Chojrak - mikolaj54321
Proza » Inne » Chojrak
A A A
Od autora: Miała to być książkowa wersja Chojraka tchórzliwego psa - bajki którą uważam za niesamowitą i ponadczasową z podwójnym a nawet potrójnym dnem. Poprzeplatałem ją jednak losowymi historiami, a od jednej z nich zaczyna się właśnie zamieszczony przeze mnie fragment. I wyszedł taki misz masz. Znajdziecie dużo błędów gdyż nawet nie miałem czasu jej sprawdzić i poprawić.
Klasyfikacja wiekowa: +18

                                                                        Rozdział 6
                                                        Dziennik z nikąd historia trzecia


Dokąd tylko sięgam pamięcią zawsze ludzie przyprawiali mnie o szczere wkurwienie.
-Pan musi się najzwyczajniej w świecie odprężyć. Może wynajmie pan domek nad jeziorem i da sobie kilka dni na naładowanie baterii pozytywną energią?- Powiedział specjalista od siedmiu boleści radując się ze swego pomysłu niczym szczeniak z nowej piłki.
-Pan jest idiotą- odpowiedziałem i to wcale nie bez kozery.
Nie odpowiedział. Wstałem i wyszedłem zostawiając na stole dwa papierki i kilka monet. Dokładnie trzydzieści trzy procent ceny, bo spędziłem u niego równo dwadzieścia minut. Zwykle już po dziesięciu minutach udaje mi się ustalić jak bardzo zdebilowaciały jest mój nowy psycholog. Ten był prawdziwym rekordzistą.
-Proszę zaczekać- zawołał w momencie, gdy otworzyły się przede mną drzwi windy.
Grubasowi ledwie udało się mnie dogonić. Stanął przy mnie zasapany jak po numerku ze swoją najstarszą córką, o której plotki doszły nawet do mnie.
-Proszę. Proszę zaczekać- próbował powiedzieć z trudem łapiąc kolejne hausty- Niech mi pan wybaczy. Miałem pana za zwykłego pacjenta. Za kretyna, który całe Zycie krył się za kurtyną, a teraz pcha się na scenę i żąda uwagi i ciągłego wsparcia z zerową porcją krytyki.
Uśmiech od razu zagościł na mej twarzy.
-Ależ proszę się tym nie frasować. Ja miałem pana za przebrzydłego grubasa i oszusta z dyplomem za pieniądze tatusia, który rozprawiczył się dopiero z prostytutką, na którą namówili go koledzy na drugim roku.
Wyprostował się i wyjął z kieszeni marynarki małą ściereczkę, którą począł starannie przecierać grube szkła okrągłych okularów.
- Właściwie to miałem dziewczynę na pierwszym roku- jego ton wyraźnie zdradzał jakąś tajemnice, którą zapewne chciał się w końcu z kimś podzielić.
-Ale?- Zapytałem ułatwiając mu pozbycie się tego brzemienia.
- Była brzydka i nie depilowała się. Dlatego pod koniec pierwszego roku poszedłem do Sonii.
Moja broda powędrowała nieznacznie w górę. Zamknąłem oczy i zaciągnąłem się Świerzym powietrzem, które przez otwarte okno wtłoczył potężny powiem charakterystyczny dla tej pory roku. Rozmarzyłem się.
-Proszę mi o niej opowiedzieć.
Doktor strapił się nieznacznie. Tak jak i ja zamknął oczy i zanurkował w rzece wspomnień. Przez kilka chwil walczył z jej silnym prądem by ujrzeć wreszcie swoją boginie nadpływającą na żółtym materacu. Dlaczego żółtym? W jej pokoju wisiał plakat przedstawiający jednego z króliczków playboya wylegiwującą się na żółtym materacu unoszącym się na tafli krystaliczno czystej wody.
- Włosy blond. Ciemny blond- zaczął wreszcie opisywać swoją pierwszą kobietę, a jego słowa rozbrzmiewały tonem tak podniosłym, że brzmiało to jak najpiękniejszy z wierszy, jaki dany mi było słyszeć- Oczy brązowe. Tęczówka tak ciemna, że zlewały się ze źrenicami w dwie wielkie czarne plamy. Małe usteczka i wiecznie skryty uśmieszek jakby zbroiła coś, o czym wstydziła się powiedzieć. Wiedziała, jakie Zycie prowadzi i wstydziła się swego śmiechu. Uważała, że na niego nie zasługuje. Zawsze, gdy tylko radosny wybuch zmierzał jej przełykiem ku światu ona tamowała go kawałkiem pościeli, dłonią bądź kołnierzykiem bluzki.
To, choć trafne podsumowanie całkowicie zburzyło rysujący się w mej głowie obraz Sonii.
-Proszę nie przerywać- wyszeptałem lekko podenerwowanym tonem.
-Przepraszam- speszył się doktor- Piersi miała średniego rozmiaru. Było w nich jednak coś magicznego. Coś, co sprawiało, że miałeś ochotę tonąć w nich i tonąć odrzucając wszelki ratunek. Nos. Zapomniałem o nim całkowicie. Był mały i lekko zadarty. To tylko dodawało jej uroku. W zależności od tego, jaką minę przybrała mogła wyglądać jak niewinna, słodka licealistka, albo jak królowa lodu. Najbardziej seksowna królowa lodu, jaką tylko lodowy król może sobie wymarzyć.
Lodowy król? Ten gość był niesamowicie pokręcony. Chyba wreszcie znalazłem odpowiedniego lekarza.
- Brzuch nie był może wynikiem setek godzin na siłowni, ale nie było w nim nic, co odbiegałoby od reszty jej idealnego ciała- zatrzymał się na chwilę i dobrze wiedziałem, dlaczego. Dotarł do miejsca, które zasługuje na dokładny opis. Na chwilę zadumy. Na chwilę głębszej refleksji. Wreszcie wycedził z siebie i dostałem to czegom chciał- Jej pupa. Jej słodka pupa. Nie było miejsca lub rzeczy, za którą tęskniłbym bardziej. Był wprost idealny, a to, co kryło się tuż obok niego.
- Cipka?
- Najdelikatniejsza, jaką było mi dane zobaczyć. A smak jej lepszy niż dzieła najlepszych francuskich mistrzów kuchni. No i nogi. Żadnego włoska na nich nie znajdziesz. Gładkie jak ostrze brzytwy. Stopy malutkie i słodkie jak i ona cała.
- To takie piękne- powiedziałem przez zaciśnięte usta ledwie tamując łzy wzruszenia. Dosłownie!
Doktor opuścił głowę, otworzył oczy i przybrał minę tą samą, co przed kilkoma minutami.
-Ale teraz jestem dorosły i wiem, że to był tylko wredny młodzieńczy popęd, który pompując do moich żył testosteron kazał mi myśleć o niej jak o aniele tylko po to bym się rozmnożył i przedłużył gatunek. Teraz wiem, że była tylko młodą kurewką, którą miało tak wielu przede mną.
-I, co? Uważa pan, że teraz jest mądrzejszy. A czy jest pan szczęśliwszy niż w tamtych dniach?
- Nie jestem. Właściwie to ani trochę nie jestem.
- Świetnie- ryknąłem klaszcząc w dłonie- Psycholog z depresją większą od mojej. Lepiej trafić nie mogłem. Jutro o siedemnastej?
- Myślę, że to będzie odpowiednia pora- odpowiedział ściskając moją wyciągniętą ku niemu dłoń.
- Przyniosę coś specjalnego. Lubi pan White Rabbit?
- Jack Daniels? A czy Sonia lubiła seks?
Szczerze się roześmiałem. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu.
- Zabawny z pana doktorek. Widzimy się jutro. Do zobaczenia- powiedziałem znikając za automatycznymi drzwiami windy.
Wróciłem do mojego wielkiego mieszkania. Wiele lat temu stanąłem przed wyborem, który zaprowadził mnie do tego miejsca. Miałem kobietę, którą kochałem ponad Zycie. Byliśmy młodzi, kochaliśmy się jak młode zające i dziecko było tylko kwestią czasu. Wiedziałem, że z nią czeka mnie klasa średnia i garb od harówki gdzieś po zakładach lub korporacjach. Chciałem zapewnić mojemu dziecku lepszy start no i kupić ojcu mustanga. Nasza miłość uleciała bardzo szybko. Przez jakiś czas płakałem i błagałem niebiosa by do mnie wróciła jednak było już za późno. Zająłem się, więc samym sobą. Dorobiłem się wszystkiego, czego chciałem jednak moja dawna energia zniknęła gdzieś po drodze. Czy wpadłem w to, czego tak bardzo chciałem uniknąć? Czy jestem szczurem?
Następnego dnia.
- Dobrze, więc, zaczynajmy- powiedziałem rozsiadając się na kanapie, która wydawała się o wiele wygodniejsza niż podczas poprzedniej wizyty.
Doktor przeglądał plik kartek przypiętych do starej, nadgryzionej przez ząb czasu podkładce. Zapewne była jego pierwszą podkładką, z którą to w ręku poznał jedną z najważniejszych pacjentek, swoją żonę. Zabrała pieniądze, dom i odeszła do innego, ale podkładka nadal nie opuszczała dłoni doktora. Może miał nadzieję, że jeszcze powrócą tamte piękne dni. Taka była moja teoria. Może był po prostu zbyt leniwy by iść do sklepu i kupić nową podkładkę. Tak to było całkiem prawdopodobne zważywszy na to jak opasłym grubasem był. Dla takiego jak on każdy wysiłek to największy wróg.
- Jak już przestanie pan analizować to, na jakim stopniu zaawansowania jest moja otyłość, przejdziemy do pierwszego etapu terapii.
-Myślę, że jest bardzo zaawansowana. Fotel ledwie wystaje zza pana cielska.
-Czy pan musi bez przerwy mnie obrażać?
-Ma pan rację. Przepraszam- Nie były to szczere przeprosiny. Chciałem jednak by terapia już się zaczęła- Czy możemy kontynuować?
- Nawet nie zaczęliśmy- powiedział wracając do pierwszej z kartek. Chrząknął głośno zasłaniając usta pięścią- Pierwszym etapem będzie seria pytań. Bardzo osobistych. Na niektóre może pan nie być gotowy.
Podrapałem się po brodzie.
-A czy to sprawi, że będę normalny?
-Normalny na pewno nie- powiedział doktor z szerokim uśmiechem na twarzy. Cieszył się z tego, że takich jak on jest więcej- Będzie pan natomiast spokojniejszy. Odzyska pan chęć do życia- poprawił grube okulary- W każdym razie nie zaszkodzi to panu.
- No to dawaj doktorku. Pytaj śmiało.
- Nie ukrywam, że denerwuje się równie mocno, co pan, a może i bardziej. Będzie pan pierwszą osobą, z którą przeprowadzę moją autorską terapie.
- Proszę zaczynać. Ręce zaczynają mi się pocić. Nienawidzę tego- wytarłem dłonie o spodnie i położyłem się na całej długości kanapy- Może to nie kozetka, ale wolałbym leżeć tak jak na filmach.
- Jak z rodzicami?
- Żyją. O to panu chodziło?
-Pan wie, że nie.
- No dobrze już dobrze, tylko żartowałem. Jeśli chodzi o rodziców to pełen standard. Mili, poczciwi i głupi. Dawali mi pieniądze jednak kontrolowali niemiłosiernie. Robili wyrzuty sumienia i chcieli bym spełniał ich marzenia, które sczezły przez nieplanowaną ciąże w bardzo młodym wieku. Zawsze mnie wspierają, jeśli przyjdę z konkretnym problemem, lecz nigdy nie rozumieli, co się dzieje w mojej głowie. Typowa historia. Większość pacjentów powiedziałoby panu to samo. To nie może być powód mojego problemu.
-Analizę proszę zostawić mnie. To ja tu jestem doktorem. A rodzeństwo?
-Siostra. Skończona suka. Nie rozmawiałem z nią od kilkunastu lat. Zrobiła dzieciaka na pierwszym roku studiów. Często się z nim widuje. Uczę go, co w życiu jest ważne, a co nie choć ostatnio mam z tym duży problem. Patrzę na siebie samego, na swoje życie i nie wiem czy postępuje dobrze czy źle. Zawsze byłem pewien, że moje zasady w pełni wystarczają do tego by żyć zgodnie z bogiem i być szczęśliwym. Ja jednak wcale nie jestem szczęśliwy.
- Jak jest z pana orientacją?
-Hetero. Kocham cipki. Nie wyobrażam sobie życia bez nich choć tak bardzo gardzę kobietami. No i wiem, że ciało jest grzeszne i trzeba nad nim panować.
-A jakieś fantazje? Proszę się nie wstydzić. Jesteśmy tu tylko my dwaj- powiedział rozkładając ręce i rozglądając się na boki.
Głośno westchnąłem.
-No już dobrze. Często fantazjuje o seksie z samym sobą. Mam ochotę zrobić sobie dobrze.
-Ustami?
- Czy pan jest seksuologiem- podniosłem się do góry oburzony jego wnikliwością.
- To dość ważne. No, ale zrozumiem, jeśli nie będzie pan potrafił przełamać wstydu.
-Nie wstydzę się. Nie znam takiego słowa jak wstyd. Tak, chciałbym to zrobić ustami. Wszelkimi sposobami.
- A z innym mężczyzną?
-Nigdy. Żaden nigdy nie pociągał mnie w żaden sposób. Tylko ja sam.
- Miał pan fantazje związane ze swoją partnerką i kimś jeszcze?
- O tak. Zawsze byłem przeciw temu by do naszego łóżka wszedł inny mężczyzna jednak miałem taką fantazje, że posiadamy ją we dwóch naraz.
-Pan i kto?
- Nie wiem. Pewnie mój klon lub losowo wygenerowany przez mój umysł człowiek.
- Często miewa pan sny związane z seksem?
- Bardzo często. Kiedyś we śnie. Tylko niech się pan nie śmieje- spojrzałem na doktora spode łba- kiedyś we śnie przeleciałem psa.
- Proszę się nie przejmować. To tylko sen. Mózg płata panu figle.
-No ja mam nadzieję, że już się takie figle nie powtórzą.
- Co z dziadkami? Wróćmy do dziadków.
-Alkoholicy i idioci. Ojciec mojej mamuśki zmarł zanim się urodziłem. Babcia kocha mnie tylko, dlatego, że jestem jej wnukiem. Czuje te chorą powinność. Natomiast rodzice tatuśka są, a raczej byli alkoholikami i kretynami. Nienawidzili mnie, a ja ich. Chuj im na grób.
- Rozumiem. Nie znałem ich, więc się nie wypowiem. Wiem jednak, że nie bez powodu mówi się o kimś takie rzeczy.
-Bardzo mądrze- uśmiechnąłem się pod nosem. Wreszcie spotkałem kogoś w miarę inteligentnego. Szkoda, że nie mogła to być urocza blondynka tylko taki wstrętny grubas.
- Jak wyglądało pana dzieciństwo? Proszę mówić w dużym skrócie i podsumować kilkoma słowami każdy poszczególny okres.
- Przed podstawówką spędzałem czas przed telewizorem. W wakacje jeździłem do moich babuniek. U jednej bawiłem się z kuzynami, a u drugiej z sąsiadami z naprzeciwka. W podstawówce byłem najlepszym uczniem. Grubym kujonem. Miałem dwóch może trzech kumpli od komputera. Brzydziłem się dziewczynami, a one mną. Siedziałem przed telewizorem i komputerem, co moi rodzice uważali za zupełnie normalne. Pieprzeni idioci dwudziestego pierwszego wieku hodujący dziecko przed telewizorem. Nie wiedzą jak taki młody mózg jak mój może uzależnić się od tych gadających skrzynek. Po części jestem im za to wdzięczny. Gdybym więcej biegał za piłką pewnie skończyłbym, jako typowy szkolny sportowiec idiota. Ale nigdy nie wiadomo. Później przyszło gimnazjum. Przestałem się uczyć, zacząłem jarać trawę i interesować się dziewczynami. Znalazłem kumpli. Pędziliśmy prosto na samo dno. Oceny coraz niższe trawy coraz więcej. Ciągle piliśmy i bawiliśmy się do upadłego. W liceum zacząłem ćwiczyć na siłowni, jarać i pić jeszcze więcej. W moim życiu pojawił się seks. Oceny nie grały już prawie żadnej roli.
-Pierwsza dziewczyna?
-Pewna głupia licealista. Ciągle ze sobą zrywaliśmy i znowu się schodziliśmy. W tym samym czasie mój kumpel znalazł sobie dziewczynę. Wszyscy jego bliscy odsunęli się od nich, bo stali się najzwyczajniej w świecie nudną i typową parą. Wtedy to przypomniał sobie o swoim dawnym przyjacielu, czyli o mnie. Kłócili się lub obściskiwali, gdy ja siedziałem obok jak piąte koło u wozu do
towarzystwa. W końcu zerwali ze sobą robiąc przy tym takie zamieszanie, że klękajcie narody. Wcisnęła mi kit, że jest prze niego traktowana tak źle jak ja przez swoją byłą dziewczynę. No i popełniłem największy błąd w swoim życiu. Zacząłem spotykać się z tą siksą. Wieść o tym rozniosła się po całym mieście w zawrotnym tempie. Wszyscy uznali mnie za chujka, który odbija cudze kobiety. Myślałem o tym i o tym, że zawsze byłem najbardziej godnym zaufania i najmilszym chłopakiem, jakiego można było znaleźć w całym naszym mieście. Zawsze pokojowo nastawiony, zawsze wyciągający pomocną dłoń do ludzi, w końcu uznany za ostatnie ścierwo. To strasznie zniszczyło moją psychikę. Po trzech miesiącach zerwaliśmy za obopólną zgodą. Wróciłem do swojej byłej. I dopiero wtedy postanowiła mi się oddać. To była moja pierwsza i najważniejsza lekcja na temat kobiet. To dziwki chcące tylko zabawy i intrygi. Liceum mijało mi na zabawie i uprawianiu różnego rodzaju sportów. A to pływałem, a to biegałem, a to chodziłem na siłownie. W międzyczasie zaliczyłem pierwsze bójki i pokazałem paru gościom, że na prawdę zły bronie się do upadłego. W trzeciej klasie liceum poznałem dziewczynę. No i bach. Pół roku i byliśmy zaręczeni. Byłem tak zakochany, że świata poza nią nie widziałem. Kumple śmiali się ze mnie, więc zerwałem z nimi kontakt. Wyprowadziłem się z moją ukochaną do innego miasta. Nie poszedłem na studia, bo chciałem jej pokazać jak twardy jestem i bliski niej. Już tłumaczę. Jej rodziców nie było stać na to by poszła na studia. Musiała, więc pracować. Chciałem pokazać jak solidarny jestem, więc postanowiłem, że też zacznę harować. No i minęło tak kilka miesięcy. Zaczęła traktować mnie jak starego męża Janusza. Przez to byłem ciągle smutny. No, więc co zrobiła żeby mnie pocieszyć? Wyprowadziła się z dnia na dzień. Przyjechał po nią kolega jej brata. Trzy tygodnie później dowiedziałem się, że są razem. W tym samym czasie straciłem prace i wprowadziłem się do nowego mieszkania gdzie dzieliłem pokój z gościem poziomu deski. Ciągle jarał i nie mówił o niczym konkretnym. Jak się później okazało był najlepszym kumplem nowego chłopaka mojej byłej narzeczonej. Czasem do nas wpadał. Siedziałem obok i zaciskałem zęby. Później nie zakochałem się już ani razy. Zdarzały mi się jedynie pojedyncze epizody z dziewczynami, których damami nie nazwałby żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach. Podrywało mnie tez kilku pedziów. Jeden nawet ze mną mieszkał. W pokoju obok. Pewnego zostawił na moim biurku dwa kiwi, banana i pączka z dziurką. Nawet mi to schlebiało.
- A pana marzenia?
- Marzenia?- Zrobiłem na prawdę zamyśloną minę udając, że nie mam od prau lat przygotowanej tej samej odpowiedzi na to standardowe pytanie- Kiedyś chciałem być wielkim pisarzem i reżyserem. Marzyłem też o tym, że wybucha wojna, a ja zostaje bohaterem na czele całego narodu. Typowe. Większość ludzi tak ma. Tak mi się przynajmniej wydaję. Jako młody człowiek zastanawiałem się czy wolę żyć z normalną kobietą, prowadzić zwykłe życie z rodziną i kilkoma bliskimi osobami czy jednak chce poświęcić się tworzeniu dzieła życia lub realizowaniu jakiegoś wielkiego planu, który pochłonąłby mnie bez reszty i skazał na życie samotnika. Z jednej strony chciałbym przejść do historii i zostać zapamiętanym przez następne pokolenia. Z drugiej jednak nie wiem czy to ma jakikolwiek sens. Jeśli nie ma życia po śmierci to zmarnuje jedyną szanse na bycie szczęśliwym. Pewnego razu przyszła mi myśl, że może spotkam kobietę, która pomoże mi realizować moje pasje, a nawet będzie je ze mną podzielać. Niestety w tych czasach to marzenie ściętej głowy.
- Rozumiem. Nie chce pan być w tłumie.
-Dokładnie. Nie chce być taki jak oni. Nie przeżyć tego co już przeżyły miliony. Najpierw kilka lat uniesień miłosnych, potem lata tonięcia w pieluchach w wiecznym fetorze odchodów. Ciągle tylko
praca, dom i coraz rzadsze wypady z tymi samymi kumplami. To ja już wolę umrzeć samotnie, ale mieć masę wspomnień.
- I tu pojawia się jedno, ale.
-Dokładnie. Nie mogę znaleźć ludzi takich jak ja. Co z tego, że jestem wolny skoro osamotniony jakby po środku pustyni. Nie mam zupełnie nikogo. Przyjaciele z dawnych lat z którymi trzymałem tylko z powodu przyzwyczajenia już dawno porobili dzieciaki i pobudowali domy. Co za banda nudziarzy. Najgorsze, że to wszystko przeze mnie. To ja pierwszy z całej mojej paczki znalazłem dziewczynę na stałe. Potem po kolei zaczęli wpakowywać się w związki. Nagle cała masa ludzi z mojego miasta zaczęła się zaręczać. Popchnąłem kostkę domina zagłady i nudy. Skazałem na przeciętność całą masę ludzi. I jak tu nie uważać się za pępek świata?!
- Hmmm- doktor wyraźnie się zamyślił. Starał się ułożyć jak najlepsze podsumowanie tego co właśnie mu zaserwowałem- Nie muszę chyba panu mówić tego co powtarzam każdemu pacjentowi.
- Zapewne wpaja pan do ich świadomości, że mogą zrobić z tym życiem dosłownie wszystko. Wiem to od gimnazjum, choć byłem wtedy zaledwie kajtkiem. Jestem świadom tego i swojego lenistwa. Świadom tego, że nic nie wynika ze smutku i nie ma co marudzić bo to tylko marnuje nasz czas. Trzeba korzystać z życia, bawić się, realizować pasje, ale nie zapominać przy tym by być człowiekiem i nie krzywdzić innych. Trzeba też znaleźć miejsce na poświęcenie i wysiłek. Nie da się od razu na starcie robić czegoś pożytecznego, przynoszącego korzyści i jednocześnie czerpać z tego przyjemność. Ta przychodzi dopiero po zrealizowaniu celu. Ale ja nie chce być super sławny i obrzydliwie bogaty. Chce wreszcie poznać kogoś takiego jak ja. Chce przestać czuć trawiącą mnie samotność.
- Stanie się tak. Może nie na tej planecie, ale w końcu się to stanie. Musi pan po pierwsze nauczyć się żyć z samym sobą, a po drugie wypełnić przeznaczony panu cel.
-Wierzy pan w przeznaczenie?
- Wierzę i wydaje mi się, że podziela pan moje podejście.
-Podzielam. No, ale ile można czekać. A co jeśli żadne przeznaczenie mnie nie czeka i skończę, jako samotny starzec?
- Tego się pan nie dowie, jeśli pan nie zaryzykuje. Jeśli znajdzie pan kogoś na siłę i wpadnie w pułapkę stabilnego życia to wie pan doskonale, co pana czeka. Ta druga droga jest natomiast zagadką. Nie chce pan jej poznać?
- Chcę, ale boję się, że to pułapka.
-Strach to nieodłączny element życia. Im większy strach tym większa nagroda czeka po pokonaniu go.
- Nawet mądre.
- Dziękuje- zachichotał doktor.
- I co dalej doktorze? Czy to oznacza, że jestem skazany na samotność po to by wypełnić moją misje? Ludzie zbytnio mnie rozpraszają? A może po prostu jestem aspołecznym kretynem, który wymaga od innych niewiadomo, czego.
- Nigdy nie wiadomo. Faktem jest jednak, że trafił pan w nieciekawe czasy.
- Ja trafiłem? Pan tez w nich żyje.
-Ale ja mam już ponad pięćdziesiąt lat. Za mojej młodości ludzie byli inni. Pan dojrzewał w czasach głupoty i teraz obcuje pan z tymi, którzy się jej poddali.
- Czy pan mnie teraz pociesza?
- Tak. Niestety nie potrafię panu pomóc, choć myślałem, że jestem w stanie tego dokonać. Panu może pomóc tylko jedna rzecz. Wielkie życiowe wydarzenie, które raz na zawsze uświadomi panu, że jest pan coś wart i, że warto było nie podążać ścieżką za innymi. Tylko jeśli udowodni pan to jednocześnie sobie i ludziom osiągnie pan coś w rodzaju wewnętrznego spokoju.
-To ma być już koniec naszej terapii? Mam czekać? Przecież ja tu zgnuśnieje. Jestem na skraju załamania nerwowego. Odbija mi.
-Nie może się pan spełnić, bo żyjemy w czasach stabilizacji. W okresie przejściowym do przetrwania gatunku, a pan chce od życia wielkich wydarzeń.
- No i?
- Proszę o wybaczenie- doktor przetarł zmęczone oczy- Nie jestem w stanie dojść do lepszych wniosków. Może przez noc przyjdzie mi cokolwiek do tej pustej głowy. Czy możemy się umówić na jutrzejszy dzień?
- Pan chyba żartuje- podniosłem się z kanapy- Miał mi pan pomóc. Mieliśmy przejść autorską terapie. Co to ma znaczyć przebrzydły tłuściochu? Odsyłasz mnie z kwitkiem? Wyciągnąłeś ode mnie tak osobiste rzeczy żeby zaspokoić swoje zboczone popędy, a teraz będziesz się zadowalał przed moim zdjęciem?
- Rozumiem pana gniew. Proszę iść na dobrą kolacje do restauracji. Potem może wstąpi pan do kina na jakiś ciekawy film, a jutro o godzinie piętnastej spotkamy się ponownie w moim gabinecie.
- Ty spaślaku- rzuciłem podchodząc do drzwi- Znajdę kogoś, kto mi pomoże i nie będzie to już żaden psycholog. Już myślałem, że chociaż pan okaże się porządnym lekarzem, a nie szarlatanem.
- Wiem, że jest pan wściekły, ale na prawdę na tą chwilę nie potrafię powiedzieć panu niczego, o czym sądziłbym, że panu pomoże. Nie jestem taki jak inni lekarze. Nie będę pana przekonywał do tego, że życie jest cudowne i szprycował kolejnymi dawkami leków.
-Wie pan co? Już wolałbym leki. Żegnam.
Coś tam jeszcze za mną wołał, ale już nie słuchałem. Wyszedłem z budynku i skierowałem kroki w stronę najbliższego przystanku tramwajowego. Wyszedłem w idealnym momencie bo właśnie o to nadjeżdżał tramwaj z numerem sześć mijający przystanek tuż obok mego mieszkania. Mój odtwarzacz rozładował się gdy jechałem do doktora jednak wcale mnie to nie obeszło. Uwielbiałem
nasłuchiwać rozmów obcych ludzi w tramwajach. To działało na mnie kojąco i pouczająco choć większość z tych rozmów można by zaliczyć do grona paplanin. Czasem jakiś pijany obywatel sikał pod siebie samego lub wymiotował pod biletomatem. Zwykle bywało tak w piątki i soboty choć zdarzało się, że widywałem wymiotującego studenta o godzinie dziesiątej rano w samym środku tygodnia. Takie to było miasto. Bogaci, leniwi do granic możliwości studenci latający na fazie zaraz obok przegranych biedaków sidlących się w tych wszystkich zaniedbanych, dotkniętych czasem kamieniach. Tworzyło to spory kontrast i wiele napięć na tle przynależności społecznych. Jednym współczułem głupoty i braku sił, a drugimi gardziłem za nieposzanowanie dla zycia i pieniędzy.
Gdy miałem około osiemnastu lat wymyśliłem pewną taktykę przetrwania w tłumie. Nie chciałem by ludzie się mnie bali. Chciałem by dali mi spokój i nie odzywali się gdy przechodzę obok tak jak to miało miejsce gdy byłem młodszy. Nie chciałem by mnie zaczepiali. Umiałem się bronić, lecz wolałem święty spokój. Taktyka polegała na goleniu głowy na łyso i częstym przywdziewaniu dresowych spodni, co wystarczająco klasyfikowało mnie w oczach wszystkich dookoła. Mieli mnie za tępego dresiarza, chuligana, któremu tylko bójka w głowie, więc najczęściej dawali mi spokój i pozwalali iść przed siebie z uśmiechniętą miną.
Wiedziałem, za kogo mnie mają i sprawiało mi to największą frajdę. Pewnego razu uciąłem sobie pogawędkę z kolegą w nowej pracy. Co do pracy to byłem kurierem rozwożącym zakupy internetowe w jednym z najdroższych marketów w Polsce. To jak ludzie potrafią być głupi i pyszałkowaci pokazała mi dopiero ta praca. Kupowali u nas rzeczy, które w markecie położonym sto metrów dalej były o połowę tańsze tylko po to by poczuć, że są lepsi i robią zakupy w sklepie, na który nie każdego stać. Innym przykładem tego typu zadufania są sklepy takie jak empik. Tu pojawia się kolejna nurtująca mnie kwestia. Co się stało, że ludzie przestali wymagać od życia czegokolwiek większego i ambitniejszego niż tylko rodzina i dom z ogródkiem? Znajdują żony, płodzą dzieciaki i cały swój majątek przeznaczają na budowę domu na obrzeżach miasta. Później ich jedynymi przyjemnościami są wakacje w Grecji i nowy telewizor. Po co? Ja się pytam grzecznie, po co? Kiedy pomrą nie zabiorą ze sobą domu, a ich jedynymi wspomnieniami będą lata spędzone w pracy, przy łóżku płaczącego dziecka i przy kłótniach z ekipą budowlaną. Po co? Powtarzają tylko, że ubezpieczają się na starość. Ja wole mieć ciekawe życie pełne przygód i na starość wylądować w ośrodku spokojnej starości niż zostać zamkniętym przez własne dzieci w ich czterech ścianach z możliwością wyjścia na podwórko z pieskiem i wizytą u znajomego kilka domów dalej by porozmawiać o tym jak było kiedyś. Wtedy uświadamiają sobie, że nie mają o czym rozmawiać. Wtedy jest już za późno. Mieć tylko jedną szanse na przeżycie tego życia i zmarnować je na prace i wychowywanie dziecka. Bezcenne.
Wracając do pogawędki z kolegą z pracy. Powiedziałem mu, czym się interesuje i co mną kieruje w życiu. Stwierdził ze zdumioną miną, że jest mu głupio, bo gdy tylko mnie zobaczył wziął mnie za głupiego dresa, a okazałem się zupełnym przeciwieństwem tego typu ludzi. Największy komplement, jaki usłyszałem przez całe swoje życie.
Wtem usłyszałem rozmowę. Rozmowę, której wyczekiwałem tak długo. Dwóch starszych panów. Ich konwersacja zaciekawiła mnie od samego początku. Byli starzy, a nie rozmawiali ani o chorobach, ani o polityce i swoich niegrzecznych sąsiadach. Nadstawiłem prawe ucho i wyłapywałem każde słowo.
- Żałuję bardzo, że tak się stało.
-Żałujesz?
- Tak. Szczerze żałuję. Lata przeminęły. Nie wiem czy czeka mnie coś po śmierci, a cały czas tutaj na ziemi zmarnowałem- powiedział staruszek waląc laską, którą do tej pory się podpierał, mocno o ziemie.
- I co z tym zrobimy mój drogi?
-Już nic. Teraz możemy tylko czekać. Ale gdybym mógł się cofnąć w czasie i spróbować każdej z opcji. Każdej jednej. Zamiast tkwić w tej najbezpieczniejszej.
To było to. Po co mam czekać na wielką przygodę. Po co mam czekać na niesamowicie wielką i płonącą żarem namiętności miłość. Po co czekać na wojnę i chwałę bohatera. Są też inne opcje. Mogę zostać kimkolwiek chce. Może w czymś się wreszcie odnajdę. Spróbuję od najprostszego. Zostanę największym ze złodziei. Zawsze mnie to fascynowało. A jak nie wyjdzie to zacznę pisać książki. Później spróbuję szczęścia, jako podróżnik.


- To ja autor. Zdziwiony takim przeskokiem? Pamiętaj, że Nigdzie jest dookoła nas i nieważne czy to wielkie zatłoczone miasto czy pustynia, czy wioska na zboczu góry. Wszędzie tam jesteś sam, jeśli nie pogodzisz się ze swoim losem.


                                                                 Rozdział 7
                                                            Przyjaciel z nikąd


-Jak czuje się Eustachy?- Zapytał chojrak dojadając szarlotkę.
- O wiele lepiej. Myślę, że zacznie chodzić już przed twoimi urodzinami. Rana bardzo szybko się goi- Muriel krzątała się przy zlewozmywaku.
- Co właściwie się stało? Dlaczego postrzelił się w stopę? Nie mógł być tak nieostrożny celując w zwierzę lub czyszcząc broń.
- Nie wiem, co tam zaszło. Eustachy twierdzi, że nie pamięta i ja mu wierzę- powiedziała patrząc na chojraka trochę jakby oburzona jego dociekaniami- Jest już stary- podeszła do niego z mokrymi ociekającymi pianą dłońmi- Nie chce się pogodzić z tym, że już najwyższy czas by trochę odpuścił i przeszedł tak jakby na emeryturę. Pewnie bardzo wstydzi się tego co zaszło. Nigdy nie chciałby ktoś zarzucił mu niedołężność. Proszę cię Chojrak. Nie wspominaj przy nim o tym co zaszło i nie próbuj dociekać czy pamięta okoliczności.
- Obiecuję. Rozumiem to doskonale. Ta przemowa nie była potrzebna droga pani.
Muriel roześmiała się głośno klepiąc go po głowię.
- Pamiętaj Chojrak, że ja i Eustachy bardzo cię kochamy. Nawet sobie tego nie wyobrażasz.
- Faktycznie, jeśli mowa o Eustachym to słowo miłość nie pasuję mi do jego osoby.
- Ja wiem, że to dla ciebie nie do pojęcia, ale jak dorośniesz zrozumiesz, że wiele pozornie prostych spraw wcale nie jest takimi błahymi, jakie się zdają.
- To dość mądre- powiedział zbierając językiem resztki szarlotki z talerzyka.
Muriel wzięła go od chłopca by wreszcie dokończyć zmywanie.
- Czy był już Pan Kamyk?
- Ty to masz nosa. Właśnie się tutaj zakrada. Pewnie myśli, że Eustachy znowu czai się na niego ze strzelbą- zachichotała.
- Masz niesamowicie rzadko spotykane poczucie humoru Mamo- Chojrak wybiegł przed dom, a pan kamyk omal nie dostał zawału myśląc, że to Eustachy wybiega mu na powitanie.
- Mój mały. Mój przyjacielu- mówił dysząc i łapiąc się za serce- Nieźle mnie nastraszyłeś. Proszę nie rób tak więcej- roześmiał się głośno.
Chojrak przytulił się mocno do jego starej przepoconej koszuli.
- Tęskniłem za panem. Nie było pana cały tydzień. Gdzie się pan podziewał?
- Tu i tam mały- głaskał go po głowie jak syna- Musiałem odnowić kilka starych kontaktów w mieście. Możliwe, że za kilka dni wrócę do swojego rodzinnego miasta. Wydaje mi się, że przyszedł czas by odnaleźć rodzinę.
- To pan ma rodzinę?
- O tak i to dużą.
- To, dlaczego pan- nie dokończył pytania. Wstydził się.
- Dlaczego jestem bezdomny pomimo tego, że mam rodzinę? To dość skomplikowana sprawa. Jestem jak sam widzisz- wskazał palcem na wielki garb rosnący na jego grzebiecie- Nie zbyt zdolny do pracy, a kilka drobnych interesów, które otworzyłem pogrzebano wbrew mojej woli. Moja rodzina jest biedna. Tak biedna, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Byłem dla nich jedynie obciążeniem. Litowali się nade mną i pomagali, choć sami potrzebowali pomocy bardziej. Dlatego uciekłem. Minęło tyle lat, a ja coraz bardziej tęsknie. Wydaje mi się, że ucieszy ich mój widok. Pewnie myślą, że już dawno nie żyje.
- Pana historie- znowu przerwał w pół zdania.
- Są smutne? Wiem. Spokojnie mój drogi- podniósł jego podbródek jednym z czystszych palców- Życie jest smutne tylko wtedy, gdy za takie je masz. Wydaje ci się, że ubóstwo mojej rodziny jest smutne? Nawet nie wiesz jak wielki to dar, gdy nie masz wszystkiego, czego zapragniesz. Idę wąskimi ulicami miasta i widzę ludzi bogatych i nieszczęśliwych. W moim miasteczku wszyscy kochają się jak bracie i przede wszystkim szanują. Nie ma nic lepszego niż szczera miłość bez żadnych roszczeń.
- Mama ma dla pana dużo jedzenia. Konserwy i trochę ciasta.
- Twoja mama to wspaniały człowiek. Pamiętaj o tym.
- Nie śmiałbym zapomnieć.
Z drzwi wyłoniła się Muriel.
- Panie Kamyk. Proszę wejść do środka. Nie musi się pan obawiać. Eustachy jest lekko chory. Leży w łóżku i nie ma dostępu do strzelby.
- A co się stało szanownemu małżonkowi, że w tak piękny dzień musi leżeć w łóżku?
- Zwykłe przemęczenie. Proszę wejść naleje panu zupy.
Muriel zniknęła w środku, a pan Kamyk został zatrzymany tuż przed wejściem przez Chojraka.
- Panie Kamyk. Stało się coś bardzo dziwnego. Właściwie to ostatnio spotkało mnie kilka dziwnych rzeczy. Możemy o tym porozmawiać?
- Jasne synku. Pozwól mi jednak najpierw zjeść pyszną zupę twojej mamy. Później poświęcę ci tyle czasu ile tylko będziesz potrzebować.
Pół godziny później siedzieli już w stodole na klepisku. Muriel zalewała Kamyka falą pytań na temat tego, co robił przez ostatni tydzień, dlaczego się nie zjawił, i czy wyjazd do rodzinnego miasta oznaczać będzie jego długą nieobecność czy też absolutne pożegnanie. W końcu udało im się jednak wyrwać w ustronne miejsce.
- Mój mały. Sam wiesz, że to, co przydarzyło się Eustachemu może być wynikiem jego podeszłego wieku i przemęczenia. Natomiast to, co spotkało cię wcześniej i później to doprawdy niesłychana rzecz. Chojrak nie myśl, że ci nie wierze, ale to wszystko wskazuje na to, że doświadczyłeś albo Boga albo diabła.
- Czemu tak twierdzisz? Nie widzę w tym nic Boskiego.
- Śmiertelnik, a tym bardziej chłopiec w twoim wieku nigdy nie zrozumie takich znaków. Ja też pewnie bym nie zrozumiał. Chodzi o to, że tylko przy nich świat zakrzywia się tak bardzo, że dziać mogą się rzeczy podobne do tych, które cię spotkały, a ja widziałem jedynie w książkach.
- Wierzy mi pan.
- Absolutnie tak. Jestem tylko nieprzekonany, co do źródła tych wydarzeń. Albo jesteś psychicznie chory, albo masz kontakt z światem duchów.
- Nie wiem, co gorsze.
- Świat duchów oczywiście. Chory na głowę jest, co drugi człowiek, a jakoś ten świat funkcjonuje. To jeszcze nie byłaby taka tragedia. Jeśli jednak masz kontakt ze światem duchów to nie wróży niczego dobrego.
- Po co jakikolwiek duch jeśli w ogóle duchy jako takie istnieją, miałby nawiązywać ze mną kontakt?
- Tu nie chodzi o jakiś kontakt czy wróżenie z kart albo przepowiedzenie kataklizmu. Chodzi o to chojrak- Kamyk nie miał już tak przyjaznego wyrazu twarzy jak zwykle- Chodzi o to, że jeden z nich czegoś od ciebie chce albo potrzebuje. Musi was wiązać silna więź. Tylko tak wie jak przedostać się za pomocą ciebie do tego świata i robić takie, że tak powiem dziwne sztuczki z gadającymi zwierzętami.
- Myślisz, że to mogą być moi rodzice?- Podekscytował się chojrak.
- Obawiam się, że nie. Jesteś szczęśliwy i masz bardzo dobrych rodziców zastępczych. Twoi rodzice wiedzą też, że musisz się nimi zaopiekować, gdy już całkiem dopadnie ich starość. Jeżeli po tej drugiej stronie istnieje cokolwiek to na pewno twoi rodzice nie ingerowaliby w twoje życie, gdy nie dzieje ci się żadna krzywda.
- Nie wiem czy bardziej przeraża mnie to, co pan mówi czy to skąd pan to wszystko wie.
- To proste mój mały. Im bliżej jesteś pieniędzy, kłamstwa, przepychu i tak dalej, tym bliżej jesteś diabła. Jak dobrze wiesz ja nie zaznałem żadnej z tych rzeczy. Ciągle przebywam z ludźmi, którzy wiele w swoim życiu przeżyli. Dzięki temu jestem, że tak powiem bożym powiernikiem prawd o świecie.
- Co pan radzi?
- Gdy duch będzie próbował nawiązać kontakt ignoruj i zmów modlitwę. Niech to nie będzie jednak jakaś czcza formułka. Proś boga by pomógł ci przepędzić demona. Jeżeli masz czyste sumienie i serce, a jestem, co do tego święcie przekonany to duch ucieknie tak szybko jak się zjawił.
- Muszę już iść. Eustachy nie da rady nic zrobić przez następny miesiąc, więc musze pomagać Mamie.
- Zanim odejdziesz posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. Chojrak spójrz mi prosto w oczy. To zły duch, którego siły sobie nie wyobrażasz. Nie myśl sobie, że pomoże ci znaleźć rodziców w zaświatach. Przyrzekasz, że nie będziesz aż tak łatwowierny?
- Przyrzekam. Wiem, że to byłoby głupie.
- Bardzo głupie. Żyj dobrze, dbaj o Muriel i Eustachego, którzy oddali ci wszystko, co mieli. Założysz w końcu i swoją rodzinę i tak jak każdy kochany i kochający będziesz przez nich pewnego dnia opłakiwany po stokroć za swoje dobre uczynki. W końcu spotkasz rodziców. Oni będą czekać. Dla nich czas płynie zupełnie inaczej.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mikolaj54321 · dnia 27.06.2017 10:01 · Czytań: 459 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
purpur dnia 29.06.2017 09:55
A możesz mi drogi Mikołaju wytłumaczyć, dlaczego ja mam mieć czas na czytanie tego?
I po co miałbym to zrobić, skoro nawet autor ma tekst w du... ?

Cytat:
Znajdziecie dużo błędów gdyż nawet nie miałem czasu jej sprawdzić i poprawić.


Zatrzymałem się po przeczytaniu tego zdania i nawet nie mam zamiaru iść literkę dalej. Dlaczego nie szanujesz czytelnika? Wiesz, on może nie wrócić...

Ot, taka rada, ode mnie, dla ciebie, drogi autorze.
oldakowski2013 dnia 02.07.2017 13:33
Ja również nie czytałem tego, gdy w pierwszych zdaniach, autor informuje, że nie miał czasu zająć się swoim utworem i przygotować go do druku. Dziwię się, że w ogóle ten tekst został dopuszczony do naszej wiadomości. Takie pisanie to może zamieszczać sobie autor na blogach, choć i tam teraz jest wymagana większa jakość, niż była dotychczas. W zupełności popieram "purpura", a innych proszę o odrzucenie tego tekstu. Nam też należy się jakiś szacunek. Nieprawdaż?
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty