Prostytucja (część I) - adambe
Proza » Inne » Prostytucja (część I)
A A A
Od autora: Jest to opowiadanie, które napisałem jakieś 5 lat temu. Niestety, jest też jedyną poważniejszą i KOMPLETNĄ rzeczą, którą stworzyłem w ciągu ostatnich lat. To pierwszy tekst, który wrzucam, mam nadzieję, że w kwestiach edytorskich nic mi nie umknęło. Zapraszam gorąco do czytania, wyrażania opinii i mieszania mnie z błotem w razie potrzeby ;) Tekst ma sporo cech SF, ale( choć to może z lekka narcystyczne?) wydaje mi się, że oznaczenie go jako "Inne" będzie bardziej adekwatne.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Adam Borowski      

Prostytucja

 

            Trefny początek był taki, że był w niej. Perwersja, brutalność i bezwzględność powodowane jego egoizmem – tak to z nią robił. Chciał ciągle więcej, ale PROSIŁ o to jedynie na początku. Potem ŻĄDAŁ, a następnie wymierzał jej policzki, gdy nie chciała mu tego dać.
            – Czemu ją tak traktujesz? – zapytał go pewnego dnia mały natrętny stwór, który nawiedzał go, odkąd pamiętał. – Czemu w ogóle jej nie szanujesz? – pytał Sumienie.

            – Bo Życie to dziwka – odpowiadał wówczas. – Zupełnie jak ja.
          A potem budził się ze snu. Jednym śniły się bogactwa. Materialne albo duchowe. Śniły się piękne kobiety, gotowe spełnić każde, nawet najobrzydliwsze pragnienie. Władza, pieniądze, bezkarność. On tymczasem, po raz wtóry cudem unikając zarzygania się, po zaśnięciu widział co innego. Sumienie, Życie i siebie gdzieś pośrodku, z towarzyszącymi mu Flaszką i Ignorancją.

            – Jakież to zajebiście artystyczne metafory wypełniają moje sny! – myślał z ironią. – Ale co z tego? Czy gówno, które ubieramy w metafory i piękne słowa, nie jest dalej gównem? Nienawidzę swoich snów.

           Często dochodził do konkluzji, że najlepiej byłoby, gdyby w ogóle nie musiał sypiać. Spróbował parę razy, ale alkohol, który darzył gorącym zamiłowaniem, nieszczególnie mu w tym pomagał.
           Jako że każdy dzień jego życia, jak sądził, zaczynał się tak samo, nie zrobiłoby mu to większej różnicy, od którego z jego codziennych poranków zaczęlibyśmy opowiadać tę historię. Wybierzmy więc na chybił trafił. BUM!

            Czwartek. Ignorancja obudziła się razem z nim. Drapiąc go po torsie, zamruczała:

            – Dzień dobry, najseksowniejszy nieudaczniku, jakiego znał świat.

            – Cześć.

            Wstał z łóżka. Ujrzał Flaszkę turlającą się po podłodze, kompletnie bez życia.

            – Przestań się wygłupiać, głupia – powiedział jej na dzień dobry.

           Gdy usłyszał nagle wysoki dźwięk, przez chwilę odniósł wrażenie, że ktoś wsadził mu do ucha wiertarkę. Ten ktoś stał za drzwiami wejściowymi mieszkania i dzwonił dzwonkiem.
            – Kto jest na tyle bezczelny, żeby zawracać mi dupę już o trzynastej? – zapytał nasz bohater Ignorancję, która przeciągając się na łóżku uniosła pośladki do góry.

            Nie kłopocząc się nałożeniem szlafroka bądź spodni, otworzył drzwi. Choć gwałcił Życie pół nocy, miał na sobie bieliznę.

            – Dzień dobry.

            – Dobry.

            – Mogę wejść?

            – Moja głowa lada chwila wybuchnie i będę musiał sprzątać z podłogi swój mózg, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Na kacu jeszcze dobitniej czuję, jak bardzo nienawidzę świata i mam ochotę zabijać ludzi. Jasne, wejdź.

            – Dzięki.

          Nazywała się Melania. Była siostrą jego przyjaciela. Jedynego przyjaciela. Dawnego przyjaciela. Zmarłego przyjaciela...? Śmierć. „Jest jeszcze bardziej jadowitą suką niż Ignorancja”, myślał. „Ale sam nie wiem, która wygrywa pod względem wszechobecności”. Kiedyś wszystko wydawało się inne. Uważał, że Śmierć to panienka z wiejskiej dyskoteki, która na zbereźne szepty do ucha odpowie chichotem, a potem zrobi wszystko, czego zapragniesz. Nie przypuszczał wtedy, że odkrycie prawdy o błędności swojego przeświadczenia może być tak bolesne. Nazywał się Jan. Janek. Jaś. Kochał go, był przekonany, że go kochał, czego – jak mówił – dowodził fakt, iż nigdy nie chciał go przelecieć. Sądził, że kochał go jak brata. W inną miłość nie wierzył. Nie wierzył w kobiety. Nienawidził ich wszystkich, a Życia najbardziej. Bo to Życie spłatała mu tamtego dnia tak bolesnego figla. Kiedy jednak jest pytany o to, co wydarzyło się tamtego dnia, Ignorancja pakuje mu swój język do ust, obdarzając go długim, namiętnym i mokrym pocałunkiem. Odpływają gdzieś we dwoje i nie słyszy już żadnych pytań.

            Wyjątkiem była Melania. Patrząc, jak przechadza się po jego mieszkaniu, oglądając pamiątki ze wszystkich stron świata, a także we wszelkich innych okolicznościach, mógł z pewnością stwierdzić, że jej nie nienawidzi. Czyniło ją to wyjątkową kobietą. Nie łudził się jednak, że jakakolwiek miłość wchodzi w grę. Myślał dużo o seksie z nią, jeszcze za życia Jaśka. Była zgrabna, dość wysoka i szczupła, ale z lekkim tłuszczykiem rozchodzącym się na boki przy biodrach. Nie wyglądało to źle, ale raczej seksownie. Nazywała to swoimi „misiami”. Miała super tyłek, mimo wszystko płaski brzuch i spore piersi, co zapewne wiązało się z posiadaniem „misi”. Oczy wielkie. Lalka, ale bez tępego wyrazu twarzy. Bez względu na to, jak smutne wspomnienia ich łączyły, wyobrażał sobie ten seks. Jednakże ze względu na tę pamięć pozostawało to jedynie w sferze myśli. Mógł zignorować swój popęd, ale przecież był facetem, nie mógł się go pozbyć. Zamiótł go chwilowo pod dywan w swojej głowie, a z tego w apartamencie podniósł wymemłane spodnie.

