Rozdział 1.
Życie potrafi zaskakiwać. Umiera miłość, pozostaje proza życia, czasem żal i nienawiść. Tak było w moim przypadku.
Zakochałam się w nim czystą miłością. Ufałam, że wyrywając się z biedy zapomnę o koszmarach. Tak było na początku. Kochaliśmy się, szanowali, urodziło się dziecko. Niestety, po jego śmierci, stałam się nerwowa, a mąż zwykłym tyranem. Moje nadzieje na spokojne życie spełzły w gruzach.
Minęło pięć lat, a koszmar wciąż trwał. Pewnego dnia zbuntowałam się. Nie wiedziałam jeszcze czy to księżyc w pełni spowodował moją agresję, czy zbyt długi stres.
Powiedziałam do siebie:
– Dość tego! Dłużej nie wytrzymam z tym psychopatą. Niech się dzieje co chce, ale ja dokonam niemożliwego.
Przypomniałam sobie o starych talerzach z fajansu pozostawione w starej komórce. Ktoś mi kiedyś podpowiedział, bym zaczęła nimi tłuc, krzyczeć, nie dopuszczając chłopa do słowa. I tak też zrobiłam. Podczas nieobecności męża zniosłam je do kuchni, ukrywając w dolnej szafce. Czekając na pojawienie się pana i władcy, stanęłam za blatem. Schylając się, wyciągałam po kolei naczynia i zaczęłam je rzucać na środek kuchni.
– Mam już dość takiego życia! Zaraz oszaleję jeśli stąd nie wyjadę! – rozpaczliwym wzrokiem wodziłam po kuchni, po której walały się skorupy. – Nie wytrzymam z tobą ani sekundy dłużej!
Popatrzył na mnie z przerażeniem w oczach, ale nie zrobił nic, by zareagować na mój gniew.
Po chwili odezwał się nader spokojnym tonem:
– A dokąd to, jeśli nie tajemnica? – ironizował.
– Nie twój zasrany interes! – wrzasnęłam nieludzko. – Już nie. Twoje zainteresowanie moją osobą powinno zniknąć z twojej głowy. Od teraz. Nie interesowały cię moje potrzeby, tylko dbałeś o własny... rozporek... I nabijaniem kasy.
– Rozporek...? Potrzeby? Jestem mężczyzną, ty moją żoną, więc...? – skrzywił się w uśmiechu. – Coś ci się pomyliło, moja droga.
– Jasne, że nią jestem! Na moje nieszczęście. Musiałeś wyładować swoje chuci nie czekając na mnie, tfuj! Jestem kobietą, a nie tylko kochanką i służącą w jednym. Miałam marzenia... – Ponownie złapałam za talerz. Tłukąc je poczułam się silniejsza. To było wspaniałe uczucie!
Marek odsunął się w bezpieczne miejsce. Omal nie trafiła w niego skorupa, odbijając się od podłogi.
Po chwili podszedł do mnie, omijając ostrożnie cały, piętrzący się bałagan.
– Nie urządzaj scen. Dość tego! – Złapał mnie za łokieć i mocno usadził w krześle. – Robisz z siebie psychopatkę.
Szarpałam się przez dobrą chwilę, po czym wyrwałam mu się, a w moich oczach strzelały pioruny.
– Odpokutujesz za wszystko – po chwili zaczęłam szlochać. – Nigdy mnie nie kochałeś. Zauroczyłam cię, bo jestem o dziesięć lat młodsza i biedna jak mysz kościelna. Mylę się?
Uniósł brwi ze zdziwienia.
– Biedna? To fakt, ale nie tylko to. Wciąż jesteś uroczą kobietą, a twoje ubóstwo ani też brak zawodu nie było powodem mojego zakochania. Pokochałem cię taką, jaką byłaś. Zauroczyłaś mnie swoją bezgraniczną dobrocią i oddaniem, ale - niestety - zmieniłaś się po śmierci naszego synka. Stałaś się zgorzkniała i niedostępna. Próbowałem ci pomóc wyrwać się z tej otchłani, lecz...
Nie chciałam wysłuchiwać tych bredni. Zerwałam się z krzesła i podeszłam do okna. Ogarnięta smutnymi myślami o tym co przed chwilą usłyszałam patrzyłam na krajobraz, który już nie zachwycał. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w jego stronę
– Nie wierzę.... – Gdybym to... Gdybym ja... Nie ważne teraz. – Machnęłam bezwiednie dłonią.
Marek powoli ruszył w moim kierunku.
– Za dużo „gdyby“, kochana.
Zaczęłam szlochać.
– Och... byłam niemiła, ale musiałam…
– Wiem, że musiałaś... wyżyć się na serwisie. Teraz lepiej? – Próbował mnie objąć, ale odsunęłam się z widocznym obrzydzeniem.
– W tej chwili tak. – Otarłam oczy.
– Nadal tkwisz przy odejściu?
Ponownie zerknęłam w okno.
– Tak, ale wpierw muszę poszukać przystani. Może u Elki…
Nagle wstąpiła w niego dzika furia.
– Nie pozwolę ci odejść!
Poczułam na swoich barkach żelazny uścisk.
– Ty? Ty mi zabronisz? Nic nas już nie łączy. – W końcu udało mi się wyrwać z jego kleszczy.
– Nie dam ci rozwodu!
Nic sobie nie robiłam z jego gróźb. Mimo woli uśmiechnęłam się na myśl, że jednak te słowa nie zagrzmiały zbyt złowrogo.
– Dasz – szepnęłam spokojnie. – To żadna filozofia.
Rytmicznym krokiem przeszedł przez kuchnię.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt