Jakby zanurzony w jej zawartości, falował lekko , rozmazany, i niekrztałtny. Mężczyzna gładził lekko dłonią fotel, poczym zatrzymywał się na dłuższy czas przy jego ślimaczych podłokietnikach.
W takich chwilach czuł się i do prawdy wygladał jak żywy, monumentalny posąg Lincolna w National Mall. Uwielbiał napawać się takimi chwilami. W tym jednak momencie w żaden sposób nie przywodził na myśl potęgi tegoż pomnika.
Zgarbiony, nieobecny, siedział z dłońmi zaplecionymi jedna o drugą.
W powietrzu dało się jeszcze wyczuć dym papierosowy, którego ostatnie smugi wyciekały właśnie przez uchylone okno, powoli lecz stopniowo.
Niezkazitelnie białe zasłony bujały się poruszane przez wiatr, niby duchy chcące wystraszyc każdego kto się ku nim przybliży.