            – Co cię sprowadza w skromne progi? – wciągnął spodnie na tyłek.

            – To samo, Adaś. – odrzekła ze smutnym uśmiechem.

            – Mówiłem ci tyle razy, że nie będę uprawiał z tobą seksu.

            Odcień smutku na jej twarzy zelżał, a uśmiech zdawał się dopiero teraz być uśmiechem w pełnym tego słowa znaczeniu.

            – Chciałam po raz kolejny poprosić cię, abyś przestał.

            – Mam przestać powtarzać ci, że nie będę uprawiał z tobą seksu?

            – Przestał zatapiać swoje życie w tym gównie.

            – Ona jest dziwką...

            – Ona?

            – Mniejsza o to.

            Adam zaczął szukać wzrokiem Flaszki. Poranek na kacu zdecydowanie nie nadawał się na takie rozmowy. Melania jednak nie mówiła o alkoholu. Adaś bowiem w istocie był dziwką.

 

***

            Adam zawsze lubił podróżować. Naturalnym posunięciem z jego strony po śmierci Janka był zatem wyjazd jak najdalej. Uznał, że musi przeskoczyć ocean. Gdy dostał wizę, niezwłocznie pofrunął w stronę Las Vegas. Pieniądze, które zarabiał przez rok w firmie ojca na wysokim szczeblu, zamierzał zainwestować w próby zapomnienia o bólu. Znał język bardzo dobrze, ale na miejscu poznał wiele innych języków... i nie tylko. Pieniądze roztrwaniał w kasynach, klubach, burdelach. Tam właśnie poznał Ignorancję.

            Miała na sobie czarne lateksowe spodnie i przykrótką skórzaną kurtkę o tym samym kolorze, która byłą jedynym okryciem nienaturalnie wielkich piersi. Adam uznał to za zdzirowate i mało gustowne. Cała jej sylwetka była nierealnie perfekcyjna – niczym chodzący ideał rodem z Hollywood. Smakowała niesamowicie. Jej skóra działała jak afrodyzjak, jak narkotyk. Kiedy z nią był, nie potrafił się powstrzymać: stawał się dziki, nieokrzesany i... egoistyczny. Smakowała tak dobrze...

            To spotkanie było dla niego jak sen, ale od tamtego czasu wiedział, że Ignorancja zawsze jest gdzieś w pobliżu. Siedzieli we dwoje przy barze w jednym z najbardziej ekstrawaganckich klubów, pijąc wódkę.

            – Niesamowicie pieprzysz... – mówiła. – Ja i ty jesteśmy dla siebie stworzeni i będziemy razem bardzo, bardzo długo. Jesteśmy powiązani... Szukałeś mnie. Po to tu przyjechałeś.

            – To ty niesamowicie PIEPRZYSZ – odpowiedział śmiejąc się ironicznie. – O czym Ty mówisz? Naćpałaś się czegoś? To był tylko seks; wyglądasz mi na kobietę, która wie, jak to działa. Za parę godzin zapomnimy o sobie na zawsze. Swoją drogą, masz dziwne imię...
            – Mylisz się, Adam – odrzekła oblizując wargi. – Ty i ja to jedno.
            – Jesteś chora. Słyszałaś to już? – ktoś puknął go w ramie.

            Za barem stał Azjata w białym garniturze. Angielskim przepełnionym brzydkim akcentem powiedział:

            – Jesteś nareszcie. Zaczynaliśmy się niecierpliwić.

            – Widzę, że wszyscy dzisiaj na mnie czekali...

            – Co? Nie wiem o czym gadasz, ale ruszaj dupsko! Stan czeka w samochodzie przed klubem.

            – Zaszła jakaś pomyłka, proszę pana..

            – Mówili, że będziesz się droczył. Tu masz zaliczkę, pięć stów zgodnie z umową. Tylko idź już do tego cholernego samochodu! – wręczył Adamowi zwinięte studolarówki. Mężczyzna odwrócił się w stronę Ignorancji. Jej stołek był pusty.

            „Zaliczkę, tak?”, pomyślał Adam. „Moje fundusze zaczynają marnieć...”.

            Wstał od baru.

            – On my way, sir! – powiedział i czym prędzej ruszył w stronę wyjścia.

            W drzwiach wejściowych minął wysokiego, umięśnionego mężczyznę w świecącym garniturze o rysach twarzy podobnych do jego własnych. Wsiadł do limuzyny.

            – Cześć, Stan – powiedział do Azjaty za kierownicą.

 

***

            – To „gówno” jest moim jednym źródłem dochodów, kochanie! – powiedział, mimowolnie przez sekundę zerkając Melanii w dekolt. – Mój ojciec nie przyjmie mnie już do firmy.

            – To znajdź inną pracę, na Boga! – wykrzyknęła rozpaczliwie. – Przestań robić ze świata ciasne kwadratowe pudełeczko!

            – To jest moja praca! Właśnie do tego jestem stworzony – zachichotał. – Poza tym, mam dużo wolnego czasu. Jak wiesz, mam zawężone grono klientek, z góry ustalone.

            – Przestań! Zaraz się porzygam. To jest chore.

            – Ja uważam, że dość zabawne. Trochę gorzkie, ale zabawne.

 

***

            Stan był małomówny, ale uroczy. Adam rozglądał się po limuzynie. By podkreślić wagę swojej wypowiedzi, przemówił po polsku.
            – Całkiem zajebista limuzyna.

            – Że co?

            – Limuzyna – odpowiedział powoli i nadal po polsku Adam – Twoja limuzyna. Jest całkiem zajebista.

            – Przestań gadać po szwedzku! Jak na Boga mam cię zrozumieć? Chodzi o kondomy?

            – Co Bóg ma do kondomów? – spytał Adam po angielsku.

            – Chryste, myślałem, że TY nie potrzebujesz kondomów!

            – A co Jezus ma z tym wspólnego? Poza tym myślałem, że wierzysz w Buddę.

            – Czy jesteś naćpany? Pozwalają wam jeździć naćpanym do klientów?

            – Całkiem możliwe. Wcześniej w klubie poznałem dziwną laskę. Mogła mi coś dosypać do wódki. Powinieneś ją poznać, Stan. Była naprawdę seksowna, choć ubrana dość zdzirowato. No i nie miała włosów łonowych. Wy lubicie włosy łonowe, prawda? No co? Tak czytałem. Pisali tam również, że lubicie, gdy kobiety wydają odgłosy pełne przerażenia, jakby je gwałcili. Na Boga, Stan! Co podniecającego jest w kobietach wydających takie odgłosy?!

            – Jeśli chodzi o włosy łonowe to też ich nie posiadam. Nie ma ich nigdzie w pobliżu mojego interesu. Chciałbyś to zobaczyć?

            – Mówiąc prawdę – niespecjalnie.

            – Przysięgam, że jeszcze jedno słowo i wetknę ci go w gębę, żebym nie słyszał więcej TWOICH odgłosów!

            – To było bardzo niesmaczne, Stan. Ale poznajemy się coraz lepiej. Wiem już, że najprawdopodobniej nie jesteś Japończykiem, nie lubisz włosów łonowych i nie jesteś zbyt rozmowny.

            – Nie płacą mi za gadanie. Jestem kierowcą, A. – „A” wypowiedziane przez Stana brzmiało z angielska. „Ej”. Adamowi spodobał się jego nowy pseudonim.

            – I nie wierzysz w Buddę!

            – Jestem zielonoświątkowcem, Ej.
            – Znam ich jedynie z Borata. Widziałeś Borata? A Małego Buddę?

            Limuzyna zatrzymała się pod świecącym i zdecydowanie za drogim na portfel Adama hotelem. Nie był w stanie doczytać nazwy. Był trochę pijany i rzeczywiście czuł, że Ignorancja mogła dosypać mu coś do drinka.

            – Pani zamawiała też szampana – powiedział Stan, podając Adamowi butelkę Cristala.

            – Cristal? No nieźle. A widziałeś Cztery pokoje?

            – Won! Klientka czeka! Nie płacą ci za cholerną jazdę limuzyną!

            – Wiesz, może jednak jesteś rozmowny. Odrobinę – odpowiedział Ej, wysiadając z samochodu.

            – Durny Szwed!

            – Odpieprz się... – limuzyna odjechała z piskiem opon. – ...od Szwecji.

            Docierając do recepcji, Adam zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby urodził się w Szwecji. Jak miałby na imię? Alrik? Alvar? Ambrosius? Tak, Ambrosius zdecydowanie najbardziej mu się podobało!

            – Dzień dobry! Nazywam się, Ambrosius!

            Powieki recepcjonisty podchodzącego pod sześćdziesiątkę, w garniturze od Armaniego, rozszerzyły się nieznacznie zza okularów. Okulary też wyglądały na dosyć drogie.

            – Ee? Pan Ej?

            – Z krwi i kości.

            – Wygląda pan... inaczej.      

            – Jestem trochę naćpany – powiedział po polsku.

            – Proszę?

            – Trochę chorowałem. Zdaje się, że oczekuje mnie pani...

            – Ach tak, tak! Pokój 69,6. Pani Junkfood oczekuje pana!

            – Junkfood? TA pani Junkfood?

            – Nie czas na dowcipy. Proszę się pośpieszyć!

            Nie wiadomo, kiedy Adam znalazł się w windzie. Jechał na ostatnie piętro, zaczynając czuć erotyczne pobudzenie. Lady Junkfood była światowej sławy gwiazdą country. Cechowały ją nieodłączna koszula w kratę, odsłaniająca silikonowe piersi o wielkości arbuzów, oraz jedno z najbardziej pojemnych kont bankowych w Stanach Zjednoczonych. Mimo wieku pięćdziesięciu pięciu lat, dzięki operacjom plastycznym o większej częstotliwości niż kac Adama, nie posiadała na twarzy ani jednej zmarszczki. Przynajmniej we wszystkich teledyskach i talk-showach. Gdy wysiadł z windy, poczuł się jak boy hotelowy z Czterech pokoi Tarantino, kiedy odwiedzał ostatni pokój. Stał z butelką Cristala na korytarzu piętra, które w całości zajmował apartament nr 69,6. Wziął głęboki oddech i ruszył ku drzwiom wejściowym.

 

***

            Podczas gdy Adam zbliżał się ku spotkaniu ze słynną gwiazdą country o wielkich, sztywnych, silikonowych piersiach, Męska Prostytutka Do Zadań Specjalnych o pseudonimie „A” zwymyślał barmana w białym garniturze.

            – Ty upośledzony żółtku! Czy zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś?! Zniszczyłeś MNIE! ZNISZCZYŁEŚ SIEBIE! NAS! ŚWIATOWA RENOMA LEGNIE W GRUZACH! Znasz mnie od lat! Jakim niedopieprzonym w zasrany, żółty odbyt cudem mogłeś mnie nie poznać?!

            – O Boże, o Boże – jęczał barman. – Moje serce... Kurwa mać. O kurwa. Wiesz, że mam wadę wzorku! To przez tą PIEPRZONĄ WADĘ WZROKU!

            – Potraficie stworzyć kogoś takiego jak ja i nie możecie wyleczyć zasranej wady wzroku?!

            – Nie było czasu i funduszy, A! Musisz tam iść! Biegnij! Zatrzymaj to! Zatrzymaj tego psychola, zanim wszystkich nas pogrąży! Weź mój samochód!

            A ruszył sprintem. Był w połowie ulicy, kiedy siła uderzenia sprawiła, iż wylądował dziesięć metrów dalej od miejsca, w którym stał. Czerwony chevrolet volt zahamował zdecydowanie za późno. Śmierć to jadowita suka... Zwłaszcza w Las Vegas.

***

            Adam nie uprawiał jeszcze nigdy seksu w taki sposób. No, może pomijając ten z Ignorancją... Czuł, jak niespodziewana energia i dzikość wznosi jego i pięćdziesięcioletnie, pełne sylikonu ciało na nieznane wyżyny rozkoszy. Nie przypuszczałby, że jest w stanie robić to w takich pozycjach. Nie przypuszczałby, że jest tak rozciągnięty i zręczny. Nie przypuszczałby, że ktoś może tak głośno krzyczeć, dochodząc. Nie przypuszczałby, że tym kimś może być on! Lady Junkfood sięgnęła po paczkę papierosów.

            – O chłoptasiu! Więc to prawda, co mówią! Chociaż gdy dochodziłeś, brzmiałeś jak rozstrojone bandżo!

            – Wybacz.

            – Nie przejmuj się! W życiu nie otrzymałam takiej porcji orgazmów.

            – W życiu nie pomyślałbym, że mógłbym ci ją zapewnić..
            – Przecież od tego jesteś! – mówiąc to, klepnęła go w pośladki tak mocno, że mógłby reklamować nimi sieć polskiej telefonii komórkowej.

            Adam położył się na łóżku. Czuł, że coś jest nie w porządku. Nie przestawał się pocić. Lady Junkfood powiedziała, że musi wciągnąć kreskę, co z niewiadomych przyczyn chciała uczynić w łazience. Adam poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Pot spływał z niego w napawających go przerażeniem ilościach. Zamknął oczy. Zacisnął mocniej powieki, oddychając szybkim tempem. Gdy je otworzył, na łóżku obok niego leżała Ignorancja.

            – Podoba ci się? – zapytała, wsiadając na niego.

            – Co mi zrobiłaś? Co się ze mną dzieje?

            Zaczęła głaskać go po lepkich od potu policzkach.
            – Biedaczku... Czyżbyś się przestraszył? – zapytała, delikatnie wbijając długie paznokcie w jego twarz. – Wprowadzam cię do mojego świata. Do czegoś nowego. Nie miałam racji co do ciebie. Tamta noc nie zbliżyła nas do siebie tak, jakbym tego chciała. Muszę zrobić to inaczej. To potrwa odrobinę dłużej i będzie o wiele bardziej bolesne. Ale taka jest cena zburzenia muru, który nas dzieli, ukochany.

            – To halucynacje... Dałaś mi tę truciznę... Przez nią mam teraz pieprzone halucynacje... Kilka oddechów i minie... Na pewno za chwilę minie... – Adam poczuł, jak cieknący z jego twarzy pot zaczyna mieszać się z krwią.

            – O tak... To będzie jedna z dłuższych chwil w twoim życiu... – jej paznokcie wbiły się głęboko w skórę Adama, a ona pocałowała go. Zapadła ciemność.

***

            Adamowi śniła się limuzyna i Stan, który ją prowadził. Znowu czuł się jak naćpany. Na siedzeniu obok Stana siedział barman w białym garniturze. Jednocześnie obrócili się w stronę Adama.
            – Coś ty narobił, ty durny Szwedzie? – zapytał kierowca wściekle i po polsku.

            – Jestem Polakiem, debilu! Szwedzki nie jest nawet podobny do polskiego...

            – Zaprzepaściłeś lata eksperymentów! – syknął barman również po polsku.

            – Ona powiedziała, że brzmiałem jak bandżo... – Adam poczuł mdłości. Samochód jechał zdecydowanie za szybko, a Azjaci siedzący na przednich fotelach wpatrywali się w niego swoimi skośnymi oczami. – Nie powinniście patrzeć na dro...

            Ciało zatrzymało się na przedniej szybie w akompaniamencie pękającego szkła. Na masce leżał A – wysokiej klasy męska prostytutka. Rozpłaszczony na przedniej szybie, wyglądał jak krwawa miazga. Czubek jego głowy był pozbawiony tak dużej ilości mięsa, co czyniło widocznym fragment jego pękniętej czaszki. Odkryta kość była nienaturalnie biało-czerwona. Adam poczuł, że budzi się w nim głęboko ukryty patriotyczny duch. A przemówił.

            – Zabiłeś mnie, Adam – powiedział, a strużka krwi, która wyciekła mu z ust, płynęła wśród pęknięć szyby. – Niespecjalnie lubiłem tę robotę. To zaniżało poczucie własnej wartości, ale żeby od razu zabijać?

            – Wyglądamy trochę jak z tych samych plemników, ale widzę cię pierwszy raz, kolego. Jak mogłem cię zabić?

            Na siedzeniu obok pojawiła się Ignorancja. Miała tak długie nogi, że Adam dziwił się, że mieszczą się w limuzynie. Czarne usta przemówiły.
            – Zabiliśmy go razem, ukochany. Zabiła go twoja Ignorancja..

            – To jakiś absurd.
            – Zabiłeś mnie – powiedział A, który nie był już A. Był Jankiem, jego jedynym przyjacielem. Bo wszyscy inni wrzucali wartość, jaką była przyjaźń, w gówno, mówiąc o niej. Ale on tego nigdy nie robił. Prawda zwykła płynąć z jego ust. Teraz płynęła z nich krew.

            – Zabiłeś go – powiedział barman.

            – Zabiłeś go – powiedział Stan wraz z barmanem, wciąż wpatrując się w Adama, mimo że samochód znów pędził jakieś dwieście na godzinę.

            – Zabiliśmy go – powiedziała Ignorancja – ale zignoruj to.

            Wjechali w tira.

 

***

            Adam przebudził się. Leżał w białym łóżku z białą pościelą w pokoju o białych ścianach. Miał na sobie białe bokserki. Biel raziła go w oczy. Przeciągnął się. Nagle, nie wiedzieć czemu, poczuł się niesamowicie odświeżony i wypoczęty. Poczuł w nozdrzach przyjemny zapach. Rozejrzał się wokoło. Powąchał pościel. Były na niej ślady tego zapachu, ale nie była ona jego źródłem. Stwierdził, że musi to być odświeżacz powietrza. Zaciągnął się jeszcze raz wonią, co wywołało na jego twarzy uśmiech. Po chwili ocknął się.

            „GDZIE JA JESTEM?”
            Nie dane mu było długo czekać na odpowiedzi. Niezauważone wcześniej przez niego drzwi (dla odmiany – o białym kolorze) otworzyły się. W drzwiach stanęło dwóch Azjatów.

            – Znam cię! – krzyknął Adam do jednego ze skośnookich. – Stałeś za barem w tym klubie, gdzie zaczął się ten cały bajzel!

            – Owszem – odpowiedział barman. – Nazywam się Tentou.

            – A więc jesteś Japończykiem! Stan też zapewne jest. Wiedziałem, że z tymi zielonoświątkowcami to ściema.

            – Jesteśmy Japończykami i zielonoświątkowcami, niby czemu miałoby się to wykluczać?

            – A bo ja wiem. Jakoś to się nie zgrywa.

            – Zamknij się i posłuchaj uważnie. Wplątałeś się w poważne sprawy dużych chłopców...

            – Tak, właśnie widzę..

            – ....i choć nie jestem z tego powodu usatysfakcjonowany, okazało się, że możemy rozwiązać problem bez zabijania cię. Poznaj profesora Takamoto. Światowej rangi geniusza w dziedzinie genetyki!

            Pan Takamoto złożył Adamowi ukłon po japońsku. Na jego twarzy malował się promienny uśmiech. Skośne oczy, które przez jego nazbyt przyjacielski wyraz twarzy zawężały się tak bardzo, że były ledwo widoczne, nieprzerwanie wpatrywały się w Adama.

            – Dwa lata temu rozpoczęliśmy eksperyment mający na celu zapewnić absolutne zaspokojenie seksualne kobietom. Prace nad Męską Prostytutką Do Zadań Specjalnych, kryptonim „A” – mówił Tentou. – W eksperymencie wziął udział pewien Szwed, mający problemy z potencją. Wszystko poszło świetnie. Profesor obdarzył go cechami, o których marzyłby każdy mężczyzna. Niewyczerpana energia w łóżku, potencja na niezwykle rozwiniętym poziomie, olbrzymie przyrodzenie i wiele innych.

            – Przepraszam, nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Czy stworzyliście w laboratorium mutanta do pieprzenia? – zapytał Adam zaciekawiony.

            – Stworzyliśmy coś dużo wspanialszego. To nowy stopień ewolucji! Maszyna zapewniająca rozkosz! Mężczyzna będący w stanie zaspokoić każdą kobietę! Oczywiście za odpowiednią cenę...

            – To obrzydliwe... Czy to jest legalne?

            – Tak jak i prostytucja...

            – Rozumiem, że ja i wasza superdziwka zostaliśmy pomyleni. A ja w bezczelny sposób to wykorzystałem.

            – A był do ciebie zadziwiająco podobny nie bez powodu. Zbadaliśmy DNA. Okazaliście się rodzeństwem.

            – Cóż, tata jeździł po świecie...

            – Jednakże przez twój durny numer A uległ wypadkowi i zginał...
            – Na jego grobie napiszą: najlepsza męska dziwka wszech czasów – stwierdził Adam patetycznie.

            – Nie rozumiesz, idioto! Był źródłem wielkich dochodów. Najbogatsze kobiety tego świata płaciły krocie, żeby w nie wszedł. Sprawdzał się w stu procentach. Był doskonały. Uzależniał je jak narkotyk. Może i był dziwką, ale żył jak cesarz. Wszyscy żyliśmy jak cesarze!

            – Włącznie z szalonym naukowcem? – zapytał Adam ruchem głowy wskazując Takamoto.

            – Kim? Ach. Nie, nie. Jemu wystarczyło jedynie umożliwienie dalszych badań. Mieszka w laboratorium.

            Takamoto przemówił po japońsku nadal się uśmiechając.

            – Powiedział, że wy Szwedzi jesteście świetnym materiałem genetycznym.

            – Nie jestem...

            – I że możesz być jeszcze lepszy od swojego poprzednika.

            – Że co?

            – Byłeś świetnym kandydatem. W dodatku nie miałeś tych samych fizycznych schorzeń, co A. Zabraliśmy cię, kiedy odpłynąłeś po jakimś prochu, jak skończyłeś robić Lady Junkfood. Czterdzieści osiem godzin i wszystko gotowe. Profesor Takamoto pobawił się twoim organizmem jak należy. Jesteś nową Męska Prostytutką Do Zadań Specjalnych, kryptonim „B”.

            – Very good, very good! – dodał profesor, pokazując do góry kciukiem.

            Adamowi przez chwilę zrobiło się słabo.

            – Chcesz mi powiedzieć, że zrobiliście ze mnie mutanta do bzykania...?

            – Dokładnie tak, Bi. Jesteś naszym nowym źródłem dochodów. Witaj w rodzinie.

            – Jakim prawem...

            – Rozpieprzyłeś nam interes, chłoptasiu. Powinieneś się cieszyć, że żyjesz. Z usług naszej firmy korzystają najbardziej wpływowi ludzie świata...
            – Wpływowi...? Rodzaj męski?

            – Przykro mi, że sprawiam ci tę przyjemność, ale MPDZS nie obsługuje mężczyzn. Warunek profesora Takamoto. Był molestowany w dzieciństwie.

            – Boys touching boys bad – skwitował profesor.

            – Jeśli jest takim geniuszem, to czemu nie szukał lekarstwa na raka? Na inne choroby? Nie tylko przysłużylibyście się ludzkości i zapisali na jej kartach na zawsze, ale i zarabialibyście więcej, wy chorzy zboczeńcy!

            – Gówno prawda, chłopcze. Świat DZISIAJ nie potrzebuje lekarstw. One mu nie smakują. On woli się zatruwać. Ludzkość jest jak jeden, wielki i brudny sadomasochista. Nie potrzebuje lekarstwa na raka, potrzebuje więcej gówna, które pomoże mu go wyhodować. Potrzebuje więcej porno, sylikonu, wielkich penisów, wódy, internetu, głupiej telewizji, sex-telefonów, telenowel, seksownych gwiazdek pop bez talentu i dziwek. Nie rozumiesz? To na tym się zarabia, dzieciaku! TAK DZIAŁA ŚWIAT! I nie zmienisz tego porządku, który jest burdelem.
            – Tak, tak – dodał profesor.

            – Dlaczego? – zapytał Adam. – Czy takie jest życie?

            Spojrzał w prawo. Tuż obok stała kobieta w białym żakiecie i spodniach w kant o takim samym kolorze. Miała kręcone blond włosy do ramion, delikatną, bladą twarz, wąskie usta i oczy o różnych odcieniach. Adam pomyślał, że to ciekawe oczy. Znał kiedyś kobietę o takich samych. Miała trójkę dzieci i trwała w nieszczęśliwym małżeństwie. Chyba była z tego powodu dosyć smutna. Po blondynce w bieli było to jednak dużo bardziej widoczne. Nie patrzyła na niego, a na swoje bose stopy. Miała ładne paznokcie. Bez lakieru, czy jakiegokolwiek innego substytutu piękna. Mimo to wydawały mu się najpiękniejszymi paznokciami u nóg, jakie widział. Chciał jej o tym powiedzieć. Uśmiechnąć się, pocieszyć ją jakoś. Wtedy poczuł paznokcie na ramionach. Ignorancja oblizała mu ucho.

            – Ona nazywa się Życie – szepnęła bardzo namiętnie. – Nie poznajesz jej? Przecież już się spotkaliście. Spłatała ci figla. Odchodzi, przychodzi, znowu odchodzi. Nigdy nie pyta nikogo o zdanie. Zgrywa świętą panienkę! Popatrz tylko na tę sztuczną skromność – mówiła, patrząc na Życie z pogardą. – Musisz ją znienawidzić! Posłuchaj Japończyka. Taka jest Życie.

            Adam spojrzał w stronę Tentou i profesora. Obie kobiety zniknęły.

            – Może i ma pan rację – powiedział. – Może takie właśnie jest życie. Po co być brylantem na stercie śmieci, skoro to i tak śmieć ma wartość?

            – Dokładnie tak, B! – odpowiedział ucieszony Japończyk. – Cieszę się, że wreszcie zrozumiałeś.

            – Tak się składa, że jestem obecnie bezrobotny. Będę waszą dziwką! – Adam wyciągnął rękę w stronę pana Tentou.

            Azjata uścisnął mu dłoń z uśmiechem mówiąc po japońsku:

            – Tak jakbyś miał jakiś wybór.

 

***

            Adam pociągnął łyka i skrzywił się. Nie z powodu wódki, a na myśl o pierwszym spotkaniu ze swoimi pracodawcami. Został ich Męską Prostytutką Do Zadań Specjalnych o kryptonimie „B”. Regularnie kontaktował się z Melanią, opowiadając jej o wszystkim. A teraz ona siedziała i patrzyła na niego.

            JESTEŚ TAK ZAJEBIŚCIE PIĘKNA!

            Miał ochotę krzyknąć. Widział tyle kobiet. Tyle pochew. Tyle sylikonu. Idealnych sylwetek. A jednak to jej „misie” jako jedyne naprawdę go nakręcały. Chciał jej powiedzieć wiele rzeczy. Chciał jej powiedzieć, że zobaczył tyle miejsc. I że im więcej ich widział, tym bardziej nienawidził świata. Ignorancja była z nim wszędzie. Przekazywała mu swoją prawdę. Przez chwilę czuł się dobrze. Czuł, jakby dzięki niej zrzucał z siebie ciężar. Wszystko jednak wracało szybko. Smutek i rozczarowanie. Gardził wszystkimi malowniczymi rezydencjami u brzegu oceanu, prywatnymi wysepkami, będącymi własnymi centrami erotycznej rozkoszy zepsutych miliarderek i ich apartamentami na szczytach wieżowców, którym wszystkie światła miast zdawały się oddawać cześć. Wkrótce zaczął gardzić sobą. Znowu spojrzał na Melanię. Była jedyną kobietą, z która miał naprawdę ochotę to zrobić. A jednocześnie jedyną, z którą nie mógł tego zrobić. Z powodu ostatniej zasady, której nie złamał, gwałcąc Życie. Wiedział, że Janek by tego nie chciał. Tylko ta jedna złota reguła pozwalała mu nie spaść gdzieś głęboko, gdzie Ignorancja przykułaby go do łóżka łańcuchem i wzięła pejczyk...

            – Jesteś ignorantem – powiedziała Melania. – Ale najgorsze jest to, że ignorujesz samego siebie, swoje własne odczucia. Po co to robisz?

            Wstał i chciał ją minąć, ale zagrodziła mu drogę i spojrzała w oczy. Przez chwilę poczuł wstyd, że Melania musi wąchać smród sfermentowanego alkoholu wydobywający się z jego ust. Poczuł na plecach szpon Ignorancji i zaraz zapomniał o tym uczuciu. Patrzyła na niego z determinacją. Z reguły widział w oczach kobiet tylko żądzę, potem obojętność, czasami nawet pogardę po tym, jak już otrzymały to, czego chciały. Wydawało mu się to śmieszne, kiedy słyszał, jak mówią, że mężczyźni to zwierzaki. Potrafiły być dużo bardziej nieokrzesanymi zwierzakami, bardziej nienasyconymi. A gdy się wyżyły, znów wkładały maski. Znów miały swoje sto tysięcy twarzy. Chciał odnaleźć choć cień czegoś takiego na twarzy Melanii, żeby zrobiło mu się lżej. Bez skutku.

            – Mam jedną złotą zasadę. Jest jeszcze we mnie jeden procent gościa, który postępuje etycznie. Może cię to pocieszy – zakończył.

            – To najgłupszy sposób na odkupienie grzechów, jaki mogłeś wybrać... – powiedziała, patrząc na niego wzorkiem zdającym się pętać go jak lasso. Wciągać gdzieś do jej środka.

            Chciał być w środku. I na myśl o tym czuł ciepło, nie erekcję. Wydawało mu się, że to, o czym mówi, może mieć jakiś sens. Zamyślił się nad tym na kilka sekund i na końcu ociekającego spermą, potem i wódką tunelu widział odrobinę światła, które przynosiło ulgę. Było to jednak ulotne uczucie. Ignorancja była z nim zawsze. Mimo to spróbował zrobić coś nowego. Zignorował ból, który mu zadała. Powiedział do Melanii:
            – Miałem chwile, w których chciałem przestać. Za wszelką cenę. Odwiedzałem właśnie bardzo ważną klientkę z Japonii. Pani Shunga. Jedna z najpiękniejszych kobiet, z jakimi musiałem to robić. To byłoby prawie przyjemne, jeśliby pominąć fakt, że była chodzącym soplem lodu. Do ciężkiej cholery, ta skośnooka królewna nawet skacząc po mnie jak oszalała zdawała się mieć niższą temperaturę niż większość kobiet! Mógłbym przysiąc, że czułem lekki chłód na penisie.

            W oczach Melanii, mimo lekkiego zdegustowania, pojawił się ciepły błysk zainteresowania. Adam jeszcze nigdy nie powiedział jej, że chciał przestać.

            – Miałem jej naprawdę dość – kontynuował. – Mój penis nie. On nigdy nie miał dość. Nigdy nie kończyła mu się moc. Szalony żółtek zmienił go w potwora. Każdy facet uznałby to za błogosławieństwo, ale ja jestem ekskluzywną męską dziwką i bardzo często mam dość seksu i kobiet! Patrząc jak znika i pojawia się w tej pochwie obdarzanej kępką (tak jak mówiłem – Japońce lubią włosy, Stan był wyjątkiem, ale był zielonoświątkowcem, więc generalnie był popieprzony), modliłem się, by opadł. Najpierw rozkazywałem mu w myślach:

„Opadnij, ty durny fiucie!”

Potem trochę spuściłem, oczywiście z tonu:
„No opadnij wreszcie, wystrzel, umrzyj!”

Nie skutkowało, więc zacząłem błagać:

„Proszę, błagam, opadnij...”

            Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak dziwne było to uczucie. Marzyć o przerwaniu uprawiania seksu, ale nie być w stanie tego zrobić. Pani Shunga na szczęście w końcu zmęczyła się i zarządziła przerwę. Powiedziałem, że chciałbym zejść na dół do baru na kielicha. Odpowiedziała na to, że służba zaraz przyniesie nam sake do apartamentu.

 

***

            – Chciałbym się przewietrzyć... – powiedział Adam do pani Shunga. – Lubię po seksie stanąć sobie przy barze i patrzeć na ludzi... To mnie... bawi! Oczywiście jeśli to pani nie przeszkadza...

            – Nie, w zasadzie to nie. Potrzebuję jakiejś godziny na zregenerowanie sił. Pogrążę się w medytacji na ten czas, a moja witalność wkrótce powtórnie wejdzie w me ciało wraz z twym penisem! – odrzekła.

            – Oczywiście. A więc do WŁOŻENIA za godzinę, pani Shunga.

            Jechał windą w dół. Wiedział, że opcja ucieczki była wykluczona. Przypuszczał, że szaleni Japończycy gotowi byli za karę wlecieć w niego samolotem, albo i zrobić coś jeszcze gorszego... Wpadł jednak na inny pomysł: spróbować oszukać system. Pozbawić penisa mocy. Żadne ostre narzędzia nie wchodziły w grę, nie był szaleńcem. Znał jednak pewien sposób.

            Stanął przy barze i krzyknął rozpaczliwie, jak Tom Cruise:

            – SAKE!

            Dwie minuty potem stanęła przed nim buteleczka i mała czarka. Wyrzucił czarkę za siebie i pociągnął z gwinta. Wypił na raz. Wino było aromatyczne i smakowało mu, ale wiedział, że żeby się nim upić, musiałby spędzić w barze całą noc. Sprawa jednakowoż załatwiona być musiała w polskim stylu...

            – WÓDKA!

            Niewiele milisekund potem zmaterializowało się przed nim 0,7 Belvedere'a. „Czas zalać robaka! Utopić!”, pomyślał i pociągnął. Wódka popłynęła przełykiem jak dziki strumień. Jedna trzecia butelki zniknęła. Zasłonił sobie usta z trudem powstrzymując wymioty. „O nie!”, powiedział sobie w duchu. „Żółta suka nie dostanie już dzisiaj twardziela!”. By uniknąć zarzygania baru, kolejne łyki uczynił skromniejszymi. Nie minęło czterdzieści minut, kiedy opróżnił flaszkę. Nigdy przedtem nie wypił tyle wódki w takim tempie. Czuł, że zbiera mu się na zwracanie, ale przełknął walecznie ślinę i zagonił chcący się wydostać pokarm z powrotem do żołądka. Obraz zdecydowanie stracił na ostrości... ale wydał mu się dużo bardziej sympatyczny! Ciężar bycia dziwką, towarzyszący mu od roku, momentalnie zelżał. Uśmiechnął się do żółtoskórego barmana.
            – Ztan..? Szy do ty? – zapytał młodego Japończyka.

            – Nie proszę pana, nazywam się Takashi...

            – Ty zzzkurwielu! Wyglądasz supełnie jak on! Nie jesteś chyba sssielonoświątkowcem, zo?

            – Nie... Praktykuję buddyzm i szintoizm.

            – BUDDYZM! Tak! Wieziałem! Tylko oni zą takim pojebami! Oni mają laboratoria! Robią tam ziwki! Szalony, kurrrrwa, naukowiec nazywa się Takamoto! Smutował mi peniza! A właźnie... Podaj mi jeszcze ze dwie buteleczki sake. Mam jeszcze pietnaźcie minut, zanim zdzira znów będzie chziała się piłować...

            – Chyba to nie jest najlepszy pomysł... Jest pan trochę wstawiony, B-san.

            – Czy mnie to wszyzcy znają?! Dawaj sake! SAKE! Już!

            Młodzieniec zbluzgał Adama po japońsku, po czym podał dwie butelki. Nie kłopotał się doniesieniem czarki.

            – Wiesz zo, Takashi? Jesteś równym gościem! Ja na przykład mam przezrane w szyciu! Wszyscy myślą, że jestem Szwedem. Wyobrażasz sobie? Szwedem! Zkoro polski nie jest nawet podo... – beknął soczyście, co złagodziło mdłości – ...podobny do szwedzkiego...

            Zataczając się i pijąc drugą butelkę, ruszył w stronę windy. Japończycy, których mijał, uśmiechali się do niego i kłaniali, nie zważając na to, że nawalony jest jak messerschmitt. W windzie znajdowało się lustro. Obserwował w nim, jak wykańcza się ostatnimi łykami ryżowego wina. Był rozczochrany, powieki miał przymknięte, czoło skropione potem a policzki zarumienione. Ogarnęła go nagle nostalgia. Poczuł się jak zużyty towar, patrzył swemu odbiciu prosto w oczy i nie mógł znaleźć dla niego choć odrobiny szacunku. Zwątpił po raz kolejny we wszelką wartość. Poczuł, jak żołądek ściska mu beznadzieja. Przecież Życie wydawała się taka piękna. Ale i smutna. Dopił sake. Była jak woda. Pomyślał o Melanii, patrząc na swoje odbicie i pożałował dnia, w którym przyjechał do Las Vegas. Marzył o jej ustach. Miał wrażenie, że ich dotyk mógłby go oczyścić. Potem z kolei myślał, że jego dotyk oszpeciłby JĄ. Pomyślał też o Janku, o dniu, w którym odszedł i zaczęło się to wszystko. Patrzył na siebie i wiedział, że nie może nic zmienić. Nie ważne, co mówiłaby Melania, dla niego był już za późno. Każdy, kto twierdziłby, że jest inaczej, musiałby być naćpany albo zarabiać na tym pieniądze. Cisnął butelką w lustro.

            Kilka chwil później znalazł się w sypialni pani Shunga. Nie odezwał się słowem, a ona była tak napalona, że nie zauważyła jego pijackiego wyglądu i nie poczuła smrodu wódki. Popchnęła go na łóżko. Ściągnęła spodnie. Zaczęła dotykać jego męskości. Alkohol nic nie zdziałał.

 

***

            – Nie chciałem uwierzyć, że moja potencja jest naprawdę niezłomna, więc walczyłem z nią dalej – mówił Adam. – Notorycznie upijałem się przed, w trakcie i po seksie z moimi klientkami. Czasami zaczynałem rzygać w trakcie. Myślałem: ból brzucha równa się brakowi erekcji. Albo chociaż słaba erekcja... Choć trochę lżej pulsująca krew... To było jednak na nic. Mój organizm został w pełni przystosowany do seksu, nic nie było w stanie go zatrzymać. Zwłaszcza ja sam – pociągnął łyka, nie krzywiąc się. – Zorientowałem się jednak, że alkohol, choć nie odbiera możliwości bzykania, pomaga mi w pewnym stopniu. Kiedy się upijałem, nie czułem natychmiastowego kopnięcia wódki, musiało minąć kilka minut. Wtedy zaczynało działać. Jak lek. Lek dla duszy. Pierwsze momenty były smutne. Zalewała mnie bowiem fala wyrzutów sumienia i pogardy dla samego siebie. Niekorzystne było też przeglądanie się w lustrze. Odbicie nasilało nieprzyjemny efekt. Zacząłem więc unikać luster, a smutek z czasem zelżał. Zastępował go dziwny stan... taka bezmyślność, nieświadomość, obojętność...

            – Ignorancja – powiedziała Ignorancja, patrząc na Adama ponętnym wzrokiem.

            – Tak, to jest dobre słowo – odrzekła męska dziwka, uśmiechając się, wdzięczna Ignorancji za podpowiedź.

            – Zabijasz siebie – powiedziała Melania. – Wiedziesz żywot, w którym największe rozkosze, spełnianie najskrytszych pragnień i satysfakcja fizyczna są cierpieniem. Czemu to sobie robisz? Pamiętasz, jak to jest kochać się z kobietą? – patrzyła na niego wilgotnymi oczami, tak wielkimi i głębokimi, że zdawały się być przejściem do innego świata. Miał wrażenie, że słyszy śpiew, który z niego dobiega. Miał wrażenie, że gdzieś tam czekają radość i spełnienie. Tak jakby stał pod drzwiami, nad którymi wisiałby bilbord z napisem: SZCZĘŚCIE.

            Szczęście i piękno. Bo była tak piękna. Taka smutna. Ciepła. Zmęczona. Wytrwała w trosce. On wiedział jak pieprzyć. Rżnąć. Posuwać. Ale kochać się? Zaczął zastanawiać się, czy kiedykolwiek miał o tym pojęcie. Miał wrażenie, że wszystko, co działo się przed przebudzeniem w laboratorium nie należało już do niego. Tamte chwile były jak film, który nałogowo oglądało się w dzieciństwie. Kiedyś znało się każdy detal, każdy dialog na pamięć. Dziś nie pamięta się nawet imienia głównego bohatera. „Ciekawe, czy Melania zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest piękna”, myślał. „Ciekawe, czy jak wstaje rano i patrzy w lustro, mówi do siebie: «JESTEM PIĘKNA». Nie dosłownie, oczywiście. Podświadomie, gdzieś głęboko w umyśle. Pod warstwą zmartwień, które jej przysparzam... Ale dlaczego... Dlaczego się mną martwi? Czy swoją litością wobec mnie chce sobie coś wynagrodzić? Odpokutować za grzechy? Jakie grzechy?h. Spojrzał na nią. Dekolt odsłaniał krągłości. Doskonałe w swojej niedoskonałości. Wydajne usta. Lekko rozchylone w jej zapatrzeniu. Zapatrzeniu w niego. Powodów ku temu mogło być miliony, ale wyglądała niesamowicie. Czy ona mogłaby go nauczyć, jak kochać się z kobietą?

            NIE.

            Zobaczył, jak Ignorancja siedząc na biurku z Melanią, rozłożyła nogi. Był to niemalże szpagat. Poczuł, jak ciepło w sercu zastępuje zwierzęca adrenalina. Jak krew zaczyna w nim szybciej krążyć. Nie umiałby kochać się z kobietą. Uprawianie miłości nie miałoby w realnym świecie zastosowania, a on był tworem czysto praktycznym. Towarem, na jaki było zapotrzebowanie, który zawsze się sprzeda, który zawsze będzie świeżą bułeczką. Dziwką.

Wiedział, co musi zrobić. Co musi zrobić dla niej. Wiedział, jak musi ją uratować.

            – Won – powiedział Adam do Melanii.

            Spojrzała na niego zdezorientowana.

            – Wynoś się – mówił cicho i beznamiętnie. – Wypieprzaj stąd i nie przychodź więcej. Nie chcę cię wiedzieć na oczy.

            Łza urodziła się w oku Melanii. Nie było przy niej rodziców, pępowiny ani płaczu. Milcząc, budziła się samotnie. W swoim „domu” spędzała z reguły krótką chwilę. Nie miała czasu zaznajamiać się z otoczeniem. Z entuzjazmem rozglądała się wokoło po to, by wszystko stracić w ciągu następnych milisekund. Zaczynała spadać. A w zasadzie zjeżdżać. Milimetr po milimetrze, poznawała część historii Melanii. Najpierw najechała na małą bliznę zaraz pod okiem. Dzięki temu dowiedziała się, że ojciec Melanii uderzył ją w dzieciństwie mocniej, aniżeli planował. Bruzda przypominała mu o tym i nie robił tego więcej. Był dobrym ojcem. Potem pojedynczy pieg. Pojawił się po wakacjach nad polskim morzem, spędzanych z Jankiem i Adamem. Być może przez słońce. Było rodzinnie. Następnie mała, niemalże niewidoczna krostka. Powstała godzinę temu, gdy spociła się, wchodząc po schodach do mieszkania Adama. Stresowała się. Łza roześmiała się podekscytowana swoją podróżą po wspomnieniach. Pęd i adrenalina były czasem tak ujmujące. Śmiech szybko się urwał. Zawisła w powietrzu. Leciała ku brudnej podłodze apartamentu Adama. Bum. Tak zakończyła się historia pewnej łzy Melanii.

            Sama Melania zrobiła krok do tyłu. Otarła kolejną łzę, zawstydzona swoim wybuchem żalu. Odwróciła głowę. To był moment, w którym musiała zachować resztki godności. Ruszyła ku drzwiom, walcząc z pragnieniem spojrzenia za siebie. Wiedziała, że gdyby spróbowała coś powiedzieć, drżący głos ośmieszyłby ją. Postanowiła więc tego nie robić. Drzwi zatrzasnęły się, a Adam został z Flaszką i Ignorancją gotowy na kolejny pełen smutku trójkąt.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
adambe · dnia 05.06.2017 14:13 · Czytań: 431 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty