1.1
Słońce już zachodziło, na niebie było widać księżyc co chwile przysłonięty chmurami których tego wieczoru nie brakowało na niebie. Uliczki już opustoszały, gdzieniegdzie jeszcze można było dostrzec pojedyncze osoby pędzące każda w swoim kierunku. Na ulicach pojawiali się już latarnicy odpowiedzialni za zapalania lamp ulicznych, każdy chodził w towarzystwie członka zakonu. Słońce już zaszło i tylko, lampy rozświetlały ulice ukazując zniszczone ściany budynków, zabłocone alejki pełne odchodów oraz innych odpadków, całą dzielnica portowa wyglądała tak samo. Przez te ponure uliczki przemieszczała się samotna postać, niewielka, przykryta starym, szarym płaszczem, z zarzuconym kapturem na głowę, Płaszcz nosił wyraźne ślady używania, przetarcia oraz dziury jak po zadrapaniu rzucały się w oczy, Zakapturzona postać biegła starając się zachować ciszę, co już grzęznąć w błocie które jest efektem całodniowych opadów. Zbiegła z głównej ulicy wbiegając w ciemną uliczkę pozbawioną latarni, co chwile oglądając sie za siebie upewniając się że nikogo tam nie ma. W momencie jak już miała wybiec z uliczki drogę zastąpiła masywna postać, nie zastanawiając się postanowiła zawrócić jednak z drugie jstrony w uliczkę wchodziło dwóch mężczyzn.
Postać w płaszczu zatrzymała się i nerwowo zaczęła rozglądać szukając wyjścia z beznadziejnej sytuacji.
Zaczęli się szarpać, dwaj mężczyźni z tyłu podeszli już do bohatera, jednak tylko się przyglądali i rechotali ze śmiechu patrząc jak ich kolega szarpie się z postacią o połowę mniejsza od niego. Podczas szarpaniny zsunął się kaptur i ukazały się piękne długie blond włosy związane w koński ogon. Korzystając z chwili zamieszania nasza bohaterka wyrwała się z uścisku i pognała rozświetloną ulicą nie oglądała się za siebie, nie musiała dobrze słyszała jak biegli za nią. Dostrzegła znak gospody “pod rybką” wystający nad drzwiami, nie zastanawiając się wbiegła do środka z hukiem otworzyła drzwi i podbiegła do lady zasiadając przy wolnym krześle, zakryła głowę rękoma. Drzwi nie zdążyły się zamknąć a do środka wbiegli znani nam już rabusie. Rozejrzeli się dookoła dostrzegając naszą bohaterkę. Podeszli do niej otaczając z każdej strony.
W gospodzie zapanowała cisza wszyscy klienci zwrócili wzrok w stronę lady przy której toczyła się dyskusja. W tym momencie dwóch mężczyzn wstało od stołu i udało się w stronę lady. Obaj nie wyróżniali się niczym szczególnym, byli czyści i schludni, jeden był ciut wyższy i miał blond włosy ściągniete w kitkę oraz gładko ogoloną twarz, drugi niższy od pierwszego jednak i tak jak na standardy na pewno nie był niski, miał czarne jak smoła włosy i kilkudniowy zarost. Reszta klientów z zaciekawieniem obserwowała bieg wydarzeń.
W tym momencie mężczyzna wyciągnął sztylet dźgnął zbira w nadgarstek, ten upuścił “lolę”, mężczyzna łapiąc go za rękę obrócił plecami do siebie , noga kopnał w kolano zmuszając go do przyklęknięcia i przykładając sztylet do gardła, na ten widok pozostali bandyci rzucili się do ataku, pierwszy z nich nie zauważył podstawionego krzesła i wylądował na podłodze zaplątany w nogi od tegoż krzesła, drugi z kolei trzymający kawałek deski zanim zdążył się zamachnąć poczuł na gardle ostrze miecza trzymanego przez drugiego mężczyznę.
Mężczyzna trzymający największego zbira spojrzał na gospodarza i rzekł spokojnym głosem
Poluźnił chwyt, zabrał sztylet z gardła - Może byście jeszcze postawili kolacje i nocleg swojej koleżance skoro biegliście za nią aż tutaj to z pewnością taki gest nie będzie dla was żadnym problemem nieprawdaż.
Zbir mający miecz na gardle spojrzał na człowieka który go trzymał i który skinieniem głowy zezwolił na zabranie leżącego na ziemi kolegę po czym wszyscy trzej zniknęli za drzwiami gospody. Wewnątrz jeszcze chwilę była cisza, po której wszyscy wrócili do swoich rozmów.
Odrzucając szmatę na podłogę rozejrzał się po wnętrzu sali, wszyscy już byli zajęci swoimi sprawami jakby nic się przed chwilą nie stało.
Ydril wstając z ziemi odrzucił szmatę do Zandira po czym podszedł do dziewczyny, powąchał, dotknął płaszcza, chwycił dłoń dziewczyny i zaczął oglądać.
1.2
Nastał ranek, słońce wschodziło, zapowiadał się ładny dzień. W gospodzie “pod rybką” już nikt nie pamiętał o wydarzeniach poprzedniej nocy, gospodarz sprzątał za barem szykując się na przyjście gości, po całej sali rozchodził się zapach świeżo gotowanej zupy z rybich głów, była to specjalność żony gospodarza. Na sali krzątały się córki gospodarza, sprzątające podłogi i stoły, obecny był tylko jeden gość pijący piwo, z piętra na schodach wyłoniła się postać dziewczyny odzianej w szary płaszcz, próbująca wydostać sie z gospody nie zwracając na siebie uwagi.
W tym momencie otwierają się drzwi do gospody i staje w nich Aron, bardzo schludnie ubrany, brązowe nogawice, biała koszula, trzymający w ręku mieszek.
Oboje usiedli przy stole, Zandir zaczął znosić zamówienie, na stole pojawił się dzban piwa wraz z trzema kuflami, po chwili przyniósł bochen chleba wraz z nożem i miską smalcu, smażone śledzie oraz wazę zupy z rybich głów wraz z talerzami i łyżkami. Do gospody zaczęli schodzić się marynarze z dopiero co przycumowanego statku towarowego. Gospoda zaczęła tętnić zyciem, ludzie przeciskali sie miedzy stołami, gospodarz co już nalewał kolejne piwa, córki znosiły zamówione jedzenie od stołu do stołu a z kuchni żona gospodarza krzyczała że zamówienie gotowe do odbioru. Kogóż to nie było we wnętrzu gospody, marynarze, handlarze, żołnierze wraz z członkami zakonu, nawet i szlachetnie urodzeni przychodzili na słynną w całym mieście zupę, a i różny inny element miejskiego krajobrazu można było dostrzec przy stołach.
Siedzieli i jedli, gospodarz co chwila donosił różne smakowitości marynowane śledzie, pikle, świeże pieczywo, masło a i piwa to już ze 3 dzbany wypili. W gospodzie było już tłoczno, goście się przekrzykiwali, marynarze przepychali się w kolejce po piwo, nie wiedzieli bowiem kiedy znowu zejdą na ląd i będzie okazja do napicia się ilości większej niż na co dzień pozwala kapitan na statku.
Na końcu sali było słychać tłukący się kufel oraz jak ktoś w pośpiechu przeciska się w stronę wyjścia, obok stołu zajmowane przez bohaterów przeszedł mężczyzna w czarnym bardzo eleganckim płaszczu rzucając spojrzeniem na dziewczynę siedzącą z dwoma mężczyznami, po czym szybkim krokiem wyszedł z gospody.
Reanna również wzniosła kufel i wypiła toast razem z braćmi.
1.3
Słońce było wysoko na niebie, bezchmurne niebo pozwalało podziwiać masę ptactwa krążącego nad miastem. Po wczorajszych opadach dziś już nie było śladu co było normalne dla tego tego obszaru, miasto leżało w dolinie gdzie silne wiatry jednego dnia sprowadzały chmury z deszczem a następnego rozganiały je sprowadzając słoneczną pogodę. Aron, Ydril oraz Reanna przemierzali miasto w kierunku dzielnicy bogatych kupców, wiedzieli że jak szukają informacji o symbolach to tylko tam ją uzyskają. Szli wzdłuż głównej ulicy pełnej straganów oferujących przeróżne dobra ze wszelkich stron świata. Kolorowe stoiska ciągnęły się wzdłuż całej długości ulicy po obu stronach niejednokrotnie zasłaniając boczne uliczki jak i wejście do budynków o co było słychać kłótnie handlarzy.
Szli dalej, mijając 4 członków zakonu dręczących handlowców żądając od nich opłat i darmowych produktów. Nikt nie śmiał się przeciwstawić , wszyscy wiedzieli że lepiej zapłacić niż podpaść zakonowi któremu nikt nie śmiał się przeciwstawić. Każdy kto się ośmielił znikał w niewyjaśnionych okolicznościach i tylko nieliczni wracali lecz po powrocie to już nie były te same osoby, ich zmasakrowane ciała już nie przypominały dawnych ludzi a ich psychika już praktycznie nie istniała to był osoby pozbawione duszy.
Nie oglądając się za siebie odeszli z miejsca w którym o mało nie spotkał ich los jakiego nikomu by nie życzyli. Dalej podążali główną ulica w kierunku dzielnicy handlowej, co już oglądając się za siebie czy przypadkiem. Ulica ciągnęła się w nieskończoność a na jej końcu już dało się dostrzec bramę do dzielnicy handlowej. Mijali stragany na których sprzedawano coraz to bardziej wartościowe rzeczy, handlowcy wiedzieli że im bliżej dzielnicy handlowej tym więcej bogatych kupców, na straganach oddalonych natomiast sprzedawano głównie żywność i rzeczy drobiazgi codziennego użytku. Podchodząc do bramy można dostrzec tablice ogłoszeń, na której głównie ogłaszali się kapitanowie statków poszukujący załogi, czasem też można było dostrzec ogłoszenie o chęci sprzedaży lub kupna jakiegoś cennego przedmiotu. Bramy strzegło dwóch strażników miejskich. Przechodząc przez bramę wchodziło się do zupełnie innego świata, brukowana ulica, kolorowe budynki, posągi przedstawiające postaci z historii, fontanny i zieleń dużo zieleni.
Ruszyli w lewo wzdłuż muru mijając kamienice w których na parterze mieściły się przeróżne sklepy oferujące znacznie bardziej elegancki asortyment niż w dzielnicy portowej. Mijali sklep z antykami na którego wystawie dostrzegli pięknie zdobioną zbroję z czasów wojen z nie ludźmi. Kolejny był sklep oferujący odzież najwyższej jakości oraz usługi krawieckie. Minęli jeszcze kilka sklepów aż zatrzymali się przed sklepem “1001 słów” z zewnątrz bardzo niepozorny jednak po wejściu do sklepu ukazywały się ręcznie wykonane bogato zdobione regały zapełnione książkami natomiast na drugim końcu pomieszczenia stało biurko za którym siedział starszy mężczyzna.
Na dwóch krzesłach zasiedli Reanna i Aron, Ydril stał z tyłu, rozglądając się po księgach piętrzących się na półkach. Aron spojrzał na Reanne sugerując że może bezpiecznie pokazać medalion. Reanna sięgnęła ręką za koszule i wyciągnęła złoty medalion, nie zdejmując go pokazała Orenowi
1.4
Zbliżało się południe, słońce wisiało wysoko na niebie, bezchmurne niebo pozwalające na doskonałą widoczność. Do portu Aryteni przypłyną wielki trzymasztowiec Serenina, chluba kompani handlowej Zjednoczonych Królestw Północy, z tego powodu w porcie zaczęło się zamieszanie, bowiem spodziewano się go dopiero wieczorem, lecz z powodu pomyślnych wiatrów przypłyną wcześniej. W tym samym czasie w dzielnicy handlowej w ciemnych i dusznych pomieszczeniach księgarni “1001 słów” troje ludzi słuchało księgarza na temat symboliki. Księgarz kręcił się pomiędzy regałami pełnymi ksiąg, co już na zmianę kucając oraz wchodząc na drabinę szukając konkretnej księgi.
Rozejrzeli się między sobą pytająco, po czym wszyscy ruszyli w stronę drzwi, jedno po drugim wyszli z księgarni zostawiając Orena samego w środku. Na ulicy panuje poruszenie, ludzie tłumnie podążają w stronę głównego placu dzielnicy handlowej, nie zastanawiając się długo postanowili sprawdzić o co tyle hałasu. Idąc razem z tłumem przyglądali się przekrojowi społeczeństwa mieszkającemu w Aryteni, można było dostrzec biednych chłopów na przemian z handlarzami, gdzieniegdzie widać szlachcica lub szlachciankę, dzieci biegają między nogami. Szli szeroką ulicą, wiodącą pomiędzy bogato zdobionymi fasadami budynków. Dochodząc do placu im. króla Cyryla dostrzegają stos drewna na jego środku. Reanna zatrzymała się, chwyciła mocno rękę Arona.
Tłum zaczął krzyczeć “śmierć, śmierć” od drugiej strony placu szedł zastęp żołnierzy zakonu na jego czele szedł ten sam mężczyzna w czarnym płaszczu który uratował Ydrila tego samego dnia rano w dzielnicy portowej. Żołnierze prowadzili zakutego w kajdany elfa, ubranego w porozrywane łachmany. Wyraźnie widać że był torturowany, siniaki, rozcięcia, krwawiące rany, próbowali zmusić go do mówienia, chcieli dowiedzieć się w jaki sposób przedostał do miasta. Przedzierajac sie przez tłum gapiów dotarli na środek placu, przykuli elfa do grubej pionowo postawionej belki po czym żołnierze rozeszli się dookoła, mężczyzna w płaszczu staną obok stosu, dając znać rękami żeby tłum ucichł.
Chadzając dookoła stosu, spoglądając raz na elfa, raz na tłum, oczekiwał aż ktoś zgłosi się z informacjami, jednak się nie doczekał, zawoła do siebie zakonnika trzymającego pochodnie, chwycił ją, podniósł do nieba, po czym rzucił na stos. suche drewno zapaliło się natychmiast,, płomienie zakryły elfa, który nie wydał z siebie ani jednego odgłosu. Tłum krzyczy i wiwatuje “śmierć nie ludziom”, wszyscy cieszą się ze śmierci elfa. Reanna odwróciła wzrok wtulając się w Arona, który wraz z bratem bardziej był zainteresowany tajemniczym mężczyzna, który najpierw ich ratuje od niechybnego lochu, po czym skazuje elfa na straszliwą śmierć w płomieniach. Wymieniali się spojrzeniami których znaczenia znali tylko oni sami. Reanna mocno wtulona w Arona, ten czując jej ciężki oddech pozwolił jej na chwile poczuć ciepło drugiego człowieka. Z czasem jak ogień przygasał, tłum zaczął się rozchodzić, na placu została tylko małą grupka gapiów, oraz zakonnicy i tajemniczy jegomość któremu bracia dokładnie się przyglądają, siedział na schodach fontanny przyglądajac sie płonącemu stosowi, był to starszy siwy mężczyzna, na jego twarzy wypisane były wszystkie bitwy w jakich uczestniczył, od ust do prawego ucha ciągnęła się blizna, spod czarnego eleganckiego płaszcza można było dostrzec bardzo eleganckie skórzane buty. Gdy ogień już zgasł z placu zeszli ostatni gapie a i zakonnicy wrócili do swoich obowiązków.
Aron wraz z Reanna ruszyli w stronębramy do dzielnicy portowe, natomiast Ydril podszedł pod fontannę szukając czegoś co dziwnie błysnęło przed chwilą. Rozglądając się dokładnie znalazł coś błyszczącego między dwoma marmurowymi stopniami, podszedł bliżej, wyciągnął sztylet którym podważył dziwny przedmiot który tkwił między blokami. Po mocniejszym naciśnięciu wyskoczyła złota moneta a ku większemu zdziwieniu na jednej ze stron widniał symbol oka wpisanego w trójkąt, a z drugiej strony widniał numer “12672342”, wiedział że nia ma czasu na zastanowienie co prędzej schował monetę za pas i ruszył za swoimi przyjaciółmi, nie wiedząc że jest obserwowany. W mieście pojawiło się więcej strażników jak i zakonników, wraz z nimi na czas zamknięcia miasta wcielono do służby tarczowników, zwykłych chłopów, po podstawowym przeszkoleniu których jedyna zaletą była duża liczba oraz niska cena szkolenia jak i wyposażenia, w którego skład poza najzwyklejszym skórzanym kaftanem rzadko wchodziły prawdziwe bronie częściej był to kosy, deski, młotki. Idąc ulicą dostrzegł jak do jednego budynku wbiega kilku zakonników, na zewnątrz pozostawiając trzech tarczowników, po chwili rozległ się wrzask kobiety a z budynku siłą wyciągano mężczyznę.
Ydril słysząc to i pamiętając zdarzenie z rana zrezygnował z szarpaniny i ruszył dalej w stronę rybki gdzie czekają na niego przyjaciel. Co chwila oglądał się za siebie gryząc ze swoim sumieniem, jednak dobrze wiedział że tym razem skończy w lochu i nikt mu nie pomoże.
1.5
Arytena została odcięta od świata zewnętrznego, na masztach zawieszono czarne flagi zwyczajowo oznaczające miasto zamknięte z powodu zarazy, a obecność nie człowieka w mieście można uznać za właśnie taką sytuacje, wszystkie bramy zamknięto, nikt nie mógł wejść ani opuścić miasta, na murach pojawili sie łucznicy strzegący obie strony muru. Statki stojące w porcie zostały zmuszone do pozostania a ich załogi po kolei wyprowadzane z pokładów i przesłuchiwane w prowizorycznych strażnicach naprędce skręcone ze stoisk sklepowych oraz namiotów, a każdy statek dokładnie przeszukany, co niektórych marynarzy zabierano do kasztelu na dokładniejsze przesłuchania. W mieście zapanował terror jakiego dawno nie widziano. Na ulicach nie było już handlarzy, większośc ludzi rozeszło sie do domów i zajazdów. Wśród tego ponurego krajobrazu po opustoszałych ulicach podążał samotny mężczyzna, nerwowo rozglądając się za siebie szedł bocznymi uliczkami nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Szedł szybkim krokiem jednocześnie starając się być niezauważalnym dla patroli strażników miejskich, zakonników oraz lokalnych bojówek powołanych na czas izolacji miasta.
Oboje ruszyli uliczkami w kierunku karczmy rybka na ich szczęście zachmurzyło się i zaczęło padać, w taką pogodę tylko zaciekli członkowie zakonu dalej patrolowali miasto, reszta rozeszła się do karczm, zajazdów oraz innych przybytków oferujących alkohol jak idach nad głowa. Przemieszczali się szybkim krokiem omijając miejsca gdzie byliby zbyt widoczni jak i takie w których w razie problemów byliby w potrzasku, na ich szczęście Ydril doskonale znał miasto i jego wszystkie zaułki. Gdy tylko pojawiali się zakonnicy chowali się za beczkami, straganami, wozami. Wychodząc z ostatniego zakrętu w kierunku rybki dostrzegli stojących przed wejściem dwóch strażników miejskich pijacych popularne tanie wino.
Ydril pobiegł w stronę stojących przy wejściu strażników, przebiegając obok wytrącił jednemu butelkę wina po czym zaczął uciekać, strażnicy nie zastanawiając się pobiegli za nim, korzystając z okazji kobieta pobiegła w stronę wejścia do karczmy. W środku mimo tłoku łatwo dostrzegła Arona który wyróżniał się zarówno uroda jak i ubiorem który bardziej pasował do bogatego kupca niż klienta portowej gospody, nie siedział sam siedziała z nim kobieta, jednak nie mogła pozwolić sobie na czekanie aż zakończą swoje spotkanie nie zdejmując kaptura i podeszła do ich stolika.
Klarissa ruszyła w stronę schodów, wydawało się że nikt nie zwrócił na nią uwagi, wszyscy klienci zajęci swoimi sprawami nie zainteresowali się kobieta. Chwilę później Aron z Reanną wstali od stołu i również ruszyli w stronę schodów prowadzących na piętro. Mijając bar Aron wymienił spojrzenia z Zandirem obsługującym klientów przy ladzie. Obaj dobrze wiedzieli o co chodzi, gospodarzowi nie podobało się że jego przybytek był odwiedzany przez nie ludzi, jednak bardziej nie podobały mu się ich pogromy dlatego przymykał oko w zamian Aron z bratem odwdzięczali się sprowadzając alkohole z najdalszych zakątków znanego świata. Idąc schodami na górę z każdym krokiem upewniał się czy nikt nie wykazuje zainteresowania nim lub jego towarzyszkami. Stanęli przed drzwiami, gdzie dobiegły ich ciche jęki, otworzyli drzwi a ich oczom ukazał się Ydril leżący na łóżku cały we krwi, Reanna stała nad nim próbując kawałkiem materiału zatamować krwawienie, oboje w pośpiechu wbiegli do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Aron chwycił z półki na wpół opróżnioną butelkę rumu, wiedział gdzie szukać bo był to ulubiony alkohol Ydrila i widział jak poprzedniej nocy pił go do snu. podał alkohol i ściągnięty z szyi medalion Klaryssie. Przyłożyła medalion do rany zalała go alkoholem i zaczęła wypowiadać zaklęcie w języku elfów, do pokoju wróciła Reanna ttrzymajac miednice z wodą. Aron widząc jaki ból odczuwa jego brat włożył mu do buzi złożony skórzany pasek do zaciśnięcia zębów. Z rany zaczął unosić się niebieski dym, krew przestała tryskać, a rana zdawała się zanikać. Ydril uspokoił się i usnął, reszta rozsiadła się po pokoju Aron na łóżku przy bracie a towarzyszki na krzesłach stojących przy niewielkim stoliku.
1.6
Starszy mężczyzna stoi przy oknie i spogląda na miasto, z okna rozpościera się widok na całą Arytenę. Miasto skąpane w ciemnościach jedynie pojedyncze lampy oraz pochodnie rozświetlają ulice. Mężczyzna odwraca się od okna, przechadza po pokoju, zasiada przy bogato zdobionym biurku i przegląda leżące na nim dokumenty. rozgląda się po pomieszczeniu wypełnionym regałami z księgami,, na jego twarzy wyraźnie odznacza się zniecierpliwienie. Otworzył szufladę i wyciągnął księgę, którą położył na biurku, zaczął przeglądać, jednak każda strona była pusta. W pewnym momencie skończył przewracać strony, zaczął wykonywać okrężne ruchy rękami na księga, jednocześnie wypowiadając zaklęcie. Na pustych dotychczas stronach pojawiły się runy które przemieniły się w twarz kobiety, na początku rozmyta jednak po chwili obraz się wyostrzył, była to twarz pięknej błękitnookiej blondynki.
Na twarzy Kedmona pojawiło się zmartwienie, dobrze wiedział co oznaczało przybycie Kalusa, że jego przełożeni nie mieli do niego zaufania i postanowili zakończyć jego żywot.
Podszedł do okna i przyglądał się dzielnicy Portowej, oczekując na rozpoczęcie akcji która zaważy na jego życiu. Podszedł do regału z księgami, pociągnął za księgę po tytułem “zakazane praktyki” po czym regał stojący naprzeciwko uchylił się ukazując ukryte schody wiodące w dół. Kadmus wszedł na schody, pociągnął wystającą ze ściany dźwignię, co spowodowało zamknięcie wejście. Pomimo nocy i braku jakichkolwiek okien, czy otworów na schodach było jasno, z pewnością była to zasługa magii. Szedł krętymi schodami w dół. Zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami, wyciągnął z kieszeni klucz który wsunął w zamek, przekręcił i otworzył drzwi. Za drzwiami ukazała się przestronna komnata, to nie była zwykła komnata, jej wnętrze było przerażające, drewniane ławy z przymocowanymi kajdanami, na ścianach przykuci łańcuchami martwi ludzie, kałuże krwi zalegające na posadzce. Stoły pełne przyrządów alchemicznych, pod niektórymi palił się płomień wywołując reakcje chemiczne. Podszedł do jednego z pracujących alembików, chwycił gołą ręką rozgrzany do czerwoności pojemnik pełen bazującej substancji, po czym wypił jego zawartość.
Odłożył pojemnik na miejsce i znowu zaczęły skapywać do niego krople dziwnej substancji. Pomieszcze tak jak prowadzące do niego schody było bardzo jasne pomimo braku ognia jak i okien. We wnętrzu czuć było magicznie energie unosząca się w powietrzu tak samo jak smród rozkładających się ciał. Podszedł do ciała martwej nagiej kobiety przykutej do ściany, chwycił leżąca obok piłę i zaczął odcinać rękę. Po odcięciu chwycił tę rękę położył na stole i delikatnie zaczął oddzielać tkanki od kości. Kość rzucił w kąt gdzie leżała ich już pokaźna ilość, pozostałą część ręki wrzucił do wielkiego kotła, wypełnionego równie dziwną substancją ja ta która przed chwilą wypił. Chycił leżąca obok chochlę i zaczął mieszac w garze, szeptał w niezrozumiałym języku i w tym momencie wnętrze kotła zaczęło się gotować pomimo braku ognia. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, po czym odłożył chochlę i skierował się schodami do górnego pomieszczenia. Zasiadł za biurkiem a regał sam się zamknął.
Banals wyszedł z pomieszczenia chwile po kapitanie, dokładnie zamknął drzwi i udał się głównym korytarzem w stronę schodów prowadzących w dół, po chwili marszu doszedł do wielkich dwuskrzydłowych drzwi prz których stało 2 strażników zakonnych, którzy na jego widok szeroko otworzyli drzwi. wyszedł na podwórze skąd prowadziła tylko jedna droga do metalowej kratownicy która również otworzono jak tylko się zbliżył. Wyjście prowadziło do dzielnicy handlowej, skąd skierował się w stronę księgarni “1001 słów”. Niepostrzeżenie podszedł pod drzwi księgarni, po czym jednym skokiem znalazł się na piętrze budynku trzymając się gzymsu. Za oknem dostrzegł łóżko w którym leżał znany mu księgarz Oren. Okno było otwarte wystarczyło je lekko pchnąć i wślizgnąć się do środka a następnie jednym skokiem przygniótł niczego nie spodziewającego się Orena.
Oren nie zdążył już wydać żadnego dźwięku gdy jego dusza zaczęła opuszczać ciało, mógł już tylko obserwować jak opuszcza swoje ciało i unosi się w powietrze jednak nie ulatuje daleko bowiem Kedmon odwraca się łapie jego uciekająca duszę i silnym ruchem zrzuca ją na ziemię gdzie znika pod podłoga. Jego dusza została sprowadzona do mrocznego świata demonów skąd nie ma ucieczki i tam czeka na niego wieczne potępienie. Kedmon otrząsnął się, poprawił garderobę, z powrotem przybrał ludzkie rysy twarzy, podszedł do wybitego okna, rozejrzał się po ulicy, nikogo nie zobaczył więc zeskoczył po czym skierował się spowrotem w stronę kasztelu. Po chwili znowu znalazł się w swoim gabinecie i stał przy oknie spoglądając na miasto skąpane w ciemnościach.
1.7
Kapitan Bartol wraz z oddziałem zakonników zmierzał w kierunku gospody Rybka gdzie mieli znajdować się poszukiwani przez Banalsa. Zamierzał zaatakować w nocy licząc że zaskoczy ich śpiących w łóżkach. rozkazał części ludzi otoczyć budynek i pilnować otaczających uliczek, reszcie kazał wejść ze sobą do środka. Szybkim ruchem ręki otworzono drzwi do gospody i w jednej chwili cała grupa zakonników z kapitanem na czele weszła do środka. Zdezorientowani goście w jednej chwili chcieli opuścić przybytek i oddalić się jak najdalej, jednak nie dane im było odejść.
W tym momencie grupa zakonników odłączyła się i pobiegła na górę, pozostali na dole rozeszli się po części jadalnej poszukując dziewczyny z nietypowym naszyjnikiem na szyi. Na piętrze rozchodził się huk wyważanych drzwi, zakonnicy niemalże jednocześnie weszli do każdego z pięciu pokoi dostępnych dla gości. Rozchodziły się krzyki i wrzaski ludzi wywlekanych z łóżek, którym pozwalano jedynie na okrycie się tym co było pod reką i sprawdzano ich na parter gdzie kazano im zajmować miejsca przy ławach. Po chwili już wszyscy goście zajmujący pokoje znajdowali się na dole i czekali na zakończenie przeszukania.
Po tym rozkazie zakonnicy zaczęli przeszukiwać cały budynek, z piętra dało się słyszeć dźwięki wywracanych mebli, ludzie kapitana bardzo skrupulatnie wykonywali rozkaz rozebrania budynku, wybijali okna, rozbierali podłogę zdejmowali obrazy, przeszukiwali dokładnie każdy fragment budynku. W części jadalnej działo się dokładnie to samo co na piętrze, poszukiwano przede wszystkim klapy w podłodze mogącej ukrywać dodatkowe pomieszczenie lub nawet tunel. Gdy hałas trochę ucichł kapitan rozpoczął przesłuchania obecnych w gospodzie.
Dwóch zakonników chwyta Zandira pod ramiona i podnosi, po czym skuwają mu ręce z tyłu i wyprowadzają na zewnątrz, natomiast kapitan kontynuował przesłuchania kolejnych obecnych w gospodzie, z piętra dało się słyszeć huk wyburzanych ścian, wiedział że jeśli w budynku są jakieś ukryte miejsca jego ludzie je znajdą.
Kolejne przesłuchania również nie były zbyt owocne, dopiero połączenie zeznań wszystkich obecnych dziś wieczorem gości dały jakiś obraz sytuacji, dowiedział się że poszukiwani przez niego ludzie byli tu dziś wieczorem i dołączyła do nich jeszcze jedna tajemnicza kobieta, jednak po wejściu na piętro nikt ich już nie widział. Po zakończeniu wszystkich przesłuchań, zezwolił wszystkim opuścić gospodę, jednak mieli zostawić swoje rzeczy w pokojach a sam udał się na górę do pokoju w którym mieli znajdować się poszukiwani. Na piętrze wyglądało jak po trzęsieniu ziemi, wyburzone ściany, pozrywane podłogi, drzwi powyciągane z zawiasów, pokój do którego zmierzał znajdował się na końcu korytarza, mijając pozostałe widział jak zakonnicy wciąż przeszukują pokoje.
Po tym rozkazie wszyscy zakonnicy opuścili pokoje, zbiegli na parter i opuścili gospodę. Kapitan Bartol stanął przed ostatnim pokojem, rozejrzał się dookoła po czym wszedł do środka, zrobił długi krok nad leżącymi na podłodze drzwiami. Pokój wyglądał dokładnie tak jak się spodziewał, dwa niegdyś łóżka zostały całkiem zdemolowane, szafy tak samo, dziura w ścianie do sąsiedniego pokoju, szyba w oknie wybita. pokój został bardzo dokładnie przeszukany. Zaciekawiła go zakrwawiona pościel leżąca koło jednego z łóżek.
Zwinął zakrwawioną pościel po czym udał się na zewnątrz gdzie czekali na niego zakonnicy. Jednemu z ludzi oddał pościel i kazał zabrać do laboratorium. Dobrze wiedział że bez poszukiwanych nie ma po co wracać, jednak Belus czekał na raport i nie mógł pozwolić sobie na zwlekanie. Lepiej było stawić się i przyznać do porażki niż kazać mu dłużej czekać, poza tym liczył że uda mu się cokolwiek wyciągnąć od gospodarza Zandira którego zamierzał poddać torturom w kasztelu. Z pobliskich budynków ludzie wyglądali z okien zaciekawieni hałasami docierającymi z gospody rybka, lecz szybko chowali się nie chcąc zwracać na siebie uwagi.
Po wydaniu rozkazów zakonnicy ruszyli w stronę kasztelu, tylko nieliczni zostali do obserwowania gospody a raczej tego co z niej zostało. A sam kapitan ruszył w kierunku uliczki na którą wychodziło okno z pokoju poszukiwanych. Gdy już znalazł się na miejscu dostrzegł ślady krwi i ruszył ich śladem, jednak ku jego zaskoczeniu na końcu ścieżki krwi zamiast kogoś z poszukiwanych znalazł martwego strażnika miejskiego i wyraźne ślady że to nie jego krew biegła pod okno. Podszedł do ciała i dokładnie przyjrzał się ranie na jego ciele, była bardzo głęboka i prowadziła prosto do serca, w ręce trzymał miecz. wiedział że musiał walczyć z kimś zaprawionym w boju to nie mógł być byle kto, nie każdy potrafi zadać taki cios, jedno precyzyjne pchnięcie prosto w serce.
1.8
Aron usłyszawszy słowa brata, zaczął przeszukiwać kieszenie brata, poza paroma monetami i innymi śmieciami do których Ydril miał słabość, znalazła się złota moneta nie podobna do pozostałych. Po bliższych oględzinach zauważył że owa moneta z jednej strony ma ciąg cyfr jeden dwa sześć siedem dwa trzy cztery dwa natomiast z drugiej strony widniał symbol oka wpisanego w trójkąt. Aron już wcześniej widział ten symbol, jednak nie potrafił dokładnie powiedzieć gdzie ani kiedy. razem z Klaryssa usiedli przy stole, położył monetę na środku stołu, tak żeby oboje dobrze wiedzieli umieszczony na monecie symbol. Do stołu podeszła Reanna i po cichu usiadła obok Klaryssy naprzeciwko Arona.
Aron chwycił, rzuconą monetę, schował ją do kieszeni i wyszedł z pomieszczenia. Reanna jeszcze chwilę siedziała bez ruchu wtulona w Klarisse obejmującą ją ramieniem. Po chwili do pomieszczenia wrócił Aron, zrzucił stojące na stole świeczniki, i zastawę robiąc na sole miejsce na przyniesione pergaminy.
Po ustaleniu planu działania wszyscy wzięli się za przygotowania. Mieli szczęście że opuszczona kamienica służyła braciom za składzik i kryjówkę, na miejscu mieli wszystko co tylko moze byc potrzebne do włamania do banku. Aron skorzystał z dobrze zaopatrzonej garderoby i przebrał się w czyste ubrania, po czym zawołał do siebie towarzyszące mu kobiety żeby również zdjęły zakrwawione ubrania i założyły coś wygodnego do przedzierania się przez stare kanały ściekowe. Po chwili wszyscy ubrani byli w ciemne, wygodne ubrania, dobrze skrojone spodnie, koszule, kamizelki. Aron podszedł do gabloty z której wyjął dwa sztylety i schował za pasem, po czym wyjął jeszcze dwa i wręczył po jednym towarzyszka, po czym wyszedł z pomieszczenia. Po pół godziny wydawali się być gotowi do akcji.
Ruszyli w stronę schodów prowadzących do piwnicy, klarissa, Aron niosący Ydrila oraz Reanna. Zeszli schodami do piwnicy, Aron pokazał gdzie jest pochodnia, którą zapaliła Klarissa. Po zapaleniu pochodni ukazała się typowa piwnica, puste ściany z cegieł, parę beczek i regałów, jednak nigdzie nie widać zejścia, czy jakiegoś przejścia. Aron wskazał na stojącą przy ścianie beczkę, dziewczyny przesunęły ją i wtedy ukazała się dziura w podłodze prowadząca do kanałów. Aron położył brata na podłodze i zszedł jako pierwszy, po drabinie p oczym dziewczyny delikatnie wprowadziły wciąż nieprzytomnego Ydrila do otworu gdzie czekał już na niego Aron, po chwili zeszły Klarissa oraz Reanna.
Kanały były bardzo stare i nosiły ślady wielu wieków przez które były używane. Pomimo że krasnoludy słynęły ze swojej architektury te kanały nie wyglądały już tak imponująco jak przed wiekami. Popękane ściany, cieknąca woda, szczury oraz inne robactwo biegające pod nogami. Przemierzali te kanały oświetlając sobie drogę jedynie dwiema pochodniami niesionymi przez Klarisse na początku oraz reanna na końcu. Co chwilę mijali kamienna tablicę z krasnoludzkimi informacjami dotyczącymi miejsca w którym aktualnie się znajdowali, krasnoludy bardzo dbali o takie szczegóły jak organizacja oraz dobra orientacja w terenie dlatego też, na każdym skrzyżowaniu umieszczali tablicę na której informowali o kierunkach oraz o tym co znajdowało się ponad głowami nad kanałami. mimo iż przez lata ludzie, przebudowywali kanały oraz zabudowę ponad nimi, Aron bardzo dobrze orientował się w kierunku w jakim mają podążać, nie pierwszy raz wychodził nimi poz miasto, jednak nigdy wcześniej nie musiał nieść nieprzytomnego i ciężko rannego brata. Po chwili marszu dało się poczuć świeże powietrze, po zapachu ścieków i resztek z miejskich gospodarstw ten zapach był zbawienny, dobrze wiedzieli że zaraz znajdą się poza murami miasta i będa mogli przejśc do kolejnego etapu planu.
1.9
Księżyc był wysoko na niebie, noc była wyjątkowo ciemna. W lasach nieopodal Aryteny panowała cisza, jedynie spod bramy dobiegał hałas tłoczących się wędrowców których nie wpuszczano do środka. Z dala od murów miejskich można było dostrzec dziwny ruch w krzakach, z których po chwili wyłoniła się postać człowieka. Owa osoba po wyjściu z krzaków powędrowała w stronę lasu. Przez chwilę ponownie panowała typowa nocna atmosfera, pusto, głucho, jedynie co jakiś czas słychać hukanie sowy. Nie długo trwało jak do krzaka podjechał wóz zaprzęgnięty w dwa konie, na którym siedziały dwie osoby. W tym samym momencie z krzaków wyszły jeszcze dwie osoby niosące jakiś pakunek, który załadowali na wóz. Po wszystkim dwie osoby odjechały wozem a dwie weszły z powrotem w krzaki, gdzie ślad po nich zaginął.
Reanna razem z leśnikiem zajechali pod dom znajdujący się wystarczająco daleko od miasta żeby nie było widać światła palącego się kominka. Wspólnie zdjęli Ydrila z wozu i zanieśli do domu, gdzie położyli go na łóżku znajdującym stojącym koło rozpalonego kominka. Cały dom składał się z jednej izby, jednak na tyle przestronnej że znajdowały się tam trzy łóżka , dobrze wyposażona kuchnia oraz przestronne szafy.
Tymczasem w kanałach pod Aryteną dwie osoby podążały w kierunku banku Mateo i Wello. Kanały pod handlową częścią miasta należały do najstarszych przez co były także najbardziej zrujnowane, popękane ściany, kruszący się tynk nad głowami, woda cieknąca po ścianach, każdy krok mógł zakończyć się tragedią. Aron podążał przodem a klaryssa szła zaraz za nim, oboje trzymali pochodnie, bez których otaczałaby ich nieprzenikniona ciemność. Podążali bardzo ciasnymi tunelami, pełnymi szczurów i innego robactwa, omijając leżący pod nogami gruz.
Po czym Aron przystąpił do malowania stropu za pomocą pędzla maczanego w malowidle Matajasa, była to czarna gęsta i lepka substancja. Klaryssa stała blisko i dokładnie oświetlała Aronowi miejsce malowania. Chwilę po pomalowaniu strop zaczął znikać i można było dojrzeć co znajdowało się nad nimi. W końcu nad ich głowami otworzyła się wystarczająco duża dziura żeby wejść do środka. Gdy oboje na moment spuścili wzrok z otworu nad ich głowami, usłyszeli dźwięk przesuwanego przedmiotu. Aron szybkim ruchem skoczył w stronę Klaryssy i razem polecieli na posadzkę w bezpiecznej odległości od spadającego dzbanu, mieli pecha bo znajdujący na górze stół jedną noga stał w miejscu pojawienia się dziury a ciężki dzban przechylił stół i zsunął się do kanału. Ciężki srebrny dzban zleciał, wydając huk mogący zwrócić na nich uwagę. Oboje jeszcze moment nie wstawali z posadzki czekając czy ktoś się pojawi zaalarmowany hałasem. Moment później jak nikogo nie usłyszeli, wstali i podeszli do otworu.
Gdy tylko Klaryssa znalazła się razem z Aronem, oboje zdali sobie sprawę że znajdują się w skarbcu, więc mogli rozpocząć poszukiwania skrytki o numerze “12672342”. Tymczasem pod bramą do Aryteny wielkie poruszenie, przed bramą zaczęło się robić tłoczno. Kupcy, wędrowcy, całe rodziny z dziećmi, pragnęły dostać się do miasta, nikt nie wiedział ile potrwa kwarantanna i jak długo będzie trzeba nocować pod brama. W kierunku miasta zbliżał się zastęp ciężkozbrojnych rycerzy na czele których jechał bardzo bogato odziany mężczyzna.
Po wydaniu rozkazów, rycerze zsiedli z koni i rozeszli się do stojących wokół nich ludzi. Wielu z nich czekając aż będą mogli wjechać do miasta rozbiło namioty, rozpaliło ogniska na których ustawiali kociołki z jadłem. Chwilę później rycerze już siedzieli wokół ognisk i rozkoszowali się przygotowanymi przez wieśniaków potrafkami i popijając zarekwirowane kupcom wino, a sam wicehrabia został umieszczony w przestronnym namiocie, należącym do bogatego kupca, handlującego tkaninami. Hrabia po rozgoszczeniu się w namiocie, wypakował z torby księgę, która po otwarciu miała same puste strony, nad którymi macha ręką i wypowiada niezrozumiałe słowa, po chwili na pustych stronach pojawiły się runy które to zamieniły się w twarz.
Po tej rozmowie Kalus wyjął z mieszka trzymanego przy pasie trzy kamienie i rzucił je na stół. Usiadł na krześle, chwycił po jednej kości w lewą i prawą dłoń, wypowiedział zaklęcie po czym rzucił najpierw kamieniem z lewej ręki potem z prawej ręki w kamień leżący na stole. W tym samym czasie w kasztelu Kadmon spoglądał na miasto przez okno ze swojego gabinetu, kiedy to poczuł ogromny rozrywający od środka ból.
Do gabinetu wbiegł strażnik stojący pod drzwiami, chwycił go i pomógł usiąść na krześle.
1.10
Kapitan Bartol wraz ze swoimi żołnierzami zajął stanowiska, dobrze wiedział że niedługo będzie świtać i ma już niewiele czasu jeśli ma zaskoczyć przeciwnika. Pierwszy raz w jego błyskotliwej karierze zakonnej nie był pewien czy powinien wykonać powierzony rozkaz. Nigdy wcześniej nie kazano mu zabijać, niewinnych ludzi, ani walczyć z królewskimi wysłannikami, dobrze wiedział że za zabicie wicehrabiego czeka go sąd. Po chwili zawahania wydał rozkaz do rozpoczęcia operacji. Otworzono bramę w której pojawili się rycerze zakonni. Ludzie widzac otwarta bramę rozpoczeli przygotowania do przekroczenia progu miasta. Wśród ludzi doszło do poruszenia, po wielu godzinach oczekiwania wreszcie mogli wejść do miasta. Także królewscy rycerze podzielali entuzjazm, jedynie wicehrabia nie wyglądał na rozentuzjazmowanego, zbyt dobrze znał Kedmona nie wierzył że tak poprostu wpuści ludzi do miasta. Zakonnicy rozkazali ustawić się wszystkim w kolejce i czekać na swoją kolej, w tym czasie rycerze wraz z wicehrabia ustawili się obok bramy licząc na wejście poza kolejnością. W tym właśnie momencie na ludzi stojących pod bramą spadł grad strzał, na murach stali łucznicy czekający aż wszyscy ustawią się w jedny miejscu i zasypali ich strzałami, jedynie rycerze zdążyli zasłonić się tarczami, jednak zakonnicy stojący przed bramą byli na to przygotowani i ruszyli do ataku a na ich czele kapitan Bartol. rycerze w zwartym szeregu przesuwali się w kierunku drzew, osłaniajac wicehrabiego licząc że w lesie będa osłonięci przed strzałami. W tym samym czasie w skarbcu banku Mateo i Wello dwoje ludzi poszukiwało pewnej tajemniczej skrytki, kiedy usłyszeli hałas docierający z tunelu pod bankiem.
Cała trójka przeglądała skrytki bankowe, znajdujące się na ścianach skarbca, znajdowały się w wydrążonych w skale otworach i zabezpieczonych najnowszymi i najlepszymi zamkami.
Całą trójka stanęła przed skrytką o numerze “12672342” Aron wyciągnął monetę o tym samym numerze i wrzucił do otworu znajdującego się na lewo od drzwiczek skrytki. rozległ się dźwięk mechanizmu, słyszeli jak w środku moneta wpada i przemieszcza się między różnymi mechanizmami sprawdzającymi autentyczność monety oraz poprawność numeru. Jak cały mechanizm ucichł, rozległ się dźwięk otwieranego zamka w drzwiczkach. Aron sięgnął ręką, otworzył drzwiczki i w tym momencie zostali sparaliżowani, żadne z nich nie mogło się poruszyć ani wydać z siebie dźwięku. Ze skrytki zaczęła ulatniać się mgła, która ogarneła caały skarbiec. Tymczasem w gabinecie w kasztelu, starszy mężczyzna wyje z bólu, siedząc na krześle próbuje zapanować nad chęcią wycia.
Wtedy też usłyszał dźwięk docierający z jego ukrytego pomieszczenia za regałem, dobrze wiedział co on oznacza, jednak z powodu rozdzierającego bólu nie mógł zejść na dół. wiedział że jedyną szansą jest dla niego powodzenie akcji kapitana Bartola. Tymczasem pod bramą miejską toczy się walka między królewskimi rycerzami a zakonnikami wspieranymi przez strażników miejskich stojących na murach i strzelających z łuków. Rycerze w szyku obronnym otoczyli wicehrabiego i wycofali się do lasu, szykując się do walki w zwarciu z zmierzającymi w ich kierunku zakonnikami. Napastników było niemal trzykrotnie więcej od broniących się rycerzy jednak nadrabiali to ciężkimi zbrojami jak i świetnym wyszkoleniem. Zaraz za zakonnikami pojawili się strażnicy miejscy którzy po zejściu z murów i dobiciu pozostałych przy życiu wieśniaków oraz kupców ruszyli za znikającymi w lesie zakonnikami. Chwilę później Kedmon wstał z krzesła, dobrze wiedział co oznacza jego zmniejszający się ból, pomimo wciąż ogromnego cierpienia, był już w stanie ruszyć się do ukrytego pomieszczenia i przekonać się czy jego plan się powiódł. Zszedł na dół i ku jego wielkiemu zadowoleniu było dokładnie tak jak przewidział. Na środku sali stały trzy sparaliżowane osoby, dwoje mężczyzna, kobieta oraz elfka. Podszedł do kobiety, sięgnął ręką po wiszący na szyi medalion i dokładnie mu się przyjrzał, Na jego twarzy pojawił się usmiech.
Po skończeniu monologu skierowanego w kierunku sparaliżowanych, przeniósł Klaryssę oraz Arona pod ścianę, natomiast Reanne umieścił na środku sali. Z powodu ogromnego podniecenia dopiero po chwili zauważył że jego ból przeszedł prawie całkowicie, dobrze wiedział co to oznacza, że osobnik który rzucił zaklęcie musi być ciężko ranny. Przystąpił do malowania farba pentagramu wokół Reanny. Następnie na wierzchołkach namalował runy, kiedy chciał posypać namalowany rysunek magicznym proszkiem usłyszał dźwięki docierające z górnego gabinetu. Poszedł na górę , gdzie ku jego zaskoczeniu dzwięki docierały z biurka, sięgnął otworzył szufladę i wyciągnął z niej magiczną księgę dzięki której komunikował się z tajemnicza kobietą, Po otwarciu ksiegi zobaczyłdokładnie tę samą kobietę.
Po wszystkim wziął księgę ze sobą i poszedł do pracowni na dolnym poziomie, gdzie czekali na niego wciąż sparaliżowani goście. Wrzucił księgę do ognia palącego się pod kociołkiem.
Po zakończeniu opowiadania Kedmon sięgnął po chochlę i zanurzył ją w kociołku, mikstura znajdująca się w środku oblał Reanne i wypowiada zaklęcia których nikt poza nim nie rozumiał. W pewnym momencie Ciało Reanny zaczęło się zmieniać, uniosło się w powietrzu, oczy zaczęły świecić na czerwono z jej pleców wyrosły czarne nieopierzone skrzydła przypominające skrzydła nietoperza.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt