II "Dla dobra wszystkich" - bednar94
Proza » Fantastyka / Science Fiction » II "Dla dobra wszystkich"
A A A
Od autora: Drugie opowiadanie o warszawskim kręgu strażników. Zapraszam także do opowiadania I.

Plac Trzech Krzyży, kres wiosny. Antek lubił tu przebywać, zwłaszcza latem. Mimo, że wcale nie uciekał tu od zgiełku miasta – wręcz przeciwnie - to czuł się wyluzowany, trochę odcięty od codziennych obowiązków. Dlatego niechętnie zgodził się na to, aby było to miejsce spotkania z jednym z wartowników. Gdyby o spotkanie poprosił go ktokolwiek inny, nawet jeden ze strażników… Ale wartownik – to sprawa innej wagi. Nie mógł odmówić.

W Kręgu strażników, wartownicy stanowili najwyższy szczebel niezbyt skomplikowanej hierarchii. Było ich niewielu i uważało się ich za przewodników Kręgu. Cieszyli się powszechną reputacją a ich mądrość była nieoceniona – nie bez przyczyny. Byli oni swego rodzaju nauczycielami, mentorami. By zostać wartownikiem, należało zapanować w mistrzowskim stopniu nad konkretnym żywiołem, zarówno w ofensywie jak i defensywie. Wymagało to lat treningów, poświęceń i dużego doświadczenia, a i to nie zawsze wystarczało. Ponad to każdy z nich specjalizował się w jednej z dziedzin teoretycznych: stworzeniach leśnych, wodnych, upiorach, medycynie… Dlatego właśnie można ich było policzyć na palcach jednej ręki. Jeden z tych palców właśnie czekał na Antka.

Antek popatrzył z uśmiechem na kościół na środku placu. Pamiętał, jak za studenckich czasów pił mrożoną kawę, przesiadując popołudniami na jego schodkach. Z Nowego Światu skręcił w prawo, przeszedł kilkanaście metrów i stanął przed drzwiami lokalu, w którym miał zaraz odbyć poważną rozmowę, tak przynajmniej sądził. Odetchnął więc głęboko, przeczesał kruczoczarne włosy kościstą dłonią i chwycił za klamkę.

Wchodząc do środka poczuł przyjemnie chłodny podmuch powietrza. Klimatyzacja to jeden z największych dorobków ludzkości – pomyślał. Rozejrzał się po kameralnym, jasnym wnętrzu. Stało tam kilka okrągłych, jasnych stolików, naprzeciwko drzwi pokaźny bar, zza którego wystawał młody, szczupły chłopak:

-Dzień dobry! Stolik dla Pana? – zapytał energicznym, nieco piskliwym tonem.

-Nie, dzięki… - odparł Antek powoli, przeciągając słowa – właściwie to kogoś szukam. To znaczy umówiłem się.

-Jasne! – rzucił młody z uśmiechem – na górze siedzi gość, który także na kogoś czeka. Schody po prawej, zapraszam.

-Taki łysy, grubszy? – Antek chciał się upewnić.

-Cóż, nie wiem czy wypada potwierdzić… - odpowiedział kelner, lekko zmieszany– ale faktycznie siedzi tam ktoś zgodny z opisem.

-Dzięki! Schody po prawej, tak? Już idę – rzucił Antek i zniknął za rogiem, kierując się w stronę jasnych, stromych schodów.

Wbiegł, schodek po schodku i zatrzymał się na antresoli. Piętro, choć niewielkie, sprawiało wrażenie bardzo przytulnego. Antresola, kilka uroczych, okrągłych stolików i wysokie okna. Był pewien, że to miejsce było świetne do przesiadywania w długie, zimowe wieczory. Przeszedł kilka kroków po skrzypiącej podłodze i w końcu znalazł, to czego szukał.

Łysa głowa, od której odstawały pokaźnych rozmiarów uszy, świeciła się jak tafla wody, która odbija słońce. Nawet w pozycji siedzącej widać było, że osoba jest co najwyżej wzrostu siedzącego psa. Ciało rozlewało się na kremowym krześle. Ubrany w białą koszulkę i granatowe spodenki, nie raczył się nawet odwrócić, zajęty swoim posiłkiem. To właśnie był Cyrus.

-Jajecznica, o tej porze..? – zagadnął Antek dosiadając się do stolika. Podziwiał swojego kolegę po fachu i jednocześnie nauczyciela, za możliwość pochłonięcia każdej ilości jedzenia. Krążyła teoria, że ma dwa żołądki.

- No co? Lubię, to jem, nie? – odrzekł Cyrus podnosząc wzrok. Jasne, błękitne oczy zupełnie nie pasowały do jego ciała. Żywe, kipiały energią, ale jednocześnie widać w nich było mądrość i bagaż różnych doświadczeń.

-No dobra dobra, jedz. Poczekam. – powiedział Antek z cierpliwością, przecierając czoło. Spojrzał w wiszący na ścianie telewizor. Codziennie to samo – pomyślał. Coś o spotkaniu prezydenta, o poważnym wypadku na jednej z krajowych dróg, o kimś kto zaginął w jakimś warszawskim lesie. Żaden z nich nie lubił wiadomości, choć czasem oglądali je, by być na bieżąco

-A Ty nic nie chcesz? – Cyrus wyrwał Antka z zadumy – Wiadomości…? Wypadki i porwania to rutyna…

-Przykro słyszeć, że takie wydarzenia nazywamy rutyną. No cóż…

-Sam świata nie naprawisz, Antek. Nie wszyscy ludzie są dobrzy. W ogóle nie wszystko jest dobre. Ale czasem, zanim wydarzy się coś złego, można temu zapobiec. I chyba właśnie nadszedł na to czas. – oznajmił Cyrus, chwytając jedną z chusteczek i przecierając usta.

-Nie trudno było zgadnąć… – szepnął Antek. Sprawa już mu się nie podobała.

-Nie szemraj tam pod nosem, tylko się skup, bo sprawa może być delikatna. I trzeba ją załatwić raz dwa! – wysyczał Cyrus marszcząc brwi. W jego oczach zapaliły się groźne iskierki, które mówiły, że mimo tuszy nie można go lekceważyć. Antek już kiedyś się o tym przekonał. Nie bez przyczyny Cyrus zyskał miano wartownika. I już nie raz potwierdzał, że na nie zasłużył.

-Dobrze, mów zatem o co chodzi – odrzekł Antek nie zamierzając wyrażać skruchy. Na jego bladym czole zagościły kropelki potu. Efekt uboczny nerwów, a zazwyczaj denerwował się szybciej niż wymagała tego sytuacja.

-Przez ostatnie kilka dni obijała mi się o uszy dziwna wiadomość – zaczął półszeptem. Przerwał nawet konsumpcję jajecznicy – z początku nie wiedziałem czy brać to na poważnie, czy to jakiś głupi żart. Ale z różnych źródeł docierała do mnie taki sam news. Pomyślałem, że pogadam o tym z kimś jeszcze, wziąłem dwa dni temu na bok dwóch naszych i stwierdziliśmy, że musimy się temu przyjrzeć.

-A coś konkretniej? – przerwał Antek z niecierpliwością.

-Konkretniej, to podobno na kabatach kilka osób widziało wielkiego niedźwiedzia. Brzmi śmiesznie, wiem, ale ostatnio usłyszałem to tyle razy, że musimy to sprawdzić. Może to bujda, a może nie. Ale jeśli to taki niedźwiedź, o którym myślimy, to mogą być kłopoty – dokończył Cyrus i nadział na widelec wielki kawałek jajka.

-Chyba nie myślisz, że to może być leszy? Poza tym… Nie mówili by o tym w wiadomościach?

-A co, bez zdjęć, bez filmu mają palnąć, że po mieście spaceruje wielki miś? Brzmi śmiesznie… Ale jeśli to prawda, to lepiej, żeby to było zwykłe zwierzę, a nie ten leśny dziad. Wiesz jacy oni potrafią być. Nieobliczalni. – ostatnie słowo Cyrus wypowiedział z wymownym naciskiem. I miał rację. Leszy potrafił być miłym gadułą albo bezwzględnym obrońcą lasu. Nie zawsze sprawiedliwym.

Antek zamilkł, starał się przeanalizować całą sytuację. Faktycznie, to była niecodzienna wiadomość. Należało to zbadać, choć miał nadzieję, że to jakieś brednie, plotki, które ktoś rozpuścił. Do głowy przychodziło mu jednak tylko jedno pytanie:

-A dlaczego ja? – zagadnął, zakładając nogę na nogę i łapiąc się za kościstą brodę.

-Bo Ci ufam – wyznał Cyrus po chwili milczenia. Nie należał do ludzi zbyt uczuciowych, a szczerą miłość wyznawał jedynie temu, co leżało przed nim na talerzu – sprawa ma być załatwiona cicho i sprawnie.

-Dobrze już, koniec z tymi czułościami. Rozejrzę się po okolicy, sprawdzę o co chodzi. – zgodził się finalnie Antek.

-Ha! Świetnie! Rewelacja! – ucieszył się Cyrus tym razem przegryzając pachnącym pieczywem czosnkowym – Chciałbym, żebyś wziął kogoś do pomocy – dodał po chwili.

-Dobry pomysł. Jeśli, odpukać, okaże się, że to nie plotki, to pomoc może się przydać. Znajdę kogoś, możesz być spokojny – zapewniał Antek – ale chyba już czas na mnie. Mam coś do załatwienia na uczelni – odsunął krzesło, wstał i zaczął się przeciągać.

-Czekaj no! – zagrzmiał basem Cyrus i pociągnął go za rękę. – Usiądź. Bo wiesz… Ten ktoś, kto miałby Ci pomóc. Właściwie on już tu jest… - powiedział Cyrus i wyszczerzył krótkie zęby. Oczy ginęły gdzieś w głębi głowy, kiedy jego twarz wykrzywiał uśmiech – Znalazłem Ci kogoś do pomocy i uwierz mi, że to odpowiednia osoba. O, już idzie!

Ze schodów wyłonił się młody, szczupły chłopak o szerokich barach. Wyglądał trochę jakby wyleciał z poprzedniej epoki: białe tenisówki, jasne dżinsy, dżinsowa kamizelka i czarna bluzka z logo jakiegoś zespołu. Całość wieńczyła popularna niegdyś fryzura na „płetwę” w kolorze ciemnego blondu. Wszedł pewnym siebie krokiem, ze słuchawkami w uszach. Nawet z kilku metrów słuchać było muzykę. Według Antka to było Deep Purple.

-Chcesz mi powiedzieć – wyszeptał Antek przez zaciśnięte zęby, pochylając się nad stołem – że ten gołowąs ma iść ze mną? On się nadaje do łapania korgoruszy, chociaż nie wiem czy poradziłby sobie choćby z kilkoma…

-Cześć! Jestem Klemens, ale mówią na mnie Bystry – powiedział energicznym, chrypliwym głosem przybysz i wyciągnął dłoń – To kiedy ruszamy? Już wszystko wiem! – zapewnił i uśmiechnął się szeroko.

-Jestem Antek… – powiedział powoli Antek mierząc Bystrego od stóp do głów – i nie wiem czy jestem gotowy na takie przygody…

-Będzie super, nie? To może być prawdziwy leszy! – dziarsko wyrzucił z siebie młodzieniec i oparł zaciśnięte pięści o biodra.

-Cicho, czego się wydzierasz? Wystarczy, że my wiemy, kumasz? – wysyczał Antek i klepnął młodego człowieka w potylicę po czym spojrzał na Cyrusa – Ty sobie żarty stroisz? Tam może być niebezpiecznie.

-Idziesz z nim – odparł twardo Cyrus mrużąc oczy – koniec, kropka. Musisz mieć pomoc a to zdolny dzieciak. Przyda Ci się.

Antek wiedział, że kłótnia z wartownikiem nie ma sensu. W pewien sposób ich relacja wyglądała jak przełożony – podopieczny. Cyrus mimo tego potrafił się z nim spotkać i porozmawiać jak z członkiem rodziny. Tak właśnie traktował wszystkich strażników i za to Antek bardzo go cenił. Czasem jednak jego ton zmieniał się w głos zatwardziałego trepa, dla którego rozkaz to rozkaz. Wykonać. Odmaszerować. Tak jak teraz. Antek urwał więc dyskusję, odwrócił się i spojrzał Bystremu w jasne oczy:

-Jutro, godzina dziewiąta. Bądź na patelni, resztę omówimy po drodze. – wydukał powoli i wyszedł bez słowa.

Poranek był ciepły. Słońce nagrzewało już wysokie budynki w centrum miasta. Przyjemny, chłodny wiatr nie pozwalał odpocząć włosom Antka, targając nimi bez ustanku. W starej bluzie, wytartych dżinsach i najwygodniejszych tenisówkach, Antek wyszedł z domu. Do plecaka zapakował wodę, trochę jedzenia i kilka fiolek z mazią bagienników. Nastawiał się na to, że nie będzie go cały dzień. Ruszył więc na miejsce spotkania. Było jeszcze wcześnie, więc nie śpieszył się. Obejrzał się na PKiN. Nie lubił wysokich budynków. Nie ufał im, bo – jak twierdził - były zbudowane przez ludzi i nigdy nie wiadomo czy ktoś się nie pomylił w jakimś kluczowym momencie budowy.

Zszedł kamiennymi schodami w dół. Patelnia była jego zdaniem dziwnym miejscem. Plac wyłożony kostką brukową, znajdował się poniżej poziomu Ronda Dmowskiego. Otoczona ścianami, na której często pojawiały się różne malunki. W tym miejscu przewijało się dziennie tysiące ludzi, przesiadali się z tramwajów w metro, z metra w autobus, z autobusu w tramwaj. Zawsze można było trafić na kogoś znajomego, spotkać kogoś kto wyglądał na przybysza z innej planety, można było posłuchać ulicznych grajków, kupić truskawki albo popatrzeć na faceta grającego na krześle - był tutejszą, żywą legendą. Było tu wejście do metra, do pasażu handlowego, stały także stare kobiety dorabiające na sprzedaży kwiatów lub kolorowych sznurówek. Miejsce spotkań, miejsce handlu, miejsce tętniące życiem. Samo centrum.

Dwie minuty do godziny dziewiątej. Antek był pewny, że Bystry się spóźni. Nadal irytowało go to, że Cyrus podrzucił mu jakiegoś chłystka. Zadanie może być niebezpieczne, a on dał mu kogoś niedoświadczonego,. Miał nadzieję, że nie będzie go musiał pilnować. Młody strażnik wybiegł nagle z wyjścia z metra, nad którym widniał napis „Kabaty”. Był ubrany dokładnie tak samo jak wczoraj, zmieniło się jedynie logo na jego koszulce. Miał także plecak, co zdziwiło Antka. Zdawało się, że chłopak w jakimś stopniu się przygotował.

-Cześć! – krzyknął z uśmiechem i wyciągnął rękę. Nie zdążył ułożyć zmierzwionych włosów. Antek odniósł wrażenie, że zaspał.

-Cześć, cześć – Antek powoli uścisnął dłoń Bystremu – Chodźmy. Nie ma czasu do stracenia. Trzeba zrobić co do nas należy i zdać jakiś raport Cyrusowi – stwierdził

-Myślisz, że to leszy? – zapytał cicho Bystry. Kierowali się już w stronę niebieskiego łuku z czerwoną literą „M” na górze. Wejście do metra.

-Nie sądzę. Myślę, że nie znajdziemy tam zupełnie nic, ale naszym obowiązkiem jest to sprawdzić. Taka jest nasza rola – wyrecytował Antek nie patrząc na swego kompana. Przeszli w tym czasie przez metalowe bramki i jechali ruchomymi schodami w dół.

-Rany, gościu, zawsze jesteś taki sztywny? – rzucił pytaniem Bystry, przewalając przy tym oczami – może powinieneś trochę wyluzować. Jeszcze nawet tam nie dotarliśmy… Ba! W sumie jeszcze nawet tam nie jedziemy!

-Nie będę ukrywał, że myślałem, że pojadę tam z kimś innym, będę działał w spokoju a teraz będę musiał cię pilnować. Robię to tylko dlatego, że jestem dłużnikiem Cyrusa. Trzymaj się mnie, nie rób głupstw i informuj mnie o wszystkim co zauważysz – odparł kąśliwie Antek.

Stację metra reprezentowały odcienie żółci. Długa, kamienna posadzka sprawiała wrażenie, jakby stacja ciągnęła się w nieskończoność. Na górze znajdował się pasaż handlowy, gdzie można było kupić rajstopy, dobry komiks a nawet gitarę. Przedzielona kolumnami na środku, dzieliła się na dwa osobne perony – w przeciwieństwie do większości stacji metra, gdzie peron był tylko jeden. Wsiadali już do wagonu. Miejsc siedzących było dużo, więc wybrali dwa sąsiadujące ze sobą. Szarpnęło i pociąg ruszył, szumiąc głośno.

Jechali w ciszy, ale Antek musiał poruszyć temat organizacji pracy:

-Słuchaj – zaczął – mam nadzieję, że nic tam nie znajdziemy, że to wszystko to jakaś bujda. Ale pamiętaj, że może być niebezpiecznie. W najgorszym przypadku, jeśli to faktycznie leszy, nie wykazuj agresji, nie atakuj. Spróbujmy rozwiązać problem dyplomatycznie. Nie oddalamy się poza zasięg wzroku. To potężne stworzenia i drażnienie ich jeszcze nikomu nie przyniosło nic dobrego. – powiedział tonem nauczyciela. Nie lubił go używać, ale to jeden z jego nawyków wyniesionych z uczelni.

-Oczywiście. Wedle życzenia. – powiedział oschle Bystry, kładąc rękę na klatce piersiowej i unosząc dwa palce.

-No i dobrze. - uciął Antek nie zwracając uwagi na sarkastyczny dowcip kompana - Jeśli zobaczysz dziwnie wyglądające drzewa, ślady rozkopanej ziemi, coś cię zaniepokoi, to mów. Leszego nie łatwo wytropić.

Podróż mijała szybko. Ruszali już z Wilanowskiej, została im więc nieco ponad połowa drogi. Ludzie gapili się na nich jak na dziwolągów. Antek podejrzewał, że myślą o nich jak o biedaku w wyciągniętych ciuchach i jego koleżce: amatorze wyjątkowo tanich win, którego hobby to plucie na chodnik i czepianie się staruszek. Uważał to miasto za przesycone wiarą w stereotypy i nie poznał dotychczas wielu powodów, by zmienić zdanie. Bystry włożył słuchawki do uszu, z zamiarem odcięcia się od uwag Antka. Tym razem Led Zeppelin. Cóż, przynajmniej muzyki słucha niezłej, pomyślał Antek.

Zanim się obejrzeli, terkoczący pociąg zatrzymał się na ostatniej stacji – Kabaty. Wysiedli i ruszyli ku wyjściu. Szara stacja nie kojarzyła się z niczym przyjemnym i chcieli opuścić ją jak najszybciej. Skacząc co dwa schodki, wyskoczyli szybko na powierzchnię, na aleję KEN.

 

-Nie gorąco Ci w tej kamizelce? – Antek wskazał palcem w stronę Bystrego

-No co Ty, ta kamizelka to kawał mojego życia, uwielbiam ją! – odparł Bystry z uśmiechem, który według Antka wyjątkowo ciężko było zmyć na dłużej z jego twarzy – Zobacz tutaj – pokazał palcem łatę na barku – kiedyś uciekałem przed strzygą i niewiele zabrakło!

-Widziałeś strzygę? I uszedłeś cało? – zapytał z niedowierzaniem Antek. Strzyga uchodziła za upiora nastawionego na zabijanie. Nie po to, by przeżyć, nie dla jedzenia. Dla rozrywki. Jest śmiertelnie groźna, a leszy przy niej to ugodowe stworzonko.

-Raz… Nawet z nią nie walczyłem, uciekłem, byłem sam. Ale i tak mnie dogoniła. Coś nagle odwróciło jej uwagę, ja spanikowałem i dałem nogę. – wyznał Bystry z nutą wstydu w głosie.

-Dobrze postąpiłeś. Nie mogłeś nic zrobić. – stwierdził rzeczowo Antek i poklepał młodszego kolegę po ramieniu, w miejscu łaty. Przeżyć spotkanie ze strzygą. To było imponujące – Chodźmy.

Szybkim krokiem zbliżali się do celu. Nie minęło dziesięć minut i już stali na skraju lasu. Drzewa szumiały cicho, smagane lekkim powiewem wiatru. Zieleń o tej porze roku była jeszcze świeża, widać, że odżyła po szarej, miejskiej zimie. Ptaki śpiewały melodyjnie, ukryte w koronach i krzakach. To był piękny, ciepły dzień, który zapewniał solidną dawkę witaminy D.

Przeczesywali ścieżki razem, jeden z lewej drugi z prawej strony, tak aby niczego nie przeoczyć. Bystry szedł z przodu, rozglądając się uważnie. Antek pilnował tyłów. Włożył ręce do kieszeni i wolnym krokiem przesuwał się naprzód badając otoczenie. Ścieżka za ścieżką, krzak za krzakiem, drzewo za drzewem, mozolnie, ale rzetelnie oglądali każdy zakątek lasu, nie znajdując jednak nic podejrzanego. Musieli odpocząć. Minęło już kilka godzin odkąd tu weszli. Usiedli więc na wielkim, pękniętym konarze, który był oddalony o kilkanaście metrów od jednej z wydreptanych ścieżek:

-Byłeś kiedyś w górach? – zagadnął Bystry po chwili milczenia.

-W górach? Byłem… Kilka razy. Ale nie rozumiem tej radochy… W górę, w dół, w górę w dół – wymamrotał Antek z obojętną miną.

-Zawsze jak z nich schodziłem, po długich wycieczkach, to po zamknięciu oczu widziałem skały, kamienie… Teraz widzę drzewa – odparł Bystry z charakterystycznym, szerokim uśmiechem po czym dodał – Poza tym góry są super!

-Mówią, że o gustach się nie dyskutuje. – odparł Antek chcąc zakończyć temat – Powinniśmy szukać dalej. Zostało nam jeszcze trochę.

-Nie dysku..co? Beznadziejne powiedzenie. Dla ludzi, którzy nie mają żadnego gustu. Powinno się o nich dyskutować częściej niż to robimy. Ale masz rację – ruszajmy! – odpowiedział Bystry, i zeskoczył z konara wykonując pokazowe salto w tył.

-Nie popisuj się, szukamy dalej! – syknął ostro Antek, ale kąciki jego ust lekko się uniosły. Bystry zauważył to i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Szukali dalej.

Do zmroku zostało już tylko kilka godzin a do tej pory nie znaleźli ani śladu żadnego dzikiego zwierzęcia ani tym bardziej leszego. Spacerowiczów ubywało z każdą chwilą, dróżki pustoszały. Barwy słońca nurkującego ku zachodowi zaczęły przebijać się przez rozkwitłą zieleń. Rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia, obaj strażnicy doszli do wniosku, że ich praca zbliża się ku końcowi. Antek zdjął plecak, żeby wyjąć bluzę. Wiatr przybrał nieco na sile i stał się chłodniejszy. Liście znów zaczęły szumieć.

-Myślę, że czas kierować się do domu. Musimy pogadać z Cyrusem. Nic tu nie ma.

Bystry kiwnął tylko głową przytakując. Był zawiedziony brakiem brawurowej akcji, ale w duchu wiedział, że nie znajdzie dziury w całym.

Liście znów poniosły po małym lesie szmer, tym razem nieco głośniejszy.

-Pośpieszmy się. Ten wiatr nie zwiastuje nic dobrego. Czy po takim dniu może spaść deszcz? – Zapytał Antek jakby sam siebie

-Nie wiem. Może. Cały dzień na marne… -powiedział zawiedziony Bystry i kopnął leżące na ziemi liście.

-Mamy przynajmniej spokój. Zameldujesz to Cyrusowi i sprawę mamy z głowy. Jeszcze wiele zadań przed Tobą.

Ruszyli w drogę powrotną, idąc żwawym krokiem. Słońce już niemal całkowicie zaszło. Tym razem Antek wracał z przodu.

-Przestań już kopać te liście! – rzucił Antek z pretensją!

-Ale to nie ja! Przecież idę ścieżką! Myślałem, że Ty tak szurasz buciorami – odparł młodszy strażnik. Antek podniósł nagle rękę w geście nakazującym ciszę. Zatrzymali się.

Cisza. Gwizdanie wiatru. Liście. Znów cisza…

Szurrrr… Dźwięk wydobywał się z wysokości koron drzew.

Szurrr… Coraz bliżej. Głośniej.

Szurrr…. Ziemia zaczęła się trząść. Coś było blisko. Coś dużego.

Strażnicy napięli się jak sprężyny, gotowi do ataku lub obrony. Nie widzieli źródła niepokojącego dźwięku. Rozglądali się w skupieni krążąc plecami do siebie.

Ziemia znów się zatrzęsła, dało się słyszeć tętent wielkich łap. Nagle, zza jednego z drzew wyskoczył wielki, brązowy niedźwiedź, lecąc prosto w stronę Antka! Bystry był jednak szybszy. Przeciął powietrze, robiąc fiflaka i klasnął w dłonie, z których wydobyła się silna fala powietrza. Łapsko niedźwiedzia, wielkie jak pokrywa od śmietnika o kilka centymetrów minęło twarz Antka. Podmuch wywołany przez Bystrego był tak silny, że jego partner przewrócił się i przeturlał kilka metrów. Niedźwiedź miał mniej szczęścia. Fala trafiła prosto w niego, posyłając go na jedno z drzew, w które z impetem walnął cielskiem. Nie był to jednak koniec potyczki.  Niedźwiedź szybko dźwignął się na nogi, ryknął przeraźliwie i znów ruszył biegiem w stronę strażników. Antek zamknął oczy i pozwolił gorącej fali przejść jego ciało. Przeciwnik był coraz bliżej. Twarda skamielina oplotła jego ręce. Zobaczył jak Bystry biegnie mu z pomocą. Nie chciał go jednak narażać. Uniósł dynamicznie jedną rękę i niespodziewanie, przed jego młodszym ze strażników wyrosła twarda ściana.

W tym samym czasie wielkie zwierzę zdążyło dobiec do Antka. Wyprowadziło atak ogromną łapą, który Antek zablokował ciężkim, kamiennym ramieniem. Tuż po tym uskoczył w bok i silnym ciosem uderzył niedźwiedzia w obolałe żebra. Ten był wyraźnie zdziwiony siłą swego rywala. Nie dawał jednak za wygraną. Obrócił się i pchnął Antka barkiem tak, że ten upadł na ziemię. Ostrymi jak brzytwa zębami chciał dosięgnąć twarzy leżącej ofiary – znów jednak natknął się na twarde ręce. Pysk kłapał głucho tuż nad głową Antka, wściekły, że nie może go dosięgnąć. W tej samej chwili, kilkanaście metrów dalej pojawił się Bystry. Antek nie chciał, żeby brał on udział w tej walce, ale ze względu na swoje położenie, nie mógł nic zrobić.

Bystry zatrzymał się. Niedźwiedź chyba go nie zauważył. Uniósł ręce, jego oczy pojaśniały nienaturalnie. Zmierzył wzrokiem bestię, ugiął nogi w kolanach. Zrobił wykrok i wykonał szybki zamach rękoma. Kulisty pocisk powietrza wystrzelił z niesamowitą prędkością i trafił prosto w cel. Niedźwiedź obrócił się kilka razy po ziemi, zawył i uciekł między drzewa.

-Nie dogonimy go – wysapał Antek wstając z ziemi i otrzepując ubrania – Ale faktycznie tu jest. To nie było zwykłe zwierzę. To na pewno leszy.

-Co to miało być? – przerwał Bystry wskazując ręką miejsce, w które zwiał ich przeciwnik – Chciałeś walczyć sam? Dlaczego mnie zatrzymałeś?!

-To silne bydle. Nie chciałem Cię narażać. W końcu… walka przy pomocy powietrza w zwarciu? To spore ryzyko.

-To wyglądało na walkę w zwarciu?! Uratował ci tyłek… Słuchaj… Jesteśmy partnerami i działamy razem, pojmij to. Możesz sobie nie lubić ludzi, możesz być dziwolągiem, możesz…- mówił Bystry, czerwieniąc się ze złości, ale przerwał nagle, bo znów usłyszał podejrzane szuranie liści – Słyszałeś to? – dodał szeptem.

-Tak. Cii… Czekajmy tu. – odparł cicho Antek i obaj stanęli jak posągi, w oczekiwaniu na kolejny atak. Czekali. Ale atak nie nastąpił.

Spomiędzy drzew wylazła wysoka postać przypominająca drzewo. Skóra pokryta czymś co co wyglądało jak kora, ręce jak gałęzie, długie nogi przypominające dwa grube pnie, broda sięgająca do ramion. Leszy, leśny dziad, niedźwiedź, który przed chwilą ich zaatakował. To jego szukali.

-Strażnicy – wychrypiało spokojnym basem stworzenie, zatrzymując się kilka metrów od nich – tak myślałem, że w końcu się tu spotkamy. To było kwestią czasu.

-Twoje przywitanie nie należało do najcieplejszych. Miło nam jednak, że skusiłeś się na pogawędkę. Choć przed chwilą o mało nie urwałeś nam głów – wychrypiał Bystry poprawiając kamizelkę i wskazując palcem na gadające drzewo.

-Och, młody strażniku, gdybym chciał, żeby wasze głowy służyły mi za trofeum, to już dawno trzymałbym je w rękach. Obserwuję was cały dzień. Śmierdzi od Was żywiołami na kilometr. – oznajmił ostentacyjnie leszy i wykrzywił dziwną twarz w grymasie przypominającym ironiczny uśmiech. – Czego tu szukacie?

-Ciebie i tylko Ciebie. Chcieliśmy porozmawiać. Jak Cię zwą? – zapytał Antek wyjątkowo grzecznie jak na kogoś, kto przed chwilą o mało nie stracił życia. Wolał uprzedzić z wypowiedzią Bystrego, który mógł powiedzieć za dużo.

-Na imię mi Eleanos. Nie rozumiem tylko w jakim celu mnie szukaliście. Żywię jednak nadzieję, że rychło dowiem się o co chodzi. W końcu mnie znaleźliście. No, w gruncie rzeczy, to ja znalazłem was… – odpowiedział bez pośpiechu Eleanos.

-Widzisz drogi Eleanosie - zaczął powoli Antek pocierając blady nos i przeczesując kruczoczarne włosy – rzecz w tym, że to miejsce nie należy tylko do Ciebie. Chodzą słuchy o przerażonych ludziach, o wielkim niedźwiedziu biegającym w okolicy. Nietaktem byłoby zaprzeczyć, mając na uwadze to, co stało się kilka minut temu.

-Jak możesz być dla niego…miły? – szepnął Bystry wybałuszając oczy z niedowierzania.

-Skupiam się na celu. Nie na zemście. Czasami trzeba przełknąć nieco goryczy, żeby osiągnąć to, co się zamierzało – odrzekł Antek marszcząc brwi. Miał nadzieję, że Bystry podtrzyma tę strategię.

-Nie zaprzeczam. Mam swój honor. I mam swoje powody. A co wam do tego? – przerwał im Eleanos.

Antek wiedział, że to może być punkt zwrotny tej rozmowy. Odpowiedź musiała być prawidłowa, ale nie miał wiele czasu na zastanowienie się.

-My, strażnicy dbamy o to, by życie ludzi i stworzeń było możliwe jednocześnie, poświęcamy się zarówno dla jednych jak i dla drugich. Wiemy, że nie jesteś tu przypadkiem i chcemy pomóc Ci rozwiązać tę sprawę. 

-A w jaki niby sposób człowieku?

-Otóż… - zaczął Antek, ale przerwał nagle zdając sobie sprawę z jednej rzeczy – Zaraz… To nie człowiek jest porywaczem… To Ty porywasz ludzi! Dzisiejsze wiadomości… Te zniknięcia to twoja sprawka!

-Nic im nie jest, nie spadł im włos z głowy. Spędzili noc w lesie po czym ich wypuściłem – odparł Eleanos nie przejmując się ani trochę.

-Porywanie ludzi do niczego nie doprowadzi. To pogarszanie sytuacji! Prędzej czy później dojdzie do zwady. Przerwij to… Póki zbyt wiele nie ujrzało światła dziennego. Póki inne stworzenia nie zaczną cierpieć. Póki możesz! – Antkowi ciężko było zebrać myśli. Bystry wyglądał jakby żołądek podskoczył mu do gardła

-Cierpieć? – zapytał retorycznie Eleanos – One już cierpią! Rozejrzyj się. Pokaleczone, wycięte drzewa, śmieci, połamane gałęzie, ogniska. Sądziłem, że trafiłem tu przypadkiem, ale najwyraźniej los tak chciał. Chciał, żebym naprawił to miejsce. Żebym przywrócił tu porządek i przegonił tych paskudnych ludzi! Kiedy kilku z nich się wystraszy, to nikt już tu nie przyjdzie! – zagrzmiał leszy unosząc głos i zbliżając się o krok. Strażnicy się jednak nie cofnęli.

-Ale to miasto. Miejsce ludzi. Nie możesz ich porywać, straszyć i wypędzać z ich miejsca. Są przecież rezerwaty, parki, puszcze, których niszczyć nie można. To wasze miejsce - wtrącił niespodziewanie Bystry, rozumiejąc najwyraźniej do czego dążył Antek.

-Nasze rody nigdy nie chciały się bratać z ludźmi, ale ich tolerowaliśmy. Teraz po prostu traktujemy ich z wzajemnością.

-Przykro nam, ale musimy znaleźć jakiś kompromis. Ryzykujesz reputacją wielu swoich pobratymców, którzy zaakceptowali rzeczywistość. To bezsens, zakończ to, póki nie zaszło za daleko! Strażnicy nie zostawią tej sytuacji w spokoju. Jeśli się o tobie dowiedzą, to grozi ci surowa kara – nacisnął Antek zbliżając się o krok.

-Nie macie mi do zaoferowania nic w zamian. Jedynie groźbę. Nie mogę się stąd wynieść. Zostaję. Do zobaczenia Strażnicy. – powiedział Eleanos po czym przekształcił się w dużego niedźwiedzia, prychnął groźnie i zniknął między drzewami. Bystry rzucił okiem na Antka, w jego oczach widać było chęć pościgu. Antek powstrzymał go jednak słowami:

-Nie! Zostaw, niech idzie.

-To co w takim razie zamierzasz zrobić? Przecież nie może się tu pałętać! – krzyknął Bystry wymachując energicznie rękami. W młodym strażniku było mnóstwo zapału do działania.

-Chyba... Chyba mam pomysł. Ale musisz mi zaufać. Być może obejdzie się bez kolejnej potyczki. – odparł Antek krótko. Choć nie był przekonany co do tego czy Bystry zgodzi się po tym co zaszło kilka minut temu.

-Co dokładnie masz na myśli? – zapytał Bystry łagodniej, choć w jego tonie nadal dało się słyszeć nutę wyrzutu. Bez wątpienia był jednak zaciekawiony.

-Współpracę Bystry, współpracę. Potrzebuję Cię tutaj, na miejscu. Pilnuj, żeby nie pałętało się tu zbyt wielu ludzi, żeby Eleanos nie miał zbyt wielu okazji do swoich wybryków. Ja zniknę na kilka godzin. Resztę opowiem Ci później.
Czas goni. – powiedział Antek i wyciągnął dłoń do Bystrego, po czym dodał – Jeśli to ma wyjść, to potrzebujemy szczęścia i siebie wzajemnie.

Bystry patrzył przez chwilę na wyciągniętą dłoń i bił się z myślami. Jacy by nie byli, to należeli w końcu do Kręgu strażników. Obaj. Nie musieli być przyjaciółmi, ale grali w tej samej drużynie i mieli te same cele. Ich zadaniem było rozwiązanie tej sprawy. Dla ludzi, wszystkich stworzeń i samych strażników – uścisnął dłoń solidnie i kiwnął głową.

-Bądźmy w kontakcie – dodał Bystry zwalniając uścisk – muszę wiedzieć co się dzieję.

-Jasne. Daj mi kilka godzin. I nie daj mu się zaatakować. Jak dobrym strażnikiem byś nie był, to zostajesz sam. Do zobaczenia! – Antek pobiegł szybko leśną ścieżką i za kilka minut zniknął za rogiem. Teraz wszystko w jego rękach. Bystry czekał na swojego towarzysza, na zmrok, na powrót leszego. Czekał co pojawi się pierwsze…

Bystry starał się kontrolować to co dzieje się w lesie najlepiej jak mógł, choć nie było to łatwe. Nie spotkał na swojej drodze zupełnie nikogo, co nie było dziwne. Zapadał zmrok a las i noc – to zestawienie nie budzi żadnych przyjemnych skojarzeń. Temperatura zdecydowanie spadła. Ciemność budziła w człowieku różne instynkty. Każdy szmer liści wydawał się niepokojący, każdy ruch gałęzi pobudzał wybujałą wyobraźnię, każda chwila ciszy wydawała się wyjątkowo długa. Zadanie było trudniejsze niż się wydawało. Złowrogie korony pochylały się nad Bystrym, jakby chciały pokazać, że to miejsce faktycznie nie powinno być bezczeszczone przez ludzi. A może Eleanos miał rację..? Kto wie ile jeszcze stworzeń tu żyło. I kto wie które z nich pałętały się tu nocą. Może to miejsce było im potrzebne. Może powinni byli pozwolić mu tu zostać…

Bystry ocknął się nagle, wyrwany z zamyślenia. Czuł się jakby śnił. Zawibrował telefon, szybko wyjął go grzebiąc w naddartej kieszeni i przeczytał wiadomość. Antek:

„Będę za 30 minut. Spotkajmy się tam gdzie dopadł nas Eleanos”

Za 30 minut? Czas minął wyjątkowo szybko jak na tak mało przyjemne miejsce i okoliczności. Myśli pochłonęły go tak bardzo, że nie zauważył nawet, kiedy minęły 3 godziny nieobecności Antka. Poprawił kamizelkę, przylizał nieco fryzurę i ruszył w miejsce docelowe. Trafić tam w czarną jak smoła noc było wyzwaniem, wszystko zlewało się w ciemną całość, jakby czerni przed sobą można było dotknąć. Bystry spóźnił się przez to około 10 minut.

-Punktualność nie jest chyba twoją mocną stroną… - wyszeptał Antek

-Cudem można nazwać fakt, że w ogóle tu trafiłem, widzisz co się dzieje? – odparł Bystry ostro.

-Nie...

-No właśnie... A teraz mów jaki jest plan, co robimy? – zapytał Bystry z ciekawością. Nie wiedział na czym stoją.

-Plan? Wszystko Ci napisałem! Nie odpisywałeś tyle czasu a teraz mam Ci wszystko opowiadać od nowa? – Antek był zdenerwowany. Przedstawił Bystremu wszystko od początku do końca, ale nie dostał żadnej odpowiedzi.

-Być może to moja zasługa. – głos doleciał z czarnej nicości – Lasy potrafią kryć różne tajemnice. Zwłaszcza w nocy – wychrypiał głos nieco głośniej.

-Eleanosie! Witaj ponownie – w tej ciszy głos Antka wydawał się rozdzierać spokój lasu – Może rozmowa będzie przyjemniejsza, gdy będziemy mogli spojrzeć sobie w twarz?

-Widzę Was doskonale moi goście. Nie rozumiem jednak po co tu wracacie… Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko. Nie chciałbym, żebyście nie byli tu mile widziani… A zależy to tylko ode mnie. – Zarówno Antek jak i Bystry dobrze wiedzieli, że leszy uśmiecha się złowieszczo, kończąc zdanie.

-Widzisz Eleanosie, chyba zapomniałem dopowiedzieć kilku rzeczy. – zaczął Antek wiedząc, że wiele ryzykuje. To co zamierzał powiedzieć ocierało się o ofensywę. A leszy za tym nie przepadali – Zapomniałem powiedzieć, że niedaleko pod Warszawą, w miejscu zwanym Komorowem istnieje spory las, który od wieków zamieszkuje rodzina leszych z rodu Foliorum. Jestem niemal pewny, że słyszałeś o nich nie raz, nie dwa. Tak się składa, że to moi dawni przyjaciele, którzy zgodzili się, aby do ich grona dołączył jeszcze jeden. Myślę, że dobrze wiesz kogo mam na myśli.

-Nim stracę cierpliwość do końca, wyjaśnij mi dlaczego miałbym to zrobić, dlaczego miałbym się przenieść? – zapytał Eleanos nadal nie ujawniając gdzie jest. W jego głosie dało się jednak słyszeć nutę zaciekawienia. A może był to strach?

-Inaczej będziemy zmuszeni podjąć inne kroki. O niedźwiedziu z lasu kabackiego zrobiło się głośno. Jeśli cały Krąg Strażników dowie się, że to prawda i co więcej, że wcale nie zamierzasz opuścić tego miejsca, to uruchomisz maszynę, która wyda na Ciebie wyrok. A to czy się dowie zależy tylko od nas. Jesteś więc w sytuacji bez wyjścia. Nie każ siebie i wszystkiego co Cię tu otacza własną głupotą. Pomyśl o tym! – wyrecytował Antek. Bystry wybałuszył oczy do tego stopnia, że stały się widoczne nawet w tych ciemnościach.

-Grozisz mi strażniku? Wiesz co robisz wypowiadając takie słowa? – wychrypiał Eleanos ze złością, wychodząc zza drzew. W końcu się pokazał.

-Nie głupcze! – stanowczo zagrzmiał starszy strażnik. Jego energia aż kipiała, była niemal namacalna – Chcę uratować zarówno Ciebie, to miejsce, jak i ludzi! Dlatego musisz się stąd wynieść! Kiedy tu przebywasz, to niebezpieczeństwo grozi wszystkim, włącznie z Tobą!

-Jak miałbym wtedy chronić to miejsce? Miejsce, w które los zesłał mnie, abym pomógł mu odzyskać siły, aby znowu było żywe?!

-To proste. Oddaj nam swoje nasiona. Oddaj nasiona chroniąc to miejsce nie grożąc
nikomu. – sprawa została postawiona jasno. Chwila ciszy dłużyła się jak leniwe godziny, sprawiając, że szumiąca krew wydawała się być hałasem. Eleanos w końcu odparł:

-Nasiona…. To mój najcenniejszy skarb. To kawałek mnie… To… - jąkał Eleanos. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej propozycji. Jego gniew jakby uleciał.

-Tak, to jest esencja życia leszego. Zasadzimy nasiona właśnie w tym lesie. Będziemy ich doglądać a z czasem wyrosną z nich wspaniałe drzewa, których nikt nie będzie w stanie zranić. Być może któreś z nich będzie twoim potomkiem. Zawsze jest szansa, że jedno z nasion zmieni się w leszego i dobrze o tym wiesz. Decyzja należy do Ciebie. – zakończył Antek czując na sobie wzrok Bystrego. Ten pojął już cały plan uznając, że to faktycznie najlepsze co mogli zrobić.

-Zgadzam się – wyszeptał Eleanos – zgadzam się, pod warunkiem, że będziecie strzec mojego dziedzictwa. – dodał po chwili.

-Jesteśmy strażnikami. – odrzekł Bystry dumnie. Włączył się do dyskusji dopiero teraz, nie chcąc wtrącać się w plan Antka – Masz nasze słowo.

Eleanos ruszył bez pośpiechu w ich stronę. Wyjątkowo bezszelestnie jak na swoja rozmiary. Stanął tuż przed nimi, ale oni nadal widzieli jedynie jego zarys. Wyciągnął dłonie obrośnięte korą. Bystry podszedł do niego w milczeniu, zupełnie jakby pchała go do tego jakaś niezbadana siła. Także wyciągnął ręce przed siebie i poczuł na dłoniach ciężar kilku nienaturalnie dużych, lodowatych ziaren. Leszy może nimi rozporządzić tylko raz w życiu.

-Do jutro zniknę – zapewnił Eleanos bardziej pogodnie niż spodziewali się tego strażnicy – Do zobaczenia strażnicy! Miejcie w opiece to co złożyłem w waszych dłoniach! – dorzucił i zniknął gdzieś między drzewami.

Zostali sami pośród drzew, choć teraz atmosfera była diametralnie inna. Ciemność nie kryła mar, nie miała w zanadrzu żadnych niespodzianek. W ciągu kilka sekund obaj odczuli, że wszystko zmieniło się w zwykłą, wiosenną noc. I nagle poczuli zmęczenie…

-Jestem wykończony… Chodźmy. Zaraz padnę ze zmęczenia – rzucił Bystry i zaczął powoli włóczyć nogami. Prowadziły go same, w stronę wyjścia. Po prostu wiedziały gdzie ono jest.

-Wrócimy taksówką, też nie wiem jak się nazywam. – odparł Antek godząc się ze zmęczeniem.

Brnęli powoli przez las nie odzywając się do siebie. Myśleli o tym co się dzisiaj stało. Pomarańczowe światła latarni zaczęły już przebijać gąszcz drzew. Zadanie było wykonane. Bystry przerwał milczenie:

-Może darujemy sobie raporty i inne bardziej oficjalne rzeczy i zajmiemy się tym jutro? – zapytał z nadzieją na przytaknięcie.

-Taa… Co do raportu – Antek podrapał się w tył głowy czując zakłopotanie. Nie zamierzał dawać złego przykładu młodemu strażnikowi – Wiesz, chyba lepiej będzie, jeśli pominiemy całą historię z atakiem, z przeprowadzką Eleanosa i tak dalej…

Bystry wyraźnie się zdziwił. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

-Ale… Jak to? Chcesz skłamać? Wartownikowi? Przecież… To wbrew kodeksowi – Bystry wyraźnie się oburzył. Nie rozumiał dlaczego Antek nie chce przedstawić wszystkiego Cyrusowi, przecież sprawa została zamknięta, doskonale sobie poradzili.

-Spokojnie, spokojnie! Widzisz, Cyrus to specyficzny człowiek. Gdyby o wszystkim się dowiedział, z pewnością chciałby „poznać” – charakterystycznie zaznaczył Antek – Eleanosa. I to nie przyniosłoby nic dobrego, uwierz mi. Cyrus bywa narwany, nie umie odpuścić. Byłaby awantura. To będzie korzystne dla wszystkich. W końcu wszystkie strony są zadowolone i o to chodziło – tłumaczył Antek

-Więc? Zamierzasz skłamać..? To proste pytanie – Bystry wyraźnie oczekiwał odpowiedzi w systemie zero-jedynkowym. Nie rozumiał, że nie dało się jej udzielić.

-Nie. Zamierzam oszczędnie gospodarować prawdą. Bywają sytuacje, kiedy taki ruch jest jedynym dobrym. Jedynym, na którym wszyscy mogą skorzystać. I nie wszyscy muszą wiedzieć co dokładnie miało miejsce. Czasem trzeba schować w kieszeń skrawek moralności i honoru, żeby twój obowiązek był wykonany jak należy. Tak zbudowane jest życie, im szybciej to pojmiesz, tym lepiej dla Ciebie. A raport zostaw mnie – zakończył ostro Antek i wyjął telefon. Miał nadzieję, że Bystry zrozumie. Czuł, że ich drogi jeszcze nie raz się skrzyżują.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
bednar94 · dnia 25.05.2017 10:16 · Czytań: 481 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty