłum gości. Przez szklane drzwi ujrzałam czarną postać ciotki Matyldy, szła prosto na mnie. Obleciał mnie strach. Nagle w dziwny sposób mnie zauważyła. Zbliżała się szybko i pewnie. Bez wahania otworzyła drzwi i oschłym głosem zaprosiła do wnętrza. Weszłam nieśmiało i klapnęłam przy jedynym, wolnym stoliku. 
Siedziałam jak przykuta do krzesła, bezradna i bezczynna. Ciotka Matylda nigdy nie marnuje czasu. Po chwili stawiała przede mną pucharek Sosu karmelowego do wszystkiego.

       – Spróbuj – powiedziała z uśmiechem, którego nigdy u niej nie widziałam.

Wzruszyłam ramionami, ale siedziałam jak na szpilkach.

       – Podaję go na ciepło, z goździkami, do lodów waniliowych. Nie smakuje? – dodała.

       – Jem, ale mało, bo w dzieciństwie byłam grubasem – wybąkałam, trochę się krzywiąc.

Ciotka oparła ręce na biodrach i zaczęła się histerycznie śmiać.

       – Nie wiedziałam, że jesteś dorosła! – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Nic nie mogłam zrobić. Poczułam, że twarz zaczyna zdradzać emocje, ale opanowałam się, wzięłam głęboki oddech i posłusznie chwyciłam łyżeczkę. Tam, gdzie rządzi strach, jedyną metodą przetrwania jest posłuszeństwo, przemknęło. Ciotka śledziła każdy mój ruch, w jej oczach nie było ani krztyny ciepła. Trudno, przywykłam do tego spojrzenia.

      – Ciekawi mnie, co powiesz?

Nie było sensu dłużej stawiać się i dąsać.

      – Sos ma delikatny, wyborny smak i niezwykły aromat. Nigdy nie jadłam nic równie pysznego! Mam ochotę śmiać się i skakać – wyrywało mi się z pełnych ust.

Dziwne, nagle życie toczące się pod moimi stopami przestało się liczyć! Uczucie niepokoju zostało zrównoważone przez zachwyt. Czary? Poczułam, że warkocz mi się mocniej skręca.


****


Następnego dnia, od rana trawiła mnie ciekawość. Postanowiłam podejrzeć ciotkę Matyldę przy pracy. Weszłam cichcem do cukierni przez tylne drzwi, tymi od zaplecza. Głowa latała jak satelita wkoło ziemi. Nie będę zanudzać szczegółami, ale wszystko musiałam dokładnie pooglądać. W przestronnej kuchni pełnej puszek i słoiczków pachniało z natarczywością reklamy.
Nie mam wątpliwości to zapach werbeny i tymianku. Cynamon, którego tak nie cierpię też jest obecny, orzekłam.
To, co tam ujrzałam wyglądało niesamowicie i nie miało nic z poezji. Atmosfera żywcem była wzięta z bajki O Złej Królowej. Brakowało tylko czarnego ptaszyska, kruka lub wrony, bladej królewny i zatrutego jabłka. Ciotka z natchnioną miną mieszała łyżką w misce czekoladę z rudym karmelem. Powoli, raz w lewo, raz w prawo. Przy każdym ruchu niewyraźnie coś mamrotała, oczywiście po francusku. Tajemne zaklęcia? – przyszło mi do głowy. –Niestety, nie ma odpowiedzi, gotowej na każde pytanie.
Po plecach przeszły ciarki, nogi miałam jak z waty. Ciotka coś kombinuje. W jej deserach kryje się jakaś tajemnica. Zgoda, są niezwykłe, smaczne, ale dlaczego wszyscy za nimi szaleją?

        – Chyba, lepiej, że nic nie rozumiem. Odwrót, nic tu po mnie - bąknęłam pod nosem.

Uciekając, potrąciłam nogą butelkę. TRZASK! Najdłuższe na świecie sekundy! To przez te nerwy. Ciotka podskoczyła jak pelikan z obwisłą szyją, niezdarnie machając rękami, na jej twarzy malowała się wściekłość.

        – Czemu mnie tak nienawidzisz? – wydukałam przerażona.

Po moich policzkach spłynęły dwie wielkie, parzące jak ogień łzy. Ciotka Matylda zamrugała rzęsami i wtuliła podbródek w moje włosy. Kilka razy chyba powiedziała moje imię...

        – Wybacz, wszystko ci kiedyś wytłumaczę, moja mała czarownico. Kocham cię jak wnuczkę i nigdy nie zostawię samej – wrzasnęła do ucha i gdzieś poszła.

Totalne zaskoczenie! Nigdy nie usłyszałam od ciotki nic równie miłego. Rozluźniłam się, nagle opuściła mnie panika. Ludzie się odmieniają, ktoś pół życia skleja torebki, a potem zostaje Dostojewskim, zadźwięczały w głowie słowa mamy. Ciotka wróciła do stolika z filiżanką gorącej herbaty z rumianku i ciemną czekoladą. Nie pisnęłam więcej ani słowa i już po chwili z cieniem uśmiechu na twarzy, pożerałam pachnące kolendrą, suto zaprawione rumem okrągłe ciastko. Potem drugie i trzecie, opychałam się nimi, nie mogłam przestać.

       – Mmm, wyborne, naprawdę bomba.
      
Na wielkich metalowych tacach leżały ich sterty. Nawet nie próbowałam i nie miałam czasu protestować i tak na nic, to by się nie zdało. Zresztą, po co było cyrk odstawiać.

Przesiedziałyśmy razem całe popołudnie. Rozmowa toczyła się w najlepsze. Opuszczałam ciociną Poezję w doskonałym nastroju, policzki bolały od uśmiechania się. Walka kształtuje charakter, a każda z nas ma coś z czarownicy, pomyślałam, dosiadając miotły.
Zaraz potem obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam w niebo, księżyc huśtał się na srebrnej nitce.
 
 
 
 

 

--------------------------------------------------------------

* inspiracja - wiersz " Moja matka jest poetką", macierzanka  FL

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JOLA S. · dnia 10.04.2017 10:54 · Czytań: 951 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 22
Komentarze
Aronia23 dnia 10.04.2017 11:00
Jolu S. Ja później nieco się odniosę do Twego (z pewnością) ciekawego tekstu. Mam uwagę, o edycję chodzi. Początek coś się rozleciał, jak domek z kart. Ale tak też ładnie wygląda. Miłego dnia, Justyna Aronia23 . P. S. wiesz, że o Justynie nasza koleżanka wiersz napisała. Tez opowiada o mamie, ale dziś dzień - taki rodzinny. :)))
Już edycja ok. Expressssss...... Mietłę bierę i odlatuję, nara, Koleżanko Miła.
P. S. Daj spokój, Jolu. Baw się dobrze.
allaska dnia 10.04.2017 19:50
To ja później zajrzę i poczytam, bo lubię czarownice :) zmieniłaś tytuł, ten lepszy :)
Pozdrawiam Jolu
Usunięty dnia 11.04.2017 10:00 Ocena: Bardzo dobre
Pierwszy akapit super! Robi wrażenie.
Dalej jest już róznie. Kilka wyłapanych drobiazgów warsztatowych:
Cytat:
Głos mojej młod­szej sio­stry Au­re­lii roz­le­ga się na wy­so­ko­ści klam­ki. Wy­glą­da jak ko­lo­ro­wa wy­ci­nan­ka z pa­pie­ru,

Głos wygląda jak kolorowa wycinanka? Lepiej nie wprowadzać czytelnika w rozterkę - choćby tak:
„Głos mojej młodszej siostry Aurelii rozlega się na wysokości klamki. Siostra wygląda jak kolorowa wycinanka z papieru,”

Cytat:
robi prze­stra­szo­ne oczy wiel­ka­noc­ne­go za­jącz­ka.

Takie zajączki mają przestraszoną minę? Może raczej zaskoczoną?

Cytat:
- Tym le­piej, zdążę jesz­cze ste­try­czeć – wark­nę­łam.


Jak na 7 lat niezły refleks i tupecik :)
Cytat:
Jej zmę­czo­ne ciało po­wo­li prze­szło przez ko­ry­tarz i osia­dło na fo­te­lu.

Oj, bardzo niezgrabnie! Ciało bez ducha nie przejdzie nawet dwóch kroków a co dopiero korytarz. (chyba że to ma być horror)

Cytat:
nie­spo­dzie­wa­nie ode­zwał się ciot­ka Ma­tyl­da

Ciotka Matylda bardzo trendy jak widać. Czasem lubi być wujem... :)

Cytat:
a w na­szej ła­zien­ce za­miast jej snów wi­siał rząd ró­żo­wych gaci.

świetny ten powrót do prozy życia.

Cytat:
- Nie wie­dzia­łam, że je­steś do­ro­sła! - wy­sy­cza­ła.

Wysyczała w trakcie histerycznego śmiechu? Raczej wykrzyczała.

Ogólnie jednak czyta się dobrze i z zainteresowaniem. Nabierasz wprawy Jolu!
Pozdrawiam serdecznie i wielkanocnie!
JOLA S. dnia 11.04.2017 10:37
Cześć Tadeuszu,
cenię wszystkie obszerne komentarze, to znaczy, że tekst zrobił na Czytelniku jakieś wrażenie. ;)

Nic nie ujdzie Twojej uwagi i dobrze. Krytyka powinna być konstruktywna.
Cieszy mnie niezmiernie , że jesteś z nami.

Serdeczności. Pozdrawiam wielkanocnie i do następnego :) :) :)

JOLA S.
allaska dnia 11.04.2017 11:36
Na początku tekstu, który bardzo ładnie się zaczyna określiłabym bohaterkę, bo nie wiem z kim mam do czynienia, ile ma lat i ogólnie. Tsole błędy wytknął, ja bardziej ogólnie się odniosę."Ja nie jestem kompatybilna" - oczytana ta siedmiolatka rzeczywiście, ale jak czyta co się da, to niech będzie, choć trochę wątpię ;)
"ciotki Matyldy było wszędzie pełno" - ciotka była wszędzie taka moja sugestia. Ale to Twój , Jolu tekst.
"Gdyby ciotka wyjechała odetchnęłabym" - po wyjechała (,)
"i zamknęłam się ciszy mojego pokoju" - zabrakło (w) ciszy.

A przecież ciocie są fajne, zawsze podratują kieszonkowe urwisa :)
Ta dziewczynka nieco mnie irytowała, ale zakończenie na szczęście dobrze wypadło dla obu stron. Przeczytałam z zainteresowaniem. Nie będę owijać w bawełnę, nie przepadam za komentowaniem prozy, pisaniu o fabule itd. itp. No starałam się Jolu, jak potrafiłam.
Pozdrawiam :)
JOLA S. dnia 11.04.2017 12:09
allasko, wielkie dzięki za czytanie. Cieszy mnie Twój komentarz.
Tadeusz był jak zwykle bezlitosny, w tym cały jego urok. :)
Cenię szczerość w przyjaźni.
U niego zdobywałam pierwsze szlify, to był cudowny czas, mimo, że nieraz musiałam stać w kącie, rumiana ze wstydu.
Co do Twojego komentarza, jeżeli uważnie czytałaś to moja bohaterka ma na imię Zosia , liczy siedem lat i chodzi do szkoły. Wiedzę o świecie postrzeganym przez te małe istoty, czerpię od mojej Zosi. Niedawno skończyła pięć lat, a już samodzielnie czyta, gorzej pisze, bo od czego jest klawiatura laptopa. Od momentu jak otworzy oczy zamęcza mnie pytaniami i żeby tylko.. ;)
To zupełnie inne pokolenie.

Choć ja, będąc w wieku mojej bohaterki, ku oburzeniu ojca przeczytałam "Dzieje grzechu". Poznał po dziwnych wypiekach na mojej twarzy.

Twoje uwagi do mojego opka są równie cenne.

Pozdrawiam serdecznie i wielkanocnie :) :)

JOLA S.
allaska dnia 11.04.2017 12:15
Dzieci są i były cudowne. Tak, wiem że bohaterka ma siedem lat, tylko leciutko jakbyś o tym na początku napisała, gdzieś wplotła między te sznurki czy jakoś tak :)
Przepraszam że odbiegnę od tematu od wiersza, skoro już mowa o dzieciach, myślę, że mają lepszy komfort niż my, mniej się boją, przynajmniej tak to widzę :)
JOLA S. dnia 11.04.2017 12:20
allasko,

pomyślę, obiecuję.

Pozdrawiam cieplutko

J.
Nalka31 dnia 14.04.2017 08:40
Zajrzałam do Twojej historii i sama do końca nie wiem, jak mam się odnieść. Czyta się miło, ma w sobie wiele ciepła i to na pewno jest dużym plusem. Kto by nie lubił rodzinnych historii. :) Jednocześnie sprawia wrażenie lekkiego chaosu. Do końca sama nie potrafię nawet tego sprecyzować czym to jest spowodowane, bo generalnie układa się w całość, a jednak... Wiem, że to relacja z perspektywy dziecka, dziecięca wrażliwość bardzo różni się od naszej dorosłej. To jest jej urok, a jednak pomimo ciepła tego opowiadania coś mnie w nim kłuje. I bardziej jest to związane z samym chyba słownictwem niż klimatem i ogólnym odbiorem.

No nic ponarzekałam sobie, ale przyjemnie czytało się Twoje opowiadanko z rana. A ciocie z reguły bywają fajne (choć przyznaję, że nie wszystkie, a winna temu jak na przekór dziecięca empatia i szczerość)

Pozdrawiam świątecznie.
JOLA S. dnia 14.04.2017 10:14
Nalko,
ogromnie się cieszę, że zajrzałaś. :) Muszę się przyznać, że dla mnie ta historyjka też nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej. Chyba każdy z piszących tak ma. A dzieci, obecnie są zupełnie inne , twierdzę, że mądrzejsze od nas, a przynajmniej inaczej, zdrowiej postrzegają ten świat i bardzo dobrze.
Staram się z tego " postrzegania" czerpać pełnymi garściami, uczyć się, by nadążyć, i aby kiedyś nie usłyszeć - " z moimi starymi nie ma o czym rozmawiać".

Pozdrawiam jeszcze raz, zawsze jesteś mile widziana w moich skromnych progach. :) :)

JOLA S.
Aronia23 dnia 17.04.2017 15:49
https://www.youtube.com/watch?v=NkcU2_Vs7Xw Jolu S. Z tymi czarownicami, to jednak prawda jest.
retro dnia 22.04.2017 22:13 Ocena: Świetne!
Ciepło - takie słowo towarzyszyło mi podczas czytania Twego opowiadania. Jest the best! Dom pełen czarów, smaków, wierszy i nawet ciotka nie wzbudza negatywnych emocji, bo czyż może je wzbudzać tworząc takie smakowitości? :)

Podoba mi się też świat widziany oczami dziecka (one widzą więcej i lepiej, a na pewno prawdziwiej), jego powaga i dorosłość. Moje dziecko też tak potrafi: zadeklarować swój "sędziwy" wiek słowami: "gdy byłam dzidzią..." (wszak to już wiek przedszkolny, więc nie oponuję).

Dużo w Twoim opku barw (to lubię).

Pozdrawiam,
Retro
JOLA S. dnia 22.04.2017 23:42
retro,
cieszy mnie Twoja obecność w moich skromnych progach, bardzo. :) :)
Chyba lubimy to samo ;)

Pozdrawiam serdecznie, wielkie dzięki i do usłyszenia. :)
JOLA S.
Carvedilol dnia 13.07.2017 11:58
Jolu po przeczytaniu kilkunastu Twoich tekstów ten uważam za jeden z najlepszych w mojej subiektywnej ocenie.
Pozdrawiam
Carvedilol
JOLA S. dnia 13.07.2017 12:04
Carve, bardzo dziękuję za komentarz. Bardzo cieszy mnie Twój odbiór.

pozdrawiam cieplutko:)

JOLA S.
ajw dnia 21.07.2017 10:17 Ocena: Świetne!
Jolu, piszesz bardzo poetycko, wiec teraz rozumiem dlaczego jesteś taka wrażliwa na poezję. Bardzo ciepłe, takie domowo-miękkie opowiadanie z elementami magii, zapachów i tego wszystkiego co sprawia, że przenosimy się w inny czas, inne miejsce, inną rzeczywistość.. Miło było posiedzieć i poczytać :)
JOLA S. dnia 21.07.2017 11:24
ajw, dziękuję serdecznie za komentarz i ocenę.

Ciekawe spostrzeżenie , faktycznie, może poezja to i lepsze paliwo.

Pozdrawiam cieplutko :) :)

JOLA S.
Ula dnia 21.07.2017 11:55 Ocena: Świetne!
Jolu,
Lekko magiczny i bardzo rodzinny klimat Twojego opowiadania sprawił, że czytałam je z przyjemnością. Dla mnie to zgrabnie napisany tekst. W zasadzie trochę się tu u Ciebie zasiedziałam ;) Wpadnę jeszcze kiedyś.
pozdrawiam ;)
JOLA S. dnia 21.07.2017 13:37
Ulu, bliska jest mi poezja, głaszcze moją wyobraźnię ;)

Wpadaj częściej będę bardzo rada, dużo jest tego mojego pisania na PP. :)

Dzięki i serdeczności :)

JOLA S.
wiosna dnia 08.09.2019 09:56
Magiczna historia:)
Pięknie opisana kochająca się rodzina, której spokój burzą jedynie wizyty, znienawidzonej przez narratorkę, ciotki Matyldy. Przyznam, że żal mi było starszej pani i dlatego tym bardziej ucieszyłam się z zakończenia:)
Pozdrawiam:)
JOLA S. dnia 08.09.2019 10:20
Wiosenko,

mój mózg myśli chyba zbyt wiele, czasem marzę, by wcisnąć wyłącznik.
Lubię bajki, najbardziej te straszne, o duchach i czarownicach.
Potrzebuję, jak powietrza. Ech...

Dziękuję za czytanie.

Buziaki od ciotki Matyldy. :) :)
wiosna dnia 08.09.2019 10:33
:):):)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty