Chłód
Matka chciała mieć wspaniałe dzieci. Dzieci, które coś osiągają, coś zdobywają, stają się kimś. Kimś kto budzi szacunek, poważanie, jest bogaty i tak dalej. Nigdy nie mówiła, że ja i moja siostra jesteśmy do bani, jednak czasami tak bardzo nie potrafiła ukryć swego rozczarowania. Może to i dobrze. Przynajmniej lekcje szczerości dostawałem z pierwszej ręki. Ojciec zawsze trzymał się na dystans. W przeciwieństwie do większości ojców z mojego osiedla, mój ojciec nie cierpiał na nieszczęśliwą miłość do wódki i był pracoholikiem. Rzadko kiedy ingerował w sprawy rodzinne. Uważał, że cały wkład mężczyzny kończy się na pieniądzach, a reszta to jedynie mniej lub bardziej przyjemne dodatki. Większe lub mniejsze efekty uboczne. Był kimś kogo podziwiałem za umiejętność ukrywania wszelkich emocji i za chłód, jaki roztaczał wokół siebie, który wpływał na to, że większość ludzi odnosi się do niego z szacunkiem, dozą strachu.
Jednocześnie był kimś, kim nie chciałbym nigdy w życiu być.
Wkrótce moja siostra przeszła metamorfozę. Z małej, pulchnej, zakompleksionej dziewczynki przeistoczyła się w roszczeniową, zbyt pewną siebie, i ku wbrew wszystkim oczekiwaniom... piękną kobietę.
Wkrótce też, co jakoś mnie specjalnie nie zdziwiło, zaszła w ciążę.
Ojcem dziecka był znany w mieście człowiek. Miał poważanie, pieniądze, budził szacunek.
„Przynajmniej tyle” – mówiła mina mojej matki , gdy siostra któregoś dnia obwieściła radosną nowinę. Przemówień na temat odpowiedzialności nie było końca. Potem, jak to w rodzinach w których opinia innych jest rzeczą świętą, kolejno następowały: uroczyste obiady, zaręczyny, ustalanie daty ślubu, odwołanie ślubu, narodziny dziecka i... rozstanie. To tyle jeśli chodzi o jakąkolwiek odpowiedzialność.
Siostra pozostała więc z dzieckiem w rodzinnym domu. Była mistrzem kamuflażu. Przez cały dzień skrzętnie udawała, że wszystko jest pod kontrolą, że mocno trzyma ster, a kierunek ma już dawno obrany. W nocy jednak, przez ścianę dzielącą nasze pokoje, słyszałem jej ciche łkanie do poduszki.
Życie raz po raz obnażało swoje pożółkłe kły, przyprawiając prostym lub sierpowym. Nie rzadko traktowało podbródkowym, po którym ciężko było się podnieść.
Po maturze, przez chwilę byłem studentem. Będąc tam dotarło do mnie, iż nie pasuję do tego miejsca. Nie mogłem znieść studenckiego towarzystwa. Zewsząd odczuwałem napierającą sztuczność. Jakby ci wszyscy ludzie obok mnie stawali się eksponatami, czymś na co się patrzy i kiwa głową z uznaniem, lecz po chwili całkowicie zapomina o ich istnieniu. Może po prostu miałem pecha? Powoli zaczynałem myśleć o tym, że towarzystwo kogokolwiek jest mi kompletnie zbędne. Marzyłem o izolacji. Swoim małym,ciemnym schronieniu, który pozwoliłby mi przetrwać te narastające wokół połacie absurdów. Matka nie mogła się pogodzić z tym, że porzuciłem tak łatwo studia, które ona mi opłacała. Ojciec ze swojej puli nie dokładał ani grosza, tłumacząc, że jak chce mieć na studia, muszę sam zdobyć pieniądze. Szanowałem jego męską decyzję, lecz matka protestowała. Dochodziło do częstych kłótni. Milczące dni, przeistoczyły się w milczące miesiące.
Życie pod jednym dachem z rodzicami i siostrą z dzieckiem stawało się niemożliwością, lecz moje marne zarobki z dorywczych prac, dawały jeszcze marniejsze pole do manewrów.
W końcu moja siostra wyprowadziła się z domu. Po raz kolejny znalazła „porządnego” mężczyznę.
Tym razem prawnika. Dla kobiety mającej prawie dwuletnie dziecko był to,bądź co bądź, godny uznania wyczyn.
Od zawsze miałem wrażenie że najlepiej mi się dogaduje z psami i małymi dziećmi, więc wiadome było, że będę tęsknić za małym siostrzeńcem. Przez ten czas zbliżyliśmy się do siebie. Wtedy nawet ojciec opierał się pokusie ledwo widocznego uśmiechu.
Siostra dostała wizę i wyjechała do Stanów. Na początku sporo dzwoniła, teraz jedynie na urodziny i to nie zawsze. Wkrótce matka zaczęła podupadać psychicznie. Przez całe swoje życie uważałem, że tego typu choroby są dla niej mrzonką, czymś odrealnionym, bardzo dalekim. Nigdy nie widziałem, aby była w tzw. stanie depresyjnym. Wydawało się, iż jest z twardego tworzywa. Tworzywa odpowiednio zahartowanego. Dołujących się ludzi traktowała nie raz z lekką pogardą. Tłumaczyła, że życie człowieka polega na odpowiedniej twardości, a jeśli takiej nie posiadasz - po prostu odpadasz. Jej twardość powoli zaczynała się kruszyć. Zawieszała wzrok na ptakach, podlatujących do karmnika i patrzyła na nie godzinami. Ojciec uważał, że depresja jest przypadłością ludzi mających zbyt wiele wolnego czasu. Inaczej mówiąc, że cierpią na nią ci, którym wiedzie się za dobrze.
Jego oziębłość względem matki mroziła krew w żyłach. Przebywając obok tego człowieka miało się wrażenie, że wchłonął on całkowitą radość świata. Miałem ochotę trząść nim, by oprzytomniał, jednak był znacznie większy ode mnie. Nie stanowiłbym mu żadnego wyzwania. W końcu i go dopadły szpony alkoholu. Na początku się z tym krył, udawał że nic się nie dzieje, potem był już regularnie pijany.
Powiesił się podczas najkrótszej nocy w roku. Nie pozostawił żadnego listu.
Dziś odwiedzam matkę regularnie w szpitalu psychiatrycznym. Specjalnie dla niej , personel szpitala zamontował na drzewie karmnik. Czasem mnie poznaje, czasem się uśmiecha. Przeważnie patrzy na ptaki.
Ja, sprawiłem sobie psa.
W zimne wieczory śpi w moim pokoju.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt