Wygrałem na loterii, choć nigdy nie kupiłem kuponu.
Nie są to miliony, ani nawet groszowe sprawy.
(To coś wyższego, niż bezdusznie pusty materializm)
Nie wierzyłem w El Dorado niedostępne dla szarego
obywatela, ledwo po maturze i na pierwszym roku studiów.
Wygrana stała ze mną na dworcu, gdy gołębie na słupie
wypatrywały kawałków rozkruszonych bułek
chciały podlecieć i porwać, w porę spłoszone
odleciały w swoją stronę. Dopóki tam jesteśmy - one nie wrócą.
(Boją się nas. Czy my jesteśmy dla nich tacy straszni?)
Będą skręcać się z głodu, zbyt onieśmielone by podlecieć,
a my nie zamierzamy tak szybko stąd odejść. Może się znudzą.
Czas im płynie szybciej przy dowcipach o wronach,
co to im bułki kradną spod dzioba - tak gołębie płacą trybut
własnym oprawcom - despotycznym tyranom w czarnych płaszczach.
A my stoimy tu obcy, jedni z wielu stojących.
Pociągi przyjeżdżają i odjeżdżają w kółko. A niech to! Za godzinę
będę miał następny. Nie fruwam jak ci nade mną
więc czekamy i gołębie też czekają na koniec
psychologicznej wojny między nami wszystkimi
braćmi i siostrami zrzeszonymi w tej świątyni
która od lat jest już wielką, zapadłą ruiną.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Corpseone · dnia 01.12.2008 12:18 · Czytań: 860 · Średnia ocena: 3,8 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: